Łzy Rapsodii[Niecka u podnórza wodospadu] śnieżyca

Z zachodnich szczytów Gór Fellarionu spływają dziesiątki wodospadów. Ich nazwa pochodzi od starożytnej legendy o księżniczce Rapsodii, która zamknięta w magicznej wieży w górach płakała tak długo, że z gór zaczęły spływać liczne wodospady.
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marvel »

- Sam nie wiem jak to możliwe - wzruszył ramionami w odpowiedzi na jej pytanie o postać hybrydy. - Mogę przybrać trzy formy - kontynuował nadziewając ochłapy mięsa na patyki i układając je równo nad ogniskiem. Pochylił się nad ziemią i rozdmuchał żar, a potem dołożył drwa. Otrzepał dłonie i powrócił do wykrajania i nadziewania mięsa na nowe patyki. Zwykle nie szykował tak wiele prowiantu, ale ze względu na to, że mieli gościa musiał przyszykować jego większy zapas. Upieczone mięso utrzymywało świeżość znacznie dłużej, nie psuło się i nie zajmowało dużo mięsa. Odpowiednio wysuszone mogło pozostać zdatne do jedzenia przez długie tygodnie.
- Taką jak teraz, całkiem czworonożną, i taką o jakiej mówiłaś. Z tym, że ta między dwoma gatunkami jest najmniej wygodna. Ogon uwiera w spodniach - usiadł na kamieniu. - Wzbudza też zbyt duże zainteresowanie. Czasami zbyt skrajne. Kiedy byłem młody, bardzo młody, byłem zwykłym liskiem. Podobno dopiero po kilku latach ni stąd ni zowąd zmieniłem się w chłopca. Lisie uszy, ogon w tej formie nauczyłem się wykształcać właściwie przypadkiem. Przychodzi to podświadomie, ale wszystko kontroluję na szczęście.
Obrócił skwierczące mięsiwa. W zadumie popatrzył na elfkę.
- Może lisołaki, które znałaś specjalnie to robiły. Znaczy, nie zmieniały się w ludzi. Kto wie...
Marvel potarł nos od rękaw na przedramieniu i popatrzył na kompana Nivalii. Ogier zerkał badawczo na Zefirę, która zagarnęła resztki kozicy i zajęła się ich konsumpcją.
- Fajnie jest mieć wybór. Ja osobiście wolałbym nie pracować jako atrakcja. Ty patrzysz na to z innej strony, ale nie myślałaś o tym jak naprawdę czują się zmiennokształtni wystawieni na pokaz, wzbudzający szok i fascynację? Czy naprawdę byli szczęśliwi? - zapytał ciekaw co ona o tym myśli. Brał pod uwagę fakt, że jej ocena mogła być subiektywna, spaczona przez wielkie przywiązanie do trupy. Wolał jednak usłyszeć, że oni byli tam naprawdę szczęśliwi.
Lisołak nigdy nie dążył do sławy, ani rodziny. Nie miał przyjaciół wśród ludzi. Ufał tylko Zefirze, tylko na niej polegał i tylko z nią czuł się swobodnie, bo choć może i nie była najrozmowniejsza, to miał wrażenie, że ta cisza mu odpowiada.
Marvel zdał sobie sprawę z tego, że mógł niechcący zarzucić elfce, że robiła coś złego, a wcale takiego zamiaru nie miał, dlatego szybko sprostował:
- To nic złego jeśli to fascynacja. Tak jak ta, którą zobaczyłem w twoich oczach. O ile to nie naturalny blask... to znaczy na pewno naturalny, ale bardzo mi się spodobał... Znaczy, spodobała mi się twoja reakcja - zająknął się. Och. Głupio wyszło i Marvel lekko się poplątał. - Chciałbym, żeby wszyscy ludzie patrzyli na nas tak jak ty.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Niva spędziła w cyrku wiele lat i wydawało jej się, że znała tamtejszych ludzi i nieludzi. Ale czy tak było? Pewności mieć nie mogła, chociaż... Sama nie wiedziała. Jednak patrzyła na świat nieco inaczej niż jej nowy towarzysz.

- Nie chodzi tylko o to, jacy jesteśmy na zewnątrz. To, że ktoś ma uszy, czy ogon, a może ciało konia zamiast człowieka nie oznacza, że dlatego inni przychodzą go zobaczyć. To dodatkowa atrakcja, ale tak naprawdę chodzi o to co umiemy, co potrafimy. Bo przecież nie każdy jest w stanie bujać się na trapezie kilka metrów nad ziemią. Nie każdy skacze po końskim grzbiecie, nie każdy potrafi ujeżdżać, czy parać się woltyżerką. Jedni tańczą z ogniem, inni dźwigają ciężary, oprócz tego, że jesteśmy... byliśmy odmienni od ludzi, potrafiliśmy też wiele innych rzeczy. Wierzę głęboko, że nie tylko nasz wygląd sprowadzał ludzi do cyrku. Byliśmy jedną, wielką rodziną i myślę, że tak... że byliśmy szczęśliwi, że moi przyjaciele tacy byli, bez względu na rasę. Nie każdy nadaje się do cyrku. Nie każdy potrafi odnaleźć się w tej plątaninie ogonów, uszu, kopyt. Wędrowny tryb życia jest trudny. Myślę, że bez względu na to dlaczego wylądowaliśmy właśnie tam, byliśmy szczęśliwi. Bez względu na to, czy ktoś nas oceniał czy nie. Tak naprawdę cyrkowiec musi być przyzwyczajony do oceny przez innych, nie ważne czy jest człowiekiem, elfem, czy zmiennokształtnym. Taka praca, ludzie oceniają nasz strój, naszą figurę, twarz, włosy, oczy. Nie ważne, czy mamy dodatkowy ogon, czy kocie uszy. Jesteśmy nieustannie oceniani, po prostu.

- Ale masz rację, dobrze jest mieć wybór, a nie każdy go ma. Nie mówię tu tylko o przemianie, ale też ogólnie, o życiu. Mi przypadła taka, a nie inna rola. Nie miałam wielkiego wyboru. Nadal nie bardzo go mam – przyznała smutno. Nie miała pieniędzy, nie miała perspektyw. Była uzdolniona, ale biedna i bez wielkich widoków na przyszłość. Nie miała nawet domu. Westchnęła głośno spuszczając wzrok. Chciała pomóc Marvelowi w odzyskaniu miecza, ale tak naprawdę nie miała innego wyjścia, jak na razie nie miała lepszego widoku na zarobienie jakiś pieniędzy.

W końcu podniosła wzrok na mężczyznę, ale wtedy on zaczął plątać się w słowach. Uśmiechnęła się pod nosem. Było to w pewien sposób urocze, bo chyba chciał jej powiedzieć komplement, a wyszło jak wyszło. Nie śmiała się z niego, raczej uśmiechała do niego.
- Rozumiem – rzekła spokojnie – i dziękuję. Myślę, że w pewien sposób jestem tobą zafascynowana. Lubię nieludzi, tak po prostu. Mam do nich większe zaufanie, w końcu przez długie lata byli moimi przyjaciółmi – wyjaśniła.
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marvel »

        Marvel był wyjątkowo uradowany tym, co dotarło do jego uszu. Domyślał się, że elfia czarodziejka może go wiele nauczyć, pokazując świat z innej perspektywy. Z perspektywy kogoś, kto znalazł radość w byciu innym od innych. Dom dla niej to było tylko słowo. Zrozumiał, że domem była dla niej jej rodzina i mógł tylko podejrzewać, jak się czuła w tej chwili. Samotna, bez perspektyw, bez nikogo, w kim miałaby oparcie. To smutne, bo choć on nigdy nie był w takiej sytuacji... nie, wróć! Był całe życie w takiej sytuacji i nigdy mu to nie przeszkadzało, ale był świadomy, jakby się poczuł na jej miejscu. Przynajmniej tak sądził.
        - To miłe, co powiedziałaś - przyznał, łapiąc szczypcami zrobionym z drutu kawałek mięsa. Położył go na materiale i podszedł do elfki. - Cóż... jeśli mogę się odpłacić, to zrobię to z miłą chęcią.
        Spojrzał w jej oczy. W ich bezdenną otchłań, urzekającą emanację czegoś wyjątkowego, czegoś co się nazywa odzwierciedleniem duszy. Patrzył na nią jak zahipnotyzowany, aczkolwiek w pełni świadomy przedłużającej się w nieskończoność ciszy.
        - Piękna jesteś - wypowiedział te słowa takim tonem, jakby się w niej zauroczył i zdecydowanie nie chciał, aby to tak zabrzmiało. Tym razem jednak tego nie negował, pozostawiając wydźwięk tych słów taki jaki miał być, czyli prawdziwy płynący prosto z serca. Tylko nie dopowiedział, że nie miał na myśli tylko jej urody, lecz całokształtu.
        Uśmiechnął się do niej miło i podał jej śniadanie.

        Po spakowaniu obozu przyszedł czas na dalszą podróż. Jeszcze przed południem udało się im pokonać całkiem spory kawałek drogi. Gdyby nie Nivalia, Marvel leciałby na grzbiecie Zefiry i pewnie dolatywałby już do celu, lecz wcale mu nie przeszkadzało wydłużenie czasu. Wręcz gotów był przyznać, że wolny marsz był zdrowy dla nóg, a krajobraz znacznie piękniejszy kiedy się nań patrzy z niższego poziomu. Byłby kłamcą, gdyby zaprzeczył, że nie tylko dla krajobrazów nabawi się odcisków na stopach. Śniegu było coraz mniej, im bardziej oddalali się od gór. Zefira szła za nimi, mierząc wzrokiem pasiastego konia - towarzysza Nivalii. Od początku narzekała na naiwność Marvela, ale lisołak nie zwracał uwagi na fochy kompanki. Zapewniał ją, że to nie zauroczenie, tylko zwykła uprzejmość i że jest gryfem, dlatego nigdy tego nie zrozumie.
        Gdzieś przed wieczorem na horyzoncie pojawiło się znane mu miasto. Mieli za sobą długą drogę, więc zdecydował, że pora rozbić obóz i napełnić brzuchy. Na przenocowanie wybrał niewielkie zgromadzenie ogromnych głazów nachodzących na siebie i tworzących ścianę chroniącą od wiatru.
        - Zatrzymamy się tutaj na noc, jeśli nie masz nic przeciwko - powiedział. Jak się domyślał, Nivalia też potrzebowała odpoczynku, ale głowy by nie dał. W końcu miała wiele okazji pojechać na swoim koniu, w przeciwieństwie do niego, bowiem bardzo rzadko używał Zefiry jako wierzchowca, ale gdyby poprosił, aby wyręczyła jego nogi, to pewnie by mu nie odmówiła.
Zrzucił bagaże przy kamieniach i rozejrzał się w poszukiwaniu gałęzi do ogniska. Zobaczył kilka obiecujących drzew kilkanaście skoków od nich. Poszedł tam i wrócił po chwili ze sporym zapasem gałęzi na rękach, ale to nie był koniec, bo noce były już długie i musiał wykonać kilka takich kursów nim wreszcie został już na miejscu i zajął się rozpalaniem ogniska. Krzesiwo pryskało jaskrawymi iskrami. Rzucane na suchą słomę, której zapas miał zawsze przy sobie, szybko przerodziły się w maleńki płomyk, który z małą, wprawną pomocą rudzielca, przemienił się w pełnowymiarowe ognisko.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Niva była zaskoczona słowami mężczyzny. On patrzył na nią, a ona na niego. Wydawało jej się, że to spojrzenie trwa w nieskończoność, ale nie odwróciła wzroku. Wpatrywała się w niego z taką samą determinacją, jak on w nią. Choć jego słowa sprawiły, że na sekundę odwróciła wzrok. Na jej obliczu wykwitł wstydliwy rumieniec. Nie spodziewała się tego. Pomiędzy nimi zapanowała niezręczna cisza. Kilka długich w nieskończoność sekund byli jakby zażenowani. Tak Nivalia, jak Marvel. Musiała jednak przyznać, że słowa mężczyzny były bardzo miłe. Ostatnio komplement słyszała wieki temu. W cyrku wszyscy byli przyjaciółmi. Nie miała tam żadnych adoratorów, więc nie mogła się spodziewać, że ktokolwiek będzie wychwalał jej urodę. Sama już dawno przestała myśleć o tym, że jest piękna. A była i to niezaprzeczalnie. Oczywiście dbała o siebie, bo musiała się podobać widzom, ale było to już dla niej rutyną. Długie, zadbane włosy, delikatna, śniada cera, piękne oczy. Taka była Nivalia, ale ona sama bardzo rzadko myślała, że komukolwiek może się podobać.

Na szczęście niezręczną ciszę przerwał Marvel, zajmując się śniadaniem. Atmosfera znormalniała, kiedy zaczęli jeść. Choć nadal posyłali sobie ukradkowe spojrzenia. Gdy jednak zaczęli rozmawiać, wszystko wróciło do normy. Ich rozmowa traktowała o pogodzie i jedzeniu, czyli o niczym ważnym, ale rozluźniła atmosferę. Niva z chęcią zjadła przygotowane przez lisołaka jedzenie. Właściwie miała szczęście, że go spotkała, inaczej pewnie dzisiaj siedziałaby skulona pod jakąś skałą i umierała z głodu.

Po śniadaniu ruszyli w drogę do miasta. Niva zdawała sobie sprawę, że opóźnia Marvela, ale chłopak nie narzekał, więc nie zamierzała poruszać tego tematu. Szli dość powoli. Lisołak obok swojej gryfki, a Niva obok Oriona. Przynajmniej na początku, bo gdy śnieg był głębszy wskakiwała na grzbiet zebroida. W drodze spędzili cały dzień. Kiedy słońce zachodziło za horyzont Niva czuła zmęczenie. Gdyby było lato, mogłaby iść jeszcze długie godziny, ale zima ją wykańczała. Mimo ciepłego futra było jej chłodno, poza tym przeszkadzał jej śnieg, w którym brodzili. Czuła, że ma przemoczone buty, marzły jej stopy i pod koniec wędrówki były już całe zdrętwiałe.

Z przyjemnością przystała na odpoczynek. Kiedy Marvel zbierał drwa na ognisko, ona usiadła na derce, którą zdjęła z Oriona. Pierwsze, co zrobiła, to ściągnęła buty i skarpetki. Zaczęła rozmasowywać odrętwiałe stopy, a gdy trochę się rozgrzały, założyła na nie grube, wełniane, robione na drutach skarpety. Kiedy lisołak rozpalił ogień, postawiła buty niedaleko ognia, tak, by dobrze wyschły. Siedziała teraz ze skrzyżowanymi nogami na derce. Na sobie miała cały czas futro, bo mimo ognia nie było jej zbyt ciepło.

- Nie lubię zimy - odezwała się, przerywając milczenie.
- Jestem pustynną elfką - wyznała - ciężko znoszę niskie temperatury. Ubranie pomaga, ale kiedy jest zima, zawsze kiepsko ją znoszę - zagadnęła.
- A ty? Nie jest ci zimno? - spytała.
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marvel »

        Marvel robił co mógł żeby podwyższyć temperaturę w obozowisku, ale w granicach rozsądku. Nie chciał przecież wypalić całego drewna do północy, a potem do rana telepać się z zimna. Po jakimś czasie ogień był już na tyle duży, że mógł przestać przy nim czuwać. Zajął się więc konstruowaniem prowizorycznego rusztu nad ogniskiem. W tym celu po obu stronach ognia mocno wbił w ziemię po jednym kiju z rozdwojoną końcówką. Między te końcówki położył... miecz, a na nim zawiesił wyjęty z juków mały rondelek, który uzupełnił wodą. Teraz wystarczyło zaczekać aż woda zacznie wrzeć. Usłyszawszy słowa elfki, uśmiechnął się pod nosem i usiadł ze skrzyżowanymi nogami. Za oparcie pleców posłużył mu bok gryfa. Ręce przełożył za głowę i westchnął.
        - Nie wątpię - uśmiechnął się. - Jesteś tak jakby daleko od rodzinnych stron. To naturalne, ale do wszystkiego da się przyzwyczaić. Może gdybyś była odpowiednio dobrze ubrana, to przynajmniej mogłabyś ją przeżyć.
        Wiedział, że nie miała na myśli przetrwania, ale ogólnie zimy jako pory roku, ogólnego chłodu, śniegu i przytłaczającej monotonii. O braku pożywienia już nie wspominając. Jak się domyślał, dla kogoś bez pieniędzy, to podwójny koszmar.
        Kiedy zapytała o jego samopoczucie, przeniósł wzrok na swoje przemoczone buty. No patrzcie państwo. Zapomniał je wysuszyć. W ogóle zapomniał, że ma skostniałe stopy. Odgrywać bohatera nie zamierzał, więc zrobił to samo co elfka, czyli zdjął buty i położył je bliżej ognia, żeby wyschły.
        - Nawet bardzo, ale mam metody na walkę z wychłodzeniem. Jeśli jest naprawdę źle, to chowam się w lisiej skórze - zachichotał. Rzeczywiście lubił się chować w ciepłym rudym futerku. Jednak w dużej mierze korzystał z usług swojej najwierniejszej przyjaciółki, którą pieszczotliwie pogładził pod skrzydłem. - W innym wypadku pomaga mi mój przenośny piecyk.
        - Kogo nazywasz "piecykiem", lisielcu? - fuknęła chłodno na Marvela Zefira, aż lisołakowi poszerzył się uśmieszek. Potargał futro na karku gryfa.
        - Oczywiście moją niezastąpioną przyjaciółkę - zaśmiał się cicho i popatrzył na elfkę, która patrzyła na nich z ciekawością. I w sumie miała rację. Dziwna z nich para. Chłopak zachowywał się przy niej swobodnie i nawet obecność tak majestatycznej istoty, jaką była uzdolniona magicznie elfka, nie krępowała go ani trochę.
        Kiedy już zakończyły się ich dziecinne pieszczoty, woda w rondelku zaczęła bulgotać, wstał i dosypał do wrzątku trochę pokruszonych listków (Nivalia poczuła przyjemną woń liści herbacianych) i odsunął rondelek bliżej ostrego końca miecza za margines ogniska, gdzie wywar miał ostygnąć i nabrać smaku i aromatu.
        - Jeśli wszystko się uda, mogę pomóc ci wrócić do domu. O ile chcesz wrócić - zaproponował, wracając na swoje miejsce przy Zefirze. - Myślałaś już, co zrobisz ze swoją zapłatą?
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Niva i Marvel rozstali się w pokoju. Ona nie chciała go wciągać w swoje sprawy. On miał już swoje życie, ona swoje. Odzyskali miecz, który był w mieście, Niva dostała swoją zapłatę, a potem po prostu ich drogi się rozeszły. Elfka nie wiedziała, co dalej przez pewien czas. Została w mieście na kilka tygodni. Dzięki ruenom od lisołaka wynajęła mały pokoik na poddaszu u pewnej zielarki. Zatrudniła się też u niej jako pomoc przy zbieraniu ziół i robieniu mikstur, była też posłańcem. Nosiła wiadomości i paczki do różnych osób. Uznała, że nie ma sensu ruszać zimą na południe. Postanowiła zostać w mieście do wiosny. Nie miała pojęcia co zrobi lisołak. Było jej smutno przy rozstaniu, ale taka była kolej rzeczy. Zostały jej jednak miłe wspomnienia związane z Marvelem.
Czas mijał jej powoli. Opiekowała się swoim małym pokoikiem, pracowała i doglądała Oriona. Jej przyjaciel zamieszkał tymczasowo w starej stajni umieszczonej w podwórzu. Nie było tam zbyt komfortowo, ale jak na razie zebroid i elfka nie mieli lepszych widoków na przyszłość. Musieli jakoś przetrwać i zarobić tyle, by kiedy przyjdzie wiosna ruszyć dalej...

Ciąg dalszy: Nivalia
Zablokowany

Wróć do „Łzy Rapsodii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości