Ruiny Nemerii[Przechadzka między ciemnymi ulicami] Niebezpieczeństwo

Miasto które niegdyś tętniło życiem, zniszczone po Wielkiej Wojnie dziś jest miastem nieumarłych... tutaj za każdym rogiem czai się cień. Długie ulice, tajemnicze zakamarki opuszczonych ogrodów i domów. Wampirze zamki, komnaty luster, rozległe katakumby i tajemne mgły zalegające nad miastem. Jeśli nie jesteś jednym z tych którzy postanowili żyć wiecznie strzeż się, bo możesz już nigdy nie wrócić do swojego świata!
Awatar użytkownika
Aaliya
Szukający Snów
Posty: 151
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Włóczęga , Kurtyzana , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Aaliya »

Chłopaczek uśmiechnął się szelmowsko i odparł, że państwo Tugor przyjdzie niebawem. Aaliya uniosła brew i to zadecydowało o jego gwałtownej reakcji.
- Co też pani mi tu?! I-i-insynu...uuuje? - jąkał się straszliwie. Nagle zmalał, tracąc wszelki zapał. Nie wiedział, co odpowiedzieć. - Dobrze, zapraszam panią w takim razie do salonu.
- Wykluczone. Chcę się widzieć z państwem Tugor, natychmiast! - krzyknęła poirytowana. - Co pan tu właściwie robi? Państwo Tugor nie potrzebują lokaja, sami sobie świetnie radzą z obowiązkami.
- Ależ ja nie jestem żadnym lokajem, czy jak mnie tam pani nazwała.
- W takim razie... kim? - zawiesiła głos w obawie, co zaraz usłyszy.
- Siostrzeńcem pani Tugor. - odparł ze spokojem krzyżując ramiona na piersiach. Zdawał się być w całej swej dziwności opanowany, ale było widać, że to jeszcze podlotek. Często zmieniał swoje reakcje, nie przejmował się etykietą i nie wiedział, jak się odpowiednio zachować. Był zbyt grzeczny w nieodpowiednich momentach oraz unosił się całkiem niepotrzebnie odnośnie do totalnych drobnostek.
Aaliya zamyśliła się i przez chwilę nie wiedziała, co odpowiedzieć. Zastanawiała się, dlaczego chłopaczek nie powiedział tego od razu, ale wywnioskowała, że nie przejmuje się konwenansami. To jego znudzenie... nie podobało się Aaliyi. Początkowo sądziła, że może mieć do czynienia ze zbirem, ale zrozumiała, że to tylko leniwy, ospały nastolatek. Zupełnie niegroźny i nieszkodliwy.
- Zapytam jeszcze raz. Kiedy mogę rozmawiać z państwem Tugor?
Podlotek splótł dłonie w koszyczek, sytuując je z tyłu głowy. Oparł się o ścianę i zaczął ruszać głową raz w lewo, raz w prawo. Tak, jakby przed chwilą wstał. Można powiedzieć, że w ten sposób próbował jakoś zająć czas i zatuszować to, że nie wie, co odpowiedzieć.
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz? - Aaliya nie chciała mu "panować". Nie zdobył jej szacunku. Zwracając się do niego, jak do szczeniaka pokazała, że irytuje ją swoim tonem i ogólnie postawą.
- Powtarzam: nie wiem. Czy mam to narysować?
- Do diaska! Potrzebuję się z nimi zobaczyć, rozumiesz? Ten przytułek należy do nich, to oni są tu gospodarzami, więc radzę powiedzieć po dobroci.
- No dobra, już dobra. Czego konkretnie potrzebujesz?
- Bandaży. Jakbyś nie zauważył, mam na biodrze sporą, krwawiącą ranę.
- Widzę, zabrudziłaś mi dywanik. A jak cuchniesz! Państwo Tugor nie będą zadowoleni. Skądś ty się wzięła, z kanałów?
- Dość! - ponownie krzyknęła. Na jej twarzy rysowało się silne zdenerwowanie. Jeszcze chwila, a gotowa będzie rzucić się na młokosa.
Siostrzeniec pani Tugor nagle wyszedł, nie powiedziawszy przedtem, gdzie idzie i kiedy wróci. Aaliya czekała bite dziesięć minut. Już miała obrócić się na pięcie, na własną rękę poszukując bandaży, kiedy wrócił z ich naręczem, wciskając pokusie do rąk kilka.
- Proszę. Zadowolona?
- Jak nigdy. Ty to potrafisz dogodzić kobiecie... - zniżyła seksownie głos. Mimo przybrania bardziej ludzkiej formy, nie zapomniała o swojej sztuce uwodzenia. Aż dziw bierze, że za cel obrała sobie kogoś takiego. - Co z nią? - wskazała na zamknięte drzwi izby, w której leżała ranna dziewczyna.
- Musi tu zostać przez parę dni.
- To chyba oczywiste... - wzniosła oczy do góry demonstrując swoje niezadowolenie. - Ale czy wyjdzie z tego?
- Oczywiście. Zrobiłem zimne okłady, żeby zbić wysoką temperaturę. Opatrzeniem ran zajmie się już moja ciotka, kiedy wróci.
- Kiedy mogę się jej spodziewać?
- Już mówiłem! - uniósł się ponownie, udowadniając swą niedojrzałość emocjonalną. - Nie wiem. Wyszli. Ja tu jestem na zastępstwo.
- Kiedy wyszli. - To już nie było pytanie, a stwierdzenie. Aaliyi znudziła się taka ciuciu-babka.
- Wczoraj. Powinni być jutro.
- Dziękuję, do widzenia.
Aaliyi nie podobało się to miasto. Nie zwracając uwagi na Kelly i Vivien, poszła w dół schodami i wyszła z budynku. Musiała znaleźć miejsce, w którym bez przeszkód opatrzy sobie rany. Byle dalej od tych wąskich uliczek. Zmierzała w stronę rynku.

Ciąg dalszy:Enitia i Cassadia
Ostatnio edytowane przez Aaliya 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Cassadia
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawna, Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cassadia »

Czarodziejka zgrabnym susem przeskoczyła kolejną zielonkawą kałużę gratulując sobie zręczności w ich omijaniu. Wystarczyła niespełna godzina, a Cassadia już nabrała niezłej wprawy. Uważała to za konieczność i choć czuła już jak jej płaszcz przesiąka ulicznym smrodem to przynajmniej nadal nie był brudny. Zawsze mogłaby zmienić swoje ubranie na jakieś, które trudniej upaprać w kałuży, ale jakoś nie czuła takiej potrzeby. Zresztą obecny strój sprawiał, że wyglądała jak na maga przystało, zapewne dlatego nie rzucił się na nią jeszcze żaden zbir czy inny szemrany typ, brrr. Nie żeby się bała. W jej obecnym stanie pierwszy bandzior, który zdecydowałby spróbować swoich sił w starciu z nią, popełniłby życiowy błąd. Była wściekła, że podróż tak się ciągnie i z radością wyładowała by agresję na pierwszym lepszym delikwencie. Z drugiej strony mogła by się ubrudzić, eh... Życie.

Minęła kilka rozpadających się ruder. Jedna z nich wyglądała na burdel, a druga nie wyglądała wcale. Prychnęła pod nosem widząc jak nieliczni mieszkańcy omijają ją z daleka. - I bardzo dobrze! - pomyślała. Prawdę mówiąc nie miała ochoty oglądać nikogo z rezydentów tego miasta, wyglądali i śmierdzieli koszmarnie. Sądząc jeszcze po tych ciałach leżących w rynsztokach tym bardziej odchodziła jej ochota nawiązywania jakiegokolwiek kontaktu.
Oculo pobrzękiwał cichutko ciągnąc się za właścicielką. Nie posiadał co prawda wyższej inteligencji, ale chyba też nie podobało mu się otoczenie. Błyskał badawczo to na lewo, to na prawo zawsze jednak pozostając w tej samej odległości za plecami Casadii. Tymczasem czarodziejka zatrzymała się niespodziewanie czując lekkie szarpnięcie pod płaszczem. Sięgnęła w owe miejsce wyjmując coś co wyglądało jak wisiorek zawieszony na srebrnym łańcuszku, który z kolei oplatał szyję magini. Nie był to jednak wisiorek, a bardzo precyzyjne narzędzie, które nazywała Inkantusem. Chyba musiał wychwycić jakąś magię, ponieważ drgał lekko i pulsował bladym światełkiem. Cassadia ścisnęła lekko zewnętrzny pierścień opatulający idealnie okrągłego Inkantusa. Cienki pasek metalu odwinął się i uformował coś w rodzaju strzałki, zupełnie tak jak na kompasie. Czarodziejka mruknęła pod nosem. W miejscu, które wskazywał nic nie było, tylko jakiś zniszczony budynek. Postanowił podejść bliżej pewna, że urządzenie i tym razem się nie myli. Przemierzyła kilka uliczek. Była tak zapatrzona, że niemal wpadła na idącą z boku kobietę. Odruchowo odskoczyła widząc krew na ubraniu napotkanej. Gdyby nie jej błyskawiczna reakcja zapewne skończyło by się to dla niej malowniczą plamą krwi na ubraniu. Zamrugała zaskoczona wyszukując już w bogatym słowniku przekleństw adekwatnego do sytuacji, ale ugryzła się w język widząc trzymany przez nieznajomą wisorek. Miała pewność, że to właśnie od tego przedmiotu pochodzi magiczna aura, ba! Nawet czuła ją bardzo wyraźnie.
- Skąd to masz? - zapytała bez ogródek. Jednocześnie jakby przestała zauważać stan w jakim znajduje się napotkana, mogłaby spokojnie uchodzić za ofiarę napadu, gwałtu albo uczestnika bójki. Niczego nie można było wykluczyć choć dziewczyna wydawała się odrobinę za ładna jak na tutejsze standardy, no może pomijając strój i paskudną ranę.
- Albo zaraz! Lepiej chodź ze mną. - dodała szybko ciągnąc kobietę za sobą. - To nie miejsce by o tym rozmawiać.
Faktycznie, przedmiot był zbyt cenny by wystawiać go na pastwę rabusiów i bandytów.

Ciąg dalszy
Awatar użytkownika
Kelly
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca
Profesje:
Ranga: Buntowniczka
Kontakt:

Post autor: Kelly »

Kelly czuła się nieswojo kierując się ku masywnemu budynkowi przed sobą. Wydawało jej się, że zza każdego najbliższego skrzyżowania dróg, wyskoczy na nią jakiś rzezimieszek i pozbawi ją życia. Wiedziała, że nie jest to bezpieczne miejsce na przechadzkę. Ciemne, mroczne i zimne ulice miasta budziły w niej przerażenie. Nagle usłyszała głośny krzyk zza rogu jakiegoś budynku. Zobaczyła leżące ciało kobiety, która miała rozpruty brzuch. Nad nią stało dwóch zakapturzonych, muskularnych mężczyzn. Kelly zdusiła krzyk i rzuciła się do ucieczki. Z jednym miała szansę sobie poradzić, ale dwóch to zdecydowanie za dużo. Jej długa suknia przeszkadzała w ucieczce, choć Kelly robiła o mogła by dobiec do jakiejś jaśniejszej ulicy i liczyć na cud, że ktoś akurat będzie tamtędy przechodzić i ją uratuje. Jednak tak się nie stało, bowiem dziewczyna potknęła się na wybrukowanej ulicy, oprawcy dogonili ją i podnieśli do góry. Ostatnie co Kelly zobaczyła przed swoją śmiercią to błysk ostrza sztyletów, które zanurzyły się w jej gardle. Zaraz potem jej ciało upadło na bruk a mężczyźni odeszli, śmiejąc się w głos jakby nic się nie stało. Tak oto zakończył się żywot Kelly na tym świecie.
Zablokowany

Wróć do „Ruiny Nemerii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości