Ruiny Nemerii[Ulice Nemerii] Spróbujcie odpocząć

Miasto które niegdyś tętniło życiem, zniszczone po Wielkiej Wojnie dziś jest miastem nieumarłych... tutaj za każdym rogiem czai się cień. Długie ulice, tajemnicze zakamarki opuszczonych ogrodów i domów. Wampirze zamki, komnaty luster, rozległe katakumby i tajemne mgły zalegające nad miastem. Jeśli nie jesteś jednym z tych którzy postanowili żyć wiecznie strzeż się, bo możesz już nigdy nie wrócić do swojego świata!
Zablokowany
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

[Ulice Nemerii] Spróbujcie odpocząć

Post autor: Anabde »

Lantano uznał, że nie podobają mu się okoliczności. Skubnął wodze, za które był przywiązany do prowizorycznego koniowiązu, ale to nie wywołało pożądanego efektu- węzeł nie rozwiązał się. Siwek stulił uszy i skubnął raz jeszcze, bardziej ze złości niż w nadziei, że to coś da. Zatupał w miejscu, machnął ogonem i wpadł na kolejny pomysł walki z nudą: zje coś (jakże błyskotliwe!). Przystawił nos do ziemi i chuchnął, wzbijając w powietrze chmurę kurzu. Pył wdarł się do końskich nozdrzy, przez co ogier kichnął serdecznie. To zirytowało go jeszcze bardziej, po raz kolejny położył uszy po sobie. Zaczął szukać trawy, ale tej brakowało- osmolił sobie tylko cały nos ziemią, a pożywienia nie znalazł. Uniósł gwałtownie łeb, przez co szarpnął się; linka, do której były przywiązane konie, zaczęła się bujać. Fakt ten zirytował gniadoszkę, która spojrzała na uciążliwego towarzysza z wyjątkową nienawiścią. Ten odpowiedział podobnym spojrzeniem- aż błysnęły białka oczu- i zaczął cyrk. Kwiczał, szarpał się, łaził, kopał we wszystkie strony świata, tulił uszy, zgrzytał zębami i machał ogonem. Linka rozbujała się na dobre, ale nie przestawał trząść łbem, dając całemu światu pokaz swojego nieusatysfakcjonowania.
I w tej chwili przyszła Anabde. Po przeanalizowaniu faktów (na przykład takich, że nic ogiera nie zaatakowało, nic sobie nie zrobił, nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo i po prostu znowu ma te swoje humorki) warknęła coś pod nosem i podeszła do konia szybkim krokiem.
- Lantano!- zawołała ostro, by przywołać podopiecznego do porządku. Jej głos i ostrzegawczo uniesiona ku górze ręka zadziałały- ogier zamarł i spojrzał na swoją pańcię ze zdziwieniem. Uniósł tylną nogę, by znów kopnąć, ale wystarczyło, ze Anabde przymrużyła z niezadowoleniem oczy, a dał sobie spokój. Postawił uszy i wyciągnął mordkę w jej stronę, wyraźnie żądając "daj mi coś!". Z dzikiego, niemożliwego do opanowania ogiera zmienił się w przytulaśnego konika, który bardzo kocha swoją pańcię i zawsze jest grzeczny. A co złego, to nie on! Rudowłosa przewróciła oczami, ale pogłaskała podopiecznego po łbie.
- Jesteś okropnie upierdliwy. Jak nam się skończy jedzenie, to ciebie pierwszego zjemy.- oznajmiła mu, uśmiechając się lekko, gdy ogier szturchnął ją przyjaźnie nosem. Lantano zaczął obwąchiwać jej kieszenie, wyraźnie domagając się przysmaku- jak zwykle Anabde nie mogła się oprzeć tym słodkim oczom, więc podsunęła mu kostkę cukru. Ogier wziął ją delikatnie i zaczął pałaszować, nagle uszczęśliwiony. Jadł coś dobrego, pańcia go głaskała po szyi, nic więcej do szczęścia nie potrzebował.
Anabde postanowiła, że odpoczynek należy się wszystkim, dlatego odpięła popręg i ściągnęła z ogiera siodło. Oparła je o jedno z drzew, wilgotny czaprak rozwiesiła na nisko rosnącej gałęzi. Rozejrzała się, zastanawiając, czy jest coś jeszcze do zrobienia. Doszła do wniosku, że nie- niestety, bo teraz kompletnie nie wiedziała co z sobą zrobić. Odpoczynek wydawał się być nierealny.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

Sheridan cały ten cyrk obserwował ledwie kątem oka, bardziej zajęty swoją klaczą. Najpierw ściągnął jej siodło, potem sprawdził nogi oraz kopyta, czy przypadkiem nie powbijała sobie jakichś kamieni lub nie została ranna, a kiedy się upewnił, że wszystko z nią w porządku, poklepał ją po szyi. Nie miał za bardzo czym przeczyścić zaklejek potowych, zwykle korzystał ze sprzętu udostępnionego przez miejskie stajnie, w których się zatrzymywał razem z gniadą. Tym razem jednak takowej nie było, dlatego też łowca przez chwilę rozmyślał nad tym, by się w jakieś szczotki kiedyś przy okazji zaopatrzyć.
Tymczasem zajął się grzbietem klaczy, delikatnie go wymasował i upewnił się, że siodło jej nie odgniotło. W końcu, już całkowicie przekonany, że nic więcej nie może dla niej zrobić, wygrzebał z bagażu porcję owsa i podał gniadej, zmuszony do podtykania jej ziarna pod nos w stulonych dłoniach, bo nawet wiadra nie posiadał. Takie życie.
- Masz czym go nakarmić? - spytał mimowolnie, przesunąwszy dłonią po czole wierzchowca, kiedy skończyła kolejną porcyjkę, a on sięgał po następną.
Aż się zdziwił, że w ogóle pamiętał o tym, iż inne zwierzęta też muszą jeść, zaraz jednak przeszedł nad tym do porządku dziennego, po prostu wzruszywszy ramionami. W sumie nie było to nie wiadomo jak istotne i zmieniające losy świata pytanie, ot, rozmowę zaczął, można rzec.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

O, ciekawe pytanie. Anabde kucnęła przy swoim siodle, odpięła jeden z większych tobołków i otworzyła go. Nie ten. Przytroczyła bagaż z powrotem do siodła i odpięła kolejny, na szczęście właściwy. Zajrzała do środka, wyjęła średniej wielkości worek i rozwiązała go. Kilka złocistych ziaren upadło na ziemię, ale nie zwróciła na to uwagi.
- Mhm.- mruknęła zdawkowo do Sheridana, przyglądając się paszy. Owies był bardzo dobrej jakości- żółciutki, czysty, jedyny minus był taki, że nie było go wiele. Jeżeli wyprawa będzie się przeciągać, a na razie tak właśnie jest, to Lantano będzie bardzo nieszczęśliwy.
Część owsa przesypała do tobołka, tak, że w worku została mniej więcej miarka paszy. I właśnie ta miarka miała trafić do burczącego brzucha siwka, który właśnie rżeniem oznajmiał całemu światu, że jest głodny.
- Cicho bądź, smacznego.- mruknęła do ogiera, kładąc worek na ziemi w zasięgu nosa podopiecznego. Zawinęła brzegi tak, by owies nie wysypywał się podczas jedzenia, po czym podniosła się i poklepała ogiera po szyi. Ten rzucił się na posiłek, jakby nie jadł co najmniej od miesięcy (bo o wczorajszej kolacji zdążył już zapomnieć); Anabde z przekąsem pomyślała, że mu zazdrości, bo ona z nerwów nie byłaby w stanie nic przełknąć. Odsunęła się od siwka, który bardzo nie lubił, jak mu się zaglądało do jedzenia, po czym rozejrzała się dookoła.
- Powiedz mi, skąd wytrzaśniemy dla nich wodę?- zapytała, szukając wzrokiem źródła: studni, strumienia, czegokolwiek. Zero. A to niedobrze. Przeniosła pytające spojrzenie na Łowcę; w obecnych okolicznościach był dużo bardziej rozgarnięty od niej, więc może zauważył coś, co jej umknęło. Albo miał w zanadrzu błyskotliwy plan, na który by wpadła, gdyby przestała zamartwiać się o Aithne.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

- No cóż - westchnął, tocząc dokoła dość znudzonym spojrzeniem.
Dobra, studnia się nie objawiła, w tych zapyziałych domach raczej nie ma czego szukać... westchnął, przeczesał włosy palcami, po czym oparł się wygodnie na grzbiecie swojej gniadoszki, spoglądając na Anabde w niejakim zamyśleniu. Sam zlokalizować wody raczej w stanie nie jest, nikt z obecnych magią wody nie dysponował, zatem...
- Zwykle w takich sytuacjach liczę na to, że sama sobie znajdzie coś do picia - przyznał powoli i bezwiednie poklepał wierzchowca po kłębie, jakby chwaląc za wszystkie te razy, kiedy sama o siebie dbała. - Ale właściwie... - dodał, marszcząc czoło. - Ze wszystkich tych wierzchowców najłatwiej będzie się dogadać z Faryale, o ile to zwierzę naprawdę jest rozumne, a nie rude rozczochrane chore psychicznie. Można ona byłaby w stanie odnaleźć jakieś coś do picia dla tych szkap? - podsunął od niechcenia, bo i było to chyba jedyne, co mogli w tym momencie zrobić.
Ewentualnie pójść radosnym kroczkiem w Nemerię i poszukać strumyka. Miłego spacerku, generalnie.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Już otwierała usta, by zaprzeczyć chorobie psychicznej Aithne, ale dała sobie spokój. Faryale udowodniła dziś już kilkakrotnie, że rzeczywiście jest szczególna (pokazała to nawet samemu Łowcy, przystając na jego prośbę i ruszając na poszukiwania spłoszonych koni), a Sheridan po prostu musiał złośliwie komentować Upadłą i już. Nie ma co się sprzeczać na ten temat, oboje wiedzą swoje.
- Musimy więc na nią poczekać.- mruknęła, przystając na jego propozycję zaangażowania w poszukiwania wody Faryale. Niechętnie, bo to oznaczało nadejście bezczynności. Cóż mogła robić? Lantano spokojnie pałaszował i pragnął, by na tą chwilę zostawić go w świętym spokoju. Arathain również życzył sobie, by go nie nachodzić, więc nie mogła pomóc przy leczeniu Aithne. Mogła zająć się sprzętem lub bagażami, przeczyścić swój sztylet czy zabrać się za inną czasochłonną, ale zupełnie niepotrzebną pracę. Ale nie miała na to ochoty, była zmęczona, a na dodatek na pewno dekoncentrowałaby się podczas roboty. Dlatego też koniec końców usiadła pod drzewem, oparła się plecami o pień i odchyliła głowę do tyłu, przymykając na chwilę powieki. Gdy uniosła je z powrotem, zapatrzyła się w zachmurzone niebo.
W głowie jej ćmiło, czuła ucisk w sercu, a myśli zajmowały głównie pesymistyczne wizje i powtarzające się pytanie "co będzie z Aithne?". Westchnęła ciężko; jeszcze nie minęło południe, a ona była już padnięta.
- Nie wiem co myśleć o powrocie Arathaina.- mruknęła w pewnej chwili. Co by nie było wątpliwości, ze nie prowadzi monologu, obróciła głowę w stronę Łowcy i zawiesiła na nim uważne, chociaż zmęczone spojrzenie. Nie odezwała się po to, by coś powiedzieć, by rozpocząć rozmowę, bo wcale nie przeszkadzała jej cisza. Ale potrzebowała sugestii, pomocnych uwag, spostrzeżeń, które pozwoliłyby jej lepiej ustosunkować się do aktualnych wydarzeń i jakoś nastawić psychicznie na to, co będzie. Dlatego mimo wszystko cieszyła się, że jest tu akurat z nim- bo inteligencji nie można mu było odmówić.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

Westchnął, przyglądając się jej. Przez chwilę jednocześnie miał ochotę ją bezczelnie i bardzo brzydko zbyć oraz odpowiedzieć na jej niemą prośbę o podjęcie normalnej rozmowy. Walka w jego wnętrzu trwała krótko, bo i rzadko się ze sobą sprzeczał, raczej uważał, że lepiej żyć ze sobą w zgodzie. Podniósł się z grzbietu gniadej, poklepał ją raz jeszcze i przeszedł leniwym krokiem pod drzewo Anabde, zatrzymując się tak, by móc na nią patrzeć z góry.
- Niewątpliwie się z latającą sukienką zna - skwitował niedbale, chwilę tak sobie nad nią pogórował, aż po prostu usiadł obok, także się o pień opierając, bo tak było całkiem wygodnie. - Całkiem możliwe, że to nam dobrze nie wróży - dodał jeszcze, żeby jego natura optymisty znalazła odpowiednie ujście, i strzepnął ziarna owsa, które się przyczepiły do jego dłoni i jeszcze się ich nie pozbył.
Potem popatrzył spokojnie przed siebie, akuratnie na ścianę jednego z wielu domów, i krótko zastanowił się, czy Aithne można jeszcze pomóc oraz czy Arathain naprawdę chce ją uratować. I czy można mu ufać. Szybko jednak to rozmyślanie na temat otoczenia go znudziło, bo i nie mogło przynieść żadnych korzyści - mieli związane ręce i najpewniej to tak Anabde męczyło. Jeśli ktoś miał strzec rudego rozczochranego, to tylko Errian. Sądząc po jego zachowaniu, strzec będzie dobrze.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Zgięła nogi i podciągnęła je pod brzuch, jednocześnie obejmując ramionami. Oparła brodę o kolano i zapatrzyła się przed siebie. W tej chwili straciła całą swoją dumę i wyniosłość, przestała stwarzać pozory zimnej czy niewrażliwej. Czuła się tak nieprzyjemnie nieporadna, bezsilność dobijała ją, a umartwianie się tylko przyspieszało ten proces. Cholera jasna, całe życie uczyła się, że nie należy się do nikogo przywiązywać- dlaczego ta cholerna Aithne sprawiła, że Anabde złamała złożoną samej sobie obietnicę? I dlaczego teraz doprowadziła do sytuacji, w której Anabde czuła się tak cholernie nieważna, tak strasznie przerażona i tak bardzo pusta? Jakby wraz z Aithne umierała jakaś jej cząstka, to było okropne.
Może właśnie na tym polegało odpoczywanie: na zrzucaniu masek?
Dobrze, że Sheridan nie potrafił czytać w myślach. Anabde szybko oprzytomniała i uniosła głowę, mrużąc z niezadowoleniem oczy i znów stając się sobą: tą nie do złamania, nieprzejmującą się niczym nekromantką. Tak było dużo lepiej. Tak było dużo łatwiej.
- A i tak nie możemy zareagować. Możemy tylko czekać i mieć nadzieję, że Arathain jej nie zabije. Bo, umówmy się, Errian mógłby stanąć na głowie, ale nie da rady powstrzymać Arata, kiedy ten sobie coś postanowi.- odpowiedziała, również wykazując się niezwykłym optymizmem.
Konie skończyły jeść i stały z opuszczonymi łbami, odpoczywając. Nawet Lantano przestał się wygłupiać i zaczął zachowywać się jak na porządnego konia przystało. Dookoła było cicho, nic nie czaiło się za rogiem, żadne potwory nie czyhały na życia naszych bohaterów. I tylko ona była niespokojna, co chwila zerkając na chatkę. Jakby z nadzieją, że otrzyma dar widzenia przez ściany i będzie mogła upewnić się, że z Aithne wszystko w porządku.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

Dostrzegł te dwie Anabde. Nie zamierzał tego w jakikolwiek sposób komentować lub dawać jej do zrozumienia, że to zauważył, bo to nie było w jego stylu. Poza tym... po prostu nie.
Westchnął, opierając wygodniej głowę, i popatrzył na nią w zamyśleniu, marszcząc lekko czoło. Nigdy do tej pory do nikogo się nie przywiązał - nie licząc gniadej klaczy, w sumie - więc nie miał pojęcia, co też się dzieje z Anabde. Właściwie bardziej go zaskoczyło, że w ogóle się nad tym przez chwilę zastanawiał, dlatego syknął niezadowolony przez zęby.
- Żadne z nas nie dałoby rady - zauważył grzecznie, zerknąwszy szybko w bok, kiedy wydało się mu, że coś usłyszał. - Ewentualnie nikt nie przeżyje albo dołączymy do armii nieumarłych, też może być - podsumował radośnie i pogodnie, zamykając z zadowoleniem oczy i układając się wygodniej, jakby planował uciąć sobie drzemkę.
W końcu co tak będzie bezczynnie siedział i próbował się martwić? Nie ma co się martwić, póki żył, wszystko było w porządku. Rude rozczochrane może i by się przydało jeszcze, gdyby nie było takie denerwujące, więc niech się dzieje wola nieba, prawda. Jemu tak na razie pasowało, przynajmniej towarzystwo było bardziej niż znośne.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

- A i tak żadne z nas się nie podda i nie zawróci, bo to nie w naszym stylu.- zauważyła kpiąco. Bo taka była prawda: sprawy miały się coraz gorzej, więc każdy normalny człowiek (i nie człowiek) dałby sobie spokój z zadaniem, z którym wiązały się tylko i wyłącznie korzyści finansowe, zawrócił i wrócił do bezpiecznego domu. Wtedy na pewno nie zginąłby z rąk potworów, widm czy pradawnych, nie zostałby wcielony do armii nieumarłych, mógłby sobie spokojnie dalej żyć. I pewnie nawet nie miałby wyrzutów sumienia, bo przecież ta wyprawa nie jest ważna. Warto ryzykować życie dla jakiegoś głupiego artefaktu?
- Jesteśmy beznadziejnie dumni.- podsumowała sobie, ot, by podkreślić beznadziejność sytuacji. Zerknęła na mężczyznę kątem oka i uśmiechnęła się lekko. Zamilkła, uznając, że nie ma już nic więcej do dodania, i tak trwali sobie przez kilka minut w ciszy.
Kilka minut bitwy myśli, kolejnych zmartwień, jej postawa niewrażliwej kobiety nie do zdarcia zaczęła być zagrożona. Przeczesała włosy palcami, tak, by zająć czymś niespokojne ręce, potem pochyliła ramiona. I nagle, niespodziewanie, przysunęła się bliżej mężczyzny i wtuliła w niego jak małe dziecko. Wcisnęła się pod jego ramię i objęła go, niesiona nietypową potrzebą ciepła i kontaktu.
To było beznadziejne. W ten sposób przyznała się do własnej słabości- i to przed kim! Przed niewrażliwym draniem, który nie rozumie takich pojęć jak przywiązanie. Ale będzie się tym martwić później- wciśnie jakiś kit o tym, że było jej zimno, cokolwiek. Da mu okazję, by ją wyśmiał (co z pewnością zrobi, w to nie wątpiła), jakoś zniesie niewybredne komentarze na temat swojej dziecinności. A może nie będzie musiała.
Odetchnęła jego zapachem i wpatrzyła się w ziemię, jakby zawstydzona tym, co właśnie zrobiła. Tak, tak, panno Sasare, nie wstyd ci iść do łóżka z pijanym facetem, sama będąc pijaną, ale już przytulenie się do niego jest ponad twoje siły. Gratulujemy podejścia do sprawy.
Nie odzywała się, bo i nie widziała takiej potrzeby. Nie potrzebowała pustych słów pocieszenia- na szczęście raczej wątpliwe, by musiała ich wysłuchiwać z ust Łowcy. Wystarczało, że był- nie miała pojęcia w jaki sposób jej to pomagało i naprawdę ją to martwiło, ale tak właśnie było.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

Jej słów nie skomentował, bo i uznał, że temat zamknięty, zresztą bardzo przyjemnie się siedziało, nic nie robiąc. Rozluźnił się, miał okazję odpocząć, bo lada moment znowu się zacznie ganianie i walka o życie, w sumie, ostatecznie, nawet humor mu dopisywał. W granicach rozsądku, kiedy mówimy o Sheridanie, generalnie.
Aż otworzył oczy, gdy nagle się do niego przytuliła. Popatrzył na wtuloną w niego dziewczynę, unosząc brwi, i jakąś chwilę zastanawiał się, co z tym fantem zrobić. Nie był dobry w pocieszaniu - był w tym beznadziejny - a i nikogo pocieszać nie zamierzał. Nie przywykł również do najróżniejszych tulasków i innych całusków, żeby na świecie było różowo i puchato. Z drugiej strony odepchnięcie jej nie byłoby w jego stylu. Z trzeciej strony, kto powiedział, że w ogóle chciał ją odpychać?
Dlatego ostatecznie z powrotem przymknął oczy, trochę niedbale ją objął jednym ramieniem (czy on w ogóle coś kiedykolwiek zrobił dbale? Dobre pytanie) i ułożył wygodniej głowę. Westchnął sobie też, bo co tu zrobić, Anabde się załamała, Errian tam gdzieś rozpacza, rude rozczochrane zdycha, a jego klacz od piętnastu minut wlepia w niego błagalne spojrzenie, żeby dał jej więcej owsa. Nie ma to jak wycieczka krajoznawcza do Opuszczonego Królestwa.
- Przeżyje - rzucił w końcu takim głosem, jakby w sumie sobie przysypiał. - Choćbyśmy nie wiem jak próbowali, to paskudztwo i tak przeżyje.
To można uznać za pokrętne słowa wsparcia. Co z tego, że przy okazji zasugerował, że ktoś tu próbuje Aithne zabić, no i że wspomniał o swoim subiektywnym stosunku do rudego rozczochranego? Paskuda była potrzebna i koniec kropka, jeszcze się Anabde podłamywała, a morale spadały, bo w sumie wszyscy się nagle w wielkim stresie znaleźli.
Dlatego właśnie Sheridan tak bardzo lubił być nieczułym dupkiem. Przynajmniej się niczym nie stresował.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Sheridan pocieszyciel? Dobre sobie. Uniosła głowę, by móc obdarzyć mężczyznę wyjątkowo rozbawionym spojrzeniem. I chociaż nie można było odmówić mu racji- Aithne nigdy się nie podda, a upierdliwych na tamtą stronę nie biorą- to musiała to jakoś skomentować. Złośliwie, w końcu to Anabde. Zresztą, w ten sposób łatwo było skierować myśli na inny tor i przestać się zadręczać.
- Jeżeli to miało być pocieszenie, wyszło marnie.- mruknęła, przymrużając łobuzersko kocie oczy. Mimo wszystko uśmiechnęła się lekko. Może i marny był z niego pocieszyciel- brakowało mu niezbędnej w tym fachu empatii- ale to w sumie lepiej. Cóż znaczyły słowa „wszystko będzie dobrze”, jeżeli nie były podparte żadnymi argumentami? Nie potrzebowała pustych obietnic, nie chciała, by ktoś trzymał ją za rączkę i „litował się nad nią w tych trudnych chwilach”. W końcu na każdym kroku starała się udowodnić sobie, jaka to ona jest zimna suka. Dlatego przydał jej się teraz ktoś, komu nie wpadłoby do głowy, by siedzieć i wysłuchiwać jej lamentów. Notabene była pod wrażeniem: nie wykpił jej, nie odtrącił, a to, co powiedział, rzeczywiście w jakiś niewytłumaczalny sposób podniosło ją na duchu. Miłe.
W sumie lubiła to jego nonszalanckie podejście. Był w stanie obiektywnie ocenić sytuację, to się ceni, tym przewyższał wszystkich w drużynie. I już byłaby pomyślała „dobrze, że tutaj jest”, ale w porę ugryzła się w język. Mentalnie.
Z powrotem oparła się o jego tors, tym razem jednak nie chowając twarzy przed światem- zapatrzyła się w horyzont, nadal zamyślona. Nie miała zamiaru się odsuwać, w jego ramionach było jej przyjemnie ciepło.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

On natomiast nie zamierzał jej na razie puszczać, bo nie przeszkadzała mu, taka przytulona, a i jemu trochę cieplej się zrobiło. I bardziej zachciało się spać, co poradzić, leniwy bywał. Jednak jej uwagę skomentował, najpierw prychnięciem, potem oczami wywrócił, by ostatecznie uśmiechnąć się kpiąco kącikiem ust.
- Nie wiem, co to miało być. Interpretuj do woli - zaproponował wielkodusznie, wzruszywszy niedbale ramionami. Za cholerę go nie obchodziło, jaki wydźwięk miała jego wypowiedź, właściwie już prawie zapomniał, co dokładnie mówił. Bo to nie było takie ważne, więc nie było potrzeby głowy sobie tym zaśmiecać.
Zastanowił się, czy długo będą tak siedzieć. Nie żeby źle mu się siedziało, raczej miało to nakierować myśli na pytanie, czy rude rozczochrane wyzdrowieje i czy zrobi to szybko, z łaski swojej. Irytująca małpa, co się za coś brała, to zaraz spieprzyła i opóźniła całą grupę. Nawet stół w tamtej karczmie rozwaliła swoim pustym łbem, to trzeba mieć talent.
Wspomnienie karczmy, czy cholera wie, co to w czasach młodości było, przysunęło inne wspomnienie. Sheridan zmarszczył czoło, nieco zaskoczony tym, że to w ogóle wróciło do niego, bo zwykle takie rzeczy... no, po prostu się działy, przechodził nad nimi do porządku dziennego i nigdy nie wracał.
I znowu wszystko przez rude rozczochrane, szlag by je. Znaczy, nie, niech już zdrowieje i niech już ruszają, miał z lekka dość Opuszczonego Królestwa. Zero zabawy.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko, lekko rozbawiona, w duchu postanawiając, że interpretować nie będzie. To spowodowałoby napływ niechcianych myśli i rozważań, bo przecież to wszystko było bardzo dziwne. To, że właśnie siedziała, wtulona w niego; to, że on ją obejmował; to, że nie miała zamiaru się odsunąć. Nie było tak, jak być powinno: przecież mieli się ignorować i udawać, że nic się nie stało! Ale nie chciała zastanawiać się nad tym dlaczego. Mieli odpoczywać.
I odpoczywali. Przymrużyła oczy, tak samo, jak robi to mruczący, głaskany kotek. Uczepiła się długimi palcami materiału jego koszuli i wyłączyła myślenie; okazało się, że naprawdę potrafi się zrelaksować. Wnet odpłynęły wszystkie zmartwienia, myśli posłusznie omijały temat Aithne, zapomniała nawet, że właśnie tkwią w środku niebezpiecznego Opuszczonego Królestwa. Niewiele brakowało jej do zaśnięcia; pozostawała jednak czujna, świadoma tego, jak wiele uśnięcie mogłoby ich kosztować. Cisza była miła, nie przeszkadzała jej. W ogóle, było rudej dobrze: ciepło, przyjemnie, niczego jej do szczęścia nie brakowało. No, może lampki wina.

Uchyliła powieki, nagle zdając sobie sprawę z tego jak wiele czasu upłynęło. Na pewno ponad pół godziny, mogłaby się założyć, że nawet więcej. Może godzina. Uniosła ostrożnie głowę, nie chcąc zbudzić Sheridana, i rozejrzała się dookoła. Nic się nie zmieniło. Lantano i gniadoszka spokojnie stały; ogier od czasu do czasu kierował nos ku ziemi, by ponownie przekonać się o braku trawy. Komentował to niezadowolonym parsknięciem, ale to tyle, jak na niego był całkiem grzeczny. Sprzęt leżał tam, gdzie go zostawiła, a wokół panowała względna cisza- przerywana tylko szelestem liści, końskim oddechem i skrzypieniem ścian starych drewnianych domów. Nekromantka przeczesała palcami skołtunione, ogniste włosy i uśmiechnęła się subtelnie, patrząc kątem oka na odpoczywającego mężczyznę. Coś ją ścisnęło w sercu; spanikowała i odwróciła wzrok, jakby zawstydzona. Przegryzła wargę, odganiając od siebie wszystkie myśli, jakie w tej chwili usiłowały przedrzeć się do jej świadomości. Zrobiła głęboki wdech, starając się uspokoić i odciąć od wszelkich emocji; jak zwykle poskutkowało. Ale musiała się czymś zająć, by myśli nie powróciły. Podniosła się więc zgrabnie, otrzepała spodnie z ziemi i skierowała ku siwkowi, który, zauważając ruch pańci, już wpatrywał się w nią intensywnie. Poklepała go po szyi, mrucząc do ucha kilka miłych słów, za co została przyjaźnie uszczypnięta w ramię. Pacnęła ogiera po nosie, nie mogąc jednak powstrzymać chichotu.
Nieopodal pasła się spokojnie Faryale, od czasu do czasu łypiąca na towarzyszące jej konie: jednego należącego do Erriana, a drugiego bezpańskiego, który znalazł się w Nemerii z powodu Revelina. Anabde nie sądziła, by ten ostatni miał się im do czegoś przydać, ale nie jej o tym decydować. Podeszła do siwej klaczy, posyłając jej na wstępie uśmiech.
- Będziesz potrafiła znaleźć wodę? Te dwa nic nie piły, zaprowadź je proszę do jakiegoś wodopoju i przypilnuj, dobrze?- tak, nie mogła w to uwierzyć, ale zdążyła już uznać Faryale za członka drużyny, istotę o umyśle człowieka i bardzo przydatną towarzyszkę. Słusznie; kobyła uniosła łeb i postawiła uszy, a potem, wprawdzie niechętnie, parsknęła głośno. Ruda uniosła kącik ust wyżej, a później zabrała się za odwiązywanie Lantano i gniadoszki. Ściągnęła im ogłowia i wkrótce całe stado ruszyło za przewodnictwem Faryale. Wprawdzie Lantano miał z tym początkowo spory problem- zwłaszcza, że znajdował się w towarzystwie samych klaczy- ale Faryale szybko ustawiła go do pionu.
Anabde odprowadziła konie wzrokiem, by następnie westchnąć ciężko. Co teraz? Szybko wymyśliła kolejną rzecz, jaką mogłaby się zająć; w końcu nie chciała starcia z własnymi myślami, nie teraz, nie tutaj. Zerknęła w stronę rogu budynku, przed którym się znajdowali, a nie zauważywszy niczego podejrzanego uznała, że to dobra decyzja. Wypadałoby jednak poinformować o niej Łowcę. Podeszła do nadal siedzącego pod drzewem mężczyzny i klękła przed nim. Niesiona dziwnym... czymś, czego nie mogła- i nie chciała- nazwać, położyła dłoń na jego policzku.
- Idę sprawdzić co z Ariene.- powiedziała cicho.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

Kiedy poczuł dotyk na policzku, otworzył oczy. Spojrzał ze spokojem na pochylającą się nad nim Anabde, choć na początku jej widok trochę go zaskoczył. Pospiesznie zastanowił się, czy może przypadkiem zasnął, ale jeśli nawet - to tylko na krótką chwilę. Taka niewinna drzemka. Mruknął cicho, prostując plecy i przeciągając się na tyle subtelnie, by jakoś dziewczyny nie potrącić, a potem skinął głową, zbierając się z ziemi.
- Idę z tobą - zakomunikował.
Mieli się nie rozdzielać, tak? Zdecydowanie łatwiej będzie się nie rozdzielać, jeśli zostaną obok siebie. Anabde mogła zostać zaatakowana tak samo, jak on, dlatego lepiej jednak nadal znosić swoje towarzystwo. Inna sprawa, że to wzajemne towarzystwo chyba żadnemu z nich nie przeszkadzało, ale taka myśl zdecydowanie nie miała racji bytu w jego umyśle.
Dlatego, jak już wstał, przeciągnął się jeszcze raz, przymykając z zadowoleniem oczy. Zauważył, że konie się zmyły, domyślił się jednak, że to Anabde załatwiła im wodopój albo cokolwiek innego, z czego mogły pić. Mlasnął cicho językiem i rozejrzał się po ruinach miasta, jakby się upewniając, że żaden truposz nie siedzi im na ogonie.

Ciąg dalszy: Anabde, Sheridan.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Zablokowany

Wróć do „Ruiny Nemerii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości