Mroczne Doliny[Na północ od Maurii] Powrót do domu

Tajemnicza kraina, nad którą od wieków zalega mrok. Słońce świeci tu niezwykle rzadko. Nie ma tu tętniących życiem wiosek, jedynie jedno, warowne miasto ostało się w tej czeluści mroku, a i o nim nie można powiedzieć, pełne życia...
Awatar użytkownika
Tressa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampirzyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tressa »

        Tressa wzrokiem błądziła po całym placu. Cóż, może i ogród nie ucierpiał tak bardzo jak ona i Vergil, ale i tak gdzieniegdzie widać było osunięte pod nienormalnym kątem kwiaty i podpaloną trawę... No ciekawe, jak i kto ją sfajczył... Wampirzyca ponownie spojrzała na krwiopijcę, który zaczął odpowiadać na jej słowa.
        - Może, ale obecnie z całą pewnością regeneracja jest teraz osłabiona. Prędko nie wrócimy do normalnego stanu. - Wskazała na zadrapany policzek, który już dawno powinien się zagoić. Ramię wyraźnie zaprotestowało przed tym gestem, więc Tressa bezradnie opuściła je, aby swobodnie opadło na ziemię. Podłoże było zimne, trawa delikatnie muskała jej twarz, co bardzo uspokajało kobietę i pozwalało zapomnieć o paskudnym bólu.
        - Włosy? - Już chciała ponownie podnieść rękę i ująć swój kosmyk, by móc się bardziej mu przyjrzeć, ale w ostatniej sekundzie zrezygnowała. Przecież widziała, co magia jej zrobiła, gdy zawiał silniejszy wiatr, który zresztą teraz ucichł. - Bardzo mnie postarzają? - zaśmiała się. Mimo że sytuacja miała bardziej poważne barwy, Tressa chciała jej nadać raźniejsze kolory. W końcu nie zawsze musi być poważnie i drętwo. Chociaż pewien nastrój powinien zostać zachowany w ewentualnych sytuacjach.
        - W takim razie wszystko się składa w logiczną całość – powiedziała, podnosząc się i opierając na łokciu. - Zastanawiałam się, skąd wiedzą, że tutaj jestem. Byłam tylko okazjonalną zdobyczą, bo ich cel to zdobyć zwój... Który oczywiście nadal masz, prawda? - Nie, żeby wątpiła, ale wolała się upewnić. Owy dokument cały czas był dla niej niezmiernie ważny. - No i, Vergil... przepraszam... - wymamrotała. Za co przepraszała? Za to, że w większości sparaliżował ją strach przed członkiem Zakonu Srebrnych Róż. Że przez pierwsze sekundy po prostu stała i patrzyła, jak oni walczą, a sama postanowiła wtrącić się jedynie magią. No i ostatecznie pozwoliła, żeby bardziej ucierpiał. Za to wszystko karciła się w myślach.
        - Patrząc na to z mojej perspektywy, mogliby sprawić, że twój ojciec oszalał. - Aż przypomniał jej się obłęd, który widziała w oczach matki. Kensa także zwariowała. - To mistrzowie tworzenia sobie świrów – dodała, powracając powoli do pozycji siedzącej. - Próbował ich zniszczyć, a oni w akcie odwetu sprawili, ze oszalał – powiedziała, wzdychając. Jakże okrutnych metod muszą używać, żeby stworzyć takiego człowieka... Aby umysł dostatecznie zszedł do takiego stanu, tortury z całą pewnością są okropne.
        - Ręka mnie chroni, o ironio – oświadczyła, prychając krótkim śmiechem, czego od razu pożałowała. Aj, wszystko nadal piekielnie bolało. - Smocza krew? Jakoś tak to tłumaczę... Ale słońce chorobliwie razie w oczy. Nie lubię słońca. To mój wróg... - uzupełniła, po czym z wielką chęcią przyjęła pomoc przy wstawaniu. Spróbowała jednak stanąć na nogi o własnych siłach, gdyż widziała, a raczej wcześniej słyszała, w jakim stanie jest mężczyzna. Nie chciała dodatkowo go w ten sposób obciążać swoim ciężarem.
Spokojnie, jakby bała się, że każdy gwałtowniejszy ruch przysporzy jeszcze większą dawkę bólu, pozwoliła się zaprowadzić z powrotem do posiadłości. W środku nie ukrywała, że gdy ujrzała jakiekolwiek miejsce do siedzenia, od razu skorzystała z okazji.
        - Czy tylko ja mam wrażenie, że umieram wewnętrznie? - zapytała, siląc się na lekki uśmiech.
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Vergil dopiero teraz rozejrzał się po ogrodzie, który nie tak dawno był polem walki między nim i Tressą a Kalem, który był wysłannikiem Zakonu Srebrnych Róż. W niektórych miejscach było widać nadpaloną trawę i kwiaty, a niektóre z nich było powyginane tak, że lepiej byłoby je ściąć i poczekać na to, aż zakwitną na nowo, albo posadzić nowe.
- Igar będzie miał trochę roboty w ogrodzie, jeśli będzie chciał doprowadzić go do stanu, w którym był przed walką, a dam sobie rękę uciąć, że będzie chciał to zrobić — odparł wampir, znowu spoglądając na wampirzycę. - Nie postarzają cię... Ich kolor bardziej przypomina ciemne srebro, a nie szarość — powiedział, ponownie przyglądając się włosom kobiety. Dodatkowo uśmiechnął się do niej.
Później zaczęli rozmawiać na temat Zakonu i tego, skąd wiedzieli, że Tressa znajduje się właśnie tutaj. Doszli też do wniosku, że Kal mógł przybyć po zwój, który znajdował się teraz w jednej z kieszeni w płaszczu Vergila.
- Mam go w kieszeni płaszcza od momentu, w którym go znaleźliśmy — powiedział do niej i nawet rozchylił swój płaszcz, aby wampirzyca mogła zobaczyć kieszeń, o której wspomniał i to, że widać niewielki kawałek pojemnika, do którego włożył zwój.
- Nie musisz przepraszać — dodał ze szczerością w głosie, a to znaczyło, że naprawdę tak myślał. - Możesz mieć rację i Zakon naprawdę mógł przyczynić się do tego, że mój ojciec popadł w szaleństwo — stwierdził nieumarły. - Wiesz... jak tak teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że nie był on taką osobą, za którą go brałem — dodał nagle. Wydawać się mogło, iż krwiopijca ma wyrzuty sumienia przez to, że źle ocenił swojego ojca. Dodatkowo nie mógł go nawet przeprosić za taką ocenę, bo przecież wampir ten już od dawna nie chodzi po Alaranii, bo przecież zginął z ręki Vergila. Chociaż patrząc na to, że jego ojciec naprawdę stał się szalony, to może dobrze, że skrócił jego cierpienia i po prostu go zabił.

Niedługo miał nastąpić wschód słońca, więc oboje postanowili wstać i udać się do posiadłości, aby schronić się w niej przed promieniami słonecznymi. Vergil poprowadził ich tak, że najpierw weszli na taras, a później przeszli przez drzwi prowadzące do salonu. Nie zdziwił się, gdy Tressa, niemalże biegiem, ruszyła w stronę najbliższego fotelu i zajęła na nim miejsce. Wampir usiadł w fotelu, który znajdował się obok.
- Wydaje mi się, że oberwałem gorzej od ciebie, a nie mam takiego wrażenia — odparł i również się uśmiechnął.
- Ciekawi mnie jaki zasięg miało to światło... Mam nadzieję, że nie wydostało się poza las otaczający moją Posiadłość — dodał.
Cały czas czuł, jak jego ciało się regeneruje, jednak proces ten trwał dłużej niż zwykle. Całkiem możliwe, że takie działanie na ich ciała miało światło, które powstało, gdy medalion pękł.
- Chyba trochę tu posiedzimy — odezwał się znowu. Jemu, na razie, nie chciało się ruszać, przynajmniej do czasu, w którym jego ciało uzdrowi się w znacznym stopniu, podejrzewał, że Tressa także wolałaby zostać w jednym miejscu do momentu zregenerowania ran.
Awatar użytkownika
Tressa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampirzyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tressa »

        - Aż mu współczuję... Ale chyba nie będzie się gniewać za taką małą rozróbę? - zapytała niewinnie, uśmiechając się przelotnie. Chociaż w tym wypadku słowo „mała rozróba” zdawało się mocno naciągnięte. Zwłaszcza biorąc pod uwagę stan tego miejsca. Źle nie było, za dobrze także nie. Tressa aż przygryzła wargę, wyobrażając sobie ochrzan, jaki mogłaby dostać. Ciekawie by było. Czyli teraz jest moment, w którym to powinna ograniczyć nieco magię ognia.
        Trawa powoli stawała się mocno niewygodna, także Tressa podniosła się nieco.
        - To chyba dobrze. - Odwzajemniła uśmiech. - I całe szczęście, zwój jest... Cóż, sprzątaniem ciała zajmie się...? Kto? - zapytała, spoglądając na nieruchomego Kalamandra. Jego głowa nadal bezwładnie leżała na ziemi, brudząc krwią nieco spalony trawnik. Więcej roboty dla Igara... Biedny wampir.
        - I jak już, to wolę przeprosić. Po części to moja wina, w jakim znajdujesz się stanie – powiedziała, spoglądając na niego. Może i usłyszała szczerość w jego słowach, ale to nie zmieniało faktu, że czuła się za to wszystko winna. Póki mogła, powinna opowiedzieć mu wszystko, co wie na temat zakonu. Może to zaoszczędziłoby mu dodatkowych obrażeń.
Westchnęła przeciągle.
        - Możliwe, i to nawet bardzo. Dlatego mogę jedynie ci współczuć tego, co się stało dawniej – rzekła dość smutno, spuszczając wzrok. Palcami zaczęła bawić się zwęgloną trawą, głaskając ją, jakby była zwierzęciem. A propos zwierząt, Sorley zdążył się gdzieś zawieruszyć. Prasmok jeden wie, Tressa miała jedynie nadzieję, że dał radę się porządnie ukryć.
        - Ale skoro twój ojciec coś o nich wiedział, może pozostawił jakieś notatki? - zapytała powoli, jak najdelikatniej. Coś czuła, że ten temat jest dość ciężki dla wampira. Nie poruszałaby go, gdyby nie był na tyle ważny dla obojga.

        Wszystko ją bolało, jakby dosłownie przed chwilą ktoś wystawił ją na cały dzień na słońce i podpalił dodatkowo. Sparaliżowana nie miała najmniejszego zamiaru się ruszyć, przynajmniej przez dłuższy czas.
        - Mogę ci w tym momencie opowiedzieć więcej na temat Srebrnych Róż. Ale to, co sama wiem, nie ma wielkiego znaczenia, bo to tylko obserwacje. Dość przestarzałe. - Zaśmiała się lekko, chociaż od razu tego pożałowała. Krwawiące plecy dawały się we znaki. One prędko się nie zagoją, jak już zdążyła zauważyć nieumarła.
        - Możliwe, całkiem możliwe. - Wzrokiem prześledziła stan Vergila. - A co do zasięgu... Nie widziałam. Ale jeśli jednak blask poleciał dalej poza posiadłość, możesz się spodziewać gości – dodała z uśmiechem. - Chyba. - Aż podniosła palec, uzupełniając swoją kwestię. Nie chciała przez przypadek źle czegoś wywróżyć. - Jeśli ciało Kalamandra pozostanie tam teraz, później się przejdę i wydłubię mu to oko. Mam wrażenie, że mogłoby się przydać. Kiedyś – oznajmiła.
        Usiadła wygodniej, kiedy w pomieszczeniu pojawił się nietoperz. Jakby wyczuwając sytuację, nie zamierzał usiąść na ramieniu żadnego z wampirów, nie chcąc przyprawić ich o większą dawkę bólu.
        - "Trochę" to za mało powiedziane. Jak się czujesz? - zapytała, kierując swój wzrok na Vergila. Sorley wówczas przysiadł gdzieś na podłodze, wertując wzrokiem oboje nieumarłych, jakby się pytał „co się stało?”.
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

- Wiesz... lepsze to niż nasza śmierć — odparł i zmusił się do lekkiego uśmiechu. - Podejrzewam, że gdyby Kal nie zniknął i zaczął przeszukiwać moją posiadłość, a Igar zauważyłby go, to też podjąłby z nim walkę — dodał po chwili.
Następnie wstał i spojrzał na bezgłowe ciało przeciwnika, gdy Tressa zapytała o to, kto zajmie się usunięciem ciała z ogrodu.
- Sam bym się tym zajął, gdyby nie mój stan fizyczny... Wygląda na to, że ta robota również spadnie na Igara — odpowiedział, w dalszym ciągu przyglądając się ciału leżącemu na trawie. - Wiesz co? Teraz wiem, że mój ojciec miał jakiś związek z tym Zakonem i mogę stwierdzić, że prędzej czy później jakiś członek Zakonu i tak złożyłby mi wizytę — odparł, w jego głosie dało wyczuć się coś, co wskazywało na to, że pewien jest, iż coś takiego stałoby się w bliższej lub dalszej przyszłości.
- Całkiem możliwe, że je zostawił, a najlepszym miejscem do szukania ich jest pokój rodziców i biblioteka — odezwał się, tym razem spojrzał na wampirzycę. - Patrząc na to, co zaszło między nami to... myślę, że będziesz mogła pomóc mi w poszukiwaniach, nawet w pokoju, który kiedyś należał do moich rodziców — dodał i uśmiechnął się do Tressy.

Oboje szybko zajęli miejsca siedzące, gdy tylko weszli do salonu.
- Pewnie i tak wiesz więcej ode mnie na ten temat. Opowiadaj — odparł, przyglądając się wampirzycy. - Mam przeczucie, że to światło było silne, jednak nie miało dużego zasięgu — dodał szybko. Tak naprawdę, to miał nadzieję na to, iż nie miało takiego zasięgu, bo wtedy na pewno znaleźliby się śmiałkowie, którzy chcieliby odszukać źródło tajemniczego błysku.
- Co do ciała, to zawsze możemy powiedzieć Igarowi, żeby wyciągnął szklane oko z głowy Kalamandra i nam je przekazał — zaproponował. W taki sposób ciało nie będzie musiało leżeć w ogrodzie dłużej niż powinno, a oni nie będą musieli go ponownie oglądać.
Podążył wzrokiem w miejsce, w które patrzy Tressa i zobaczył, że obserwuje ona Sorleya, który musiał pojawić się przed chwilą.
- Bywało gorzej — odpowiedział, gdy zapytała go o to, jak się czuje.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak w tym momencie po schodach zbiegł Igar i stanął naprzeciw nich z wyraźną ulgą w oczach i na twarzy.
- Dobrze, że żyjecie, chociaż widzę, że nie obyło się bez ran — powiedział wampir, patrząc najpierw na Vergila, a później na Tressę. - Przepraszam, że nie pojawiłem się wcześniej, ale walkę zauważyłem chwilę przed tym, jak oślepiło mnie światło i odrzuciło w tył, a przez to straciłem przytomność i obudziłem się kilka chwil temu — wytłumaczył się nieumarły.
- Nic się nie stało — odpowiedział Vergil i było widać i słychać, że naprawdę nie ma tego za złe swojemu przyjacielowi. - Niestety w trakcie walki ucierpiał ogród... I miałbym do ciebie prośbę, abyś zajął się ciałem, które znajdziesz w ogrodzie. Jedno z jego oczu jest szklane i prawdopodobnie jest to jakiś artefakt, więc możesz je wyciągnąć i nam przekazać — powiedział, a Igar odpowiedział skinieniem głowy. Po chwili skierował się do wyjścia na taras i poszedł do ogrodu. Vergil wiedział, że nie zobaczy przyjaciela w domu, dopóki nie posprząta w ogrodzie, którym się opiekuje i o który dba.
- Do twarzy ci z nowym kolorem włosów - powiedział niespodziewanie do wampirzycy i uśmiechnął się do niej.
Awatar użytkownika
Tressa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampirzyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tressa »

        Prychnęła w kiepskiej parodii uśmiechu, ale chyba za bardzo się bała, że przy bardziej gwałtownym ruchu straci więcej krwi.
        - Niewątpliwie – stwierdziła, ponownie przeczesując ogród wzrokiem, jakby co chwilę miała wrażenie, że jakimś cudem wróci do wcześniejszej świetności. To miejsce jej się bardzo spodobało. Ale całe szczęście Kal nie zaatakował w bibliotece! Gdyby musiała spalić tyle książek, chyba dałaby się zabić.
        - Wyzdrowiejesz. Może nawet szybciej ode mnie, ty nie oberwałeś srebrem. - Uśmiechnęła się przelotnie. - Czy jednak? - zapytała, unosząc brew. Przez cały czas nie mogła mieć na oku tego, co działo się z Vergilem podczas walki. Widziała jedynie, jak Kalamander szarżuje niczym dzikie zwierzę i stara się za wszelką cenę powalić dwójkę wampirów oraz zdobyć zwój z informacjami dotyczącymi Zakonu. Zachłanny i chciwy, a do tego oddany sekcie. Gwałtowny... I to największy problem. Ale teraz czarodziej leżał martwy, z całą pewnością niezdolny do dalszych ataków. Chyba, że jako trup... Oni mogliby stworzyć żywe zwłoki?
        - Ej – zaczęła, marszcząc brwi – nie sądzisz, że ludzie z Zakonu potrafią zrobić coś z... ciałem, co sprawi, że po śmierci będą funkcjonować jak żywe trupy? - zapytała, przenosząc wzrok na Vergila. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że przez dłuższy czas gapiła się na ciało Kalamandra. - No wiesz. Coś w stylu „zabili go i uciekł, i kiwa palcem w bucie”... Może warto byłoby spalić ciało? Tak na wszelki wypadek. - Gestykulowała lekko dłońmi, ukazując to niby inkantowanie zaklęć, aczkolwiek szybko zaprzestała. Przypadkowe spalenie większej części ogrodu jakoś nie było obiecującą perspektywą... A cóż, kwestia z pozbyciem się truchła za pomocą ognia jak najbardziej się jej uśmiechała. Zapalona piromanka, ot co.
        - Zakon ma wielu informatorów, którzy donoszą o ciekawszych istotach. Skoro twój ojciec się nimi interesował, musiał coś do nich mieć. Czy to po prostu czysta chęć pozbycia się Srebrnych Róż? - Mimo że całe ciało piekło ją niemiłosiernie, głowa także, wampirzyca starała się myśleć trzeźwo i wywnioskować każdą ewentualność. Możliwe, że dzięki temu kiedyś będzie o krok przed sektą. Pewnego dnia uda jej się ich przechytrzyć. Musi próbować.
        Odwzajemniła uśmiech Vergila, słysząc jego słowa na temat poszukiwań.

        Oparła się bokiem – plecy nadal się nie zregenerowały – o fotel, po czym zaczęła przeczesywać pamięć w poszukiwaniu istotnych szczegółów, jakie tkwiły w jej umyśle jeszcze wtedy, gdy była uwięziona w Zakonie. Przebłyski wspomnień nie jawiły jej się wyraźnie, poza oczywistą chwilą śmierci sióstr i wiadomością o samobójstwie matki.
        - Jeśli chodzi o nich samych, ich tortury i metody, nigdy nie biorą kilku osób naraz. Zawsze pojedynczo, kolejność wyznacza wiek ofiary. - Może i to się nie przyda, aczkolwiek takie informacje są czasami warte, żeby się z nimi zapoznać. - Rozmieszczenie mogło się zmienić przez te... dwieście lat? Około. Ale korytarze są z kamienia, co trzydzieści kroków jest małe okienko. Pochodnie są tylko cztery na jeden korytarz, więc jest tam dość ciemno w nocy. I szczury. Dużo szczurów. - Aż się wzdrygnęła, przypominając sobie ich paskudny smak. - Chyba tylko tyle... Z tych ważniejszych rzeczy. Nie mają żadnej biblioteki, zero pergaminów czy podobnych komnat... Chyba, że trzymają wszystko w górnej części. Tam nigdy nie byłam – przyznała szczerze.
Następnie westchnęła, kiwając jedynie głową.
        - Ale no... Nieuszkodzone? To oko może być dość ważne. Widziałam w nim odbicie Kensy, mojej siostry – odparła, przyciszając nieco ton. Mimo że minęło tyle lat, ona nadal tęskniła za rodziną. W większości... Matka może się przewracać w grobie, znając opinię najmłodszej córki. O, chwila, ona nie ma grobu...
        W pomieszczeniu pojawił się Igar. Tressa od razu nieco się wyprostowała – coś zdążyła wyczytać z tej książki o etykiecie, ot co – chociaż ból nadal ujawniał się pod postacią okropnego pieczenia w okolicach pleców. Przysłuchiwała się dokładnie ich wymianie słów, przenosząc wzrok z jednego wampira na drugiego. Nie za bardzo chciała się wtrącać do rozmowy, zwłaszcza przez to, że nie miała nic konkretnego do dodania. Bo po co się odzywać, kiedy jest to niekonieczne? I nikt tego od niej nie wymaga.
Kiedy Igar opuścił pomieszczenie z zamiarem ogarnięcia ogrodu, Vergil odezwał się do Tressy ze słowami, których się nie spodziewała. Zaśmiała się cicho w odpowiedzi.
        - Dziękuję – odparła, przez co chyba odruchowo odgarnęła kosmyk włosów za ucho. Prawdopodobnie zrobiła to podświadomie. - Po uleczeniu ran i zapoznaniu się z niektórymi informacjami... oraz może małym treningu, chciałabym już wyruszyć do Zakonu. Znaleźć ich. Moglibyśmy? - zapytała, spoglądając prosto na wampira.
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Pokręcił głową, gdy zapytała o to, czy on także został zraniony srebrem. Kal w trakcie walki z nim używał tylko pięści i magii, dzięki której wzmacniał swoje ataki i teleportował się tak, że Vergil na początku nie mógł go trafić, a po chwili pojawiał się obok niego i uderzał.
- Wydaje mi się, że ty odniosłaś mniejsze obrażenia... Może uleczę się szybciej, jednak moje ciało ma więcej pracy niż twoje, więc całkiem możliwe, że do pełni zdrowia wróci mniej więcej w tym samym czasie — powiedział po chwili. Cały czas czuł złamane żebra, więc wychodziło na to, że jego ciało najpierw zaczęło od mniejszych urazów, chociaż wydawało mu się, że najpierw powinno poradzić sobie z połamanymi kośćmi, a dopiero później z resztą. Chociaż, zawsze mogło być tak, że ciało wampira próbowało uleczyć wszystko na raz... Ogólnie Vergil cieszył się z przyspieszonej regeneracji, jednak nigdy do końca nie zrozumiał tego, jak ona działa.
- Nie wydaje mi się, że praktykują coś takiego... jednak myślę, że i tak warto spalić ciało, tak na wszelki wypadek — odparł. Jeśli miał powiedzieć Igarowi, żeby pozbył się ciała, to powie mu też, że najlepiej byłoby, gdyby je spalił i przed tym wyciągnął szklane oko z głowy pokonanego przeciwnika.
Westchnął cicho, gdy usłyszał kolejne pytanie Tressy. Chyba taka reakcja wystarczyła do tego, aby wampirzyca pomyślała, że on tego nie wie.
- Nie wiem... Może znajdziemy jakieś notatki należące do niego, a w nich odpowiedź na to pytanie — odpowiedział, mimo wcześniejszego gestu.

Każda nowa informacja mogła być przydatna, więc nie widział powodów, dla których miałby się nie zgodzić na to, żeby Tressa podzieliła się z nim informacjami na temat Zakonu. Wysłuchał tego, co ma do powiedzenia wampirzyca.
- Jeśli pasowało im takie rozmieszczenie korytarzy i nie musieli zmieniać swojej siedziby, to będą one rozmieszczona tak, jak to zapamiętałaś — powiedział po tym, jak nieumarła skończyła opowiadać.
Chciał coś powiedzieć, jednak do salonu przyszedł Igar, a po chwili obaj zaczęli ze sobą rozmawiać.
- Oko niech nie będzie uszkodzone, a ciało spal — dodał jeszcze, gdy Igar miał już wyjść z posiadłości. Wampir kiwnął głową i wyszedł.
Zastanowił się chwilę nad odpowiedzią. Pytanie było ważniejsze, niż mogłoby się wydawać, bo zanim wyruszą na wyprawę, to muszą być pewni, że dadzą sobie radę z przeciwnościami i członkami Zakonu.
- Myślę, że będziemy mogli wyruszyć. Może nawet weźmiemy ze sobą Igara... Też potrafi walczyć, chociaż preferuje magię, a nie broń białą — odpowiedział po chwili. Przy okazji chciał też dowiedzieć się, co Tressa sądzi o pomyśle, który zaproponował.
- Oczywiście najpierw musielibyśmy go wtajemniczyć — dodał, zanim wampirzyca odpowiedziała.
Awatar użytkownika
Tressa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampirzyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tressa »

        Tressa nabrała powietrza do płuc, próbując sprawdzić, jak mocno ból ponownie uderzy. Wszystko zaczynało stopniowo wracać do swego pierwotnego stanu przed urazowego. Możliwe, że jeszcze w najbliższym czasie wszystko wróci do normy oraz dwójka wampirów niemal całkowicie się wyleczy. Ich życie przynajmniej nie było zagrożone, a ciało Kalamandra zdawało się nie stanowić bezpośredniego zagrożenia, na co Tressa wzdychała z ulgą. Jeśli przyszłoby jej walczyć ponownie z czarodziejem – który okazałby się chodzącym trupem, czy innym zmyślnym wynalazkiem Zakonu – nie dałaby rady przeżyć tego starcia. Co dopiero Vergil, który odniósł nieco poważniejsze rany w całej potyczce.
        - Nie znam się na tym za dobrze, więc zdaję się na twoje przeczucia – odparła wampirzyca, starając się zapanować nad głosem, który zdawał się coraz bardziej zmęczony. Dlaczego po tak idiotycznych przeżyciach zawsze chciało się spać... Nieumarła prychnęła w myślach, przeklinając Zakon, po czym zwróciła uwagę na truchło Kala.
        - Po prostu wysuwam przypuszczenia. Mam paskudne wrażenie, że oni wiecznie posiadają w zanadrzu jakiś ruch, którego za nic nie da się przewidzieć. Coś, czego nie da się dowiedzieć, dopóki się nie ujawni – mówiła, dość wyraźnie gestykulując, co, patrząc na jej stan, zdawało się nawet zabawne.
        Wówczas uważnie obserwowała zachowanie i reakcję Vergila na jej słowa. Dostrzegła wszystko, po czym ugryzła się w język i postanowiła nie wysuwać więcej teorii.
        - Wybacz, zagalopowałam się – powiedziała. I przez to też zapomniała, że cała ta sytuacja może być ciężka dla wampira. Dopiero po chwili zganiła się za to w myślach.

        - Rozmieszczenie korytarzy mogłoby się zmienić w minimalnym stopniu. Coś wątpię, że chciałoby się im tworzyć kolejny na tyle skomplikowany labirynt... Ale jak już wcześniej wspomniałam, oni są nieobliczalni. - Uważnie spoglądała na Igara, który pojawił się w pomieszczeniu na krótko po jej wypowiedzi. Ukradkiem oka dostrzegła leżącego na ziemi Sorleya. Jej wzrok skupił się na zwierzątku, gdyż zdawało się nieruchome. Mogłoby się wydawać, że nietoperz po prostu śpi, aczkolwiek on jeszcze co jakiś czas drgał. W momencie, w którym Igar opuścił pokój i udał się do ogrodu, duch wygiął się w pół i zaskrzeczał cicho. Tressa zdawała się wpatrywać w jeden punkt naprzeciwko jej fotela, jakby gapiła się tępo na ścianę. Nietoperz nadal pozostawał niewidoczny. W końcu do uszu wampirzycy dotarły słowa, które wypowiadał do niej Vergil.
        - Co? - zapytała rozkojarzona, ponieważ dopiero po chwili sobie uświadomiła, że ledwo co słuchała. Westchnęła. - A, tak... Sądzę, że to dobry pomysł. Preferuje magię jak ja? To nawet dobrze. - Przytaknęła, mając nadzieję, ze jej odpowiedź jest wystarczająca. Nie przypominała sobie, żeby mężczyzna mówił coś więcej. - Trzeba będzie go wtajemniczyć – dodała, a jej wzrok ponownie wylądował na nietoperzu. Zwierzę wydawało się bledsze, bardziej przeźroczyste.
        - Sorley? - wymamrotała przerażona. Wstała powoli, próbując ignorować ból i nogi, które wyraźnie protestowały przed każdym krokiem, po czym podeszła nieco bliżej stworzenia. Nie zdążyła znaleźć się wystarczająco blisko, gdy cały pokój wypełnił się białą mgłą i dziwnymi, poruszającymi się weń smugami. Dym zamienił się po chwili w zarysy postaci, które biegały, latały po całym pomieszczeniu. Zniknęły tak szybko, jak tylko się pojawiły. Tressa zaczęła mieć podejrzenia co do oka Kalamandra. Tylko ono kojarzyło jej się z duszami oraz tylko ono było czymś niezwykle podejrzanym w jego ciele.
        - Igar wyjął już oko Kala? - Odwróciła się z powrotem do Vergila, a malujący się niepokój na jej twarzy sprawiał, że wyglądała na znacznie starszą. - Chcę je przebadać. To coś zostało wywołane na pewno przez nie – powiedziała twardo. Nie wątpiła, że wampir może i nie widział jej towarzysza, który konał na widok tylu duchów naraz, ale same dusze musiał dostrzec. Jeśli nie, mogłoby się okazać, że Tressa całkowicie postradała rozum...
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

- W dalszym ciągu uważam, że jeśli nie musieli przenosić kryjówki albo budować jej od początku, to rozmieszczenie korytarzy jest identyczne, mimo upływu tych dwustu lat — powiedział, spoglądając na Tressę.
Z minuty na minutę czuł się coraz lepiej, niedługo będzie mógł wstać z fotela bez najmniejszego problemu, a przy tym nie będzie także odczuwał żadnych ran i złamań. Domyślał się, że proces leczenia może zająć więcej czasu wampirzycy, której ciało miało kontakt ze srebrnymi igłami, a także było narażone na większą ilość światła, które powstało w wyniku pęknięcia medalionu, gdy ten uderzył o ziemię.

Zaczęło wydawać mu się, że Tressa jest jakby nieobecna, tępo wpatrywała się w ścianę i nic nie mówiła. Zastanawiał się też nad tym, gdzie może być Sorley, istniała też możliwość, że po prostu przebywa teraz w postaci, w której on sam nie może go dostrzec. Może wampirzyca właśnie teraz przyglądała się nietoperzowi.
- Tak, zupełnie tak, jak ty. Tylko że posługuje się innymi arkanami magii — odpowiedział. Nie powiedział, o jaką magię chodzi dokładnie, jednak jeśli Tressa go o to zapyta, to nie będzie ukrywał tego, jakimi rodzajami magii posługuje się jego przyjaciel, tym bardziej że prędzej czy później nieumarła i tak rozpoznałaby to po zaklęciach, których Igar używałby w czasie walki.
- Myślę, że będziemy mogli to zrobić, gdy Igar wróci z ogrodu i przyniesie nam szklane oko Kalamandra — zaproponował.
- I myślę, że to ty powinnaś "czynić honory" i go w to wtajemniczyć. Chyba że chcesz, żebym ja to zrobił... - dodał i spojrzał pytająco na towarzyszkę. Jakby nie było, najpierw wtajemniczyła w to jego samego, więc to samo mogłaby zrobić z Igarem, tylko że w tym wypadku dostałby więcej informacji na ten temat, jednak gdyby Tressa wolała, aby to on wtajemniczył swojego przyjaciela, to zrobi to.

Nie mylił się, przynajmniej nie do końca, bo po tym, co zrobiła i powiedziała wampirzyca, mógł stwierdzić, że coś dzieje się z Sorleyem, jednak jego uwagę przykuło coś innego, a mianowicie mgła, która pojawiła się znikąd i szybko zmieniła się w kilka postaci, które zaczęły biegać i latać po całym salonie, a na samym końcu rozbiegły się w różne strony.
- Kilka postaci... trzy wbiegły na górę, a reszta została tutaj. Też je widziałaś, prawda? - zapytał dla pewności. Nie miał żadnych oznak, które wskazywałyby na to, że powoli traci zmysły, jednak chciał mieć pewność, że te mgliste postacie widział ktoś więcej, a nie tylko on.
- Jeśli ta cała sytuacja nie jest związana z tym szklanym okiem, to nie wiem, o co chodzi... Mam też nadzieję, że moja posiadłość nie zmieni się w jakiś nawiedzony dom, a te postaci znikły naprawdę, w momencie, w którym poznikały, a nie przybrały postać, której nie możemy dostrzec — powiedział po tym, jak usłyszał odpowiedź Tressy.
- Hmm... może ta mgła i te postacie są skutkiem tego, że Igar wyciągnął oko Kalamandra... - odparł, nieco zamyślony. Według niego, miało to jakiś sens, jednak w dalszym ciągu była to tylko teoria, która nie była potwierdzona. Może, już w trakcie badania magicznego oka, uda się potwierdzić tę teorię albo zaprzeczyć jej.
Po chwili okazało się, że Tressa również uważa, że to "przedstawienie" jest sprawką oka.

Nagle do środka wpadł Igar i od razu podszedł do dwójki wampirów. Przekazał wampirzycy niewielki worek, w którym najprawdopodobniej znajdowało się oko.
- Gdy tylko dotknąłem tego szklanego oka, prosto z niego wypłynęło coś podobnego do pojedynczego i cienkiego pasma białej mgły i skierowało się w stronę posiadłości... Myślałem, że oko zostało uszkodzone i dlatego to coś z niego wyleciało, jednak jest całe — powiedział, głównie spoglądając na Tressę.
- Czyli dobrze myśleliśmy, gdy obwinialiśmy oko Kalamandra o to, co tu się stało — odparł Vergil i nawet uśmiechnął się lekko. Lubił mieć rację.
- Mieliśmy mały incydent z mgłą i postaciami, w które się przemieniła — wyjaśnił po chwili wampir. Zrobił to przed tym, zanim Igar zdążył o to zapytać.
- Mamy ci także coś do powiedzenia... - odparł i spojrzał na Tressę. Wcześniej nie odpowiedziała mu na pytanie dotyczące tego, kto wprowadzi Igara w szczegóły, więc miał nadzieję, że tym, co zrobi, zdradzi mu swoją decyzję- albo zacznie mówić o Zakonie Srebrnych Róż, albo będzie milczeć i tym samym Vergil zacznie mówić.
Awatar użytkownika
Tressa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampirzyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tressa »

        Tressa przytaknęła lekko, nabierając powietrza.
        - Mam taką nadzieję. Poruszanie się po całości będzie wtedy znacznie prostsze. I może kilka szczelin i ciekawszych przejść, które pamiętam, pozostało w tym samym miejscu... - Zamyśliła się na chwilę, próbując odtworzyć w głowie jak najdokładniejszą mapę wieży. Pamięć jej nie szwankowała, chociaż trudne okazało się przypomnienie sobie o rozmieszczeniu korytarzy w Zakonie. - Sądzę, że dam radę nas poprowadzić... - zaapelowała niepewnie. Z jednej strony brała na siebie wielką odpowiedzialność; jeśli coś się stanie, wpadną w jakąś pułapkę, to będzie w większej mierze jej wina. Musi mocno się skupić, kiedy już znajdą się na miejscu. Wszystkie zmysły pasowałoby wyostrzyć na tyle, byleby nie wpaść w zasadzkę.
        W dalszym ciągu jej ciało protestowało przed większymi ruchami, ramiona i plecy piekły niemiłosiernie. Mimo to ból zelżał od czasu walki z Kalamandrem. Teraz Tressa przynajmniej nie czuła się, jakby umierała, a jej wnętrze płonęło.
        - A jakimi arkanami? Warto byłoby wiedzieć. Może uda się wykonać ciekawe połączenie kilku domen – powiedziała, słuchając wszystkiego jednym uchem, gdyż jej uwaga za bardzo skupiała się na spazmatycznych ruchach nietoperza. Sorley zaczynał wierzgać się coraz energiczniej, a w trakcie tego wszystkiego Tressa zastanawiała się, czy bezpiecznie będzie teraz go podnieść. Stworzenie bladło, a wraz z tym atmosfera stawała się coraz cięższa i trudna do zniesienia. Ledwo wampirzyca obejrzała się na Vergila, coby odpowiedzieć na jego pytanie po krótkim zastanowieniu, a w całym pomieszczeniu pojawiły się duchy. Astralne postacie zdawały się niezwykle tajemnicze, a kilka z nich było cudowne. Mieniąca się mgła podkreślała sekret ich pojawienia się, każda z istot to zupełnie inna persona. Cisza, jaka towarzyszyła całej sytuacji, tylko wzbogaciła wszystko i wzbudziła ciekawość nieumarłej. Tressa aż przez moment pożałowała, że duchy zniknęły, chciała przyjrzeć się im bliżej. Dowiedzieć się, kim i dlaczego tutaj są.
        - Też to widziałeś! - rzuciła szybko, niemal podekscytowana. To oznaczało, że nie zwariowała kompletnie. A już się bała, że tajemnicze światło z medalionu wpłynęło na nią aż tak mocno. - Widziałeś to, widziałeś! - Niemal podskoczyła, aczkolwiek w ostatniej chwili przypomniała sobie o swoim stanie. Chociaż ból zaczynał zanikać, a wampirzyca podejrzewała, że na plecach nie ma już żadnej rany; pozostały jedynie siniaki i parę nietrwałych blizn, wolała uważać.
        - To na pewno przez to oko. Widziałam w nim odbicie czegoś w rodzaju... ducha. - Już nie wspominając, że to „coś” wyglądało, jak jej najstarsza siostra. - Te postacie to zagadka. Oko musi być zaczarowane! I ja to zbadam! - O ile nie rozwali czegoś bardziej... Na alchemii, tudzież jej podobnym, nie znała się za dobrze. Jednakże wierzyła w swój instynkt magiczny, który nieraz pozwolił jej sprytnie wybrnąć z sytuacji i pomógł rozpoznać zaklęte działania przedmiotów. Chociaż co do tego Tressa musiała mieć naprawdę niezłe szczęście.
        - To z całą pewnością przez oko Kalamandra – potwierdziła, zamyślając się. Po chwili podeszła do nietoperza i podniosła go z ziemi. - Sorley potrafi wyczuwać te duchy. Jeśli znajdują się jeszcze gdzieś w pobliżu i będą miały zamiar się ukazać, dowiem się o tym. - Pogłaskała stworzenie, które dopiero w tym momencie przybrało materialną postać. Nie miało nawet siły, żeby podlecieć i usiąść na swoim ostatnio ulubionym miejscu – głowie albo ramieniu Vergila.

        Po krótkiej chwili Tressa dostrzegła Igara. Ułożyła sobie Sorleya na ramieniu tak, aby zwierzątko mogło odpocząć, po czym zabrała od mężczyzny woreczek. Nie musiała zgadywać, co jest zawartością. Powoli rozchyliła mieszek, zaglądając do środka i upewniając się w tej kwestii. Uśmiechnęła się pod nosem delikatnie. Może i świeżo wyrwane z ciała Kala oko nie zachwycało wyglądem, ale grunt, że było. Lekka emanacja niczym mgła krążyła na szklanym kamieniu. Wampirzyca uniosła głowę.
        - Został spalony? - Wolała się upewnić. A mimo wszystko niemal żałowała, że sama nie mogła obrócić ciała czarodzieja w pył. Rola zapalonej piromanki została jej w pewnym sensie odebrana, no cóż.
Przysłuchiwała się rozmowie wampirów, a po krótkiej chwili uśmiechnęła się, słysząc potwierdzenie na temat teorii o oku Kalamandra. Westchnęła z ulgą. Dobrze jest znać przyczynę wcześniejszej przechadzki duchów. Tępo spojrzała na wyczekującego na jej reakcję Vergila, który jasno dał jej do zrozumienia, że jeśli chce mówić, to właśnie teraz. Tressa westchnęła. Milczała przez dłuższy czas, a po kilku sekundach zaczerpnęła powietrza i zaczęła;
        - Chcemy cię poprosić o pomoc przy wyprawie do Zakonu Srebrnych Róż. - Już nie „chcę”, tylko „chcemy”. Od kiedy zaczęła polegać na innych, nie była pewna... - Wszystko ci wyjaśnię. Teraz wystarczy tylko odpowiedź, czy się zgadzasz, czy też nie. - Nieświadomie zrobiła krok w tył, przybliżając się bliżej Vergila. Jego znała dłużej, jemu ufała najbardziej. Do Igara podchodziła niepewnie.
        W tym samym momencie Sorley drgnął, a temperatura natychmiast spadła. Tressa obróciła się, omal nie wpadając prosto na Vergila, wyjrzała przez jego ramię. Niematerialna postać zniknęła tak szybko, jak tylko się pojawiła przy wejściu.
        - Oni nadal tutaj są... - szepnęła. - Nie wiem, czy tylko mnie to niepokoi?
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Pokiwał głową na słowa Tressy. On nie miał oceniać tego, czy wampirzyca da radę poprowadzić ich po korytarzach kryjówki Zakonu Srebrnych Róż, bo to ona sama musiała to ocenić na podstawie wspomnienia z pobytu tam i wiedzy, którą zdobyła. Na razie stwierdziła, że będzie w stanie to zrobić, jednak minie jeszcze trochę czasu, zanim wyruszą, więc nigdy nie należało wykluczać możliwości, iż nieumarła zmieni zdanie. Robiąc z siebie przewodnika, brała na swe barki również odpowiedzialność za to, że mogą wpaść w jakąś pułapkę, jeśli źle ich poprowadzi i będą musieli się z niej wydostać, co może zakończyć się walką z członkami Zakonu, a także tym, że będą wiedzieli o tym, iż ktoś wkradł się do ich kryjówki, a według Vergila efekt zaskoczenia powinien być jak najdłużej po stronie jego, Tressy i Igara.

- Magia żywiołów, a konkretniej to ziemia i powietrze — odpowiedział wedle tego, co postanowił już wcześniej, czyli "jeśli Tressa zapyta o konkrety związane z magią, którą posługuje się Igar, to odpowie na to pytanie".
Był pewien, że z Sorleyem coś się dzieje, było widać to po tym, co robiła wampirzyca i po jej minie. Chciał zapytać o to, co dzieje się z nietoperzem, bo sam go nie widział, jednak w tym momencie pojawiła się mgła i postacie, który uformowały się z niej.
- No... tak. Widziałem. Musiałbym być ślepy, żeby ich nie zauważyć — powiedział po chwili. Dziwne, że wampirzyca podekscytowała się, aż tak tym, że nie tylko ona widziała te dziwne postacie. - Oko zbadamy wspólnie, a co do tych postaci to mam pewną teorię, jednak nie może traktować jej jak coś pewnego — odparł. Miał zamiar podzielić się swoją teorię zarówno z Tressą, jak i z Igarem, który przyszedł przed chwilą.
- Kalamander wspomniał, że widzi duchy związane z nami, prawda? To może w oku zostały one w jakiś sposób... zachowane, a teraz, po śmierci "właściciela" wypuściło ono z siebie magiczną mgłę, która zmieniła się w duchy widziane przez niego jako ostatnie. W moim przypadku byłaby to moja matka i może ojciec. Wydaje mi się, że u ciebie będą to twoje siostry — mówił, spoglądając na nieumarłą. Igar również go słuchał i przekazał Tressie worek z okiem dopiero po tym, jak Vergil wyjaśnił, o co mu chodziło.

Gdy ona wyciągnęła oko i przyglądała się jemu, on spojrzał na Sorleya, który dopiero przed chwilą przybrał materialną postać. Wyglądało na to, że pojawienie się mgły i mglistych postaci osłabiło go.
- Został z niego jedynie proch — odpowiedział Igar, gdy został zapytany o to, czy spalił ciało.
Następnie Vergil wstał i między wampirami doszło do krótkiej rozmowy, która zakończyła się tym, że obaj oczekiwali decyzji jedynej wampirzycy w tym towarzystwie.
- Zgadzam się, z chęcią wam pomogę — odpowiedział Igar po chwili ciszy, którą pewnie wykorzystał na zastanowienie się nad decyzją. Następnie spojrzał na Tressą w oczekiwaniu na to, aż poda mu więcej informacji, w końcu zgodził się na to, żeby pomóc i oczekiwał tego, iż zostanie wtajemniczony w to wszystko.

Vergil specjalnie zrobił krok w przód tak, żeby wampirzyca wpadła mu w ramiona. Mogła zauważyć uśmiech przemykający po jego twarzy, zarówno wtedy, gdy to zrobił, jak i wtedy, gdy już wpadła w jego ramiona.
- Nie tylko ciebie — odpowiedział jej, a Igar kiwnął głową, co znaczyło, że zgadza się z tym, co teraz powiedział jego przyjaciel. - Całkiem możliwe, że te twory są dla nas nieszkodliwe... Ciekawe, czy posiadają jakąś wolną wolę i inteligencję, czy są to tylko zwykłe iluzje, które pojawiają się gdziekolwiek i robią cokolwiek, nieświadome tego, że tu jesteśmy — dodał po chwili.
Awatar użytkownika
Tressa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampirzyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tressa »

        - Powietrze i ziemia... - Tressa zamyśliła się, szukając konkretnych zastosowań. Połączenie tych dwóch dziedzin magii z jej domeną ognia mogłoby mieć katastrofalne skutki dla członków Zakonu. Wampirzyca aż przygryzła dolną wargę, starając się przypomnieć sobie tekst jednej z książek, którą dawno, dawno temu ukradła wraz z Messą. To dzięki temu potrafiła posługiwać się ogniem na tak zaawansowanym poziomie. - Błyskawica – oznajmiła, jakby olśniona. Powietrze i ogień daje pioruny, w każdej chwili można by wpłynąć na pogodę tam na tyle, że zdezorientują Zakon. A to w razie wypadku da im sporą przewagę... Przynajmniej na chwilę. Skąd można wiedzieć, że tamtejsi czarodzieje także nie potrafiliby posługiwać się tymi arkanami magii i powstrzymać błyskawice. A to utrudniało całą sprawę, aczkolwiek dawało kilka sekund przewagi. Chociaż tyle mogli zyskać i mogło im to ocalić życie.
        - Jak dobrze potrafi się posługiwać magią? - zapytała dodatkowo. Już w tym momencie postanowiła sobie, że poprosi Igara o pomoc. Kolejna para rąk się przyda, lecz miało to też swoje minusy; ryzykowanie kolejnego życia. Tressa westchnęła cicho, próbując odpędzić od siebie te straszniejsze wizje przyszłości. Ma jeszcze trochę czasu, musi spróbować przewidzieć większość ruchów Zakonu.
        - Myślałam, że mi to światło za bardzo uderzyło do głowy... - wyjaśniła w skrócie, rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu śladów po wcześniejszych gościach. Przerażające postacie nie dawały oznak życia – toć to duchy... po prostu ich nie było – jakby w ogóle nigdy się nie pojawiły. Wampirzyca wysłuchała uważnie słów Vergila, który postanowił podzielić się z nią i Igarem czymś na temat owych niematerialnych postaci, co najwidoczniej przyszło mu do głowy. Teoria zdawała się dla Tressy całkiem trafna, ale nim kilka faktów do niej dotarło, umysł zatrzymał się na jednym. „Siostry”.
        - Podejrzewasz, że te duchy były więzione przez Kalamandra? - zapytała cicho, jakby bojąc się podnieść głos. Jeżeli tak, może znowu spotkać się z siostrami. Z drugiej strony bolało ją to, że one były tam zamknięte przez cały czas. A jeśli to tylko pusta materia, całkowicie bezmyślne persony, stworzone na potrzeby czarodzieja? Tressę ukuło poczucie żalu i tęsknota. Jeśli oni byli zdolni tak pogrywać ze zmarłymi, co jeszcze potrafią...
        Sorley nawet nie śmiał się ruszyć z ramienia właścicielki. Dla wampirzycy był teraz czymś w rodzaju alarmu, który ostrzeże ją, kiedy w pobliżu znajdzie się nieproszony duch. Nietoperz zamachnął krótko skrzydłem, jakby próbując potwierdzić, że wszystko z nim w porządku. Po krótkiej chwili, kiedy już była pewna, że Igar pomoże im w całej tej sprawie, nabrała powietrza i zaczęła tłumaczyć mu wszystko, co sama wiedziała. Począwszy od kilku ważnych sytuacji, jakie widziała, gdy była więziona w Zakonie, brnęła poprzez wiedzę z książek, na teoriach i rozmyślaniach kończąc. Próbowała nie pomijać żadnych istotnych informacji ni szczegółów.
        - To chyba wszystko... Więcej dowiemy się ze starych podań oraz książek, o ile takowe znajdziemy – powiedziała, zakładając ręce do tyłu. Nawet nie wiedziała, że zrobiła to instynktownie, byleby ukryć smoczą dłoń. Nie, ile by jej tego nie tłumaczyć, miną lata, nim się odzwyczai.
Wampirzyca nie ukrywała, że zauważyła uśmiech Vergila. Odwzajemniła go, a gdy już miała chwycić go za rękę, w porę uświadomiła sobie obecność kolejnej osoby w pomieszczeniu i dziwne pobudzenie Sorleya. Tym razem postanowiła zachować się poważnie i skupić na jednej rzeczy.
        - Jeżeli się okaże, że te duchy to nie chory wymysł jakiegoś smętnego czarodzieja, pałającego się iluzją, tylko prawdziwe istoty, które niegdyś żyły... Można je również wypytać o wszystko. Dowiedzieć się więcej, w końcu... Tak jakby były oczami w tym Zakonie. - Jej mina natomiast mówiła coś podobnego, a zarazem zupełnie innego. „Chcę odszukać siostry”, krzyczały jej myśli. Podejrzewała, że Vergil mógł mieć podobne pragnienie co do spotkania z rodzicami. A Tressa w duchu modliła się, żeby to były prawdziwe postacie. Nie iluzja.
        - Jeżeli posiadają wolną wolę i są na tyle inteligentne, że można się z nimi bez problemu porozumieć, to ja chcę je przepytać! - Aż Sorley się wystraszył i podniósł, jego mina mówiła proste "że niby co?". Najwidoczniej on nie za bardzo miał ochotę przebywać wśród tych postaci. Wywiad z duchami, tego chyba jeszcze nie było. Po kilku sekundach Tressa wcisnęła sobie woreczek z okiem Kalamandra do kieszeni, po czym wzięła nietoperza na ręce i podeszła do drzwi.
        - Prowadź! - rzekła, ale po dosłownie lekkim zastygnięciu i przemyśleniach, odwróciła się do wampirów. - Ale może lepiej chodźcie ze mną. Wizja zgubienia się w rezydencji pełnej duchów jakoś mi się nie uśmiecha. - Sama zaś wyszczerzyła niewinnie kły, tuląc wystraszonego nietoperza do piersi.
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Vergil również myślał nad tym, w jaki sposób magia ognia Tressy może połączyć się z magią powietrza i ziemi, którymi biegle władał Igar. Jeśli dobrze pamiętał, to połączenie ognia i powietrza powodowało, że można było przywołać błyskawice, a połączenie ziemi i ognia powodowało, że magowie mieli kontrolę nad lawą.
        - I lawa, połączenie magii ziemi i magii powietrza daje kontrolę nad lawą — powiedział chwilę po tym, jak wampirzyca wypowiedziała na głos jeden z jego domysłów, najwidoczniej trafny, więc przestał obawiać się tego, że mógł się pomylić w kwestii arkan, które wymienił przed chwilą. Łączenie magii żywiołów może dać im przewagę, jeśli Tressa i Igar będą ze sobą dobrze współpracować.
        - Bardzo dobrze, z tego, co wiem, chociaż lepiej idzie mu z magią ziemi niż z powietrza — odpowiedział po chwili.
W pomieszczeniu, w którym się znajdowali, nie było najmniejszego śladu po mgielnych postaciach, jakby w ogóle ich tu nie było. Vergil uznał to za kolejny argument, który świadczy o tym, że są to iluzje stworzone przez magiczną mgłę, która wydobyła się ze szklanego oka.

        - Nie tyle duchy same w sobie, a... ich wygląd. Chodzi mi o to, że oko w jakiś sposób mogło "zapamiętać" kilka duchów, które Kalamander widział jako ostatnie i możliwe, że to "zapamiętywanie" może mieć związek z tą mgłą, może mgła służy jako coś, w czym te sylwetki zostały utrwalone, a po tym, jak wydostała się z oka, stworzyła te obrazy i sprawiła, że zaczęły się poruszać. Zupełnie jakbyśmy mieli do czynienia ze zjawami, tylko że z mglistymi postaciami, najprawdopodobniej nie będziemy mogli porozmawiać i skontaktować się z nimi — wyjaśnił. Starał się zrobić to tak, aby nikt nie miał problemów ze zrozumieniem tego, co powiedział. Miał nadzieję, że to rzuci więcej światła na jego teorię dotyczącą magicznego oka i mgły, która się z niego uwolniła.
Wiedział, że Igar zgodzi się na to, żeby im pomóc, więc nie zdziwił się, gdy usłyszał potwierdzenie z jego ust. Vergil sam wysłuchał tego, co Tressa mówiła jego przyjacielowi , bo, szczerze mówiąc, kilka informacji, które podała teraz, nie były mu znane.
        - Poprosiłbym cię o pomoc w poszukiwaniach, jednak wydaje mi się, że ty wolałbyś zająć się ogrodem — powiedział, spoglądając na Igara. W odpowiedzi zobaczył kiwnięcie głową, które potwierdzało to, co powiedział.

Co prawda, wampirzyca odwzajemniła uśmiech i możliwe, że chciała zrobić coś więcej, jednak w salonie nie byli sami i lepiej było się opanować. Nie zmieniało to faktu, że w dalszym ciągu stali bardzo blisko siebie.
        - Jak już wcześniej wspomniałem, jestem zdania, że te mgielne duchy to iluzje, które powstały przez to, że ze szklanego oka uwolniła się ta mgła, niewątpliwie magiczna — przypomniał tylko. Nie musiał mówić, że jest to teoria i nie musi zgadzać się z tym, jak jest naprawdę, bo może być tak, że odkryją, iż te mgielne twory to prawdziwe duchy, a nie iluzja.
        - Jak na razie, nie wygląda na to, aby chciały nawiązać z nami kontakt w jakikolwiek sposób — zauważył wampir, jednak pojawiły się one niedawno, więc nawet jeśli prawdą byłoby, iż nie są iluzją, to pewnie minie trochę czasu, zanim podejmą jakąś próbę kontaktu z nimi lub zwrócenia na siebie ich uwagi.

        - Chciałbym zająć się ogrodem, myślę, że ty i Vergil poradzicie sobie beze mnie — odezwał się Igar. Tym razem to Vergil odpowiedział mu kiwnięciem głowy, a po chwili wampir wyszedł tą samą drogą, którą przyszedł wcześniej, przeszedł na taras i od razu skierował się do ogrodu.
        - No... to w drogę. Ze mną się nie zgubisz, w końcu to moja posiadłość — powiedział do Tressy i posłał w jej stronę uśmiech.
Awatar użytkownika
Tressa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampirzyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tressa »

        Tressa, po krótkim i dość dogłębnym zastanawianiu się nad połączeniem magii ognia z którąś z wymienionych przez Vergila dziedzin, kiwnęła głową, słysząc odpowiedź mężczyzny.
        - O ile się uda, kontrola jednego i drugiego będzie wymagać nie lada skupienia. - Już nie mówiąc o współpracy i fakcie, że podczas rzucania zaklęć będą łatwym celem. W głowie wampirzycy pojawiły się obrazy, jakie podsuwała jej wyobraźnia, ilustrując przebieg walki. Strategiczny umysł kobiety dawał się we znaki, podsyłając jej jak najwięcej pomysłów na rozegranie całej akcji. Westchnęła, myśląc nad dosłownie każdym możliwym scenariuszem.
        - Czyli połączenie ziemi i ognia będzie mu łatwiej kontrolować – rzekła po chwili zamyślenia.

        Tressa spojrzała ponownie na Vergila, tym razem w jej oczach jawiła się iskierka nadziei i lekkiego zaskoczenia.
        - Nie jestem tego taka pewna – zaapelowała stanowczo, odgarniając włosy z czoła szybkim ruchem ręki. - Jeśli to tylko obrazy, pojawiłyby się raz. Nie więcej. - Wskazała głową na drzwi, oczywiście mając na myśli postać astralną, którą ostatnio w nich widziała. - Mam jeszcze jeden argument, przemawiający za tym, że one są prawdziwe. Jest nim Sorley. Reagowałby w ten sposób na proste wizje, zwyczajne obrazy, które zapamiętało głupie oko? - Była zdecydowana. Jednocześnie przemawiała przez nią ogromna chęć ujrzenia i porozmawiania z siostrami. Jeżeli jej się uda, może nawet znaleźć książkę od nekromancji...
        Tressa gwałtownie potrząsnęła głową, przyłapując się na tej myśli. Nie mogłaby tego zrobić, nie im. Nie ma takiej opcji. Pragnęła jedynie upewnić się, że nic złego im się nie stało, nawet po śmierci. Chciała także dowiedzieć się, upewnić, że nie mają jej za złe, że jako jedyna przeżyła; nigdy do nich nie dołączyła na tamtym świecie. Że jako, iż ona jest tą najmłodszą, upiekło jej się. Że Messa nie ma jej nic za złe, bo to Tressa wpadła na pomysł, aby uciec. I przez to jej starsza siostra zginęła.

        - A ja, jak wcześniej wspomniałam, sądzę, że warto to wpierw sprawdzić i się dokładnie wszystkiemu przyjrzeć – odpowiedziała wampirowi, unosząc pytająco brew i spoglądając na niego ukradkiem. - Mówiłam już, że jestem uparta – przypomniała, krzywiąc usta w lekkim uśmiechu. Ubzdurała sobie, że postacie astralne, które obecnie mogą być porozrzucane po całej posiadłości, są prawdziwe. I taką także miała nadzieję. Spostrzegła dowody, które potwierdzały jej przypuszczenia. „Sorley, proszę, potwierdź to”, pomyślała, znikomo wierząc, że stworzenie w jakiś cudowny sposób ją usłyszy.
        - W porządku – odparła Igarowi, kiedy ten skierował się już w stronę ogrodów. W tym momencie Sorley ułożył się wygodniej na jej ramieniu, a sama Tressa spojrzała na Vergila. - Porozumiewacie się gestami? Jeden kiwnie głową, drugi odkiwnie... Jakbyście cały czas rozmawiali w myślach – stwierdziła z lekkim rozbawieniem, gdy jeden z wampirów zniknął. Nieumarła chwyciła nietoperza w swoje dłonie, układając go sobie wygodnie. Następnie upewniła się, że Igar całkowicie zniknął z pola widzenia – i słyszenia – po czym odwróciła się całkowicie ku Vergilowi, momentalnie stanęła na palcach i złożyła na jego ustach krótki oraz zmysłowy pocałunek. Ten nie należał do tych, które wymieniali między sobą wcześniej. Nie był agresywny, gwałtowny, lecz spokojny i delikatny. W momencie, w którym Tressa odsunęła się od mężczyzny, szepnęła:
        - Całe szczęście, nic ci nie jest. - Jakby stwierdziła owy fakt. Dziękować Prasmokowi, że nie zginął podczas walki z Kalamandrem.
Następnie odskoczyła, zwracając się ku drzwiom. Nie minęło sporo czasu, kiedy Sorley zadrżał na jej rękach, najwidoczniej wyczuwając w pobliżu jedną z postaci astralnych. W przejściu między pokojami mignęła mgła, a postać przeszła obok, jej ruchy były wręcz nienaturalne. Jakby płynęła w powietrzu. Faliste włosy powiewały na wietrze. Ich kolor przykuł uwagę wampirzycy, która nie czekała, tylko szybkim krokiem ruszyła za postacią.
        - Już jedną znalazłam! - rzekła przelotnie, przechodząc przez otwarte drzwi. Duch jakby wyznaczył sobie jedną trasę, ponieważ cały czas przechodził z miejsca na miejsce, tam i z powrotem, ciągle przechodząc obok progu. A kiedy postać mignęła przed oczami Tressy, wampirzyca zmarszczyła brwi, a kąciki jej ust uniosły się.
        - Mess... - nie dokończyła, gdyż persona zatrzymała się i ukazała jej swoją twarz. Nieumarła od razu wstrzymała oddech, a wcześniejsza utrata krwi w trakcie walki sprawiała, że czuła się słabo. Umysł wraz z głową zdawał się lewitować, wszystko wokół było płynne jak woda, wówczas gdy grunt pod nogami krwiopijczyni zawalił się. Sorley pisnął, kiedy właścicielka zbyt mocno przytuliła go do siebie. Tressa cofnęła się do pokoju, z którego przed chwilą wyszła, wpadając plecami na Vergila. Zająkiwała się, jakby nie mogła wypuścić z siebie żadnego słowa, które grzęzło jej w gardle i domagało się uwolnienia. Jedno słowo, jedno imię. Nim jakkolwiek zdążyła zareagować, słyszała tylko piski Sorleya i rozchodzący się po jej głowie brzęczący dźwięk, po czym upadła na ziemię, tracąc przytomność.
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Uśmiechnął się lekko.
        - Nie zapomniałaś przypadkiem o tym, że jeśli magowie mają skupić się na rzucaniu zaklęć jednocześnie i nie mogą się ochraniać, to mają kogoś do ochrony? Akurat mi lepiej idzie walka bronią białą, a nie magią, więc mógłbym was osłaniać w razie czego — odparł. Według niego było to dobre rozwiązanie, jeśli Tressa i Igar mają połączyć magię, którą władają i wspólnie stworzyć coś potężniejszego, a jeśli ktoś podejdzie niebezpiecznie blisko i nie będą mogli się obronić, to on pozbawi życia przeciwnika, który odważył się podejść.

        - Spójrz na to z tej strony, że mgła, która przyczyniła się do stworzenia tych postaci, sama w sobie jest magiczna. Nic o niej nie wiemy... Żyję prawie sześćset lat, a pierwszy raz widzę coś takiego. Może być tak, że Sorley reaguje tak na magią tej mgły i na postaci, które ona tworzy. Gdyby to była normalna mgła, to utrzymywałaby się jeszcze, a nie najpierw zaczęła znikać, a później tworzyć z siebie sylwetki podobne do ludzkich, które po chwili, tak jakby, rozbiegły się po całej posiadłości — powiedział po chwili. On także nie miał zamiaru zmienić zdania na ten temat, chyba że usłyszy albo najlepiej zobaczy dowody na tyle wiarygodne, że będzie musiał zmienić swoje zdanie i przyzna, że mgielne postacie są prawdziwe.
Vergil po części nie chciał, żeby okazało się, iż postaci są prawdziwe, już dawno pogodził się ze stratą obojga rodziców, a jeśli teraz zobaczy ich duchy i w dodatku dowiedziałby się, że duchy jego rodziców pojawiały się na terenie posiadłości albo zostały tu uwięzione, to pomyślałby, że mógł o wiele wcześniej upewnić się, że jego rodzice odeszli w spokoju, a nie nawiedzają miejsce swojej śmierci. Obwiniałby się za to, że nie mógł nic z tym zrobić, bo zwyczajnie zapomniał się upewnić.

        - Musimy to sprawdzić, chyba oboje chcemy wiedzieć, kto ma rację w tej kwestii — zgodził się z wampirzycą. - A ja potrzebuję argumentów na tyle dobrych, żeby zmieniły moje zdanie... albo twoje — dodał po chwili i uśmiechnął się lekko.
Przez chwilę podążył wzrokiem za Igarem, jakby chciał upewnić się, że nic się nie stanie w drodze od salonu do tarasu. Po tym przeniósł wzrok na Tressę.
        - Wiesz... znamy się już jakiś czas, więc czasami jest tak, że rozumiemy się bez mówienia i telepatii — odpowiedział i znowu się uśmiechnął. Już bodajże trzeci raz stwierdził, że w towarzystwie Tressy uśmiecha się o wiele częściej, nawet jeśli są to ledwo widoczne uśmiechy.
Coś podpowiadało mu, że wampirzyca tylko czekała na moment, w którym Igar zniknie z pola widzenia. Nie mylił się, czego oznaką był pocałunek, który złożyła na jego ustach, aż szkoda, że nie zostali przy nim trochę dłużej.
        - Trudno mnie zabić — odpowiedział krótko. Następnie ruszyli na poszukiwania mgielnych postaci.

Vergil przez chwilę czuł się tak, jakby to postać z mgły znalazła ich, a nie oni ją. Wampirzyca szła pierwsza i to właśnie ona jako pierwsza zobaczyła postać i podążyła za nią. Wampir szedł tuż za Tressą, która cały czas na rękach trzymała swojego nietoperza. Weszli, a raczej nieumarła weszła do pokoju, w którym powinna być postać z mgły, jednak po chwili cofnęła się i wpadła prosto na niego. Patrząc na to, co stało się po chwili, to dobrze, że wpadła na niego, bo dzięki temu bez problemu złapał ją w ramiona, gdy straciła przytomność. Vergil spojrzał przed siebie, w miejsce, gdzie powinna być postać, którą ujrzała Tressa, jednak nic tam nie było, nawet pojedynczego pasma magicznej mgły.
Nie odeszli daleko od salonu, więc wampir, z nieprzytomną towarzyszką w ramionach, powrócił do pomieszczenia, w którym odpoczywali i ułożył ją na jednym z foteli. Z pytaniami musiał poczekać na to, aż wampirzyca odzyska przytomność.
Awatar użytkownika
Tressa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampirzyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tressa »

        - O czymś podobnym pomyślałam. Tak jakby. - Bo jej plan zakładał jeszcze kilka innych punktów i pomysłów na wszelkie ewentualności. - Ale wiesz, że wtedy jesteśmy zdani całkowicie na ciebie? - zapytała wampira, unosząc jedną brew do góry. Brać na barki ochronę to niemalże to samo, czego podjęła się Tressa; by doprowadzić wszystkich bezpiecznie do celu i być kimś w rodzaju przewodnika po korytarzach kryjówki sekty. Jedno i drugie ciągnie za sobą ogromne ryzyko i stres. A błąd któregokolwiek może doprowadzić do katastrofy.

        - Spoglądam na to z każdej strony. Nie wiem, czy iluzja nie zniknęłaby po jakimś czasie. A one nadal tutaj są. - W końcu w pewnym sensie Tressa posługuje się magią pustki, coś tam wiedziała. - Pozostaje nam jedynie się tego dowiedzieć, więc proponuję pójść na kompromis i na razie nic nie zakładać. - Uśmiechnęła się lekko, unosząc ręce w poddańczym geście. Muszą znaleźć jakieś dowody na... cokolwiek, co potwierdzi albo jedno, albo drugie. Idąc jedną myślą, jednym stwierdzeniem, zamykają się na inne możliwości. A takich może być naprawdę wiele.
        - Argumenty się znajdą. Gdzieś na pewno – powiedziała, głaskając Sorleya. Próbowała za wszelką cenę nie myśleć o siostrach, co było trudne. O ile da się nawiązać z nimi jakiś kontakt... Duchy czy nie duchy, ich ujrzenie będzie zdecydowanie dziwne.
A Tressa nie mogła się spodziewać tego, co będzie następne. I kto naprawdę jej się ukaże.

        - Ciekawie. Czyli jesteście w stanie rozmawiać bez słów... A że zapytam, ile się tak mniej więcej znacie? - Ciekawość nie gubi, jak to uważała wampirzyca. - I to, że trudno cię zabić, wspomniałeś już. Chyba wcześniej – dodała, uśmiechając się chytrze. Przynajmniej była pewna, że pamięć jej nie szwankuje.

        Ciemność ogarniała jej umysł, uparcie trzymając ją na uwięzi. Wampirzyca nie mogła się obudzić, jakby coś ją zablokowało. Obrazy przesuwały się przed jej oczami. Po kolei. Widziała Messę, Kensę, Zakon... I kogoś, kogo najmniej się spodziewała zobaczyć. Kogoś, kogo chętnie spaliłaby na stosie. I wydrapała oczy. Jednakże po krótkim czasie przestraszona i zdziwiona nieumarła otworzyła szeroko oczy, a widząc przed sobą Vergila, westchnęła z ulgą. Dopiero po chwili zorientowała się, że siedzi na jednym z foteli w salonie. Nabrała niechętnie powietrza.
        - Chyba wolę już przystać na tę wersję z zaczarowaną mgłą – powiedziała nagle. A co zmieniło jej zdanie? - To była Kayesha. - Oczywiście matka. Tressa wolałaby już umrzeć z ręki Kalamandra w ogrodzie, niźli musieć ponownie spotkać prawdziwego ducha rodzicielki.
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

        - Przecież cały czas nie będziecie używać magii, więc przez cały "pobyt" w kryjówce Srebrnych Róż nie będziecie zdani tylko na mnie — odparł i lekko wzruszył ramionami, tak że był to ledwo zauważalny gest. Przecież Tressa już dwa razy widziała, jak walczy, więc powinna wiedzieć, że nie muszą się obawiać tego, że nie da sobie rady z ewentualną ochroną jej i Igara, w dodatku nie miał zamiaru pozwolić na to, żeby jedno z nich zginęło, a to spowoduje, że będzie bronił ich jeszcze zacieklej, o ile będzie musiał.
        - Widziałaś, jak radzę sobie z szablą, poza tym nie jestem jakimś pierwszym lepszym najemnikiem... Dam sobie radę i nie wiem, dlaczego w to wątpisz — powiedział po chwili, możliwe, że w do jego głosu wkradło się trochę rozczarowania tym, co powiedziała wampirzyca.

Westchnął lekko.
        - Dobrze wiesz, że mgła, z której stworzone są iluzje, jest magiczna i w dodatku nie znamy jej właściwości, więc śmiem stwierdzić, że właśnie jedną z magicznych właściwości tej mgły jest to, że iluzje mogą wyglądać na takie, które posiadają namiastkę własnej woli i w dodatku mogą przemieszczać się po określonym obszarze lub w określonej odległości od szklanego oka... - odparł. Nie wiedzieli niczego na temat tej mgły, więc, przede wszystkim, należało ją zbadać i, przy okazji, dowiedzieć się tego, czy mgielne postaci to tylko iluzję, czy może prawdziwe osoby, które szklane oko, w jakiś magiczny sposób, uwięziło w sobie.
        - Hmm... Zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli okaże się, że te postaci, naprawdę są duszami naszych bliskich, które zostały uwięzione w oku, to jedynym sposobem na uwolnienie ich będzie zniszczenie oka? - zapytał nagle. Nie zakładał słuszności tego, że mgielne postaci to osoby, które były ważne dla niego lub dla Tressy, jednak jeśli okazałoby się, że to prawda, to nie widział innego sposobu na uwolnienie ich, niż zniszczenie artefaktu, który Igar zabrał z głowy Kalamandera i przekazał wampirzycy.

        - Jesteśmy... I nie mówimy tu o telepatii jako porozumieniu się bez słów, chociaż telepatyczne rozmowy też nam się zdarzają, jednak rzadko kiedy. A znamy się... - tutaj zrobił przerwę, aby poświęcić chwilę na zastanowienie się nad dokończeniem odpowiedzi - jakieś sto pięćdziesiąt lat — dokończył. Nie zdziwi się, jeśli teraz Tressa przyzna otwarcie, że to dużo czasu.

Pierwsza próba poszukiwań "duchów" skończyła się na tym, że znaleźli jednego, jednak wampirzyca straciła przytomność, a postać z mgły znikła. Vergil wrócił do salonu, razem z Tressą w ramionach, i ułożył ją na jednym z foteli, a następnie czekał na to, aż kobieta odzyska przytomność.
        - Co się stało? Dlaczego straciłaś przytomność? - zapytał, gdy tylko zobaczył, że nieumarła otwiera oczy.
Ostatnio edytowane przez Vergil 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Zablokowany

Wróć do „Mroczne Doliny”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości