Ruiny Nemerii[Ulice Nemerii] Wio!

Miasto które niegdyś tętniło życiem, zniszczone po Wielkiej Wojnie dziś jest miastem nieumarłych... tutaj za każdym rogiem czai się cień. Długie ulice, tajemnicze zakamarki opuszczonych ogrodów i domów. Wampirze zamki, komnaty luster, rozległe katakumby i tajemne mgły zalegające nad miastem. Jeśli nie jesteś jednym z tych którzy postanowili żyć wiecznie strzeż się, bo możesz już nigdy nie wrócić do swojego świata!
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Błękit, biel, czerń i złoto. Skądś kojarzyła takie specyficzne połączenie barw, nie była jednak w stanie przywołać w myślach wspomnienia. Zmarszczyła czoło, wpatrując się w obcy przedmiot intensywnie, jakby spodziewała się, że zaraz wybuchnie. Nic takiego nie nastąpiło; uniosła głowę i odprowadziła spojrzeniem czarodzieja. Jak potraktowała jego słowa? Były... no cóż, były dla niej sporym ciosem. Uznawszy, że nie miał powodów, by ją okłamać, potraktowała je całkowicie poważnie- i poczuła, że coś ściska ją w środku. Potwierdził jej obawy- widmo, z jakim mieli do czynienia kilka godzin temu, faktycznie wybrało ją sobie na ofiarę. Z drugiej strony- jak miała opuścić pole bitwy? Coś podpowiadało jej, że widmo i tak by ją znalazło; nie było więc sensu w uciekaniu i pozostawianiu towarzyszy na pastwę losu. A na pewno nie uciekłaby od Aithne, nie powtórzy tego samego błędu.
Nabrała głębokiego wdechu, by się uspokoić. Podjęła decyzję- decyzję, która przyszła jej dość łatwo. Nie wiedziała, czym jest tajemniczy przedmiot ofiarowany przez Arathaina, ale postanowiła mu zaufać. Schowała Irbis do kieszeni płaszcza, tak, by nikt nie zobaczył pistoletu, ale by miała do niego łatwy i szybki dostęp. A potem ruszyła śladem grupy. Nie zostawi ich, nie ucieknie. Nawet jeżeli będzie ją to sporo kosztowało. Spojrzy śmierci prosto w oczy- zresztą, czyż nie była ze śmiercią za pan brat?
W pewnej chwili stanęło jej serce. Nie zauważyła upadku Erriana, pochłonięta rozmową z Arathainem- nie sposób było jednak przeoczyć pojawienia się majestatycznych, czarnych skrzydeł. Ich właścicielka zanurkowała w przepaść, a oczy nekromantki niemalże wypadły z orbit. Nie była w stanie wydobyć z siebie dźwięku, nie była w stanie w ogóle myśleć, obserwowała tylko rozwój zdarzeń. Kiedy para uderzyła w półkę skalną, Anabde zbledła jeszcze bardziej- o ile to w ogóle możliwe. Odetchnęła z ulgą dopiero po paru minutach, po przekonaniu się, że Aithne i Errian faktycznie są już bezpieczni. Po chwili zjawił się przy nich Cador. Całe zdarzenie trwało sekundy, ale ją przyprawiło niemalże o zawał.
Zwróciła uwagę na kobietę, którą podprowadził do niej pradawny. Uniosła kącik ust w półuśmiechu, po czym kiwnęła lekko głową.
- Nie ma sprawy.- rzuciła niedbale, jakby mężczyzna postawił przed nią zadanie banalne. Biorąc pod uwagę, że przed chwilą jej samej przepowiedział śmierć... no cóż, okoliczności były tak ponure, że aż zabawne. Po chwili białowłosy zniknął, by pojawić się przy Upadłej i Errianie; Anabde uznała, że nie jest tam na gwałt potrzebna, wobec tego przeniosła spojrzenie na czarnowłosą.
- Nie wiem po co on cię w to wciągnął. Wygarnij mu kiedyś, że świadomie wpakował cię w kłopoty.- mruknęła, posyłając w jej stronę delikatny uśmiech.
Bestia, bestia. W tym miejscu każda sekunda owocowała innym tragicznym zdarzeniem, aż do przesady. Właśnie dlatego wzrok, jakim Anabde obdarzyła tajemnicze spojrzenie, był zmęczony i niechętny. Zwierzę na szczęście nie zaatakowało, ale jego przesłanka nie była dla nich niczym dobrym. Więc to tak? Ich zleceniodawca zebrał grupę uzdolnionych magicznie osób, a potem wysłał ich do miejsca, w którym nie można używać magii? Świetnie. Rozsądek przede wszystkim.
Była wdzięczna Ariene, która postanowiła zorganizować całą grupę i zaczęła wydawać rozporządzenia. Uśmiechnęła się do niej lekko, po czym raz jeszcze spojrzała na nową towarzyszkę.
- Chodź ze mną.- zaoferowała się, ruszając w dalszą drogę w ślad za przewodniczką grupy.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

Aithne całe zamieszanie wokół swojej osoby pozostawiła, wyjątkowo, bez komentarza. Z całą godnością przyjęła leczenie potłuczonego skrzydła, nie odrywając wzroku od nadal skołowanego Erriana. Jedynie na słowa Cadora zareagowała, obdarzyła go bardzo nieprzyjemnym spojrzeniem, jakby uznała, że tą pochwałą chciał ją jakoś obrazić. Potem podniosła się na chwiejnych nogach, zerknęła krótko w przepaść, w którą miał runąć młody mag i stwierdziła, że cała jaskinia nie nadaje się do latania. Za wąski tunel, brak prądów powietrznych, katastrofa. Dobrze, że były te półki skalne.
Pojawienie się istoty nieco ją zdenerwowało, cofnęła za siebie nogę, szykując się do walki, dłonią odruchowo sięgnęła do głowicy Ashar'carrego, ale okazało się, że bestia nie planuje atakować. Uwagę o używaniu magii skwitowała kpiącym prychnięciem, jednak nie zamierzała, o dziwo, zasady łamać. Mogłoby to zagrozić jej towarzyszom - przede wszystkim Anabde - a tego za wszelką cenę chciała uniknąć.
Chwilę później całe towarzystwo z półki skalnej wdrapało się z powrotem na skarpę i można było ruszać. Aithne przepchnęła się na swoją poprzednią pozycję, obrócona plecami do przepaści, żeby nikogo nie potrącić skrzydłem. Kiedy dotarła na miejsce, podniosła swoją ukochaną spinkę i przyjrzała się jej; z zaskoczeniem dostrzegła czarny kwiat na szmaragdowym tle, którego wcześniej tam nie było. Ale kiedy się pojawił, nie mogła powiedzieć - nie zwracała uwagi na biżuterię od dłuższego czasu. Najbardziej zmartwiła ją rysa ciągnąca się przez całą oszlifowaną powierzchnię. Do tej pory pamiątka nie uległa żadnemu wypadkowi.
Przypięła ozdobę do płaszcza, a skrzydła od razu zniknęły, umożliwiając wygodniejsze poruszanie się w ciasnych tunelach. Grupa ruszyła śladem Ariene zgodnie z jej poleceniami; Aithne od czasu do czasu zerkała na Erriana, ale mag nie wyglądał na kogoś, kto planował kolejny raz spaść w przepaść. Wreszcie dotarli na samo dno, znajdując się w grocie na planie koła. Sklepienie było otwarte, znajdowało się dopiero powyżej miejsca, z której zaczęli schodzenie. Przed nimi natomiast - czy raczej dokoła nich - znajdowała się li i jedynie lita skała.
- No pewnie - sarknęła pod nosem Piekielna, mrużąc oczy. - Przecież zrobienie normalnego przejścia jest za trudne, ja pierdolę - dodała, rozglądając się dokoła.
Nie słuchała pozostałych - ani ich komentarzy, ani uwag, ani pomysłów na rozwiązanie tego problemu. Dostrzegła w kamieniu połyskujący kryształ, a kiedy podeszła do niego trochę bliżej, zrozumiała, że znajdował się on ponad ruchomą płytą. Trzeba było wejść we wnękę, by dosięgnąć do mechanizmu, bo znajdował się głęboko między skałami. Aithne bez najmniejszego wahania odpięła od pasa Ashar'carrego, bo miecz przeszkadzałby w wejściu do przesmyku.
Rzuciła broń Errianowi.
- Pilnuj go - rozkazała krótko. - I lepiej uważaj, bo to moja dusza - dodała zaraz, wykrzywiając dziwnie usta, po czym wślizgnęła się bokiem między dwie kamienne ściany, wyciągając ramię do płytki.
Poczuła ją pod palcami, położyła na niej całą dłoń i nacisnęła. Kamień ustąpił pod jej naporem, coś cicho kliknęło, a wtedy całe jej ciało wypełniło dziwne zimno. Otworzyła szerzej oczy, zastygając. Jakieś paraliżujące coś? Nie mogła się ruszyć, ale... ujrzała, jak cofa wyciągniętą rękę i wysuwa się z wnęki, choć działo się to poza jej wolą.
Mogła tylko patrzeć, podczas gdy ciało działało samo. I nie była pewna, czy chce wiedzieć, co też się stanie. Bardziej interesowało ją to, co właśnie się zadziało, że ją wzięło i... opętało? Mniej więcej.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Errian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Errian »

Wszyscy tacy niby oszołomieni, a kto pomyślał o sprawcy całego zdarzenia? On na te kilka chwil zapomniał, jak się oddycha, właściwie zapomniał o wszystkim, próbując zmusić umysł do normalnej pracy. Niespecjalnie odczuł uderzenie w półkę skalną, zabolało, ale były ważniejsze sprawy w tamtej chwili. Wreszcie świat wrócił do poprzedniego, normalnego tempa, on odzyskał zdolność samodzielnego poruszania się, a Aithne z niego zeszła, przestając przygniatać do nieco uwierającego w plecy kamienia.
Nie potrafił oderwać oczu od jej skrzydeł. Nigdy nie nie widział tak wielkich i tak idealnie czarnych. Nigdy nie spotkał upadłego anioła. Nigdy by nie pomyślał, że Aithne może być jednym z nich, jej obraz zupełnie mu do takiej istoty nie pasował. Nie należała do osób ponurych, pełnych mroków, zgorzkniałych - jawiła się bardzo specyficznie, ale nie w ten sposób. To jakoś kolidowało z wyobrażeniem o upadłych aniołach, strąconych przez Najwyższych ze Sfer.
Pozbierał się razem z resztą towarzystwa, nie zdążywszy Aithne podziękować, bo uciekła, nim zaczął normalnie myśleć. Potem skupił się na odwoływaniu zaklęcia, tak na wszelki wypadek, przybycie bestii ledwie zauważywszy. Nie zamierzał dyskutować, wbił wzrok w śliskie kamienie pod swoimi stopami i ostrożnie ruszył z całą grupą, trzymając się bliżej ściany. Uznał, że przez chwilę lepiej obserwować i się zastanowić nad wszystkim; to dobrze, że Ariene przejęła pieczę nad drużyną, z taką organizacją pewnie daleko by nie zaszli w tych warunkach. Wzbudzała zaufanie, więc łatwo się za nią podążało.
W okrągłej grocie, podobnie jak pozostali, zaczął rozglądać się za przejściem. To oczywiste, że wszystko nie mogło być proste, nie trafią do artefaktu jak po sznurku.
- To pewnie jakaś zagadka. Ewentualnie pułapka - podsunął wreszcie na głos, by po chwili w panice łapać rzuconego do niego Ashar'carrego.
Popatrzył na Aithne dużymi oczami, nie zrozumiawszy, po co dała mu swoją broń. Potem dotarło do niego coś o duszy, co bardziej chłopaka skołowało. Odprowadził upadłą zdezorientowanym spojrzeniem, posłusznie miecz trzymając. Kiedy dziewczyna wślizgnęła się we wnękę, chwilę tam pogrzebała i coś wreszcie kliknęło, Errian rozejrzał się za ukazującym się przejściem. Nic takiego jednak się nie pojawiło, tylko Aithne wygramoliła się z ciasnej przestrzeni. Chciał oddać jej Ashar'carrego, ale coś go powstrzymało; dlaczego była cicha? Jeśli nie udało się jej uruchomić mechanizmu, powinna właśnie przeklinać i rzucać uszczypliwe uwagi na temat inteligencji zbiorowej towarzyszy, tymczasem...
Przycisnął do siebie Ashar'carrego, przyglądając się Aithne wyczekująco. To mu się nie podobało.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cador »

Odprowadził Aithne uważnym spojrzeniem. Nie podobało mu się, że cały czas działała na własną rękę i bez pytania, ba, bez poinformowania kogokolwiek o swoich zamiarach- cały czas miał wrażenie, że dziewczyna lada moment wpakuje się w kłopoty. Nie przemawiał do niego fakt, że ona jest Upadłą Anielicą i poradzi sobie w obliczu kłopotów, a jeśli sobie nie poradzi, to zwykły człowiek na pewno nie da rady jej pomóc.
- Możliwe.- przytaknął Errianowi bez większego przekonania, zajęty poszukiwaniem możliwych wajch, dźwigni lub im podobnych. W środku- nie licząc wnęki, do której skierowała się Aithne- nie było nic poza litą skałą. Na ustach mężczyzny pojawił się grymas niezadowolenia; przecież to niemożliwe, gdzieś musi być ukryte przejście...
Coś go tknęło. Poczuł jakby zimny powiew- i nie było to spowodowane wiatrem, raczej jego przeczucie usiłowało przemówić. Ponieważ instynkt raczej obrońcy nie zawodził, wytężył wszystkie zmysły i rozejrzał się z niepokojem dookoła. Teoretycznie nic się nie zmieniło, ale... Zawiesił uważne spojrzenie na Upadłej; coś mu tu nie pasowało.
- Aithne?- mruknął, przyglądając się jej oczom o nieobecnym wyrazie i dziwnie spokojnej twarzy. Zerknął kontrolnie na towarzyszy; z tego co zauważył, nie tylko jemu zachowanie rudowłosej wydawało się być... nieswoje. Poczuł, jak napięły mu się mięśnie, a ręka aż rwała się do dobycia miecza. Powstrzymał się jednak, coś mówiło mu, że nie powinien prowokować.
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

- Gdybyś tylko mówiła z sensem, moja droga - wyśmiał Ariene po jej uroczym "podporządkowaniu" uczestników tej wątpliwej przygody. Fakt, miała rację - Aratek i tak by jej nie posłuchał. Miał do tego jednak powody. "Może i nie wyglądam, ale nie sądzę, by jej młoda, śliczna buźka widziała więcej, niż ja. Gdyby miał swoją brodę, to bym nią postraszył tę dziewoję..."

***


- To pewnie jakaś zagadka. Ewentualnie pułapka - usłyszał głos Erriana, gdy już wszyscy znaleźli się tam, gdzie powinni. Pomimo tego, że lubił jego niewykształcony jeszcze charakter i w jego ocenie swoistą bezsilność, jaką prezentował, to miał ochotę zakwestionować kompetencje młodego Maga. Pominął bluzgi Aithne, których miał swoją drogą dość. Marnowanie energii na przetwarzanie ich na sensowny przekaz mijało się z celem. A jednak uśmiechał się. Każdy z nich przypominał Czarodziejowi o czasach, kiedy faktycznie był młody (zewnętrznie niby ciągle jest...), zachowywał się prawie tak samo. "Ale byłem głupi!"

Gdy Upadła wyszła z powrotem do gawiedzi, kiedy inni nie wiedzieli znowu co się dzieje, lub prześwietnie udawali, Czarownik najzwyczajniej w świecie się zaśmiał. Tak po prostu, przykrywając dłonią czoło. Śmiał się, bo już nie mógł patrzeć na podstawowe błędy popełniane przez poszukiwaczy skarbów, na ich absolutną niewiedzę o absolutnie wszystkim, na ten cały cyrk. Nadal szczerząc zęby, podszedł do niej i oparł rękę o jej bark.
- Spójrz na mnie. Halo? Po co ja cię w ogóle leczyłem... - zerknął zapobiegawczo na Erriana, by ewentualnie znokautować go w przypadku, gdyby utoczyło mu się zbyt wiele piany z pyska. Na szczęście jego słowa chyba wydały się mu niezrozumiałe, albo były niezbyt obraźliwe. Widząc, że miecz Aithne nadal pozostanie na przechowaniu o białowłosego, wyjął z pochwy swój własny. - Masz, weź to. Potnij się, czy coś, bo ja już nie mam siły. - Wcisnął w jej wątłe paluszki ostrze i zacisnął pięść, by nie puściła. Niech sobie robi co chce. Oddalił się później w stronę Anabde i Jen, rozmyślając nad tym, czemu rozdaje wszystkim swój ekwipunek...
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

Sheridan, z niewiadomych całemu światu przyczyn, ilekroć Aithne się za coś brała, miał ochotę uderzyć się otwartą dłonią w czoło. Tym razem też tak było - czy naprawdę ktoś myślał, że rude rozczochrane nie wpakuje się tam bez planu, bez pomyślunku, na hura? Naprawdę ktoś był tak naiwny czy też głupi? No cóż, łowca zaczynał wątpić w społeczeństwo Alaranii.
Jedno mu się spodobało. Że Errian pomyślał w miarę trzeźwo i nie wyglądał na kogoś, kto planowałby Aithne oddać Ashar'carrego. Wyglądało na to, że z tym cholernym anieliskiem znowu się coś stało, czy szlag mógłby ją trafić raz, a porządnie? Westchnął, wznosząc oczy do sklepienia, i wtedy też zauważył posunięcie Arathaina.
Wiara w społeczeństwo Alaranii gwałtownie zmalała do zera.
- Jasna cholera, te kilka setek na karku pozbawiło cię rozsądku? - warknął na pradawnego, bo to już naprawdę przesada. Gdyby tak trzachnęło Erriana albo Ariene, to jeszcze dałoby się zrozumieć, ale Aithne? I dać jej broń do ręki? Cudownie. - Trzymaj to żelastwo przy sobie - zwrócił się do młodego maga, wycelowawszy w niego palcem, po czym ruszył do nieobecnej duchem dziewczyny.
Umysłem też obecna nie była, ale to raczej wina braku tegoż umysłu.
Chwycił rękojeść trzymanego przez nią miecza i szarpnął. I nic, nie chciała, cholera wredna, puścić. Spróbował znowu; to samo. Skrzywił się, marszcząc w zastanowieniu czoło.
- Oddawaj tę zabawkę, rude, bo się skrzywdzisz i znowu będzie trzeba ci to grube dupsko ratować - zirytował się, nie do końca wiedząc, co się z tym przeklętym babskiem dzieje.
A może by ją dobił i wcisnął reszcie kit, że to wypadek przy pracy?
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Jen
Senna Zjawa
Posty: 296
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jen »

Jen chwilę się zastanawiała, czy przejść obok bestii. Bała się, co ją dodatkowo frustrowało. Zresztą, Cill mówił, że to ma być trening jej magii, ale jak nie można jej tu używać... I gdzie on tak w ogóle się podział? Szybko podjęła decyzję. Kiedy wszyscy byli zajęci i nie zwracali na nią uwagi, cicho się wycofała. Jakimś cudem znalazła swojego wierzchowca i jak najszybciej odjechała z tego przeklętego miejsca, z którym wiązało ją tyle złych wspomnień...

Ciąg Dalszy Jen gdzieś
– Szybko! Musisz pójść ze mną – rzuciła. – Grozi ci wielkie niebezpieczeństwo!
– Dlaczego?
– Bo cię zabiję, jeśli nie pójdziesz.
- Shut up.
- I didn't say anything.
- You're thinking. That's annoying.
Zablokowany

Wróć do „Ruiny Nemerii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości