Mroczne DolinyMały kotek grzecznie śpi...

Tajemnicza kraina, nad którą od wieków zalega mrok. Słońce świeci tu niezwykle rzadko. Nie ma tu tętniących życiem wiosek, jedynie jedno, warowne miasto ostało się w tej czeluści mroku, a i o nim nie można powiedzieć, pełne życia...
Awatar użytkownika
Wega
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Mały kotek grzecznie śpi...

Post autor: Wega »

„Upojna noc”. Tak, zdecydowanie już kilka takich nocy z rzędu były dla naszego potwora z mórz.
Wega wędrował już któryś dzień z kolei za powozem, gdzie głównym właściwie towarem byli ludzie, ale nie niewolnicy, tylko handlarze. Tak bynajmniej przypuszczał tryton. Kilka łepków przy każdym noclegu i przy każdym postoju kręciło się wokół wozu, a przerw mieli naprawdę wiele. Tym gościom niebywale się nie spieszyło. Byli wolniejsi od samego Wegi. To jednak pozwoliło trytonowi podążanie za nimi. Początkowo nawet miał konia, ale i ten zwierz zdawał się być zbędny w podróży. Wiscari czekał tylko aż zapadnie noc tak późna, że nawet prowizoryczny wartownik zaśnie oparty o drzewo, a on sam skorzysta z towaru jaki ze sobą wieźli. Tak, tak, ciekawski maszkaron zastanawiał się co też ci podróżnicy mają w swoim zadatku, bo przecież Wega nie szlajał się za nimi bez powodu. Oni byli tylko przejściowym etapem jego podróży. Miał pewne informacje, że te lądowe pachołki doprowadzą go do gościa zwanego „Krokus”, którego szuka, a ci ludzie byli tylko pośrednikami. Tak więc z nocy na noc, gdy każdy śnił twardym snem, on właził na wóz i tam odkrył znaczenie „Upojnej nocy” w postaci szlachetnego rumu sprowadzonego aż z Turmalii. A później… później już każda noc była upojna, pełna relaksu dla trytona. Nie mógł, co prawda przesadzać z ilością wypitego alkoholu, bo byłby już całkiem suchym wiórem, ale przyjemniej jakoś lepiej się później spało. Przywłaszczanie sobie butelek rumu miało też inną korzyść. Kiedyś handlarze odkryją, że litry zaczynają znikać, konie szybciej iść, a to wzbudzi wiele podejrzeń wśród swoich, bo w końcu towar nie znika od tak!
No i się nie pomylił.
Fakt, handlarze się pokłócili. O jakże ostro się oni wyzywali! Kto zmarnował ich towar? Przecież to są pieniądze na ich życie! Ktoś musi je oddać, zapłacić za to! Od słowa do słowa, od wyzwiska do wyzwiska w końcu każdy z kolei zamilkł podejrzewając jednego przez drugiego o wykorzystanie napoju. To jednak ominęło Wiscariego, który nieco przesadził z alkoholem i usnął oparty o drzewo z „Upojną nocą” tuż przy nodze. Oddychał głęboko nie czując jeszcze suchości w gardle, która prosperowała powoli do pobudki z powodu wysuszenia organizmu. Było już ciemno. Jego postać okryta była cieniami i blaskami uwydatniającymi obrzydliwość jego twarzy, szczególnie zapadnięte oczodoły. Handlarz, który go odkrył początkowo myślał, że stwór z lasu na niego patrzy czarnymi ślepiami. Już chciał krzyczeć i uciekać, gdy nagle dostrzegł charakterystyczną dla niego butelkę. Czort jeden! Odkrywca poczerwieniał na twarzy i warknął tak głośno, że tryton nieco ociemniale drgnął rozglądając się dookoła.
- Co jest? – spytał w głos i uniósł wzrok na człowieka. Uśmiechnął się obrzydliwie, nieco wciąż podchmielony. Jego czerwone od przepicia białka mogłyby wydawać się naprawdę straszne, gdyby nie ta zdradziecka butelka obok.
Handlarz zaś bardziej przejął się tym, że ktoś wypił im połowę towaru niżeli wyglądem Wegi. Tak był oburzony! Krzyknął coś, wrzasnął i rzucił się na trytona, który o dziwo jakoś zebrał się na nogi do samoobrony. Wisacriego rozbolała głowa. Po co on tak krzyczy? Nawet w stanie uszczęśliwienia procentami był bardziej skoncentrowany na ataku niż wściekły handlarz więc pozbycie się awanturnika poszło szybko. Gorzej jednak było z resztą.
Wega postanowił od razu wyjść naprzeciw swoim nowym przeciwnikom. Może to i lepiej? Przyszedł już dzień, w którym osadzili się gdzieś niedaleko jakiejś wieży, która miała być miejscem docelowym. Właśnie następnego ranka drugi wóz z Krokusem miał przybyć tutaj, pod dom Avadara. On by wytrzeźwiał do tego czasu, załatwił co trzeba i po sprawie. A teraz? Teraz musi jeszcze walczyć!
Niezbyt zgrabnym krokiem potoczył się do przodu. Zgarbił się i starał się patrzeć w przód próbując dostrzec, co też go czeka. Chrząknął czując, jak gardziel zaciska się od suchości. Przetarł usta przedramieniem i już widział drugiego gościa. Jego nowy cel na sam widok Wiscariego niemalże popuścił w pantalony. Biedak zerwał się na nogi i szukał czego do obrony widząc, że coś przybywa z lasu i zapewne rozerwało na strzępu jego biznesowego towarzysza. Nie zdołał uciec, złapać cokolwiek, gdyż tryton zrobił to szybciej. Rąbnął gościa w głowę rękojeścią miecza tak by padł na ziemię, bo ten nieco otyły siusiumajtek nie wydawał się groźny. Gorsi byli dwa pozostali, którzy chwycili za miecze i od razu ruszyli w bój by zakatrupić zielonego potwora z lasu.
Wiscari wykonując uniki miał wrażenie, że za chwilę zwróci posiłek, jaki swoją drogą też podebrał mężczyznom. Co jak co, ludzie może i byli paskudni, ale kiełbasę robili zacną! Tak to się chyba w sumie nazywało…
Można było śmiało rzec, że Wega w swoim stanie zszedł do poziomu niezbyt większych umiejętności od handlarzy. Starał się nie korzystać z pełnych obrotów czy ukucnięć, bo to by skończyło się dla niego źle. Czuł, jak w żołądku tańczy wzburzony rum. Uśmiechnął się pod nosem na myśl jak komicznie musi wyglądać ta sytuacja z perspektywy osoby trzeciej. On wykonywał kilka zamachów mieczem i musiał przystanąć, odetchnąć, a handlarze przerażeni istnieniem takiego bytu bali się atakować, bo nie za bardzo wiedzieli gdzie. To wyglądało, jak trening nowicjuszy i tak by mogli walczyć do rana, gdyby nie te kilka ran jakie udało się sprzedać handlarzom Wiscariemu. Gdy upojony nocą tryton dojrzał jak krew sączy się z cienkich przecięć to humor szybko mu się zepsuł. Widać było to po nim wyraźnie gdyż zdeformowane płatki nozdrzy delikatnie się uniosły i niemalże wypuściły z siebie byczy dymek. W tedy wszystko poszło bardzo gładko, szczególnie jego miecz, który przeszył gardła tych dwojga ludzi.
Gdy więc już pozbył się właścicieli wozu on sam postanowił przegrzebać ich towar w poszukiwaniu wody. Znalazła ją tam i od razu wypił, nieco zbyt szybko bo żołądek znowu mu się zbuntował. Mamrotał przekleństwa pod nosem, ale szczerze dla niego i tak warto było wypić ten wyśmienity rum! Dodali do niego tajemniczy, słodki składnik, ale Wiscari nie znał jeszcze smaku czekolady więc nie umiał w jakiś sposób opisać tego napoju. Nawet nie zdawał sobie sprawy ile wart jest choćby kieliszek tego trunku, ale go mało obchodził handel na lądzie.
Z kieszeni wypadła mu fajka. Pomyślał o tytoniu, którego tak mu brakowało. Wpatrywał się chwilę w swój ukochany przedmiot zbierając siły do tego by się pochylić i nie przewrócić, a gdy już wreszcie ugiął kolana usłyszał wyraźnie skrzypnięcie drewna.
Wydusił z siebie krótkie „Hm?” obracając łeb za siebie i dostrzegł niedawno co otumanionego, nieco grubszego od reszty handlarza, który z jękiem palnął w łeb upitemu trytonowi jakimś wybitnie twardym przedmiotem.
Wega momentalnie padł pozostawiając po sobie jedynie hałas zwalonych butelek, a później… Później nie wiedział co się z nim stało. Handlarz modląc się aby ta noc nie była jego ostatnią, chwycił morskiego stwora za nogi i przetaszczył go spory kawał dalej. O ile wcześniej sikał ze strachu to teraz naprawdę myślał, że wyzionie ducha. Zbliżył się do wieży, w której legendy głoszą, że ten kto tam trafi stanie się wiecznym sługom. Handlarz nie do końca wiedział czy aby ten potwór nie pochodzi właśnie stąd, ale nie miał zamiaru zostawać w okolicy całą noc, albo chociaż minutę dłużej. Otworzył jakieś małe drzwi i dosłownie wrzucił tam Wegę. Sam uciekł gdzie pieprz rośnie zastawiając wejście czym się da. Byleby stwór nie wylazł na światło dziennie już ani razu!
Awatar użytkownika
Lexi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uczeń , Złodziej , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Lexi »

Odkąd opuściła zamek, biegła ile sił w nogach, mimo że nikt jej nie gonił. Chyba nie. Jeszcze nie. Nie wiedziała. Ale napędzana strachem pędziła przed siebie, nie zauważając, że opuściła już dawno miasto. Przedzierała się przez las, smagana gałęziami i potykając się o korzenie, kiedy usłyszała ujadanie psów. To za nią? Bała się zatrzymać, żeby sprawdzić. Krew pulsowała jej już w skroniach z wyczerpania. Biegła już dobre kilka godzin, nie zwalniając tempa i powoli osiągała kres swojej wytrzymałości. Płuca nie chciały łapać więcej tlenu, mięśnie paliły żywym ogniem, a wzrok płatał figle rozmazując kształty i kolory. Zatrzymała się i oparła dłonie na kolanach, pochylając się i walcząc o kolejny oddech. Drgnęła wystraszona, gdy gdzieś za nią trzasnęła gałązka, a zrywający się do lotu ptak niemal przyprawił ją o atak serca. Weź się w garść dziewczyno, biegnij! To była jej myśl? Czy tamta myśl? Co to było to wcześniej? Nie miała teraz do tego głowy, ruszyła pędem przed siebie.

Po godzinie była święcie przekonana, że dalej już nie dobiegnie. Każdy kolejny krok był tym ostatnim, jednak ciągle znajdywała w sobie siłę, żeby zrobić następny, i następny i jeszcze jeden. Gdy jej oczom ukazała się wysoka wieża, niemal popłakała się z radości. Wiedziała, gdzie się znajduje, i jakie o tym miejscu krążą legendy, ale miała to gdzieś. Musiała się gdzieś przespać, a wiedziała, że nikt o zdrowych zmysłach tu nie wchodzi, co oznaczało, że jeśli ktoś ją ściga to nie wpadnie na to, że kotołaczka mogła się tu ukryć. Dopadła do drzwi, otworzyła je z trudem i wskoczyła do środka, zaraz zatrzaskując je za sobą. Oparła się o nie czołem, oddychając ciężko, by po chwili odwrócić się i osunąć po drzwiach na ziemię z zamkniętymi oczami.

Nie jesteś sama

- Aaaa! – wrzasnęła, podrywając się z ziemi i rozglądając dookoła, jednak doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że źródło głosu znajduje się w jej głowie. Zacisnęła na niej dłonie i zagryzła zęby, poirytowana i bezsilna. Nie mogła się teraz z tym użerać! Musi się przespać. Otworzyła oczy i chciała rozejrzeć się dookoła i rozeznać w nowym miejscu, lecz już po chwili jej wzrok przykuła ludzka sylwetka leżąca nieopodal.

Dziewczyna przekrzywiła głowę zaciekawiona i wolnym krokiem podeszła bliżej. Co prawda w połowie drogi podskoczyła spłoszona w miejscu, gdy z ludzkiej sylwetki dobyły się jakieś chrapliwe dźwięki i raczej nieprzyjemny zapach. Nawet nie wiedziała, że można bekać przez sen, ani że komuś może aż tak strasznie śmierdzieć z buzi! Obeszła ostrożnie istotę dookoła, a jej ogon podrygiwał niespokojnie.

- Ale brzydal! – Mruknęła niemal z podziwem, widząc w końcu twarz mężczyzny. Była naprawdę paskudna! A to nie jest takie proste być aż tak brzydkim. W końcu żyjemy w takich czasach, że większość zniekształconych dzieci nie dożywa nawet miesiąca. Zawsze przydarza im się jakiś przykry „wypadek”. Sama pamięta, że w Adrionie jedną babkę posadzili za utopienie całego swojego miotu. To dopiero była patologia! A nie jej magia! Ale wracając do brzydala.. Lexi postąpiła kolejne kilka kroków do przodu, węsząc w powietrzu ludzkim noskiem. Jej uszy zadrgały niepewnie, gdy dziewczyna próbowała zidentyfikować zapach swojego towarzysza, jednak odór gorzały skutecznie to uniemożliwiał.

Mimowolnie postąpiła kolejne kilka kroków, obserwując postać, po czym trąciła ją ostrożnie butem, gotowa do natychmiastowej ucieczki. Brzydal jednak zachrapał i przewrócił się na drugi bok. Ciche mruczenie wydobyło się z gardła dziewczyny, gdy zbliżała się coraz bliżej do postaci, aż w końcu przykucnęła przy nim i trąciła palcem w polik. Jakoś ją pociągał! To znaczy, losie drogi, nie w ten sposób! Po prostu… coś w nim było… jakieś takie... cholera nie wiedziała co to było, ale już po chwili leżała obok, ocierając się o niego bokiem i mrucząc gardłowo. A gdy już jej głowa dotknęła zimnej, kamiennej podłogi, nie trzeba było wiele czasu, by dziewczyna szybko zapadła w głęboki sen. Jeszcze z plecakiem na plecach, lecz zwinięta w kłębek i wtulona w mężczyznę, owinęła się ogonem, a z jej gardła wciąż dobywało się ciche kocie pomrukiwanie.
Awatar użytkownika
Wega
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wega »

Gdyby Wega był choć trochę bardziej świadomy to sam nie wiedziałby co mu bardziej zaszkodziło – alkohol czy tez uderzenie w łeb. Jednak jedno było pewne – ta noc była upojna. Gdzieś jeszcze w głębi serca mógł kilka razy wyrwać się z rąk ciemności w swej głowie, ale poddał się chwili tak kuszącej i zwyczajnej, że tylko głupiec by nie skorzystał, a na myśl wchodzi oczywiście odpoczynek. Poza tym… jakoś dobrze mu się spało.
Świat łatwo mógł uwierzyć w kocią moc uleczania. Delikatnie wibracje wychodzące z ich gardzieli w postaci mruczenia podobno pobudzało ciało do życia, a dokładniej rzecz ujmując, pobudzały komórki do ruchu. Kotołaczka dobrała idealną pozycję do swojej nieświadomej terapii i tylko utrudniała rozbudzenie potwora z wymuszonego uśpienia. Dzika natura teraz zamknięta była w duszy uszatej dziewczyny, która mogłaby nakłonić wszystkie ludy tego świata do wiecznego snu. Nie ażeby Wiscari czuł coś wcześniej. Dotknięcie w policzek, szturchnięcie nogą… Ale to ona właśnie sprawiła, że zaczął cokolwiek czuć, tylko nieco innym gestem. Jakże mu było błogo. Zimna posadzka towarzyszyła jego głowie. Cicha, jednostajna melodia kociego mruczenia trwoniła się gdzieś w przestrzeni i oczywiście sam fakt młodego i niezwykle zdrowego ciała (jeszcze kobiecego!) nie mógło przeco wprowadzić mniej przyjemnego klimatu. I tak, jak ciągnęła go do morza, tak też sam dał się teraz wciągnąć w przyjemne uczucia wynikające z powodu nieznajomej.
W pewnym momencie jednak dotarło do niego, że nie powinno mu być aż tak przyjemnie. Przecież dopiero co znokautował go handlarski grubas i czuł wilgoć kamiennych bloczków. Po którejś więc godzinie z kolei potwór z chrząknięciem powoli zwrócił się na plecy. Nic nie widział. Było strasznie ciemno, a niezidentyfikowany dziwnie i bardzo łatwo przystosował się do jego zmian ułożenia. Czuł ciepło na swoim ramieniu oraz delikatny podmuch, jakby powietrze ulatywało z czyiś ust. Jednostajne, jeszcze cieplejsze od samego ciała. Wega nie za bardzo wiedział czego się spodziewać. W pierwszej chwili wysunąłby sztylet i od razu przeszedł do rzeczy, ale… ale było mu tak ciężko!
Jego dłoń przesunęła się po zimnych kamieniach. Nie zwracał uwagi na reakcję tego czegoś lub kogoś obok. Miał zamiar działać. Ten moment był coraz bliżej, to było coraz silniejsze od niego. Gwałtownie uniósł rękę, jakby szykowała się do nagłego ataku. Wręcz zerwała się w powietrze i… dłoń wolno opadła na jego twarz.
- O kur-w.a – Mruknął dając możliwość wszystkim nastawionym uszom idealnie zrozumieć jego ból.
- Łepetyna to mi zaraz pęknie – dokończył mimowolnie zdanie nie kierując go do nikogo konkretnego. Po prostu raz na jakiś czas mógł się pożalić wszechświatu, a nawet potworom obok. O ile właściwie rzeczywiście coś straszniejszego od niego mogło znajdować się w tym pomieszczeniu.
Męski głos był wyraźnie ochrypnięty i można go było śmiało skojarzyć ze stęchłym. Wega ledwie mógł naślinić podniebienie czy gardło, jak więc tu głośno gadać?
Jego oczy powoli adaptowały się do otoczenia i z każda kolejną sekundą widział coraz więcej. Nie idealnie, ale przedmioty w pomieszczeniu wreszcie zdobywały jakiś kształt, a pierwszą geometrią jaką dostrzegł były dwa zaokrąglone trójkąty. Zszedł wzrokiem trochę niżej, ale wciąż nie kierował twarzy bezpośrednio do swojej przylepy. Duże oczy, nawet zgrabny nosek, to oznaczało jedno. Koto-człowiek, czy jak to oni woleli nazywać, kotołak. Teraz wszystkie cudowne sny przemieniły się w klarowną irytację. Nie mogło być gorzej. Gdziekolwiek był to nic nie wskazywało na to, że sytuacja się poprawi. Kac, ból głowy (z powodu kaca i uderzenia), a teraz jeszcze kot.
Wiscari postanowił od razu przejąć inicjatywę i jak najszybciej pozbyć się zbędnego balastu. Miał tylko nadzieję, że to nie jest jej dom. Chociaż mógłby być, bo chyba wiele myszy miała tu do złapania. Obskurne, zimne, opuszczone mury stawały się idealną kryjówką dla szczurowatego pochodzenia.
Tryton mocno chwycił dziewczynę za ramię, a sam jeszcze szybciej dźwignął się na łokciu, tak by teraz wlepić swoje ślepia w jej zapewne prześliczne za dnia oczka.
- Mam nadzieję, że witamy w piekle. – Wycharczał uśmiechając się… obrzydliwie, bo pięknie nie potrafił.
- I żegnam – dodał oschle i chciał wstać niczym młody bóg, ale gdy tylko zerwał się do siadu…to od razu zmarkotniał. Przetarł czoło jeszcze raz i przeklął pod nosem, że tak trudno jest wstać, gdy tak bardzo chce się wody…
Awatar użytkownika
Lexi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uczeń , Złodziej , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Lexi »

Lexi nie śniło się zupełnie nic. Zapadła w sen niczym w czarną dziurę, która pochłonęła ją bez reszty. Spała głęboko, skrajnie wyczerpana fizycznie i psychicznie, a organizm nie miał zamiaru wybudzać się, aż do swojej całkowitej regeneracji. Przez cały czas dziewczyna nie zmieniła pozycji, wtulając się w przyjemnie miękkie i ciepłe, chociaż dość cuchnące ciało, które tak ją przyciągało. Ciche mruczenie wydobywało się jednostajnie z jej gardła i mimo zamkniętych ust i drobnej sylwetki dziewczyny, charakterystyczny odgłos rozlegał się w całym pomieszczeniu, dając specyficzne uczucie satysfakcji. Podobno koty mają to do siebie, że gdy już zbliżą się do człowieka i zaszczycą go swoją obecnością, dana osoba potrafi spędzić nawet kilka godzin w niewygodnej pozycji, byle tylko tego przeuroczego zwierzęcia nie spłoszyć z kolan. Najwyraźniej jednak śmierdziuch obok o tym nie wiedział, gdyż gdy tylko zaczął przytomnieć, zaraz zaczął się też wiercić, w efekcie czego mruczenie kotołaczki zmieniło nieco ton i stało się bardziej uporczywe, jakby chciała go tym zatrzymać przy sobie. Do poruszenia zaraz jednak doszły słowa i dziewczyna zaczęła powoli wybudzać się z głębokiego snu. Podczas gdy tryton zaczął mamrotać pod nosem, ona otworzyła powoli zaspane oczy i potarła je piąstkami.

- Purr? – mruknęła odruchowo, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że to nie było słowo.

Otworzyła do końca oczy i ziewnęła szeroko, odsłaniając ostro zakończone ząbki. Gdy poczuła mocny uścisk na ramieniu drgnęła zaskoczona i spojrzała na mężczyznę, jakby widziała go pierwszy raz w życiu.

- Aucia – mruknęła niezadowolona, próbując wyrwać ramię. – Hę? W jakim piekle?

Zerknęła na niego z ukosa, widząc z jakim trudem się porusza. Sama podniosła się na czworaki i przeciągnęła mocno, po kociemu, po czym przysiadła na tyłku i mlasnęła językiem. Ależ była głodna! Ile czasu już tutaj była? Ciekawe, czy nadal ją ścigają.. Zerknęła podejrzliwie na mężczyznę, zastanawiając się, czy aby on nie jest z nimi w zmowie, ale przypomniała sobie, że był już tutaj, gdy przyszła.

To jest tryton.

- Aaa!

Lexi wrzasnęła znów przestraszona, zrywając się nagle na równe nogi i cofając gwałtownie, aż wpadła plecami na ścianę.

Ciekawe, co robi tak daleko od lądu.

- Zamknij się! – mruknęła i ścisnęła się rękami za głowę. Co to był za głos, czemu ciągle do niej mówił?!

Później Ci wszystko opowiem. Teraz nie jest na to czas.

Kotołaczka prychnęła z rozdrażnieniem, a jej ogon wręcz szalał, bujając się za nią na boki. Podniosła w końcu spojrzenie na mężczyznę, z którym znajdowała się w pomieszczeniu.

- Kim jesteś? – zapytała wprost, ignorując wcześniejsze słowa głosu w swojej głowie i przyglądając się postaci siedzącej niedaleko. Widziała go teraz lepiej niż wczoraj, gdy była wycieńczona, a on spał. Teraz jego twarz wydawała się jeszcze brzydsza niż wcześniej, wykrzywiona w paskudnym grymasie. Mimo to Lexi zbliżyła się do niego na odległość kroku i pochyliła w jego stronę marszcząc nosek.

- Walisz jak stara gorzelnia – stwierdziła z lekką przyganą w głosie, po czym wyprostowała się i zastrzygła uszami.

- No nic, miło było Cię poznać wielkoludzie, ale na mnie już czas – powiedziała tonem niewspółmiernie do okoliczności wesołym, po czym ruszyła w stronę drzwi.

Otworzyła je zamaszystym gestem, przezornie wkładając w to dużo siły, gdyż wrota wyglądały na solidne i pamiętała jak ciężko chodziły wczoraj, gdy wdzierała się do środka. Teraz jednak stanęła jak wryta wpatrując się przed siebie z rozchylonymi w zdziwieniu ustami. Ogon opadł jej do ziemi i znieruchomiał a uszy oklapły nagle, kładąc się na boki jej głowy. Jako, że była osóbką bardzo drobnej budowy, łatwo było mężczyźnie zobaczyć, co tak ją zszokowało. Kotołaczka powoli zrobiła krok do przodu, ostrożnie kładąc dłoń na kamiennym murze znajdującym się za drzwiami. Dotknęła go drugą ręką, obmacując w zdziwieniu cegły, jakby miała nadzieję, że to jej się tylko wydaje i zaraz znikną. Gdy pierwszy szok minął, lisołaczka odskoczyła z cichym syknięciem i zatrzasnęła drzwi. Widać było, że jest dość zdenerwowana, mimo że jeszcze się do trytona nie odwróciła, jej uwaga była całkowicie poświęcona problemowi przed nią. Zatrzasnęła gwałtownie drzwi, aż huknęło, po czym tak samo szybko je otworzyła, a na widok tego samego muru z jej ust wydobył się zduszony okrzyk. Dopiero wtedy obróciła się w stronę mężczyzny, a w jej oczach widać było głównie szok.
Awatar użytkownika
Wega
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wega »

- W takim, które mi ześlesz – mruknął pod nosem, bo dla niego koty były piekielnie irytujące.
Nie musiał długo czekać by zdobyć dowód na cierpienie jakie ta mała mu na niego ześle. Jej krzyk był gorszy od łupnięcia w łeb, gdyż jeszcze przez dłuższa chwilę gościł w jego głowie długim piskiem. Sam odruchowo przysłonił swoje uszy i syknął nieprzyjaźnie. Jego oczy zwęziły się z wyraźnego niezadowolenia i nie miał zamiaru się z tym ukrywać. Od razu posłał nieznajomej spojrzenie, które wyrażało wszystko.
- Dobra, kicia. Ja wcale nie muszę nic mówić. Wręcz przyznam z głębi serca, że nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
Powiedział szczerze, chociaż miał wrażenie, że z tą laską jest coś nie tak i nie był pewny czy rzeczywiście kieruje do niego swój nakaz. Zebrał się więc w sobie, wstał i spokojnie otrzepał spodnie. Już chciał się rozejrzeć po pomieszczeniu, gdy kotołaczka ponownie się odezwała. Chyba rzeczywiście jest jakaś nie ten teges, bo przed chwilą kazała mu się zamknąć a teraz zadaje mu pytanie. Chyba za długo siedziała w tej wieży. Cóż za historia – zamiast pięknej księżniczki ma kota w butach. I w wieży.
- Potwór z Mglistych Bagien – odpowiedział z delikatnym grymasem na twarzy.
- Dziękuję. Wiem. Na pocieszenie powiem, że pewnie twoje futerko przesiąknęło tą cudowną wonią.
Na całe jednakże szczęście ta kotowata dziewczyna wcale nie chciała spędzić więcej czasu w jego towarzystwie. Odetchnął z ulgą, gdy tak niepozornie i zwyczajnie go pożegnała. Na szczęście to tylko krótkie spotkanie, które… Przy dłuższym zastanowieniu było odrobinę dziwne. W końcu to całkiem normalne, że nawalona alkoholem wpół ryba budzi się koło kobiety z kocimi uszami w wypełnioną wilgocią wieży, w której panuje złowroga ciemność.
Mimo szybkiej analizy swojego stanowiska Wega nie uważał, by warto było zagłębiać się w te historie. W końcu ekscesy po alkoholu były różne, a on może nie pamiętał dokładnie wszystkiego tak jak zapamiętał. Szczególnie, że mógł się tylko domyśleć jaki był dalszy ciąg wydarzeń po tym jak stracił przytomność.
Wiscari powędrował wzrokiem za dziewczyną, która skierowała się w stronę drzwi. Była taka niziutka, że mógł śmiało dojrzeć co tez kryje się poza murami tej wieży. Będąc jednak wciąż osowiałym nie od razu załapał, że za murami znajduje się… mur.
Mężczyzna leniwie się wyciągnął. Ziewnął i jeszcze zdołał zgarnąć niezdarnie włosy ku tyłowi, gdy nagle dziewczyna znowu zesłała na niego ból. Trzask drzwi niczym łupnięcie w łeb wprowadziło trytona w zdenerwowanie. Czy ona robi to specjalnie? Wega syknął i skrzywił się wyraźnie. O złudna nadziejo, jednak to spotkanie nie będzie tak krótkie jakby chciał.
- I czego tak panikujesz? – dodał tak cicho, by ona usłyszała, a on sam nie cierpiał.
- To tylko mur – rzucił na koniec i nagle dotarł do niego sens słów oraz sens sytuacji – Mur?
Wiscari mocnym krokiem zbliżył się do zamurowanego przejścia i bez zastanowienia odsunął nieznajomą w bok. Niemało się zdziwił, wymacał jednak na szybko każdy kamień i nacisnął by sprawdzić czy tez nie ma tu jakiegoś magicznego przejścia. Ludzie, a zwłaszcza właściciele takich miejsc, lubili tego typu zagadki. Wega jednak nie wiedział, co tak naprawdę chowa się w wieży, do kogo należy i kim może stać się za jakiś czas.
Usta jego mocno powędrowały w dół. Mruknął w zastanowieniu, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie było żadnych okien ani kolejnych drzwi. Czyżby ten gruby handlarz ich tutaj zamurował? Niech no tylko się stąd wydostanie. Ten gość na prawdę igrał ze śmiercią.
- Rozumiem, że nie jesteś ani właścicielką, ani mieszkanką tego mało przyjaznego dla obcych miejsca – powiedział głośno już prawdopodobnie oczywisty fakt.
Mężczyzna zerknął na podłogę, ale tez nie dojrzał żadnego zejścia do piwnicy. Nieco się zestresował swoim położeniem, ale Wiscari-Rosa nie miał zamiaru umierać zamurowany w głupiej wieży. I tak, jak to on od razu postanowił działać, bez krzyku, bez paniki. W końcu nie ma sytuacji bez wyjścia… Chociaż pomieszczenia już tak.
- Słuchaj no, Kicia – zwrócił się do dziewczyny. – Mam wrażenie, że jesteśmy tak odrobinę chyba na siebie skazani. Z pewnych nakładających się na siebie przyczyn zostaje więc zmuszony do konwersacji z twoją osobą – mówił dalej delikatnie wypominając jej wykrzyczany nakaz.
- Niemniej jednak JEŻELI zostaliśmy tutaj uwięzieni to możemy zawrzeć pewnego rodzaju układ. Ja cię stąd wydostanę, ale ty za to przestaniesz krzyczeć, hałasować i trzaskać drzwiami. – Zaproponował nie wyciągając do niej ręki ani nie czekając na żadna konkretną odpowiedź. Mogła odnieść wrażenie, że z góry ją założy, ale aż tak go to nie interesowało. Przynajmniej do momentu, w którym znowu czymś nie trzaśnie albo krzyknie.
Szkarada zaczęła szukać jakiegoś ujścia w ścianie bądź w podłożu. Czegokolwiek, co by mogło wskazywać na ruchomość kamienia. Miał tylko nadzieję, że wyjścia nie ma w górnej partii pomieszczenia, bo będzie musiał jeszcze dźwigać kotowatą na swoich barkach. Nie aby była gruba, na pewno też nie jest ciężka, ale… Jak on sam wejdzie na górę? Przyjdzie czas będzie rada. Póki co musi znaleźć jakikolwiek mankament w tym cholernym pomieszczeniu.
Awatar użytkownika
Lexi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uczeń , Złodziej , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Lexi »

- Hej! – fuknęła obrażona, gdy mężczyzna bezceremonialnie odsunął ją na bok, niczym zagradzającą mu przejście miotłę. Zaraz jednak wychynęła zza niego, z zainteresowaniem obserwując jak obmacuje mur, na co znowu prychnęła po kociemu, przewracając z wyższością oczami.

- Czego macasz te cegły, to nie Pokątna, bez młota się nie przedrzemy – stwierdziła i cofnęła się zaraz, gdy mężczyzna zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Z braku laku krążyła za nim krok w kroku, wyglądając zza jego boku za każdym razem, gdy się zatrzymywał, by coś obejrzeć. Na stwierdzenie wzruszyła jedynie ramionami, uznając że nie ma konieczności by odpowiadała. Gdy w końcu się do niej odwrócił stała za nim z grzecznym uśmiechem. Zamrugała kilkakrotnie, zastanawiając się o co mu chodzi z tą konwersacją, przecież nie przeszkadza jej jego gadanie. Oczywiście niedługo zacznie jemu przeszkadzać ona, ale jeszcze nie musi o tym wiedzieć. Z równie nieprzeniknioną miną wysłuchała jego propozycji.

- A skąd wiesz, że to ty nas stąd wydostaniesz? – zapytała ruszając za nim i węsząc w powietrzu.

Nadal nie mogła pozbyć się tego dziwnego uczucia, które wywoływał w niej ten człowiek. Przecież jej się nie podobał, był paskudny! Ale coś ją ciągle do niego ciągnęło, sprawiając, że jeśli chociaż na chwilę przestałaby się kontrolować, prawdopodobnie ocknęłaby się z zamyślenia ocierając o jego bok i mrucząc. Na razie wolała tego uniknąć, bo faktycznie przesiąknie tą gorzelnią.

Przez chwilę patrzyła, jak potwór z bagien obchodzi pomieszczenie dookoła, a jej ogon znów zaczął się bujać na boki, sygnalizując postępujące znudzenie kotołaczki. Zaraz więc ruszyła w krok za mężczyzną, niemal depcząc mu po piętach.

- Mam na imię Lexi, a ty? – zapytała, nie mając zamiaru zwracać się do niego takim długim sformułowaniem, jakie zaprezentował jej wcześniej. Jeśli sam jej imienia nie poda to ona mu je nada, więc raczej lepiej dla niego, żeby szybko coś wymyślił.

Cześć Lexi, mam na imię Sasza.

Dziewczyna stanęła jak wryta, sycząc z niezadowoleniem, a jej ogon zjeżył się cały. Może nie była jakoś bardzo bojaźliwa, ale słyszenie głosów w głowie, każdego może przyprawić o szybsze bicie serca.

- Kim jesteś? – mruknęła, rozglądając się niepewnie i odruchowo cofając pod ścianę.

- Nie mów na głos, bo on pomyśli, że jesteś chora umysłowo. Mów w myślach.

- Wtedy to dopiero będę chora umysłowo.

- O, bardzo ładnie. Szybko łapiesz, dogadamy się.

- Kim jesteś, pytałam.

- Nie domyślasz się jeszcze?


Lexi miała ochotę wydrapać temu całemu Saszy oczy, ale nawet nie wiedziała na czym zawiesić własne. Nie nawykła do rozmawiania z kimś, kogo nie widzi, ale on miał rację. Miała swoje podejrzenia, na temat tego, co się stało. Po pierwszym szoku i wyparciu, zaczęła w końcu łączyć fakty i szybko domyśliła się, że manewr Yakova nie skończył się kompletnym fiaskiem.

- Jesteś jego bratem.

- Bingo kotku.

- Czego ode mnie chcesz?

- Och wyluzuj, niczego właściwie. Uwierz mi, najchętniej opuściłbym to twoje małe ciałko i znalazł sobie własne, ale niewiele jest osób, które sobie ze mną poradzą. Ty jesteś malutka, ale masz ogromną siłę.

- Dziękuję.

- Proszę.

- To była ironia padalcu, wypad z mojej głowy!


- Aaaa! – Lexi upadła na kolana, łapiąc się za głowę i zginając w pół. – Przestań to boli!

- To bądź grzeczna.

Dziewczyna powoli usiadła i splotła ramiona na piersi z obrażoną miną, a jedno ucho drgało jej z tłumionej złości. Nie podobało jej się to wszystko. Najpierw ją porwali, później zrobili jej krzywdę, zaszczepili tego całego Saszę, a teraz ona ma się z nim użerać? I jeszcze sama zamknęła się w jakiejś wieży z śmierdzącym wódką brzydalem. Aaaaaa! Masakra jakaś no!
Awatar użytkownika
Wega
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wega »

Wega „delikatnie” ignorował komentarze kotołaczki. W końcu właśnie mieli się pożegnać, ale został odgórnie przez los zmuszony do przebywania z kotem w jednym, zamkniętym pomieszczeniu dłużej niżby chciał, nie biorąc już pod uwagę faktu, że w ogóle nie chciał mieć z takimi kiciami do czynienia w jakiejkolwiek postaci.
Zareagował więc dopiero na nieco bardziej, według niego, sensowne pytanie.
- Bo na tym polega umowa w końcu, no nie? Proponuję ci prostą wymianę. Chyba, że chcesz ponegocjować to mów póki jeszcze nie znalazłem wyjścia z tej klitki. – Odpowiedział w miarę szybko rozglądając się w międzyczasie po pomieszczeniu.
Nawet nie irytowała go aż tak mocno, ale Wiscari z góry niepotrzebnie zakładał niechęć do kotów. Potęgował więc swoje niezadowolenie nie z samego faktu przebywania z nią, ale bardziej z kwestii przyzwyczajenia. Wielu więc mogłoby go skarcić za takie zachowanie. „Nie oceniaj książki po okładce” – mówiliby, ale takie zdania przelatywały przez uszy Wegi obojętnie. Może dlatego, że był mimo wszystko nieznacznie przygłuchy? Tak. Tak by się tłumaczył.
Westchnął ciężko, gdy dziewczyna mu się przedstawiła.
„O nie… Jak już zaczyna się przedstawiać to już będzie tylko gorzej. Zaraz pewnie będzie chciała poznać historię mojego życia… "pomyślał zrezygnowany i ciężko mu było też odpowiedzieć.
- Wega… - burknął tak cicho i bardziej mamrocząc więc nawet nie był pewny czy właściwie usłyszała i zrozumiała jego słowa.
No i faktycznie, jak już zadała to jedno pytanie, to zaczęła zadawać ich więcej.
Mężczyzna obrócił się w stronę kotołaczki, aby dać jej mimiką swojej paskudnej twarzy dać znać, że naprawdę nie ma ochoty o sobie opowiadać, ale ta panienka poczęła obracać się niemalże wokół własnej osi. Wega popadł w wątpliwości. Czy dziewczyna szukała cegły czy też rozmawiała z kimś kto powstał w jej umyśle? Tryton ostrożnie rozejrzał się po ich małym „więzieniu” i zbadał teren bardziej pod względem duchowym. W pomieszczeniu nie było dusz, nie tutaj, może gdzieś nieco wyżej, ale kac wciąż go męczył więc nie wniknął głębiej. Wolał swoją energię poświęcić na myślenie. Poza tym, teraz liczyło się tylko to, aby się stąd wydostali.
Wolnym ruchem i w milczeniu Wega niepewnie wrócił do zadania, ale jednak był gotów… Nie wiedział właściwie na co. Do ataku? Przecież ta drobna dziewuszka z pewnością skacze na drzewach, ale czy zabija? A może to jakiś wampir w przebraniu? Pachniała kocim sierściuchem więc ta opcja raczej odpada. Mimo wszystko, tak, jak wcześniej jego zaufanie było obojętne, teraz powędrowało w negatywną stronę. Z tą laską jest po prostu coś nie tak, co udowodniła swoim krzykiem.
Mężczyzna stanął delikatnie unosząc dłonie wskazując swoją niewinność, a jego brwi, jak i spojrzenie, wyjaśniały jego podejrzenia względem jej niepoczytalności. Nim jednak jakkolwiek to skomentował jego blade tęczówki skierowały się w górę. Nawet z jego nieznaczną głuchotą nie dało się zignorować dźwięków jakiegoś obdzierania posadzki, jakby pazury mniej znanego mu stwora chciały przedostać się w dół, prosto do nich. Jednak sufit był szczelny o czym świadczył fakt, że na ich głowy wciąż nic nie spadło. W tedy, w tych ciemnościach dostrzegł jeden kamień różniący się od innych i niestety nieco wyżej niż on sam mógłby sięgnąć.
- Umiesz walczyć? – spytał łapiąc dziewczynę za rękę i taszcząc ją za sobą do odpowiedniej części ściany.
- Na chwilę przestań gadać sama ze sobą albo ze swoim umysłem. – Zaproponował puszczając dziewczynę. – Spójrz w górę. Tam jest taki śliczny kamień o delikatnym, rubinowym odcieniu. Będziesz musiała go poruszyć, wcisnąć… Zrobić cokolwiek co sprawi żeby zadziałał. Skoro nad nami jakiś stwór drapie w posadzkę to oznacza, że jest stąd wyjście, a bynajmniej daje na to nadzieję. I tutaj kolejna rada… Jeżeli nie potrafisz walczyć to nie rzucaj mu się w oczy i staraj się trzymać gdzieś z boku albo powieś się na tym odstającym kamieniu – ostatnie słowa dodał z nieco ironicznym uśmieszkiem.
Wega pierwszy raz w tym całym spotkaniu wyciągnął do niej rękę sugerując jej nawiązanie na chwilę współpracy. Mam nadzieje, że gdy na niego wlezie i sięgnie tej cegły, pokonają stwora to będzie już po wszystkim.
Awatar użytkownika
Lexi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uczeń , Złodziej , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Lexi »

W całym tym zamieszaniu spowodowanym niechcianą obecnością w jej głowie zupełnie zapomniała o tym, że jest tutaj uwięziona i jeśli szybko nie znajdą jakiegoś wyjścia może zacząć się tutaj robić nieco duszno. Na trytona zwróciła natomiast uwagę dopiero, gdy się przedstawił. Może i była staroświecka, ale posługiwanie się imionami zawsze ułatwia konwersację. Oczywiście nawet gdyby nie byli tutaj sami, a ona zawołałaby w tłumie „ej, brzydalu!”, to z pewnością każdy wiedziałby o kogo chodzi. Dziewczyna jednak nie uprzedzała się z natury do ludzi tylko dlatego, że mieli nieco przesunięte na ich niekorzyść rysy twarzy. Gdy padło imię trytona, uśmiechnęła się lekko.

- Ładnie. Wega to nazwa jednej z gwiazd, wiesz? – zapytała odruchowo, nie żeby pochwalić się jakąś własną wiedzą, lecz po prostu, odruchowo.

Jej czułe uszka już wcześniej wyłapały ciche skrobanie, dobywające się znad sufitu nad ich głowami, więc teraz jedynie przechylała śmiesznie głowę na boki, jakby dostrajała jakiś własny, wewnętrzny odbiornik. Ewidentnie były to pazury. Miała tylko nadzieję, że to nie znowu ten przeklęty Kruk. Obróciła nagle twarz w stronę trytona uśmiechając się tajemniczo. Czy umie walczyć?

- Nie zginę – odparła enigmatycznie, zachowując wciąż niewiele mówiący grymas zadowolenia na ustach. Dała się poprowadzić za rękę trytonowi, nieco zaskoczona, że on również słyszy skrobanie z góry. Nigdy nie powiedziałaby, że morskie stworzenia na lądzie mają taki subtelnie wykształcony ten konkretny zmysł. Chociaż z drugiej strony o tym, że mężczyzna od czasu do czasu przywdziewa rybi ogon zamiast nóg wiedziała tylko od tego paskudy w swojej głowie, sama musząc dopiero potwierdzić tę informację.

Dziewczyna potoczyła wzrokiem do miejsca, które wskazywał jej mężczyzna i oczy jej błysnęły. Wcześniej nie spoglądała aż tak wysoko, jako że dla niskiej osóbki było to dość niewygodne. Jednak teraz nawet ze swojego poziomu mogła z łatwością dostrzec, że to co ten nieuk nazwał kamieniem o lekko rubinowym kolorze było w istocie, prawdopodobnie, największym turmalinem, jaki kiedykolwiek widziała w swoim życiu. Łasej na błyskotki dziewuszce nie trzeba było dwa razy powtarzać, co ma zrobić. O dziwo jednak nie złapała wyciągniętej dłoni w swoją, lecz oparła na niej drobną stopę otuloną butem z miękkiej skóry. Dłońmi złapała za bark mężczyzny i podciągnęła się na nim i na nodze, wchodząc mu po chwili stopami na ramiona. Wyglądali teraz z pewnością jak para akrobatów, z tym że dziewczyna nie potrzebowała nawet, by jej partner był w tej kwestii doświadczony, gdyż całą pracę utrzymania równowagi odgrywał za nich oboje jej ogon, bujający się teraz miarowo, by odpowiednio równoważyć ciężar dziewczyny.

Ta z kolei, jakby w ogóle nie przejmowała się znaczącą wysokością, na jakiej się w tym momencie znajduje, z oczami utkwionymi w połyskującym kamieniu, wyciągnęła do niego dłonie, delikatnie go dotykając. Tak, turmalin z pewnością, jej oko nie mogło się mylić. Ale co za skończony idiota wstawia kamień szlachetny tych rozmiarów między jakieś zawilgotniałe cegły!? Wyciągnęła ręce w górę, opierając dłonie na suficie i z namaszczeniem muskając dłonią kamień. Piękny… Opierając się jedną dłonią o sufit, rozczapierzyła palce drugiej, a na miejscu paznokci momentalnie wyrosły długie, ostre jak brzytwa kocie pazurki. Lexi ostrożnie objęła nimi kamień i zanurzyła je w otaczającej go zaprawie, o wiele bardziej miękkiej niż ta pomiędzy pozostałymi cegłami.

- Ktoś go tutaj zamontował niedawno – powiedziała do Wegi, skrobiąc wokół kamienia i usiłując wydostać go spomiędzy cegieł.

- No chodź malutki, ciocia Lexi się tobą zaopiekuje – mruczała czule do kamienia, wyskrobując go coraz skuteczniej z sufitu, aż w końcu zapadł się swoim sowitym ciężarem w jej wyciągniętej dłoni.

- Bingo – szepnęła i schowała kamień bezpiecznie do swojego plecaczka. W końcu stamtąd akurat wyjmie go tylkoona. Powstały ubytek w suficie był jednak niewielki, wielkości męskiej dłoni. Skrobanie jednak ustało i kotołaczka zamarła, oczekując czegoś, co ma się dopiero wydarzyć. Dopiero po kilku uderzeniach serca, kiedy to nic nie wychynęło przez dziurę i nie złapało jej za gardło, włożyła dłoń w lukę w suficie i w ten sposób wyszarpywała kolejne, poluzowane dzięki temu cegły, poszerzając lukę w sklepieniu.

- Uważaj na głowę – mruknęła, gdy druga cegła spadła na ziemię, rozbijając się u stóp trytona. Zaraz jednak krzyknęła, a mężczyzna mógł poczuć, jak ciężar z jego barków znika, gdy dziewczynę złapała za włosy wyraźnie nieludzka łapa i wciągnęła do góry.
Awatar użytkownika
Wega
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wega »

Kotołaczka stała się o wiele drobniejsza w oczach trytona, gdy wspinała się na jego barki. Względem wielu kobiet ważyła tyle, co nic. Drobny ucisk spoczywał na jego barkach, a on czekał dosyć zniecierpliwiony całą tą sytuacją. Niemniej jednak stał wiernie i starał się przyjąć wyprostowaną pozycję, chociaż trudno mu było przy tym ciężkim kacu. Chwiać się nie chwiał, ale co chwila kusiło go by zgarbić zmęczone ciało. Dla bezpieczeństwa przytrzymywał dziewczyną za kostki, ale nie na tyle mocno by czuła dyskomfort.
Wega nie próbował nawet spoglądać w górę. Po prostu czekał z nadzieją, że Kicia coś zdziała. Trudno nie było zorientować się, że lubi błyskotki. Wiscari pomyślał o szczelnym kryciu swojego kompasu, bo kto wie, co tej młodej wpadnie do głowy. Na szczęście wisior póki co, ukryty był pod warstwą jego górnej partii ubrań, chociaż bez kompasu jeszcze dało się żyć, ale bez złotej fajki? Na samo wspomnienie brzydal zmarszczył brwi obiecując sobie, że gdy tylko dorwie tego grubasa…
- Hm? – mruknął niemalże niemo nastawiając uszu. Stworek powoli się do nich zbliżał, ale przygłuchy tryton miał problem z określeniem jego dokładnego położenia.
Mężczyzna delikatnie syknął na moment odstawiając nogę w bok, by cegła czasem niefortunnie nie uszkodziła żadnej części jego ciała. Raz, że był wypłukany z wody to jeszcze miałby stracić kolejną ciecz z siebie w postaci krwi? To nie było mądre.
I nagle ciężar z jego ramion nie o tyle co spadł, ale uniósł się w powietrze. Wega gwałtownym ruchem obrócił się w stronę porywanej i chciał chwycić ją za nogę. Nie aby to miało jakoś pomóc, ale taki odruch. Bestia szybko wciągnęła do swojego siedliska drobną dziewuszkę, nie było się co dziwić. Takie chuchro pożre w kilka sekund. Na całe szczęście w nieszczęściu, gdy stwór szarpnął dziewczęciem z jej dobytku spadł jeden ze sztyletów. WIscari nie myśląc dłużej automatycznie go chwycił i wbił między kamienne bloki tworząc tym samym schodek. Kilka kroków w tył by następnie podbiec i jakimś cudem na tym sztylecie się podbić graniczyło z cudem, ale o dziwo zadziałało. Mężczyzna chwycił się piętra i czuł, że za chwile jego ręce ześlizgną się wraz z cielskiem w dół. W ostatniej chwili zaczepił się palcami gdzieś o szczelinie w posadzce łamiąc sobie i tak już krótkie paznokcie. Zapiekło go, ale nie było czasu na jojczenie. Jednym tchem oraz z całych możliwych sił wspiął się na górę, wówczas zobaczył coś co trudno było określić. Zmiennokształtną przechwycił stwór posiadający ludzki tułów, tylko nie wiadomo było gdzieś właściwie się on kończy i zaczyna. Wiele rąk i trochę mniej nóg odstających niczym pajęcza ślamazara, tylko taka ubita z ludzkiego ciała. Wiscari stawiał na to, że może kiedyś była kobietą, bo pani stwór miała długie włosy i sylwetkę raczej przypominającą samiczą niżeli samczą. Czymkolwiek ona nie była, bardzo mocno chwyciła swoją ofiarę. Objęła kilkoma kończynami uniemożliwiając jakikolwiek ruch swojemu „posiłkowi”. Już otwierała śmiertelnie bladą paszczę o wyłącznie białych gałkach ocznych, gdy przeszkodził jej dźwięk wspinającego się trytona. Zwróciła łeb w stronę mężczyzny, który bez namysłu do niej podbiegł. O dziwo miał przy sobie krótki miecz. Ten grubas jednak był zdolnym idiotą by wywlec go aż tu z bronią, ale nieważne. Ważne, że mógł wykorzystać ludzką głupotę.
Nie zdołał jednak od razu odciąć jej łba, bo stwór chwycił go za ramię wbijając się pazurami aż do krwi. Zamach jednakże nie poszedł na marne. Wega napierał wciąż na bestię, nawet w momencie w którym go chwyciła i ze świadomością, że im jest bliżej tym głębiej się w niego wpija, jednak parabolę siły zamachu wykorzystał do odcięcia chociaż kilku rąk by uwolnić kotołaczkę. Stwór zawył boleśnie i jeszcze bardziej rozwścieczony, a Lexi mogła poczuć urazę z powodu ścięcia końcówek włosów. I to jeszcze bardzo nierówno ściętych, bo miecz ciął po linii ukośnej. Niemniej jednak miała szansę się uwolnić. Aby dać jeszcze kilka sekund zmiennokształtnej, Wega upuścił miecz i nim zmutowana kobieta zdołała kogokolwiek chapnąć, on chwycił ją za włosy i ciężarem swojego ciała powalił na ziemie. To pozwoliło na obezwładnienie stwora, a Wiscari mocno trzymał. Mimo wszystko!
Pociągnął pukle czarnych włosów zmuszając kobiecinę to uniesienia głowy. Darła się w niebogłosy, krew ciekła z uciętych kończyn, a reszta próbowała złapać trytona.
- Bierz miecz i tnij! – Nakazał wrzaskiem, próbując utrzymać stwora.
Awatar użytkownika
Lexi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uczeń , Złodziej , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Lexi »

Pierwszy krzyk, jaki wydostał się z jej ust był raczej efektem zaskoczenia, nie lęku, jednak gdy tylko jej głowa wychyliła się zza dziury w suficie, będącego tu podłogą, Lexi zobaczyła to coś, co ją tu wciągnęło. W tej samej chwili zaczęła po prostu drzeć się ze strachu zmieszanego ze skrajnym obrzydzeniem, wywołanym wyglądem obcej istoty, która oplotła ją zaraz kończynami, ściskając ją mocniej i zduszając okrzyk w płucach. Dziewczyna zamarła wpatrując się w rozwartą paszczę z mieszaniną paniki i fascynacji, gdy w dziurze w podłodze pojawił się nagle Wega. Chciała krzyknąć do niego, by się nie zbliżał, jednak z każdym jej wydechem, paskudna kreatura zaciskała kończyny na niej coraz bardziej, niczym wąż oplatając jej ciało i odbierając możliwość wykrztuszenia choćby słowa. W tym czasie Brzydal został również capnięty przez obcą poczwarę, jednak wcześniej udało mu się odciąć kilka jej kończyn, tym samym uwalniając Lexi. Upadła na ziemię, ciężko kaszląc, zła na swojego towarzysza, że dał się tak złapać. Za chwilę ona przemieniłaby się w kota i ten potwór nigdy by jej już nie złapał; w jej zwierzęcej postaci niewielu przeciwników jest w stanie ją dopaść. Stało się jednak jak się stało, a ona posłuszna okrzykowi trytona przeturlała się kawałek dalej, by sięgnąć jego miecza. Z trudem podniosła miecz oboma rękoma, a koniec ostrza opierał się jeszcze o ziemię. Jakie to ciężkie! Dziewczyna z wysiłkiem utrzymywała miecz przed sobą, ostrożnie unosząc go nad głowę i zamierzając się na cięcie, licząc w duchu, że trafi w tę poczwarę a nie w Wegę. W końcu opuściła miecz ze świstem, a ten zagłębił się w szyję potwora… do połowy.

- Szlag – syknęła Lexi, usiłując wyciągnąć miecz z ciała tego czegoś, podczas gdy ranny potwór wydzierał się w niebogłosy, szarpiąc jeszcze bardziej w uścisku trytona. W końcu udało mu się odrzucić mężczyznę pod jedną ze ścian, a jedna z niewielu ostałych się kończyn odrzuciła kotołaczkę w przeciwną stronę, później wyciągając sobie bez problemu miecz z szyi, która chociaż krwawiła obficie, zdawała się niespecjalnie osłabiać potwora.

Rusz się, bo nas zabije!

Dziewczyna drgnęła gwałtownie i skrzywiła się niezadowolona. Powoli przestawało ją to wszystko bawić, a ten głos w głowie doprowadzał ją do takiego stanu, że miała ochotę własnymi pazurami wydłubać sobie mózg. Zmrużyła ślepia wyraźnie wkurzona, a gdy poczwara ruszyła na nią z krzykiem, Lexi przymknęła nagle oczy, a po chwili na podłogę w tym samym miejscu opadł niewielki kot, sycząc wściekle i jeżąc się na całej długości. Ręka lub noga tego czegoś opadła na posadzkę, mijając zwierzaka o włos, który w tym momencie wskoczył na kończynę i przebiegł po niej na grzbiet bestii, by tam znów przemienić się w niewielką dziewuszkę o krzywo ściętych włosach. Usiadła ona okrakiem na szyi potwora i wyciągnąwszy nóż zza pasa wbiła go prosto w oko przeciwnika. Poczwara wrzasnęła przeraźliwie i znów szarpnęła się, odrzucając kotołaczkę pod ścianę. O trytonie najwyraźniej zapomniała zupełnie, bo wściekła jak osa zmierzała znów na zbierającą się z podłogi dziewczynę. Ta sięgnęła znów do pasa po kolejne ostrze, jednak w połowie ruchu jej dłoń zamarła, a ona otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.

Co jest do diabła?

-Wybacz kotku, ale muszę przejąć dowodzenie, bo to coś nas zaraz załatwi, a póki dzielę z Tobą ciało jestem niestety na to tak samo narażony jak Ty.

- DLACZEGO DO JASNEJ CHOLERY NIE MOGĘ SIĘ RUSZYĆ?

- Nie drzyj się, ratuję nam życie.


Potwór zatrzymał się nagle, wysuwając do przodu łeb i mrużąc ślepia zaczął węszyć, jakby czując zmianę w aurze dziewczyny przed nim, która nagle stała się tak potężna, że uderzała w zmysły, otępiając przeciwnika. Lexi stała w rozkroku, a jej cała sylwetka drgała lekko w niesłychanie szybkim tempie, jakby w środku wypełniona była rojem pszczół usiłujących wydostać się na zewnątrz. Nagle jednak zamarła, a wraz z nią poczwara naprzeciw, która syczała i wrzeszczała przeraźliwie, czując jednocześnie że coś się zmieniło i nie robiąc kroku w przód. Dziewczynka podniosła nagle wzrok, a na jej usta wpłynął obcy uśmiech, paskudny i wredny. Przechyliła kilka razy głowę, aż strzeliły jej kości w karku, po czym łypnęła na wycofującego się już stwora.

- Vdes – szepnęła dziewczyna, z satysfakcją obserwując jak bestia zaczyna przeraźliwie skrzeczeć i dymić, zwijając się z bólu i dosłownie zapadając się w sobie, gdy jej ciało kurczyło się i skwierczało. Po chwili między kotołaczką i trytonem leżało tylko coś w rodzaju zrzuconej skóry po tym, co wcześniej ich zaatakowało. Lexi spojrzała jeszcze na swojego towarzysza pustym wzrokiem, po czym gałki jej oczu wywróciły się, a ona sama zemdlała, upadając na posadzkę.
Awatar użytkownika
Wega
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wega »

Mężczyzna chętnie plasnąłby sobie otwartą dłonią w czoło widząc, że kotołaczka ledwie dźwignęła miecz z posadzki, nie mówiąc już o tym, że miała problem z jego uniesieniem, a co dopiero rąbnięciem. No tak, że też nie pomyślał o tym, że to tylko drobna dziewuszka z chudymi rękoma. Mimo wszystko żywił nadzieję względem grawitacji ostrza, które ostatecznie z zamachu i tak wbije się w potwora, o ile oczywiście Kicia dobrze nim pokieruje. Było bardzo blisko by jego zachcianki się spełniły, bowiem miecz przerżnął pół gardła dziwnego mutanta, ale chyba go to nie ruszyło.
Cóż, grunt, że nie trafiła w niego i grunt, że nie przygwoździła sobie rękojeścią miecza w głowę, gdy go unosiła.
Krótki zduszony kszyk potworzycy na moment zacichł, jakby łapała powietrze. To była ta złowroga chwila ciszy, która zapowiadała pogorszenie sytuacji.
- Nie szarp, tylko wbijaj! – Poradził tryton, chociaż darcie się tej pokraki zagłuszało wszystko. Nawet jego myśli.
Wega przerzucał wzrok to na dziewczynę, to na stwora i w ostatniej chwili chciał chwycić za ostrze , spróbować odciąć cholerny łeb, poprzez zranienie siebie, ale zagłębienie broni, jednak było już za późno. Rozluźnienie mięśni spowodowało, że stwór z siłą odepchnął Wiscariego, który z niemałym impetem uderzył w ścianę.
Potrząsnął głowę nieco otumaniony, a później dojrzał, jak Kicia przemienia się w zwierzę i zaczyna szaleć. Oj, dwie bijące się kobiety nie zapowiadają nic dobrego, szczególnie, gdy jedna jest stworem a druga nawiedzona. Niemniej jednak nie miał zamiaru się wtrącać. Dojrzał swój miecz i chciał do niego podbiec, ale kotołaczka ostro potraktowała pokrakę raniąc jej oczy. Łapska stwora, jak oszalałe zaczęły trzaskać o posadzkę i ściany. Wega aż musiał to podskoczyć ,to się pochylić by od niej nie oberwać, ale cały czas starał się brnąć do miecza, chociaż Kicia miała wyraźnie podobny plan, do momentu aż znieruchomiała. Trzymała miecz i nic nie robiła. Zapewne dostała by niezłą burę od trytona, gdyby nie fakt, że w pomieszczeniu wyczuł coś tajemniczego. Pewien rzut w przestrzeni. Tryton choć przygłuchy był nieco bardziej wyczulony na magię, szczególnie na duchy i wszystko co z duszami powiązane. Wybitnym magiem nie był, ale zmysł posiadał.
„Co jest?” spytał siebie w myślach zatrzymując się w pół ruchu. Później wszystko trwało tak po prostu, bez wytłumaczenia. Bestia rozpuściła się na jego oczach. Sylwetka mężczyzny prostowała się z każdą znikającą częścią ciała stwora, aż w końcu stanął jak osłupiały. Takich rzeczy nie widzi się na co dzień. Między szkaradnie poruszającymi się w ostatnich siłach kończynami dojrzał jedynie zupełnie nieznajomą mu twarz dziewczyny. Paskudny uśmiech i wzrok, który budził grozę. Gdyby Wiscari nie był za życia szalonym niemalże piratem bez litości z pewnością też by się zląkł. Teraz jednakże się zdziwił.
Po chwili leżała już tylko skóra, a nieznajomy duch zupełnie jakby opuścił jej ciało. Wiscari stał jeszcze przez kilka sekund widząc jak kotołaczka powoli opada. Szczerze by nie zareagował widząc, jak mdleje człowiek, elf, czarodziej. Jeszcze kilka zdarzeń temu nawet by nie kiwnął palcem względem dziewczyny, ale rozpuszczona bestia ruszyła jego rozsądek. Kicia miała dar przeganiania i rozpuszczania. Jeżeli rozbije sobie głowę żaden z niej będzie pożytek.
Stąd też korzystając z ostatniej okazji rzucił się w jej stronę. Sam upadł przedzierając sobie łokieć, ale zdołał podłożyć rękę by dziewczyna nie runęła tak całkowicie bezwładnie. Cóż za poświęcenie.
Odetchnął z ulgą. Kicia nie ma rozbitej głowy, punkt dla niego. Gdy już w miarę wygodnie przyklęknął przy nieprzytomnej przeskanował ją wzrokiem. Nie wyglądała aby coś się jej stało prócz faktu, że została opętana. Głowa była cała, to najważniejsze. Kilka ewentualnym strupów albo nabity siniak jej nie zabije. Byleby dalej rozpuszczała potwory.
Wega jeszcze raz rozejrzał się po pomieszczeniu. Dojrzał dosyć ciasne przejście, w którym chowały się kręte schody. Mógłby przerzucić kotołaczkę przez ramię i piąć się w górę po schodkach, ale dziewucha w takiej chwili była zbędnym balastem, a nie przydatnym rozpuszczalnikiem na potworki. Istniał cień szansy, że przejście prowadziło do wyjścia, ale doświadczony podróżnik i taki staruch, jak on, wiedział, że takie przygody nigdy nie kończą się szybko. Poza tym wciąż męczyło go coś jeszcze. Może nie o tyle jęki dusz, ale sama ich obecność. Ta wieża naznaczona była śmiercią.
Wega zebrał zmiennokształtną w ramiona i przeniósł ją bliżej ściany. Nie był pewien czy gdy się obudzi to ona nadal będzie cokolwiek pamiętać. Nawet fakt spotkania go. Położył ją bardzo delikatnie, obchodził się z nią niczym z porcelanową lalką, a nawet chyba ostrożniej niż ze złotą fajką! Ustawił w bezpiecznej pozycji na boku i od strony kolejnych ścian, tak by nie wpadła na pomysł żeby uciec w miejsce, z którego przed chwilą się wydostali, bo on wcale nie miał zamiaru się wspinać. Sam zaś usiadł i podparł się plecami o zimne kamienie i tak też czekał.
Z nudów także zapożyczył sobie jej sztylet by nim pomachać, pobujać albo pooglądać. Musiał zając sobie jakoś czas. Myślał o tym kto prawdopodobnie wykonał sztylet, o tym że o dziwo nie śmierdzi jakoś rozpuszczonym cielskiem, że but mu się rozwiązał, aż w pewnym momencie zastanawiał się nad ta dziewczyną leżącą obok. Do żadnych konkretnych wniosków nie doszedł, omijając fakt, że musiał zawiązać but, ale tak czekając na jej rozbudzenie poczuł suchy język. I podniebienie. I gardło.
- Zaraza… - mruknął niezadowolony i niemalże bezgłośnie, bo suchość w ustach nie pozwalała mu na normalne wysławianie się. W tedy spojrzał na zmiennokształtną.
Uniósł zaintrygowany brew, bo właśnie zrozumiał, że źródło wody leży tuż obok niego. Szturchnął jej policzek tępym końcem sztyletu by się upewnić, że nadal jest, jak to by określił Wiscari, „nietomna” a wciąż była. Przybliżył dłoń do jej ciała, chociaż wciąż nie dotykał dziewczyny. Dzieliło ich zaledwie kilka nieskromnych centymetrów. Wega zmarszczył brwi by przebadać organizm kotołaczki pod względem uwodnienia. Kaca nie miała, nie była odwodniona, tyle wystarczy.
W ciemnym pomieszczeniu zatlił się jedynie symboliczny blask, który szybko znikł. Skrył się on z resztą w centralnej części dłoniowej mężczyzny więc nie miał nawet szans zabłysnąć na wilgotnych kamieniach wieży. Krople wody zebrały się na ramieniu zmiennokształtnej. Utworzyły one niemalże przezroczysty strumień wody, który zawirował w powietrzu by ostatecznie wtargnąć do ciała Wegi. Nie był na tyle niegrzeczny żeby wyssać z niej jakoś wybitnie dużo wody, byleby zwilżyć usta i gardł,o bo nie wytrzyma.
Wypuścił wolno oddech z ust. Jeszcze raz wsparł się o ścianę, tym razem z ulgą. Tęsknił za niebolącą głową, za złotą fajką, za wodą, za morzem. Za Emmą.
Awatar użytkownika
Lexi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uczeń , Złodziej , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Lexi »

        Opowiem ci to wszystko teraz. Lepiej dla mnie, że jesteś nieprzytomna, bo wiem, że mnie doskonale słyszysz, a przynajmniej nie będziesz pyskować. Mimo swoich lat twój duch jest bardzo młody, czuję to. Będziesz długo żyła, niesamowicie długo.. Teraz jednak możesz wielu rzeczy nie zrozumieć, lecz będziesz musiała chociaż spróbować, jeśli nie chcesz szybko stracić zmysłów.
        Nazywam się Oleksandr Bajrami, możesz mówić mi Sasza. Żyłem po twojej stronie świata kilkadziesiąt lat temu, byłem magiem, jak mój brat, którego miałaś wątpliwą przyjemność poznać. Przyznaję, że nie mam pojęcia, dlaczego próbował ściągnąć mnie przez ciebie do waszego świata, gdyż to on mnie zabił.
        Możesz sobie wyobrazić więc moje zdziwienie, gdy po kilkudziesięciu latach w zaświatach, coś mnie nagle szarpie spowrotem na Powierzchnię, tylko po to, by uwięzić w twoim kruchym kocim ciałku. Nie myśl jednak, że po prostu spakuję manatki i zniknę. Może i temu kretynowi nie udało się w pełni mnie przywrócić do życia, jednak dzięki twojej pomocy mam jeszcze na to szansę. I mam zamiar ją wykorzystać.
        Spędzimy więc razem trochę czasu i dla twojego dobra lepiej będzie jeśli się do tego przyzwyczaisz. Nie mam nic do ciebie, jesteś młoda i masz ogromny potencjał. Za życia chętnie bym cię uczył. Jeśli jednak będziesz próbowała działać przeciwko mnie, albo wpadniesz na idiotyczny pomysł wypchnięcia mnie spowrotem w Zaświaty… cóż.. Wiedz, że ci się to nie uda, a nie chcesz mojej zemsty. W twoim ciele jestem silniejszym bytem niż te, z którymi masz do czynienia po naszej stronie. Teraz jestem materialny i o wiele od ciebie silniejszy. Jeśli zechcę, w ogóle nie będziesz miała kontroli nad własnym ciałem. Ale nie zależy mi na tym. Nie pakuj nas więcej w takie niebezpieczeństwa i nie knuj, to nie będę musiał interweniować. Zobaczymy, co będzie dalej.
        A teraz obudź się kotku, bo ten wątpliwej urody jegomość ciągnie od ciebie wodę.. Och losie, ewidentnie dawno mnie tu nie było, co to za zwyczaje…


Lexi z krzykiem zerwała się gwałtownie do siadu, oddychając ciężko i rozglądając się w około wytrzeszczonymi z przerażenia oczami. Wyglądała jak spłoszone zwierzę, które w obliczu zagrożenia traci zmysły i zdolność reakcji, tonąc we własnym strachu. Zakryła twarz dłońmi i znów się rozejrzała, dopiero teraz rejestrując to, co oczy widziały, lecz nie przekazywały dalej informacji. Ściany, podłoga, jej ręce, nogi, plecaczek, Brzydal.. dobra, wszystko mniej więcej na miejscu.

- Jejuchnu, moja głowa – zamiauczała obejmując wspomnianą część ciała ramionami. Opierając się o ścianę i podciągając pod siebie kolana, dosłownie zwinęła się w kłębuszek, od którego odznaczał się jedynie plecaczek i bujający się niespokojnie ogon. Kocie uszka drgały niespokojnie na głowie skrytej w bezpiecznym miejscu między kolanami a oplatającymi je rękoma.

- Co się stało? – zapytała stłumionym głosem, lecz w tym samym momencie jej umysł zalały obrazy minionych godzin, cała walka z potworem, a co gorsza – przypomnienie o opętaniu. Dziewczyna nie odezwała się już słowem, ale po ogonie i uszach było widać, że zjeżyła się cała.

- Mówisz masz.

- Nie wkurzaj mnie
– odwarknęła, ale to coś jej przypomniało. Ich rozmowę. A właściwie jego monolog, który stwarzał więcej pytań niż wyjaśniał istniejących. Przypomniał jej jednak również o czymś co było najbardziej aktualne, a przynajmniej z czym mogła zmierzyć się o zdrowych zmysłach. Wega. Spojrzała w końcu na niego, a po jej oczach było widać, że jest już w miarę przytomna. Zastanawiała się, czy nie zapytać o tę wodę, którą niby jej zabrał. W końcu jak miałby to zrobić? Nikt oprócz niej nie znajdzie nic w jej plecaczku.

- Powiedziałem, że ciągnie od ciebie wodę, nie zabiera ją tobie. Różnica subtelna, lecz istotna kotku. On zabierał Z CIEBIE wodę..

Lexi postawiła uszy na sztorc, a jej ślepia zwęziły się podejrzliwie.

- Czemu zabierasz ze mnie wodę?! – prychnęła niespodziewanie do trytona, porzucając swoją skuloną pozycję i zamieniając ją na siad turecki i wyraźnie urażoną minę. Nie zaatakowała jednak, jak można by się było tego spodziewać, lecz najzwyczajniej w świecie dźgnęła mocno mężczyznę koło niej palcem w pierś. Poza tym nie powiedziała już nic więcej, bo nadal nie wiedziała, jak zabrał jej tą wodę, ale przecież nie może dać sobie tak podbierać czegoś..

Zaraz jednak jej uwaga znów się rozproszyła, gdy dziewczyna trzeźwym już spojrzeniem potoczyła po komnacie. Jej ślepia otworzyły się szeroko, gdy wzrok napotkał pnące się w górę schody.

- Wyjście! Czy to wyjście? – spojrzała na mężczyznę, jakby zdziwiona, ze wciąż się tutaj znajdują. Ale może sprawdził przejście podczas gdy ona była nieprzytomna. Przecież takie siedzenie tu bezczynnie było bezsensowne, trzeba było się stąd natychmiast wydostać, nim znów odnajdzie ich jakaś pokraka.
Awatar użytkownika
Wega
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wega »

Gdy Lexi zerwała się do siadu Wega jedynie ostrożnie się przechylił przenosząc ciężar ciała na jeden bok. Jego wzrok spoczywał na kotołaczce, ale nic nie mówił czekając aż wreszcie Kicia ogarnie przestrzeń wokół siebie i zaakceptuje wszelkie możliwe fakty.
Był nawet skłonny odpowiedzieć jej na pytania, ale widząc, że dziewczyna pogrąża się powoli we wspomnieniach zrezygnował. Ponownie powrócił do wygodnego siadu wspierając rękę na zgiętym kolanie i tym razem patrząc w wyjście bez słowa. Ostał by tak nawet na kilka godzin, mu nie przeszkadzało, że jego towarzyszka potrzebuje czasu. Byleby nadal rozpuszczała potwory i się nie zepsuła, bo wówczas te wszystkie minuty i jego cierpliwość szlag trafi.
Poczuł jednakże na sobie wzrok zmiennokształtnej i tylko ukradkowo niebieskie oczy odpowiedziały jej deklarując swoją obecność oraz nastawienie na słuchanie. Gwałtowność Lexi wcale go nie wzruszyła, ani nawet pretensja. Jego brew uniosła się w delikatnym zaskoczeniu, gdy dźgnęła go palcem w bok. Chwilę przyglądał się zaatakowanemu punktowi, ale szybko kącik ust maszkary uniósł się do góry.
- Kicia, zadajesz za dużo pytań – stwierdził.
- Skąd ta pewność, że taki brzydal, jak ja, miałby ci zabrać wodę? Duszki ci naskarżyły w twojej głowie? A może jeszcze wymyśliły jak to zrobiłem? Jeżeli już plotkują to niech to chociaż zrobią szczegółowo. Możesz się ich spytać. – Poradził swoim ponurym głosem, ale nie nieprzyjaźnie.
I w tedy kotka zauważyła to kuszące przejście. To lekkie i zduszone światło w cienkim korytarzu, które mogło oznaczać niemalże wszystko. Tryton chociaż często podejmował szalone decyzje to, gdy tylko mógł wolał się wstrzymać. Teraz uważał to za wyjątkowo rozsądne posunięcie, ale takie młódki, jak Kicia, wypełnione były tryskającą energią, działały bardzo szybko, pochopnie, dosyć nieostrożnie. Wiscari doskonale to rozumiał, bo przecież sam był kiedyś młody i głupi. Teraz, mając na karku ponad czterysta lat posiadał więcej rozwagi w sobie. Ona mogła sobie pomyśleć, że straszny z niego już skorupiak, ale po co robić sobie dodatkową robotę z ratowaniem nieprzytomnej, gdy czasem starcza jedynie cierpliwość.
- Wreszcie zadałaś bardzo mądre pytanie – pochwalił ją ochryple.
- Mogę jedynie podejrzewać, że jest to wyjście. Jednak ja wierny czekałem na ciebie śniąca królewno, a teraz przyszedł nam czas pozbierać osłupiałe kości i ruszyć dalej by wydostać cię z tej wieży – i po tych słowach faktycznie wstał czekają także aż Lexi zbierze się na równe nogi, a gdy to zrobiła ten delikatnie pchnął ją rękojeścią podkradzionego sztyletu w miejscu rozpoczęcia się mostka klatki piersiowej, by wstrzymać jej rozpalonego ducha przygody.
- Mam nadzieję, że twoi „przyjaciele” będą z nami do końca – mruknął i zbliżył się do domniemanego wyjścia.
Jego zapał szybko zgasł, gdy tylko dojrzał „szerokość” przejścia, która zwężała się w dalszej części. Nie potrzebował wiele mierzyć by stwierdzić, że to będzie najdłuższe i najbardziej kłopotliwe dla niego przejścia w życiu. Wolał już na prawdę szlajać się po bagnach tnąc stwory jeden po drugim niż przeciskać się w żółwim tempie przez korytarz.
Westchnął ciężko i jeszcze dla pewności rozejrzał się po ścianach ich niedawnej komnaty. Napatrzył się na nie bardzo długo, ale i tak miał nadzieję, że może czegoś jednak nie dojrzał. Widział jednakże doskonale i perfekcyjnie zapamiętał każdy kamień ich malutkiego więzienia. Właściciel wieży robi sobie z nich niemały żarty, a takie poczucie humoru mało bawiło Wegę.
Teraz musiał się też zastanowić kto powinien iść pierwszy. Kici nie wypada przeco iść przodem, ale przynajmniej wiedziałaby, co jest na samym końcu. Może to i gorzej. Młoda i roztargniona pewnie wypruje do przodu nie zważając na nic więc już odruchowo przeciął na wszelki wielki przejście Lexi ręką.
- Pójdę pierwszy – powiedział wolno, ostrożnie, ale zdecydowanie.
Awatar użytkownika
Lexi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uczeń , Złodziej , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Lexi »

        Wydęła policzki nieco obrażona, słysząc o duszkach w swojej głowie. Nie bardzo jednak mogła zaprotestować, w końcu faktycznie coś tam jej się po czaszce kołatało, ale nie miała najmniejszego zamiaru dzielić się tą informacją z trytonem. Na razie. Chociaż po ostatniej akcji nietrudno było zorientować się, że Lexi nie jest w swojej głowie sama, i tak nie podobało jej się, że Wega miota tą wiedzą na prawo i lewo, najwyraźniej zupełnie sobie nic z tego nie robiąc. Nie uznawał już tego za dziwne? Nie bał się jej? Może jednak nie wiedział tyle, ile mu się wydawało..
        Nie mając jednak nic mądrego do powiedzenia, milczała przezornie, przenosząc ponownie swoją uwagę na wyjście. Potencjalne wyjście. Machnęła ręką na chrapliwą pochwałę mężczyzny, podniosła się lekko, podpierając się ogonem i raźnie ruszyła przed siebie, nadziewając się niespodziewanie na rękojeść sztyletu Wegi. Zatrzymała się posłusznie, a gdy jej wzrok opadł machinalnie na broń aż syknęła przez zęby. To był jej sztylet! Wyszarpnęła go trytonowi z dłoni i schowała do pochwy przy pasie, nadal mrużąc ślepia i szczerząc drobne kiełki. Bardziej niezadowolona była z tego, że nie zauważyła braku broni, niż z tego, że mężczyzna ją sobie pożyczył. W końcu okradzenie złodziejki to największa ujma na honorze, jaka może ją spotkać.Jej złość szybko wyparowała po jego następnych słowach, a uszka jej oklapły, kładąc się po głowie.
        - Wolę, żeby zniknął - burknęła pod nosem, mając gdzieś, że zdradza się już jawnie ze swoim opętaniem.

- Och kotku, nie sprawiaj mi przykrości, wiem, że byś tęskniła.
- Pies ci mordę lizał!
- Ciesz się, że bardziej mnie bawisz niż irytujesz, inni za takie słowa już dawno potraciliby języki
- warknął Sasza i umilkł, pozostawiając ją samą, co wyczuła z widoczną ulgą, ale i tak zjeżyła się, znów rozdrażniona jego słowami.

        Prawdopodobnie dlatego spojrzała spode łba na Wegę, gdy po raz kolejny zagrodził jej drogę ręką.
        - Bez sensu - prychnęła po kociemu, spoglądając mu w oczy. - Cudem będzie jeśli w ogóle dotrzesz do końca tego tunelu Wielkoludzie - mruknęła i błyskawicznie przemknęła się pod jego ręką, znikając od razu w przejściu. Zatrzymała się jednak zaraz za jego granicą, czekając aż tryton do niej dołączy. Nie powiedziała tego głośno, ale pokazała, że jest skłonna współpracować i nawet czasem go posłuchać, byle tylko nie zaczął się tu z nią szamotać. Jej już i tak nadwyrężona duma nie zniosłaby wyciągania jej stamtąd za fraki. Gdy bluzgający pod nosem mężczyzna w końcu ruszył za nią, odwróciła się i skierowała kroki korytarzem.
        W przeciwieństwie do tego, co prawdopodobnie będzie musiał przejść tryton, ona szła swobodnie, nawet nieświadoma otoczenia ścian, bezszelestnie stawiając stopy. Nie przyspieszała, gdyż wlokącemu się za nią Wielkoludowi mógłby przyjść do głowy głupi pomysł przytrzymania jej za ogon, by nie uciekała, a za to mogłaby odgryźć mu głowę. Jak wówczas stąd wyjdzie? Brzydal mógł się okazać jeszcze pomocny.
        Spacerowałą więc wolnym krokiem wzdłuż zwężającego się w istocie przejścia, starając się opanować i nie biec bezmyślnie w kierunku światła. Tak bardzo nic się nie działo, że ogon Lexi zaczął żyć własnym życiem, początkowo bujając się jedynie za nią w rytm kroków, by później zacząć miotać się niemal po całej szerokości korytarza, zdradzając znudzenie kotołaczki. Nie odwracała się przez całą drogę, więc teraz zerknęła przelotnie przez ramię, by sprawdzić jak w przejściu radzi sobie mężczyzna.
        - Nadążasz? - zapytała szczerząc ząbki, po czym odwróciła głowę, patrząc znów przed siebie i stanęła nagle jak wryta. Niestety nie wystarczajaco szybko, więc dla złapania równowagi jej ogon owinął się błyskawicznie wokół łydki idącego za nią mężczyzny, a ona sama wbiła pazurki obu dłoni w ściany po bokach, nim ostatecznie utrzymała równowagę.
        Stali na krawędzi, lecz nie przepaści, lecz czegoś w rodzaju szybu, prowadzącego w dół. Światło, które widzieli wcześniej nie miało tu swojego źródła, a jedynie było sztucznie odbijane przez niewielkie zwierciadła umieszczone w sklepieniu pochyłego tunelu. Drogi mieli dwie. Mogli się cofnąć tą drogą, którą przybyli, lub zjechać na tyłkach w dół, w nieznane. Lexi wysyczała pod nosem stek przekleństw, od których skwaśniałoby mleko i oparła ręce na biodrach. Nie chciała się cofać, ale nie znosiła takich sytuacji. Nie chciała podążać drogą, gdy nie wiedziała, co jest na jej końcu, a nie mogłaby się w trakcie spadania zatrzymać. Pozbawiało ją to kontroli, a tego nie lubiła. Bystrym okiem oceniła spad ślizgu. Wystarczająco łagodny, by nie spadali bezwładnie, tylko zjeżdżali, jednak zbyt stromy, by zrobić to w sposób kontrolowany. Gdyby spróbowała podczas jazdy wbić pazurki w kamienne ściany żeby się zatrzymać, bez wątpienia połamałaby sobie palce. Fuknęła znów pod nosem, po czym obejrzała się na Wegę, który prawdopodobnie i tak widział już nad jej ramieniem, co się przed nimi znajduje.
        - Co teraz? Możemy spróbować powoli schodzić, ale nie wiemy jak długi jest ten tunel. Poza tym ja znajdę oparcie w pazurach, a ty? Spadniesz bezwładnie jak kloc - mruknęła z lekkim uśmiechem.
Awatar użytkownika
Wega
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wega »

Usta Wegi ściągnęły się w dół po tym, jak kotka przemknęła mu z łatwością pod ręką. Nie miał z nią pod tym względem większych szans, nawet gdyby wcisnął się pierwszy ta pewnie przeskoczyłaby mu nad głową w swojej zwierzęcej formie. Ba! Pewnie jeszcze bezczelnie wspięłaby mu się po nodze, machnęła ogonem po nosie i odnosząc wielką wygraną zeskoczyła z czubka głowy. Może to i lepiej, że załatwiła to w ten, a nie inny sposób.
Jeszcze na początku w miarę był w stanie przejść korytarz, ale swoboda trwała tylko w pozycji chodzenia bokiem i tylko do pewnego momentu. Zmiennokształtna zaś szła bardzo żwawo wykorzystując swoje niewielkie aspekty przy czym zachowała rozsądek i nie biegła przed siebie na oślep. Na całe szczęście, bo musiałby ją jakoś wówczas przymocować do siebie, a trzymanie za ogon nie wchodziło w grę. Wcale się nie zastanawiał czy byłoby to wygodne dla Lexi, on sam w sobie miał awersję do kociego futra. A właściwie nie do futra tylko do kotów samych w sobie, a to starczyło.
Przemierzając więc tak jedyne możliwe wyjście Wiscari czuł, że na jednym odcinku korytarza po prostu utknął w przejściu. Klatka piersiowa mężczyzny zawisnęła na ścianie. Podobny problem miał ze stopami, ale nimi łatwo było manewrować. Obrócić to w jedną, to w drugą stronę, a nie był przecież w stanie wyginać żeber i kręgosłupa. W tedy rozległ się zadziorny głos Lexi, który dodatkowo wywołał w trytonie irytację.
Spojrzał na ścianę ciężko wzdychając i machając zaprzeczalnie głową, że takie zdarzenia mają miejsca. Wiedział, że nie jest małym gościem, ale nigdy nie sądził, że spotka się z taką przeszkodą na swojej drodze. Jednak i to okazało się w jakiś sposób pomocną dłonią, a bynajmniej ewentualnością, bo kotołaczka objęła jego łydkę ogonem. Gdyby nie udało się jej wstrzymać na bocznych ścianach z pewnością utrzymałaby się na burym ogonie wykorzystując Wegę jako dobre umocowanie. Niemalże przeszedł go szorstki dreszcz po ciele na myśl, że mogła go dotknąć w którąś odsłoniętą część ciała. Spodnie jednak mocno miał ubite w cholewy butów więc ulga szybka spłynęła na „rybie” serce.
Mężczyzna nie wytężał się nazbyt szyją. Wolał jakoś prześlizgnąć się między dwoma płaszczyznami i dopiero w tedy zajrzeć, co też dokładnie kryje się za sylwetką dziewczyny. Tak faktycznie zrobił. Z dużą siłą ucisnął klatkę piersiową na wydechu i wykorzystał moment bólu na uwolnienie się z tej żałosnej aczkolwiek faktycznej przeszkody. Trochę debilnym pomysłem było wykonywanie ucisków na istocie żywej, a nie omdlałej, ale musiał się jakoś stamtąd wykaraskać. Wiscari odkaszlnął porządnie kilka razy próbując złapać oddech, a gdy wreszcie jego układ oddechowy nieco się uspokoił wsparł rękę o ramię kotołaczki i spojrzał na ich nową ścieżkę.
W odwecie na jej słowa on sam się uśmiechnął, tylko tak bardziej paskudnie i intrygująco. Postąpił krok w tył i nim zdołała obrócić wzrok w jego stronę on z impetem jednego skoku porwał za sobą Lexi by razem mogli ześlizgnąć się z tego kłopotliwego przejścia.
Był to z pewnością pomysł szalony, odrobinę nie pasujący do starego, doświadczonego ojczulka, ale Wega nie umiał sobie wyobrazić swoich „zgrabnych” ruchów na powierzchni o dosyć dużym kącie nachylenia. Nie ma gracji ani kota, ani tym bardziej baletnicy by się tak cackać. Jego żywiołem były bujające się statki na morzu, które mogą zatonąć w każdej chwili a nie cierpliwe schodzenie w dół.
Ślizg trwał na ocenę Wegi dosyć długo. Nie patrzył na to czy też jego towarzyszka wrzeszczy czy też dobrze się bawi, trzymał ją mocno w pasie tak by nie starła sobie tyłka i nie podwinęła ogona. Na nieszczęście Wiscariego i ten tunel paskudnie obniżał swój sufit więc w jednym momencie musiał położył się jak kłoda. Zmartwił się o głowę swojej towarzyszki więc nim wślizgnęli się w ten bezlitosny odcinek pacnął ją ręką najpierw w twarz, tym razem nie dlatego, że był chamem a po prostu z bezpieczeństwa. Przygwoździł ją więc do siebie bardzo mocno, a chwilę później jego łokieć drugiej ręki zadarł się o wystający bolec przez co automatycznie przeszła wyżej, a dokładniej na biust swojej nowej koleżanki. Wega pierwsze, co to syknął z bólu. Ciepło krwi rozeszło się po jego skórze, ale to było niczym w porównaniu do tego, co teraz mogła mu zrobić Kicia.
„Oby mnie nie rozszarpała” pomyślał, bo chociaż cycki kotołaczki mało go interesowały, nadal pozostawał bowiem wierny tylko jednej parze piersi!, to wiedział, że młody wiek oznacza pewien rodzaj frustracji i złości u kobiet. Wcale się temu nie dziwił, w końcu był ojcem. Sam z chęcią rozszarpałby łepka, który „niechcący” tknąłby Emmę tam gdzie nie trzeba. Nie dane było mu się dowiedzieć czy Kicia posiada tatuśka, ale wiedział, że na pewno ma ostre pazury.
Tunel po chwili rozszerzał swoje przejście, delikatnie przechylił obie sylwetki pod jeszcze ostrzejszym spodem, ale nim Lexi zdołała wyładować na trytonie jakąkolwiek złość omiotła ich gromada nietoperzy. Wiscari próbował odtrącić niechcianych latających i puścił dziewczynę, może bardziej już dla własnego bezpieczeństwa, ale nie oddalili się od siebie znacząco. Na całe ich głupie szczęście, ślizg bowiem kończył się niezłą wyrzutnią. Oboje wylecieli poza krawędź przepaści i tylko ślepy traf chciał, że niedaleko faktycznie znajdował się jakiś bolec. Mężczyźnie udało się go chwycić, a także złapać Lexi za nogę i razem zawisnęli nad niezbyt ciekawym podłożem.
Wega jęknął z bólu. Czuł, jak rozrywa go w łokciu, na którym obecnie się utrzymywał, jednak gdy spojrzał w dół od razu jakby odjęło mu go, co najmniej o połowę.
Widział głębokie kałuże w kolorze trującej zieleni. Ciecz obejmowała sporą część pomieszczenia, które było wysokie, pełne spiczastych urwisk oraz jakiś kolejnych wejść. Niemniej jednak krople tajemniczej substancji ciekły cienkimi strużkami po ścianach, zupełnie jakby znaleźli się w jakiejś potężnie rozbudowanej kanalizacji. Wytrwali obserwatorzy mogli dojrzeć także dziwne stworzenia w ów kałużach. Wiscariego najbardziej zmartwił widok sporych, złotych rybek o wyłupiastych oczach… ale nie dwóch, czy trzech. Mogło być ich nawet kilkadziesiąt. Mina mu się skrzywiła, bo choćby mu miało oderwać rękę nie miał zamiaru trafiać do tego typu wody i stać się taką złotą rybką. One na pewno nie spełniają życzeń, a przekleństwa.
Rana nie dawała za wygraną. Cholernie go bolało, a Kicia mimo, że drobna to jednak fizycznie oboje ciągnęli go w jakiś konkretny punkt ku dołowi. Rozejrzał się więc po okolicy. Oni sami znajdowali się w absurdalnym położeniu, daleko od jakiejkolwiek rozsądnej ściany, jedyną nadzieją była niewielka wysepka odstające gdzieś z boku.
- Zanim mnie poharatasz, powiedz mi czy dasz radę doskoczyć do tego miejsca? Rozbujam się na tyle na ile mogę i wyrzucę… Trochę jak… Ehm... W cyrku, tylko bardziej walka o to by nie stać się zmutowaną rybą z wieloma oczami –mówił przez zaciśnięte zęby nie ukrywając problematyczności sytuacji.
Awatar użytkownika
Lexi
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uczeń , Złodziej , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Lexi »

        Lexi zastanawiała się wciąż nad rozwiązaniem, przyglądając się spadzistemu tunelowi, jakby to w jego głębi miała odnaleźć odpowiedź. Prawda była taka, że ona by sobie poradziła, tylko musiała brać pod uwagę trytona. Nie ulegało wątpliwości, że wyjdą stąd tylko współpracując. Poza tym, nawet gdyby nagle się na siebie obrazili to nie bardzo jak mieli się rozdzielić, skoro droga była tylko jedna. Przez myśl przeszło jej w pewnym momencie by zawrócić i zejść na sam dół, do komnaty, w której znaleźli się na samym początku. Naiwny głos w jej głowie podpowiadał, że być może tym razem, gdy otworzą główne drzwi, czekać będzie za nimi nie ceglany mur, ale świeże powietrze. Nie miała jednak okazji podzielić się z Wegą swoją mało prawdopodobną teorią, gdyż nagle poczuła jednocześnie silne uderzenie w plecy i silne ramie w pasie.
        Nie powstrzymała zduszonego okrzyku zaskoczenia, gdy po krótkim locie w powietrzu, znaleźli się w tunelu, a dzięki znacznej masie Wegi pędzili w dół całkiem szybko. Lexi instynktownie szarpnęła się, prychając niezadowolona na brak kontroli nad zjazdem, siedząc na kolanach mężczyzny, niczym małe dziecko. W ostatniej chwili zauważyła obniżające się sklepienie, a gdy tryton położył się na plecach, poszła w jego ślady, niechętnie układając się na nim. Gdy poczuła na swojej twarzy jego wielką łapę prychnęła niezadowolona, ale mimo wszystko doceniła troskę o jej głowę. Całkiem miło, że nie chciał, żeby ją sobie rozkwasiła o murowane sklepienie. Za chwilę jednak poczuła szarpnięcie, gdy ręka mężczyzny zahaczyła o jakiś wystający fragment ściany i przesunęła się na jej biust. Kotka, chociaż wiedziała, że to przypadek, nie mogła powstrzymać się od wściekłego prychnięcia, zwłaszcza, że było tutaj zbyt ciasno, by tę niechcianą rękę ze swojej piersi odrzucić. No co za los! Najpierw utyka zamurowana w jakiejś wieży, później walczy z czymś jeszcze brzydszym niż tryton, a teraz zjeżdża z nim jakimś szybem, traktowana jak, nie przymierzając, worek owsa. Nie mogąc nic na sytuację poradzić mamrotała pod nosem coraz bardziej kreatywne przekleństwa, uwzględniające również nadzieję na paskudną przyszłość niniejszego tunelu.
        Z ulgą przyjęła rozszerzenie się przejazdu i podniosła lekko głowę, gdy nagle uderzyła w nich chmara nietoperzy, na co kotołaczka dostała istnego szału. Zaczęła piszczeć i miotać się w uścisku Wegi, próbując uciec, przed tymi paskudnymi, trzepoczącymi strasznie, czarnymi potworami, które szarpały jej włosy i uderzały skrzydłami w policzki. Wezbrała w niej fala obrzydzenia, a dziewczyna zadrżała, wtulając się nagle w ramiona trytona, skąd jeszcze przed chwilą chciała uciekać. W tym momencie jednak mężczyzna puścił ją, a ona z panicznym piskiem zjechała w dół, jednak znacznie wolniej niż jej towarzysz.
        Jej oczy rozszerzyły się nagle, gdy w końcu dostrzegła koniec tunelu. Kończył się on gwałtownie, a Lexi nie widziała nigdzie pod spodem żadnego podłoża, jak gdyby wylot znajdował się gdzieś.. w powietrzu?
        - Wegaa! – wrzasnęła w panice, wypadając z impetem na zewnątrz i aż zasyczała wściekle, czując mocne szarpnięcie, gdy tryton złapał ją za nogę. Jej ogon momentalnie oplótł się jak bluszcz wokół jego ramienia, rozkładając ciężar ciała dziewczyny, która z kolei wpatrywała się w dół z otwartymi oczami i ustami. O jejuchnu, nie nie nie, nie chcemy tam spadać! Ile to ma oczu? Ratunku!!

        - Hej, ty paskudny magu, jesteś tam? Sasza!
        - Och, pierwszy raz sama się do mnie odzywasz.
        - Ratuj! Zrób coś, daj jakąś magię fajną, teleportację, czy co tam masz w rękawie!
        - Hm.. nie.
        - Co?
        - Nie.
        - Oszalałeś? Mówiłeś, że nie chcesz żebym umarła, a teraz co? Zobacz ile tam oczu jest!
        - Poradzicie sobie. A ty nauczysz się pokory, kotku. Nie możesz się na mnie wydzierać, a później szukać pomocy, nie jestem twoją niańką. Powodzenia.
        - Sasza? Sasza?!


        - CO ZA PALANT! AAAGR! – Lexi zacisnęła dłonie w pięści, wywijając nimi wściekle w powietrzu. No co za idiota! Normalnie najchętniej zrobiłaby mu na złość, ale oznaczałoby to zakończenie jej cennego żywota, a niezależnie od tego, co ludzie gadają, koty nie mają dziewięciu żyć. Mają jedno, a ona swoje bardzo lubi.
        Zadarła nagle głowę, spoglądając na trytona, gdy dotarło do niej, że coś do niej mówi. Spojrzała za jego wzrokiem na półkę i splotła ramiona na piersi, co wyglądało dość komicznie, zważywszy na to, że wisiała nad przepaścią, trzymana za nogę przez trytona, który sam nie miał najwygodniejszej pozycji.
        - Oczywiście, że doskoczę – prychnęła, ale zaraz zerknęła znów na niego. – Tylko co z tego? Jak ty się tam dostaniesz? – zapytała, po czym rozplotła szybko dłonie, czując że mężczyzna przeszedł już z planowania do realizacji. Dziewczyna westchnęła i dała sobą bujać, pomagając mu poprzez balansowanie swoim ciałem, wyginając się w łuk na zmianę w jedną i w drugą stronę. Wyglądali doprawdy jak para cyrkowców, chociaż wątpiła, żeby przyjmowali tam takich brzydali jak jej towarzysz. Chyba, że do jakiegoś pokazu osobliwości.
        - Puszczaj! – krzyknęła nagle, ale serce jej zamarło, gdy faktycznie poczuła, jak mężczyzna zwalnia uchwyt, a jej ogon rozplata się z jego ręki. Przez chwilę zawisła bezwładnie w powietrzu. Trwało to zaledwie uderzenie serca, lecz w tym momencie dziewczyna przemieniła się w burą kotkę i wyciągnęła się w przód, spadając w stronę skalnej półki. Złapała się krawędzi, pracując tylnymi łapkami po ścianie, by w końcu wspiąć się na bezpieczną płaszczyznę i przemienić na powrót w niewielką dziewczynę, wpatrującą się w trytona wielkimi oczami.
        - Co teraz?!
Zablokowany

Wróć do „Mroczne Doliny”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości