Łzy Rapsodii[Polana przy wodospadzie] Dolina Łez

Z zachodnich szczytów Gór Fellarionu spływają dziesiątki wodospadów. Ich nazwa pochodzi od starożytnej legendy o księżniczce Rapsodii, która zamknięta w magicznej wieży w górach płakała tak długo, że z gór zaczęły spływać liczne wodospady.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

[Polana przy wodospadzie] Dolina Łez

Post autor: Satoria »

  Stanęła na szczycie wzgórza i spojrzała na wschód; jej oczom ukazała się tafla wody, marszczona powiewającym delikatnie wiatrem i z wnoszącym się nad nią powoli słońcem. Była świadoma, że znalazła się w innym miejscu niż początkowo zamierzała - Turmalii. Duża część osób mogłaby zostać zwiedziona przez fakt, iż drugi brzeg był niewidoczny, a od basenu czuć było bryzę, dokładnie taką, jak ta nadmorska, jednak nie ona - od razu zauważyła brak na niebie typowych morskich ptaków, a także nieobecność specyficznego, słonawego aromatu morza, który można było niemalże posmakować. Dobrą wskazówką było też to, że tamto miasto było położone na równinach, ale takie coś było nieco zbyt oczywiste - i mogło być mylące.
Miała pewne podejrzenia, dlaczego jej zaklęcie zadziałało na tak małą odległość - i w innym kierunku, niż zamierzała - ale jak na razie wolała się nimi nie przejmować, bo ktokolwiek ją gonił, będzie w stanie podążyć jej śladem; linia magii, którą otworzyła żeby się tu dostać była jeszcze mocno wyczuwalna, a to mogło sprowadzić jej na głowę kłopoty szybciej, niż gdyby uciekała przed nimi normalnie.
Rozejrzała się; jej wzrok został po kilku minutach przykuty przez polankę majaczącą w okolicy miejsca, gdzie woda stykała się z niebem i górami. Postanowiła tam wyruszyć.

––––––––––

  Kłopoty zaczęły się już niedługo później - Szczyty Fellarionu nie były najprzyjaźniejszymi górami do wędrówki - raz po raz drogę odcinały jej pionowe ściany, na które nie miała jak wejść, przepaście i granie, nie oferujące możliwości przedostania się na ich drugą stronę. Nawet nie śmiała zapuszczać się wgłąb jaskini, znalezionej w okolicach południa, mimo iż pozornie oferowała ona łatwe i szybkie przejscie boku jednego ze szczytów. Do tej pory kilkukrotnie poruszała się po tym masywie, ale zawsze składało się tak, że podchodziła do niego od strony Rapsodii, gdzie znała kilka możliwych dróg małymi dolinkami i prostymi, przyjemnymi epizodami wspinaczkowymi. Tutaj też widziała wygodniejsze trasy, ale wolała trzymać się jak najbliżej jeziora, aby nie przeoczyć swojego celu.
Oczywiście, mogła użyć magii, ale wolała stronić od tego typu ułatwień z dwóch powodów. Po pierwsze, w ten sposób ćwiczyła swoje ciało i wolę; po drugie wolała nie zostawiać śladów po czarach, aby ewentualna tropiąca ją osoba miała utrudnione zadanie.
Gdy więc kilka godzin później odnalazła zejście do dolinki, prowadzącą stromym zejściem prosto do brzegu i jej wypatrzonej polanki, powitała ją jak zbawienie. Skarciła się, że o mało jej nie przeoczyła, nie próbując nawet usprawiedliwiając się, że prowadzące do niej przejście było niemalże całkowicie zasłonięte skałami i tworzyło mały labirynt. Nawet nie zastanawiała się zbytnio, skąd mogło tam wziąć się tyle głazów w jednym miejscu, tylko przeszła dalej, rozglądając się czujnie i nasłuchując.
Początkowo zaskoczył ją rozmiar przesieki - z daleka oceniała jej wielkość na coś znacznie mniejszego, a na miejscu zastała przestrzeń, na której mógłby rozłożyć się niejeden cyrk, a jeszcze zostałoby trochę miejsca.
Miejce sprawiało wrażenie, jakby nie powstało w naturalny sposób, ale było kreacją jakiegoś czarodzieja. Wrażenie to potęgowały jeszcze otaczające ją drzewa, nie będące bynajmniej sosnami, świerkami czy jodłami, tak typowymi dla górskich krajobrazów, ale dorodnymi klonami, a także delikatne nutki magii, tak dobrze wyczuwalne dla jej wyczulonego zmysłu magicznego i niepasujące do zwyczajnej osnowy rzeczywistosci, jak diamentowe odpryski rzucone w trawę. I jeśli ktoś zaczął mieć takie podejrzenia, nie mógł przeoczyć faktu, iż jeden z potężniejszych wodospadów Łez Rapsodii był na tyle blisko, żeby można było podziwiać go w całej okazałości, ale jednocześnie na tyle daleko, aby odgłos spadających galonów wody był tylko głośnym szumem, a nie ogłuszającym rykiem nieokiełznanego żywiołu.

  Kierując się jakimś wewnętrznym przeczuciem, zdecydowała rozłożyć swoje rzeczy między drzewami, jakby próbując ukryć się przed jakimkolwiek ciekawskim wzrokiem; wiedziała, że to irracjonalne - jedyne miejsca, z którego możnaby ją zauważyć, to albo brzeg - z którego sama ledwo dostrzegła dolinkę, a co dopiero malutką w porównaniu ludzką sylwetkę, albo jezioro - a płynąca osoba raczej sama byłaby bardziej wystawiona na atak, niż ona, albo z gór - jeśli ktoś tylko zaryzykowałby niebezpieczną przeprawę stromymi stokami. Nie, to miejsce niemalże idealnie nadawało się do tego, czego potrzebowała - jedynym problemem może być zdobycie prowiantu, bo nie wiedziała jak często w tej okolicy przebywają jakieś zwierzęta. W ostateczności zawsze mogła próbować złapać ryby pływające w jeziorze, choć wolała tego uniknąć, ze względu na to, że będzie to od niej wymagało użycia magii.
Idąc tym tokiem myślenia, zdecydowała się założyć kilka prostych pułapek, z nadzieją, że coś w nie wpadnie, a potem z powrotem udała się do swojego obozowiska. Wcześniej, zajęta rozmową z Tepalą i Malaiką, a także ciesząc się ze znalezienia tego terenu, nawet nie czuła jak piekielnie jest głodna. Żałowała, że większość jedzenia, jaki ze sobą miała, to suchy prowiant - miała ochotę przyrządzić sobie coś ciepłego, pożywnego i bardzo smacznego, ale najwyraźniej będzie musiała poczekać, aż zdobędzie jakieś mięso i - być może - zioła. Na ten moment zadowoliła się stwardniałym pieczywem i suszonym mięsem. Zakończywszy swój posiłek, dopadło ją zmęczenie - szła przez grubo ponad pół dnia, niosąc diabelsko ciężką torbę, a teraz to wszystko zebrało swoje żniwa. Powietrze było rzeźkie, więc wyjęła dwa koce i owinęła się nimi szczelnie, miejscowiąc się w miarę wygodnie na ziemi. Jeszcze zanim ogarnął ją sen, doszła do wniosku, że rzadko kiedy zdarzało jej się zasypiać tak wcześnie - na zachodzie, wielka kula słońca dopiero zaczynała dotykać horyzontu.
Miała nadzieję, że następny dzień będzie spokojny.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Wydawało się, że nic ani nikt nie może zakłócić spokoju w tym miejscu, jednak niektórzy uważają, że gdy tak się myśli, to los, przeznaczenie czy cokolwiek innego, co ma podobne działanie do nich, sprawi, że zaistnieje większa szansa na to, że właśnie tak się stanie.
W pewnym momencie nawet ptaki przestały śpiewać, a w dolinie zapanowała całkowita cisza. Jedynie lekki, wieczorny wiatr czasami ją przerywał, poruszając gałęziami i taflą jeziora, a także wyjąc lekko między jakimikolwiek przejściami, czy to pomiędzy jednym drzewem a drugim, czy to między skałami. Właśnie w tym momencie, niedaleko jeziora otworzył się portal, z którego wypadła kobieta i wylądowała na brzegu tego zbiornika wodnego. Wyglądało na to, że nic jej się nie stało, bo portal otworzył się tuż nad ziemią. Jedynie mogła sobie pobrudzić swoją suknię, w którą była ubrana.
Po chwili otworzyło się drugie magiczne przejście, które dosłownie wypluło z siebie drugą osobę i był to mężczyzna. Portal naprawdę go wypluł, a przez to łowca dusz wylądował w wodzie, a nie na brzegu. Jakby tego było mało, to wylądował on, mniej więcej, na środku jeziora.
******************

Jon odzyskał przytomność, będąc już w wodzie. Pamiętał, że portal wyrzucił go z siebie, a później musiał stracić przytomność w wyniku uderzenia o taflę wody. Nie przypuszczał, że coś takiego może się stać, jednak teraz wiedział, że jest to możliwe. Nie spodziewał się też tego, że portal ten będzie, aż tak niestabilny. Spodziewał się, że tylko miejsce, w którym się otworzy, będzie losowe, okazało się, że w trakcie podróży on i Rakhszasa rozdzielili się i nawet nie wiedział, czy wylądowali w tym samym miejscu.
Pierwsze co zrobił, to wypłynął na powierzchnie, w końcu nie będzie wstrzymywał oddechu w nieskończoność, a pod wodą oddychać też nie potrafi. Gdy już wypłynął, rozejrzał się wokół siebie, aby określić miejsce, w którym się znalazł. Na pewno była to jakaś dolina, a on znajdował się w jeziorze, jednak nie mógł dokładnie rozpoznać tego miejsca, bo wydawało mu się, że jest tu pierwszy raz.

Na jednym z brzegów zauważył kobietę w sukni, z miejsca, w którym był, wydawało mu się, że jest to Rakh i miał nadzieję, że to ona. Zaczął płynąć w jej stronę.
Po minucie lub dwóch znalazł się na brzegu i teraz miał pewność, że kobieta, którą dostrzegł to jego towarzyszka. Z jednej strony dobrze, że portal wyrzucił ich w to samo miejsce, z drugiej czekało go tłumaczenie się i próbowanie dać jej do zrozumienia, że nie zdradził jej. Brał pod uwagę to, że ta cała wymiana zdań może przerodzić się w kłótnię, jednak podszedł do czarodziejki.
- Dobrze, że wyrzuciło nas w tym samym miejscu... - powiedział po chwili.
Jego ubranie było mokre, co nie było niczym dziwnym, patrząc na to, że nie tak dawno pływał w jeziorze, w którym nie wylądował z własnej woli.
- Nie spodziewałem się tego, że portal będzie tak bardzo niestabilny... Jednak to nie jest ważne — dopowiedział. Miał nadzieję, że Rakh nie przerwie mu właśnie teraz.
- Ważne jest to, że nie jestem zdrajcą i nigdy nie poznałem tego łowcy dusz, którego spotkaliśmy w Zatopionym Mieście. To, że zachowywał się i mówił tak, jakby mnie znał i, w dodatku, jakbyśmy mieli być wspólnikami, nie oznacza, że tak naprawdę było. Łowcy dusz lubują się w podstępach i intrygach, a on właśnie podstępem sprawił, że zaczęłaś postrzegać mnie jako osobę, która cię zdradziła i oferując współpracę, tak naprawdę, chciała zaprowadzić cię do niego... - mówił to spoglądając na Rakh. Mówił szczerym tonem głosu, w którym dało wyczuć się to, że nie kłamie.
Gdy próbowała mu przerwać i coś powiedzieć, to unosił wyprostowaną dłoń lekko w górę, o ile w ogóle to robiła.
- Jeszcze raz powtarzam, że nie zdradziłem cię, a tamtego łowcę dusz na oczy widziałem pierwszy raz w swoim życiu — dokończył. Nie wiedział, co ma powiedzieć, żeby mu zaufała i nawet jeśli uwierzy w to, co powiedział, to i tak odbudowanie zaufania może być ciężkie. Na koniec, bez słowa, spojrzał na czarodziejkę. Czekał na to, co powie.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

- Super, wylądowaliśmy na jakiejś zaczarowanej polance... - wycedziła przez zęby, omiatając wzrokiem przestrzeń; jak tylko zdołała nabrać tchu po wypluciu jej przez portal. Ze wszystkich sił starała się nie krzyknąć z bólu, jaki powodowało złamane ramię. Zacisnęła powieki i nałożyła dłoń na miejsce urazu, powoli je lecząc za pomocą magii. Głęboko oddychała, próbując rozeznać się w sytuacji, jednak mrowienie w barku i dziwne uczucie znieczulenia sprawiały, że trudno było jej się skupić. Do tego dochodziła taka lawina wściekłości, że jakby przełożyć to na siły natury, to Alarnię by zmiotło z łuski prasmoka. Jęknęła, czując, jak jej kości się zasklepiają i widząc blednące ubicia na swoim ramieniu. Chwytała łapczywie powietrze, z sykiem wypuszczając je przez nos, wdech i wydech, wdech i wydech. Tylko spokojnie, nie można niczego robić pochopnie. Zobacz, kobieto, do czego cię furia doprowadziła.
Przeklęła siarczyście, uświadomiwszy sobie ile straciła. Tyle lat cholernych badań, wreszcie ruiny były w zasięgu jej ręki... i ten skurwysyn w zbroi... Ach, i Jon, ten zdrajca!
Już miała nadzieję, że utopił się sam. Jednak widząc łowcę wychodzącego z wody, pomyślała, że to nic. Sama się nim zajmie.
Wstała, nie czując już bólu w ręce i patrząc na niego z pozoru spokojnie. Jednak jej źrenice były niebezpiecznie zwężone.
Bardzo niebezpiecznie.
Starała się oddychać w miarę cicho, jednak napięcie narastające w niej było widoczne. Wysłuchała w spokoju tego, co do niej powiedział, chociaż była niesamowicie podirytowana jego tłumaczeniami. Próbował jej wmówić, że nie ma z tym nic wspólnego...!?
- Prze... - w tym momencie jej przerwał, co rozjuszyło ją jeszcze bardziej. Ale opanowała się.
Patrzył na nią z taką śmieszna naiwnością, że wydawało jej się, że Jon ma dopiero 20 lat. Albo i mniej.
Po dłuższej chwili zaśmiała się pod nosem, rozluźniając się. Zaczęła się śmiać coraz głośniej, prześmiewczo, cynicznie. Później, nadal rozbawionym głosem, powiedziała w jego stronę:
- Liczyłeś na to, że to mnie przekona?
Jeszcze raz przerwała, żeby opanować śmiech, i kontynuowała:
- "Łowcy dusz lubują się w intrygach"... Zdajesz sobie sprawę, że też jesteś łowcą? W dodatku, pouczasz mnie, kim są piekielni? Chyba jestem starsza o jakieś... - zdążyła się ugryźć w język, nim powiedziała ile ma lat. Kobiety nie lubią się chwalić takimi liczbami. - Chyba nawet jestem od ciebie starsza, uczniaku. Jakoś, niestety, dużo bardziej przekonuje mnie tamten skurwiel w zbroi, który zniszczył moje plany! - wrzasnęła, niebezpiecznie machając kosturem. - Poza tym, miło, że wysadziłeś nas na romantycznej polance pełnej motylków i króliczków! Może urządzimy sobie piknik, a ja grzecznie poczekam, aż porwiesz mnie z pomocą tamtego i wykorzystacie do odnalezienia artefaktu!? - machnęła ręką, gestykulując swój gniew, a jej bransolety niebezpiecznie brzęczały. - Może tutaj jest więcej łowców dusz, których pierwszy raz widzisz na oczy!? I co ty mi chcesz udowodnić!? O nie, nie jestem taka naiwna!
Odsunęła się od Jona i obserwowała okolicę, trzymając kostur w pogotowiu. Bała się, że to może być kolejna zasadzka.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

To, co wyrwało ją ze snu, to śmiech. Znała ten jego rodzaj - mógł wyrażać cokolwiek, ale na pewno nie wesołość.
Ale teraz nie mogła rozmyślać nad tym, co czuła osoba, która wydała ten dźwięk i sama dobrze o tym wiedziała. Rozwinęła się, możliwie najciszej i jak najszybciej ze swojego kocowego kokonu, porwała z ziemi swoje szable, a następnie ukryła się za drzewem, chcąc uniknąć możliwie najdłużej wzroku prześladowcy. Malaika i Tepala wiedziały, że to krytyczny moment i starały sie nie rozpraszać siebie wzajemnie, analizując sytuację; Satoria była niemalże w stanie pochwycić te myśli i dokładnie się im przyjrzeć, ale teraz to było bezsensowne - wtrącanie się teraz wytrąciłoby całą trójkę z równowagi. Gdyby porównać je do orkiestry, to każda z nich była teraz innym instrumentem, idealnie uzupełniającymi się i grającymi w pięknej harmonii.
Gdyby pociągnąć dalej tę analogię, to w tym właśnie momencie w całej tej symfonii pojawiłby się pierwszy fałszywy ton - ale nie z winy muzykantek, ale osoby z widowni, która właśnie zrobiła coś wielce niestosownego.
Własnie czymś takim dla nich były słowa kobiety.
„Liczyłeś”?
Może tylko się przejęzyczyła?
Po prostu się wychyl - porywczy charakter wampirzycy musiał wcześniej czy później dać o sobie znać. Mimo całej niechęci wobec porywczości, musiała przyznać, że to najlepszy pomysł. Musiała to jednak zrobić w nieco bardziej przemyślany sposób - spojrzała się na drzewo, pod którym stała i próbowała znaleźć jakikolwiek wygodny punkt oparcia. Niestety, szczęście w ogóle jej nie sprzyjało i musiała zrezygnować z tej możliwości. Postanowiła więc posłuchać się propozycji swojej towarzyszki, mając świadomość, że ze względu na to, iż wybrała takie a nie inne miejsce do noclegu, to była bliżej wyjścia z polanki. Śwadomość tego faktu napełniła ją nieco otuchą, więc rzuciła jeszcze jedno spojrzenie w tamtą stronę, zupełnie jakby chciała… Niezależnie od tego, co chciała, w tym momencie stanęła jakby była solidnie wkopana w ziemię - w miejscu dolinki, którą widziała jeszcze chwilę temu, stała teraz góra, nijak nieodcinająca się od pozostałej części pasma górskiego i wygladająca, jak gdyby stała tam od zawsze.
Od zawsze od przed chwilą?
Na to wygląda. Chociaż poczekaj, tam jest wejscie do jakiejś jaskini!
Nie. Jaskinie nie wchodzą w grę. I przecież co się stanie, jeśli któreś z nich ma nad tym jakąś kontrolę?
Sati - Tepala wiedziała, jak bardzo nie lubi tego zdrobnienia, ale prawie za każdym razem potrafiła to jakoś wykorzystać. Tym razem to był te sposób „patrzcie jaka jestem słodka!”, promieniujący nie tylko od tych słów, ale… całego jej jestestwa - bo jeśli jakaś osoba bez ciała miałaby to potrafić, to byłaby to właśnie ona. – To jest cały pieprzony łańcuch górski. Jeśli któreś z nich ma nad nim kontrolę, to najlepiej będzie, jeśli się ładnie przywitasz i spróbujesz nie robić nic głupiego. - Wobec takiej siły argumentów, Satoria nie mogła zrobić zbyt wiele. Szczególnie, że najwyraźniej tamta dwójka o coś się kłóciła.
Szybki rzut oka na polankę ujawił sytuację, która się tam rozgrywała: kobieta z kosturem, której pozę można było określić najkrócej jako „wojowniczą” - chociaż sama na zbyt wojowniczą nie wyglądała i mężczyzna wprost ociekający wodą, z wyrazem niezrozumienia na twarzy. Nie zdążyła zauważyć nic więcej, bo znów się schowała - cały czas miała wrażenie, iż jego oczy wędrują w jej stronę i już dawno ją zauważył, ale teraz stara się udawać, iż jest inaczej. Nagle perspektywa wejścia do jaskini stała się bardziej niż kusząca, ale od ucieczki cały czas odwodziła ją wampirzyca. Tworzący się w jej głowie spór można było porównać tylko z tymi, które występują kiedy na targu rybnym spotka się uparty kupiec i stara, pomarszczona baba, ale błyskawicznie do akcji wkroczyła Malaika - stojąca akurat na straży spokoju w tym umyśle - i zmusiła je do kompromisu.
Jeden rzut oka na ich aury. Jeśli będzie tam coś niepokojącego, to wtedy znikniemy.
Jak postanowiły, tak przemieniona zrobiła - wysunęła się znów zza drzewa i popatrzała się na nieznajomych - tym razem jednak w inny sposób, próbując zauważyć to, co normalnie niewidzialne. Chwilę zajęło jej skupienie swojego wzroku duszy na nich, ale wydawało jej się, że było warto - kimkolwiek była ta dwójka, to nie mógł być nikt wynajęty przez kogokolwiek, kto na nią polował: piekielny i pradawna; anioły za nic nie współpracowałyby z mężczyzną, a kobieta raczej unikałaby sekt.
Nie są niebezpieczni - pomyślała z ulgą, chowając się za drzewem.
Ale to miejsce już raczej tak
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Cóż, mógł spodziewać się różnych reakcji na to, co powiedział, jednak śmiech był jedną z ostatnich, które przyszły mu do głowy. Naprawdę. Łowca dusz skrzyżował ręce na klatce piersiowej i, w spokoju, poczekał na to, aż Rakhszasa przestanie się śmiać i zacznie mówić.
- Nie znamy się długo, to prawda, jednak w Zatopionym Mieście powstała między nami niewielka nić zaufania, którą przerwałaś, gdy uwierzyłaś w słowa innego łowcy dusz, którego pewnie też na oczy widziałaś po raz pierwszy. W sumie to świadczyło to o tym, że tej nici nie było w ogóle albo była naprawdę cienka, skoro byle kto może przerwać ją przy pomocy jednego zdania — powiedział spokojnie. Jeszcze nie pozwolił na to, aby emocje wzięły górę i można było wyłapać je w tonie jego głosu. Na razie, Rakh jeszcze nie powiedziała nic takiego, co spowodowałoby, że straciłby panowanie nad głosem i po prostu wpuścił do niego kłębiące się w nim emocje.
Pradawna zaśmiała się ponownie, więc znowu musiał czekać na to, żeby opanowała swój uśmiech. Po prawdzie mogłaby też opanować swoje postrzegania i osąd, aby nie oceniać innych zbyt pochopnie, co właśnie zrobiła względem jego osoby.
- A ty zdajesz sobie sprawę z tego, że nie posiadam informacji odnośnie do tego, jaki jest poziom twojej wiedzy na poszczególne tematy? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Znał osoby, które denerwowały się, gdy ktoś właśnie tak robił, ciekawe czy czarodziejka także należy do takich osób.
- To co, że jesteś starsza? Dzięki temu uważasz się za mądrzejszą, bardziej doświadczoną w życiu i lepszą? Dowartościowujesz się tym albo niwelujesz jakieś kompleksy? - pytał retorycznie. Nawet nie oczekiwał, że usłyszy odpowiedź na któreś z tych pytań. Im dłużej trwała ta rozmowa, tym mniej Jon panował nad swoimi emocjami, przez co w jego głosie dało wyczuć się nutkę złości i gniewu. Zrobił też niewielki krok w tył, gdy kobieta zaczęła wymachiwać kosturem.
- Gdyby nie ja, pewnie teraz leżałabyś przygnieciona przez kamień i piasek pod Zatopionym Miastem. Mogłabyś przynajmniej PODZIĘKOWAĆ! Najwidoczniej tego typu słowa nie przechodzą ci przez gardło! - zaczął mówić podniesionym głosem.
- Mówiłem, że ten portal jest niestabilny i nie wiem, gdzie nas wyrzuci! - powiedział, ze zdania na zdanie jego głos stawał się coraz bardziej podniesiony. Podejrzewał, że aura ruin, w którym się znajdowali, także miała niewielki wpływ na stan portalu.
- Wydaje mi się, że lepiej byłoby, gdyby okazał się jeszcze bardziej niestabilny! Jeszcze lepiej, gdyby w ogóle wyrzucił nas w inne miejsca! A już najlepiej byłoby, gdybyśmy skończyli na innych końcach Alaranii tak, żebyśmy mieli praktycznie zerowe szanse na ponownie spotkanie, prawda!? - zadał pytanie, jednak aktualnie było mu bez różnicy czy pradawna raczy mu na nie odpowiedzieć, czy też nie zrobi tego.
Tym razem on się zaśmiał, gdy usłyszał ostatnie słowa, które padły z jej ust.
- Tak. Oczywiście, że jest tu więcej łowców dusz. Czekają tylko na to, żebym dał im znak do wyjścia z ukrycia. Są w wodzie, pod ziemią, w zaroślach, na drzewach i nawet w powietrzu. SĄ WSZĘDZIE! - krzyknął do czarodziejki. Ta wypowiedź, aż za bardzo ociekała sarkazmem i nawet idiota by go wyczuł.
- Nie mam też zamiaru ci niczego udowadniać, skoro i tak będziesz UPARCIE TRWAĆ PRZY SWOIM! - ostatnie słowa praktycznie wykrzyczał i to głośniej niż ostatnie dwa z wcześniejszej wypowiedzi. Milczał przez chwilę, jednak było widać, że chce powiedzieć coś jeszcze, a ostatecznie ugryzł się w język i niczego nie powiedział.
Nie zamierzał atakować Rakhszasy, w sensie fizycznym, dopóki ona sama tego nie zrobi. Werbalny atak nastąpił kilka chwil temu, a po nim rozpoczęła się "walka".
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

- Nie było między nami żadnej nici zaufania, oprócz tego, że powiedziałam ci o celu mojej podróży i przedstawiłam ci moje imię - mówiła w jego stronę, nadal niesamowicie wściekła. Powoli okrążała go, zachowując dystans i skupiając w sobie energię magiczną. Kosmyk włosów nachodził jej na twarz, przez co wyglądała dodatkowo groźnie. Nie mówiąc o spojrzeniu, które gdyby mogło zabijać...
- Nie wiem, czy masz informacje o, jak to nazwałeś, poziomie mojej wiedzy, czy nie, ale wystarczyło, że ten skurrrrwysyn w zbroi, Frey czy jak mu tam, wie - syczała. - Już po raz kolejny mówisz, że nie masz z nim nic wspólnego. I nie, nie widzę powodów, żebym się miała dowartościowywać. Zwłaszcza, myśląc, że jestem lepsza od ciebie. To chyba nie jest duże osiągnięcie, wnioskując z tego, co zdążyłam zaobserwować. Nie chodzi mi o mój wiek, a to, że zachowujesz się jak dzidzi. "Niedobla pani nie powiedziała dziękuję"? Oh, uczyli cię trzech magicznych słów w domciu? A taka stala wiedźma nie umie? - mówiła sarkastycznym tonem, naśladując żałosny wyraz twarzy i ton głosu małego dziecka.
- Nie leżałabym tam, gdybyś mnie nie zaprowadził do tego miejsca! Nie wiem, czy zdążyłeś sobie zdać z pewnego faktu sprawę o Najbystrzejszy z Bystrych, ale w ruinach czyhała na mnie pułapka! CZY TO, KURWA, ZA MAŁO OCZYWISTE!? - wrzasnęła, aż jej włosy pod wpływem uniesienia rozsypały się po twarzy i ramionach w bezładzie. - Może nie lubisz się za bardzo z tym współpracownikiem, a może jestem jakimś asem, który wy próbujecie przechwycić i schować se do kieszeni; a może w ogóle w to są zamieszane jakieś siły trzecie!? I pleciesz jak obrażony malec, jeśli naprawdę ci nie pasuje to, że wyrzuciło mnie w tym samym miejscu, to możesz sobie stąd uciec. Koniecznie powiadom kolegę, gdzie się znajduję!
Mówiąc to, uniosła kostur jakby zamierzając rzucić na niego zaklęcie. Jednak się przed tym powstrzymała, karcąc siebie w duchu za kolejny nieprzemyślany ruch. W ogóle wściekłość przysłaniała jej umysł na racjonalne myślenie. Przez śmiech Jona jeszcze bardziej nie mogła się skupić; chciała go zaatakować, ale zacisnęła jedynie dłonie na kosturze tak, że aż zbielały jej kostki i palce. W dodatku intuicyjnie poczuła obecność innej osoby w tym miejscu. A nawet więcej... Postanowiła, że kiedy zagrożenie ze strony piekielnego zmaleje, użyje magii Ducha aby odnaleźć tu inne dusze. To nie było zwykłe miejsce.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

  Stojąc w ukryciu cały czas próbowała wraz z Malaiką i Tepalą rozwiązać zagadkę tego miejsca, albo chociaż rzucić na nią choć trochę światła, ale kłócąca się dwójka nie pomagała - co rusz wyrywała ją z zamyślenia, a także nie pozwalała się skupić. Miała ochotę zakląć, lecz jakoś nie mogła znaleźć w swoim - jakże bogatym - słowniku niczego, co odpowiadałoby sytuacji. Satoria z miłą chęcią uciekłaby z tego miejsca, jednak znalazła się w sytuacji, która całkowicie jej to uniemożliwiła, dlatego wolała pozostać na bieżąco - i za bezpieczną osłoną - z rozgrywającą się nieopodal sceną; przy okazji takiego podejscia, miała też szansę dowiedzieć się co nieco o obojgu przybyszy i ich celów przebywania w tym, a nie innym miejscu. Ta ostatnia kwestia została wyjaśniona przez mężczyznę, który z wyrzutem mówił o portalu. Dodatkowo, nazwa „Zatopione Miasto” coś jej mówiła, ale nie mogła przypomnieć sobie co to dokładnie było. Z radą i pomocą - jak to przeważnie bywa w tym konkretnym przypadku - przyszła wampirzyca, która rzuciła jedną z najbardziej błyskotliwych uwag w swoim życiu:
– To pewnie jakieś ruiny.
I nawet mimo tego, iż prawdziwość tej teorii potwierdziły kolejne słowa pradawnej, to pozostałe dwie nie mogły powstrzymać się, aby chwilę pokpić z tego tymczasowego przejawu geniuszu. Jednak w następnym momencie cała trójka musiała wrócić do normalności - miejsca stającego się obecnie bardzo paskudną lokalizacją w przestrzeni i czasie.

  Czuły wzbierającą od kilkunastu sekund wrogość i wiedziały, że mają tylko dwie możliwości - albo zniknąć, albo jakoś zapobiec temu, do czego to wszystko dążyło. Zgodnie, jak jeden umysł - którym wszakże zarówno były oraz nie były - podjęły decyzję. Gdyby w okolicy był ktokolwiek posługujący się dziedziną umysłu i zajrzał w ich myśli, usłyszałby perfetto unisono na trzy głosy, śpiewające gwałtowną pieśń walki i niebezpieczeństwa. Obie szable opuściły swe pochwy. Na ich ostrzach chętnie zatańczyłyby pochwycone odbicia światła - które zapewne dodałyby całej sytuacji dramatyzmu - ale niestety stała w cieniu, przez co nijak się to nie mogło zdarzyć. Mimo to, jaźnie rudowłosej nijak się tym nie przejmowały - w takich sytuacjach liczyła się dla nich efektywność, a nie efektowność. Rzuciła jeszcze jedno, ostateczne spojrzenie na przesiekę, aby wiedzieć kto dokładnie gdzie stoi - całe szczęście, bo oboje zmienili swoje pozycje, a przecież nie chciała nikomu poucinać uszu - i rzuciła szybki czar teleportacji, jednocześnie rozkładając ręce na boki.
Kiedy już się przeniosła, to priorytetem było stworzenie energetycznej tarczy wokół swojego ciała - mimo tego że potrafiła nieźle fechtować, to wolała to zrobić bo kobieta miała kostur, od którego wręcz czuć było magią i na pewno była w stanie go używać - z doświadczenia wiedziała, że takie przedmioty nie tolerują nieumiejętnych właścicieli, a nawet w nieobytych rękach są niebezpieczne. Zaklęcie było utkane i działało już w momencie, kiedy jej stopy dotknęły ziemi - zawsze wolała wziąć małą poprawkę na wysokość, kiedy to raz skończyła po kostki w mule. Niestety, dziwna magiczna natura tego miejsca z jakiegoś powodu zmieniła jej kierunek tak, że i owszem, stanęła pomiędzy kłócącymi się, ale nie bokiem, jak początkowo planowała, a przodem do kobiety. Spróbowała szybkiego obrotu, aby skorygować ten problem, ale miała nadzieję, że ten ułamek sekundy nie wystarczy im, żeby podjąć - jakże solidarną - decyzję o zmiecieniu jej z powierzchnii Alaranii. Miała szczęście - jej przybycie było najwyraźniej bardzo oszałamiającym wydarzeniem, bo uszła z życiem.

– Spokój! – krzyknęła, możliwie najgłośniej bez załamania swojego głosu. Miała nadzieję, że to usadzi ich odpowiednio w miejscu. Potem kontrolę przejęła Tepala, która miała większe doświadczenie w kwestii tego typu popisów. – Co wy sobie wyobrażacie? Przeteleportować się od tak do jakiegoś miejsca i od razu próbować się wzajemnie pozabijać?! Chciałam spać – powiedziała z wyrzutem. – Bądźmy dorośli i schowajmy broń, to miejsce jest zbyt piękne, żeby się tu zabijać.
Miały nadzieję, że ta krótka przemowa wystarczająco ostudzi ich zapał do walki, a także wywoła jakiekolwiek uczucia mające cokolwiek wspólnego z powątpiewaniem, ponieważ w innym wypadku będą miały poważne kłopoty.

  Chwila ciszy, w której mężczyzna i kobieta w milczeniu patrzeli zdziwieni na przybyłą nagle przemienioną trwała jeszcze trochę. W stronę jeziora zaczął wiać wiatr, który - cały czas delikatnie, ale jednak coraz mocniej - rozwiewał im włosy.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

- W takim razie myliłem się co do tego — odparł obojętnie. Nikt nie był idealny, więc każdy może się mylić przy ocenie sytuacji i Jon właśnie to zrobił, gdy zaczęło mu się wydawać, że między nim, a Rakhszasą zaistniała jakakolwiek nić zaufania. Zauważył, że go okrąża, jednak nie ruszył się ze swojego miejsca, tylko podążał za nią wzrokiem, a dłoń, powoli, przeniósł na rękojeść swojego miecza. Nie chciał jej atakować, jednak gdy ona zrobi to pierwsza, to miał zamiar się bronić, a dłoń na rękojeści broni spowoduje, że szybciej jej dobędzie. Nawet jeśli Rakh nie zaatakuje to cóż... przezorny zawsze ubezpieczony.
Zanim powiedział cokolwiek, poczekał na to, aż czarodziejka zatrzyma się w miejscu i przestanie chodzić wokół niego.
- I tak trafiłabyś do tej komnaty prędzej czy później, już bez różnicy, czy ja cię tam zaprowadziłem, czy sama byś tam dotarła, więc nie zdziwiłbym się, gdyś trafiła na tego łowcę dusz nawet wtedy, gdybyś przeszukiwała ruiny na własną rękę — mówił podniesionym głosem, jednak powstrzymał się od podnoszenia go do poziomu krzyczenia. Teraz on zaczął krążyć wokół pradawnej, która trzymała kostur w taki sposób, jakby miała zaraz rzucić jakieś zaklęcie.
- Nie mam zamiaru powtarzać, że nie miałem z tym nic wspólnego, bo i tak mi nie uwierzysz, patrząc na to, że jesteś UPARTA NICZYM OSIOŁ i choćbym miał rację, a także niezaprzeczalne argumenty to i tak mi nie uwierzysz! - mówił, dalej zataczając okrąg wokół niej. Właściwie, to wyglądało to tak, jakby rysował tę figurę wokół postaci czarodziejki.
- Na początku byłem dobrych myśli, gdy zobaczyłem, że wylądowaliśmy w tym samym miejscu, bo chciałem ci wyjaśnić, że nie mam nic wspólnego z Freyem oprócz tego, że jesteśmy tej samej rasy! Jednak im dłużej ciągniemy tę kłótnię, tym bardziej mam wrażenie, że lepiej byłoby, gdyby wyrzuciło nas w innych miejscach! - mówił głośno. Gdyby ktoś był w pobliżu, to pewnie usłyszałby odgłosy kłótni i taka osoba przyszłaby tu, żeby przynajmniej zobaczyć, co się dzieje. Jon znowu zaczął przechadzać się po okręgu, dyskretnie używając magii chaosu, sprawiając, że trawa więdła i tworzyła określone, małe wzory.
To wszystko zajęło mu raptem chwilę, jednak nie wypalił ostatniego sigila. W międzyczasie zaczął się śmiać i powiedział, że wokół nich poukrywani są inny łowcy, którzy zaatakują na jego znak. Oczywiście nie była to prawda, a Rakhszasa pewnie w to nie uwierzyła, bo nawet nie miała tego zrobić.
- Teraz rozejrzyj się wokół siebie. Zobaczysz, że stoisz w okręgu, w którym dodatkowo wypalone są znaki magiczne. Wiesz, co to jest!? NIEAKTYWNY PORTAL. Brakuje JEDNEGO sigila, żeby się aktywował! Jeśli tak bardzo chcesz wrócić do Freya i tych, zasypanych piachem ruin, to proszę cię bardzo! Wystarczy, że wypalę ostatni znak, a portal otworzy się i przeniesie cię do pomieszczenia, z którego wcześniej uciekliśmy! Chcesz tego!? - zapytał, niemalże krzycząc. Skoro bardziej ufała tamtemu łowcy dusz, to dlaczego miałby jej tam nie przenieść. Nie gwarantował tego, że nie wyląduje pod fragmentem sufitu, który spadł na podłogę. Swoją drogą, podejrzewał, że czarodziejka nie będzie tego chciała, jednak nigdy nie wiadomo. W każdym razie nie groził jej, a przynajmniej według niego nie brzmiało to, jak groźba, bo w końcu w tym, co powiedział wcześniej, nie było żadnych żądań.

Nie odzywał się, bo czekał na odpowiedź Rakhszasy; podejrzewał, że ona nie zostawi tego bez odpowiedzi. Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, gdy, nagle, między nimi pojawiła się kobieta i nakazała im, aby zaprzestali kłótni. Zauważył, że czarodziejka również była zaskoczona takim nagłym pojawieniem się trzeciej osoby. Wyglądało na to, że rudowłosa przysłuchiwała się ich kłótni i tylko czekała na to, aby zainterweniować, gdy kłótnia zacznie zbliżać się do tego, że zmieni się w walkę.
- Na razie walczymy tylko werbalnie! Nie miałem zamiaru atakować czarodziejki fizycznie, jednak za nią nie ręczę — powiedział do nieznajomej, jeszcze nieco podniesionym głosem. Moment ciszy, który powstał, gdy się pojawiła, sprawił, że jego emocje nieco opadły, jednak pewnie kwestią chwili jest, to gdy ponownie przybiorą na sile.
- Jak długo słuchałaś naszej kłótni? Co!? - zapytał po chwili. Jego dłoń w dalszym ciągu spoczywała na rękojeści Pustoszyciela. Ta broń to artefakt o dużej mocy, jednak potrzebuje trochę czasu na to, aby ją odnowić. Coś za coś.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Rakhszasę denerwowało podejście Jona, który najwidoczniej jak dziecko miał nadzieję na zaprzyjaźnienie się z nią. Coraz bardziej drażniła ją jego osoba, zwłaszcza to, jak nieudolnie próbował się z nią pokłócić. I jak nieudolnie próbował wmówić jej to, że jest niewinny. Kiedy to on zaczął ją okrążać, czarodziejka nastawiła się na działanie defensywne. Cały czas próbowała skupić w sobie duże pokłady energii. Jej wściekłość sprawiła tylko, że jej magia była chaotyczna i przy nieuwadze mogłaby jej się wymknąć spod kontroli.
Obserwowała jego dłoń, którą zaciskał na rękojeści miecza. Obawiała się, że może go zaatakować, a w walce wręcz nie miała dużych szans na wygraną. Trzeba było go trzymać na dystans...
- Ojeeeejku, uparta jak osiołek, nie posłucham się starszego pana... - kontynuowała przedrzeźnianie Jona, a jego rozdrażniony wyraz twarzy dostarczał jej dużo satysfakcji. Prowokowała go, bardzo ciekawa, czy uda jej się wytrącić go z równowagi i sprowokować do zaatakowania. - Takie niezaprzeczalne argumenty... A niedobla pani nie ce uwiezyć... - wycedziła, uśmiechając się zadziornie w jego stronę.
Zauważyła też jego znaki, które kreślił na ziemi. Ale za późno. Dlatego, kiedy zaczął mówić o portalu, jej twarz na powrót przybrała poważny wyraz, lecz ona sama czuła się gotowa do ewentualnej obrony. Tudzież ataku.
- Przestań krzyczeć, zachowujesz się teraz jak wariat! Jak chcesz się mnie pozbyć, to chyba dużo łatwiej byłoby ci zaatakować mnie tym dyndającym obok twojej nogi żelaznym cacuszkiem. Zachowujesz się jak dziecko! Nie jestem pewna, co właśnie się działo, ale od kilku godzin przechadzałam się po ruinach, których szukałam od wieków! Cholera jasna, już myślałam, że jestem tak blisko! ALE MI JAKIŚ SKURWYSYN W ZBROI ZAGRODZIŁ WEJŚCIE DO BIBLIOTEKI, A NA RAMIĘ SPADŁ MI KAWAŁEK SU...
Wtedy pojawiła się ta rudowłosa panienka. Naprawdę, bardzo osobliwy widok. Rakhszasa, widząc przed sobą nagle nowego potencjalnego przeciwnika - w dodatku frontem do niej, pobudziła do wzrostu dwa gigantyczne klony obok siebie i kazała ich korzeniom opleść się wokół niej. Była gotowa czarować dalej; nie była chętna do walki na dwa fronty, ale sądziła, że dopóki może się bronić, jest szansa na ewentualną późniejszą ucieczkę. Cała ta sytuacja zaczynała drażnić ją tak bardzo, że obawiała się, że nie zdoła sobie poradzić z niebezpieczeństwem.
- BRAWO, LEPIEJ BYĆ NIE MOGŁO! Jakaś urocza wróżka lasu zabrania nam walki na polance, bo nie daj Prasmoku przestraszymy króliczki i wróbelki! Cudownie! - opadły jej ramiona. Westchnęła ciężko, cholernie rozdrażniona rozwojem wypadków. Gigantyczne klony, które wyrosły obok niej i oplotły jej ciało, tworząc jakby mur, za którym mogła być bezpieczna, odsłoniły nieco jej sylwetkę. Rakhszasa ograniczyła się teraz do duchowej osłony, która mogła absorbować większość zaklęć wymierzonych w jej stronę. - Nie mam wobec ciebie złych zamiarów, ślicznotko. Ale właśnie zasłaniasz mi mój cel.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Satoria - a raczej Tepala - zdecydowała zignorować pierwsze słowa mężczyzny, bo nie przyszło jej do głowy nic co mogłaby na nie odpowiedzieć - a przynajmniej nic sensownego. Niepokoiło je tylko to, że swoją nieuwagą były w środku kręgu i lada chwila mogły zostać gdzieś przeteleportowane. Nie byłoby takie złe wyjście, gdyby nie fakt, iż na jakiś czas miały już dość takiego środka transportu, a dodatkowo były kompletnie nieprzygotowane - wszystkie rzeczy leżały długie sążnie stąd, a raczej trudno byłoby zdążyć zarówno po to, jak i na nieoczekiwaną przejażdżkę.
– Przysłuchiwałam się jej wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że jest bezsensowna – powiedziała, a po chwili zastanowienia postanowiła nie dodawać nic więcej; musiała przyznać, że przez lata zaniedbywania, jej zdolności oratorskie dawno zaśniedziały.
Trzeba też zauważyć, że wampirzyca była coraz bardziej poirytowana rozwojem wypadków i tym, że nic nie udało jej się wskórać. Poirytowana w ten sposób, że bezpieczeństwo okolicy znacznie wzrosło, gdy wymamrotała w myślach coś o dziecinadzie i oddała z powrotem kontrolę nad ciałem przemienionej. Robiła to ze świadomością, że teraz przyda się nieco bardziej racjonalne podejście do tego problemu, bo inaczej wplątają się w niepotrzebną walkę.
Malaika jeszcze chwilę zastanawiała się nad tym, czy nie rozwinąć skrzydeł i po prostu uciec, ale szybko dwie pozostałe przekoanły ją, że to dopiero ostateczność - o ile ta sytuacja już się do niej nie zbliżała - jedno szybkie użycie magii nie może się nawet porównywać z lotem w przestworzach, zarówno pod względem efektywności, jak i stopnia zwracania uwagi na siebie całego otoczenia. W dodatku, nigdy nie wiedziały, w jaki sposób zareaguje na to ta dwójka - może i miała niestandardowy zestaw skrzydeł, ale kto wie, może mają coś przeciwko aniołom? Albo demonom, bo takie skojarzenia też mogą budzić…
– Nie jestem żadną wróżką. Naprawdę nie czujecie magii tego miejsca? Kiedy jeszcze kładałam się spać, tam - kiwnęła głową w stronę zamykających polankę gór – była jeszcze dolina. Teraz nie ma nic, tylko zbocze i parę iglaków. I coś w środku mówi mi, że to wiąże się z waszym przybyciem. – Zastanawiała się, w jaki sposób może przemówić im do rozumów. Gdyby tylko wiedziała, co się stało, mogłaby coś zrobić, a tak?
Jeśli tak ci na tym zależy, zawsze możesz pokazać im co to znaczy „niebezpieczeństwo”.
Mogę, ale co mi to da? Nawet, jeśli ich zastraszę, to przy pierwszej możliwej okazji rzucą się sobie do gardeł…
A może weźmy to na spokojnie?
Masz jakiś plan? – zapytała nieco zdziwiona wampirzyca.
Tak. – A potem zaczęła wyjaśniać…
Trzeba to przyznać, że jedną z zalet takiego kontaktu jest jego szybkość - cała konwersacja trwała ułamek sekundy, a ona tylko trochę się rozproszyła. Ale plan anielicy był naprawdę dobry.
– Chociaż, rozwiążcie to jak chcecie… Dajcie tylko popatrzeć – po tych słowach rozpędziła się, w biegu chowając broń, skoczyła, chwyciła za gałąź jednego z nowo wyrosłych drzew, podciągnęła się i usiadła na niej, sadowiąc się jak najwygodniej, ale tak żeby dalej widzieć pole całej walki. – Pamiętajcie tylko o konsekwencjach.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Dłoń piekielnego nie zaciskała się na rękojeści jego miecza tak mocno, jak dłoń Rakhszasy zaciskała się na jej kosturze. Jon podejrzewał także, że wszelkie próby, jakie czarodziejka podejmie w tym, aby wyprowadzić go z równowagi i tak spełzną na niczym. Znaczy... uda jej się go zdenerwować, a właściwie to już się udało, jednak nie sprowokuje go do tego, aby zaatakował ją pierwszy. Tak naprawdę, to nie chciał z nią walczyć- mógł się kłócić, co zresztą teraz robił, jednak nie myślał o tym, żeby ją zaatakować i rozwiązać to wszystko w sposób siłowy.
Znowu się zaśmiał, gdy pradawna ponownie zaczęła go przedrzeźniać.
- Tym przedrzeźnianiem mnie, pokazujesz, że to właśnie ty zachowujesz się jak dziecko, a nie ja — powiedział bez jakichkolwiek emocji w głosie, no, może poza powoli narastającą złością, której nawet nie próbował ukrywać. Nie odwzajemnił zadziornego uśmiechu, który w pewnym momencie pojawił się na jej twarzy; może gdyby okoliczności były inne, zrobiłby to, jednak teraz wyraz jego twarzy pozostał niewzruszony, a usta nawet nie drgnęły w próbie utworzenia nawet najmniejszego uśmieszku.
- Nie mów mi co mam robić, a czego nie! Jeśli nie będę chciał krzyczeć, to sam przestanę! Chyba masz do mnie pretensje co do tego, że wyciągnąłem cię z tamtych ruin, więc chciałem "naprawić swój błąd" i cię tam odesłać! - powiedział podniesionym głosem, chociaż praktycznie, był to już niemalże krzyk.
- A miecz cały czas "dynda" na plecach, a nie przy nodze! - dodał po chwili. To też wykrzyczał, w dodatku gdy z jego ust pało to zdanie, to w jego głosie, ledwo co, dało wyczuć się nutkę pretensji co do uwagi na temat umiejscowienia pochwy z mieczem na ciele łowcy dusz.
- Z biblioteki pewnie też niewiele zostało, patrząc na to, że ruiny zaczęły się walić — powiedział po chwili, jednak nie krzyczał. Rakhszasa pewnie i tak miała to gdzieś w głowie, ale piekielny pomyślał, że o tym wspomni.

Pradawna nie lubiła, gdy jej się przerywa, a Jon sam przekonał się o tym dość niedawno. Nieznajoma właśnie to zrobiła, gdy tylko się pojawiła, a czarodziejka szybko przeszła w obronę i, wykorzystując magię, oplotła się korzeniami pobliskich klonów. Gdyby tylko Pustoszyciel zregenerował swoją moc, to bez problemu udałoby mu się przeciąć korzenie obydwu klonów i pozbawić Rakhszasy obrony. Mógłby to zrobić bez podpalania miecza magicznym ogniem, jednak trwałoby to dłużej. Poza tym, w dalszym ciągu nie zamierzał atakować jako pierwszy.
- W dalszym ciągu nie mam zamiaru walczyć ani z czarodziejką, ani z tobą, nieznajoma... Jednak nie mam pewności co do tego, jeśli chodzi o nią — powiedział mniej zdenerwowanym tonem głosu, a kiwnięciem głowy wskazał na Rakh. Do rudowłosej nie musiał zwracać się głosem, którym zwracał się do pradawnej, w końcu nowo przybyła nie stała po żadnej ze stron tego małego konfliktu.
- Skoro i tak będziesz obserwować, to po co się ujawniłaś? Wcześniej też obserwowałaś, a jedyne co mogliśmy zrobić, to, może, wyczuć twoją aurę — powiedział do rudowłosej, może nawet z nutką irytacji w głosie.
Po chwili spojrzał na Rakhszasę.
- Na pewno chcesz ze mną walczyć? Czy może jednak ograniczymy się do słów? - zapytał dość poważnie. Cóż... jeśli czarodziejka zaatakuje, to Jon będzie się bronił, nawet jeśli oznaczałoby to, że będzie musiał ją zranić.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Rakhszasa opuściła nieco kostur, jednak nadal miała go w pogotowiu. Patrzyła na Jona surowym wzrokiem, chociaż na ustach nadal miała cień uśmiechu. Nie przejęła się za bardzo tym, co zrobiła Satoria, właściwie to cieszyła się, że ta wiewióreczka ustąpiła jej miejsca.
- Mówiłam, wyrzuciłeś nas na romantycznej, zaczarowanej polance! - zaczęła przesłodzonym głosem. - A co do walki, nie zależy mi na pogruchotaniu ci kości. Chociaż po tych twoich tekstach mam szczerą ochotę to zrobić. Chcę z ciebie wydusić prawdę. Kim jesteś i dla kogo pracowałeś w ruinach!?
Liście klonów, które wyczarowała koło siebie, zaszeleściły złowrogo. Korzenie zdeformowały się ponownie, tworząc przejście dla czarodziejki, która podeszła w stronę piekielnego.
- Posłuchaj kochaniutki, myślisz, że na moim miejscu wziąłbyś za pewnik swoje słowa? W dodatku tak zdenerwowało mnie to, co stało się w ruinach, że nie do końca jeszcze jestem wstanie racjonalnie myśleć - mówiła z pozoru łagodnie, jednak ten, kto dobrze zna się na psychologii wychwyciłby kpiące zabarwienie jej słów. - Więc powiedz mi, oprócz tego, że masz na imię Jon, kim jesteś?
Stanęła jakieś dziesięć metrów przed nim i popatrzyła na niego dobrze udawanym spokojnym wzrokiem.
- Mam pokojowe nastawienie. Jeśli nie chcesz mnie zaatakować, nie musisz się obawiać, że ja to zrobię - powiedziała powoli. Wokół niej nadal migotała duchowa osłona, która nie była w stanie zatrzymać miecza, jednak czary wymierzone w jej stronę zdołałaby odbić.
Nieznacznie uniosła kostur do góry.
- Chyba nie miałbyś też nic przeciwko, jeśli cię unieruchomię, prawda? - powiedziała cicho, ale zaraz, nagle i bez ostrzeżenia, pobudziła do wzrostu krzewy tuż przy nogach Jona. Ich gałęzie oplotły jego łydki i kolana tak, że nie mógł się ruszyć.
- Kim jest Frey? Nadal nie chcesz mi powiedzieć? - spytała z zatroskaną miną, nadymając wargi jak obrażona dziewczynka. A później gałęzie i korzenie tych zmutowanych roślin mocniej oplotły ciało Jona, unosząc go do góry i wrzucając z powrotem do jeziora.
- Ojej... - powiedziała, uśmiechając się perfidnie.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Przysłuchiwała się z uwagą krótkiej wymianie zdań, teraz jednak czekając. Ale szybko okazało się, że to Malaika najlepiej oceniła sytuację - czarodziejka opuściła swoje drzewne schronienie. Dodatkowym punktem dla planu anielicy był zdecydowanie kpiący ton kobiety, który tylko potwierdzał jej przypuszczenia.
Cały czas pyta o to samo, zupełnie jak gdyby chciała usłyszeć coś konkretnego… niekoniecznie prawdę, ale dla Jona byłoby chyba najlepiej, gdyby tak się okazało.
Też to zauważyłaś. Przyjęła, że on naprawdę chciał ją zabić i teraz nie chce od tego odejść.
Nie wiem jak wy, ale ja czuję do niej niejaką sympatię – pomyślała wampirzyca dość łagodnym tonem.
No tak, ale ty…
…jesteś nieco uprzedzona – dokończyła myśl niebianki, zanim ta jeszcze zdążyła ją dobrze pomyśleć.
Teraz pozostawało im tylko czekać…
Czekać całkiem niedługo, jak się okazało - już chwilę później pradawna sięgnęła po magię. Jak na tak nieprecyzyjny zaimprowizowany plan, wszystko idzie lepiej, niż się spodziewałyśmy – zabrzmiała wyraźnie myśl Satorii, która zaczęła realizować kolejny punkt ich koncepcji.
Chociaż, trzeba było przyznać, że tak naprawdę to zawahała się przed tym co powinno być kolejnym krokiem - mogła po prostu to zrobić, rodzierając przy okazji swoje ubrania, albo zdjąć je wcześniej i zachować możliwość ich późniejszego założenia… problemem był Jon - mimo, że był w położeniu, które nie sprzyjało rozglądaniu się, przemieniona czuła się dość mocno zakłopotana w tej sytuacji. Ostatecznie, do działania pchnęła ją ta bardziej pruderyjna część jej istoty - na swoje usprawiedliwienie (które interesowało chyba tylko ją) miała to, iż ta cząstka miała nadane imię i kiedyś uganiała się za ludźmi, aby wyssać z nich krew.
I gdy piekielny leciał pięknym lotem parabolicznym w stronę tafli jeziora, czarodziejkę mógłby szczerze zdziwić fakt, iż na jednej z gałęzi zdecydowanie brakowało pewnej rudowłosej, za to wzbogaciła się ona o starannie ułożony płaszcz i koszulkę, które wydawały się tylko czekać na chwilowo oddaloną właścicielkę.

Wiedziała, że siedziała za wysoko, żeby udało jej się bezgłośnie zeskoczyć, nawet pomimo jej lekkości i zwinności. Dlatego też postanowiła nie skakać, ale wylądować. Wystarczyło jedno, powolne machnięcie skrzydłami, żeby porządnie zamortyzować upadek - magia aniołów potrafiła zdziałać cuda, które w kwestii fizyki były prawdziwą dosłownością.
A potem zaczęła biec; każdy, kto tylko jest zainteresowany gimnastyką, powinien zobaczyć jakąkolwiek skrzydlatą istotę, która w jednym momencie przechodzi z majestatycznego lotu, aż do jak najszybszego poruszania się w przód. Po kilku długich susach, kobieta już prawie była jej w zasięgu; jeszcze nim znów dotknęła ziemi po ostatnim skoku, chwyciła swoją ofiarę - jeśli mogła tak ją nazwać - i wyrwała z jej rąk kostur. A raczej spróbowała, bo z jakiegoś powodu nie mogła nawet go dotknąć. Zamiast tego objęła ją silnie i przyciągnęła do piersi, ale tak, żeby nie sprawić jej bólu, w tym samym czasie otaczając ją skrzydłami, tak, że były w ciepłym, pierzastym kokonie z piór. Korzystając z szarpaniny, odwróciła się przy okazji tak, aby stanąć plecami w stronę jeziora. Przez ułamek chwili, jedynym dźwiękiem jaki było słychać, był ich oddech, ale przemieniona nie mogła dać jej dojść do głosu.
– Siedź cicho – wycedziła, a powietrze zgęstniało od magii, którą się otoczyła. – Nie wiem co was łączy, ale wiem, co was podzieliło - to coś to twoja upartość – powiedziała, czując że wbijana w jej mostek plecami trzymanej kobiety metalowa ozdoba jest coraz bardziej uciążliwa. Jedynym pocieszeniem był fakt, że ona musiała czuć to równie intensywnie, co ona. – Popatrz na niego, nawet nie wie o czym mówisz. Chcę się stąd wydostać, możliwie nie używając magii, chociaż teraz to już i tak chyba przesadziłam, więc bez takich jak przed chwilą, a nie będę musiała posiekać cię na kawałki. – Po tych słowach puściła ją, zdematerializowała skrzydła i odsunęła się, czujna na możliwy nadchodzący atak.
Ostatnio edytowane przez Satoria 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Westchnął, gdy tylko Rakh zaczęła zadawać pytania. Co prawda, tak jakby przestali się kłócić, jednak napięcie między nimi było aż za bardzo wyczuwalne. W dodatku emocje, które nimi targały, były pewnie na tym samym poziomie, co w czasie kłótni, więc dalej istniało ryzyko, że przejdą do rękoczynów, mimo że czarodziejka przed chwilą stwierdziła, że nie chce z nim walczyć, chociaż ma na to ochotę.
- Wiesz, że gdy zaczniesz mnie przepytywać, to pewnie i tak nie usłyszysz niczego nowego...? Ale niech ci będzie, będę odpowiadał na pytania, które zadasz — powiedział do czarodziejki.
- O ile będę znał na nie odpowiedź — dodał szybko. Usłyszał i zauważył jak liście schronienia Rakhszasy szeleszczą, a ona wyłania się z korzeni, które ją oplotły i stworzyły ochronę.
- Jestem łowcą dusz, który bardziej ceni sobie różnorakie przygody, a nie to, co większość osobników mojego gatunku, czyli intrygi, podstępy, i tak dalej. Znam się zarówno na walce magią, jak i bronią białą, posiadam też inne przydatne umiejętności... i tak dalej. Wiesz, dla kogo pracuję, bo powiedziałem ci to w ruinach- pracuję dla znajomego, któremu zależy na zdobyciu zwojów z biblioteki Zatopionego Miasta, o ile jeszcze coś z niej zostało — odpowiedział. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że posiada także zdolność przemiany w drugą formę łowcy dusz i nazwał ją Mrocznym Łowcą, jednak nie miał zamiaru o tym wspominać. Przecież nie będzie rozpowiadał na prawo i lewo o tym, że potrafi wzmocnić swoją naturalną postać i dzięki temu zyskać, między innymi, jeszcze więcej siły, zarówno fizycznej, jak i magicznej. Powiedzmy, że... w swojej wypowiedzi podpiął to pod moment, w którym mówił, że zna się na walce przy pomocy magii, czyli jest uzdolniony magicznie.
- Tak naprawdę, nie jestem nikim ważnym. Znaczy... na tym świecie nie ma już osób, dla którym mógłbym być ważny — dodał po chwili, chociaż nie wiedział po co. Jego głos, który był teraz pozbawiony emocji, nawet nie wskazywał na to, że w jakikolwiek sposób próbował wzbudzić jakieś współczucie u pradawnej albo coś w tym stylu. Nie miał najmniejszego zamiaru robić czegoś takiego.

- Dobrze wiedzieć — odparł, gdy Rakh powiedziała, że nie musi obawiać się ataku z jej strony. To oznaczało, że kłótnia już nie przerodzi się w walkę.
Jon zorientował się, że czarodziejka będzie używała magii po tym, jak wzniosła swój kostur w górę. Chwilę później mógł poczuć skutki zaklęcia na własnej skórze, a raczej nogach, bo to właśnie te części ciała oplotły rośliny zmuszone przez Rakh do zrobienia tego.
Ponownie westchnął, gdy zapytała go o Freya.
- Czy ty siebie słyszysz? - zapytał retorycznie.
- Zadajesz mi pytania o osobę, którą widziałem pierwszy raz w swoim życiu. W dodatku to ty z nim rozmawiałaś, a nie ja, więc pewnie i tak wiesz na jego temat więcej ode mnie. Ja słyszałem tylko część waszej rozmowy, bo ściana ognia, którą postawił skutecznie uniemożliwiała mi usłyszenie waszej rozmowy — odparł po chwili. Nie kłamał, bo nie miał po co tego robić, ale Rakhszasa pewnie i tak nie dostrzeże tego, że mówi prawdę albo po prostu zignoruje ten fakt, nawet jeśli będzie wiedziała, że piekielny nie kłamie.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak zmutowane rośliny podniosły go i rzuciły w stronę jeziora.
"Nie tym razem" - pomyślał łowca dusz i, będąc już nad taflą jeziora, rozwinął swoje duże, nietoperze skrzydła i nie pozwolił sobie na to, aby ponownie wpaść do wody. Wzniósł się na skrzydłach w górę i podleciał do brzegu, i wylądował na suchym lądzie.

Swoje skrzydła schował na krótką chwilę po tym, jak jego stopy dotknęły stałego gruntu. W międzyczasie zobaczył, że rudowłosa również posiada skrzydła, jednak jej skrzydła różniły się od tych, które posiadał on sam, bo jedno należało do anioła, a drugie niewątpliwie było pochodzenia demonicznego. Jon przez chwilę przyglądał się całej scence i szybko domyślił się, że skrzydła przemienionej ukrywają Rakhszasę. Łowcę dusz zaciekawiło to, co musiało się stać, aby rudowłosa tak zareagowała i w dodatku ujawniła swoje skrzydła. Co prawda, on zrobił to samo, jednak miał ku temu powody, więc pomyślał, że ona także była w takiej sytuacji.
Zanim zdecydował się na to, że podejdzie i zapyta o to, co się stało, skrzydła przemienionej znikły. Jon dopiero teraz zauważył, że ma ona na sobie mniej ubrań niż miała wcześniej. Spojrzał na drzewo, na którym nie tak dawno siedziała i zauważył, że na jednej z gałęzi spoczywał płaszcz i koszulka.
Do obydwu kobiet podszedł szybkim krokiem, jednak zachował odstęp kilku kroków zarówno od jednej, jak i od drugiej. Przeniósł też dłoń na rękojeść miecza, po prostu wolał być gotowy na ewentualną próbę obrony własnego życia, bez różnicy na to, czy zostanie zaatakowany przez Rakhszasę, czy przez przemienioną albo nawet przez obie na raz.
- Co tu się właśnie stało? - zapytał w końcu. Oczywiście miał na myśli czas od momentu, w którym rośliny pradawnej wyrzuciły go w powietrze do momentu, w którym powrócił na ląd.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

- No pięknie, po prostu cudownie, oprócz pouczającego mnie piekielnego jakaś zmutowana ruda wiewióra mi zwraca uwagę! - wrzasnęła, zdenerwowana. Bardzo zdenerwowana. To, jak wcześniej była zdenerwowana było niczym przy tym, jak bardzo z równowagi wyprowadziły ją działania dziewczyny.
- Miałaś się nie wtrącać, chyba, że mówiąc o konsekwencjach chciałaś powiedzieć, że przeszkodzisz mi z przerobienia Jona na marmoladę - warknęła w jej stronę.
A może po prostu ta wariatka chciała się poprzytulać, pomyślała z przekąsem. Postanowiła, że musi się jakoś uspokoić, dlatego, że nie da rady wskórać czegokolwiek w takim stanie. Zwłaszcza, że dziewczyna wyglądała na trudnego przeciwnika. Udało jej się zaskoczyć czarodziejkę. Trzeba mieć się na baczności.
- Posłuchaj, kochaniutka, moja upartość wzięła się z tego, że nieomal zostałam przygnieciona przez spadający sufit! A wraz z zawalającymi się ruinami, zawalił się też mój cel, którego szukałam ponad pół wieku! I mam trochę zły dzień, więc zrozum, że JESTEM TROSZKĘ ROZDRAŻNIONA! - wrzasnęła.
Westchnęła głęboko i zacisnęła zęby, czując niepohamowaną chęć, żeby w coś uderzyć. Ale nie... trzeba do tego podejść poważniej. Może trochę bardziej profesjonalnie.
Kiedy Jon był w drodze do miejsca, w którym stały obie kobiety, Rakhszasa wydawała się być wreszcie jako- tako uspokojona. Dlatego więc, kiedy rudowłosa odstąpiła od niej, zaczęła łagodnie.
- Rozumiem, że masz na myśli również swoje bezpieczeństwo, skoro mówisz, że chcesz się stąd wydostać bez użycia magii. Spróbujmy się wszyscy uspokoić i pomyśleć, co możemy zrobić, żeby każdemu z nas wyszło na dobre.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Musiała przyznać, że zagrała ostro i gwałtownie, ale nie miała zbytnio koncepcji jak uspokoić pradawną. A kiedy ta zaczęła wyładowywać swą złość na niej samej, powstrzymywała się przed odpowiedzeniem w równie uszczypliwy sposób co kobieta - ona jeszcze panowała nad swoimi emocjami, a dodatkowo nie chciała pogarszać sytuacji. Odezwała się dopiero wtedy, gdy wreszcie czarodziejka się opanowała i zaczął przez nią przemawiać rozsądek, a nie wrzące wciąż po wcześniejszych niesnaskach emocje.
– Poniekąd – odrzekła wymijająco, nie chcąc zdradzać zbyt wiele o swojej osobie. – Ale podejrzewam, że w tym momencie świat będzie miał takie same kłopoty z dostaniem się do nas, jakie my będziemy mieli z wyjściem na zewnątrz. Teraz ważniejsze jest to, żeby wydostać się z tej okolicy w jednym kawałku. Bywałam już w magicznych miejscach i zdążyłam się już nauczyć, że rzadko są tym, czym się wydają i czego się spodziewamy.
Chwilę później Jon wrócił ze swojej krótkiej i wymuszonej wycieczki do jeziora. Gdy tylko usłyszała jego pytanie, uświadomiła sobie pewne fakty, jednak i tym razem uczyniła tytaniczny wysiłek, aby zachować swoje emocje pod kontrolą i odpowiedziała mu pewnym głosem.
– Próbowałam uspokoić nieco naszą czarodziejkę. Chyba nawet mi się to udało. Najlepiej będzie, jeśli pójdziemy w miejsce, gdzie się rozbiłam… Ale najpierw, musicie sobie chyba wszystko wyjaśnić między sobą, nie sądzicie? – zapytała, odwracając się bokiem do obojga z nich i rzucając spojrzenia raz na jedno, raz na drugie.
Zablokowany

Wróć do „Łzy Rapsodii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości