Ruiny Nemerii[Zaciszny zaułek] Rytuał krwi

Miasto które niegdyś tętniło życiem, zniszczone po Wielkiej Wojnie dziś jest miastem nieumarłych... tutaj za każdym rogiem czai się cień. Długie ulice, tajemnicze zakamarki opuszczonych ogrodów i domów. Wampirze zamki, komnaty luster, rozległe katakumby i tajemne mgły zalegające nad miastem. Jeśli nie jesteś jednym z tych którzy postanowili żyć wiecznie strzeż się, bo możesz już nigdy nie wrócić do swojego świata!
Zablokowany
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

[Zaciszny zaułek] Rytuał krwi

Post autor: Aithne »

Aithne szła nieco chwiejnym krokiem, udając, że wszystko w porządku. Właściwie bardzo zainteresował ją świat, bo po chwilowej świadomości, że nigdy więcej go nie ujrzy, stał się dla niej o wiele wartościowszy. Dlatego też rozglądała się dokoła, przy okazji szukając odpowiedniego miejsca na zrobienie tego, co zrobić musiała, jeśli chciała, by Ashar'carre z nią pracował.
Podobno to samo uczynił także jej ojciec. Dawno, dawno temu. Wszystko zostało zerwane wraz z jego śmiercią, dlatego miecz zaakceptował ją jako nową partnerkę. Ale teraz stracił do niej zaufanie. Musiał pomóc jej pokonać wroga w jej własnym umyśle, bo sama nie potrafiła sobie poradzić, była za słaba - a Ashar'carre nie akceptował słabych. Nie miała więc wyboru - trzeba dać mu dowód siły i całkowitego oddania. I zamierzała to zrobić.
Weszła między dwa budynki, gdzie na ziemi znajdowało się dużo piachu, przeszła mniej-więcej na środek dróżki, po czym tam uklękła, rozglądając się w zamyśleniu. Musiała sobie wszystko przypomnieć. Ojciec tłumaczył jej przebieg rytuału, ale ileż to lat temu? Bardzo dużo. Zmarszczyła czoło, próbując odgrzebać wspomnienie.
Zerknęła krótko przez ramię, sprawdzając, czy Anabde wraz z Ashar'carrem zbliżają się. Potem znów skupiła się tylko na swojej pamięci i zadaniu, jakie przed sobą postawiła. Powinno się udać. Chyba się uda.
Niby musiało, ale pewnie nie będzie chciało, znając jej szczęście.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Aithne na pewno coś kombinowała- tego była pewna. Anabde patrzyła w plecy niepewnie idącej przed siebie przyjaciółki z niepokojem, mrużąc niezadowolone ślepia. Ashar'carrego niosła ostrożnie, jakby z pewną czcią; od czasu do czasu zerkała na klingę miecza, niepewna co o nim myśleć. Miecz z charakterem, dodatkowo niełatwym. Z jednej strony przyjaciel jej przyjaciółki, z drugiej strony niepewny i potrafiący się zbuntować w najgorszej chwili. A może po prostu wymagający? Odwagi, pełnego skupienia, gotowości do poświęceń? Zmarszczyła brwi i wróciła spojrzeniem do Aithne; ta właśnie klękała na środku piaszczystego placu.
Zatrzymała się na chwilę, później ruszyła w stronę Upadłej i stanęła koło niej. Zastanawiała się jak może powstrzymać Aithne od głupoty; bo przecież lekkomyślna ruda na pewno planuje coś irracjonalnego, nie biorąc pod uwagę swojego aktualnego stanu. Hamowała ją jednak myśl, że tylko Aithne wie jak odzyskać zaufanie swojego oręża, ona jedna zna rytuał, który musi teraz przeprowadzić. Cholera.
- Czego potrzebujesz?- zapytała cicho, bo i w tym niepokojąco milczącym miejscu nie musiała mówić głośniej. Jej głos był nieco zachrypnięty; odchrząknęła lekko, nie spuszczając badawczego spojrzenia z przyjaciółki.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

- Twojej obecności. Potrzebuję świadka - oznajmiła, odetchnąwszy głęboko.
Rytuał był grą va-bank. Albo wszystko - czyli życie - albo nic - czyli śmierć. Miała tyle lat, by go przeprowadzić, wiedziała, że ostateczne połączenie wcześniej czy później musi nastąpić, a mimo to ciągle się wahała. Ciągle zastanawiała. Odkładała to na później, sądząc, że nie ma takiej potrzeby. A teraz płaciła za to wysoką cenę, już nie było czasu na odkładanie tego, przedłużanie, wahanie. Teraz był czas na działanie, i to działanie ryzykowne.
Czy kiedykolwiek coś, co zrobiła, ryzykownym nie było?
- Musisz być. I nie możesz interweniować. W rytuale krwi potrzebuję kogoś postronnego, kto przerwie krąg po zakończeniu wszystkiego i na kogo oczach wszystko się odbędzie. On - wskazała ruchem głowy miecz - będzie wiedział, że to ty. W każdym razie... jak to szło? - mruknęła, pochylając się nad piachem.
W końcu zatoczyła dłonią szeroki łuk przed sobą, potem skonstruowała okrąg. Koło, w którego środku siedziała, miało promień o długości metra, może półtora. Aithne przeniosła ciężar ciała na kolana, wsparła się lewą ręką na ziemi i zamarła z palcem wycelowanym w wygładzoną powierzchnię, jakby zapomniała, co chciała napisać.
Jej usta poruszyły się kilkakrotnie, a potem dłoń ruszyła, kreśliła szybko kolejne symbole, mrucząc pod nosem ich znaczenie. Czytała samej sobie to, co pisała, runy układały się w jeden płynny ciąg ułożony na okręgu. Tak dawno nie posługiwała się tym językiem, a przecież to z powodu rytuału niegdyś się go uczyła. Tyle długich lat temu...
Dokończyła sentencję, usiadła na swoich piętach i wyciągnęła ręce do Anabde, uśmiechając się niepewnie. Kiedy przyjaciółka podała jej miecz, delikatnie odwinęła go ze szmatki i wyrzuciła ją poza okrąg, układając broń tak, jakby chciała ją wręczyć komuś stojącemu przed nią - rękojeść na prawej ręce, ostrze na lewej.
Pochyliła głowę, dotykając czołem płazu, i zaczęła szeptać formułkę, którą kiedyś wykuła na pamięć. Powtarzała ją przed zaśnięciem, po przebudzeniu, czasami ojciec budził ją w środku nocy i odpytywał z niej. Musiała ją znać zawsze i wszędzie. Metoda poskutkowała, po tylu latach nadal wypowiadała ją płynnie w języku runicznym, jakby to była jej naturalna forma porozumiewania się.
Wokół Ashar'carrego zebrała się krwista poświata, im dłużej Aithne szeptała, tym bardziej poświata ciemniała, aż wreszcie stała się czarna. Wtedy zaczęły pojawiać się błękitnawe refleksy w świetle.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Rytuale krwi? To nie brzmiało dobrze. Anabde syknęła pod nosem, gromiąc przyjaciółkę spojrzeniem, ale nawet jeśli chciała, to nie zdążyła zganić jej za ten niedorzeczny pomysł. Nabrała więc głębokiego wdechu, z nadzieją, że mroźne, nemeryjskie powietrze nieco ją uspokoi. Wypuszczając je stopniowo z płuc przyglądała się energicznym ruchom Aithne, starając się odczytać runy. Zrozumiała prawie wszystko, niektóre znaki znajdujące się dalej lub pod niewygodnym do czytania kątem pozostały dla niej tajemnicą, ale i tak ogarnęła ogólny sens zaklęć. I zacisnęła w niezadowoleniu wargi.
Było już jednak za późno. Znajdowała się teraz poza okręgiem, z niepokojem przyglądając Ashar'carrowi. Chłonęła obraz jak gąbka, starając się zauważyć i zapamiętać każdy najdrobniejszy szczegół rytuału- w końcu była świadkiem. Analizowała każde usłyszane słowo, każdy gest przyjaciółki, każdą zmianę barwy poświaty, każde zachowanie miecza, starała się ogarnąć umysłem to, co działo się na jej oczach. I nieźle jej to wychodziło.
Nieświadomie zacisnęła dłoń w pięść. Widziała więcej, niż widziałaby większość śmiertelników na jej miejscu; w końcu obdarzona była wiedzą tajemną. Dzięki temu oglądała obraz wzbogacony w gamę barw, słuchała niepokojących, nieznanych śmiertelnikom dźwięków, wszystkiego było więcej. Nie przerażało jej to. Tak, serce rozrywane było strachem- ale martwiła się o los przyjaciółki a nie tym, co właśnie następowało. W końcu bardzo szybko zorientowała się co to za gra i jaka jest stawka. A stawka, jak już wiemy, była ogromna.
Stuprocentowe wyostrzenie zmysłów i pełna gotowość do reakcji. Jeśli będzie trzeba, zareaguje- znała się na rytuałach, chociaż rzadko kiedy bywały jej potrzebne. Nie będzie miała czasu, ale będzie musiała sobie poradzić- i dokona tego. Bo chociaż była zwyczajną śmiertelniczką, na dodatek niezwykle młodą i niedoświadczoną, to w przypadku zagrożenia życia jej przyjaciółki (o losie, kolejnego dzisiaj) stawała się naprawdę niebezpieczną bronią.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

Aithne nie zwracała uwagi na Anabde. Przestała zwracać uwagę na wszystko, prócz Ashar'carrego i tego, co mówiła. Wiedziała, że miecz ją wybrał, wiedziała to od dawna. Gdyby tak nie było, nie mogłaby go dotykać aktywowanego, nie ulegałby jej woli tak beztrosko i z taką ochotą. Nawet jeśli czasami się buntował, nawet jeśli czasami dawał jej nadprogramowe lekcje - byli partnerami. Ten rytuał miał to tylko potwierdzić.
Kiedy ona mówiła, na ostrzu Ashar'carrego pojawiały się symbole - runy. Od rękojeści przez cały płaz aż po sam czub, żarzyły się coraz wyraźniejszym błękitnym światłem, a gdy stały się oślepiające, zaczęły ciemnieć. Ostatecznie przybrały barwę srebrno-niebieską, przyjemną dla oka i bardzo subtelną.
To był znak dla Aithne. Powinna teraz zareagować. Powinna płynnie przejść do ostatniego etapu rytuału. Ale zawahała się. Przestraszyła się, że Anabde będzie interweniować, że zostanie ranna przy próbach zatrzymania wszystkiego. Ashar'carre ukarał tę zwłokę ukąszeniem skóry na dłoniach Upadłej, spod miecza uniosła się wąska strużka dymu, jakby metal rozgrzał się do czerwoności. Bolało okropnie, ale Aithne nawet nie drgnęła, nawet nie przygryzła wargi. Tylko kończyła wyryte na pamięć formułki, powoli zmieniając chwyt na mieczu.
Złapała rękojeść Ashar'carrego, ustawiając go czubem wycelowanym w swoją pierś. Otworzyła przymknięte oczy, zapatrzyła się w otoczony tą samą poświatą miecz, po czym uśmiechnęła się krótko, wypowiadając ostatnie słowa. Już się nie wahała, wszystko albo nic.
Pchnęła. Ostrze przeszyło jej ciało na wylot, przebiło ją tak, jakby była pusta w środku. Jednak na czubku ostrza nie zebrała się krew, Aithne także nie jęknęła. Zastygła, otwierając szerzej oczy, jej ramiona zadrżały, ale po chwili znów je napinała, stopniowo wysuwając ostrze ze swojego ciała. Wyszło płynnie, nie było na nim śladu jej krwi, nie został żaden dowód na to, że Ashar'carre przed momentem przebijał ją na wylot. Ona nie miała rany, on nie był brudny, jakby to się nigdy nie wydarzyło.
Wbiła czub w ziemię przed sobą, trzymając mocno rękojeść, wsparła czoło na chłodnym metalu i odetchnęła. Udało się. Teraz raczej nie będzie stroił fochów... przynajmniej miała taką nadzieję.
- Przerwij krąg - szepnęła do Anabde, nie odrywając wzroku od ostrza.
Poświata zniknęła, runy wyblakły i stały się niemal niewidoczne, przybierając barwę nieco ciemniejszego od reszty klingi srebra.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

I znowu Anabde sprawiała wrażenie wypranej z uczuć. Patrzyła na to chłodno, bez emocji, miecz przeszywający ciało przyjaciółki nie wywołał u niej najmniejszej reakcji. Tym razem było to jednak spowodowane czymś innym- wiedziała. Zdawała sobie sprawę z tego na czym to będzie polegać, spodziewała się takiego obrotu spraw i wreszcie- była świadoma tego, że jeżeli w jakikolwiek sposób zainterweniuje, to może tylko wszystko zepsuć.
Dopiero gdy rytuał został zakończony, na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Kiwnęła lekko głową i spojrzała na otaczający przyjaciółkę krąg. Postawiła kilka kroków wprzód, kucnęła przy linii okręgu i wyciągnęła przed siebie dłoń. Ktoś o wyostrzonym zmyśle magicznym zobaczyłby wokół jej palców delikatne, czarne nici, mgłę. Przecięła kręg prostym, zdecydowanym ruchem, przerywając linię i zmazując kilka runów. Użyta magia rozpłynęła się po obwodzie koła, narysowane przez Aithne znaki wsiąkły w piasek, który znów stał się gładki. Szare oczy błyszczały dziwnie, w sposób niepokojący i złowrogi; aura kobiety wzmocniła się poprzez pojedynczy agonalny krzyk. Nekromantka uniosła głowę i cofnęła rękę; jej uśmiech zrobił się szerszy i nabrał drapieżności.
Szybko jednak wszystko wróciło do normy. Z oczu znikł dziwny błysk, ledwie widoczna czarna mgła zniknęła, a po rytualnym kręgu nie było już śladu. Anabde przyjrzała się uważnie Aithne i uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco.
Świetnie sobie poradziła.
- Brawo, Aithne.- powiedziała cicho. Jej szczere słowa, choć tak lakoniczne, przekazały to, że czuła się z przyjaciółki dumna. Chociaż jej partnerstwo z mieczem było czymś oczywistym, rytuał nie należał do najłatwiejszych. Wymagał również bezgranicznej wiary.
- Jak się czujesz?- mruknęła później opiekuńczo. Głupie pytanie, na pewno nie czuła się dobrze, chociaż oczywiście tak właśnie powie. Przecież dopiero co się wybudziła, nie odzyskała jeszcze sił. Anabde przymrużyła powieki, po czym podniosła się i podała Aithne dłoń, by pomóc jej wstać.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

Przy kim jak przy kim, ale w obecności Anabde bardzo często chowała dumę do kieszeni. Tak też zrobiła tym razem, chwyciła dłoń przyjaciółki i pozwoliła się podnieść, uśmiechając się trochę nieobecnie. Dopiero kiedy tego dokonała, pomyślała, że przecież mogło się nie udać. Obrażony miecz mógł ją wystawić na każdy sposób. Ale tego nie zrobił. Pogłaskała czule klingę i dopiero wtedy schowała ją do osłony.
- Trochę mnie przymroczyło. Śmieszne uczucie, patrzeć, jak ci z piersi sterczy metalowy badyl - prychnęła, wzruszając ramionami. - Wcześniej mój ojciec był jego partnerem - zmieniła niespodziewanie temat, uśmiechając się blado. - Kiedy pytałam go, na czym to polega, odpowiadał mi, że jest mieczem, a miecz jest nim. Dopiero jak podrosłam, dowiedziałam się, że nie tylko Ashar'carre oddaje w ręce partnera całą swoją potęgę i deklaruje współpracę, jednak również partner przekazuje mu duszę - urwała na moment, jeszcze bardziej mierzwiąc poczochrane włosy. - No to teraz moja dusza, taka ostatnio rozrywana, ostatecznie i nieodwołalnie należy do Ashar'carrego. Poniekąd. W każdym razie ta kiecka może mi nastukać - podsumowała z niejaką irytacją i wzruszyła ramionami.
Umilkła, oddychając powoli i sprawdzając, czy coś w niej samej się zmieniło. Miała chyba bardziej przejrzyste myśli, odzyskała również lekkość ciała. Jak tylko odpocznie, powinna zacząć przekazywać energię Ashar'carremu, by ten ją przechowywał w zapasie. Jednak na razie nie było z czego wydzielać, więc należało poczekać. Wszystko w swoim czasie.
- Chodźmy. Chyba więcej już nie mam do roboty. Zostaje podbić świat, zbudować dom, zasadzić drzewo, spłodzi... eee, nie, to nie dla mnie - wycofała się z popularnego przysłowia, skrzywiwszy się wymownie. - Zbuduję dom, zasadzę drzewo i podbiję świat, no. W drogę - postanowiła, zadzierając dzielnie brodę.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Zaśmiała się z rozbawieniem i pokręciła głową. Ta to była udana.
- A propos tego płodzenia to trzeba Er...erkhm- odchrząknęła, w ostatniej chwili unikając wkopania biednego Souena w kłopoty. Tylko jak tu teraz z tego wybrnąć, żeby nie dokończyć 'Erriana zapytać'?- poważnie się zastanowić.- dodała więc naprędce, oddychając z ulgą. No, wyszło prawie że wiarygodnie. Miejmy nadzieję, że Aithne jest zbyt podekscytowana sukcesem, by zauważyć to drobne potknięcie. Uśmiechnęła się szerzej, prezentując całemu światu równe, białe ząbki.
- Zacznijmy od znalezienia naszej przeklętej ferajny.- mruknęła z udawanym zniechęceniem, ruszając spokojnym krokiem przed siebie. Wraz z nią ruszyła Aithne, którą dziewczyna cały czas asekurowała. Spodziewała się tego, że wyczerpana ruda może się nagle osunąć na ziemię.
A sprawy latającej kiecki nie skomentowała. Zacisnęła tylko usta, mając nadzieję, że Aithne nie zauważy tej nagłej zmiany nastroju. Wszyscy traktowali widmo z pobłażaniem; chyba tylko ona jedna wiedziała, że ciężko będzie przeskoczyć tę przeszkodę. A na dodatek... Przypomniała sobie dziwną sytuację sprzed kilku godzin, kiedy to atakujący nieumarli ominęli ją szerokim łukiem i zajęli się jej towarzyszami, samą Anabde zostawiając w spokoju. Przeczucie mówiło jej, że to źle się skończy. Była nekromantką, tak jak i Widmo. I to na pewno nie był szczęśliwy dla niej zbieg okoliczności. Niemniej jednak pesymistyczne myśli szybko wygonione zostały z jej głowy przez kolejną uwagę Aithne; ruszyły na poszukiwania Ariene, Sheridana, Erriana i Cadora w bardzo radosnych, zwłaszcza jak na okoliczności i scenerię, nastrojach.

Ciąg dalszy: Anabde, Aithne
Nienormalni winni trzymać się razem.
Zablokowany

Wróć do „Ruiny Nemerii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości