Łzy Rapsodii[Polana przy wodospadzie] Dolina Łez

Z zachodnich szczytów Gór Fellarionu spływają dziesiątki wodospadów. Ich nazwa pochodzi od starożytnej legendy o księżniczce Rapsodii, która zamknięta w magicznej wieży w górach płakała tak długo, że z gór zaczęły spływać liczne wodospady.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Kiwnął tylko głową i nie odezwał się już, bo wyglądało na to, że Satorii bardziej zależy na śnie, a nie na ciągnięciu rozmowy z nim. Nie miał jej tego za złe, bo nie miał ku temu powodów. Co prawda, zaplanował sobie nocną przechadzkę po drugiej części lasu, tej, której jeszcze nie przeszukał, jednak poczuł, że dopada go zmęczenie. Postanowił, że nie będzie mu się przeciwstawiał i zdrzemnie się chwilę.

Obudził się, gdy jeszcze była noc, jednak wydawało mu się, że spał dłużej niż "chwilę". Może był zmęczony bardziej niż mu się wydawało, a gdy przestał sprzeciwiać się zmęczeniu, to uderzyło ono z większą siłą i spowodowało dłuższy sen. Zauważył, że Satoria nadal śpi, więc wstał bez wydawania jakichkolwiek dźwięków, które mogłyby ją zbudzić i założył pochwę z mieczem na plecy. Następnie odwrócił się w stronę zarośli, które jeszcze przed chwilą miał za plecami i wszedł w nie.

Przez większość czasu, który spędził na chodzeniu między drzewami i przeskakiwaniu nad wystającymi korzeniami, nie trafił na nic konkretnego i ciekawego. Już zaczął myśleć nad tym, że po tej stronie także nie znajdzie niczego, co mogłoby chociaż trochę wydać się ciekawy, gdy niemalże wskoczył do dziury w ziemi, która znajdowała się niedaleko korzenia, który musiał przeskoczyć.
- Ciekawe... - powiedział sam do siebie, w końcu nie było tu nikogo innego z kim mógłby porozmawiać.
Dziura miała średnicę na tyle dużą, że zmieściłyby się w niej dwie lub trzy osoby, które wchodziłyby do niej jednocześnie.
Rozejrzał się, wzrokiem szukając jakiegoś kamienia, który będzie mógł wrzucić do dziury i dzięki temu dowiedzieć się, co znajduje się na jej dnie, a także tego, jak bardzo jest głęboka. W końcu znalazł to, co chciał znaleźć, a po chwili miał już kamień w dłoni. W lesie panowała cisza, a słońce dopiero wychylało się zza horyzontu, o czym świadczyło kilka promieni, które przebijały się przez leśną roślinność. Chwilę później, stał już przy dziurze w ziemi, trzymając znaleziony kamień w ręku. Owszem, mógł poczekać na to, aż słońce zacznie świecić i oświetli dziurę, bo może nie jest ona głęboka i dojrzałby, co jest na jej dnie, jednak nie chciał czekać.
Wystawił dłoń na czernią, które niemalże wylewała się z otworu w ziemi i puścił kamień.
- Jeden... Dwa... Trzy... Cztery... Pięć... - miał liczyć dalej, gdy usłyszał uderzenie o jakąś twardą powierzchnię i zorientował się, że kamień dotarł do dna otworu.
- Gdybym tam wskoczył, to mógłbym złamać nogi... Otwór nie jest mały, jednak jest za mały, żeby wlecieć tam na skrzydłach. Trzeba byłoby zejść tam na linie — mówił sam do siebie. Czasami zdarzało mu się coś takiego, bo zauważył, że słowa wypowiedziane na głos, dłużej zajmują miejsce w jego pamięci.
- Powiem o tym Satorii, jeśli nie będzie chciała ze mną tu przyjść i zejść na dół, to zrobię to sam — odparł i ruszył w drogę powrotną.

Im bliżej był obozu, tym bardziej czuł zapach smażonej ryby, więc nie zdziwił się, gdy zobaczył, że rudowłosa smaży rybę nad ogniskiem.
- Znalazłem coś, co może być ciekawe — odparł, podchodząc bliżej przemienionej.
- Mianowicie, znalazłem dziurę w ziemi, które głęboka jest na dobre kilka metrów i na jej dnie znajduje się skała. Nie wiem, co tam jest, jednak z chęcią bym to zbadał, może to jakieś wejście czy coś... - wytłumaczył i kucnął naprzeciw Satorii.
- Chcesz iść ze mną? - zapytał w końcu. Po chwili spojrzał na mięso i uśmiechnął się lekko, oczywiście, że był głodny.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Chodził zdecydowanie zbyt cicho - raczej wyczuła emanującą od niego magię, niż wyłapała zbliżające się kroki, przynajmniej dopóki nie zbliżył się na odległość zaledwie kilku sążni. Normalnie, jakąkolwiek inną istotę byłaby w stanie usłyszeć ze znacznie większego dystansu, bo mało kto wiedział, jak poruszać się naprawdę bezszelestnie.
Mimo wszystko, nie zaskoczyło ją jego pojawienie się i nawet nie drgnęła słysząc głos mężczyzny. Poczekała spokojnie, jedząc - albo sam wyjaśni, albo przerwie na chwilę, czekając aż dokończy posiłek i będzie miała wolne usta. Przęłknęła ostatni kęs i wskazała mu kolejne pieczące się kawałki, chcąc aby się poczęstował. Nie czekając na to, czy podejmie jej propozycję, zaczęła mówić.
– Spokojnie, nie gryzę. A, zresztą – machnęła ręką. – Mogę iść, tutaj nic mnie nie trzyma. Spróbowałabym przelecieć jezioro wszerz, na drugą stronę, ale to byłoby zbyt wyczerpujące. Myślę, że to dobra alternatywa. Chyba nawet najlepsza. – Przerwała na chwilę, wsłuchując się w echa myśli Tepali i Malaiki, które próbowały snuć jakieś plany na późniejszy czas. – Ale jednego jestem pewna: nie prowadzą po prostu na drugą stronę gór. Szczególnie, że jeszcze wczoraj ta dziura była jaskinią w zboczu masywu.
Wstała, chcąc rozprostować nieco kości i przeciągnęła się, potem rozejrzała się wokół.
– Co do zabierania się stąd… Chcesz to zrobić teraz, czy wolisz jeszcze pozwiedzać? Bo jeśli teraz, to jestem w zasadzie gotowa – wskazała ręką na swoje rzeczy, których dotychczas nawet specjalnie nie rozpakowywała. – Chciałabym tylko chociaż trochę mięsa z tej ryby, bo nigdy nie wiadomo kiedy znowu uda się coś złapać.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Nawet nie zorientował się, że porusza się bardzo cicho. Wyglądało na to, że robił to mimowolnie, a stopy same dotykały podłoża tak, aby wydawać, jak najmniej dźwięków. Z jednej strony to dobrze, a z drugiej źle, jednak nie miał zamiaru o tym myśleć, bo zobaczył jedzenie i dopiero teraz poczuł, jak bardzo był głodny, jednak po prostu ignorował to przez jakiś czas.
Po chwili przypomniał sobie o znalezisku i opowiedział o nim Satorii, a także, z nieukrywaną chęcią, poczęstował się kawałkami rybiego mięsa.
- Szczerze mówiąc, to nie mam pewności, czy ta dziura, to na pewno wejście do jakiegoś podziemnego przejścia, którym uda nam się opuścić teren tej doliny, jednak warto to sprawdzić — powiedział między kęsami i wziął kolejny kawałek mięsa, gdy poprzedni wylądował już w jego żołądku.
Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, gdy rudowłosa wspomniała o tym, iż dziura, którą znalazł, jeszcze poprzedniego dnia była jaskinią umiejscowioną na zboczu.
- Naprawdę? Nie wiedziałem, że dzieją się tu takie rzeczy — odparł z wyczuwalną nutą zaskoczenia w głosie. Znowu sięgnął po kawałek rybiego mięsa, jednak nie był on ostatnim. Znaczy... Jon powiedział sobie, że dla niego jest to ostatni kawałek, jednak nad ogniskiem zostało ich jeszcze kilka.
- Możemy iść teraz... Skończę jeść i możemy wyruszać — powiedział po chwili.
- Ta ryba jest naprawdę dobra — dodał i uśmiechnął się lekko.
Poczekał na to, aż Satoria weźmie ze sobą pozostałe kawałki ryby i spakuje je. Następnie poprowadził ją za sobą. Z jednej strony chciał, żeby dziura okazała się zejściem do tunelu, który wyprowadzi ich z tej doliny, jednak z drugiej chciał, aby na końcu korytarza znaleźli coś, co może być odpowiedzialne za magiczną aurę tego miejsca.

Po marszu, który nie zajął im specjalnie dużo czasu, dotarli w końcu do otworu w ziemi, który znalazł Jon. Piekielny stanął przy krawędzi i spojrzał w dół, w ciemność, przez którą miało się wrażenie, że dziura nie ma dna.
- Dziura jest za mała, żeby wlecieć nią do tunelu, a z tego, co udało mi się oszacować, to jest na tyle głęboka, że nie warto do niej skakać. Lepiej zejść na linie albo coś, a skoro o tym mowa... to masz może przy sobie linę? - odparł, odwracając się do przemienionej. W dalszym ciągu stał przy krawędzi, jednak teraz był odwrócony plecami do otworu.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

– Lina? Nie, ale stworzenie jednej to chwila roboty. Na szczęście znam prostszy sposób. – Odpięła ozodbę, którą dotychczas nosiła na szyi i rzuciła ją wgłąb dziury. Po chwili rozległ się metaliczny odgłos, kiedy upadła na podłoże dziury. – Może wstrząsnąć – chwyciła go za ramię, ostrzegła jeszcze i przeniosła ich oboje na dół.
Zmaterializowali się jakieś dwie stopy nad ziemią, cały czas w tej samej odległości od siebie. Gdy tylko przemieniona podniosła zrzucony naszyjnik, zainteresowała się bardziej losami swojego towarzysza - głównie za namową Tepali.
– Mam nadzieję, że nic ci się nie stało. Przepraszam, że zrobiłam to tak nagle – zreflektowała się jeszcze. – To był swego rodzaju odruch.
Wyciągnęła przed siebie i stworzyła płonącą pochodnię, która otoczyła ich kręgiem światła; wyłonił on z cieni zarysy podziemnej jamy, w której się znaleźli - duże, naturalnie powstałe pomieszczenie wypełnione zatęchłym powietrzem. Jego rozmiar był wystarczający, by te kilka korytarzy, które z niego wychodziły w różnorakich kierunkach. Zaczęła iść w kierunku jednego z nich, który powinien prowadzić na południe i oświetliła wejście. Wyglądało, jakby było wyryte w ziemi przez gigantycznego kreta - prosty tunel, niemalże bez żadnych wybojów do przodu; na jednej ze ścian zauważyła jakieś runy, ale próba ich przeczytania niewiele dała - znaki zmieniały kolejność, kształty, a im dłużej wbijała w nie swój wzrok, tym większe miała wrażenie, że to ona jest czytana; potrząsnęła głową i spojrzała jeszcze raz w stronę dziury. Nie było jej. Wszystkie trzy zaczynały mieć już silne wrażenie, że wiedzą w jaki sposób działa to miejsce i wcale im się to nie podobało.
Czym prędzej weszła w wybrany przez siebie tunel i zawołała Jona.
– Chodź za mną. Jeśli dobrze myślę, to nie ważne jest który z nich wybierzemy, ale trzeba stąd odejść – powiedziała, po czym zamilkła na chwilę.
Słuchała tego, co ma jej do powiedzenia anielica, która chciała rzucić nieco światła na sprawę czarodziejki, która odeszła z powrotem na pustynię.
– Zastanawia mnie, czego ta kobieta szuka w tym mieście – podjęła. – Zatopione Miasto to ruiny od długiego czasu. Kiedyś podobno nawet zasługiwało na swoją nazwę - woda zalewała je raz, dwa razy do roku… A potem jedna z rzek zmieniła bieg i ludzie momentalnie opuścili to miejsce. Nikt nie przejmował się tym, żeby zabrać ze sobą swój dorobek, ale wszyscy uciekali, byle by szybciej. Cokolwiek to jest, musi być cenne, skoro tam wróciła.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Nawet nie zdążył zapytać, co to za sposób, a już byli na dnie dziury. Teraz nie musiał o to pytać, bo już wiedział, że sposobem tym była teleportacja.
- Nic mi się nie stało — zapewnił Jon, gdy tylko towarzyszka zapytała go o to.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, gdy pochodnia, stworzona przez Satorię, rozświetliła je. Spodziewał się mniejszego pomieszczenia i dwóch lub trzech korytarzy, a zobaczył dwukrotnie tyle. Piekielny zaczął chodzić po pomieszczeniu i przyglądać się wyjściom, w końcu musieli wybrać jedno z nich i ruszyć nim. Gdyby okazało się, że nie jest ono wyjściem z doliny, to musieliby wrócić i wybrać inne. Nie mieli określonego limitu czasu, w którym powinni się stąd wydostać, więc równie dobrze mogli sprawdzić wszystkie przejście, nawet jeśli będzie nimi kierować czysta ciekawość.
Z zamyślenia wyrwała go Satoria, która zawołała go do siebie. Odwrócił się i podszedł, w dalszym ciągu zastanawiając się nad tym, którą drogę wybrać.
- Na jakiej podstawie tak uważasz? - zapytał po chwili.
W międzyczasie zaczął oglądać ściany tunelu, którym mieli iść, jednak nie zauważył na nich niczego niezwykłego, żadnych run, napisów, znaków lub obrazów.
- Jakiegoś artefaktu. Uważa, że w Zatopionym Mieście znajdzie ten przedmiot albo wskazówkę co do miejsca, w którym jest ukryty. Z tego, co wiem, to bardzo zależy jej na odnalezieniu tego artefaktu, dlatego chciała tam wrócić — odpowiedział po chwili. Rakhszasa nie powiedziała mu wiele na temat swoich planów, jednak dysponował jakimś informacjami na ich temat.
- Myślałem, że ta nazwa została nadana później i wzięła się od tego, że miasto było stopniowo zasypywane przez piaski Pustyni Nanher, aż w końcu zaczęło wyglądać tak, jakby w nich tonęło... - dodał po chwili.
Później spoglądnął w korytarz, który tonął w ciemności od miejsca, do którego nie sięgało światło pochodni.
- Idziemy? - zapytał i po chwili ruszył przodem.

- W ogóle, to, w jaki sposób trafiłaś do tej doliny? - zapytał, przerywając ciszę, w której szli korytarzem.
- Wiesz, w jaki sposób ja tu trafiłem, jednak nie przypominam sobie, abym pytał o to ciebie — dodał.
Krótką chwilę po tym, jak Satoria odpowiedziała na pytanie piekielnego, oboje mogli zauważyć, że powoli zbliżają się do rozwidlenia. Mogli iść dalej tunelem, którym szli albo wejść w jedną z dwóch odnóg, z których jedna prowadziła w lewo, a druga w prawo. Gdy w końcu dotarli do rozwidlenia i zatrzymali się, Łowcy zaczęło wydawać się, że z prawego tunelu czuje zapach gnijącego mięsa.
- Czujesz to? - zapytał z niepewnością w głosie. Patrzył w stronę prawego tunelu, a nie na towarzyszkę.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

– Czytałam kiedyś o tym – powiedziała, nie wspominając, iż większą część hipotezy dopowiedziała Tepala, najlepiej znająca się na tego typu anomaliach. – Wiesz, jak to jest z czasem - nie jest stały, w jednych miejscach płynie szybciej, w innych wolniej, a czasem kilka godzin marszu dzieli upalny dzień od śnieżnej zadymki – zaczęła mówić. – To skutek rytuału, który kiedyś przedprowadzili czarodzieje - rozerwał czas na drobne kawałki i porozrzucał po całym świecie. Sęk w tym, że czas to coś więcej, niż tylko coś co ma mijać - to kolejny wymiar, przez który wędrujemy. Widziałeś kiedyś, żeby szerokość czy długość była rozszarpana? – zapytała i nie czekając na odpowiedź sama odpowiedziała. – Nie. Magia splata to wszystko w całość i trzyma w ryzach, zapewniając światu trwanie. I kiedy struktura czasu została zniszczona, a jego fragmenty porozrzucane, wszystko złożyło się do kupy w takim stanie – tłumaczyła. – Problem w tym, że wszystko się rozregulowało - w niektórych miejscach czas przyspieszył, w niektórych zwolnił, przesunął się w tym lub tamtym kierunku i mimo, że nadal wszystko było „tu”, to „teraz” stało się terminem dość… abstrakcyjnym. Czas był niezdecydowany, a tutaj widać to w znacznie bardziej wyolbrzymionym stopniu; miejsce zmienia się o tysiące lat w ciągu jednej nocy, miesza ludziom w umysłach i myli kierunki - zauważyłam to używając magii przestrzeni, bo wtedy nie mogę odwołać się tak dobrze do innych rzeczy, ale muszę opierać się na swojej orientacji w terenie. Dojście od naszego obozu do brzegu to była chwila, ale gdybyś miał przewiązane oczy, to zgubiłbyś się na drodze od jednego drzewa do drugiego. Nie wiem co tu się stało, ale na pewno nieobecność w okolicy gdy się działo nie jest czymś, czego można żałować.
No no, niezły popis oratorski! A może teraz pomyślałabyś nad tym, co zrobisz jeśli na drugim końcu spotkasz anioły? – zapytała zgryźliwie wampirzyca.
Albo, co gorsza, sekciarzy – dodała jeszcze swoje trzy brązowe anielica.
Spokojnie, mamy jeszcze minimum parę minut. Poza tym, wnioskuję po waszych głosach, że coś już wymyśliłyście.
A jakże. Ale nie chciałaś słuchać.
Uwielbiacie mnie prowokować, prawda? – na swoje pytanie jedyne co odczuła, to sugestię mruczenia pod nosem. Właściwie, to było w pewien sposób zadziwiające, w jaki sposób Malaika to wywoływała, bo w końcu miały do dyspozycji tylko jeden umysł, w którym nic nie powinno zostać ukryte. Teoretycznie.
Ale nie mogła tego zbyt szczegółowo rozstrząsać - Jon mówił, a ona nie chciała przeoczyć nic, co mogłoby być dla niej w jakiś sposób ważne.
– Artefakty to dość niebezpieczny interes. Gdy ma się już jakiś w garści, to przeważnie nagle okazuje się, że w kolejce jest następne kilka osób, które raczej nie mają zamiaru czekać na twoją śmierć ze starości, żeby móc sobie poużywać. Raczej wystarczy mi to, co mam – zakończyła dość niejasno.
Zdziwiło ją, kiedy piekielny zaczął prowadzić ją wgłąb korytarza. Biorąc pod uwagę, że to ona trzymała pochodnie, spodziewała się, że to i ona będzie szła na froncie ich dwuosobowej ekspedycji. Cóż, przeliczyła się, ale nie miała zamiaru nalegać, bo było jej to nawet bardziej na rękę.
Jednak nie nacieszyła się długo ciszą, bo mężczyzna zadał pytanie - tym razem dotyczące konkretnie jej osoby i jej wcześniejszych perypetiów.
– Jakby ci to streścić… – powiedziała na głos, jednocześnie wykorzystując chwilę aby wymienić się swoimi przemyśleniami z Malaiką i Tepalą. Już chwilę później miały już jasno uzgodnione to, co mogły ujawnić. – Zauważyłam polankę już z zachodniego brzegu Łez Rapsodii i postanowiłam tu dotrzeć. Obeszłam cały zbiornik chodząc po górach, aż w końcu udało mi się tu znaleźć, w czym niewyobrażalnie pomógł mi mały przesmyk między skałami, prowadzący w tamtą stronę. Sprawdziłam co miałam sprawdzić, zrobiłam co miałam zrobić i poszłam spać, a potem pojawiliście się wy. W wielkim skrócie, to tak mniej więcej przedstawia się ta historia. - Niedługo po tym, jak Jon skończył mówić, znów zabrał głos. Na jego pytanie wciągnęła mocno powietrze. Rzeczywiście, coś - eufemicznie ujmując - drażniło jej nos, i raczej nie był to przyemny zapach. – Mhm, czuję. I wolałabym żebyśmy tam nie wchodzili. Cokolwiek tam leży, już temu nie pomożemy, a o zrobieniu z tego jedzenia nawet nie będę myśleć. No i w dodatku może istnieć coś, co zamieniło żywą istotę w kupę gnijącego mięsa i nadal może tam być. Jestem za tym, żeby iść dalej prosto, ewentualnie skręcić w drugą odnogę. I przy okazji zajmę się zabezpieczeniem naszych tyłów jakimiś zaklęciami, gdyby coś chciało nas zjeść, to przynajmniej dowiemy się za wczasu. Co o tym sądzisz?
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

- Nie musisz mi tłumaczyć tego, jak działa czas — odparł, jednak najwidoczniej Satoria nie zastosowała się do tego i zaczęła mówić o czasie. Nie miał jej tego za złe, może powie coś, czego on sam nie wie... i powiedziała, a dokładniej chodzi o to, co powiedziała na temat doliny, pod którą teraz się znajdują.
- Czyli magiczna aura tego miejsca wypacza czas jeszcze bardziej i dlatego dzieją się tu rzeczy, o których wspomniałaś przed chwilą — podsumował. Wydawało mu się, że dobrze zrozumiał wypowiedź towarzyszki, jednak gdyby tak nie było, to zawsze mogła go poprawić.
Uśmiechnął się lekko, gdy Satoria zaczęła mówić o artefaktach.
- Zgadza się, jednak takie przedmioty kryją w sobie moc, która nie zawsze widoczna jest na pierwszy rzut oka i trzeba umieć ją aktywować. Wiele osób, które ich szukają, kusi właśnie ta moc, bo dość często wyobrażają sobie nieprawdopodobną potęgę, którą będą mogli osiągnąć po zdobyciu artefaktu, a prawda, przeważnie, okazuje się daleko od tego, co myśleli — odezwał się, a po chwili zaczął iść korytarzem do przodu, a to, że rudowłosa miała w ręku pochodnię, nie oznaczało, że on nie może iść pierwszy. Nie powiedział nic na temat swojego miecza, który przecież także był artefaktem i ukrywał w sobie moc, którą trzeba umieć wydobyć.

Był przygotowany na to, że Satoria nie będzie chciała odpowiedzieć na jego pytanie, jednak z drugiej strony nie było to pytanie o jakieś sprawy osobiste czy coś, po prostu chciał wiedzieć, jak trafiła do tej doliny. Dowiedział się, bo towarzyszka odpowiedziała, a gdy poczuł smród i zapytał o to, czy ona także go czuje, otrzymał odpowiedź twierdzącą.
- Całkiem możliwe, że coś musiało przywlec tam te ciała, nawet jeśli są to truchła zwierząt. Jeśli to by się zgadzało, to oznaczałoby też to, że po prawej znajduje się leże tego czegoś - powiedział, po czym spojrzał najpierw prosto, a później w lewą odnogę.
- Chodźmy prosto, ale najpierw zabezpiecz nasze tyły — zgodził się na propozycję. Dowiedzenie się o tym, że coś podąża ich śladem, zanim to usłyszą, wyczują lub zobaczą, jest przewagą nad tym, co mogłoby ich śledzić.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

– Dokładnie taka jest moja hipoteza – potwierdziła jeszcze jego słowa. – Chociaż i tak nigdy nic nie wiadomo, bo magia jest strasznie kapryśna, ale to mój najpewniejszy strzał. Poza tym, ważne jest to, żeby nic nam się nie stało - zrozumienie natury tego miejsca nic nam nie da, bo naprawienie szkód byłoby zbyt skomplikowane – wypowiedziała jeszcze myśl podsuniętą jej przez wampirzycę.
Słysząc jego dawne słowa, miała ochotę zareagować dokładnie tak, jak on sam, ale powstzymała się - nie chciała być złośliwa i uszczypliwa, kiedy tak dobrze rozumiała zachowanie swojego rozmówcy. Postanowiła jednak pójść za namowami Malaiki i nieco podrążyć ten temat.
– Dużo wiesz o magicznych przedmiotach. Miałeś kiedyś jakiś? Bo ja parę razy spotkałam się z takim czy innym, ale to było dawno temu, i nigdy nie miałam okazji używać ich dłuższy czas. A szkoda, bo z tego co mówisz, to mogłoby być całkiem interesujące doświadczenie… – Nie miała zamiaru wspominać o tym, iż wszystkie artefakty, jakie kiedyś przykuwały jej uwagę to te, które wiązały się jakoś z duszami - a najczęściej ich eliminowaniem. Żyła w przekonaniu, że niektórych tematów nie powinno się nawet sugerować, a co dopiero mówić o nich otwarcie osobom praktycznie nieznajomym.
Jednak niezależenie od tego, zastanawiało ją to, co mogło kryć się w odnodze tunelu. Nie była to ciekawość tak silna, żeby zagłębić się w cuchnącą ciemność, ale wystarczająca, aby trzy archiwistki zabrały się do żmudnej pracy przeszukiwania setek lat pamięci w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby pasować do tego skromnego opisu który posiadały. Szybko okazało się, że znalazły niewiele.
– Nawet jeśli byśmy to znaleźli, to jest mała szansa, że będziemy wiedzieć jak przeciwko temu walczyć – powiedziała i zaczęła wyliczać. – Zagorkinia to nie jest, bo ona nie zabija, dziwożony nie miały więcej ofiar, niż wymagały tego okoliczności, a boginki nie żyją pod ziemią. Od biedy mógłby to być stukacz albo bies, ale to już kompletne zgadywanie. Według mnie to jakiś stwór, który żył lata temu i zaczął istnieć jakieś… wczoraj. Oczywiście, o ile moje przypuszczenia są prawdziwe. – Po wypowiedzeniu tych słów stanęła w miejscu. – Idź dalej, ja zajmę się zaklęciami. Jak chcesz, to możesz zabrać pochodnię.
Ochrona była gotowa już kilka chwil później. Miała nadzieję, że wystarczy.
Nadgoniła nieco dystansu i znów odezwała się do swojego towarzysza. Musiała przyznać, że taka rozmowa z kimś, kogo nie znało się od setek lat na wylot była bardzo przyjemna, wziąwszy pod uwagę ile czasu ostatnio spędziła w towarzystwie tylko Malaiki i Tepali.
– A ty skąd wziąłeś się na pustyni, przy tej czarodziejce?
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

- Do naprawienia tego miejsca potrzebny byłby zespół magów, którzy musieliby spędzić tu trochę czasu. Może też być tak, że na terenie doliny znajduje się źródło jej magicznej aury... Szczerze mówiąc, to myślałem, że uda mi się je odnaleźć, a gdy trafiłem na tę dziurę, pomyślałem, że może być tu ukryte, o ile moje przypuszczenia byłyby prawdziwe — odparł.
- Jednak trafiliśmy, prawdopodobnie, na wyjście z tej doliny, więc nie ma powodów do narzekań — dodał po chwili. Cóż, oboje woleli opuścić to miejsce prędzej niż później, więc nikomu nie powinno przeszkadzać, że tunelem tym dotrą do wyjścia, które znajduje się poza doliną.
- Żyję już trochę czasu i miałem styczność z kilkoma artefaktami — odpowiedział. Nie chciał wspominać o tym, że przez większą część jego życia, towarzyszy mu miecz, który jest artefaktem i pomógł mu w wielu sytuacjach.
Drugi raz nie próbował zajrzeć w prawą odnogę, bo wiedział, co go tam zastanie. Wyglądało na to, że Satoria szukała w swojej pamięci potwora, który pasowałby do takiego trybu życia.
- Padlinożerca, sądząc po zapachu. Albo jest ślepy i ma bardzo wyczulony zmysł węchu, albo widzi w ciemności. Nie może też być specjalnie duży... Żyje pod ziemią, więc całkiem możliwe, że nie ma naturalnego pancerza, a nawet jakby to nie jest on gruby. Oczywiście, to wszystko to tylko przypuszczenia i, żeby sprawdzić ich prawdziwość, musielibyśmy wytropić tego potwora i walczyć z nim... - powiedział, spoglądając na towarzyszkę. Przerwał tylko po to, żeby zakaszlać, bo zapach gnijącego mięsa znowu dostał się do jego nozdrzy.
- ... a wydaje mi się, że nie chce nam się z nim walczyć i wolimy wydostać się z tych tunelów. Mam rację? - dopowiedział szybko. Następnie przyjął pochodnię i ruszył do przodu. Szedł wolno, nie chciał, żeby Satoria za bardzo została w tyle, chociaż powiedziała, że zabezpieczenie tyłów zajmie jej tylko chwilę.

Oddał rudowłosej pochodnie, gdy go dogoniła, jednak w dalszym ciągu szedł przodem. Tym razem to ona zaczęła rozmowę.
- Pomagałem znajomemu. Poprosił mnie, żebym udał się do Zatopionego Miasta, odszukał tam bibliotekę i przyniósł mu stamtąd zwoje, o ile jakieś się zachowały. Najbardziej zależało mu na zwojach historycznych — odpowiedział, jednak to nie było wszystko, co ma do powiedzenia w związku z tym.
- A na Rakh trafiłem, gdy przekroczyłem wejście do ruin. Jakiś portal wyrzucił ją na terenie miasta, tylko że na powierzchni. Znalazłem ją nieprzytomną, jednak szybko się obudziła. Mieliśmy podobny cel, bo ona również szukała biblioteki, więc połączyliśmy siły — dokończył.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

– No tak, w powietrzu pełno jest dzikiej magii. Ale nawet gdybyś znalazł jej źródło, to niewiele mógłbyś zrobić, twój organizm raczej wykończyłby się zanim gdziekolwiek byś doszedł. Takie wycieki to nie w kij dmuchał – powiedziała, mając też na myśli te eksperymenty, których była przedmiotem.
W takich sytuacjach nieraz zastanawiały się, jak potoczyłyby się ich żywoty, gdyby nie wydarzenia, który doprowadziły je w jedno miejsce - a w końcu do jednego ciała - ale zawsze dochodziły do wniosku, że nie żałują tego co się stało, bo ich charaktery świetnie się uzupełniały i tworzyły harmoniczną całość, która była niemalże nie do zdarcia - zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Tematem, który wychodził jednak na powierzchnię ich myśli niemalże równie często, to rozważania na temat tego, jak bardzo ten mentalny układ zmieniłby się, gdyby było tam jeszcze więcej osób.
Na szczęście, z tych jałowych gdybań wyrwały je kolejne słowa Jona.
– Najważniejsze jest to, żebyśmy zostawili tamto miejsce za nami. A taki sposób zniknięcia będzie jeszcze lepszy, bo zanim komuś uda się stamtąd cokolwiek wywnioskować, to minie mnóstwo czasu. – Po chwili, gdy piekielny odpowiedział już na jej kolejne pytanie, podjęła kolejny temat.
– Masz całkowitą rację. Ostatnia rzecz, o której teraz marzę, to dobywać moich szabel, w szczególności, że cała ta magia mogła zadziałać na to coś bardzo udziwniająco, jak sądzę. – Spróbowała wyobrazić sobie, co mogło stać się w takim otoczeniu. Cokolwiek siedziało w tych tunelach, ocena czy staną się łowcami, czy też może zwierzyną była praktycznie niemożliwa.
Gdy oddał jej pochodnię, podziękowała mu i zaczęła uważnie słuchać tego, co ma do powiedzenia.
– Portal, powiadasz? To akurat jest interesujące. Wiele dałabym, żeby obejrzeć tamto miejsce dokładniej. Ale nieważne, to raczej jest już nieistotne. Biblioteka. Ile jej szukaliście? I może mieliście okazję, żeby ocenić jej zbiory? Byłam tam raz, ale szybko zaczęło brakować mi zapasów i praktycznie nic nie znalazłam. Wtedy jeszcze ta część ruin nie będąca szczelnie zagrzebana pod piaskiem była większa od niejednego miasta. – Uśmiechnęła się do swoich wspomnień - była to jedna z pierwszych wypraw, jakie przedsięwzięła po przemianie, i mimo tego, że nie zakończyła się jakimiś szczególnymi odkryciami, to cały czas była gdzieś w niej obecna, jako nostalgiczna wizja przeszłości. Nie podejrzewała nawet, że kiedykolwiek będzie aż tak blisko powrotu do tamtego miejsca.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

- Zaufam temu, co powiedziałaś — odparł, nie wysilając się na nic więcej. Nigdy nie miał do czynienia ze "źródłem dzikiej magii", a wydawało mu się, że Satoria miała już do czynienia z czymś takim lub czymś zbliżonym, więc prawdopodobnie wiedziała, o czym mówi.
Miał do rudowłosej pewnie pytania, jednak wydawało mu się, że między nimi wije się zbyt cienka nić zaufania, o ile w ogóle coś takiego się pojawiło, żeby je zadawać, więc szybko postanowił, że zachowa je na później... albo nie zada ich w ogóle, to zależy od okoliczności i ich przyszłości.
- Pewnie masz rację — odpowiedział na kolejne słowa przemienionej.
Uśmiechnął się lekko, gdy przyznała mu rację, a że szedł przodem, to raczej nie mogła zauważyć tego gestu. Szczerze mówiąc, to lubił, gdy ktoś przyznawał mu rację i zgadzał się z nim.
- Powiem ci, że z jednej strony jestem ciekaw tego, z jakim stworzeniem przyszłoby nam walczyć, jednak wizja opuszczenia tego miejsca w jednym kawałku jest bardziej przekonująca — powiedział i znowu się uśmiechnął, jednak tym razem odwrócił się do Satorii, gdy wypowiadał te słowa, więc mogła zauważyć jego uśmiech, mimo że był słabo widoczny.

- Tak, portal... Wyczułem, że otwiera się na terenie Zatopionego Miasta, a stało się to chwilę po tym, jak przekroczyłem coś, co było kiedyś bramą wejściową. Nie pamiętam, jak długo szukaliśmy biblioteki, jednak nie mieliśmy okazji obejrzeć jej zbiorów i poszukać tego, co nas interesowało. Trafiliśmy tam na pewnego jegomościa, który był główną przyczyną kłótni, jaką miałaś okazję widzieć i słyszeć — odpowiedział. Nie było to coś, co należało ukrywać, w dodatku mówił tak, że nie wskazywał na nic konkretnego.
- Mam nadzieję, że wkrótce dotrzemy do wyjścia z podziemi — odparł, spoglądając przed siebie. Ciemność dalej ciągnęła się przed nimi i nie było widać "światełka na końcu tunelu".
- Nie miałem na myśli tego... — powiedział, wskazując głową przed siebie.
Światło pochodni oświetlało odnogi tunelu, jednak tym razem były dwie- jedna w lewo, a druga w prawo. Nic nie wskazywało też, że jedną z nich powinni ominąć i wybrać drugą.
- Rozdzielenie się odpada, bo nie jest to dobry pomysł, jeśli nie jesteśmy w grupie, która mogłaby podzielić się na dwie mniejsze... - odparł, spoglądając to w lewo, to w prawo.
- Co podpowiada ci twoje przeczucie? - zapytał nagle i spojrzał na towarzyszkę.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Zaufanie - słowo, którego już dawno nie słyszały jako odnoszącego się do nich i mającego jednocześnie pozytywne znaczenie. Musiała przyznać, że nawet tak niewiele znaczące, mogło poprawić jej trochę humor. Mogło, ale nie zrobiło, bo nadal nie do końca wiedziała, czy Jon może być dla niej jakimś zagrożeniem i miała świadomość, że to mogła być po prostu gra aktorska.

– Lubisz walczyć, czy po prostu przemawia przez ciebie ciekawość? Jeśli to drugie, to doskonale wiem o czym mówisz, tego typu znalezisko byłoby naprawdę interesujące. – We trójkę zastanawiały się, jaki charakter ma piekielny i próbowały wyciągnąć jakieś informacje na jego temat tego typu pytaniami. Dlatego też przekazały kontrolę nad ciałem w ręcę Tepali, która najlepiej wiedziała jak sobie poradzić w tego typu sytuacjach; kobieta odwzajemniła uśmiech.
Teoretycznie, mając tyle lat na obserwację, praktykę - i w dodatku tak świetne źródło bezpośredniej wiedzy w tym temacie - nadal ani Satoria, ani Malaika nie były w stanie przeprowadzić tego w odpowiedni sposób.
Kiedy mężczyzna odpowiedział na jej kolejne pytania dotyczące ruin, od razu zaczęły nasuwać się im kolejne, których jednak postanowiły nie zadawać - nawet gdyby się czegoś dowiedziały, szybkie znalezienie się wśród gorąca pustyni Nanher nie było zbyt prawdopodobne, a poza tym żadna z nich nie chciała burzyć sobie tak świetnej niespodzianki, jakim może być zastanie miasta w zmienionym przez piaskowy żywioł kształcie.
– Wydaje mi się, że wkrótce w tym miejscu to pojęcie aż nadto względne. Poza tym, jesteśmy pod ziemią; tobie jako piekielnemu nie powinno być bardziej komfrotowo tu, niż na pełnym słońcu, wśród trawy i drzew? Oczywiście, wystrój nie jest do końca taki, ale raczej wystarczy? – Po tych słowach spojrzała w kierunku, który wskazywał; tylko rozwidlenia im jeszcze brakowało. – Masz rację – mruknęła, zastanawiając się którą odnogę powinni wybrać. I o ile w normalnych okolicznościach przejmowanie odpowiedzialności za grupę - bądź co bądź - czterech osób, w tym samej siebie i dwóch bardzo bliskich duszyczek nie było czymś, co chciałaby robić, mając za plecami swoje doświadczenie oraz resztki wampirzego instynktu, to już chyba niemożliwe było znalezienie bardziej niesprzyjających warunków włączając do tego Satorię i Malaikę dyskutujące o tym za jej uszami - oczywiście tylko metaforycznie. Dlatego też, zanim którakolwiek z nich znalazła solidne argumenty przeciwko tej drugiej, ona już wybrała drogę.
– Co ty robisz? Przecież… – zaczęła najmłodsza z nich, ale wampirzyca przerwała jej, natychmiast kontrując niewypowiedziane jeszcze słowa.
– Wspólne decyzje? W tej sytuacji równie dorze mogłybyśmy rzucać monetą. – W trakcie odpowiadania chwyciła jeszcze naszyjnik i zdjęła go z szyi.
– Co racja, to racja. Nie obrażaj się Sati, ale to byłoby naprawdę dziecinne – poparła przedmówczynię anielica.
– Właśnie. A teraz, jeśli byś mogła – wykonała mentalny odpowiednik skinięciem głową w stronę ozdoby, przekazując jej swoją ideę; swego czasu świetnie radziła sobie z magią, ale wykonywaną za pomocą rytuałów, a nie samym naginaniem świata do swojej woli i nadal nie do końca opanowała tę sztukę i wolała zostawić ją w rękach Satorii. Jajowaty, metalowy kształt okrył się warstwą energii, która skrzyła się delikatnie w ciemności, a potem poszybował wgłąb prawej odnogi, rzucony przez wampirzycę. Patrząc z boku, wszystko wygladało płynnie, jak gdyby cała ta myślowa konwersacja się nie zdarzyła.
W świetle pochodni emanacja nie była zbyt imponująca, ale w ciemnościach dalszych części tunelu dawał naprawdę wiele; wszystko przypominało ten tunel, którym tu przyszli - jedyna różnica, jaką dało się zauważyć to to, iż podłoże nachylało się trochę w górę, co dawało nadzieję na to, iż ta droga prowadzi do wyjścia.
– Chyba udało mi się wybrać tę lepszą – powiedziała z nadzieją w głosie. – Chodźmy – rzuciła jeszcze i ruszyła w kierunku delikatnej niebieskiej poświaty, a po chwili, gdy była obok niej, podniosła ozdobę z ziemi i z powrotem ją założyła.

– Mówiłeś, że przybyłeś do ruin, żeby komuś pomóc. Masz zamiar tam wrócić, czy może masz jakieś inne plany? – zapytała po pewnym czasie milczenia Tepala.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Zastanowił się chwilę nad odpowiedzią. Walka z nieznanym przeciwnikiem, z którym jeszcze nie walczył, mogłaby być ekscytująca i pełna niespodzianek, jednak równie dobrze sprawiała, że mieli więcej szans na to, iż zostaną ranni albo, co gorsza, jedno z nich nie przeżyje tego starcia.
- To drugie... - odpowiedział.
- Po prostu jestem ciekaw co to za stworzenie i jak wygląda — dodał po chwili. Zdecydował, że bardziej odczuwał ciekawość związaną z nieznaną bestią, a nie chęć walki z nią.
Minęła chwila, a Satoria znowu zaczęła zadawać mu pytanie. Nie, żeby narzekał, bo dzięki temu mogą się trochę lepiej poznać, a przy okazji nie podróżują w ciszy. Pytanie przemienionej sprawiło, że na jego twarzy pojawił się uśmiech, jednak szybko zniknął.
- Szczerze powiedziawszy, to w Piekle przebywał tylko wtedy, gdy muszę tam być i staram się spędzać tam jak najmniej czasu... Bardziej podoba mi się na powierzchni niż pod ziemią. Podoba mi się różnorodność otoczenia, czyli to, że jeden region porastają lasy, inny to pustynia, a jeszcze inny to góry lub równina pokryta śniegiem... W Piekle tak naprawdę są tylko skały i lawa, już pomijam to, że jest tam niebezpiecznie... Nie oszukujmy się, prawdą jest, że niebezpiecznie może być bez względu na to, gdzie się aktualnie znajdujesz — odpowiedział po chwili. Nie kłamał, naprawdę bardziej podobało mu się na powierzchni, a także lepiej się tam czuł niż w Piekle, jednak najbardziej prawdopodobnym wytłumaczeniem tego jest to, iż na powierzchni spędza o wiele więcej czasu niż w miejscu, w którym przyszedł na świat i spędził całe swoje dzieciństwo.
- Myślałaś, że każdy piekielny woli podziemia niż powierzchnię? - zapytał, spoglądając na rudowłosą.

Stanęli przy rozwidleniu i zastanawiali się nad tym, którą drogę wybrać. Jon już chciał coś zaproponować, gdy Satoria wrzuciła swój naszyjnik w prawą odnogę, a ten poszybował w jej głąb. Bez słowa ruszył za towarzyszką, wyglądało na to, że są coraz bliżej wydostania się z tej doliny, a przynajmniej tak mu się wydawało.
- Bardzo dobre pytanie... Ruiny waliły się, gdy stamtąd uciekliśmy, ja i Rakhszasa, więc nawet gdybym miał tam wrócić, to raczej z innego powodu, o ile kiedyś tam wrócę — odparł. Jasne było, że nie wykona "zdania", które zlecił mu jego znajomy i sam tak postanowił.
- Hmm... Ustaliliśmy z Rakhszasą, że zaczekamy na nią w Rapsodii albo w okolicy tego miasta. Będziesz czekać na nią razem ze mną czy odejdziesz w swoją stronę po tym, jak już wydostaniemy się z tego tunelu? - zapytał.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Piekielny był dla Tepali tyleż interesujący, co nieprzenikniony; kiedyś była świetna w kontaktach z innymi, a mimo upływu czasu umiejętności te nie zaśniedziały całkiem, jednak nie była w stanie odgadnąć za wiele o charakterze Jona - niby zachowawcza osoba, a byłby w stanie zaryzykować swoim życiem tylko dla zaspokojenia swojej niezdrowej ciekawości. Oczywiście, nie mogła oceniać go tylko po tej jednej cesze - w swoim życiu postępowała przeważnie jeszcze mniej zachowawczo i bardziej lekkomyślnie, chyba że akurat zdarzał się cud i jej okresy zdrowego rozsądku zgrały się idealnie razem z okresami trzeźwości.
Mimo szczerych chęci, ani Malaika, ani Satoria nie były zbyt wielką pomocą w tej materii - zamknięte w sobie o ludziach wiedziały tyle, że osobiście wolą ich unikać.
Na szczęście na ratunek przybył sam piekielny, który skwapliwie odpowiedział na jej pytania, raczej nie ukrywając niczego przed nią.
– Nie, tak samo jak nie każdy anioł musi żyć w Niebie. Tylko widzisz, większość z nich tak robi, o to mi chodzi.
Idąc dalej, zauważyła, że pochodnia nieco przygasa - coś, co nie mogło mieć miejsca, bo szli zaledwie kilkanaście, góra dwadzieściaparę minut, a nasączony materiał powinien palić się minimum dwie godziny.
To by wskazywało na to, że nasz dystans do… hmm, czegokolwiek, co wywołuje te anomalie się zmniejszył.
Pytanie tylko, czy chcemy się do tego zbliżać.
Całkiem rozsądne pytanie, jesli ktokolwiek by mnie pytał.
Teraz już raczej nie możemy zawrócić, jestem pewna, że za trochę za nami tuneli już nie ma.
Czyli co, idziemy do przodu? – zapytała wampirzyca, z lekkim niepokojem w głosie.
Tak, prowadź – dokończyła anielica.

– Hmm… – odpowiedziała niezbyt elokwentnie na zadane pytanie. – Nie wiem, wszystko będzie zależeć od tego, co stanie się, kiedy już wyjdziemy. Jeśli okolica będzie bezpieczna, to czemu nie?
Chwilę po tym, gdy wymówiła te słowa, pochodnia zgasła. Kobieta przeklęła cicho i rzuciła pozostałości za siebie, jednocześnie tworząc w swojej ręce kolejną. Obawiała się, że nie wystarczy na zbyt długo.
– Jak myślisz, uda jej się znaleźć to, czego szuka?
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Przez jego wargi przemknął cień uśmiechu.
- Zawsze są wyjątki od reguły — odparł po chwili.
Zauważył, że pochodnia przygasa i wydawało mu się, że to nie powinno mieć miejsca, w końcu była stworzona przy pomocy magii, więc powinna palić się dłużej niż zwykła pochodnia. Coś mu tu nie pasowało.
- Ta pochodnia nie powinna palić się dłużej niż zwykła? - zapytał Satorii. Może rudowłosa powie, o co chodzi, bo wątpił w to, żeby było to spowodowane tym, że zbliżają się do wyjścia z podziemi.
Musiał chwilę poczekać na jakąkolwiek odpowiedź na zadane pytanie. Czasami wydawało mu się, że przemieniona doznaje chwilowych rozkojarzeń, jednak stara się to ukrywać. Zawsze mogło być tak, że tylko mu się wydawało, a, tak naprawdę, coś takiego w ogóle nie miało miejsca.
Spojrzał na towarzyszkę, gdy odpowiedziała na jego pytania.
- Rozumiem... Pozostaje kwestia tego, jaka jest twoja definicja bezpiecznej okolicy? Masz jakichś szczególnych wrogów czy coś? - zapytał. Nie miał zamiaru nalegać na to, żeby Satoria została, bo przecież nie znali się długo, nie ufali sobie i tak dalej, jednak nigdy nie wiadomo, co się wydarzy.
Przez chwilę szli w ciemności, bo magiczna pochodnia zgasła, jednak Satoria stworzyła kolejną i całkiem możliwe, że czas jej "życia" będzie podobny do poprzedniej. Może rzeczywiście zbliżali się do wyjścia, jednak gdyby tak było, to czuliby przepływ powietrza, skoro musiałby być na tyle silny, aby zgasić magiczną pochodnię.
- Nie wiem... Może się uda, może nie, to zależy od niej i od decyzji, które podejmie. Odnalezienie tego artefaktu obrała sobie za główny cel, do którego dąży cały czas, może w końcu uda jej się go osiągnąć — odpowiedział.

Spojrzał przed siebie, cały czas szedł przed rudowłosą. Przez krótką chwilę wydawało mu się, że widzi niewielką, jasną kropkę w ciemności, która mogłaby oznaczać wyjście z tego tunelu i opuszczenie magicznej doliny, jednak gdy spojrzał ponownie, nie zauważył niczego takiego. Nie powiedział Satorii o tym, co zobaczył, pokręcił tylko głową. Najpewniej tylko mu się wydawało i minie jeszcze trochę czasu, zanim ujrzą przed sobą coś, co będzie oznaczać wyjście i koniec podziemnej wędrówki.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Jedyną odpowiedzią na uwagę o wyjątkach był jej uśmiech - rozmowa kierowała się na grząski grunt, a ona wolała uniknąć mówienia zbyt wiele, dlatego ucieszyła się, gdy piekielny zapytał o pochodnię. Tak, pochodnia to idealny temat do rozmowy.
– Taka konstrukcja jaką stworzyłam powinna palić się… minimum dwukrotnie dłużej, w takich warunkach może nawet trzykrotnie. Nie, po prostu zbliżamy się do tego, co zaburza czas, cokolwiek to jest.
Zaczęła zastanawiać się, co mogłaby w tym temacie dopowiedzieć, ale na próżno - przez długą chwilę do głowy nie wpadła jej żadna myśl, która rozwinęłaby jakoś temat i była warta wypowiedzenia. W czasie jej ciszy, Jon zaczął mówić dalej, tym razem trafiając na znacznie drażliwszy temat. Myślała chwilę nad tym, jak ubrać swoje myśli w słowa.
– Bezpieczna okolica to taka, w której nikt nie chce mnie zabić – zaczęła ostrożnie i powoli. – A jeśli ktoś taki się zjawi, to postaram się dać ci znać – odpowiedziała dyplomatycznie i dodała, chcąc nieco uściślić sytuację. – Ale nie podejrzewam, żeby ktokolwiek szukał mnie tam, na drugim końcu tego tunelu. Gdy zniknie, pewnie nie będzie go tam od tysięcy albo więcej lat, więc kto będzie przypuszczał, że jeszcze niedawno ktoś nim szedł?
Wampirzyca myślała nad dość ogólnikową odpowiedzią mężczyzny - nie mówiła zbyt wiele, ale chyba on sam niewiele wiedział na temat poszukiwań czarodziejki. Niezależnie od tego, była jedną rzecz którą mogła powiedzieć:
– Zatem żałuję, że nie życzyłam jej powodzenia, bo czeka ją długa i ciężka droga, pewnie nawet pełna niebezpieczeństw.
Chwilę później zauważyła coś, co nie miało prawa istnieć - chwilowy słaby prześwit światła gdzieś z przodu tunelu.
– Ha, widzia… – nie udało jej się dokończyć zdania, bo nagle uderzył ją pewien fakt - i to tak mocno, że potknęła się i poleciała do przodu tracąc oddech - echo nie było do końca takie, jak wcześniej, a energetyczna ściana która podążała za nią nagle zniknęła. Odzyskując równowagę tylko dlatego, że uchwyciła się Jona i jego ubrań, rzuciła się szybko do przodu; w tym samym momencie pochodnia uderzyła o podłoże i potoczyła się na bok, przygasając prawie całkowicie. – Musimy uciekać!
Wiedziała tylko, że ściana za nimi zbliża się, a otaczające ją powietrze już niedługo pełne będzie litej, macierzystej skały, a jesli nie zaczną uciekać, to najpewniej zamienią się w dwa szkielety. Tepela natychmiast oddała kontrolę Satorii, mając nadzieję, że ta najlepiej odnajdzie się w sytuacji. Walcząc z paniką szybko spojrzała w tył - w tym samym momencie pochodnia zniknęła, pochłonięta przez kamień, odcinając jedyne źródło światła. Nie chcąc więcej ryzykować, złapała swojego towarzysza za ramię i skupiła się - wiedziała, że to co ma zamiar zrobić jest cholernie niebezpieczne, lekkomyślne i pozostawi ją niemalże wyżętą z energii magicznej, ale było jedynym wyjściem.
– Głęboki oddech! - zdążyła jeszcze krzyknąć, zanim na ułamek sekundy pochłonęła ich nicość, a potem wypluła znów, prosto w dół, coraz niżej i niżej, szybko nabierając prędkości. Tak wysoko, że gdyby mogła - i chciała - spojrzeć się nieco uważniej na leżącą na wschód od niech Rapsodię, mogłaby bez problemu zobaczyć pojedyncze budynki i policzyć je wszystkie, jednak nie miała czasu na obserwowanie widoczków - poczuła, jak z ramienia zsuwa się jej sakwa, ale w tym konkretnym momencie nie mogła sobie tym zaprzątać głowy, bo musiała przedsięwziąć jakieś kroki, aby nie stali się makabrycznymi elementami geografii - przyciągnęła piekielnego do siebie i objęła go z całej siły ramionami.
– Chwyć się mnie mocno i nic nie mów! – spróbowała przekrzyczeć się przez świszczące powietrze, a potem, przy okazji rozrywając koszulę i płaszcz przywołała skrzydła. Mieli szczęście, że były złożone, bo inaczej w najlepszym przypadku pęd powietrza złamałby je, a w najgorszym po prostu wyrwał; nie miała zamiaru eksperymentować z tym, czy magiczny tatuaż byłby w stanie obdarzyć ją nową parą.
Uważnie manewrując ciałem, udało jej się zwrócić głową w stronę podłoża - co sądząc po zachowaniu Jon nie uznał za najlepszą decyzję, ale było dokładnie tym, co zamierzyła; wykonywała taką akrobację po raz pierwszy i szczerze liczyła, że jej się uda - można powiedzieć, że aktualnie była w stanie postawić życie na to przypuszczenie; pocieszała ją świadomość faktu, że to była jedyna możliwość.
Rozłożyła skrzydła i zaczęła powoli, ale metodycznie zmieniać ich kąt wobec podłoża, przemieniając upadek najpierw w szaleńcze pikowanie, potem w ostry lot w dół, a potem w spokojne szybowanie. Wypuściła powietrze, które dotychczasowo cały czas trzymała w płucach, uwalniając ulgę, która nagromadziła się nie tylko w niej, ale też w Malaice i Tepali.
– Kiedyś… – zaczęła mówić, cały czas jednak przerywając, w celu nadrobienia wczesniejszych braków w oddychaniu – kiedyś, takie coś… mnie zabije… albo przynajmniej… solidnie… okaleczy.
Zaczęła przymierzać się do wylądowania; w lesie taki manewr był conajmniej kłopotliwy, ale udało jej się wypatrzeć ścieżkę, która rozrywała tkankę lasu na szerokość niecałych dwóch sążni, co umożliwiło jej opaść bez większych zadrapań. Pomogła stanąć Jonowi na nogach, sama przy okazji korzystając z jego ramienia, aby utrzymać równowagę. Czuła, że będzie miała siniaki w miejscu, gdzie piekielny docisnął jej szble do ciała zbyt mocno swoim uściskiem, ale to nie była zbyt wielka cena za ujście z życiem.
– Jesteś cały? – zapytała, wciąż z trudem łapiąc oddech. – Bo ja z całą pewnością będę musiała coś zjeść. Szkoda sakwy, w niej miałam wszystkie moje rzeczy… – Usiadła na udeptanej ziemi - na szczęście spodnie były w takim samym stanie jak wcześniej - skrzyżowała nogi i zakryła się skrzydłami. – Daj mi chwilę odpoczynku i możemy ruszać.

Ciąg dalszy: Jon i Satoria.
Ostatnio edytowane przez Satoria 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Zablokowany

Wróć do „Łzy Rapsodii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości