Łzy Rapsodii[Niecka u podnórza wodospadu] śnieżyca

Z zachodnich szczytów Gór Fellarionu spływają dziesiątki wodospadów. Ich nazwa pochodzi od starożytnej legendy o księżniczce Rapsodii, która zamknięta w magicznej wieży w górach płakała tak długo, że z gór zaczęły spływać liczne wodospady.
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

[Niecka u podnórza wodospadu] śnieżyca

Post autor: Marvel »

Rzeczy nie miały się zbyt dobrze. Od ostatniej misji minęło już dobrych kilka tygodni i znikąd nie było słychać echa nadziei na kolejne, wypełniające pustkę, a właściwie dziurę wielką jak sklepienie w czasie nazbyt wolnym. Latanie bez celu też nie było najulubieńszym zajęciem - zarówno Marvela, jak i gryfa. Oboje marzyli o jakiejś przygodzie, oderwaniu od rutyny i spożytkowaniu czasu. Wraz z nadejściem pierwszych chłodnych wiatrów powietrze wypełniło się białymi płatkami śniegu. Latanie w takich warunkach było niezdrowe i niebezpieczne, toteż Marvel nakazał swojej towarzyszce wylądować pod wodospadem, gdzie wśród drzew będą mogli rozbić obóz. I choć widoczne szczyty gór Fellarionu już dawno pokryły się śnieżnym puchem, to u ich podnóża śnieg spadł pierwszy raz w tej zimy.
Zefira obniżyła lot nad wodospadem, a Marvel musiał zdać się całkowicie na swoim wierzchowcu, ponieważ sam niewiele widział przez ciężkie płatki wpadające do oczu. Gryf bez problemu, z hukiem opadania ogromnych skrzydeł, mieszając jeszcze mocniej śnieg z powietrzem, wylądowała przed niewielką zatoczką, do której wpadał niewielki strumień. Było tu zdecydowanie ciszej niż pod samym wodospadem, a i powietrze nie było wypełnione wilgocią, której w tych warunkach wcale nie brakowało. Zefira stanęła na rozstawionych łapach, węsząc przy ziemi w chwili, kiedy jej jeździec zsunął się z siodła po skrzydle kociej towarzyszki.
- Dobre lądowanie, Zefi - pochwalił gryfa i poklepał ją po szyi, na co zwierzę odpowiedziało głębokim, gardłowym mruczeniem. - Zaraz znajdę miejsce na nocleg - powiedział, poprawiając pasy uprzęży z mieczami i włożył ręce pod pachy. Chłodno się zrobiło i trzeba było zebrać jak najszybciej drewna, zanim wszystko zamoknie od śniegu. Lisołak spojrzał na Zefirę - To ty się zajmij sobą, a ja się zajmę ogniskiem.
I z tymi słowami na chwilę rozstał się z przyjaciółką, znikając w lesie. Nazbierał trochę drewna i poznosił je na na wolną przestrzeń przed niecką, bo uznał, że mimo śniegu to będzie najlepsze na nocleg. Nie musiał się obawiać niedźwiedzi i wilków. Wielki gryf był w tych stronach najgroźniejszym drapieżnikiem, wyjątkowo wrażliwym na dźwięki i praktycznie nie do zaskoczenia. Dzięki temu mógł spać spokojnie.
Udało mu się wykrzesać trochę iskier na wymoczony w żywicy skrawek materiału. Ułożył z dłoni szczelną kopułkę w którą wdmuchiwał powietrze i podsycał żar. Ogień trochę powoli, ale konsekwentnie obejmował coraz większą część ogniska. Wybrali na obozowisko najlepsze miejsce, schowane pod zawieszoną nad ziemią skalną ścianą. Było to miejsce osłonięte od wiatru i opadu śniegu. Idealne żeby obserwować teren przed nimi i nie dać się zaskoczyć.
Oczywiście wielki gryf zajął miejsce od strony ściany, nie dając zbytniego wyboru swojemu panu. Wielokrotnie to przerabiali i temat wracał jak bumerang za każdym razem i przy każdej okazji z satysfakcją dla Zefiry, jakby tylko czekała na sposobność pokazania Marvelowi swojego upartego charakteru. Była to dobrze przemyślana zagrywka z jej strony, gdyż dobrze wiedziała, że jej przyjaciel będzie zmuszony się w nią wtulić, co - według niej - robił zdecydowanie za rzadko. Była to oczywiście nieprawda, przynajmniej z punktu widzenia łowcy.
Marvel rozłożywszy materac i koce tworząc kilkuwarstwową izolację od ziemi. Wszystko w bezpośrednim kontakcie z falującym od oddechu bokiem kompanki. Potem usiadł po turecku przed ogniskiem, napawając się jego gorącą aurą. Nad paleniskiem złożył prowizoryczny ruszt z nadzianą na pręt oprawioną kaczką. Kiedy był głodny stawał się też niecierpliwy. Co chwilę kontrolował surowość mięsa. A Zefira przez ten czas odpoczywała w półśnie.
Śnieg szeleścił cicho, spadając z nieba ogromnymi płatami. Słońce już zaszło za grzbiet góry, a cień powoli wkraczał w las. Miarowe oddechy gryfa i pozbawione rytmu, chaotyczne trzaskanie płomieni w ognisku - wszystko to nadawało temu wieczorowi przyjemny finał. Patrzenie w ogień koiło zmysły i napawało go dziwną melancholią.
Wtem powietrze przeszyło zwielokrotnione wycie wilków, gdzieś dalej w dole strumienia. Na dźwięk ten Zefira podniosła głowę, a Marvel przerwał konsumpcję kaczki. Popatrzył tak jak ona w kierunku, skąd rozbrzmiało wycie. Nie chciałby być teraz tam w lesie sam...
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

To nie był najlepszy czas dla Nivy. Cyrk rozpadł się całkiem niedawno. Dobrze, że udało jej się ocalić Oriona, bo inne konie... cóż... zostały sprzedane - tak jak pozostałe zwierzęta. Elfka wykupiła swojego przyjaciela za bezcen, cyrk miał się tak źle, że nawet najmniejsza suma była mile widziana. Niva doskonale wiedziała, że jej towarzysz był bardzo wartościowy i można było zagarnąć za niego sporą sumkę, ale nie chciała się z nim rozstawać. Kochała go - bardzo. Był jej najlepszym, a w tej chwili jedynym przyjacielem. Cała reszta rozpierzchła się po świecie. Zwykle zimę spędzali na południu, tam gdzie było ciepło, ale cyrk rozpadł się właśnie tutaj i cóż... nie było innego wyboru. Niva początkowo nie miała żadnego planu. Musiała jakoś zarabiać, więc wymyśliła, że będzie pokazywać Oriona i jeździć na nim na festynach - zarobi niewiele, ale zawsze to coś. Zapewne starczyłoby jej na spanie w jakiejś stodole i jedzenie dla siebie i przyjaciela. Mogła też uczyć - miała ogromną wiedzę -, ale jak na razie była zwyczajnie bezdomna, więc gdzie miała to robić? Gdzie przyjmować uczniów? Ech... wszystko się tak skomplikowało. W dodatku ta zima.

Przed rozstaniem z cyrkiem zabrała z niego wszystkie swoje rzeczy. Obwiesiła Oriona jukami i spakowała, co się dało. Swój strój sceniczny także, chociaż w tych warunkach i tak był jej na nic. Początkowo błąkała się po mieście, ale to było zupełnie bezcelowe. Postanowiła ruszyć w stronę wodospadów i tam znaleźć jakieś schronienie, a potem? Potem się zobaczy. Najlepiej było ruszyć na południe, ale na razie...

Szła krętą ścieżką przez las, siedząc na grzbiecie zebroida. Musiało mu być ciężko, ale Niva widziała, że bardzo się stara. Zima przyszła jak dla niej niespodziewanie. Jeszcze dzień wcześniej wydawało jej się, że jest ciepło, a dziś? Dziś było zdecydowanie zbyt zimno jak dla pustynnej elfki. Ubrała wszystkie ciepłe rzeczy, jakie miała. Pod wełniane, czarne spodnie założyła drugie, wąskie i przylegające do ciała. Na stopach miała ciepłe, ciemne kozaki z futrem. Na górę ubrała krótką koszulkę, a nią tunikę z owczej wełny w brązowym kolorze. Na wszystko zarzuciła grube futro z niedźwiedzia, które dostała od pewnego krasnoluda, gdy została sprzedana do cyrku. Ów krasnolud był wspaniałą osobą i jej przyjacielem. Dbał o nią jak o siostrę, a może nawet córkę. Tęskniła za nim, ale on postanowił ruszyć do Rododendronii i tam zająć się czymś pożytecznym po rozpadzie cyrku.

Gdy szła powoli przez las, nagle do jej nozdrzy dotarł znajomy zapach. Pyszny, soczysty zapach pieczonego mięsa. Z głodu aż zaburczało jej w brzuchu. Ona do dyspozycji miała tylko suszone mięso i twarde, choć zapychające pieczywo, plus trochę suszonych owoców. Zdecydowanie powinna ruszyć na południe, a nie szlajać się po lesie za Rapsodią. Postanowiła, że noc spędzi gdzieś tutaj, a potem uda się dalej i w tym wypadku na pewno na południe. Zapach pieczonego mięsa stał się nieznośny, przez głód, który co raz bardziej doskwierał Nivie. Ruszyła w stronę z której, wydawało jej się, że go czuje. Nie była jeszcze pewna, czy zbliży się do obozowiska z którego pachniało pysznym mięsem. Chciała się tylko zbliżyć i zobaczyć, czy to aby nie jakaś banda oprychów. Miała nadzieję, że spotka na swojej drodze kogoś przyjaznego. Daleko, między drzewami zobaczyła blask ognia. Zeskoczyła z Oriona i powoli zbliżyła się do obozowiska. Dostrzegła, że przy ognisku siedzi mężczyzna a z nim... gryf... Oj to było niebezpieczne. Przestąpiła z nogi na nogę i niestety z trzaskiem nastąpiła na jakąś gałązkę, która się złamała. Niech to! Gryf podniósł głowę i spojrzał w kierunku z którego dobiegał hałas. Nivalia nie stała za drzewem, była widoczna jak na dłoni. Och, co za głupota z jej strony. Trzeba było schować się za jakimś krzewem, a nie stać na widoku. Mężczyzna, który siedział przy ognisku, zwrócił na nią uwagę - tak jak gryf. Niva nie wiedziała co zrobić. Była zmieszana, ale nie wiedziała czy się oddalić, czy uciekać, czy zostać. Mężczyzna nie wyglądał groźnie, ale czy mogła zaufać samotnemu jeźdźcowi? Stała jak wmurowana i patrzyła się na mężczyznę bez słowa. W końcu podniosła dłoń w geście powitania, ale nie zbliżyła się ani o krok.
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marvel »

Miał ciut gorszy widok na las, bo oddzielał go od niego tańczący płomień ogniska; Zefira miała o wiele łatwiej, bo nawet leżąc była wysoka i z podniesioną głową mierzyła tyle co dorosły mężczyzna. Gdzieś między słupkami kołyszącej się żółci i pomarańczy dostrzegł coś, co nie było drzewem. Trzask gałązki ledwo się wyróżniał w trzasku palonego drewna, więc nie z tego powodu popatrzył w falującą przestrzeń przed sobą. Było tam coś - albo ktoś. Gryf uniósł ogon, który niespokojnie zaczął przecinać powietrze, dodatkowo napiął mięśnie. Marvel wyczuł napięcie przyjaciółki, popatrzył na nią i położył rękę na jej boku.
- Nie rusz - wydał ciche polecenie, które zdawało się śmieszne, jakby nakazał wielkiemu kotu zostawić zabawkę. W rzeczywistości w Zefirze było więcej kota niż orła. - Spokojnie - powtórzył tym samym, uspokajającym głosem, brzmieniem którego miał ją przekonać, że panuje nad sytuacją. Lecz póki co sam nie wiedział, z czym mają do czynienia. Miecze, które odpiął i odłożył przed snem były dwa metry od niego, więc teoretycznie był bezbronny. Jedyną obroną była dla niego Zefira, która zawsze czuwała nad nim, kiedy był rozbrojony.
Marvel odchylił się w bok, żeby spojrzeć na przybysza. Stopniowo, gdy jego wzrok zaczynał się przyzwyczajać do kontrastu ciemnego lasu i ogniska, dostrzegł wyłonioną z mroku bardzo wielką postać w futrze. Niedźwiedziołak! Marvel spanikował, zerwał się natychmiast z miejsca i na czworaka doczołgał do mieczy. Zaalarmowana gwałtowną reakcją przyjaciela Zefira poderwała się na równe łapy i przeskoczyła nad ogniskiem, z miejsca przygważdżając nieznaną istotę. Nie była delikatna; jeden pazur przebił wszystkie warstwy ubrań, jakie miała na sobie elfka, i skórę na ramieniu. Gryf był bardzo silny, a orle oczy rozumnie, ale z wściekłością wpatrywały się w ślepia Nivalii. Mogłoby się wydawać, że zaraz rozszarpie ją dziobem, skonsumuje ją lub po prostu zabije, ale ani pierwsza opcja, ani druga się nie wydarzyła. Ogromna istota przygniatała łapami ofiarę i czekała... Rzecz jasna na sygnał swojego pana.
Chłopak w czasie, kiedy Zefira skoczyła do ataku na "niedźwiedziołaka", łapał za miecz i ciągnął do siebie, próbując go wyszarpnąć z futerału. Pragnął jak najszybciej uciąć głowę bestii, bo wiedział, jak niebezpieczne były to kreatury. Słyszał o niedźwiedziołakach pustoszących całe wioski. Nawet jeśli wiedział, jak silna była Zefira, obawiał się, że zwierzę może poważnie zranić jego przyjaciółkę.
Gdy odwrócił się w kierunku Zefiry, jego oczom ukazał się bardzo zaskakujący widok. Spodziewał się raczej krwawej walki niż pokonania zwierzęcia jednym skokiem. Ponadto zaniepokoiła go cisza, a raczej brak charakterystycznego ryczenia. Zaczął nawet podejrzewać, że gryf, mając wielkie szczęście, zabił bestię na miejscu i teraz po prostu czeka na niego, aż ją odciągnie.
Chwycił miecz w jedną rękę i, wychodząc spod skały, wkroczył na śnieg. Biały puch skrzypiał mu pod butami, roziskrzony łuną ogniska -
jak lawa. Szumiały płatki białej jesieni, ocierając się o gałązki drzew. Młodzieniec podążał bokiem do gryfa i przybitej do ziemi ciemnej postaci. Szedł wzdłuż boku Zefiry, jedną rękę zanurzając w futrze na jej boku. Chciał ją uspokoić, a tymczasem mu samemu serce podchodziło do gardła. Instynktownie czuł strach przed dzikimi drapieżnikami większymi od lisa. To było silniejsze od niego i mimo swojego doskonałego wyszkolenia odczuwał duży dyskomfort, kiedy musiał się mierzyć z naturalnymi wrogami swojej lisiej natury.
Chciał być przygotowany na walkę i nie dać się zaskoczyć zwierzęciu. Opuścił miecz w dół celując jego ostrym końcem w coś co przypominało głowę "niedźwiedzia". Dziwił się, że nie widzi kufy, ani jego oczu. Co to było? Zdawało mu się, że usłyszał jakiś jęk? Głos? Zmrużył oczy mierząc wzrokiem dziwną istotę. Szybko, ale za późno spostrzegł wiązanie... płaszcza. Na jego rudą kitę. Zabił człowieka!? Natychmiast odezwał się do Zefiry.
- Zejdź z niego! Szybko, szybko - rozkazał gryfowi, a zwierzę wykonało posłusznie polecenie pana, cofając się w tył i stając, gotowe do ataku. Marvel przykląkł na jednym kolanie przed leżącym ciałem i ręką odciągnął kaptur, który skrywał pod sobą największą niespodziankę, jaką było mu zobaczyć kiedykolwiek w życiu...
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Nie wiedziała, jak to się skończy. W swoim mniemaniu była nieistotną, bezbronną istotą, którą widać z daleka. Ale prawda była inna. Ubrana w futro, z kapturem na głowie wyglądała jak stworzenie, nie człowiek. Mogła być niskim krasnoludem z toporem przy boku, oprychem z miasta, a w końcu i niedźwiedziołakiem. Nie spodziewała się, że może być tak odebrana, ale tak właśnie się stało. Była zagrożeniem, o czym nie miała zielonego pojęcia. Padał śnieg, jej kaptur i ramiona pokrył biały puch, ale dzięki futru nie było jej zimno. Nie sądziła, że zostanie tak gwałtownie zaatakowana, była zupełnie bezbronna. Nie wiedziała także, że jej gest nie zostanie zauważony. Sądziła, że widać ją jasno i wyraźnie, ale było inaczej.

Gdy zobaczyła gryfa szarżującego na nią, natychmiast zebrała się do ucieczki, ale było za późno. Zwierzę rzuciło się na nią tak gwałtownie i z taką siłą, że nie miała żadnej możliwości obrony. Ostry pazur potwora wbił jej się w ramię. Krzyknęła z bólu. Chciała odruchowo chwycić się za ramię, ale była przygnieciona przez drugą łapę gryfa. Zaraz zginie... tak pomyślała. Już było po niej. Trzeba było siedzieć w lesie i się nie wychylać. Ale nie, musiała się pokazać, musiała trzasnąć tą gałązką. Była zła na siebie i jednocześnie przerażona do granic możliwości. Serce waliło jej jak młotem, a łzy napłynęły do oczu - ze strachu i z bólu. Tyle wycierpiała, a teraz, kiedy była wolna, miała umrzeć. Po prostu umrzeć, tak nagle i niespodziewanie. Zginąć, odejść do Matki Natury już na zawsze.
- Błagam, nie zabijaj mnie! - wydusiła z siebie przez łzy. Co innego mogła zrobić? Co innego? Mogła tylko błagać o litość. Że też wpakowała się w to wszystko. Po co jej to było... Dlaczego w ogóle wyszła z miasta? Trzeba było tam siedzieć. Znaleźć jakąś stodołę za karczmą, dać gospodarzowi parę groszy i mieć spokój. Ale nie... zachciało jej się...
- Wiem, jestem głupia, przepraszam... mam pieniądze, oddam wszystko, tylko mnie nie zabijaj. - Nie mijała się z prawdą, miała pieniądze - nie za dużo co prawda - ale zawsze, może to ją uratuje. Zrobiłaby wszystko, by tylko ocalić życie. Z jej oczu płynęły łzy i spływały po policzkach. Ramię piekło i bolało niemiłosiernie. Ciężar gryfa był nie do zniesienia, na szczęście jego właściciel rozkazał mu zejść z biednej, poturbowanej Nivalii. Kiedy ciężkie łapy nie przygniatały już jej do ziemi, odetchnęła głośno. Wreszcie mogła normalnie oddychać. Ciągle leżała jednak na ziemi i patrzyła zapłakanymi oczami na swoich oprawców. Wtem mężczyzna, który był z gryfem pochylił się nad nią i zdjął z jej głowy kaptur.
- Nie zabijaj mnie, proszę - wyjęczała jeszcze raz.
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marvel »

Było mu niesamowicie głupio, a najgorsze było to, że nie wiedział, co ma teraz zrobić. Przepraszać mógł w nieskończoność, ale to i tak nie zmazałoby jego win. Niepotrzebnie spanikował, ale miał prawo się pomylić. Jak nikt inny ma bardzo częstą styczność z bestiami i to rozbudza wyobraźnię w takich sytuacjach jak teraz. A teraz miał problem. Na jej prośbę nie wiedział jak zareagować, aby mu uwierzyła, że nie ma wobec niej złych zamiarów i nigdy by nie doszło do takiej sytuacji, gdyby od razu rozpoznał w niej elfkę. Elfy cenił za ich zamiłowanie do sztuki i różne talenty, których on był pozbawiony. Podziwiał ich mądrość i grację. Często je obserwował z ukrycia. Nigdy by nie przypuszczał, że skrzywdzi jakiegokolwiek elfa. Teraz musiał szybko naprawić swój karygodny błąd.
Spojrzał na Zefirę, która była równie zaskoczona odkryciem, jakiego dokonali.
- Jest niegroźna. Wystraszyłaś ją. Możesz położyć się przy ognisku? - poprosił ją w mowie zwierząt.
- Ty też ją wystraszyłeś - odfuknęła mu Zefira, trochę urażona zachowaniem Marvela, który zwalał na nią całą winę. Mimo to gryf poszedł pod skałę i położył się przy kamiennej ścianie za ogniskiem.
Marvel zanotował sobie w pamięci, żeby ją przeprosić, ale na ten czas miał inne zmartwienie. Powrócił oczyma na elfkę otuloną w futra. Leżała w śniegu, przerażona i zmarznięta.
- Spokojnie. Nie skrzywdzę cię. To był wypadek. Możesz wstać? Jesteś cała? - zapytał zatroskanym głosem. Skąd u niego taka troska? Może po prostu nie wiedział jak się obchodzić z kobietami. Były dla niego jak istoty z innego świata, piękne istoty z delikatnego szkła. Bał się ich dotykać. Tak jak teraz nie wiedział jak pomóc elfce. - Wybacz mi to nieporozumienie. - Spojrzał na ognisko na chwilę, a potem na dziewczynę. Wpadł na dobry pomysł.
- Pozwól, że ci pomogę. Podejdziemy do ogniska i się ogrzejesz - powiedział i przełożył miecz do lewej ręki, prawą podał elfce, aby pomóc jej wstać ze śniegu w który wgniotła ją Zefira.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Nagle sytuacja zmieniła się diametralnie; mężczyzna z oprawcy stał się wybawicielem, ale Niva nadal leżała na ziemi sparaliżowana ze strachu. Zaniepokojony Orion wcześniej stał kawałek dalej, bojąc się gryfa. Nie byłby w stanie pomóc swojej towarzyszce, dlatego nie zareagował. Nie miał jak jej bronić. Był zbyt mały by narażać się na starcie z wielkim jak wieża gryfem. Dopiero teraz wyłonił się zza krzewów i pochylił nad przyjaciółką. Trącił nosem jej policzek, na co Niva odwróciła głowę, potem jednak znów zwróciła twarz w stronę mężczyzny. W oczach miała strach, ale nieznajomy wyciągał do niej rękę. Czy miała jakieś wyjście? Nie, nie bardzo. Nieśmiało podniosła dłoń, ale zaraz z sykiem jej ręka opadła na śnieg. Przebite ramię bolało niemiłosiernie. Odruchowo objęła drugą ręką ranę. Poczuła pod palcami ciepłą krew, która zalała jej ubranie.

- Nie jestem cała - wykrztusiła z siebie odpowiedź na jego pytanie.
- Twój gryf przebił mi ramię, na wylot - wyjąkała niepewnie. Policzki miała zalane łzami i nadal leżała jak długa na śniegu. W końcu jednak puściła dłoń, którą przytrzymywała ranę i chwyciła za rękę nowo poznanego rudzielca. Jej dłoń była cała we krwi, więc i jego ręka została umorusana czerwoną cieczą. Podniosła się niepewnie. Kaptur płaszcza spadł jej na plecy, odsłaniając białe jak śnieg włosy zaplecione w niezwykle gruby warkocz. Kilka kosmyków wysunęło się z ciasnego warkocza i teraz okalało jej śniadą twarz, mocno z nią kontrastując. Jej zielono-złote oczy błyszczały od łez. Gdy tylko wstała, znów zacisnęła zdrową rękę na zakrwawionym ramieniu. Orion podszedł bliżej i ponownie trącił nosem policzek ukochanej Nivy. Był piękny. Nawet w płatkach śniegu jego róg mienił się złotem.
- Muszę... trzeba... trzeba zatamować krwawienie - powiedziała, stojąc niepewnie na nogach i patrząc w oczy nieznajomego. Czuła, że robi jej się słabo. Krew lała się z ramienia coraz mocniej. Niva czuła, że kręci jej się w głowie; to z emocji i utraty krwi. Nie miała innej możliwości, jak tylko zaufać temu, który ją zaatakował. Może faktycznie był to wypadek. Tak czy inaczej w pobliżu nie było nikogo kto mógłby jej pomóc, a czuła, że zaraz zemdleje z utraty krwi i bólu.
- Jeśli chcesz mi pomóc, to najlepiej teraz...
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marvel »

Nie pomylił się co do jednego. To była elfka, prawdopodobnie pustynnej rasy. Przeleciał Alaranię wzdłuż i wszerz i poznał kilka plemion, w tym te niezwykłe, jak elfy pustynne, żyjące w surowym, ekstremalnym klimacie. I co tu dużo mówić... urodą elfka trochę onieśmieliła młodzieńca. Wyglądał, jakby zabrakło mu słów. Jasne włosy były jak słupy księżycowej poświaty - jakby je ktoś w magiczny, niewytłumaczalny sposób, zagarnął w dłonie i ukształtował na głowie tej elfki. Oczy też miała niezwykłe, wręcz hipnotyzujące. To go zawsze intrygowało w elfach. Słyszał kiedyś pewną legendę, mówiącą o powstaniu pierwszego elfa. Nigdy nie brał na serio takich bajeczek, ale ta mu się najbardziej spodobała. Ponoć narodziło się kiedyś dziecko, w środku nocy, pod gołym niebem. A pierwsze, na co spojrzało owe dziecko, było to niebo pełne gwiazd. Dusza tego dziecka była tak czysta, że blask jednej z najjaśniejszych gwiazd został na zawsze w oczach maleństwa. Tak właśnie postrzegał elfy. Długowieczne, bardzo mądre i zręczne. I mające blask gwiazd w oczach.
Musiał naprawdę się wysilić, żeby się skupić na problemie. Spojrzał na jej dłoń, całą we krwi, i na ramię elfki. Ileż razy miał tłumaczyć, że to był nieszczęśliwy wypadek? Mógłby to zostawić, ale czuł się winny strasznej pomyłki.
- Wybacz, to moja wina - powiedział skruszonym głosem. Skierował wzrok na dziwnego konia, który się do nich przypałętał. Pierwszy raz widział taką ciekawą mieszankę. Sądząc po braku podobnego zdziwienia u elfki jednorożec był z nią. Wziął głęboki wdech i wytarł rękę o śnieg. Niedobrze, zapach krwi przyciągał drapieżniki.
- Zefira, stań na straży - poprosił swoją kompankę, posyłając jej znaczące spojrzenie i używając mowy zwierząt. Jedyną odpowiedzią gryfa, było wykonanie prośby Marvela. Zwierzę wstało i przeszło obok nich, sycząc na pasiastego wierzchowca i zniknęło w lesie, prawdopodobnie żeby znaleźć dogodny punkt obserwacyjny.
Marvel nie wiedział co robić. Bał się dotknąć elfki, żeby nie pogorszyć jej stanu. Kiepski był z niego lekarz. W dodatku bał się, że jak jej dotknie, to oberwie w twarz. Miał tyle dylematów, że nie wiedział, który pierwszy rozwiązać. Widząc, że krew szybko przemierzyła całą długość ręki i zaczynała kapać na śnieg, a elfka zaczęła się chwiać, zaczął modlić się do wszystkich bogów na ziemi, żeby doszła do obozowiska i dała radę sama opatrzyć sobie tą rękę.
- Ale ja nie wie... e-ej. - Nie dokończył zdania, bo pod elfką ugięły się nogi. Szybki refleks lisołaka uchronił ją przed upadkiem. Podłożył ręce pod jej pachy i złapał ją nad ziemią. Zrobiło mu się gorąco. Ważyła dość sporo, ale to pewnie przez te wszystkie warstwy ubrań i to ciężkie futro. - Hola, hola. Nie mdlej mi tutaj! - Zaczął podnosić głos, stojąc jak stał i trzymając ją w dość nietypowy sposób. Nawet nią potrząsnął, ale to nie dało pożądanych rezultatów. W końcu jednak musiał przejąć inicjatywę i dociągnąć ją do ogniska. Robił to idąc tyłem i ciągnąc ledwie przytomną elfkę, tak, że ryła piętami w śniegu. Jak na złość jeden but się ześlizgnął z jej stopy. Gdyby stał teraz obok niego ten psotny bożek, to by go posiekał na kawałki!
- Zaraz go przyniosę - obiecał odlatującej elfce, której chyba było wszystko jedno. Położył ją na posłaniu, które przygotował sobie do snu i wrócił biegiem po buta. Przeskakując obok ogniska zobaczył jak skóra elfki sinieje, a to bardzo zła oznaka. Rzucił buta na bok i dopadł do jej ramienia. Z wahaniem rozwiązał płaszcz ze skóry niedźwiedzia, modląc się, żeby miała pod spodem jakieś ubranie. W ogóle skąd ta myśl? Była zima, wszyscy chodzili grubo ubrani. Ciężko dysząc, jakby rozbrajał pułapkę, rozebrał ją z futra niedźwiedzia i tuniki. Uznał, że nie będzie więcej ryzykował, bo zajdzie za daleko i będzie miał później wyrzuty sumienia. Mocnym szarpnięciem rozerwał rękaw koszuli w miejscu, gdzie była przekłuta. Jedyne, co mu przyszło do głowy, to zrobienie opaski uciskowej nad raną. Nauczył go tego kiedyś jego mentor, ale nie miał okazji tego sprawdzać na żywo, więc pozostało mu zaufać w ciemno swojej wiedzy teoretycznej. Szybko zdjął pasek od spodni i założył go na ramieniu elfki i mocno zaciągnął drugi koniec przez sprzączkę zaciskając węzeł. Co ciekawe, krew przestała już tak mocno lecieć. Umorusany po łokcie we krwi, spocony i zmęczony jak po wielogodzinnej operacji, opadł ciężko na tyłek i odetchnął głośno. Zadał sobie w głowie kluczowe pytanie: "i co dalej?". Pokonując własne uprzedzenia, znowu nachylił się nad elfką. Rana przestała krwawić i mógł w spokoju się jej przyjrzeć. Kiedy ostrożnie podniósł jej rękę poszukał trzęsącymi się palcami miejsca przebicia po drugiej stronie i tu jedna, dobra wiadomość. Nie była przebita na wylot. Chwała bogom - odetchnął z ulgą. I gdy obejrzał wkłucie z przodu, okazało się, że nie było aż takie wielkie. Marvel wiedział, że miała wielkie szczęście, bo widział niejednokrotnie co wyrabiały pazury jego gryfa. Podszedł do swoich juków i wygrzebał z nich niewielki rondel, a następnie napełnił go wodą ze strumienia i postawił przy ognisku. W międzyczasie, kiedy woda się nagrzewała, wyciągnął z juków szmatę, którą zwykł polerować swoje miecze. Była czysta. Względnie. Musiała w każdym razie wystarczyć. Podszedł do rondelka i sprawdził ciepłotę wody. Była już letnia, więc wziął naczynie i usiadł obok elfki i delikatnie opłukał jej ramię z krwi. Starał się nie moczyć jej ubrań. Kiedy rana była czysta, owinął ją kilka razy pasmami materiału i zawiązał pewnie. Potem ostrożnie poluźnił ucisk paska jednocześnie obserwując zachowanie opatrunku. Zaczął się lekko zabarwiać na ciemno, ale nic nie wyciekało spod materiału. Na koniec przykrył ją jej futrem. Nie ośmielił się znowu grzebać przy jej ciele, żeby ją ubrać jak należy. Na wszelki wypadek jeszcze nakrył ją kocem, a potem zmęczony traumatycznym przeżyciem usiadł obok elfki i nogą dosunął rondel z resztą wody do ogniska. Miał ręce w krwi niewinnej istoty. Trochę go to przerażało, ale nie miał ochoty już o tym myśleć.
Minęło kilka godzin, zanim wstał i poszedł się umyć nad strumień. Jego kompanka była gdzieś w pobliżu, wyczuwał ją. Przysiadł nad brzegiem i opłukał twarz lodowatą wodą. Orzeźwiająca ciecz oczyściła jego umysł z zalążków snu. Miał zadanie czuwać nad ranną. Nic więcej zrobić nie mógł. Wrócił do obozowiska i dołożył drewna do ognia. Usiadł na kamieniu i patykiem bawił się w żarze odkrywając z popiołu świecące, bursztynowe, węgielki.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Niva nie była słabą istotką, jaką się wydawała. Była silna, nawet bardzo, ale tylko psychicznie. Fizycznie pozostawała niską, delikatną elfką. Nie była typem wojowniczki, która każdą ranę zniesie bez mrugnięcia okiem. Była szczupła i wątła, a w razie zagrożenia ratowała się ucieczką, nie walką. Nie to, że nie umiała się bronić, bo bardzo dobrze strzelała z łuku i władała sztyletami, ale raczej rzadko walczyła. Łuku używała raczej do polowań na zwierzęta niż walki jako takiej. Tak czy inaczej rana na jej ramieniu bardzo krwawiła. Pazur gryfa był wielki i mocno wbił się w jej ciało, przerywając tkanki i powodując krwotok, gdy tylko gryfka wyjęła go z ciała elfki. Niva wstała powoli z pomocą nieznajomego, ale utrata krwi i emocje sprawiły, że się zachwiała. Ciepła, czerwona ciecz spływała jej po ręce i kapała na zimny śnieg. Poczuła, że kręci jej się w głowie. Zapewne z utraty krwi i nerwów. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, poczuła, że straci przytomność. Otwarła jeszcze usta chcąc z siebie coś wykrztusić, ale nie zdążyła. Po prostu zemdlała.

Nie wiedziała, że upadła w ramiona Marvela. Nic już nie czuła, po prostu odpłynęła. Miała szczęście, że nie trafiła na jakiegoś oprycha, ale o tym miała się przekonać dopiero po przebudzeniu. W głowie miała pustkę. Była tylko ciemność. Utrata przytomności była w pewien sposób odprężająca. Nivy jakby nie było. Nie wiedziała, co się z nią dzieje, nie czuła bólu, nie stresowała się, nie czuła nic.

Obudziła się kilka godzin później. Ostrożnie otworzyła oczy. Pierwszym, co zobaczyła, był blask ogniska gdzieś przed nią. Jednak dookoła panował mrok. Zdążyła się więc zorientować, że ciągle mieli noc. Zaraz potem zauważyła, że jest przykryta futrem z niedźwiedzia, które wcześniej miała na plecach. Poruszyła się niespokojnie i dotknęła zranionego ramienia. Było opatrzone. Bolało, ale mniej niż wcześniej. Zamrugała kilka razy i powoli podniosła się do pozycji siedzącej. Rozejrzała się po prowizorycznym obozowisku, szukając Oriona, gryfa i nieznajomego. Pierwszego ujrzała mężczyznę. Siedział niedaleko niej, na szarym głazie i bawił się drewnem w ognisku. Gryfa nigdzie nie było, co sprawiło, że Niva trochę się uspokoiła. Bała się go. Nadal. Odwróciła głowę w poszukiwaniu Oriona. Szybko okazało się, że stoi nieopodal i wpatruje się wielkimi ślepiami w elfkę. Pustynna wyciągnęła zdrową rękę do rumaka, na co ten natychmiast podszedł i podsunął pysk pod jej dłoń.
- Już dobrze. - Pogładziła pysk zebroida, mówiąc do niego cicho. Upewniając się, że Orionowi nic nie jest, przeniosła wzrok na mężczyznę siedzącego przy ognisku. Podniósł głowę i wpatrywał się teraz w oprzytomniałą elfkę.
- Jestem Nivalia, Niva - przedstawiła się, bo co innego mogła w takiej sytuacji zrobić? Tylko to przyszło jej do głowy. - Dziękuję za opatrzenie ręki.
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marvel »

Rozmowa z ogniskiem nie kleiła się zbyt dobrze, jeszcze gorzej wychodziła mu zabawa w cierpliwe czekanie. Doglądał elfkę od czasu do czasu. Dziwne, była mu zupełnie obca, nawet nie znał jej imienia, a jednak się o nią martwił. Sprawdzał jej ramię upewniając się, że opatrunek dobrze dociska ranę. Śnieg sypał z nieba przez cały czas, ale dzięki niemu było nadzwyczaj jasno - mimo, że do wschodu słońca było jeszcze bardzo daleko. Zerkał co jakiś czas na zebroida, mając go za jedyną atrakcję. Dziwny był ten zwierz. Próbował nawet do niego podejść, ale nie spotkało się to z aprobatą stworzenia. Wolał go nie denerwować, więc zostawił w spokoju i zajął się dłubaniem w ognisku.
Nagle coś się stało. Mącając rozżarzonym koniuszkiem w popiele i mając spuszczony wzrok, dostrzegł kątem oka ruch na posłaniu. Wyciągnął kijek z ogniska i nieznacznie podniósł głowę. Wzrok utkwił w budzącej się elfce. Milczał, czekając na jej całkowite obudzenie. Odczuwał ulgę, kiedy to widział. Gdyby Zefira posunęła się za daleko, nie umiałby pomóc elfce. Dobrze, że skończyło się to tak, jak się skończyło. Na szczęście Zefira była pozbawiona wyrzutów sumienia i nie musiał się obawiać o stan psychiczny swojej kompanki.
Gdy elfka zaczęła się podnosić, podążył wzrokiem za nią, też wyraźniej unosząc głowę. Jego piwne oczy powędrowały po jej gładkich policzkach, słonych od łez, zarumienionych od ognistej poświaty. W grze cieni i światła ogniska rysy jej twarzy były jeszcze wyrazistsze, jej ciemniejsza karnacja, miękkie usta i duże oczy nie pasowały do leśnej rasy.
Wtem odkrył, że gapi się na nią jak jakiś zboczeniec. Zdarzyło się to wtedy,, kiedy elfka zwróciła ku niemu swoje oczy i patrzyła nań, długo milcząc. Spuścił wzrok natychmiast, jak to zauważył. Zobaczył, jak pasiasty koń podchodzi do swej właścicielki i obserwował ich, nadal nic nie mówiąc. Odezwał się dopiero, kiedy elfka pierwsza do niego zagadała.
- To nic takiego - odpowiedział i wydłubał z popiołu niedopałek. Męczył zwęglony kawałek drewna, wpychając go patykiem z powrotem do ogniska, gdzie miał wypełnić swoje zadanie do końca. Zauważył, że znowu milczał. No tak. To już mu weszło w krew, bo kiedy miesiącami nie było do kogo gęby otworzyć, a z gryfem średnio się rozmawiało, to jak tu nie przyzwyczaić się do gadania z własnymi myślami? A po głowie krążyło mu wiele pytań do elfki. Szkoda, że zapomniał zadać jej chociaż jednego na głos. Na szczęście przypomniał sobie, że ma język.
- Powinno się zagoić, ale będziesz musiała oszczędzać tę rękę. Powinnaś ją trzymać nieruchomo. Najlepiej byłoby ją odciążyć. Pomyślałem, że to się nada - powiedział wstając, po dwóch krokach był już przy niej i przyklęknął przy posłaniu, na którym leżała. W ręku trzymał zwinięty, niebieski materiał. Rozłożył go i pokazał jej jego kształt. Był to wycięty z aksamitu kwadrat. - Pomogę ci - zapowiedział i wolno zdjął z niej futro. Potem pod przedramię podłożył materiał i chwycił po obu stronach za przeciwległe końce, które następnie połączył na karku; jeden od lewej strony szyi, drugi od prawej. Potem odmierzył potrzebną wysokość i związał mocno oba końce. Zdał sobie sprawę z tego, że nie bał się tak jak na początku, kiedy ją opatrywał. Zachował zimną krew i pewność siebie. Może musiał dostać trochę czasu, żeby się oswoić z obecnością elfki.
- Ja jestem Marvel. - Usiadł obok, opierając się jedną ręką o ziemię, a drugą - prawą - podając Nivalii. Wpatrywał się w elfkę z wyraźną fascynacją wymalowaną na twarzy. - Miałaś szczęście i pecha trafiając tu do nas. W tych lasach roi się od wilków. Jesteś sama, czy odłączyłaś się od jakiejś grupy i zgubiłaś się?
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Niva czuła się nieswojo. To, co się wydarzyło, wyprowadziło ją z równowagi. Z jednej strony nadal trochę się bała, z drugiej mężczyzna wyraźnie jej pomagał. Najwyraźniej to wszystko było jednym wielkim nieporozumieniem. Może z daleka faktycznie wyglądała jak zagrożenie? Nie spodziewała się jednak, że od razu zostanie zaatakowana i poraniona przez gryfa. Ale cóż, stało się, jak się stało i nie było co się nad tym roztrząsać. Kiedy usiadła, nieznajomy zbliżył się do niej i zaczął na nowo opatrywać jej rękę, a właściwie zakładać na nią temblak. Niva trochę znała się na opatrywaniu ran. Nie jakoś wybitnie, ale coś tam wiedziała. I nieznajomy miał rację, należało oszczędzać tą rękę. Choć Niva miała już plan, by podleczyć ranę magią życia, którą znała. Może nie była mistrzem, ale na pewno mogła zasklepić choć trochę przerwane mięśnie i tkanki. Na razie jednak siedziała bez słowa i pozwalała robić lisołakowi to, co uważał za konieczne. Przyglądała mu się z zaciekawieniem. Miał miłą, młodą twarz i dość łagodne rysy. Wydawał się być szczerze zakłopotany sytuacją, która miała miejsce. Jego rude włosy wydawały się w blasku ogniska bardziej czerwone, niż pewnie były w rzeczywistości. Nivalia pozwoliła się opatrzyć, ale nic nie powiedziała, tylko przyglądała się temu, co robił.

- Marvel - powtórzyła, jakby chciała się upewnić, że dobrze zrozumiała jego imię. "Dziwne przezwisko...", pomyślała. Pierwszy raz spotkała się z takim imieniem, a przecież spotkała na swojej drodze tabuny ludzi. Często imiona się powtarzały, takie jak Triana, Edgar, Georg, Isabella, Anna. A tutaj proszę... Marvel. Ciekawe imię.

- Właściwie to trudno to wyjaśnić - odezwała się po jego pytaniu.
- Nie zgubiłam się... choć w sumie... może i się zgubiłam, albo raczej zagubiłam. Do tej pory mieszkałam w cyrku, byliśmy jedną wielką rodziną. Ale od jakiegoś czasu zaczęliśmy się rozpadać. Ludzie zaczęli odchodzić, nie miał kto zajmować się zwierzętami. Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Zarabialiśmy coraz mniej, bo coraz mniej mieliśmy do pokazania. W końcu dyrektor zaczął wyprzedawać co się dało. Zwierzęta, kostiumy - to, co dało się komuś opchnąć. Większość z nas ruszyła w swoją stronę. Rozpadliśmy się zupełnie. Udało mi się wykupić Oriona - wskazała ruchem głowy na zebroida stojącego nieopodal.

- No i wyruszyliśmy. Właściwie nie wiem, jak się tu znalazłam. Powinnam iść na południe, a ruszyłam w zupełnie innym kierunku. Chciałam znaleźć schronienie wśród skał pod wodospadami, przemyśleć wszystko i ruszyć na południe. Nie mam za wiele. Tylko to co w jukach i na sobie. Pieniędzy też nie mam zbyt dużo. Nie chciałam tracić ich na mieszkanie w karczmie. Stać mnie raczej na stodołę niż na pokój. Jest zima, nie bardzo mam jak dawać występy na koniu. Ludzie chowają się w domach, nie chcą przychodzić oglądać dziewczyny ujeżdżającej nawet takiego cudacznego konia, jak mój.
- A ty? Co tutaj robisz? Stawiam, że raczej się nie zgubiłeś.
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marvel »

Gdzieś tam z tyłu kołatała mu pewna myśl, którą od jakiegoś czasu bardzo wnikliwie rozważał. Musiał zaczekać z tym do czasu, aż trochę lepiej pozna elfkę. Szczęście mu sprzyjało. Elfka nie miała gdzie się podziać i była sama. To wszystko ułatwiało... Tymczasem na razie niczego nie zdradzał. Jego mina wyrażała zaciekawienie jej przygodą, którą całkiem ładnie zwarła w krótką opowieść. Od czasu do czasu kiwał głową, wyrażając swoją uwagę i skupienie.
Jego rude włosy rzeczywiście były w świetle rzucanym przez ogień lekko czerwonawe. A oczy nie wyrażały żadnych złych intencji wobec Nivalii, nic prócz fascynacji, której właściwie wcale nie ukrywał. Kiedy skończyła, popatrzył na zebroida.
- Ciekawe zwierzęta macie w tym "cyrku". - Wstał i splótł ręce za plecami, obchodząc dookoła Oriona. Przyglądał się koniowi jak kupiec przed zakupem towaru. - Znam jego imię. To porządny koń. - Uśmiechnął się znacząco do zebroida. Najwyraźniej, kiedy była nieprzytomna, zamienili ze sobą kilka słów. Konie były mądre, ale trochę ograniczone. Znacznie przyjemniej rozmawiało się z ludźmi. - I ma ciekawą moc.
Nie dokończył zdania, bo przecież nie będą tu gadać tylko o koniach. Zastanawiał się, co chciała znaleźć na południu, o którym to tak często wspominała. Była zima, a droga na południe wiedzie przez góry. Nawet najtwardsi podróżnicy raczej odpuścili by sobie taką eskapadę. A elfka nie wyglądała na odpowiednio przygotowaną do takiej wyprawy. Kolejna myśl zburzyła misternie układany plan w głowie rudzielca. Odezwała się w nim przez moment jego materialistyczna strona, ale Nivalia już uprzedziła go, że nie ma przy sobie za wiele pieniędzy.
- Zrobiłem tu postój, bo w śnieżycy nie da się latać. Czekamy z Zefirą, aż przestanie sypać, a potem ruszamy dalej do Rapsodii. - Wychylił się zza szyi Oriona, rzucając okiem na elfkę i na jej reakcję, która wiele by mu powiedziała na temat znajomości słynnego magicznego miasta elfów i czarodziejów. Niezależnie, co zobaczył, kontynuował monolog. - A więc jesteś biedna, ranna, nie masz gdzie się schronić i w dodatku nie masz pomysłu na swoje życie... - Podszedł do niej i przykucnął przed nią. Lewą rękę oparł łokciem o kolano, a na dłoni oparł brodę. Spojrzał na nią w tej pozycji z roziskrzonymi z rozbawienia śmiejącymi się oczami. - Ciekawy z ciebie przypadek, a mi sprzyja wielkie szczęście! - Prawie się roześmiał. Nie trudno było zgadnąć, że to spotkanie było mu wybitnie na rękę. Zapewne elfka chciała wiedzieć, co tak cieszyło Marvela, i czy jego radość nie była przedwczesna, dlatego od razu pośpieszył z wyjaśnieniem.
- Jak chcesz, możemy tam udać się razem. Mam w Rapsodii do załatwienia bardzo poważne interesy, ale potrzebuję czyjejś pomocy. A ty jesteś wprost idealna! - Zmienił pozycję na siedzącą "po turecku". - A jak wszystko się uda, dostaniesz tyle Ruenów, że będziesz mogła wybudować sobie mały pałacyk - Obrócił się w stronę Oriona. - No i nigdy więcej nie będziesz musiała występować dla pieniędzy - jedynie dla przyjemności.
Kiedy skończył mówić, popatrzył na nią z ustami lekko wygiętymi w uśmiech. Oczekiwał jej reakcji, pytań, na które odpowie tylko tak, żeby się zgodziła. Marvel nie kłamał... zbyt często; był młodym mężczyzną, któremu można było zaufać. Kombinował, ale przyjaciół nigdy nie zdradzał. Robił co było trzeba, żeby dopiąć swego i nawet jeśli kogoś okłamywał, trzeba było zaufać jego kłamstwu, nawet jeśli wiedziało się o jego rozmijaniu z prawdą. Chłopak był ciekaw, czy dostatecznie rozbudził w elfce zainteresowanie.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Niva obserwowała, jak ogląda jej przyjaciela, i nie podobało jej się to. Oceniał go jak szkapę na rzeź, przynajmniej tak to zinterpretowała. Zmarszczyła brwi w niezadowoleniu. Oj, nie wolno się tak przyglądać jej kompanowi. Nie powiedziała jednak tego na głos.
- Nie patrz tak na mnie, bo cię ugryzę... - odezwał się zebroid tak, by słyszała to i elfka i lisołak. Niva uśmiechnęła się pod nosem, a koń tracił głową ramię Marvela, dając mu wyraźnie do zrozumienia, żeby się tak nie gapił.
- Wiesz, jak to w cyrku, różne dziwadła się tam zaprasza. Ale Orion nie był jedynym wyjątkiem. Mieliśmy nawet mamuta sprowadzonego z Karsteinu. Inne zebry, lwa, tygrysa i sam wiesz, takie tam. Ale wszystko się rozpadło.
- Domyślam się, że znasz mowę zwierząt - wtrąciła, kiedy powiedział o mocy Oriona.
- Zwykle nie jesteś taki gadatliwy - odezwała się do zebroida w ludzkim języku; wiedziała, że ją zrozumie - a tu proszę, od razu wygadałeś się ze wszystkiego. - Pokiwała głową, jakby go karciła. Zebroid tylko zwiesił łeb, ale się nie odezwał.

Kiedy powiedział o tym, że jest biedna, ranna i nie ma się gdzie podziać, elfka spuściła z niego wzrok. Taka była smutna prawda. Nie miała miejsca na ziemi, nie miała pieniędzy, była ranna, zmęczona i głodna. W dodatku siedziała w śnieżycy z jakimś nieznajomym. Czy mogło być gorzej? W zasadzie zawsze mogło być gorzej, mogła już nie żyć na przykład. Ale żyła, oddychała i... i właśnie, to by było na tyle. Ale to zawsze coś.
- Masz rację - podjęła. - Jestem wykończona, ranna, nie mam ani wielkiego planu na teraz, ani na potem; mój dom jest miesiące drogi stąd, daleko, daleko na południu i nawet nie wiem, czy ktoś jeszcze tam na mnie czeka. Jestem sama, ranna i prawdę mówiąc, siedząc w lesie, poczułam zapach pieczonego mięsa i w tę stronę się udałam - z nadzieją, że ktoś mnie nakarmi. - Wzruszyła smutno ramionami.
- Jestem głodna i biedna, nie mam nawet na porządną karczmę, a co tu myśleć o innych rzeczach. - Spojrzała na niego wyraźnie zasmuconymi oczami. Nie miała nic prócz dobytku w jukach i Oriona. Mogła go sprzedać i dużo zarobić, ale nie chciała, był jej przyjacielem, a przyjaciół się nie sprzedaje, nawet jeśli miałaby przymierać głodem.

Zdziwiła się, kiedy się roześmiał. O co mu chodziło? Przecież jej sytuacja była beznadziejna, więc z czego się śmiał? Ze zdziwieniem patrzyły na niego jej oczy. Brwi znowu zmarszczyły się w grymasie - tym razem zapytania.
- Znam trochę Rapsodię. Byliśmy tam z cyrkiem parę razy. Zresztą stamtąd idę. Ale nie rozumiem, jak mogłabym pomóc? Jeśli mam z kimś spać, to odmawiam! Od razu! Nie ma mowy. Za tyle ruenów, że mogłabym wybudować pałacyk? Czy to są jakieś szemrane interesy? Czy zabijanie potworów? I w jednym i w drugim nie jestem zbyt biegła. Mordować nie umiem, kłamać też nie bardzo. No... - zająknęła się. - Z tym kłamaniem to mogłabym zawsze spróbować. - W przypływie chwili i przez zabawną myśl o tym, że mogłaby całkiem dobrze kłamać, puściła mu oczko. To było nawet zabawne, bo w sumie nigdy nie musiała być "aktorką", ale teraz była w tak głębokim, życiowym bagnie, że w sumie mogłaby skłamać za rueny.
- Co właściwie proponujesz?
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marvel »

Starał się rozszyfrować elfkę, słuchając jej żali na temat jej fatalnego stanu. Gdzieś w środku poczuł ukłucie złości na samego siebie, bo rana to była jego wina. Przez swoją zdziczałą naturę tylko utrudnił jej życie. Mimowolnie poczuł współczucie, wypłynęło ono z miękkiego serca, skrzętnie przez lata hartowane profesją, która nie wybaczała słabości. W jakimś stopniu elfce udało się ukruszyć twardy pancerz, wyżłobiła w nim długą krechę, osłabiając materiał z jakiego był wykonany. A nawet jedna rysa mogła zawalić całą konstrukcję.
Interesy ponad wszystko! Najpierw interesy, potem przyjemności. Nie miał litości wobec siebie, więc dlaczego miałby litować się nad zupełnie mu obcą dziewczyną? Piękną dziewczyną. Urodą przewyższającą każdą elfkę, jaką do tej pory spotkał. Egzotyczną i zgrabną, perełkę wśród kamieni. Nie! Dość tego! Znowu się na nią gapił jak jakiś obleśny podrywacz!
Gdy nawiązała do mowy zwierząt, zauważył, że to był błąd po jego stronie. Po co jej o tym mówił? A w zasadzie to żadna niezwykła cecha, tylko czasem wywodząca się z magicznej osobowości, a tego akurat chronił w sobie jak największą tajemnicę i przed nikim się tym nie chwalił.
- Nauczyłem się tego i owego. Wiesz, my samotnicy musimy się dogadywać ze zwierzętami. - Mrugnął do niej okiem i wstał z miejsca. Podchodząc do ogniska mówił dalej: - Przyznaję, podpytałem go o to i owo, ale cwana z niego bestia. Orion w twoim temacie milczał jak grób. Jest bardzo mądry.
Spod ogniska zabrał upieczoną kaczkę nadzianą na kijek. Mięso było idealnie przyrumienione i gotowe do spożycia. Wrócił do dziewczyny i usiadł naprzeciwko niej na ziemi, kij wręczył jej do ręki.
- Proponuję ci spółkę. - Zrobił małą przerwę, żeby dotarło to do niej. - Powiedzmy, że mam na bakier ze stróżami prawa w Rapsodii i potrzebuję kogoś do pomocy. Ale spokojnie, nawet nie będziesz musiała nikogo zabijać. W ogóle skąd to ci przyszło do głowy? - Roześmiał się i machnął ręką. - Zresztą nieważne. Twoje zadanie byłoby proste. Musisz tam ze mną pójść i pomóc mi stamtąd wyjść. Nic wielkiego, prawda? Taki miły spacer do czyjegoś domu i z powrotem. Co ty na to? - Zapytał, uśmiechając się do niej. Wyglądał, jakby mówił prawdę. W zasadzie i w istocie tak było. Może pominął kilka szczegółów operacji, ale sądził, że im mniej wie dziewczyna, tym bezpieczniej dla niej.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

- To trochę mało - stwierdziła rzeczowo. Spojrzała na pieczoną kaczkę i poczuła, jak ślina napływa jej do ust, a żołądek nieprzyjemnie kurczy się z głodu. Oderwała udko od całości i zaczęła jeść. Delikatnie, nie szybko, jakby zupełnie nie była głodna. Chciała zachować chociaż pozory manier. Owszem, umierała z głodu, ale nie zamierzała żreć jak świnia i brudzić się jak wieprz. Co jak co, ale potrafiła się zachować. Nawet przy ognisku i z żołądkiem przyrastającym do kręgosłupa. Mięso pieczonej kaczki było pyszne, może trochę mało słone, ale co z tego? Gdyby mogła, naprawdę rzuciłaby się na nie jak sęp. Ale nie! Będzie zachowywać się jak dama, a nie jak cham w oberży. Zjadła trochę, na moment zupełnie nie skupiając się na rozmowie. Słuchała, ale nie patrzyła na Marvela. Musiała zjeść choć odrobinę by bardziej się skupić.
- Spacerek po mieście powiadasz? Coś mi się nie wydaje. To nie jest takie proste, jak mówisz. W mieście roi się od strażniczek. Wiesz dobrze, że Rapsodia jest dobrze pilnowana. W dodatku większość straży umie czytać aury. Poza tym... jak już mówiłam, trochę mało mi mówisz. - Uniosła jedną brew spoglądając na niego podejrzliwie.
- Czyli jednak chodzi o szemrane interesy - bardziej stwierdziła, niż zapytała.
- Jeśli mam ci pomóc - zaczęła, w międzyczasie obgryzając kostki z udka kaczki. - To muszę wiedzieć: co, gdzie, kiedy i po co?
- Pytanie pierwsze: co nabroiłeś, że nie możesz po prostu wejść do miasta? Pytanie drugie: czy zamierzasz obrobić jakiś bogaty dom? Pytanie trzecie: co z twoim gryfem - czy zamierzasz się pakować z nim do miasta? Pytanie czwarte: jeśli nie zamierzasz obrobić nikogo, to co właściwie chcesz zrobić? Muszę wiedzieć, bo jeśli mam się w coś wpakować, to chce wiedzieć dokładnie w co.

Niva była bardzo konkretna i rzeczowa. Miała tyle lat by wiedzieć, że nie wszystko w życiu było czarne i białe. Istniały nieskończone odcienie szarości tego życia. Nie była przestępcą, ale jej życie się waliło i paliło. Może propozycja Marvela nie była taka najgorsza. Owszem, wydawała się dość szemrana - jak na razie -, ale co miała do stracenia? Póki co tylko wypytywała go o różne rzeczy. Musiała się dowiedzieć tego i owego. Sprawa musiała być jasna i klarowna, a ona musiała wiedzieć wszystko od a do z, żeby móc wykonać powierzone jej zadanie.
- Jeśli mam ci pomóc, i mówię całkowicie poważnie, to muszę wiedzieć wszystko. Ja rozumiem, że nie jest łatwo zaufać. Ale już i tak powiedziałeś mi za dużo, żeby teraz się wycofać, nie sądzisz?
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marvel »

Marvel nie przeszkadzał jej w jedzeniu, nawet nie patrzył na nią, kiedy jadła. Zaczekał cierpliwie, aż zaspokoi głód i nie miałby nic przeciwko, gdyby dokończyła jeść, a potem kontynuowała rozmowę. Nivalia nie wiedziała tego, ale lisołak już postanowił za nią, a w zasadzie wiedział, że właściwie nie ma żadnego wyboru. Na dworze panowała sroga zima, elfka nie miała pojęcia jak przeżyć w takich warunkach, była bezbronna i nawet nie wiedziała w jaką stronę iść żeby dożyć do następnego miasta. Chłopak zachowywał umiar w krytykowaniu jej niewesołego położenia, bo przecież sama wydawała się o tym dobrze wiedzieć. Nie wypominał jej tego, ale kiedy zaczęła mówić, zaczęło go korcić, żeby jednak otrząsnąć ją ze snu. Szczery uśmiech był jednoznaczną odpowiedzią, ostateczną i ułaskawiającą decyzją w tym konkretnym przypadku. Była słodka - w pewien sposób - i trudno było jej odmówić, szczególnie, że wyglądała na zainteresowaną jego propozycją.
Spuścił wzrok uśmiechając się pod nosem. Żeby czymś się zając, a być może i żeby nie patrzeć jej w oczy pod pretekstem poprawienia wiązania na butach, zaczął myśleć nad odpowiedzią. Zwilżył usta językiem i zagryzł dolną wargę.
- Moja działalność nie jest legalna - w pewnym sensie. Czasami muszę coś ukraść, żeby zarobić na życie. Kiedyś okradłem tam bardzo wpływowego elfa. Właściwie tylko odebrałem mu silny artefakt, który nie należał do niego. Mój zleceniodawca nie mógł go odzyskać po dobroci, więc wynajął mnie. Ja mu go ukradłem, ale zostałem przyłapany. Podczas ucieczki zgubiłem w mieście coś dla mnie bardzo cennego. Na murze zaskoczyła mnie strażniczka i wytrąciła mi ręki mój miecz. Spadł z muru i wpadł do kanału wypływającego pod murem na zewnątrz. Niestety pech chciał, że po stronie miasta. Musiałem go porzucić i ratować życie. Muszę tam wrócić i go odzyskać. W mieście szukają samotnego mężczyzny. - Podniósł wzrok, lekki uśmiech ozdabiał mu twarz i nadawał mu łagodnego wyrazu. Wyglądał jakby mówił prawdę.
- Twoim zadaniem byłoby po prostu dotrzymywać mi towarzystwa. Będziemy udawali... parę. Po prostu podejdziemy do kanału, wyciągnę miecz z dna i wynosimy się stamtąd, a potem dam ci tyle skarbu, ile chcesz. Pasuje ci to? - zapytał na końcu bardzo ciekaw tego, co na to powie. Chciałby, żeby się zgodziła. Miał pewne obawy co do tego planu, ale nigdy nie planował za dużo, zazwyczaj szedł na żywioł i ufał swojej intuicji. Nigdy nie został złapany ani ranny - mimo wielu lat swojej pracy.
- Pozostaje jeszcze kwestia Zefiry. Ona zostanie za murami i będzie na nas czekała. Ale w razie kłopotów pomoże nam. To jak? - Wyciągnął do niej rękę, żeby przypieczętować umowę.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Nivalia nie do końca rozumiała. Co było ów skarbem? Jego miecz? Artefakt? A może pieniądze, które miał za niego dostać? Musiała się wszystkiego dowiedzieć, bo jak na razie wydawało jej się, że Marvel plączę się w zeznaniach. Już inna kwestia, że mieli udawać parę... No, to był pomysł na miarę szaleńca, ale właściwie co miała do stracenia?
- Zaraz... czekaj... Nie wszystko rozumiem - powiedziała dość powoli.
- Za co właściwie masz dostać rueny? Za ten artefakt, za odzyskanie go? Czy za miecz? A może zamierzasz sprzedać ten artefakt komuś innemu? Co właściwie chcesz zrobić z tym "skarbem"? I czym on właściwie jest? - Niva miała dziesiątki pytań bez odpowiedzi. Marvel nie był do końca precyzyjny w swojej opowieści. Niva zastanawiała się też, ile zamierza jej "odpalić"; mówił, że ile chce, ale to na pewno było kłamstwo, przecież nie oddałby jej wszystkich ruenów, gdyby zażądała. Tak czy siak Niva rozważała propozycję całkiem poważnie. Właściwie nie miała innego wyjścia. Potrzebowała pieniędzy, bo miała ich niewiele, a jeśli chciała ruszyć na południe to nie z pustą sakiewką. Ominęła kwestię tego, e artefakt został ukradziony. Nie ona to zrobiła, to nie była jej wina. Musiała pomyśleć o sobie, o tym jak uratować swój tyłek z bagna w którym się znalazła. Chciała przecież wrócić do rodziców, a jak na razie nie miała lepszej propozycji. W zasadzie nie miała żadnej propozycji, więc...

- A co do "udawania", co, według ciebie, dokładnie to znaczy? - Przekręciła głowę w bok i spojrzała na lisołaka badawczo.
- Mamy się trzymać za ręce? Udawać małżeństwo? Konkretnie, jak to sobie wyobrażasz? Hm?
- Poza tym mam pewne wątpliwości. Szukają mężczyzny, samotnego - dobrze. Ale wiesz, że jesteś raczej charakterystycznym typem? Rude włosy, twarz, miecze, a co jeśli któryś ze strażników cię rozpozna? Trzeba by cię przebrać... Bo ja wiem, znaleźć jakieś bardziej mieszczańskie szaty. Zależy, czy chcesz udawać rzemieślnika, czy raczej uczonego. Może lepiej byłoby przeprać cię za szlachcica. Nie możesz wejść do miasta w tym stroju. - Spojrzała na jego charakterystyczny ubiór.
- Od razu widać, że nie jesteś zwykłym mieszczaninem. Musisz mieć inne ubranie - powiedziała pewnie, a w głowie zamiast pytań miała już pewien plan.
- Włosów nie zmienimy, ale całokształt trzeba poprawić, jeśli to ma się udać.
Zablokowany

Wróć do „Łzy Rapsodii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości