Ruiny Nemerii[Ulice Nemerii] Serdecznie witamy

Miasto które niegdyś tętniło życiem, zniszczone po Wielkiej Wojnie dziś jest miastem nieumarłych... tutaj za każdym rogiem czai się cień. Długie ulice, tajemnicze zakamarki opuszczonych ogrodów i domów. Wampirze zamki, komnaty luster, rozległe katakumby i tajemne mgły zalegające nad miastem. Jeśli nie jesteś jednym z tych którzy postanowili żyć wiecznie strzeż się, bo możesz już nigdy nie wrócić do swojego świata!
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Uśmiechnęła się do niego lekko, pewniej, ale i ostrożnie chwyciła dłońmi jego ramię i przymknęła na chwilę oczy, sięgając po swoją energię magiczną. Nie było tak źle z jego barkiem, kiedy szmaragdowa poświata zniknęła, ręka Cadora odzyskała poprzednią formę. Zadowolona Ariene puściła go, przekrzywiła głowę, oceniając krytycznie to, co udało się jej osiągnąć, po czym przeniosła wzrok na jego twarz, znów się uśmiechając, tym razem jednak z większą kpiną.
- Walka z tobą była przyjemny relaksem w porównaniu do tego, jakie atrakcje mieliśmy jakieś półtora godziny temu - skwitowała spokojnie, cofając się od niego kilka kroków. - Tak więc nie, nic mi nie jest - doprecyzowała uprzejmie.
Na jego następne pytanie zareagowała obejrzeniem się przez ramię w okolice, w których rozstała się z Anabde i Sheridanem. Tak, cóż, ten drugi był przypadkiem beznadziejnym i nieuleczalnym, właściwie mogła pozostawić go w domyśle oczywistym. Chwilę wahała się, czy jest sens mówić o tym bucu, dlatego ustosunkowała się do jego pierwszej wypowiedzi.
- W Opuszczonym Królestwie raczej każdy sojusznik jest na wagę złota - zauważyła, wzruszając ramionami. - Aczkolwiek nie da się ukryć, że ją... mimo wszystko... polubiliśmy. Przynajmniej ja. Errian chyba też - mruknęła cichutko, do siebie, bo to była kobieta, która intrygi i spiski wyczuwała nosem, a tu coś jej nie pasowało.
Zgarnęła potargane włosy na kark i poprawiła je, wiążąc na nowo w wysoką kitkę. Nie lubiła, kiedy przeszkadzały podczas roboty.
- Sheridan. Inna sprawa, że on się nie przejmuje nikim, tak właściwie - skwitowała ze szczerym rozbawieniem. - No, oprócz swojej klaczy. Resztę przy pierwszej lepszej okazji by sprzedał za marne grosze - dodała i zaśmiała się cicho.
Bo on nie był ostatecznie taki zły, ale jak się o nim słuchało, to niezłe ziółko z niego wychodziło.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cador »

Spojrzał na swoje ramię i poruszył barkiem na próbę. O, działa! Wyciągnął przed siebie rękę i powyginał ją chwilę w różne strony, ale nic go nie bolało- no, nie licząc tych kilku siniaków, ale tego w sumie nie zauważał. Spojrzał na kobietę z niekrytym podziwem; znała się na rzeczy.
- Dziękuję.- mruknął zdawkowo, po raz kolejny wykazując się znajomością podstawowych zasad kultury.
- Skoro każdy sojusznik jest na wagę złota, to dlaczego jednego próbowałaś zabić?- dodał jeszcze niezadowolony, strzepując ze skórzanej kurtki grudki ziemi. W ogóle, cały był teraz zakurzony, nie mogła nim ciskać w jakieś mniej brudne budynki?- Nie, dobra, nie odpowiadaj. Wiem.- uciął jednak. Bo wcale nie chciał usłyszeć odpowiedzi, chciał jej wytknąć, że dała się ponieść emocjom. Co jest poważnym błędem, pragnę zauważyć.
- Sheridan. Zapamiętam.- mruknął pod nosem. Rozejrzał się; to było niepokojące, z tego, co mówiła Ariene, w budynku znajdowali się tylko Aithne, Errian i Arathain. Kogoś mu więc brakowało, gdzie podziali się inni? Nie mijał po drodze żadnych ludzi, najwidoczniej musieli kryć się gdzieś w okolicy. Przymrużył oczy, oglądając sobie okoliczne budynki raz jeszcze, co by się upewnić, ze nikt mu w plecy nie celuje.
Nie chciał jednak pytać. Po pierwsze, by nie wypaść na wścibskiego, bo drugie- jakoś wcale go to nie interesowało. W jego interesie było wiedzieć gdzie jest Aithne i, do czasu pierwszego spotkania i oficjalnego rozpoczęcia roboty, Errian. Cała reszta mogła, w jego mniemaniu, nie istnieć. Dlatego uśmiechnął się krzywo do Ariene, a potem obrócił do niej plecami; przyłożył dłoń do czoła i przymrużył oczy, starając się wypatrzeć bułaną plamkę. Jednak bułanej plamki nie było, bo kilka minut wcześniej rumak dał sobie spokój z wyprawą i spierniczył dzikim galopem. Na twarzy chłopaka pojawił się grymas; zdążył polubić konika.
- Nie macie przypadkiem konia na zbyciu? Przez ciebie straciłem własnego.- mruknął z wyrzutem, zerkając przez ramię na Ariene.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Przyglądała się mu spokojnie, nie zamierzając odpowiadać na jakiekolwiek zaczepki. Jedynie na podziękowanie postanowiła zareagować, bo w końcu etykieta i dobre maniery i takie tam, z dobrego domu pochodziła, to wypadało przynajmniej tyle kultury zachować.
- Proszę bardzo - mruknęła równie wylewnie i skrzyżowała ręce na piersiach.
Na pytanie na temat konia zamyśliła się. Na ten moment raczej każdy dysponował pojedynczym wierzchowcem, Lutee zniknął... a co z koniem Revelina? Zmarszczyła czoło, zrozumiawszy, że nie zwrócili uwagi na ten drobny szczegół. Zabrał go? Zwierzę się uwolniło? Westchnęła i wzruszyła ramionami, coraz bardziej zirytowana. Też miał pretensje i wymogi, paniczyk jeden.
- Nie wiem. Może koń Revelina jeszcze dycha, ale nie wiązałabym z tym zbyt dużych nadziei - skwitowała cierpko i oparła się o pobliską ścianę.
Stąd dobrze widziała ulice Nemerii, więc mogła jednocześnie i pilnować okolicy, i nowego znajomego. Którego obecność powinien wyjaśnić wszystkim Errian. Czyżby on...? Nie, no to głupota jest. Przecież Aithne rozerwie na strzępy Cadora, jak tylko nadarzy się jej okazja. Ewentualnie rozerwie też Erriana, a wtedy to w ogóle kaplica, bo na takie uszczuplenia w szeregach nie mogli sobie pozwolić.
- A ten twój pracodawca... Errian, jak mniemam... - zaczęła powoli, nie mogąc się powstrzymać. - To ci powiedział, co też za osóbkę przychodzi ci bronić? - dokończyła wreszcie, na jej ustach pojawił się dziwny, przekorny uśmieszek.
Jasne, że nie powiedział. Gdyby Cador wiedział, co za bestię dostaje pod opiekę, to nigdy by się na to nie zdecydował, nie ma głupich.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cador »

Kiwnął lekko głową i jeszcze dłuższą chwilę obserwował drogę, którą przyjechał, w nadziei na odnalezienie bułanka. Nic z tych rzeczy, konia jak nie było tak nie ma. Właśnie wygalopowuje z Nemerii i podśmiewa się z chłopaka pod nosem, bo teraz Cador będzie musiał wędrować po Opuszczonym Królestwie pieszo. Chyba, że koń Revelina (notabene ciekawe co się stało z samym Revelinem) jest łaskawy jeszcze żyć. Wątpliwe, z tego, co zdążył obrońca zauważyć, potwory pomieszkujące okolicę były bardzo głodne. Niestety.
Słowa kobiety zdobyły jego minimalne zainteresowanie; obrócił się z powrotem w jej stronę, obdarzając ją zaciekawionym spojrzeniem.
- Nie?- mruknął krótko w odpowiedzi, dość jawnie żądając rozwinięcia. Co, Aithne to jakaś chodząca potwora, Cthulu we własnej osobie?
Swoją drogą, cóż się ta Ariene taka zaczepna zrobiła? W myślach przeanalizował ostatnie kilka minut rozmowy i doszedł do wniosku, że głównie to się prowokują nawzajem. Ciekawa sprawa, ale nie narzekał.
W tej chwili doznał olśnienia. Skoro bułanek uciekł, to uciekło również jego siodło. Skoro uciekło jego siodło, to pogalopowało sobie razem z całym bagażem. Jasna cholera, oczy niemalże wypadły mu z orbit. Zostanie tylko z mieczem, goły i wesoły?! No pięknie. Postawił kilka szybkich kroków, stając w miejscu, z którego mógł obejrzeć sobie całe pole niedawno stoczonej walki. Przymrużył powieki, w duchu wznosząc modły do wszystkich istniejących i nieistniejących bogów o to, aby jego bagaż cudem przeżył.
Los tym razem postanowił się zlitować. Cador dostrzegł jakiś bliżej nieokreślony kształt w miejscu, gdzie upadł niedawno z koniem; ów coś było przysypane ziemią, ale wydawało się być torbą. Cador poszedł po znalezisko i z ogromną ulgą stwierdził, że faktycznie była to torba, stanowiąca jego własność. Jedna z dwóch; odpiął klamry i uznał, ze właściwa. W drugiej zapakowany był głównie owies dla konia, więc nie było żadnej straty, skoro konia też brakło. Obrońca uśmiechnął się szeroko, bardzo zadowolony z takiego obrotu spraw, otrzepał torbę i zawiesił ją sobie na ramieniu. Wsadził ręce w kieszenie i wrócił do porzuconej rozmówczyni, wymownym spojrzeniem sugerując, że nadal oczekuje odpowiedzi.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Ariene obserwowała całe to odzyskiwanie torby ze spokojem, lekko przymrużając oczy i w duchu nieźle się zaśmiewając z losu Cadora. No bo hej, kto by chciał - gdyby Aithne znał - zostać jej obrońcą? Nawet Anabde, która była jej przyjaciółką, miewała jej dość, nie wspominając o reszcie świata.
Dlatego Ariene bardzo to śmieszyło - co więcej, widziała pewną dość sadystyczną rozrywkę w wyjaśnianiu Cadorowi, z kim ma do czynienia. Tym razem pan obrońca będzie się musiał wykazać.
- No cóż, to naprawdę wspaniała osoba - zaczęła, nie wkładając w to nawet tak dużo ironii. - Przekonasz się prędzej czy później. O ile w ogóle przeżyjesz oznajmienie jej, że będziesz jej obrońcą - skwitowała i nie powstrzymała się od chichotu. Bo to będzie piękne i cudowne!
Stęskniła się już za tą głupiutką rozrywką, jaką dostarczała im wściekła Aithne. Albo Aithne dogadująca komuś, na przykład Sheridanowi. Oby było z nią wszystko w porządku. Ariene westchnęła i popatrzyła na budynek, w którym odbywał się proces leczenia, nagle poczuwszy się całkowicie zbędną i bezużyteczną. Nawet nie mogła pomóc w ratowaniu życia dziewczyny, beznadzieja.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cador »

- Hipokrytka.- burknął w odpowiedzi, z pewnym rozbawieniem obserwując jej zachowanie. Oparł się plecami o ścianę budynku (aua, na plecach też miał siniaka), nie spuszczając uważnego spojrzenia z towarzyszki.
- Gdyby Aithne naprawdę była taka straszna, że powinienem bać się spotkania z nią, to nie martwiłabyś się jej losem.- powiedział, co by wyjaśnić przyczyny swojego osądu. Zresztą, przecież nie mogło być aż tak źle. Może Aithne to jakaś rozpuszczona księżniczka? Takie były najgorsze. A może jakaś uciążliwa i nieposłuszna panna, co to porywa się z motyką na słońce? No cóż, czas pokaże. Niemniej jednak da sobie radę, cóż to za problem.
Oj, chłopie, żebyś się nie przeliczył.
Uniósł klingę nadal trzymanego w dłoni miecza na wysokość oczu i pobłądził po niej spojrzeniem. Skrzywił się z niezadowoleniem, przeciągnął palcami po ostrzu i skrzywił się jeszcze bardziej. Sam ją sobie, cholera, ubrudził ziemią, to teraz ma. Sięgnął do przewieszonej przez ramię torby, by wyciągnąć ściereczkę, której zawsze używał do czyszczenia broni. Jego dłoń zamarła przy odpinaniu pierwszej klamry; zapatrzył się w przestrzeń, przywrócił w myślach dzień pakowania się i zdał sobie sprawę z tego, że ściereczka została w torbie z owsem, która pogalopowała w siną dal wraz z pewnym niewdzięcznym bułankiem.
- Pieprzony sierściuch.- mruknął sam do siebie, mrużąc oczy i patrząc w bliżej nieokreślony punkt przed sobą. Jakby posyłał w ślad za zwierzęciem nienawistne spojrzenie, w nadziei, że kiedyś ów spojrzenie znajdzie bułanka i zasadzi mu porządnego kopa w zad.
Niemniej jednak sytuacja nie była beznadziejna, bo w tej torbie znajdowała się ściereczka numer dwa. Zazwyczaj używana do czyszczenia siodła i innych takich, ale skoro siodła nie ma, to może zmienić rolę. Chłopak wyciągnął ją i zaczął czyścić klingę, robiąc to uważnie i dokładnie, wręcz z namaszczeniem. "Czyść swój miecz tak, jakbyś głaskał kochankę"- uczył go kiedyś pewien weteran wojenny. Cador uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie tych słów.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Ariene roześmiała się krótko, słysząc jego słowa na temat owej hipokryzji. Biedak nie wiedział, o czym mówił, a ona przez chwilę nie mogła go uświadomić, bo okazało się, że śmiech nie chciał ustać. Z tym, że w krótkim czasie zaczął brzmieć trochę histerycznie - właśnie ulatywało z niej całe napięcie minionych godzin, stres i zmęczenie. Dlatego mogła wyglądać jak jakaś wariatka, której właśnie do końca się w główce pomieszało.
Gdy jakoś się uspokoiła, on już poddawał zabiegom swój miecz, co jednak nie zahamowało jej ochoty do wyłuszczenia całej sprawy, w jaką to się drogi obrońca wplątał. Otarła łzy z kącików oczu i z uśmiechem jakąś minutę obserwowała jego pracę, fachowym okiem oceniając, jaki z niego wojownik - bo walczyć dobrze może i drab z lasu, ale to, jak się obchodzi z bronią, ostatecznie definiuje danego osobnika. Tak uczono ją w gildii.
- Aithne nie jest straszna - zaprzeczyła spokojnie i znowu zachichotała. - No, może jak się ją podstawi pod ścianą, a ona wysadza w powietrze pół Nemerii trupów. Wtedy jest straszna - poprawiła się, kiwając w niejakiej zadumie głową. - Aithne... no, cóż, zapewniam cię, że takiego indywiduum jeszcze nie spotkałeś. Podejrzewam, że jak już ją trochę poznasz, dojdziesz do wniosków, że przy niej ja jestem do rany przyłóż i przytul na pocieszenie - skwitowała wreszcie, ponownie się cicho śmiejąc.
Potem natomiast się zmartwiła. Zwykle po takich ekscesach, jakie następowały przy jej pracy, dawała Jutrzence najwyżej godzinę na powrót. Myśl, że coś się klaczy stało, zmroziła ją od środka. Dlatego, sapnąwszy cicho ze zdenerwowaniem, stanęła znów prosto, rozejrzała się, po czym zagwizdała przeciągle na palcach, dźwięk odbił się echem od pustych budynków.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cador »

Dłuższą chwilę nie odpowiadał. Skrzywił się, gdy dziewczyna gwizdnęła przeciągle- przekleństwo wyczulonego słuchu, co zrobić- więc widać było, że nadal zauważał jej obecność. Był jednak zbyt skupiony na pracy, by w tej chwili zainteresować się rozmową. Obracał miecz w dłoni, dokładnie wycierając klingę i rękojeść. Gdy skończył, przypatrzył się efektowi swoich działań, poprawił to i owo i schował ściereczkę z powrotem do torby. Zamiast tego wyciągnął z niej mały słoiczek pełen bliżej nieokreślonej substancji, którą w jego rodzinnym mieście używano do konserwacji broni. Ściągnął nakrętkę, przygotował małą gąbeczkę do nakładania pasty i zastanowił się gdzie położyć przybory. Brakowało mu stolika.
- Masz, potrzymaj to.- mruknął, wciskając naczynie w dłoń kobiety. Uniósł na nią spojrzenie i zaraz się poprawił- znaczy, proszę, potrzymaj to.
I tak oto Ariene została jego prywatnym stolikiem. Nałożył pierwszą porcję mazi i rozprowadził ją po klindze, tworząc na metalu cienką, ledwie widoczną warstwę. Robił to ostrożnie, by nie ominąć żadnego miejsca i nigdzie nie nałożyć za dużo; trzeba przyznać, że wychodziło mu to perfekcyjnie, lata wprawy.
Dopiero wtedy znów zainteresował się rozmową. Nadal wpatrzony w swój miecz uśmiechnął się pod nosem.
- To dobrze.- uznał, wracając do poprzedniego tematu- lubię barwne postaci, jakkolwiek irytujące by one nie były.
No tak, tu trzeba przyznać, że Cador został dobrany do Aithne wręcz idealnie. Potrafił być naprawdę cierpliwy. Chociaż, z drugiej strony, Upadłą może irytować jego protekcjonalność. Pożyjemy, zobaczymy, może się nie zeżrą. Tymczasem zwrócił uwagę na powód gwizdania Ariene, powód jeszcze sobie nieznany.
- Cóż to, tobie też uciekła jakaś niewdzięczna kupa mięsa?- zapytał złośliwie. Och, ten szacunek do zwierząt! Żebyście jednak nie uznali go za bezdusznego muszę dodać, że tak naprawdę darzył zwierzaki sympatią, a konie doceniał jako ważnych partnerów. Po prostu nie mógł wybaczyć jednemu z przedstawicieli tej rasy bezczelnej ucieczki, co zrobić.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Ariene mruknęła tylko z niejaką dezaprobatą, kiedy zdegradowano ją do rangi podręcznego mebla, ale jakoś się udobruchała, kiedy Cador się poprawił z tym swoim rozkazem. Dlatego też skinęła tylko niedbale głową, przeczesując wzrokiem okolicę, bo ta kobyła czasami bawiła się w chowanego - zazwyczaj dokładnie wtedy, kiedy nie powinna, co zrobić.
- Dla kogo dobrze, dla tego dobrze - rzuciła, gdy skomentował jej wypowiedź. - Najpewniej najmniej dobrze będzie dla Erriana. Biedny chłopak - mruknęła ciszej, nadal bardziej zaabsorbowana całym światem niż faktycznym tematem rozmowy.
Na złośliwe pytanie dłuższą chwilę nie odpowiadała, mając nadzieję, że jeśli wystarczająco cierpliwie je przemiędli w swojej głowie, to przestanie ją irytować. Zaraz jednak się przekonała, że honoru klaczki swojej cudnej bronić musi, bo ją coś trafi. Dlatego obdarzyła Cadora bardzo nieprzychylnym spojrzeniem. Jutrzenkę kupą mięsa mogła nazywać tylko ona, a już zwłaszcza niewdzięczną kupą mięsa!
- Też byś uciekał, jakbyś na miły początek dnia prawie został zeżarty przez podręczną armię zmutowanych nieumarłych, którą przyzwała latająca, kiczowata kiecka - skwitowała zdenerwowana. Na irytację nałożyła się jeszcze troska o przyjaciółkę i masz, Ariene znowu się zestresowała i napięła.
Co za koszmar, ta wyprawa w ogóle nie powinna mieć prawa bytu. Przez chwilę korciło ją, by przestudiować list od zleceniodawców, bo musieli być chorzy na głowę, ale uznała, że Jutrzenka to priorytet. Dlatego tylko ręka nieznacznie jej drgnęła, ostatecznie nie sięgając do kieszeni.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cador »

- Kim jest Errian dla Aithne?- zainteresował się, postanawiając, że jednak trochę się można o przyszłym zleceniu dowiedzieć. Bo to ciekawe, dlaczego akurat on miałby najbardziej ucierpieć z jej rąk? Jakiś krewny, narzeczony, mąż? Na chwilę zerknął na dziewczynę, by móc zaobserwować jej reakcję na pytanie- czasami samym wyrazem twarzy człowiek zdradzał więcej, niż chciał ujawnić. Jednak wyglądało na to, że Ariene była dużo bardziej skomplikowana od przeciętnych przedstawicieli gatunku ludzkiego, bo jej reakcje nie były takie oczywiste i banalne.
Ale za to musiał przyznać, że zabawnie się irytowała. Pokręcił głową, przypatrując się jej w jakimś stopniu z zaintrygowaniem, a po części pobłażliwie.
- Brzmi interesująco. Jaka latająca kiecka?- podchwycił. Co, Opuszczone Królestwo roi się od nawiedzonych części garderoby, które na dodatek władają stadkiem nieumarłych? Do lepszego kabaretu nie mógł trafić, a zapowiada się, że będzie jeszcze śmieszniej.
Swoją drogą, te konie to potrafią być naprawdę bezczelne. Jak można uciekać z powodu byle nieumarłych lub zwyczajnego ataku wiedźmy, hm? Powinny tu stać i dziękować za to, że żreć dostają, a nie!
- Dziękuję.- powiedział po chwili, bezceremonialnie wyjmując słoiczek z dłoni kobiety, zakręcając go i chowając do torby. Odczekał minutę, by maź mogła się dobrze wchłonąć w ostrze, po czym kolejny przetarł klingę ścierką. No, gotowe. Uśmiechnął się z satysfakcją, zadowolony z tego, że broń znów wyglądała jak nowa. Mógł przyznać, że jeżeli kiedykolwiek znudzi mu się bycie obrońcą, będzie mógł oddać się obróbce broni- wychodziło mu to całkiem, całkiem.
- Więc jak to jest z tymi kieckami i nieumarłymi?- powtórzył, na razie nie doczekawszy się odpowiedzi. A temat wyjątkowo go zainteresował, fajnie byłoby wiedzieć, z jakimi to dziwami przyjdzie mu się zmierzyć.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

- Errian dla Aithne... - zaczęła z całkowitym spokojem, by urwać. Na jej twarzy pojawiła się reakcja: reakcja bezradności. No bo hej, dobre pytanie. - Jest Errianem - dokończyła nieporadnie, marszcząc czoło. To chyba najlepsza odpowiedź w tej sytuacji, tak. Nie wdawać się w szczegóły, bo rozboli głowa.
Na temat kiecek i nieumarłych przez moment pewien nic nie mówiła, wypatrując pełnym napięcia wzrokiem swojej klaczy. Nie takie rzeczy już razem przechodziły... dobra, takich rzeczy jeszcze nie przechodziły, ale to nie pozwalało jej padać ofiarą kogokolwiek lub czegokolwiek. Albo i jednego, i drugiego.
- To chyba był nieumarły. Taka właśnie latająca kiecka, co rzucała przereklamowanymi tekstami grozy, a jak jej Aithne wyznała, jak głęboko w dupie ją ma i co by zrobiła, gdyby jej tak głęboko w dupie nie miała, to jej kiecka zabrała duszę - wyrecytowała i westchnęła ciężko, bo samo wspomnienie było nieprzyjemne. Było minęło, ale kiecka pewnie jeszcze wróci. - A potworki to chyba zabawki tej kiecki. W każdym razie trochę dali nam do wiwatu, póki ich Aithne nie przerobiła na mielone. Potem Errian w duecie z Anabde sprasowali resztę szkieletów i im podobnych, na razie jest spokój - skwitowała.
I wtedy dostrzegła smętną, rudą plamkę kręcącą się wśród budynków. Wyprostowała się jak struna, przymrużając oczy - to na pewno była jej kochana klaczka, wredna małpa, cholerna jędza.
- Jutrzenka! - zawołała ciepłym, łagodnie karcącym głosem, nie odrywając wzroku od wierzchowca.
Wtedy klacz uniosła łeb, zastrzygła uszami i ruszyła kłusem do znajomej sylwetki.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cador »

Obserwowanie rudej klaczy i jej natychmiastowej reakcji na głos właścicielki wywołało u niego nutkę żalu. Bo w sumie przydałby się taki wierny towarzysz, kompan, z którym przeżywałoby się te wszystkie wymyślne przygody i na którego można by liczyć. Nie tak jak na bułanka, który spieprzył przy pierwszej lepszej okazji. Z drugiej strony: taki koń był kolejną słabością, jeszcze jeden kłopot na głowie. Obrońca ma się głównie zajmować swoją robotą i nic nie może go przytrzymywać: nie może zawracać po konia, kiedy ochraniana osoba jest w tarapatach. Zdarzały się różne sytuacje: raz czy dwa walka w obronie podopiecznego zmusiła go do zajechania konia, a już nie jest w stanie zliczyć sytuacji, w których wymieniał zwierzę na zwierzę, by tylko dysponować świeżym, wypoczętym wierzchowcem. No, kiedy już sobie przypomniał, dlaczego nie dysponuje jednym, ale za to zadbanym i oddanym rumakiem, odwrócił spojrzenie od faktycznie imponującej kobyłki o sierści, która jaskrawo błyszczała nawet pomimo braku słońca.
- Co to znaczy "jest Errianem"?- drążył temat, bo tak niejasna wypowiedź zupełnie go nie satysfakcjonowała. Zresztą, zabrzmiała nieco groźnie, jakby relacje jego zleceniodawcy i przyszłej podopiecznej były na tyle skomplikowane i niepewnie, by nie dało się ich zwyczajnie określić.
Schował miecz do pochwy, zabębnił jeszcze palcami w rękojeść i odchylił głowę do tyłu, tak, by i ją oprzeć o ścianę budynku. Przysłuchiwanie się wypowiedzi Ariene na temat latających kiecek i innych takich zwróciło jego uwagę na inną kwestię. Powtórzył sobie w myślach zasłyszane imiona: Ariene, Arathain, Errian, Aithne, Sheridan, Anabde, Revelin. To jest tylko siódemka z ósemki, która przybyła do Opuszczonego Królestwa w tej grupie. Ale z drugiej strony- aż siódemka z piątki, która zostawiła ostatnie ślady. Jedna osoba odpadła- z tego co zdążył się zorientować, Revelin zaginął. Został zamordowany, zdezerterował bez konia, nieważne. To robi sześć, więc problem nadal nie został rozwiązany. No i nie znamy tożsamości ostatniej osoby z ośmiu.
- Powiedz mi coś o waszej drużynie.- poprosił. Trochę naiwnie, to fakt, nie dał Ariene powodu, dla którego miałaby mu zaufać i podzielić się takimi informacjami. Ale może powie cokolwiek, a to cokolwiek już uzupełni jego obraz grupy o kilka puzzli.
To, co powiedziała mu kobieta na temat ataku, nie było na tyle interesujące, by kwapił się odpowiedzieć. Jakieś widma, jacyś nieumarli, zdawało się, że takie rzeczy są w Nemerii na porządku dziennym- przynajmniej tylko tyle mógł powiedzieć na podstawie niekonkretnych informacji, jakie otrzymał.
Chociaż, zdegradowanie przerażającej czynności odebrania komuś duszy do tak, zdawałoby się, nieważnego elementu opowieści było mocno niepokojące. Uniósł brew ku górze, przypatrując się brunetce w trochę inny sposób niż dotychczas.
- A... aha.- mruknął pod nosem, ale, zgodnie ze swoim postanowieniem sprzed chwili, nie odpowiedział jakoś konkretnie. Porzucił temat, bo skoro na razie jest spokojnie, to nie ma problemu.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Ariene najpierw, jakże kulturalnie i grzecznie, całkowicie obrońcę zignorowała, wyciągając ręce do nadbiegającej klaczy. Jutrzenka parsknęła z wyraźną ulgą i z lubością wtuliła łeb w rozwarte ramiona właścicielki, dopiero wtedy trochę się rozluźniając. Dziewczyna przytuliła klacz, uśmiechając się do siebie, przejechała dłonią po jej szyi, a potem zabrała się do oglądania wierzchowca, żeby mieć pewność, że nie ucierpiała zanadto. Odkryła na jej ciele kilka nowych zadrapań - niezbyt groźnych, dlatego postanowiła nie marnować na nie energii magicznej. Natomiast raz jeszcze zbadała jej nogę, którą poharatał jakiś trup przy wyłażeniu z ziemi. Uznawszy, że teraźniejszy wygląd kończyny jej nie zadowala, poddała ją kolejnemu zabiegowi. Ostatecznie nóżka znów wyglądała jak nowa.
Dopiero wtedy Ariene podniosła się z klęczek i znowu przygarnęła do siebie łeb Jutrzenki. Klacz nie protestowała, co wyraźnie oznaczało, że naprawdę się przestraszyła. Wiedźma tymczasem przypatrzyła się Cadorowi, przymknąwszy oczy.
- Myślisz, że jest godzien odpowiedzi? - zamruczała do swojej przyjaciółki, delikatnie drapiąc ją po czole.
Jutrzenka parsknęła, zastrzygła uszami i popatrzyła zainteresowana na nieznajomego, nie do końca wiedząc, czy to kolejny niemiły gość, czy może jednak można się nie stresować jego obecnością.
- No jest Errianem - westchnęła w końcu Ariene, teraz kreśląc delikatne szlaki na chrapach klaczy. - Bo... Aithne właściwie nie lubi nikogo. Prócz trzech osób... no, istot. Errian się nie znajduje w tym gronie, ale ich relacje są na tyle dziwne, że... jest Errianem? - jęknęła, otwierając szerzej oczy. - To naprawdę nie jest takie proste w przypadku Aithne. Sam się przekonasz - dodała zaraz nieco marudnym głosem, przeczuwając, że zostanie trochę wyśmiana. Albo bardzo trochę.
Prośby o opowiedzeniu o członkach wyprawy nie mogła zignorować, ale jednocześnie nie wiedziała, jak się do niej ustosunkować. Nie ufała mu na tyle, by powiedzieć cokolwiek więcej prócz imion, w końcu tak czy siak mieli nad nim przewagę, jakby się nagle okazało, że nie jest tak przyjaźnie nastawiony, co teraz.
- Ja, Anabde, Sheridan, Aithne, Errian, Arathain - wyliczyła, marszcząc czoło. - Do niedawna również Revelin i Larkin - dodała ciszej, znów czując wyrzuty sumienia. Gdyby była bardziej odpowiedzialna... Potrząsnęła głową. - No i wierzchowce.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cador »

Rozśmieszyła go jej rozmowa z klaczą. Z Ariene wyszła mała zadziora, co w sumie było całkiem urocze. Odpowiedział rozbawionym uśmieszkiem, zupełnie odmiennym od miny, z jaką obserwował poczynania dziewczyny. Bo tym przypatrywał się z prawdziwą aprobatą: ze względu na dbałość, z jaką obchodziła się ze swoim wierzchowcem, czułość, jaką z pewnością konia darzyła, i szczęście, które- z tego co zauważył- przynosiło kobiecie samo obcowanie z bliską istotą.
W ogóle, śliczna była ta ruda. Długonoga, lekka, zgrabna, koń w jego typie. I miała coś w tych czarnych oczkach, widać było, że to kobyłka z charakterem. A takie były najlepsze, bez dwóch zdań.
Postanowił ustosunkować się do ostatniej wypowiedzi dziewczyny, bo ta była najważniejsza. No dobrze, mamy już imię ostatniego z zaginionych- Larkin, który z bliżej nieokreślonych powodów nie jest już w grupie. Los dwóch panów nieszczególnie Cadora interesował. Zauważył za to jeszcze jedną nieprawidłowość, którą chciał się z brunetką podzielić.
- Kto na jakiś czas opuścił grupę i wrócił dopiero niedawno?- zapytał prosto z mostu. W sumie nie wiedział po co mu ta wiedza, może chodziło o zwykłą ciekawość. Ale chyba warto wiedzieć kto zwykł opuszczać towarzyszy w potrzebie (bo przecież Ariene wspominała o walce z nieumarłymi, nie powiecie mi, że to żadna potrzeba).
Dopiero po zadaniu tego pytania zastanowił się nad kwestią swojego zleceniodawcy. Wychodziło na to, że jego relacja z Aithne była więcej niż dziwna. Nie znajdował się w gronie "lubianych", ale z jakiegoś powodu chciał chronić paskudkę, jaką zdawała się być przyszła podopieczna Cadora po tej krótkiej rozmowie. Chodziło o to, że była szczególnie potrzebna grupie, np. ze względu na swoją potęgę (nie każdy potrafi przerobić armię umarlaków na mielonkę, prawda), czy może o indywidualne upodobania pana Souena? Jeżeli to drugie, to okazywało się, że jego zleceniodawca był masochistą. Świetnie, naprawdę świetnie, może faktycznie Errian zaciągnął biednego obrońcę do zadania, które jest porównywalne do samobójstwa?
- Jakie trzy istoty zyskały sobie sympatię kochanej Aithne?- kolejne pytanie, on to biednej Ariene normalnie wywiad robił. Ale chciał się uzbroić w podstawową wiedzę na temat podopiecznej.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

- Arathain - odpowiedziała spokojnie, bo i nie była to tajemnica wagi państwowej. Właściwie można mieć trochę żalu do czarodzieja, że tak wziął i sobie poszedł, podczas gdy ich prawie wzięło i zabiło, ale nie miała głowy do takich dziecięcych zachowań. Puściła łeb swojej klaczy, nie chcąc jej za długo przytulać, bo Jutrzenka do cierpliwych nie należała, i przeniosła wzrok na Cadora.
Zastanowiła się nad Aithne. Nie chodziło tu o udzielenie odpowiedzi, bo ta była dosyć oczywista i nie stanowiła żadnej tajemnicy, ale o samą sytuację. Rozmawiali o dziewczynie tak, jakby zaraz miała tu wbiec z rozwianym, rudym włosem, obrzucić ich obłąkanym spojrzeniem i zacząć krzyczeć, żeby się nie opierniczali, tylko brali dupska w troki i dołączali do reszty, albo ona ich osobiście kopniakiem wyemigruje na równinę Drivii. Ariene uśmiechnęła się blado. A co będzie, jeśli Aithne nie można już pomóc? Wierzyła, że Arathain zdoła uratować ich towarzyszkę, ale przecież nie mieli takiej pewności. Wszystko mogło się zdarzyć.
Pogładziła szyję Jutrzenki, marszcząc czoło. Nie powinna się nad tym głowić.
- Anabde, Faryale i... Larkina - mruknęła, odwracając wzrok. - Poniekąd to z jego i Aithne powodu ponieśliśmy aż takie straty, bo się zrobiło zamieszanie i... w ogóle - sprecyzowała, zaciskając usta. - W kręgu tępionych znajduje się Sheridan, na początku także ja, ale chyba już nie jest tak źle - dodała, domyśliwszy się, że to może obrońcę ciekawić.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cador »

Zanotował w pamięci, że na Arathaina trzeba mieć oko; usłyszenie odpowiedzi potwierdził tylko lekkim skinieniem głowy i porzucił temat. Odepchnął się od ściany, przy której dotychczas stał i zatrzymał się naprzeciwko Jutrzenki. Przechylił głowę na bok, przypatrując się uważnie łbie klaczy; starał się omijać wzrokiem oczy, by nie zostać uznanym za drapieżnika, raczej śledził ułożenie rudej sierści, spokojnie pracujące chrapy i postawione uszka. Uśmiechnął się kącikiem ust i bez cienia niepewności czy strachu pogłaskał klacz po nosie. Kiedy nie zareagowała w żaden nerwowy sposób, wyciągnął z kieszeni drugą dłoń i przeczesał palcami grzywkę zwierzęcia. Po tym mniej-więcej przywitaniu odsunął się o pół kroku, zostawiając klacz w spokoju; chwilę wcześniej zauważył w czarnych ślepiach ostrzegawczy błysk, jakby mówiła "no, dość tego miziania, spadaj". Więc się odczepił, posyłając klaczy ostatnie, rozbawione spojrzenie.
"A nieznajomy Larkin najwidoczniej był kimś ważnym"- uznał, marszcząc w zastanowieniu brwi. Należał do "Aithnowej elity", Ariene również zdradzała tonem głosu, że mówienie o jego zniknięciu nie przychodzi jej łatwo. W przeciwieństwie do sprawy Revelina, o którego nieobecności wypowiadała się lekko. No tak, to będzie jeden z tematów, których lepiej będzie przy Aithne nie poruszać.
Bo, oczywiście, dla niego niewątpliwym był fakt, że jeszcze będzie miał Aithne spotkać. Ale nie dał po sobie poznać, że zauważył to chwilowe nostalgiczne zamyślenie towarzyszki; czuł się jeszcze na tyle obco, że poruszanie takich kwestii było zwyczajnie nie na miejscu.
- Zapamiętam. Mam być nieprzyzwoicie miły i serdeczny dla Anabde i... a Faryale to kto?- jego wzrok był pełen zdziwienia, przecież niemożliwe, żeby mu ktoś umknął. Na pewno nie było śladu większej ilości osób, zresztą, Ariene nie wymieniała żadnej "Faryale" przy przedstawianiu składu drużyny. A że zaznaczyła, że święta trójka nie jest ludźmi, a istotami...- zwierzę?- dodał więc, co by się upewnić.
- No. A dla Sheridana mam być opryskliwy. Wydaje się być łatwe.- dodał, wzruszając ramionami.
Zablokowany

Wróć do „Ruiny Nemerii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości