Duin po raz kolejny w swoim życiu przemierzała świat, a dokładniej rzec biorąc – szlaki handlowe. Bezpiecznie wędrowała przez wyznaczoną, zieloną ścieżkę, docierając prawie do Ostatniego Bastionu, ale szczerze pragnęła sobie ukrócić drogi na pomarańczowej linii wyrysowanej na mapie. Handlarce bardzo zależało na czasie, bowiem jeden z klientów zażyczył sobie wyjątkowego zielska rosnącego na Mglistych Bagnach. Wcale nie pakowałaby się na oślep, gdyby nie fakt, że kwiaty ów krzewów kwitną właśnie za dwa dni, a odnalezienie ich w chaszczach nie było łatwym zadaniem.
Mogłaby, co prawda, wynająć kogoś do brudnej roboty, ale za bardzo zależało jej na solidnym wynagrodzeniu. Klient bowiem był nadziany po wszystkie kieszenie złotymi gryfami, od których nie mogła oderwać wzroku. Nieważne, że głównie skupiła swój wzrok na spodniach mężczyzny, który mógł nieco sobie dolać oliwy do własnego narcyzmu, to były całe garście złotych monet! Przypadkiem jeden złoty gryf wyślizgnął mu się z kieszenie, gdy wychodził z domostwa Duin, a ta dla sprawdzenia wiarygodności ugryzła pieniążek, sprawdziła go pod światło, a nawet skłonna była go stopić, by sprawdzić realność sytuacji. Tak się składało, że obecnie zalegała z podatkami i już raz straż chciała się wgramolić do domostwa, żądając zapłaty. Stado kruków jakoś skutecznie odstraszyło przybyłych, a wynalazek, na który poświęciła całą masę pieniędzy, spalił się podczas próby użytkowania i nic z niego nie zostało. Klęska więc zmusiła ją do szybkiego zarobku i tak też podróżowała z niewielkim wozem przez równiny i dochodząc niemalże do lasów Mrocznych Dolin.
Widziała malujące się horyzoncie korony drzew. Stały one w rzędzie, niemalże w prostej linii, chociaż las w dalszej części poszerzał swoją objętość, obejmując szczelnie Mgliste Bagna. Duin dostrzegła również niewysokie czubki gór, w których chciała pozostawić wóz i ruszyć po roślinę, ale pech chciał, że to właśnie w tym punkcie utknęła.
Ludzka głupota sprawiła, że chciała sobie oszczędzić czas jakimś nędznym skrótem. Z początku wydawał się on całkiem przyjemny. Dziewczyna ominęła Ostatni Bastion, przecinając drogę niebieskim szlakiem, i tak po prostej linii miała dołączyć do „pomarańczowej drogi”, ale nie zdołała, gdyż jej wóz gwałtownie podskoczył i się zapadł. Ludzka kobieta z kwaśną miną zeskoczyła z pojazdu i przyjrzała się połamanemu kołu. Jego drewniane szprychy były rozkawałkowane na drobne części, więc nawet nie miała jak ze sobą zbić gwoździami. Co gorsze, cały jej majątek przepadł na nieszczęsny wynalazek, więc znowu nie było handlarki stać na nowe koła. Wiadomo, jak to jest… Odkłada się złote gryfy na coś bardzo potrzebnego, ale gdy przychodzi okazja do wykupienia marzeń, to zostaje się z pustymi rękoma. Duin właśnie tak zrobiła. Nakręcona swoją nową machinerią od roku nie zainwestowała w potrzebne koła, a zapasowe już wykorzystała.
Och, jakże siarczyście klęła na siebie i na świat pod nosem! Mogłaby ściąć mniejsze drzewka i porobić z nich jakieś sklejki, by dotoczyć wóz chociażby do gór i skryć go w jaskiniach, jak planowała. Znaleźć zielsko, a następnie dotrzeć jakimś cudem do Maurii i kolejnym cudem wyhandlować koło. Na pewno by coś wymyśliła! Ale pozostawić wóz samemu sobie tutaj… To było jak zaproszenie mężczyzny do burdelu bez opłacania za usługi. Nie dało się uniknąć skorzystania z takowej okazji. A stracić wóz i nie dotrzeć na czas do Nowej Aerii było niczym strzał w kolano.
Dziewczyna chwilę pokrzyczała wymachując rękoma, a wszelkie próby odratowania koła stały się kolejną porażką w przeciągu tego miesiąca. W końcu usiadła obrażona przy wozie, wspierając o niego głowę. Obserwowała zachód słońca, a to oznaczała, że niedługo przyjdzie niebezpieczna noc.
W myślach skarciła siebie za jeszcze większy idiotyzm, więc poczęła grzebać, co kryje pod sobą płachta materiału. Podeszła do powozu od tyłu, szukając gdzieś swojej małej siekierki, gdyby w razie czego musiała się przed czymś lub kimś obronić.