Czekając na pytanie, które miało wkrótce paść Demencja obserwował Nekromantkę przy jej "pracy". Chciał wreszcie wyjść z ukrycia, choć jego beznamiętna mina mogła wyrażać coś zupełnie odwrotnego. Wreszcie padły słowa, na które czekał:
- Konie trzeba gdzieś uwiązać - błyskotliwie stwierdziła rudowłosa. Dał się słyszeć szelest krzaków nieopodal.
- Zajmę się tym - odparł Sheridan. Zaraz, chwila, to nie mógł być on. Przecież stał obok Anabde, a ona chyba widziała, że nie poruszył ustami. Głos był identyczny. Więc jak...? Z tyłu za dwójką bohaterów stał niski chłopaczyna w złotych włosach i jasnych szatach. Mógł mieć góra jedenaście, bądź dwanaście lat. Uśmiechał się, na twarzy malowały się delikatne wypieki. - Ale jesteś ładna... - odparł już swoim dziecięcym głosem i przygryzł wskazujący palec. Na wzgórzu pojawiła się biała klacz - Bryza. Zwiastowała niespodziewanego gościa.
- Nie wzgardziłbym tak pojętnym uczniem - odezwał się łagodnym tonem jakiś ktoś wewnątrz chatki. To niemożliwe, by Ariene i Errian przeoczyli go po wejściu do środka. A jednak. Znajoma twarz ukazała im się po raz kolejny. Aratek był tu, razem z nimi. Podpierał się na kosturze przysuniętym pod podbródek. Kiwał się to w jedną, to w drugą stronę, bezczelnie susząc zęby w szczerym uśmiechu. - Niedoczekanie wasze! Wciąż żyję. - rozłożył teatralnie ręce symulując dezaprobatę dla tego stanu, chociaż ironia w jego wydaniu wyszła raczej komicznie. Zresztą, kto normalny cieszyłby się z tego, że nie żyje. Kto normalny byłby świadomy tego stanu, o Stwórco...
Czarodziej zerknął badawczo w stronę Aithne. Podumał chwilę i przeniósł wzrok na dwójkę magików.
- Widzę, że zaczyna zbierać żniwo... ja... nie sądziłem, że będzie mnie szukał aż tutaj. - przydreptał i położył prawą dłoń na czole nieprzytomnej upadłej. Przymknął oczy i szeptał pod nosem słowa w nieznanym nikomu języku. Brzmiały jak losowy zlepek zgłosek. - Nie żyje - zawyrokował z grobową miną. - Poddała mu się. Przestała walczyć - skwitował. I faktycznie, nagle Rude Rozczochrane stało się blade, miejscami wręcz zielone. Temperatura jej ciała wydawała się ujemna. Naprawdę odeszła? A może... to przeistoczenie?