Otchłań[Posiadłość d'Notte] Przysięga

Cień od wieków zalega nad Krainą Demonów. Ciemność ogarnęła świat zamieszkały przez te tajemne istoty. Jakie to myśli rodzą się w ich głowach, gdy spotykają się na zgromadzeniach demonów w Czarnych Twierdzach? Jakież to plany snuja się w ich umysłach gdy przechadzają się po swych kamiennych domach. Milczące postacie przewijają się bezszelestnie przez ulice mrocznych miast.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Gadriel aż sam siebie zaskakiwał jaki był troskliwy, miły i uczynny. Nie tylko uratował dziewczę przed Bealem, ale zaraz potem i przed Sheitanem. Prawdziwy bohater z podań i baśni. Beal byłby złym smokiem, a Sheitan... on co najwyżej uciążliwym gremlinem, ale zawsze też wymagał interwencji bohatera.
        Wyprowadzając Rakel nie przejął się nienaturalną temperaturą, a jedynie pilnował czy nie staje się ona za wysoka. Wiedział, że dziewczyna była ognista, dosłownie i poetycko. W chłodne noce mógłby z niej być przyjemny termoforek, ale odpuścił dowcip, żeby przypadkiem temperatura nie skoczyła za mocno. Widać było, że brunetka ledwo się kontrolowała i nie potrzebował kolejnych komplikacji w postaci wybuchu na środku sali balowej.
        Gdy tylko wzrokiem odnalazł balkon, uznał, że chwilowo będzie to najlepsza ostoja i miejsce na ochłonięcie. Schadzki zwykle zaczynały się w późniejszych godzinach, ale tym akurat martwić się nie zamierzał. Parę plotek w tę czy w inną, co mogły zmienić?
        I ponownie sam siebie zszokował jak opiekuńczo podszedł do dziewczyny proponując i przynosząc drinka, bo Rakel dramatyzowała. Przecież nie był to jej pierwszy bal, więc powinna już przywyknąć. A ta robiła nieszczęście z powrotu na salę. Też się nie spieszył do powrotu, też był tu jak za karę, ale przecież nie chodził i nie utyskiwał jaki to był biedny. Tej przynajmniej procenty służyły, a on mógł jedynie zalewać moralny niesmak.
        Przy następnej kolejce demon już nie musiał się ruszać. Służący wiedząc o obecności gościa sam wyszedł na balkon odebrać puste kieliszki przynosząc nowe drinki.

        Niestety nie tylko on poznał lokalizację dwójki dezerterów. Scarlett wraz z ogonem Sheitanem przepłynęli przez całą salę taktownie lub mniej skrycie przyglądając się gościom, aż wreszcie wypatrzyli to czego szukali. Nie minęła długa chwila, a czerwona suknia, nie przytłumiona przez muzykę i gwar rozmów, zaszeleściła wśród kameralnego otoczenia.
        -Tu jesteście, gołąbeczki - zanuciła wpełzając ze swoim kieliszkiem i nowym, samozwańczym adiutantem.
        - Nie za wcześnie na opuszczanie przyjęcia? Jeszcze będziecie mieć czas dla siebie - mruczała stając tuż naprzeciw Rakel.
        - Powinniście tańczyć. To przecież w tańcu najlepiej można poznać swojego partnera - szczebiotała nemorianka.
        - I bezkarnie bałamucić partnerkę - swoje trzy grosze dodał Sheitan, stając u boku Rakel, sprawiając, że Scarlett wywróciła oczami. - Ale widzisz, Rakel nie tańczy, podobno - kontynuował lekko kpiąco.
        - Jak to?! - szlachcianka zapowietrzyła się tak gwałtownie, że naprawdę ciężko było uznać czy tak świetnie udawała, czy może i jej promile zdążyły trochę do głowy uderzyć. Bądź co bądź, ale była bardzo młodym demonem, którego przyrodzone atrybuty były jeszcze słabo wykształcone, a na pewno słabiej niż u starszych przedstawicieli rasy, nie wspominając już o cechach w pełni indywidualnych, które też potrafiły się różnić między poszczególnymi osobami. A może odporność na alkohol, podobnie jak powściągliwość nie należały do najmocniejszych cech Scarlett.
        - Ale tak zupełnie, wcale nie tańczysz? - kontynuowała przesłuchanie.
        - Dobre pytanie, tak zupełnie, wcale nie? - Sheitan wzmocnił pytanie, najwyraźniej dopatrując się w nim trochę innego znaczenia. Przysunął się do dziewczyny, jednocześnie wpatrując się w Rakel intensywnie.
        - Ale przecież... - zatrzymała się na moment jakby myśli szlachcianki popłynęły w trochę innych kierunkach. Zerknęła na Sheitana i westchnęła, na winowajcę niewłaściwych skojarzeń i myśli.
        - Przecież właśnie taniec potrafi powiedzieć to czego nie można wyznać publicznie. To przecież najgłębszy rodzaj bliskości. - Słowo klucz wyraźnie trafiło do Sheia, bo nie tylko uśmiechnął się szelmowsko, ale przesunął palcem po odsłoniętym ramieniu Rakel.
        - Najintymniejszy, zaraz po prawdziwym zbliżeniu - kontynuowała Scarlett, niemalże rozmarzona albo zwyczajnie złośliwie puszczając wodze fantazji.
        - Lucien podobno świetnie tańczy... - Gadriel milczał do tej pory, a teraz wywrócił oczami. - Normalnie alfa i omega... - prychnął, na krótko przełamując ciszę, zaraz potem wrócił do swojego drinka.
        - Oczywiście! Przecież na męża wybrałam najlepszą dostępną partię - odparowała małolata, a obaj bracia wyglądali na co najmniej tkniętych.
        - To, że nie ma dwóch lewych nóg nie znaczy, że dobrze tańczy, jest co najwyżej przeciętny - nastroszył się Sheitan. Gadriel starał się nie pogrążać w idiotycznej dyskusji, która szła w dziwnym kierunku.
        - A kim jesteś, żeby oceniać? - prychnęła Scarlett.
        - A skąd ty niby masz wszystkie te swoje wydumane opinie? - odbił piłeczkę Shei, chociaż reszta towarzystwa chyba powoli traciła wątek czego dotyczyła dyskusja.
        - Wszyscy tak mówią - Scarlett kłóciła się dalej, a Gadriel nie wytrzymał i szepnął do Rakel:
        - Wszyscy, a w zasadzie wszystkie, to raczej liczebnik pasujący do Sheia.
        - To miał być nasz wieczór... - nemorianka złapała bardziej rozżalona nutę, a Gadriel nie omieszkał dopełnić swojej cichej narracji.
        - Chociażby dlatego, że Lucka wiecznie nie ma więc ciężko mu wyrobić tak liczną normę, przynajmniej na salonach.
        - Jutro miała być nasza noc. Na pewno Lucien szykuje dla mnie jakąś niespodziankę! To dlatego się spóźnia! - ożywiła się nagle. Procenty wyraźnie odrabiały swoją pańszczyznę.
        - Rakel, proszę powiedz mi co wiesz! - wystartowała do brunetki.
        - W końcu jesteś jego przyjaciółką, musisz coś wiedzieć, ja dłużej nie wytrzymam! - kontynuowała Scarlett, a Gadriel ledwo powstrzymywał śmiech. Niespodzianka na pewno się szykowała, z pewnością też będzie szokująca patrząc po długości nieobecności brata. Pytanie tylko czy takie zaskoczenie Scarlett brała pod rozwagę. Ale będą jaja, jeśli Lucek się jutro nie zjawi. Konsekwencje nie będą przyjemne, ale widok wściekłej harpii... Za to mógł nawet dopłacić.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel nigdy nie przypuszczała, że dojdzie do sytuacji, w której ona będzie uciekała w alkohol. Jasne, raz jej się może zdarzyło nieco przeholować, ale poza tym trunki traktowała raczej dla ich smaku niż procentów. Teraz jednak, chociaż szampan w istocie był pyszny, dziewczyna liczyła tylko na moc jego bąbelków. Drinków więc już nie liczyła, a kelner częstując ją kolejnym kieliszkiem, zabierał poprzedni, razem z wyrzutami sumienia. I nim te zdążyły pojawić się na nowo, na balkonie pojawiła się Scarlett i Sheitan, a gdyby ta dwójka nie była tak skupiona na sobie to może nawet doceniliby niemal synchroniczne wywrócenie oczami przez Gadriela i Rakel, gdy zarzucono im romansowanie.
        Dziewczyna w ogóle miała już problem z kontrolowaniem mimiki, a zwłaszcza utrzymywaniem na ustach sztucznego uśmiechu, gdy Scarlett naruszała jej przestrzeń osobistą. Już nawet Sheitana zaczynała tolerować, bo rzeczywiście trochę więcej szczekał niż gryzł, a przynajmniej nie chuchał jej w twarz, jak sztucznie uśmiechnięta jubilatka. Cofnęłaby się, gdyby za plecami nie miała murka, a rosnąca irytacja z braku przestrzeni odbiła się na cierpliwości Rakel.
        - Już bez przesady z tym tańczeniem, nie wszyscy muszą to lubić – mruknęła z niezadowoleniem, wywołując chyba niewielki zawał u Scarlett.
        – Jeśli nie muszę, to nie – odparła niechętnie na ciągnące się pytania, zerkając później niepewnie na zbliżającego się coraz bardziej Sheitana. Demon ewidentnie coś insynuował, ale Rakel była zbyt niedoświadczona, a w tej chwili również zirytowana, by podłapać dwuznaczność, i zwyczajnie zignorowała mężczyznę. Ten, niezniechęcony, otoczył ją ramieniem, wspierając je jednak na murku za dziewczyną i tylko palcami błądząc po odsłoniętej skórze. Nie miała się więc nawet z czego wyszarpywać i musiała tylko znosić okazjonalny, drażniący dotyk.
        Uwagą wróciła do Scarlett, która ciągle perorowała o tym tańcu, teraz porównując go do fizycznych zbliżeń, no na los! Smarkuli ewidentnie się marzy inne przyjęcie. Do absurdalnej dyskusji wtrącił się nawet Gadriel, jak zwykle kpiąco, a Rakel nie mogła uwierzyć, że nemorianka po prostu tu sobie stoi i wzdycha nad Lucienem. Podsunięty przez Sheitana kieliszek Rakel wzięła niemal bezwiednie, mocząc usta w szampanie. Czy była zazdrosna? Na pewno nie o tę małą zołzę, ale nie podobało jej się, to rozmarzone spojrzenie demonicy, gdy jej myśli oscylowały wokół Luciena. Wolała nawet nie wiedzieć jakie.
        Drgnęła lekko, słysząc szept przy uchu, ale komentarz Gadriela wcale jej nie rozbawił. Przypomniał jednak o obecności najmłodszego z braci, na którego spojrzała zaraz, przyłapując go, jak z góry nurkuje wzrokiem w jej dekolcie. Siłą musiała się powstrzymać, by odruchowo nie podciągnąć sukienki.
        Czemu oni ciągle o nim rozmawiają? Gadriel też! Wcale jej nie pomagały jego słowa, ale to Scarlett pobiła chyba dzisiejszy rekord, błyszcząc naiwnością. Tym razem Rakel musiała przygryźć wnętrze polika, by się nie roześmiać, co było dziwne, bo wcale nie była rozbawiona. Cholerny szampan.
        Tak, na pewno szykuje jej niespodziankę. Zbiera kwiaty i piecze ciasto w kształcie serca. Tak chciałaby odpowiedzieć, ale wiedziała, że nie powinna. Rakel przymknęła na moment oczy, zarzucona znów piskliwym głosikiem demonicy.
        - Nic nie wiem, Scarlett – powtórzyła się znów i chyba po raz ostatni, bo milczała zawzięcie nawet przy kolejnych ponagleniach ze strony szlachcianki. Ta wręcz naparła na dziewczynę, pociągając ją lekko za materiał sukienki i robiąc smutne oczy szukała u brunetki pomocy. Sheitan za to westchnął poirytowany, że nikt się nim nie interesuje.
        - Nudni jesteście z tymi przyjaciółmi, czemu wprost nie powiesz, że…
        - Rakel powiedziała, że tylko się przyjaźnili! – Scarlett przerwała demonowi w pół słowa niemal krzykiem, na wypadek gdyby nie urwał, a próbował kontynuować. Podobała jej się wersja ludzkiej dziewczyny i już się do niej przyzwyczaiła, nie chciała słyszeć żadnych innych pogłosek.
        - Mmm, nie wydaje mi się – ciągnął Sheitan nietypowym głosem, wywołując podejrzliwe spojrzenie Rakel. Wykorzystał okazję, że dziewczyna obróciła się lekko i zsunął rękę, by objąć ją w pasie. Scarlett również nie wyglądała na zachwyconą nagłą zmianą wersji zdarzeń.
        - Przecież jak ostatni raz u nas byłaś te kilka dni, to nocowałaś u Luciena. Nie będziesz nam chyba próbowała wmówić, że zbudowaliście na łóżku granicę z poduszek? – ciągnął demon szczerząc zęby w złośliwym uśmiechu, podczas gdy Evans najpierw zbladła lekko, a później zarumieniła się, otwierając szerzej oczy w miarę rozwoju historii. Scarlett zafiksowała nagle czujne spojrzenie na demonie, skacząc od niego do ludzkiej dziewczyny.
        - Dobra, nawet ja jestem ciekaw – mruknął Gadriel, uśmiechając się wrednie, gdy Rakel spojrzała na niego spode łba. Wyzwałaby go od zdrajców, gdyby nie znaczyło to jednocześnie, że zrobiła to, czego nie powinna, czyli zaczęła traktować jak znajomego.
        - Rakel?! – Scarlett upomniała się o uwagę, nagle zainteresowana odpowiedzią i zirytowana faktem, że zupełnie nie była na to przygotowana.
        - Co? – prychnęła zirytowana dziewczyna, nawet nie mając gdzie odwrócić wzroku. Przecież to zupełnie nie tak było! Wszystko przekręcali, psia mać, a ona nie mogła protestować i tłumaczyć, bo tylko pogorszy sprawę.
        – Nie macie ciekawszych tematów? – rzuciła już typowo asekuracyjnie. Sheitan zaśmiał się nad jej głową i przyciągnął już bezczelnie dziewczynę do siebie, splatając dłonie za jej plecami.
        - Właśnie chwilowo nie. Ja przynajmniej jestem ciekaw, czy braciszek nie podołał zadaniu, czy może dla niego też jesteś taka oziębła jak dla mnie – mruczał, pochylając się w stronę odchylającej od niego brunetki.
        - Ciebie traktuję wyjątkowo – warknęła Rakel, odgradzając się od demona ramionami i próbując nimi odepchnąć natręta, który uśmiechał się bezczelnie, ze spokojem znosząc bezskuteczne działania dziewczyny.
        - Shei, puść ją – mruknął znudzony Gadriel, jeszcze się nie fatygując, ale mając już brata na oku. Co za dzieciak. Tuziny chętnych kobiet na przyjęciu, a ten się musi uczepić akurat tej, która mu odmawia. Ze środka sali nie było ich widać, ale jak się zaraz zaczną szarpać, to będzie musiał się wtrącić. Lucien się nie wypłaci.
        - Nie bądź nudziarzem Gadriel. Zobacz, czemu wszystkie nie mogą nosić takich lekkich sukienek, tylko jakieś stelaże, przez które trzeba się przedzierać – kontynuował zmanierowanym tonem, jedną ręką przytrzymując dziewczynę w pasie, drugą przeciągając po jej biodrze.
        - Sheitan, daj spokój już! – warknęła Scarlett, tupiąc nogą. Nie dosyć, że nie było tu jej narzeczonego, to jeszcze obaj jego bracia skrupulatnie ją ignorowali, zajmując się tą ludzką dziewką! I krytykowano jej suknię!
        Dyskusja skończyła się jednak dopiero, gdy najmłodszy z braci poważnie "zabłądził" dłońmi, ściskając przez sukienkę pośladek Rakel. Dziewczyna trzasnęła go w twarz z taką siłą, że nawet Sheitan najpierw usłyszał, a później poczuł policzek. Scarlett zachłysnęła się, zakrywając usta (i zły uśmiech) dłonią, a Gadriel zaklął pod nosem, odstawiając kieliszek i robiąc dwa kroki w stronę brata. Ten dopiero po chwili zorientował się, co się w ogóle stało, a Rakel w międzyczasie zdążyła się wyrwać i wycofała się przezornie, teraz dopiero odnaleziona złym spojrzeniem. Tak złym, jak podczas pojedynku. Nie miała jednak do siebie najmniejszych pretensji. Cham złapał ją za tyłek! Nieważne, jakie pozory musiała sprawiać, czegoś takiego znosić nie będzie!
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Sheitan całe życie funkcjonował w swoim świecie zgody domniemanej. Jej brak albo czysty, głośny sprzeciw zmieniały dla najmłodszego z demonów tylko skalę poświęcenia z jakim musiał zdobywać to na co miał ochotę.
        Strzał w twarz to nie było to czego by się spodziewał i oczekiwał. Liczył na trochę więcej wiercenia się i prób ucieczki, nieco spanikowanych, może trochę poirytowanych, ale nieskutecznych. Policzek nie był też jednak czymś co nigdy by mu się nie przydarzyło. Wręcz przeciwnie. Zwykle był to wstęp do lepszej zabawy.
        Krzyku Scarlett prawie nie zanotował. Rakel przezornie wymknęła się z objęć i cofnęła o parę kroków, sprawiając, że teraz demon miał na nią dobry widok. Brunetka na jego minę również. A ta nie wróżyła niczego przyjemnego. Sheitan wystartował do dziewczyny, żeby nauczyć ją moresu i był w połowie drogi, gdy Gadriel wreszcie postanowił interweniować. Starszy demon przezornie odstawił kieliszek na balustradę. Szkoda było szkła i alkoholu, ten zamierzał dopić, a z kolei uznał, że przydadzą mu się obie ręce. Złapał Sheitana za ramię, co młodszego wpierw zaskoczyło (znów go wzięli tego wieczora znienacka) a później rozsierdziło, więc młodszy szarpnął się jak zaatakowane ranne zwierzę. Gadriel nie był gorszy, a na pewno miał lepszy refleks, i próby młodszego brata na oswobodzenie się, skończyły się fiaskiem. Kędzierzawy demon szarpnął młodszego jeszcze raz, tym razem wykręcając mu rękę za plecami i przycisnął Sheitana do najbliższej marmurowej kolumny. Twarz młodszego wylądowała na polerowanym kamieniu, Shei szarpnął się jeszcze kilka razy z cichym rozeźlonym warknięciem, co tylko skłaniało brata do wzmocnienia uścisku.
        Scarlett tymczasem pozbyła się złośliwego uśmieszku i pełna porcelanowej empatii dopadła do Rakel:
        - Nic ci nie jest?

        - Mówiłem daj spokój - burknął Gadriel niezbyt szczęśliwy z konieczności fatygowania się, przy okazji obserwując otoczenie czy nie przyciągali zbyt wiele uwagi. Całe szczęście większość balkonu była osłonięta od widoku z sali, więc ich małe przedstawienie jeszcze nie zostało dostrzeżone.
        - Co ci zależy, co? - odpyskował Sheitan, znowu szarpiąc się bezskutecznie.
        - Nie zależy mi - padła chłodna odpowiedź Gadriela, która oczywiście nie usatysfakcjonowała młodszego.
        - To czego się ciskasz, szlag! - warknął Sheitan, kiedy łokieć brata mocniej docisnął jego twarz do kamienia.
        - Bo nie zamierzam po tobie sprzątać, znowu - syknął Gadriel, dodatkowo wykręcając rękę brata trochę bardziej, aż ten wolną ręką klepnął kolumnę. Dopiero wtedy zwolnił uścisk, pozwalając Sheitanowi doprowadzić się do porządku, co bynajmniej nie znaczyło, że spoglądał na Rakel łagodniej. Wręcz przeciwnie. Głęboka uraza była wyraźnie wyryta na jego twarzy.
        - Powinna znać swoje miejsce - warknął jeszcze, ale ani drgnął. Dzisiejszy wieczór nie był czasem na zemstę.
        - Powinna na pewno, ale wytrzeźwieć - prychnął rozbawiony Gadriel. - Dziewczyna trochę za dużo wypiła, a resztę to powiesz osobiście Luckowi, jak już wróci, żeby przypadkiem mi się nie oberwało, że cię nie upilnowałem przy jego serdecznej przyjaciółce, którą tu zaprosiłem - dokończył starszy demon, w zdaniu celowo i z przekąsem podkreślając “serdeczną przyjaciółkę”, przez co ukłuta ponownie Scarlett zatrzepotała gęstymi rzęsami. Nie zdążyła jednak odezwać się ponownie, nawet nie wiedziała czy i o co chciałaby zapytać i czy na pewno to byłby dobry pomysł, gdy Gadriel podał Rakel swoje ramię.
         - Prawda, moja droga, chyba wypiłaś trochę za dużo i powinnaś udać się na spoczynek - zasugerował niby łagodnym tonem, ale demon nie wyglądał jakby zostawiał miejsce na polemikę. To był doskonały pretekst by się stąd zmyć.

        Wyprowadził dziewczynę na salę, gdzie grzecznie wymówił się koniecznością odprowadzenia pijanej dziewczyny. Beal nie wyglądał ani na zaskoczonego, ani na zadowolonego, ale hamowała go obecność innych i Felicity. Ta z kolei wyraziła ubolewanie, którego współczujący ton brzmiał nieprzyzwoicie kpiąco. Misery nie skomentowała zajścia inaczej niż zwykle czyli łykiem alkoholu. A służący właśnie przekazywał innemu służącemu co moment temu widział na balkonie.

        Wrócili tym samym portalem, którym przybyli na przyjęcie. Demon prowadził spokojnym tempem, dostosowanym do nieco chwiejnych kroków dziewczyny, przynajmniej do czasu. Gdy tylko znaleźli się w pobliżu gościnnej sypialni, wymknął się spod ręki brunetki i szurnął wprost do drzwi otwierając je z impetem.
        - Ty! - warknął wciąż jeszcze w marszu, dostrzegając morskie oczy połyskujące w ciemności. Nie pomylił się wyczuwając Luciena. - Gdzie się szlajałeś tyle czasu jak ja użeram się z tym bajzlem?! - warczał Gadriel.
        - Zgodnie z ustaleniami szukałem wyjścia - Lucien odpowiedział niewzruszony na moment zerkając na Rakel, zaraz potem wracając spojrzeniem do brata.
        - Co tu robi Rakel? Wątpliwe by ktokolwiek inny umiał ją znaleźć - zapytał coraz chłodniejszym głosem.
        - Jest moim zabezpieczeniem gdybyś chciał mnie wystawić - Gadriel warknął zadziornie, szybko orientując się, że opanowanie Luciena było fasadą znacznie słabszą niż zwykle. Garść starszego demona, który nie wiedzieć kiedy wystartował do brata, zacisnęła się na kołnierzyku Gadriela zmuszając go do podniesienia podbródka. Gadriel błyskawicznie sięgnął do rękojeści broni, ale Lucien chwycił jego rękę w pół ruchu, więc młodszemu pozostało mało skuteczne i nieeleganckie szarpnięcie ręki i rękawa brata, ręką, która pozostała wolna.
        - Ty niecierpliwy bałwanie - syknął Lu, a trwając w klinczu Gadriel miał dokładniejszy wgląd na niego. Coś się w nim zmieniło, tylko jeszcze nie wiedział co. I nie chodziło o większą reaktywność. Po kolejnym oddechu uznał, że coś w oczach starszego demona było inne, połyskiwały jak ślepia wściekłego zwierzęcia. To niby wciąż był Lucien, emanację miał tę samą, ale z drugiej strony gryfa by nie położył, że stojący przed nim zachowa się jak Lucek powinien.
        - Wyluzuj - burknął siląc się na bardziej nonszalancki ton. - Jesteś, mam nadzieję, że z rozwiązaniem więc nic jej nie grozi - kontynuował, w geście dobrej woli rozluźniając obie ręce i starając się nie krztusić kiedy kołnierzyk z fularem trochę za mocno cisnęły.
        - Żebyś wiedział. - Starszy demon w końcu raczył też zwolnić chwyt, pozwalając Gadrielowi na poprawienie odzienia i swobodniejsze oddychanie. - W moim imieniu odpowiadasz za Rakel - głos zniżył do ostrzegawczego szeptu.
        - Chwila moment, niby dlaczego? - na nowo wzburzył się Gadriel, wytrzymując spojrzenie źrenic łypiących na niego spod rzęs.
        - Zabezpieczenie, na wszelki wypadek. - Lucien ani drgnął, łaskawie odpowiadając tylko tyle ile uznał za stosowne.
        - Dobra, dobra niech ci będzie. - Dla świętego spokoju Gadriel machnął niedbale ręką, zaraz myśląc o wkurzonym Sheiu. To może być upierdliwy dzień, znacznie bardziej niż przypuszczał.
        - Słowo - syknął Lucien.
        - Co? - Gadriel zmarszczył brwi, zerkając na starszego brata rozeźlonym wzrokiem mówiącym żeby nie pozwalał sobie za bardzo.
        - Daj słowo. - I w tym samym momencie Gadriel przestał się stawiać. Głos Luciena też brzmiał inaczej. Niby nic się nie zmieniło, a jednak odczuwał pewien dyskomfort.
        - Daję słowo - odpowiedział, ale widząc nieruchome spojrzenie, burknął coś pod nosem i żeby samemu nie wylądować dzisiaj na ścianie dodał na odczepnego. - Daję słowo, że Rakel nie stanie się żadna krzywda i że wróci bezpiecznie do domu. Zadowolony? - Odpowiedziało mu krótkie skinienie głowy.
        - To jaki jest ten twój wspaniały plan? - zapytał rozluźniając się, ale konkretnej odpowiedzi się nie doczekał. Uzyskał tylko krótki szept - "Jutro". Młodszy demon wzruszył ramionami i skierował się do wyjścia.
        - Tyle czasu i jeszcze sekrety, oczekuję co najmniej pokazu fajerwerków - prychnął wychodząc z pokoju, na odchodne machając Rakel ręką.
        Drzwi zamknęły się z cichym szelestem pogrążając pokój w zupełnej ciemności. Demon przysunął się powoli do dziewczyny i przytulił ją ostrożnie do siebie.
        - Wszystko dobrze? - szepnął cicho, dłonią gładząc nietypowo uczesane włosy i mocniej przytulił Rakel.
        - Powinnaś wypocząć - szeptał łagodnie, ostrożnie gładząc odsłonięte plecy dziewczyny. - Przygotuj się do odpoczynku a potem zostanę z tobą aż zaśniesz?... - zaproponował ciepłym głosem, pozwalając dziewczynie wymknąć mu się z rąk.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Sheitanowi przywaliła z pełną świadomością i premedytacją i gdyby ktoś w to wątpił, łącznie z pokrzywdzonym, była skłonna to powtórzyć. Nie znaczyło to, że demona się nie obawiała, ale też nie była to jej pierwsza taka sytuacja i teraz również nie miała zamiaru pozwalać na takie zachowanie. Wycofała się przed wkurzonym demonem, ale nie planowała ustępować pola i prawdopodobnie gdyby Gadriel nie interweniował, mogłoby zrobić się gorąco. Dosłownie.
        Starcie braci zaskoczyło ją o tyle, że chyba jednak nie do końca zdawała sobie sprawę, jak agresywny potrafił być Sheitan. Trochę pokazał się od tej strony na pojedynku, ale i tak wszyscy traktowali go z lekkim pobłażaniem, co w końcu jej się udzieliło. Nie potrafiła ocenić czy sama umiałaby go powstrzymać, ale i tak drgnęła zaskoczona, gdy niezadowolona twarz szlachcica rozpłaszczyła się na kolumnie. Dopiero wtedy dotarło do niej, że narozrabiała.
        Obejrzała się czy nikt ich nie widzi, zawieszając dłużej wzrok na podbiegającej do niej Scarlett, ale już nie miała sił na udawanie. Pokręciła tylko głową, zbywając udawaną troskę małoletniej księżniczki i jednym uchem wciąż słuchała wymiany zdań między braćmi. Zagryzła zęby, po raz kolejny słysząc, że jest cała tylko dlatego, że obaj boją się Luciena. Powinno ją cieszyć, że jego ochrona sięga tak daleko, ale Rakel była już na tyle wytrącona z równowagi, że przeszkadzało jej, że takiej ochrony potrzebuje. Więc gdy Gadriel zwrócił się do niej, wykorzystując pretekst, jakoby była pijana, Evans łypała już na niego bykiem, nie zważając na pozory. Skoro jednak zastanawiała się, czy poradziłaby sobie sama z Sheiem, to kłótnia z Gadrielem byłaby już nierozsądna, co ten wyraźnie dawał jej do zrozumienia. Niechętnie, ale posłusznie skinęła głową.
        Gdy szli przez salę starała się nie łapać z nikim kontaktu wzrokowego, bo wiedziała, że ciska gromami z oczu. Opanowała się dopiero przy Bealu i Felicity, dygając krótko, gdy Gadriel ich wymawiał. I chociaż słyszała kpiący ton demonicy, to głowa rodu miała jej uwagę, nim i od tego demona odwróciła wzrok, wychodząc z Gadrielem z sali.
        Wracali w milczeniu, które mogłoby stać się niekomfortowe, gdyby Rakel nie była już tak zmęczona. Wspierała się lekko na ramieniu bruneta, starając się utrzymać prosto głowę i wyobrażając sobie miękkie łóżko. Może rzeczywiście była ciut wstawiona, bo gdy Gadriel nagle puścił ją, ruszając szturmem na jej pokój, dziewczyna zachwiała się lekko, mrużąc oczy. Z jakiegoś powodu to pomagało jej myśleć. Podobnie interpretacja zachowania demona powinna zająć jej raptem uderzenie serca, ale Evans dopiero po chwili powiązała fakty i pospieszyła za szlachcicem.
        Zatrzymała się w drzwiach, wspierając dłonią o framugę i z sercem lżejszym o całe cetnary, spoglądała na Luciena. Jednak gdy to na nią padło chłodne spojrzenie morskich oczu, zdobyła się tylko na słaby uśmiech, powoli wchodząc do pokoju i zamykając drzwi. Prawie od razu musiała odsunąć się na bok, gdy bracia starli się, jak jeszcze nie tak dawno Gadriel z Sheitanem. Rakel nie miała najmniejszego zamiaru się wtrącać, więc przysiadła sobie ostrożnie na pufie, ściągając obcasy ze zmęczonych stóp i zanurzając palce w gruby dywan. Dopiero ponowne słuchanie o pilnowaniu jej bezpieczeństwa przyciągnęło zmęczony wzrok dziewczyny. Nawet nie mogła protestować.
        W końcu odmachnęła Gadrielowi na pożegnanie i przymknęła na chwilkę oczy, gdy spowiła ją ciemność. Bała się jednak, że zaraz zaśnie tak jak siedzi, więc podniosła się i rozpaliła kilka ogników, które zawisły chwiejnie wokół, oddając stan dziewczyny.
        W Luciena ramiona niemal wpadła, gdy ten powoli ją objął. Chciała powiedzieć, że nie jest wcale dobrze, że jest wybitnie gównianie i ona chce już wracać do domu. I chce, żeby on wrócił z nią. Ale też nie chciała go tym zarzucać. Dopiero go zobaczyła, a tak bardzo tęskniła. Mruknęła więc tylko twierdząco i wtuliła twarz w ciemną koszulę, obejmując demona w pasie. Westchnęła cicho, głaskana po włosach. Zgadzała się co do potrzeby wypoczynku, ale wcale jej się nie chciało do niczego przygotowywać. Ostatnio ciągle się przygotowuje, teraz by chciała zasnąć tak jak stoi. Podobał jej się jednak pomysł, że nie będzie sama i wyprostowała się w końcu, odgarniając włosy z twarzy i spoglądając na Luciena.
        Sięgnęła do jego twarzy, otulając ją dłońmi i głaszcząc delikatnie kciukami po policzkach. Spojrzenie miała lekko mętne i się nie uśmiechała, ale też nie kwapiła zbytnio do odejścia.
        - Tęskniłam za tobą – przyznała cicho i powoli opuściła ręce, opierając je na piersi demona, dla podtrzymania równowagi. – Tak, to ja się ogarnę – mruknęła w końcu i odwróciła się, nieco wolniej niż zwykle rozglądając za swoimi rzeczami.
        Obcasy zostawiła, tak jak leżały pod nogami pufy, i poszła do łazienki. Tam Rakel chwilę męczyła się z tasiemkami od gorsetu, nim w końcu udało jej się z sukni wyplątać i z westchnieniem zrzucić na podłogę. Dopiero po chwili dała się ruszyć wyrzutom sumienia i odłożyła malinowy materiał porządniej na rancie wanny. Wciągnęła przez głowę obcisłą koszulkę do spania i umyła twarz i zęby, a chłodna woda orzeźwiła ją nieco. O spodenkach zapomniała. Wyciągnęła spinkę z włosów i odłożyła ją na półce, jedną dłonią roztrzepując loki, gdy wychodziła z łazienki.
        Do łóżka trafiła chyba lekko po omacku, bo oczy miała tak zmrużone, że tęczówki ledwo błyskały spod powiek. Z jęknięciem wspięła się na materac i z kolejnym runęła na pościel, dosłownie zatapiając się w poduszce. No dobrze. Może była ciut, ciut pijana.
        - Lucien? – mruknęła zaspanym głosem, szukając demona dłonią po pościeli. Dopiero po chwili otworzyła bardziej oczy, spoglądając w morskie tęczówki i wtedy uśmiechnęła się lekko.
        - Cieszę się, że jesteś – szepnęła, wzdychając zaraz przez nos, gdy zdała sobie sprawę, że to jeszcze nie na stałe. – Co się stanie jutro? – zapytała wciąż cicho, ale starała się skupić.
        Trochę było jej dziwnie leżeć tu z Lucienem, gdy wiedziała, że szuka go prawie cały zamek. I nie chodziło nawet o tę małą zołzę, a raczej o to, że jakby oni żyli w zupełnie innej rzeczywistości, niż wszyscy pozostali. A chyba i tak tylko demon wiedział, jak to się skończy.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Lucien dokończył wszystkie przygotowania i bardziej gotów już nie mógł być. Wreszcie irytujące poczucie niepokoju i nieustająca obawa mogły zostać chociaż częściowo ugłaskane, więc gdy tylko udało mu się odebrać ostatnią rzecz, sigil otrzymany od łowcy dusz, pojawił się w posiadłości. Wciąż nie był to powrót na stałe, nie chciał zostać zauważony ani wyczuty przez pozostałych domowników, nie mógł sobie pozwolić na falstart, ale musiał zobaczyć Rakel chociaż na chwilę. Jutro mógł nie mieć czasu choćby uśmiechnąć się do dziewczyny. Wszystko musiało zostać dograne w czasie i dokładnie zrealizowane zgodnie ze szlachecką sztuką,bez marginesu na pomyłki.
        Widok brunetki wpierw wywołał ulgę, a później jeszcze większą złość. Może gdyby dodatkowo Gadriel go nie rozdrażnił… W każdym razie niepokój o dobro dziewczyny sięgnął wyższego poziomu i Lucien nawet nie wiedział kiedy przydusił brata jego własnym kołnierzykiem. Już samo to było dziwnym zachowaniem, przecież przemocy innej niż szermierka raczej nie stosował. Demon zrzucił jednak wszystko na skumulowany stres i niepewność. Ale gdy wreszcie zostali sami, przynajmniej był pewien, że dziewczyna bezpiecznie wróci do domu.
        Dopiero obejmując Rakel zauważył, że nie tylko była zmęczona, ale dodatkowo lekko podchmielona. Chociaż więc mógłby zostać tak jak stał, wcale nie kwapił się do wypuszczania Rakel gdy wreszcie miał ją obok. Albo mógłby zanieść Rakel do łóżka w sukni, którą przecież zawsze można było porzucić na podłodz. Zwyciężył rozsądek - lepiej by było, gdyby dziewczyna chociaż przebrała się w piżamy. Lepiej wypocznie i rano będzie mniej niezręczności.
        - Ja za tobą też, nieznośnie wręcz - szepnął jeszcze przez chwilę ciesząc się bliskością brunetki, zanim niechętnie rozplótł objęcia, niemo ponaglając Rakel do łazienki, póki jeszcze była przytomna.
        Ułożył się z boku łóżka. Płomyki w pokoju zgasły, przez co dziewczyna przez chwilę nie widziała już leżącego demona. Chwycił błądzącą po pościeli dłoń i zamknął ją w swojej, spoglądając na Rakel ciepło. Była zdecydowanie mocno zmęczona i chyba mocniej podpita niż przypuszczał. Nawet do łóżka szła praktycznie po omacku. Mruknął cicho w potwierdzeniu i podziękowaniu zarazem i głaszcząc już czarne włosy, szepnął w odpowiedzi.
        - Cieszę się, że cię poznałem.
        Niewygodne pytanie wpierw zbył krótkim milczeniem, gdy oceniał co może powiedzieć.
        - Nic dobrego - odpowiedział po chwili. - Śpij - szepnął, a na wszelki wypadek, gdyby sugestia nie była dostateczna, i dlatego, że mógł więcej nie mieć okazji, ukradł dziewczynie pocałunek tak jakby miał to być ostatni raz. Przyciągnął Rakel bliżej do siebie, aż ułożyła mu głowę na piersi i bawiąc się ciemnymi, kręconymi włosami, nasłuchiwał oddechu zasypiającej dziewczyny.

        Nad ranem, nim nastał świt, ostrożnie wymknął się spod brunetki, pocałował ją krótko w czoło i zniknął. Niewiele czasu spędzili razem, ale Lucien nie chciał ryzykować. Musiał też zebrać myśli w karby. Zniknął jak zawsze na trening, jak to ostatnio czynił wprost do piekła. Tam znacznie łatwiej było skupić się na zadaniu.
        A w posiadłości zawrzało wraz z pierwszymi zwiastunami nieszczęścia. Południe się zbliżało wielkimi krokami. Goście zaczęli zjeżdżać. Wszystko było gotowe i dopięte na ostatni guzik. Panny młode odziewały się właśnie w swoje strojne suknie. Misery (nikt by się pewnie nie domyślił), przywdziała elegancką czerń, co Gadriel skwitował szyderczym uśmiechem. Jakby nie dość dawała znać jak bardzo niezadowolona była. Fakt, że jej ślub był jakby wstrząsem wtórnym i transakcją wiązaną, której niechcący nie przewidziała. Pierwotnie wychodzić za mąż miała Scarlett. I wszyscy byliby szczęśliwi, ale swoje trzy grosze wtrącił Marlon chcący pozbyć się z domu macochy. I takim sposobem Misery została czarną panną młodą.
        Scarlett… jej biel nie pasowała również, co także wywołało rozbawienie Gadriela. Czy inny kolor niż złoty dostatecznie oddałby małą próżną osóbkę? Chyba nie.
        Tak więc wszystko było gotowe, nawet Gadriel szedł po Rakel w swoim odświętnym stroju, tylko wciąż brakowało głównego pana młodego, co zaogniało i tak napiętą atmosferę. Gadriel nie wściekał się jeszcze tylko dlatego, że wczoraj Lucien się pojawił, miał więc nadzieję, że przyrodni brat uknuł niemalże szatański plan i jednak ich ze wszystkiego wykręci. Nadzieja co prawda chwiała się lekko, gdy Scarlett już ubrana, strojna i w sali balowej, witała gości, jednocześnie rzucając rozeźlone spojrzenia poszukujące Luciena. Rodzina również naciskała i wcale nie ułatwiała, ale Gadriel starał się trzymać fason i jeżeli już coś mówił, to odpowiadał krótkimi frazesami, że Lucien na pewno się pojawi.
        Poza tym miał jeszcze jedno zadanie. Pilnować Rakel. Co wcale nie było takie łatwe, bo z chwilą gdy zacznie się ceremonia, Sheitan miał stać się jej parą, a wtedy upilnowanie młodszego brata zakrawałby na misję niemal niemożliwą. Nie mógł przyciągać, czy dziękować gościom, nie spuszczając go z oczu nawet na chwilę, więc starał się kontrolować sytuację przynajmniej teraz.
        Właśnie zaczynało się robić gwarno. Muzyka powoli brzmiała w tle. Felicity coraz trudniej kryła niezadowolenie, Beal nawet nie próbował, kiedy spóźnialski pan młody wreszcie raczył zrobić swoje wielkie wejście.

        Jeżeli wygląd Luciena wcześniej irytował rodzinę, a czynił to nie raz, to teraz zrobił iście piorunujące wrażenie. Zjawił się dokładnie tak jak prezentował się ostatnimi dniami w Alaranii. W krótkich butach, bawełnianych spodniach opadających nisko na biodrach, gdzie przy skórzanym pasie wisiał rapier - jedyny element ubioru przypominający szlachcica - w nieodmiennie rozchełstanej koszuli. Jednym słowem wyglądał jak co dzień, albo jeszcze gorzej, zupełnie nie pasując do okazji. Felicity zapowietrzyła się tracąc nagle wszystkie słowa i komentarze jakie powinna rozsypać nad głową pasierba. Beal zamarł, jak najczystsza forma lodowatej furii. Tłum zaczął szemrać. Normalnie Lucien pewnie poczułby złośliwą satysfakcję z wywołanego efektu, ale dzisiaj miał ważniejsze rzeczy na głowie.
        Jedynie mało dostrzegalne drobiazgi zmieniły się w wyglądzie demona. Rodowy sygnet wyjątkowo znajdował się na palcu nemorianina, zamiast wisieć na łańcuszku na szyi. Podobnie było z czarną obrączką, teraz cicho siedzącą na serdecznym palcu. Rękawy koszuli były zapięte, co zwykle nie miało miejsca, zaś pod jednym z nich krył się sznur kamieni, ściśle i wielokrotnie owinięty wokół przedramienia, niczym wiele kompatybilnych bransoletek. Na koniec, w garści demon trzymał sigil, niezbędny do przyzwania Łowcy Dusz.
        Scarlett właśnie podbiegała do demona, zapewne z całą przygotowaną tyradą, ale zanim zdążyła pokonać szerokość sali balowej, Lucien stanął naprzeciwko ojca.
        - Bealu d’Notte, publicznie oskarżam cię o zabójstwo Nicolette d’Notte, rodu Spasso. Co powiesz na swoją obronę?
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Jeśli wcześniej nie umiałaby odpowiedzieć na pytanie, czy są z Lucienem razem, albo gdyby próbowała zaprzeczać, teraz wiedziała, że to byłoby kłamstwo. Spokoju, który ogarnął ją, gdy tylko poczuła jego dłoń, nie umiała porównać z niczym innym. I tylko przy nim czuła się tak spokojna i bezpieczna, nawet jeśli wokół wszystko szło w diabły. Uśmiechnęła się, czując dotyk na włosach, ale odpowiedź na jej słowa przebiła się nawet przez zamroczony szampanem umysł i Rakel otworzyła nieco szerzej oczy, spoglądając na Luciena. Dlaczego mówił to tak, jakby się żegnali? Nie podobało jej się to bardzo. Kolejne pytanie było więc naturalne, ale odpowiedź jeszcze gorsza niż poprzednia.
        Rakel próbowała podnieść głowę, by spojrzeć uważniej na bruneta i chociaż spróbować domagać się wyjaśnień, ale nietrudno było zamknąć jej usta. Dosłownie. Przyciągnięta bliżej zdołała tylko sięgnąć dłońmi do twarzy Luciena, nim pocałunek zawrócił jej w głowie bardziej niż szampan. Oszołomiona taką niespodzianką, a i wciąż ledwo żywa ze zmęczenia całym dniem, pozwoliła potem zamknąć się w szczelnym objęciu, układając głowę na piersi demona i obejmując go ramieniem. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale zasnęła z rozchylonymi ustami, pod kojącym dotykiem we włosach.

        A rano już go nie było. Rakel na siłę otworzyła oczy, gdy tylko się przebudziła, ze smutną miną szukając Luciena po pokoju, chociaż wiedziała, że demona już tutaj nie ma. Był tylko cholerne łupanie w głowie.
        - Rany Julek – stęknęła, próbując zanurzyć się głębiej w pościeli, ale nawet obszerne piernaty miały swoje ograniczenia.
        Leżała tak jeszcze chwilę, albo godzinę, nim usłyszała donośne walenie w drzwi i jęknęła, naciągając sobie poduszkę na głowę. Skrzydło i tak uchyliło się lekko, a do pokoju zajrzał Palugh, który wcześniej pukał lekko dolną łapką, w górnych trzymając tacę, ale nikt mu nie odpowiedział.
        - Panienko, przyniosłem… ojeju jej!
        Domownikowi zabrakło kończyn, żeby zasłonić oczy, więc momentalnie odwrócił się na pięcie, widząc na łóżku niezupełnie ubraną dziewczynę.
        - Emm… panienko? – Kot zastrzygł uchem, ale nie było odzewu, więc machnął ogonem zakłopotany. – Tak… to ten, ja może… o, ja zostawię tutaj śniadanie – rzucił, idąc bokiem do pufy i odkładając na niej tacę. – Smacznego! – zawołał jeszcze i umknął przez drzwi, które zamknęły się za nim miękko.
        Rakel podniosła głowę z poduszką dopiero gdy poczuła zapach tostów. Na los, jaka ona była głodna! Niemrawo pozbierała się w końcu z łóżka i przysiadła na ziemi przy pufie, nie mając nawet siły na nic więcej. Dobrze, że jej teraz nikt nie zobaczył, bo jeśli miała jeszcze jakąkolwiek dobrą opinię, to byłby to jej koniec. Poczochrana, siedząc na podłodze ze skrzyżowanymi nogami i z tostem w zębach.
        Raz jeszcze prawie zasnęła nad śniadaniem, nim w końcu trochę jedzenia i dużo soku z owoców otrzeźwiło ją na tyle, że zaczęła podejmować świadome działania, a nawet myśleć. Wniosek pierwszy – miała kaca.
        Przypomnienie sobie wczorajszych wydarzeń nie było trudne i Rakel westchnęła ciężko na wspomnienie starcia z Sheitanem, ale zaraz uśmiechnęła się, gdy przypomniała sobie, że przynajmniej zobaczyła się z Lucienem. Lekki rumieniec ozdobił też bladą buzię, gdy przypomniała sobie pocałunek. I pożegnanie.
        - Co ty knujesz, Lucien… – mruknęła znów zasmucona i wstała niechętnie, by doprowadzić się do porządku.
        Po kąpieli poczuła się już lepiej, z każdą chwilą coraz bardziej przypominając siebie. Znów nie wiedziała, która jest godzina, ani w ogóle o której jest ten przeklęty ślub, ale nie miała zamiaru ryzykować. Doprowadziła się do porządku i sprawnie przebrała w sukienkę… sukienko-spodnie… Ninowy twór, który mógł doszczętnie Rakel pogrążyć, ale hej, najwyżej znowu komuś przywali, raz się żyje.
        To, że dobrze zrobiła, ubierając się od razu do wyjścia, okazało się, gdy usłyszała pukanie do drzwi, mając jeszcze w zębach spinkę do włosów. Zawahała się, ale w końcu odrzuciła spinkę, poprawiła rozpuszczone loki, wciągnęła obcasy i przejrzała ostatni raz w lustrze. Wyglądała co najmniej kontrowersyjnie.
        - Dzięki, N. – mruknęła jeszcze pod nosem, po czym poszła do drzwi i ruszyła z Gadrielem na salę.

        Jak można się było tego spodziewać, pojawienie się Rakel w nietypowej kreacji momentalnie przyciągnęło wzrok wszystkich. Nawet Scarlett nie wiedziała co powiedzieć, wpatrując się to w spodnie, to w krótką bluzkę dziewczyny, rozpaczliwie szukając komentarza. Czas jednak minął, kolejni goście nadeszli, a Rakel niestety przejęła Felicity, prowadząc za sobą w stronę przyjaciółki.
        - Nawet jesteście pod kolor – zakpiła, chociaż nie była w humorze. Na co jej ślub i druhna, jeśli jeden z panów młodych postanowi się nie pojawić.
        Rakel starała się nie wchodzić nikomu pod nogi. Posłusznie przyjęła biały bukiecik (chociaż zerknęła na niego z powątpiewaniem, a po chwili śwignęła gdzieś na pobliski stół), po czym stanęła koło Gadriela, z lekkim lękiem wypatrując jego młodszego brata. Nim jednak to nastąpiło, pojawił się Lucien.
        Evans starała się nie uśmiechnąć na jego widok, jedynie w środku ciesząc się, że go widzi, ale jednocześnie lękając już tego, co ma nastąpić. Atmosferę bowiem można było kroić nożem. Na niej strój demona nie robił wrażenia, ale mogła się domyślać, co sądzi o nim cała zgromadzona tu arystokracja. Felicity wyglądała jakby przydały się jej jakieś sole trzeźwiące albo coś mocniejszego niż prosecco.
        Gdy Scarlett ruszyła biegiem w stronę Luciena, Rakel już wiedziała, że coś jest bardzo nie tak, ale dopiero gdy demon się odezwał, pojęła skalę jego działań.
        - O kurwa… - rzucił Gadriel, chyba pierwszy raz wyglądając na wstrząśniętego.
        Później wzrok wszystkich przeniósł się na Beala d’Notte, a w sali zapadła cisza, jak jeszcze nigdy.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Beal wyglądał jak uosobienie władzy i godności. Zawsze elegancko ubrany, teraz prezentował się odpowiednio odświętnie do okazji, chociaż zdobienia ograniczały się do absolutnego minimum - subtelnych, wyszywanych wzorów na mankietach czy kołnierzu, czy zdobionych guzików i spinek do mankietów. Nie miał na sobie żadnej biżuterii poza połyskującym na dłoni rodowym sygnetem, takim samym jak u Luciena. U boku, zgodnie ze szlacheckim zwyczajem, dostojnie spoczywał miecz renesansowy i mizerykordia o pięknie zdobionych rękojeściach i pochwach, zwieńczonych rodowym herbem. Wyglądał jak całkowite przeciwieństwo Luciena, gdy dwóch mężczyzn stanęło naprzeciw siebie.
        - Kurwa - powtórzył Gadriel, siadając przy stoliku nieopodal.
        - Świetny kurwa plan, tyle czasu myślał i wymyślił, normalnie trzeba mu pogratulować geniuszu - burczał pod nosem, poganiając służącego, żeby podał mu drinka, ale jakoś nikt się nie fatygował.
        - Lepiej usiądź, bo to nie będzie ładny widok - kontynuował zerkając na Rakel.
        - Beal walczy poprawnie, pewnie trochę lepiej od Sheitana, chociaż dawno nikt go nie widział, a wszystko dlatego, że nie musi... Dziedzina umysłu i magia sił, mówi ci to coś? - opowiadał marudnym głosem. Nie mając chwilowo nic lepszego do roboty, zwyczajnie wtajemniczał dziewczynę. Może wtedy, już po wszystkim, będzie lepiej współpracować. Ale przynajmniej dowiedział się dlaczego Lucien kazał mu zatroszczyć się o bezpieczny powrót brunetki.
        - Także pojedynku raczej nie będzie. Beal nie walczy ponieważ jego dziedziny są jego najlepszą bronią - dokończył wreszcie dopraszając się alkoholu.

        - Co to za farsa? - syknął Beal, mierząc niepokornego syna oziębłym wzrokiem. Spodziewał się kłopotów, może nie aż takich, wciąż liczył zażegnać kryzys bez użycia ostatecznych środków, ale też zawsze był gotów na radykalne rozwiązania.
        - Oskarżam cię o zabójstwo Nicolette, mojej matki. Co masz na swoją obronę? - Lucien kontynuował niewzruszony, patrząc seniorowi w oczy.
        - Jak śmiesz rzucać podobne oszczerstwa? - Beal już nie ostrzegał, sprawy zaszły zbyt daleko, ale walczył o własną reputację.
        - Zaprzecz więc? Przysięgnij, że nie tylko nie zabiłeś swojej pierwszej żony, ale nie ponosisz żadnej winy za jej śmierć. - Lucien dokładnie i precyzyjnie dobierał słowa, żeby nie popełnić ani jednego błędu. Nie miał na nie miejsca.
        - Masz jakieś dowody czy tylko będziesz szargał moje imię? - Beal również musiał ostrożnie stąpać. Każde działanie należało odpowiednio uzasadnić, szczególnie jeżeli miała to być agresja wobec własnego krnąbrnego syna. Ale zaprzeczyć nie mógł i obaj dobrze o tym wiedzieli.
        - Mam świadka. - Beal na chwilę zaniemówił uważnie obserwując potomka, a Lucien w tym czasie bezgłośnie przełamał sigil i rzucił go na ziemię obok siebie. Powietrze zafalowało. Szlachta nie mogła dłużej wytrzymać w milczeniu i wokół rozeszły się pierwsze poruszone szepty. Wpierw pojawiły się cztery rogate sylwetki - na takie przyjęcia Łowca Dusz zabierał liczniejszą obstawę. Zaraz za nimi zjawił się sam zaproszony. Z kpiącym grymasem skłonił się gościom na powitanie wywołując jeszcze silniejsze szmery i spojrzał w stronę wzywającego go demona.
        - Pamiętasz zabójstwo, które dopełniło się w tym domu? - Lucien kontynuował swoją część, niemal jakby odgrywali pokrętne przedstawienie teatralne. Nie miał wyjścia. Jeżeli nie chciał narobić sobie kłopotów większych niż wściekły ojciec, musiał dokładnie przedstawić fakty.
        - Tak - Łowca odpowiedział krótko.
        - Pamiętasz kto je zlecił?
        - Jakby to było wczoraj. - Z ust zabójcy nie schodził cyniczny uśmieszek.
        - Czy na sali znajduje się twój zleceniodawca? - Przesłuchanie dosłownie jak przed sądem. Tylko tutaj ławą przysięgłych byli wszyscy zgromadzeni goście. Patrząc po minach, zyskał ich całkowitą uwagę. W końcu czy mógł być bardziej soczysty zwrot akcji niż powołanie się na zabójstwo, które do niedawna było jedynie odważną plotką?
        - Tak - padła kolejna odpowiedź.
        - Wezwałeś na świadka płatnego zabójcę? To desperacja czy głupota? - syknął Beal, podczas gdy Lucien kontynuował, ale nie spuszczając ojca z oka.
        - Wskaż go. - Łowca dusz ostentacyjnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Diabły poruszały się nieznacznie, żeby umożliwić panu oględziny, jednocześnie sapiąc i łypiąc groźnie na każdego, kto śmiał przyglądać im się zbyt uważnie.
        - Beal d’Notte, on był zleceniodawcą zabójstwa, które zostało wykonane - odpowiedział donośnym głosem, dla lepszego efektu teatralnie wskazując seniora rodu. - Jestem wolny? - Lucien skinął głową, więcej nie potrzebował, a Łowca Dusz wykonał kolejny pogardliwy ukłon i zniknął razem ze swoimi czartami.
        - Nisko upadłeś. - Beal zmarszczył brwi. Tego drobiazgu nie przewidział. Niewiele zmieniał w ogólnym rozrachunku, ale sprawiał, że strona syna prezentowała się nieco ładniej i wiarygodniej.
        - Wciąż nie zaprzeczyłeś - Lucien wytknął skrupulatnie, podczas gdy wokół zaczynało wrzeć od komentarzy. Senior nadal milczał, ale mimo oskarżenia nie wyglądał ani na poruszonego ani na zatrwożonego, co najwyżej na coraz bardziej rozjuszonego. Każde słowo, każde, które nie było dokładnym zaprzeczeniem winy mogło go już tylko pogrążyć. A nie mógł odciąć się od zabójstwa, bo część gości od razu wyczułaby kłamstwo.
        - Bealu d’Notte, w obecności tu zebranych uznaję cię winnego zabójstwa Nicolette twojej żony - Lucien mówił głośno i powoli, tak aby waga wypowiadanych słów dotarła do wszystkich zgromadzonych. Beal wyglądał jakby wyprostował się mocniej i wykonał pierwszy krok w stronę syna.
        - I co zrobisz? - syknął wyzywająco. Cóż i tak już nie mogło być ładnie, więc przynajmniej wszystko musiało potoczyć się po jego myśli. Tak aby ciżba pamiętała kto dzierżył władzę. Popis siły nawet jeśli mało poprawny politycznie, zawsze robił odpowiednie wrażenie.
        - Odpuszczę ci winy. Ale przyznaj się do zbrodni. Zrzeknij się tytułu, wyrzeknij nazwiska i odejdź w niesławie, a ze względu na więzy krwi pozwolę ci żyć. - Kolejne słowa Luciena sprawiły, że do chłodnej maski Beala dołączył drwiący uśmiech.
        - Odmawiam.
        - Przyjmij więc wyrok, zgodnie z książęcym prawem krew zmywa się krwią, karą za zabójstwo szlachcianki jest śmierć - Lucien dokończył chłodno, od początku szykując się na ostateczne rozwiązanie. Beal nie ustępował i nie przyznawał się do błędów. Uśmiech jeszcze przez chwilę trwał na oziębłej twarzy.
        - Kto niby dokona wyroku? - prychnął wciąż jeszcze rozbawiony.
        - Wedle prawa jako syn odpowiadam za czyny ojca. - To był koniec wstępu. Lucien znieruchomiał, podczas gdy Beal postąpił krok naprzód, ale już bez uśmiechu. To była jego kolej. Syn zaczął szopkę, ale on zamierzał ją zakończyć. A ślub i tak się dzisiaj odbędzie, tylko z innymi synami, żeby ktokolwiek nie pomyślał, że tak łatwo można było pokrzyżować jego wizje.
        - Naiwny głupcze, myślisz, że zrobiłbyś cokolwiek bez mojej akceptacji? Pajacowałeś przez wszystkie te lata tylko dlatego, że ja ci na to pozwalałem. Byłeś niczym więcej jak ostrym psem na mojej smyczy. - Starszy demon postąpił kolejny krok w przód, nieprzyjemnym głosem przedstawiając swoje stanowisko, na dzisiejszą farsę i wszystkie minione lata. Ponownie zapadła zupełna cisza, w której niemal dało się słyszeć każdy krok Beala. Tym razem to Lucien milczał, powoli opierając dłoń na rękojeści.
        - Prawo mówisz? Prawem jestem ja - obwieścił starszy demon.
        - No i to by było na tyle - Gadriel dodał swoją uczynną narrację na tyle cicho, żeby usłyszała ją tylko Rakel. - Ale nie bój się, tak czy inaczej dotrzymał obietnicy, więc wrócisz bezpiecznie do domu.

        Reszta rozegrała się w obezwładniającej ciszy, przerywanej tylko cichymi krokami powaśnionych demonów i oddechami zgromadzonych. Ani Lucien, ani Beal nie powiedzieli ani słowa, ale każdy wyczuwał, że pojedynek się rozpoczął. Młodszy demon wpierw cofnął się o krok, próbując utrzymać równowagę. I chociaż nie chciał oddawać pola, cofnął się kolejny krok, znacznie chwiejniej niż na początku. Opór nieco zdziwił seniora, ale wszystko wyjaśniło się gdy pierwszych kilka kamieni pękło z trzaskiem gniecionego obcasem kieliszka. Okruchy wysypały się z rękawa Asmodeusa, a Beal spojrzał na syna triumfalnie. Przygotował się, ale tylko odwlekał swoją porażkę.
        Z następnym stąpnięciem Lucien upadł ciężko na kolano. Przed całkowitym klęknięciem albo upadkiem uratował się tylko podparciem z rapiera. Broń, wciąż będąc w pochwie, uderzyła czubkiem o posadzkę. Trzymany w garści, opleciony przedramieniem oręż pozwolił demonowi na chwilę zawisnąć na takiej tymczasowej podporze. Drugą rękę Lu oparł o podłogę, dodatkowo się asekurując. Nie było widowiskowych zwarć. Z boku niemal jakby nic się nie wydarzyło, a jednak pojedynek wyglądał na dobiegający końca.
        Beal stanął nad synem. Nie musiał nic mówić. Jego wzrok był dostatecznie wymowny. Lu mógł co najwyżej patrzeć ze wściekłością, gdy trzaskały kolejne ochronne kamienie. Beal zmrużył oczy i zaatakował ostatni raz. Nadszedł czas na epilog. Pył z resztek artefaktu razem z oswobodzonym rzemieniem upadł na podłogę. Sylwetka Luciena stała się nieostra, a po chwili spłynęła na posadzkę jak zmyty wodą atrament, wraz z cichym stuknięciem upadającego rapiera. Kolejny cichy trzask, należał do obrączki Rakel. Na lśniącym czarnym kamieniu pojawiło się niewielkie pęknięcie.
        I kurtyna mogła opaść. Beal zdążył jedynie zmarszczyć brwi, gdy z cienia poderwało się zwierzę o trudnym do rozpoznania kształcie. Bestia bezgłośnie skoczyła na demona, teraz jego zmuszając do łapania balansu podczas chwiejnych kroków w tył. Szczęki zacisnęły się na ramieniu Beala, gdy ten w ostatnim przebłysku refleksu, magią uderzył w pysk bestii, spychając ją w bok, dalej od swojego gardła. Zwierzę wściekle naparło na oponenta. Nie wyglądało jak nic znanego książkom i badaczom. Wielkości sporego kuca, lub małego konia, na dwóch łapach górowało nad mężczyzną. Poroże miało ewidentnie jelenie, o pięciu odnogach, zakrzywione w przód jak u jeleni biało-ogonowego. Łeb już jelenia nie przypominał, a bardziej przywodził na myśl mieszankę wilka z chartem. Niewielkie spiczaste uszy, teraz ciasno przylegały do głowy. Szyja, która smukłym łukiem przechodziła w potężną klatkę piersiową i grzbiet zakończony biczowatym ogonem, na końcu zwieńczonym dłuższym włosem, który ze złością przecinał powietrze. Łapy ani wilcze, ani kocie, o wyraźnie wysklepionych palcach zapierały się o podłoże i klatkę piersiową Beala, i zakrzywionymi pazurami żłobiły rysy w marmurze i szarpały nienaganny garnitur demona. Wszystko pokrywała króciutka, ciemna, niemal czarna sierść o atramentowym połysku.
        Zapasy trwały już kilka uderzeń serca. Zwierzę jak zacisnęło szczęki, tak teraz szarpało zębami starając się celniej chwycić swojego przeciwnika. Beal powoli otrząsał się z zaskoczenia i odzyskiwał trzeźwość umysłu. Chwycił jeden z rogów, ponownie skutecznie blokując bestię przed dobraniem mu się do gardła. Drugą ręką sięgnął do paska po mizerykordię.
Z całą siłą wraził sztylet między żebra demonicznego zwierzęcia, zatapiając klingę aż po rękojeść. Zwierzę warknęło cicho i ponownie szarpnęło ramieniem Beala ani myśląc go puścić, czekając swojej okazji.
        Chybił. Podczas szarpaniny klinga musiała zsunąć się po kości i nie sięgnęła serca. Irytacja Beala sięgnęła zenitu. Szarpnął sztyletem, pogłębiając zadany cios. Nawet jeśli początkowo uderzenie nie było idealnie celne i czyste, rana wciąż mogła stać się śmiertelną, tylko należało trafić na ważną arterię, wystarczyło ciąć w dół, wzdłuż żebra. Zwierzęta różniły się swoją anatomią, ale nie aż tak, by podczas licznych polowań na rozmaite stwory nie nauczył się ich skutecznie zabijać.
        Wściekły warkot urwał się gwałtownie, wraz z ponownie rozmywającą się sylwetką zwierzęcia. Beal przytrzymywał syna za kark i wciąż trzymał sztylet wbity w bok Luciena z zaskoczeniem patrząc na ponowny nieprzewidziany zwrot zdarzeń. Asmodeus nie mniej zszokowany trzymał garścią obszywki ojca. Mężczyźni spojrzeli sobie w oczy momentalnie odzyskując rezon. Beal szarpnął raz jeszcze. Lucien sięgnął do boku ojca po jego miecz. Wszystko rozegrało się w idealnej synchronizacji, niemal jak w balecie. Zanim mizerykordia osiągnęła swój cel, miecz przebił pierś Beala.
        Lucien zatoczył się łapiąc kilka kroków w tył, gdy sylwetka drugiego nemorianina osypywała się na posadzkę.
Zapadła cisza, w której dźwięk własnego, ciężkiego oddechu był niemożliwie irytujący. Demon rozejrzał się po zgromadzonych, po czym przywołał rapier i dopiął broń do pasa. Nikt nawet nie drgnął. Prawie nikt.
        Scarlett właśnie zerkała na Felicity, szepcząc natarczywie - "A co z moim ślubem?". Starsza demonica uciszyła ją krótko, akurat gdy Lucien chwiejnym krokiem stanął tuż przy nich. Felicity na moment zamarła nie mając pojęcia czego się spodziewać. Beal nie żył. Lucien jakimś sposobem ranny, ale stał na przeciw niej, a ona dodatkowo nie wiedziała czy właśnie była świadkiem doskonałej iluzji, czy mity nabrały rzeczywistej formy.
        - Nie obawiaj się matko, ciebie nie oskarżam - pasierb odezwał się chłodnym głosem, który jakoś nie wywoływał spokoju. Szybko przemknęło jej przez myśl - "nie oskarżam, ale nie - nie winię". Przełknęła ślinę słysząc potencjalną groźbę wplecioną w zapewnienie bezpieczeństwa. Scarlett znów chciała coś dodać, ale Felicity jej nie pozwoliła. Należało stąpać ostrożnie póki nie rozpoznało się gruntu.
        - Wierzę, że jasnym jest, iż w obliczu zdrady tak dotkliwej, żałoba nie pozwala na radosne świętowanie - Lucien odezwał się ponownie, tym razem głośniej, kierując się zarówno do rodziny jak i gości. Ponownie odpowiedziała mu cisza, ale też nikt się nie sprzeciwiał. Demon skinął krótko głową i zniknął. Nie miał czasu ani sił szukać Rakel, ledwo stał na nogach. Uciskanie rannego boku ramieniem niewiele dawało. Nawet nie dał rady przenieść się do pokoju. Był tak wyczerpany fizycznie i magicznie, że jedynie oszczędził sobie wymarszu z sali balowej, zjawiając się przy schodach głównego holu.

        Stopni było zbyt wiele. W którymś momencie potknął się o jeden z nich, niegodnie rozciągając się posadzce, zostawiając na marmurach krwiste smugi. Całe szczęście większość potencjalnych świadków wciąż tkwiła na sali balowej.
Dźwignął się z wysiłkiem i ze złością, wznawiając bolesną wędrówkę, nawet już nie przejmując się pozostawionymi za sobą szkarłatnymi kleksami.
        Nie wiedział jak długo zajęła mu wędrówka do sypialni. A gdy wreszcie dotarł na miejsce, chyba na złość, drzwi zupełnie nie współpracowały. Pchnął je raz, potem drugi - ani drgnęły. Obolały, wyczerpany i wściekły niemal żądał odpoczynku. Uderzył klamkę, z całą swoja złością. Na drzwiach zostały głębokie ślady pazurów, a złośliwa klamka poleciała na ziemię wraz z drzazgami. Wreszcie mógł wejść. Jednak łóżko też nie współpracowało. Zahaczył rogami o baldachim. Chwilę szarpał się z materiałem, zanim udało mu się uwolnić i zrezygnowany opadł na ziemię z ciężkim westchnięciem. Jedynie głowę ułożył na materacu, tak żeby cały czas widzieć wejście do sypialni. Przymknął oczy. Był tak bardzo zmęczony.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Nikomu na sali tak nie zależało na zwycięstwie Luciena jak Rakel. Ale nawet ona w pierwszych chwilach pojawienia się nemorianina wyglądała na skołowaną. Demon opowiadał jej o swojej matce, jak również pobieżnie o okolicznościach jej śmierci. Moment konfrontacji z ojcem w tej kwestii zdawał się równie niewłaściwy, co idealny, jako pretekst wyzwania Beala na pojedynek. Dziewczyna zamarła, jak wszyscy na sali, obserwując rozwój zdarzeń i tylko jednym uchem wyłapując przekleństwa Gadriela. Ten w końcu złapał ją za kieckę i pociągnął w dół, aż klapnęła na krześle, spoglądając zaraz na niego z urazą. Ale w tym samym momencie zamieniła się w słuch, jednocześnie nadążając za wyjaśnieniami demona i wzrokiem pilnując Luciena i Beala.
        - Tak, trochę tak – odszepnęła niechętnie. – Ty władasz magią mocy, prawda? – zapytała bystro, a Gadriel uśmiechnął się krzywo, ale skinął z uznaniem głową.
        - Brawo, wróbelku. Tak, władam, ale o wiele gorzej niż ojciec.
        - Ale skoro nie będzie pojedynku… to co on planuje? – szepnęła, już bardziej do siebie, niż do szlachcica, spoglądając znów na Luciena.
        - Nie wiem – odmruknął Gadriel, też milknąc, gdy między jego bratem a ojcem wywiązała się rozmowa. Gdy zaś wspomniano o świadku, zmarszczył lekko brwi i pochylił się, opierając na stole na łokciach.
        Pojawienie się portalu i wyłonienie się z niego czterech piekielników i czarnowłosy mężczyzna z nietoperzymi skrzydłami. Rakel wpatrywała się w nich z otwartą buzią, dopiero po chwili zdając sobie z tego sprawę i podobnie jak Gadriel, oparła się na łokciach o stół, zasłaniając dłońmi usta.
        Rozmowa pomiędzy demonami przebiegała w absolutnej ciszy. Nikt nawet nie drgnął, bojąc się szelestem zwrócić na siebie uwagę, i nawet kelnerzy zamarli, zmuszając Gadriela do obserwowania wydarzeń o suchym pysku. Na to można by zrzucić winę za niedelikatność demona, ale bądźmy szczerzy, nie potrzebował do tego pretekstu. Rakel spojrzała na niego krótko, jakby nie dowierzając własnym uszom. Brunet się nie uśmiechał, ale nie wyglądał na załamanego faktem, że właśnie uprzedził wynik pojedynku. Dziewczyna nie miała siły z nim dyskutować i zahipnotyzowanym spojrzeniem wróciła do oponentów.
        Było gorzej niż ostatnim razem. Lucien nie mógł liczyć na swoje umiejętności szermierki, a widząc, jak cofa się przed ojcem, Rakel zapadała się w sobie. Gdy demon opadł na kolano, zerwała się z krzesła, ale nie zdążyła się wyprostować, nim Gadriel złapał ją za rękę i szarpnął, usadzając z powrotem.
        - Puść mnie – syknęła przez zęby, grożąc płomieniami z oczu, ale demon nawet nie drgnął, zaciskając tylko uścisk, aż zabolało.
        - Nie pomożesz mu. Pamiętaj, co stało się ostatnim razem, gdy przez ciebie się rozproszył – dodał brutalnie demon, w nagrodę czując, jak dziewczyna się poddaje i opada posłusznie w krześle.
        Pożałowała tego w momencie, w którym rozległ się trzask artefaktu, a sylwetka Luciena zaczęła rozmazywać się w jej oczach. Rakel jęknęła nagle z bólu, zwijając się na krześle, a Gadriel spojrzał na nią zaniepokojony. Na zaciśniętych na blacie stołu palcach błyszczała czarna obrączka, po której biegła teraz biała rysa, otwierając z trzaskiem niewielką szczelinę w kamieniu. Dopiero wtedy średni z braci powiązał biżuterię z tą, którą Lucien nosił na łańcuszku. Co do diabła jest między tymi dwojgiem? Ale teraz ważniejsze…
        - Co do Księcia… - szepnął zszokowany demon, a Rakel poderwała głowę z nadzieją w oczach. Tego jednak się nie spodziewała.
        Bestię dojrzała dopiero, gdy ta rzucała się na Beala. Nagłe starcie poruszyło tłumem i nawet Rakel z Gadrielem zerwali się z krzeseł. Obserwowanie walki zwierzęcia i demona było szokujące nawet dla nemorian, a po sali przebiegł szmer, gdy zwierzę warknęło, ranione sztyletem. Gdy zamiast niego, w uchwycie Beala pojawił się nagle Lucien, pierwszy raz na oczach dziewczyny udowadniając, że to on przemienił się, jakimś cudem, w tę wielką bestię, Rakel zamarła, niedowierzając.
        - Jakim cudem…? – mruknęła, dopiero po chwili przypominając sobie wszystko to, co opowiadał jej demon. Urwała jednak w momencie, gdy Beal znieruchomiał na moment, a później osypał się w pył. Gdy Lucien, ranny, zatoczył się kilka kroków, Rakel zerwała się, by do niego pobiec, zawisając zaraz w mocnym uchwycie Gadriela, który załapał ją w talii.
        - Uspokój się – mruknął jej do ucha. – To nie jest koniec.
        Dziewczyna znieruchomiała zaskoczona, obserwując jak Lucien zbliża się do matki i Scarlett. Nawet mimo zupełnego szoku, Rakel uniosła wysoko jedną brew, słysząc pytanie smarkuli. Co za perfidna, wyrachowana, roszczeniowa mała zołza. Evans do złośliwych nie należała, ale jakby teraz miało się piekło otworzyć i porwać szlachciankę to wzniosłaby toast.
        To wszystko stało się jednak nieistotne, gdy Lucien zniknął.
        - Puść mnie wreszcie – warknęła do Gadriela, który sapnął poirytowany.
        - Miałem odstawić cię bezpiecznie do domu. Zamknij się i daj mi robić swoje.
        - Zdurniałeś?! Muszę znaleźć Luciena.
        - A ja muszę odstawić cię do Alaranii – syknął przez zaciśnięte zęby, idąc do wyjścia i obejmując Rakel tak silnie w pasie, że ledwo dotykała nogami ziemi. Walka między pozorami a skutecznością; a wszystko to, bo dał słowo. Lucek, niech cię szlag.
        Dziewczyna też względnie się zachowywała, co w ogóle nie było doceniane, ale gdy tylko opuścili salę i weszli na korytarz, zobaczyła ślady krwi na marmurze.
        - Gadriel, puszczaj! – szarpnęła się znowu, bezskutecznie próbując odciągnąć rękę demona z brzucha. – Puszczaj mnie mówię, bo puszczę z dymem tą całą budę!
        - Opanuj się dziewczyno, na Księcia, bo ten ogień ci wepchnę do gardła. Kurwa! – Demon puścił nagle czarodziejkę, cofając się gwałtownie, gdy ta oblała się cała płomieniami. Odruchowo zerknął za siebie, czy drzwi od sali balowej są zamknięte, a gdy upewnił się, że nikt nie widzi tej scenki, mordercze spojrzenie padło na dziewczynę, tylko że ta biegła już w stronę schodów.
        Ponad sto lat żywota, szlachcic wysokiego, szanowanego rodu, władał magią, walczył i dążył do stania się następcą po głowie rodu, a teraz robił za niańkę nadpobudliwej ludzkiej dziewczyny. Kiedy tak się stoczył…
        - Noż kurwa mać, jasny szlag, Lucien, nie ręczę za siebie – warczał, zmuszony do upokarzającego biegu za brunetką. Gdyby nie to, że obiecał, że jej włos z głowy nie spadnie, to by dziewczynie tak przywalił, że obudziłaby się dopiero w Alaranii.
        Rakel zaś w ogóle o to nie dbała. Plamy krwi ciągnęły się równo po posadzkach, znacząc trasę rannego demona. Dziewczyna już dawno zrzuciła gdzieś obcasy, biegnąc boso korytarzami, nim dopadła w końcu do wyważonych drzwi od sypialni Luciena. Dopiero wtedy zatrzymała się niepewnie i ciężko oddychając, spoglądała na ślady pazurów.
        - Lucien? – zawołała łagodnym głosem, powoli wchodząc do pokoju. Ostrożnie szła boso po deskach, omijając coraz gęstsze plamy krwi, nim w końcu stanęła zdębiała w wejściu do sypialni.
        Na podłodze leżała wielka bestia. Smukła, ale umięśniona sylwetka zajmowała całe przejście, a długa szyja sięgała do materaca, wspierając na nim łeb. Mądre, znajomo morskie tęczówki wpatrywały się w Rakel. Cichy świst dobiegający z pyska nie wróżył dobrze i dziewczyna zmarszczyła brwi, spoglądając na mokre od krwi pościele. Przełamała się i pokonała pierwsze kroki w momencie, w którym Gadriel wpadł za nią do pokoju.
        - O żesz… – rzucił zszokowany, zatrzymując się w progu. – Lucek? – zapytał głupio, podczas gdy Rakel powoli i ostrożnie podchodziła do zwierza. Dziewczyna wyciągnęła powoli dłoń w stronę pyska bestii, delikatnie dotykając miękkiej sierści.
        – Lucien? – rzuciła cicho. Nietypowe potwierdzenie jej wystarczyło i Rakel podeszła bliżej, klękając przy łóżku i objęła ramionami wielki łeb, tuląc czoło do zwierzęcego pyska. – Zdurniałeś – szepnęła, wciąż niepewnie, nim przypomniała sobie o ranie i uniosła gwałtownie głowę.
        - On ciągle krwawi. Gadriel!
        - Eh? – Demon otrząsnął się z amoku, spoglądając na dziewczynę i krzywiąc się znowu. – No i? Niech zdycha, będę miał was obojga z głowy – warknął, wsadzając ręce w kieszenie i spoglądając spode łba na klęczącą przy bestii dziewczynę. Ta patrzyła na niego z niedowierzaniem, nim zacisnęła usta i odwróciła się, zaczynając zbierać pościel, żeby garściami przycisnąć ją do rany.
        - A co niby mam zrobić, wyglądam ci na weterynarza? – prychał demon, wciąż jednak ignorowany.
        Co za dzień, szlag by to trafił. Lucek miał się pojawić z rozwiązaniem, a ściągnął do chaty diabły, łowcę dusz, zamienił się w jakąś pieprzoną bestię rodem z legend, zajebał ojca i zachlastał krwią pół posiadłości. „Nie no, rozwiązanie jak ja pierdolę”.
        - Co za burdel – mruknął, rozglądając się po pomieszczeniu i zerkając znów na przemienionego brata i dziewczynę. Ta pociągnęła nosem i ramieniem otarła łzy z policzka, przyciskając wciąż pościele do rannego boku zwierzęcia, rzeczywiście chociaż trochę zmniejszając krwawienie.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Wydarzenia potoczyły się niezmiernie szybko. Również Lucien do końca nie nadążał za wszystkim. Od momentu gdy skończyli rozmawiać, działał instynktownie. Walczył o życie. Podobnie było gdy bestia przejęła kontrolę. Jakim sposobem zmienił postać? Nawet nie wiedział kiedy dokładnie się to stało.
        Dopiero teraz zdarzenia wracały jako retrospekcje, sprawiając, że Lucien czuł się jakby był jedynie widzem pozwalając ocenić wszystko z większego dystansu. Próbować powiązać fakty. Ociężały umysł nie ułatwiał. Był obolały, zmęczony, z jakiegoś powodu rozżalony i potwornie senny, ale starał się powoli rozważyć wszystkie opcje.
        Po mozolnych przemyśleniach demon uznał, że to ostatni atak Beala uwolnił magię, która najpewniej zareagowała na ostateczne zagrożenie. Prawdopodobnie właśnie dzięki temu ojciec nie roztrzaskał jego umysłu, a on sam zyskał sposobność do ataku. Podobnie stało się na schodach... chyba. Pamiętał, że zaczął wchodzić normalnie. Potem kojarzył upadek, ale reszta drogi pozostawała jakby za mgłą.
        Westchnął ciężko ocierając łeb o pościel i przymknął oczy. Tęsknił za Rakel. Widział ją krótko w tłumie, ale nie było miejsca na rozmowę przed walką. Nie mógł pozwolić, żeby Beal wyczuł ochronny artefakt i zaczął domyślać się co zaplanował. Padłby cały element zaskoczenia. Po walce również moment nie był najlepszy, delikatnie mówiąc, jeśli nie chciał paść na środku sali balowej.
        Właśnie chyba poznał przyczynę rozgoryczenia. Chciał zobaczyć dziewczynę raz jeszcze, tym razem dłużej, bez pośpiechu.
        Oddychał z trudem, czuł smak krwi, ale patrząc optymistycznie nie działo się nic patologicznego. To nie był zaklęty sztylet. Po prostu broń Beala tak jak jego własna była letalna dla nemorian, więc rana po niej potrzebowała czasu, żeby się zagoić. Tym bardziej, że była dość rozległa. Nic więcej. Nie wyglądało by miał zbierać się z tego padołu, chociaż wciąż tracił sporo krwi i był diabelsko osłabiony. Lecz przecież ciężko by było, żeby z walki z ojcem wyszedł z byle sińcem. Przeżył, to liczyło się najbardziej. Zwyczajnie potrzebował czasu i spokoju na rekonwalescencję.
        Poruszenie wyrwało bestię z półsnu, a umysł demona z wewnętrznych dywagacji. Zwierzę odsłoniło kły w cichym ostrzeżeniu, zanim półprzytomne ślepia odzyskały ostrość widzenia. Dopiero po chwili Lucien rozpoznał sylwetki. Rakel… Jak ona ślicznie wyglądała. Jak dobrze było ją widzieć...
        Powieki zwierzęcia opadły na chwilę gdy demon westchnął chrapliwie, przytakując. Zaraz potem źrenice ponownie wpatrzyły się w brunetkę. Sapnął cicho, kiedy dziewczyna przytuliła się do jego głowy. Dotyk drobnych dłoni był taki przyjemny. Obecność Czarnulki potrafiła ukoić wszelkie niedogodności, nic więcej się nie liczyło. Ale dziewczyna przerwała głaskanie i zawołała Gadriela. Nagle obecność brata stała się bardziej wyraźna. Do tej pory ignorował drugiego demona, a może go nawet nie zauważył. Nie potrafił ocenić. W tej chwili jednak to zwierzęca natura brała górę, a osoba Gadriela stała się wyjątkowo niemile widziana. Był ranny i osłabiony, a brat stanowił potencjalne zagrożenie.
        Wpierw mruknął marudnie i ostrzegawczo, gdy Rakel zaczęła robić szum wokół ran, ale zupełnie go zignorowano. Dopiero na wzmiankę o weterynarzu i burdelu Lucien odpowiedział bardziej aktywnie. Bestia napięła mięśnie, gotowa do poderwania się z podłogi i ostrzegawczo odsłoniła kły z narastającym warkotem. Gadriel prychnął niezadowolony i rozejrzał się po pokoju. Już wcześniej jakoś nie kwapił się do pomocy, a teraz stracił resztki chęci. Szarpać się jeszcze ze zwierzakiem, na co mu to było.
        - Uroczy charakterek pozostał na miejscu, co? - burknął do chyba-brata. Dziwnie się gadało ze zwierzakiem. Jeszcze dziwniej, gdy bestia prychnęła potakująco.
        - Widzisz, nie jest tak źle. Wyliże się. Bawcie się dobrze, a ja zerknę jak rozwija się reszta syfu - sarknął, wywracając oczami gdy zwierzak ponownie przytaknął pomrukiem. Normalnie dom wariatów. Dotrzymał słowa. Dopilnował bezpieczeństwa dziewczyny aż ponownie znalazła się w rękach (czy tam pazurach) Luciena. A to czy ją zeżre czy nie, to już przecież nie była jego broszka. Młodszy demon machnął ręką obracając się na pięcie i wyszedł z pokoju prowizorycznie zamykając niekompletne drzwi.

        Wreszcie zostali sami i demon mógł skupić się na samej Rakel. Westchnął ciężko i wcisnął pysk w ręce tamujące krwawienie. Zaraz potem ślepia spojrzały na twarz dziewczyny, a zwierzę zastrzygło uszami. Dopiero teraz pełnię uwagi poświęcał Czarnulce a nie intruzowi w progu pokoju.
        - Proszę, nie płacz... - Głos mężczyzny nałożył się na cichy pomruk dobywający się z piersi bestii. Ciemny pysk nie artykułował głosek, jedynie odzwierciedlał emocje, ale słowa wyraźnie należały do Luciena. Łeb po chwili wymknął się z rąk, podniósł się wyżej i nosem dotknął policzka dziewczyny.
        - Wszystko będzie dobrze - mruczał dalej, ocierając się o Rakel nosem. Zaraz potem ważniejsza myśl zrodziła się w rogatym łbie. Głowa bestii z westchnięciem opadła na kolana dziewczyny. Czarne cielsko przesunęło się z chrobotem pazurów na deskach. Lucien zaplótł przednie łapy za plecami dziewczyny, przyciągając ją bliżej do siebie.
        - Przyszłaś… Jesteś… Wyglądasz tak pięknie... - wymruczał zamykając ślepia, ani myśląc dziewczynę wypuścić.
Zwierzę wciąż miało umysł Luciena, demon był świadom swoich czynów, ale jednocześnie jaźń bestii funkcjonowała prościej. Opierała się na pragnieniach i popędach pozbawionych dylematów i oporów mężczyzny. Teraz chciał się przytulić.
Odetchnął głęboko i zamknął oczy zatapiając się w zapachu Rakel, który go otoczył silniej niż kiedykolwiek. Dziwne jak odmienne zmysły potrafiły zmieniać sposób odbierania otoczenia. Oddech zwierzęcia wciąż był ciężki, bolesny, ale Lucien wyraźnie się uspokoił, szybko zapadając w sen.
        Niedługo później, gdy zwierzę zasnęło na dobre, czarna postać rozmyła się, na kolanach dziewczyny pozostawiając mężczyznę.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Gdyby nie to, że podczas walki bestia na jej oczach przemieniła się w Luciena, Rakel w życiu by się do niej nie zbliżyła. Zwierzę wyglądało groźnie i było ranne, przez co nawet kogoś o przyjaznych zamiarach mogłoby potraktować kłami, pazurami czy rogami. Ale wiedziała, że to on. I był ranny, znów. Zawahała się więc tylko tyle, by sprawdzić ile Lucka pozostało w przemienionej bestii, i czy wyciągniętej do niego dłoni nie odgryzie. A gdy tylko się upewniła, że to on, nie przywiązała wagi do tego, że ma cztery łapy, rogi i ogon. Przytuliła, jak zawsze. Nad absurdem sytuacji zastanowi się później, jak trochę ochłonie.
        Teraz jednak próbowała zająć się raną, pamiętając jak poprzednia niemal wykończyła Luciena. O zwierzętach jednak pojęcia nie miała i mogła tylko bezradnie próbować tamować krwawienie. Fakt, że rzeczywiście ustawało był pocieszający. Komentarze Gadriela za plecami już niekoniecznie.
        Dziwnie na nią działał ten demon, naprawdę. Momentami wydawał się prawie w porządku, żeby za chwilę palnąć coś takiego, że chciało się go rozerwać na strzępy. Teraz aż zdrętwiała z niedowierzania i silnej niechęci, słysząc jak obojętne jest mu życie i zdrowie brata. Prawdopodobnie wciąż liczyła na to, że ich rywalizacja ma jakieś granice, ale chyba była naiwna. Dopiero gdy usłyszała, że rana nie jest tak poważna jak sądziła, zawahała się lekko, bojąc się robić sobie nadzieję. Słyszała, jak Gadriel wychodzi i rozluźniła spięte ramiona.
        Drgnęła zaskoczona, gdy pomiędzy jej ręce wepchnął się pysk bestii. Krótką chwilę nie wiedziała o co chodzi, dopiero później puszczając ostrożnie pościele i spoglądając na ranę. Zerknęła w znajome tęczówki, uśmiechając się trochę na siłę i zaraz zachłystując się powietrzem, gdy nagle usłyszała w głowie głos Luciena. Zrobiła wielkie oczy i otworzyła buzię ze zdziwienia, wpatrując się w pysk zwierzęcia. Przywołała mimikę do porządku dopiero gdy łeb zwierzęcia wymknął jej się z rąk i sięgnął do jej twarzy. Zamarła wtedy, wciąż nieco niepewnie, ale poczuła tylko dotyk zimnego nosa na policzku i tym razem delikatny uśmiech na jej twarzy był szczery.
        - Dobrze cię słyszeć – powiedziała cicho, głaszcząc miękką sierść na szyi bestii. – Nie mam pojęcia co się dzieje, ale cieszę się, że nic ci nie jest – mruknęła już ciszej, chyba trochę do siebie.
        Cofnęła lekko ręce, spoglądając z rozbawieniem, jak zwierzę z pomrukiem układa się jej na kolanach, ale zaraz znów przestrach błysnął w jej oczach, gdy całe cielsko bestii poruszyło się po podłodze.
        - Oj! – pisnęła cicho, gdy poczuła jak wielkie łapy oplatają ją za plecami i przysuwają po deskach do siebie. Zaraz parsknęła cicho, z niedowierzaniem spoglądając na tulącego się do niej ogromnego zwierza. Ostrożnie położyła dłoń na jego szyi, drugą otulając pysk
        - Jestem – szepnęła, muskając delikatnie palcami aksamitną sierść. Nawet bestią był piękną. Uśmiechnęła się też zaraz na podobny komplement.
        Usiadła trochę wygodniej na podłodze, wciąż objęta wielkimi łapami i z łbem Luciena (losie, jak to brzmi) na kolanach. Odsunęła delikatnie spódnicę, żeby koronka nie drażniła zwierzęcia w nos. Przyglądała mu się długo, głaszcząc delikatnie jego szyję i łeb, ale spokojny i mrukliwy oddech zwierzęcia i ją zaczął usypiać. Wmawiając sobie, że tylko na moment zamknie oko, oparła głowę o materac łóżka i przysnęła.

        Obudziła się, podrywając gwałtownie głowę, gdy jej dłoń spadła z niewielkiej wysokości, lądując na boku Luciena. Lucien! Ten ludzki… czy demoni… och, jakby do tej pory było za łatwo, naprawdę.
        Rakel wyprostowała się minimalnie, starając nie poruszyć mężczyzną i przetarła oczy. Jak zwykle nie miała co liczyć na słońce, ale z niechęcią zauważyła, że plamy krwi na podłodze zdążyły nieco zaschnąć, więc minęło parę godzin. Spojrzała znów na nemorianina i pogłaskała go delikatnie po włosach. Nie chciała go obudzić, ale też nie chciała, żeby spał na podłodze, ranny i zakrwawiony. Problem rozwiązał się sam, gdy spod powiek błysnęły morskie tęczówki.
        - Hej – powiedziała cicho, wciąż muskając delikatnie długie czarne włosy.
        - Jak się czujesz? – zapytała z troską. – Połóż się w łóżku może, hm?
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Bestia przytuliła się do kolan Rakel i od razu zamknęła ślepia. Cierpiał. Ranny bok przy każdym ruchu klatki piersiowej przypominał o dotkliwej ranie dla większości najprawdopodobniej śmiertelnej. Jego ratowała magia i jej regeneracyjne działanie. Mimo to każdy oddech był ciężki i bolesny. Ale lżej było, gdy wtulił pysk w znajome ciepło. Delikatny dotyk dziewczyny przynosił ukojenie w bólu. Był tak bardzo zmęczony. Potrzebował energii na utrzymanie nietypowej formy. Zużywał jej dużo, teraz gdy ciało walczyło o przetrwanie próbując leczyć obrażenia. Dodatkowo artefakt dany przez wiedźmę też wyczerpał spore jej zasoby na ochronę przed mentalnym atakiem.
        Mimo powierzchownego spokoju był rozdrażniony, w każdej chwili gotów do kolejnej walki. Uczucie słabości jątrzyło i nie pozwalało na zbytnie opuszczenie gardy. Ale rytmiczne bicie serca dziewczyny koiło lepiej niż muzyka całego świata. Nieświadomie skupił się na regularnych, spokojnych uderzeniach, a zapach Rakel otulił umysł niczym ciepły koc, powoli i cierpliwie przynosząc poczucie bezpieczeństwa.
        Zwierzę się uspokajało, stopniowo pogrążając się w prawdziwym, głębokim śnie, którego tak potrzebowało. Bestia ściągnięta w najwyższej potrzebie mogła odejść.
        Świat powracał do Luciena wraz z powrotem zwykłych zmysłów. Wszystko zdawało się mniej wyraźne, bardziej stłumione. Wszystko z wyjątkiem dotyku. Otworzył oczy, których spojrzenie od razu padło na zatroskaną dziewczynę. Przymknął powieki i wyciągnął dłoń do twarzy brunetki.
        - Teraz już dobrze - odpowiedział cicho, muskając palcami skroń i zsuwając się na policzek. Dziewczyna była taka delikatna jak jej skóra. Lu kciukiem przesunął powoli po jej podbródku, na koniec odgarniając kilka kosmyków włosów, przesuwając się na szyję Rakel, zanim zdecydował się zabrać rękę. Mruknął cicho w potwierdzeniu, dopiero po chwili spuszczając dziewczynę z oczu, żeby zerknąć po pokoju. Rzeczywiście leżenie na podłodze nie było najlepszym pomysłem, ani dla niego, ani tym bardziej dla Rakel.
        Westchnął ciężko i z niechęcią przeniósł się do klęku. Potem nie bez trudu, z widocznym wysiłkiem, wstał podpierając się ręką, zaraz wyciągając dłoń do siedzącej na deskach Rakel. Dopiero teraz w pełni przyjrzał się pokojowi, pościeli i podłodze uwalanym krwią, jakby doszło to do mordu albo brutalnego polowania.
        - Straszny bałagan... - mruknął niezbyt zadowolony. Jeśli sypialnia tak wyglądała to droga do niej pewnie nieznacznie lepiej. Może już ktoś pozmywał marmury, ale wypadałoby, żeby i tutaj zawitał ktoś ze szmatą. Ani komfortowo leżeć, ani wypoczywać patrząc na rozmazaną posokę. Chociaż zupełnie nie uśmiechało mu się szwendanie służby po komnacie, kiedy chciał odpocząć. Momentalnie poczuł się podrażniony, zupełnie jakby ktoś chciał naruszyć jego terytorium lub bezpieczne leże. Przynajmniej tyle, że w obecnej chwili sprawnie pojął powód podobnego rozumowania. Mógł też starać się je kontrolować. Powoli, chociaż ostrożnie, rozważał też przypisanie wewnętrznemu winowajcy bardziej temperamentnych wybuchów.
        Zaraz nowa myśl obudziła się w jaźni nemorianina. Rakel… może wyglądała lepiej niż podłoga, ale na pewno szkoda było sukni na pracę sanitariuszki.
        - Nina mnie zabije... - Uśmiechnął się delikatnie, wreszcie mogąc uważniej i z bliska przyjrzeć się dziewczynie. Przysunął się bliżej na moment, żeby objąć dziewczynę w pasie i dosłownie na chwilę zbłądzić po odkrytej skórze.
        - Mała błękitnooka bestia - zakpił cicho, zastanawiając się czy Nina chciała go zwabić czy ukarać wysyłając Rakel w takiej sukni.
        - Musiałaś zrobić niezłe wrażenie. - Uśmiechnął się lekko i zaraz dodał. - Jak zawsze pięknie wyglądasz. I dziękuję, że przyszłaś - dodał szeptem, krótko całując skroń dziewczyny. Zaraz potem wypuścił ją i przysiadł na materacu z lekkim niesmakiem spoglądając na swój bok. Rozcięty materiał był lepki i sztywny od zakrzepłej krwi. Spomiędzy czerni połyskiwał wciąż świeży szkarłat, mieszający się z tym stężałym, niemal czarnym, które sprawiały, że w rozcięciu koszuli prawie nie dało się zauważyć czystych fragmentów skóry.
        - Za chwilę zawołam kogoś, żeby posprzątał - odezwał się cicho, w tych kwestiach grając na zwłokę. Wyczerpanie przypominało o sobie. Trudno, sprzątanie musiało chwilę zaczekać. Przynajmniej aż będzie mógł się przebrać w świeże odzienie. W obecnej chwili wymiana pościeli nie miała najmniejszego sensu, potrzebował jeszcze trochę czasu. A też nie chciał, żeby co i rusz ktoś się tu szwendał, czyniąc porządki na raty, co chwila niepokojąc mieszkańców komnat.
Usiadł głębiej i ostrożnie opadł na poduszki wstrzymując na moment oddech. Przymknął na chwilę oczy. Miał Rakel obok i zamierzał wrócić do odpoczynku zupełnie jakby świat wokół nie istniał. Ale zaraz świat przypomniał o sobie. Oczy demona otworzyły się gwałtownie, a Lucien równie nagle usiadł, czego natychmiast pożałował, zginając się lekko z cichym warknięciem.
        - Dorian puścił cię z Gadrielem do Otchłani? - zapytał. Że też dopiero teraz uświadomił sobie tak oczywiste sprawy.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Uśmiechnęła się mimowolnie, słysząc taką odpowiedź, i odważniej gładząc Luciena po głowie. Czując dotyk na policzku przechyliła głowę ku męskiej dłoni, ale ta zaraz uciekła w dół, odgarniając czarne loki. Kącik ust Rakel uniósł się znowu lekko, gdy brunet mruknął, rozglądając się po pokoju. Aż się chciało powiedzieć „witamy w rzeczywistości”. Poruszyła się razem ze wstającym demonem, odruchowo wyciągając ręce, by mu pomóc, ale cofnęła je zaraz po jego spojrzeniu. Szczerze wątpiła, by to był dobry moment na okazywanie samodzielności, ale nie komentowała, pamiętając jak Lucien marudził, gdy ostatni raz był ranny, a ona chciała mu ulżyć. Obserwowała tylko uważnie, jak mężczyzna podnosił się z trudem, by zaraz jeszcze wyciągnąć do niej rękę. Opanowała mimikę i podała mu dłoń, podnosząc się bez jego najmniejszej pomocy, ale też tak by tego nie zauważył.
        W pokoju w istocie panował absolutny chaos i już nawet określenie Gadriela było bardziej trafne. Bałagan to ona robiła jak zostawiła niepościelone łóżko. Lucien wyważył drzwi, rozdarł kawałek baldachimu i zakrwawił pościele i podłogę, którą dodatkowo odrapał pazurami.
        Rozglądając się po pokoju umknął jej moment, w którym uwaga demona wróciła do niej i Rakel spojrzała na niego zaskoczona, słysząc wzmiankę o przyjaciółce. Dopiero później spojrzała na siebie i parsknęła pod nosem, widząc zakrwawioną koronkową spódnicę.
        - Nie masz większych zmartwień? – zapytała. – Poza tym z poprzedniej sukienki wyszłam odcinając nożem guziczki, więc powinna się przyzwyczaić – dodała z lekkim rozbawieniem. Gadulstwem odruchowo zakryła swoją reakcję na niewinny przecież dotyk, który jakoś sprawił jej przyjemność. Uśmiech zaś pasował nawet do lucienowej kpiny. Rakel podniosła wzrok.
        - Żebyś wiedział. Jakby pierwszy raz widzieli kobiece nogi w miejscu publicznym – prychnęła. Pomyślałby kto, że dekolty Scarlett są nieprzyzwoite. Najwyraźniej wypadający zza gorsetu biust to nic przy pojawieniu się na balu w spodniach, jeśli chodzi o brak wyczucia smaku. A dobrze im tak, niech się udławią oburzeniem. Ważne, że Lucienowi się podobała sukienka, co Rakel skomentowała tylko nieśmiałym uśmiechem i krótką ucieczką spojrzeniem.
        - Oczywiście, że przyszłam. Nie wiem, co ty sobie myślałeś – powiedziała poważniej, urywając nagle, gdy Lucien usiadł z trudem na łóżku.
        Zacisnęła usta, powstrzymując się od bury i miliona pytań, które miała. Demon nie wyglądał dobrze; krew wsiąknęła w koszulę sprawiając, że rana wydawała się dziesięć razy większa niż była. Dziewczyna podniosła czujnie wzrok, słysząc lekką niechęć w głosie Luciena. Pewnie nie miał teraz ochoty, żeby ktoś się tu kręcił, a roboty trochę było, więc nie będzie to zwykłe przemknięcie przez pokój. A on potrzebował teraz odpoczynku.
        - Ze spokojem. Ja tu trochę ogarnę – powiedziała, przysiadając powoli na materacu, gdy brunet układał się wygodniej. Spoglądała na niego łagodnie, uśmiechając się pod nosem, gdy znowu zaczął narzekać.
        - Nie mówię, że będzie tu błyszczeć, ale przynajmniej będziesz miał chwilę spokoju. Odpocznij chwilę, ja posprzątam, a później mi wszystko opowiesz, dobrze?
        Wydawało jej się to trochę brutalne, przeciągać Luciena jeszcze raz przez to wszystko tylko dlatego, by zaspokoić jej ciekawość, ale to nie były drobiazgi. On zabił swojego ojca, na jej oczach, na oczach wszystkich. Zamienił się w bestię! Musi jej coś powiedzieć, nie może przecież tak tego zostawić.
        Ale teraz najważniejsze, by chociaż trochę zregenerował siły. Rana może i nie była poważna, ale najwyraźniej nie zagoi się sama z siebie. Czyżby to było takie ostrze, jak ona ma w swoim sztylecie, a Lucien rapierze? Jeśli tak, to było naprawdę blisko.
        Rakel ostrożnie załapała bruneta za dłoń, głaszcząc go kciukiem, gdy mężczyzna nagle otworzył oczy i poderwał się gwałtownie do siadu.
        - Co… - zaczęła zaniepokojona, ale urwała w momencie, w którym usłyszała pytanie. – Ooch – dokończyła niezgrabnie, przełykając ślinę, gdy szukała w głowie jakiejś zgrabnej odpowiedzi.
        - Emm… właściwie to… zostawiłam im wiadomość, że jadę do Remy’ego – powiedziała, siląc się na swobodny ton i odchrząknęła. – Nie chciałam, żeby się martwili, a zanim się zorientują to będę już z powrotem – dodała możliwie pogodnie, nie wspominając jednak o tym, że Gadriel groził jej braciom i Alecowi. Nie chciała, żeby Lucien się teraz dodatkowo denerwował, zwłaszcza, że i tak nie mógł już nic na to poradzić.
        - Nieważne zresztą. O, ale skoro już siedzisz to podnieś się odrobinę, wezmę tą pościel brudną – powiedziała, wyciągając szybko materiał. Rzuciła go na ziemię i odwróciła się, rozglądając krótko, nim jej wzrok padł na szafę. – Mogę? – zapytała, sięgając później po jedną z koszul i wracając do Luciena.
        - Przebierz się, chociaż na teraz, żebyś nie leżał w brudnym – stwierdziła, podając demonowi koszulę i pomagając mu, jeśli potrzebował. – Chyba ci przynoszę pecha – mruknęła, przypominając sobie niemal bliźniaczą sytuację z nie tak dawna. Dopiero gdy demon się przebrał, odebrała brudną koszulę i wyszła do pokoju, rzucając ją pod rozwalonymi drzwiami, nim wróciła do sypialni.
        - Kładź się i nie marudź już – mruknęła do Luciena. – Zaraz poleżę z tobą, jeśli chcesz – dodała już mniej pewnie, jednocześnie wiedząc że demon nie ma nic przeciwko, ale też nie potrafiąc tak bez parady wejść mu do łóżka i po prostu się położyć.
        Odczekała, aż jej polecenie zostanie wykonane i jeszcze chwilę, aż Lucien przymknął oczy, dopiero wtedy wstając. Poszła jeszcze na chwilę do głównego pokoju, po drodze odpinając spódnicę i rzucając ją na koszulę. Już w spodniach i bluzce wróciła do sypialni. Zebrała zakrwawione pościele, odnosząc je na stos i zostawiając sobie tylko jedno z prześcieradeł. Kolejny plus tego, że służba ścieliła tu łóżka tyloma warstwami wszystkiego.
        Chwilę jej zajęło nim przetarła materiałem podłogi. Plamy pozostały, do tego będzie potrzebne porządne szorowanie, ale co mogła to starła na kolanach tak, że deski były przynajmniej suche. Ubrudzone już do reszty prześcieradło też zostawiła pod drzwiami wejściowymi i poszła do łazienki. Szorowanie krwi z dłoni. Pierwszy raz doświadczała czegoś podobnego i nie było to przyjemne, przypominając ciągle o obrażeniach Luciena i wydarzeniach, które do tego doprowadziły. W końcu jednak udało jej się oczyścić ręce i stopy (bo w jedną plamę wdepnęła), i Rakel wróciła boso do sypialni.
        Widząc, że demon tylko odpoczywa, a nie śpi, uśmiechnęła się do niego lekko, jakby niemo przekazując, że zaraz przyjdzie. Wspięła się jeszcze tylko na łóżko i stając na palcach, i trzymając kolumny, pociągnęła trochę nadszarpnięty baldachim. Dopiero wtedy można było uznać, że „nie jest źle”, więc opadła na materac i zbliżyła do demona, układając ostrożnie przy jego zdrowym boku. Westchnęła cicho, zdając sobie sprawę, że sama też jest trochę zmęczona. Zerknęła w twarz Luciena, sprawdzając czy jest gotów rozmawiać, ale sama i tak nie zaczynała. Nie chciała go przytłaczać. Prosiła, by jej później wszystko opowiedział, więc będzie cierpliwie czekała, póki co dając mu czas na zregenerowanie sił.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Wciąż trzymał rękę w talii dziewczyny, korzystając z przyjemnej bliskości, gdy Rakel z rozbawieniem zarzucała mu brak większych problemów. Uśmiechnął się lekko. W chwili obecnej, tak, nie miał większych zmartwień. Potem mina demona na moment przyjęła bardziej zaciekawioną nutę. Rzeczywiście suknia była mocno dopasowana. Skoro Rakel potrzebowała pomocy przy ubieraniu się, tak samo musiało być przy jej zdejmowaniu..., a on zniknął zbyt szybko... Odrobina wahania i wyrzutów sumienia dołączyły do ogólnej wesołości. Sukni było szkoda, fakt, ale znacznie bardziej żałował porzucenia brunetki. Zupełnie jakby wspomnienie kreacji i ostatnich wspólnych chwil zabrzmiały jak wyrzut z powodu nagłego odejścia. Zostać dłużej, żeby przy okazji chociaż pomóc Rakel zdjąć suknię, a potem i tak zniknąć, brzmiało jeszcze tragiczniej… Wiedział, że nie miał wyjścia, że musiał zostawić brunetkę, żeby potem móc do niej wrócić, a żadna chwila nie byłaby dobra. Mimo to czuł niedosyt i żal. Jednym słowem myśli zdryfowały nieposłusznie w zupełnie niewłaściwych kierunkach.
        Szybko jednak niezmącony uśmiech wrócił na twarz nemorianina. Cóż… konserwatywne społeczeństwo faktycznie nie widywało kobiecych nóg zbyt często. Poza tym suknia jeszcze innymi drobiazgami odbiegała od nemoriańskich standardów.
        Co sobie myślał? Pewnie, że tak czy inaczej zostanie sam… Tak jak zawsze było przez wszystkie lata…? Na pewno nie przypuszczał, że Rakel pojawi się w Otchłani. A potem, że po tym wszystkim pobiegnie w ślad za nim. Ale tego nie opowiadał.
        Niestety ciało było zdradliwe, nie miał siły dłużej stać. Usiadł ciężko na materacu, teraz spoglądając na Rakel nieco od dołu.
        - Nie musisz nic ogarniać - odpowiedział spokojnie. Jak zapowiedział, zamierzał kogoś wezwać, tylko chciał złapać oddech czy dwa, żeby na może przenieść się w dogodniejsze miejsce na czas sprzątania. To co widział, wyraźnie wymagało trochę więcej starań, a przecież nie miał okazji zobaczyć drzwi, które w zmieszanej świadomości otworzył, nieświadom, że je zdewastował.
        Myślał, że taka sugestia wystarczy. Ułożył się na poduszce, ciesząc się obecnością Rakel, nad którą wreszcie nie wisiały ograniczenia czasowe. Już miał przymknąć oczy, ale jeszcze na moment, zerknął uważniej na dziewczynę.
        - Opowiem ci co tylko będziesz chciała - odezwał się łagodnie. - Ale proszę przestań z tym sprzątaniem, od tego jest służba. - Uznał, że tym razem doszli do porozumienia. Demon wreszcie przymknął oczy. Rakel siedziała obok, gładziła go po ręce, i wtedy nadchodzący spokój znów został zmącony przez własne myśli. Jakoś nie widział, żeby Dorian od tak zgodził się na wyjazd brunetki. Oczywiście pamiętał również o Randzie, w jego zgodę równie silnie wątpił, ale to zdanie Doriana jakoś uważał za najważniejsze. Może obu mężczyzn wyraziłoby zgodę na podróż gdyby obiecał zapewnić ich siostrze bezpieczeństwo, może… Ale ucieczka z Gadrielem... Zdecydowanie brzmiało to nierealnie. Popatrzył na Czarnulkę czujnie i słuchał jak zaczyna się plątać, szukając właściwych słów.
        - Pięknie - westchnął. - Kłamczucha… - Spoglądając na nią z rozbawieniem i naganą na raz, co szybko przerodziło się w samą naganę.
        - Rakel, zostaw to wszystko - mruknął marudnie, ale oczywiście nikt go nie słuchał. Dziewczyna zgarnęła pościel czy protestował czy nie i poszła do szafy. Aż miał ochotę powiedzieć “nie, nie możesz”, chociażby żeby sprawdzić czy posłucha. W zamian westchnął ciężko z suchym skinieniem głowy, widząc jak dziewczyna zaraz wraca ze świeżą koszulą.
        - Twoje starania są bez sensu, i tak wszystko zakrwawię - marudził, gdy dziewczyna przysiadła obok, podając czyste ubranie, gotowa do pomocy. Był w lepszej formie niż ostatnim razem, ale ranny bok znacznie ograniczał jego możliwości, więc ostatecznie Rakel pomagała mu uwolnić się z rękawa po felernej stronie. Podobnie było z założeniem odzienia. Pomijając niezadowolenie związane z ogólnym przeciwstawianiem się jego radom i zdaniu, oprawa była dość przyjemna.
        - Takiego pecha mogę mieć - szepnął rozbawiony, gdy dziewczyna pomagała mu wciągnąć rękaw. Guziki niestety był w stanie sam zapiąć. Nawet trochę szkoda.
        A potem Rakel zabrała się za wynoszenie brudów i za wycieranie podłogi prześcieradłem. Tego było zbyt wiele. Demon znów się zapomniał w afekcie. Usiadł gwałtownie, zamierzając wstać i złapać dziewczynę w pół, żeby siłą posadzić ją na łóżku. Skończyło się na cichym ataku kaszlu, który bezlitośnie przygiął Luciena do materaca. Brunet zmarszczył brwi i zmrużył oczy z niezadowoleniem jeszcze przez chwile leżąc na rannym boku, niemal tak jakby ktoś go spoliczkował. Potem pozostało ułożyć się wygodniej. Skrzyżował ręce na piersi, gdy pozostało mu ciche obserwowanie dziewczyny skoro nie mógł uczynić nic więcej. Co za uparciuch.
        Wreszcie Rakel uznała porządki za skończone i wróciła do łóżka. Lucien prowadził ją źrenicami w połowie skrytymi pod rzęsami, wciąż jeszcze oburzony z powodu własnej bezsilności. Gdy jednak ułożyła się obok, westchnął i otoczył Rakel ramieniem, przytulając ją mocniej do siebie. Chciała rozmawiać, tylko o czym miał opowiadać… Zaczął od kwestii chyba najistotniejszej, śmierci matki i oskarżenia Beala.
        - Nie pamiętam, żeby moja matka kiedykolwiek była szczęśliwa, przynajmniej ja jej taką nie widziałem. Dla Beala była tylko transakcją, środkiem do celu. Układ wcale nie musiał oznaczać unieszczęśliwienia. Może być wygodnym i korzystnym kompromisem dla wszystkich, ale Beal… Beal nigdy niczego nie ułatwiał. Nikt nie wiedział co między nimi było, ale Nicolette od zawsze wyglądała na głęboko zranioną. Cokolwiek się wydarzyło, matka nigdy się nie otrząsnęła, wręcz przeciwnie, z każdym rokiem zdawała się marnieć. Potem Beal upatrzył sobie kolejny intratny układ. Pojawiła się kochanka. Parę lat później, wieczorem, kilku piekielnych wdarło się do posiadłości. Dziwnym trafem niezauważeni przez nikogo dostali się do środka i trafili prosto do biblioteki, gdzie zastali Nicolette samą. Beal wkroczył i unicestwił agresorów dopiero gdy było już po wszystkim - opowiadał cicho, z akceptacją i bez większych emocji.
- Nasze ziemie graniczą z rubieżami. Nasz ród od całych wieków słynie z zatargów z wieloma istotami. Zabójstwo od razu uznano za zbrodnię z zemsty. Nikt nie drążył. Nikt nie pytał, gdy Felicity zjawiła się w domu niedługo później, ale już jako pełnoprawna żona, a Beal zyskał nowe ziemie. Jedynie nieliczni, zbyt odważni lub za mało rozsądni, rzucali niewygodne plotki. Ale nikt nie odważył się publicznie rozdrapywać sprawy, łącznie ze mną. Tak było bezpieczniej, gdy nic już nie można było zmienić. Dopiero niedawno spróbowałem znaleźć dowody na zbrodnię Beala, żeby ją ujawnić - mówił spokojnym, ale ostrożnym głosem, głaszcząc ramię dziewczyny.
        - Może jakieś pytania pomocnicze? Co jeszcze chciałabyś wiedzieć? - przerwał opowieść, nie przerywając głaskania. Nie wiedział co więcej miał opowiadać. “Opowiesz mi wszystko” mogło dotyczyć bardzo wielu rzeczy.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Wiedziała, że Lucien będzie z nią dyskutował na temat sprzątania, więc z góry nastawiła się na spokojne tolerowanie jego marudzenia. I rzeczywiście wystarczyło po prostu w milczeniu robić swoje, podczas gdy słowa demona wpadały jednym uchem i wypadały drugim. Trudniej zrobiło się dopiero, gdy szlachcic powiedział coś dla niego oczywistego, a dla Rakel już niekoniecznie codziennego. „Od tego jest służba”. Dziwnie ją to ukłuło. Wiedziała, że mężczyzna nie miał absolutnie nic złego na myśli, jednak chyba po raz pierwszy to z jego strony odczuła różnice klasowe. Już dawno nie myślała o nim w kategoriach szlacheckich, jakby trochę o tym zapominając wraz z rozwojem ich znajomości. Więcej nawet, przy nim czuła się lepiej, gdy musiała zmierzyć się z przepychem ich posiadłości i zmanierowanym zachowaniem mieszkającej w niej arystokracji, jakby na śmierć zapominając, że Lucien też do niej należy. Słysząc teraz takie słowa kusiło ją nawet trochę, by wytknąć demonowi, że nie każdy służbę posiada i nie każdy, kto sprząta do służby należy. Powstrzymała się. Spuściła tylko na moment oczy, przełykają komentarz, nim wróciła spojrzeniem do demona, nadal nie dając się wciągnąć w rozmowę na ten temat. I tak zrobi po swojemu; chociażby dlatego, że sama nie chciała być w takim otoczeniu.
        Lucien odwrócił jej uwagę zbierając się zdecydowanie zbyt szybko na powrót do siadu. Uśmiechnęła się lekko kątem ust, gdy wyzwano ją od kłamczuchy. Jej życie wywróciło się do góry nogami i w jakiś sposób nawet nie przeżywała bardzo faktu, że okłamała braci. Bała się tylko, że jej bajeczka wyjdzie na jaw.
        Zwinęła pościele, wzdychając cicho na protesty mężczyzny, i zabrała z szafy świeżą koszulę. Usiadła z nią na materacu obok Luciena, po stronie rannego boku, niepewnie zerkając, jak radzi sobie ze zdjęciem brudnego odzienia. Prawie mu się udało.
        - Przestań być taki uparty. Wolisz leżeć w brudnej koszuli?
        Sięgnęła delikatnie za jego plecy, pomagając zdjąć mu drugi rękaw. Później musiała odklejać, jak nie odrywać momentami, materiał od skóry w miejscu, gdzie zaschnięta krew przywarła do rany razem z fragmentami tkaniny. Miała trochę chłodne palce, ale w miarę bezboleśnie zabrała cały materiał, przykładając go jeszcze delikatnie do rany, by otrzeć krew. Podobnie z drugą koszulą; poczekała aż Lucien wciągnie jeden rękaw, a później sięgnęła za jego plecy, pomagając mu założyć drugi. W tym czasie zerknęła krótko w twarz demona, nie uśmiechając się jednak, na lekko rzucony żart. Wcale jej to nie bawiło. Zostawiła mu guziki do samodzielnego zapięcia i wstała, żeby odnieść brudną koszulę.
        Ostatni raz przerwał jej, gdy czyściła podłogę. Odwróciła się gwałtownie, słysząc niespodziewane skrzypnięcie materaca, a zaraz później zduszony kaszel. Lucien zwinął się na boku z grymasem bólu na twarzy i przez chwilę było jej go żal. Później jednak złapała jego obrażone spojrzenie i odpowiedziała swoim w pełni spokojnym, minimalnie niezadowolonym i wyraźnie znaczącym: „Już? Skończyłeś?”. Co za uparciuch.
        Wzajemne milczące urazy zdawały się zniknąć dopiero, gdy dziewczyna przyszła poleżeć z Lucienem. Na początku ułożyła się niepewnie obok, ale ośmieliła się, gdy brunet objął ją, przyciągając bliżej. Przekręciła się na bok, układając policzek na ramieniu demona, dłonie zwijając przy piersi. Zerknęła pytająco w jego twarz, ale o dziwo Lucien niemal od razu zaczął mówić, sam z siebie.
        Milczała, słuchając, z czasem tylko poprawiając lekko głowę i zerkając gdzieś pod brodą demona. Jedną z rąk oparła na jego piersi, bawiąc się w zamyśleniu materiałem koszuli.
        - Przykro mi z powodu twojej mamy – powiedziała w końcu, spoglądając krótko w górę, nim wróciła do swojej pozycji. Kąt jej ust uniósł się lekko w niewesołym uśmiechu, gdy Lucien poprosił o pytania pomocnicze. Od którego niby miała zacząć?
        - Czemu dopiero teraz? Czemu nie szukałeś tych dowodów wcześniej? – dopytywała, zaraz wzdychając ciężko. – To musiało być trudne… Ale sam w to nie wierzyłeś, że to ojciec mógł być winien?
        Nie wiedziała, co o tym myśleć. Gdyby ktoś powiedział jej wcześniej, co Lucien planuje, chyba straciłaby głowę. Zabicie własnego ojca samo w sobie zdawało się potworne, a co dopiero w jej sytuacji, gdy sama straciła swojego właśnie przez to, że ktoś odebrał mu życie. Nie dałaby sobie nic wytłumaczyć. Chyba. Bo z drugiej strony, gdy patrzyła na trzech braci, Felicity i Beala, ci ostatni nie wyglądali jak ich rodzice, pomijając podobieństwo. Chodziło o to, że z zewnątrz różnica wieku wydawała się tak niewielka. Poza tym nie było między nimi żadnych więzi i Rakel właściwie nie traktowała ich, jak „rodziców” i „dzieci”. No i głowa rodu d’Notte przerażała ją do szpiku kości. Ten demon w istocie zdawał się prawdziwym demonem. Pozbawionym jakiegokolwiek człowieczeństwa. Czy to dlatego zupełnie nie obeszła jej jego śmierć? Nie poświęciła temu nawet jednej myśli, martwiąc się tylko o Luciena.
        - Co będzie teraz? – dopytała. – Rozumiem, że teraz ty jesteś głową rodziny… i pewnie będziesz musiał tu zostać? – szepnęła, jakby znała odpowiedź i się jej obawiała. Nagle ogarnęło ją zmęczenie i okropna tęsknota za domem. Nagle miała dość dramatów i tragedii, po prostu dosyć tego wszystkiego. Chciałaby zawinąć się w koc i przespać znów kilka dni. Co się z nią działo?
        O ślub nie pytała. Uznała to za małostkowe i nie na miejscu w obliczu ostatnich wydarzeń. Przymknęła oczy, układając się wygodniej i opierając czoło o pierś demona. Było jej nagle dziwnie i nieswojo. Nie wiedziała, co się stało, ale tym razem trudno było jej odnaleźć spokój przy Lucienie.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Lucien widział, że Rakel zupełnie nie popierała jego zdania wobec sprzątania. Jakby zwyczajne robienie na przekór wykorzystujące demonią niemoc nie było dostatecznym dowodem, to była jeszcze cisza jaka w pewnym momencie zapadła. Znów powiedział coś nie tak, ale dlaczego tak ciężko było zrozumieć, że nie chciał, żeby Rakel brodziła we krwi, tym bardziej jego. Źle się czuł z tą myślą.
        Oczywiście, że wolałby leżeć w czystej koszuli. Najchętniej w ogóle doprowadziłby się do porządku, ale ułomne ciało potrzebowało jeszcze trochę czasu nim mógł wziąć się za porządki. Czy naprawdę te parę chwil, które mogli by poświęcić na zwykłe polegiwanie, to było zbyt wiele by cierpliwie zaczekać...?
        Westchnął cicho. Oczywiście, że Rakel postawiła na swoim. Zawsze robiła to na co miała ochotę. Jednak przebieranie miało swoje przyjemne aspekty. Dotyk chłodnych palców był miły. Nawet gdy brunetka odrywała materiał wraz z zakrzepłą krwią, skupiał się bardziej na dłoniach dziewczyny niż bólu. Troskliwość z jaką Rakel poświęcała mu swoją uwagę… Lucien zapytany, bez wątpliwości odpowiedziałby, że każda rana była warta by doświadczyć takiej opieki. Co prawda jego punkt widzenia nie został doceniony, ale demon nie przejął się zbytnio swoją niefrasobliwością.
        W zamian ostatni raz spróbował Rakel powstrzymać, ale poległ z kretesem przez własną słabość. W zamian zyskał spojrzenie rodem “Książę cię pokarał” albo “A nie mówiłam”. Mogłaby pogłaskać, a nie korzystała z jego bezsilności chełpiąc się swoją racją. Prychnął cicho ale resztę sprzątania przesiedział grzecznie do końca, chociaż z założonymi rękoma.
        Zdecydowanie poczuł się lepiej gdy Rakel wreszcie ułożyła się obok. Nareszcie mógł dziewczynę przytulić bez myślenia nad konsekwencjami i ścigającym czasem. Zgodnie z obietnicą, zaczął opowiadać, rozpoczynając od sedna sprawy i pewnie rzeczy najbardziej zaskakującej - od oskarżenia o morderstwo. Mówił spokojnie, nieustannie głaszcząc Rakel. Słysząc kondolencje uśmiechnął się łagodnie.
        - Dziękuję - szepnął w skroń Rakel, która akurat podniosła się i spoglądała na niego ze smutnym uśmiechem. Już dawno pogodził się z tym aspektem przeszłości. Matka nigdy nie była jakoś szczególnie obecna w jego życiu, więc może dlatego dużo łatwiej było zaakceptować jej brak… A może to świat, w którym się narodził, a w którym podobne tragedie nie były dramatami a brutalną codziennością, zmuszał demona do godzenia się z rzeczywistością miast z nią walczyć. Może dlatego mówił bez trudu i żalu.
        Pytania pomocnicze były nieco trudniejsze, ale wciąż stanowiły punkt zaczepienia, od którego mógł zacząć. Pogłaskał włosy wzdychającej dziewczyny. Wyglądało, że dla niej rozmowa wydawała się cięższa niż dla niego...
        - Wręcz przeciwnie - odpowiedział delikatnie.
        - Od początku podejrzewałem udział ojca. Gdy Felicity wprowadziła się do posiadłości błyskawicznie zostając nową panią na włościach, wtedy zyskałem pewność, chociaż nie miałem dowodów. W całym życiu Beala zdarzało się zbyt wiele korzystnych zbiegów okoliczności - naświetlał sprawę od początku.
        - Tylko tak jak wszyscy, wolałem nie drążyć. Zyskując dowody mógłbym co najwyżej oskarżyć Beala. Po takim zarzucie musiałbym stawić mu czoła i najprawdopodobniej zginąć. Dzisiaj było bardzo ciężko, wtedy nie miałbym szans - doszedł do mniej wygodnej części.
        - Czasem tłumaczyłem sobie, że może śmierć była dla Nicolette wybawieniem… Odkąd pamiętam była samotnym cieniem bez nadziei, bez chęci życia. Pewnie takie myślenie było wygodne, ale uznałem, że moja śmierć nic by nie zmieniła. Pogodziłem się z niezmiennym. Godziłem się z niepodważalnymi rządami Beala jak wszyscy pozostali - dokończył jeden rozdział, przyszła pora na zwrot zdarzeń.
        - Dopiero ostatnimi czasy ojciec nadmiernie zaczął testować cierpliwość Gadriela i moją. Nigdy nie próbowaliśmy o nic prosić, każda jego decyzja była przyjmowana z pełną zgodą. Gdy ten raz chcieliśmy porozmawiać… Myślę, że nie muszę mówić, że dialog nie poszedł najlepiej. - Zatrzymał się na moment zbierając myśli. Nie koniecznie musiał opowiadać o szczegółach. O tym, że ojciec nawet nie próbował traktować Gadriela jako istoty mającej prawo głosu, już nie wspominająć o uważaniu go za równoprawnego partnera do rozmowy. Czy o dyskusji zakończonej ostrzeżeniem z jego strony i wymierzeniem policzka ze strony Beala. Istotne szczegóły będące przysłowiową kroplą, które wydawały się niepotrzebnie wydłużać opowieść.
        - Traktowanie wszystkich jak błota pod swoimi obcasami, traktowanie własnych synów jak zwykłej waluty… Zbytnia arogancja, musiały się zemścić, prędzej lub później. Żeby podważyć rządy seniora musiałem wyciągnąć jego dawne zbrodnie. To był jedyny sposób - dokończył, spoglądając na Rakel ostrożnie.
        - Teraz…? - szepnął, a gdy Rakel sprecyzowała swój niepokój, skinął lekko głową. Tak, został głową rodu. Pewnie odbędzie się z tej okazji oficjalny bal, ale formalnie już był najstarszym familii. Zaraz też uśmiechnął się łagodnie.
        - Teraz naprawdę niewiele “muszę” - odpowiedział pogodnie.
        - Co najwyżej wypadałoby kwestie formalne dograć z Gadrielem. Nie planowałem nic na przód. Gadi również nie był przygotowany na taki zwrot zdarzeń - wyjaśniał, głaszcząc kręcone włosy.
        - Ale nikt nie może mi niczego nakazać, może poza wielkim księciem i jedną ludzką czarodziejką - dokończył ciepłym tonem.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel słuchała, starając się skupić, chociaż umysł już z trudem przyjmował wiadomości. Była zmęczona, ale nie chciała się do tego przyznać. Zwłaszcza, że to Lucien był ranny i na pewno wycieńczony walką, chciała dotrzymać mu towarzystwa. Gdyby tylko rozmawiali o czymś lżejszym, zamiast o zabójstwie jego matki przez jego ojca, a później zabójstwie Beala przez Luciena.
        - Dzisiaj też mogłeś zginąć – wtrąciła nagle surowszym głosem. Jakby oprzytomniała ze zmęczenia, gdy ta iskierka gniewu błysnęła gdzieś w jej środku. Gdyby się tak nie martwiła, a później nie cieszyła, że Lucienowi nic nie jest to by mu zmyła głowę za podejmowanie takiego ryzyka. Rakel ostatnie dni funkcjonowała tylko pomiędzy niepokojem i ulgą, nie mając chwili oddechu poza snem. Emocje wykończyły ją do tego stopnia, że teraz mogła tylko zmarszczyć brwi i wyglądać na niezadowoloną.
        Później jednak znowu spokorniała, słuchając o tym, z czym musiał borykać się demon. Przytaknęła lekko, przypominając sobie, jak Gadriel powiedział jej, że Lucien z ojcem posprzeczał się do tego stopnia, że Beal uderzył syna. To, że demon nie żyje wciąż wydawało jej się nierzeczywiste.
        - Rozumiem… - powiedziała ostrożnie, gdy poczuła, że Lucien na nią zerka. Nie dziwiła się, że trochę sprawdza jak zareaguje, w końcu jeszcze nie tak dawno bardzo poróżnili się właśnie w sprawie samodzielnego wymierzania sprawiedliwości. I wtedy ich drogi rozeszły się na parę dni, chociaż wydawało się to wiecznością. Teraz nie chciała do tego dopuścić, ale też nie naginała wielce swoich zasad. Beal d’Notte był dla niej czymś abstrakcyjnym, straszną figurą, nie umiała go opłakiwać.
        Zadając pytanie liczyła na trochę bystrzejszą odpowiedź, ale nie miała siły dopytywać. Skoro Lucienowi już nikt nic nie może nakazać, to ślub może również się nie odbędzie. Chociaż zaskoczył ją tym, że nie planował nic naprzód. Wolała nawet tego nie rozdrapywać, bo gdzieś głęboko w środku wiedziała, że Lucien po prostu zakładał, że zginie, a w tej chwili nie chciała o tym myśleć. Chyba trafiłby ją szlag; nie miała na to siły. Na powrót na bruneta zerknęła dopiero, gdy o niej wspomniał. Spojrzenie dziewczyny jednak dalekie było od rozbawionego, przedstawiając tylko głębokie powątpiewanie.
        - Właśnie widzę, jak mnie słuchasz. Nawet do łóżka nie mogłam cię położyć – prychnęła. Tyle dobrego, że go pokarało, jak próbował wstać, to może trochę odpuści. Poza tym miły ton nie zrobił na niej wielkiego wrażenia, podobnie jak słowa. Raczej nie wzięła ich zbytnio do siebie, były zbyt absurdalne.
        - Jest jeszcze ta bestia… - mruknęła, spoglądając na Luciena, ale zaraz przymknęła na moment oczy. – Ale to chyba później, przepraszam, jestem wykończona. Nie jestem taka wytrzymała jak bym chciała, to wszystko… - urwała wzdychając i poprawiając się na materacu. – Wybacz, to dla mnie chyba za dużo, mam wrażenie, że mózg mi się gotuje – powiedziała niechętnie. Była zła, jak zawsze gdy organizm nie współpracował z jej planami. Tym razem nie tylko ciało się poddało, ale i umysł, a Rakel czuła się szmaciana lalka. Mogła tylko leżeć i patrzeć.
        - Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli zdrzemnę się chwilkę? – zapytała niepewnie i uśmiechnęła się lekko, układając głowę na ramieniu Luciena i przymykając oczy.
        Zasnęła w momencie.

        Spała parę godzin, nim wybudziło ją jakieś zamieszanie. Palugh pojawił się jak zawsze z lekkiego kłębu czarnego dymu, ale tym razem, przecząc wszelkim zasadom fizyki, trzymał w objęciach wszystkie rzeczy Rakel spakowane w torbę i prezent, który miała dla Luciena. Na ogonie wisiały mu czarne buty na obcasie, które spadły z stukotem, gdy domownik zachwiał się pod ilością niesionych rzeczy. Palugh przymrużył kocie ślepia, spoglądając z lękiem na Luciena.
        - Panie… - powitał demona poślednim ukłonem, starając się nic nie upuścić, gdy znad ramienia Asmodeusa dostrzegł zaspane oczy dziewczyny.
        - Ojej, panienko, najmocniej przepraszam, że panienkę obudziłem! – miauknął, przejmując się chyba bardziej tym, niż spojrzeniem demona, na którego co jakiś czas zerkał z respektem.
        - Przyniosłem panienki rzeczy, pomyślałem, że może chcieć panienka tutaj zostać…
        - Dziękuję, Palugh – zamruczała zaspana Rakel, pocierając oczy. – To miłe, że pomyślałeś – dodała, nie zauważając nawet jak domownik pręży się dumnie, a wolny ogon buja się z zadowoleniem.
        - Żaden problem, panienko. Zabrałem wszystko z szaf i szuflad i ten pakunek spod stoliczka, na pewno nic nie zostało. I znalazłem panienki buty na korytarzu! Zaraz jeszcze wrócę ze śniadaniem! Tylko zostawię rzeczy, o tutaj – mamrotał, układając torbę koło szafy, i z szelestem zsuwając zaraz obok prezent. Zakręcił się jeszcze, chcąc może coś powiedzieć, ale zerknął na Luciena i zasznurował pyszczek, znikając w oka mgnieniu.
        - Śniadanie? – mruknęła Rakel, spoglądając na Luciena i ciągle dochodząc do siebie. Rozejrzała się skonsternowana po sypialni, ale tu nie było okna, a zresztą nawet jakby było to i tak by nic nie pomogło. – Czemu wy tu nie macie zegarów czy coś… która jest godzina? Ooo, Lucien, to prezent jest dla ciebie, na ślub – mruknęła półprzytomnie, wskazując na pakunek. – Wszystkiego najlepszego.
Zablokowany

Wróć do „Otchłań”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości