Ruiny Nemerii[Przed czymś, co kiedyś było karczmą] Wracaj

Miasto które niegdyś tętniło życiem, zniszczone po Wielkiej Wojnie dziś jest miastem nieumarłych... tutaj za każdym rogiem czai się cień. Długie ulice, tajemnicze zakamarki opuszczonych ogrodów i domów. Wampirze zamki, komnaty luster, rozległe katakumby i tajemne mgły zalegające nad miastem. Jeśli nie jesteś jednym z tych którzy postanowili żyć wiecznie strzeż się, bo możesz już nigdy nie wrócić do swojego świata!
Zablokowany
Revelin
Rasa:
Profesje:

[Przed czymś, co kiedyś było karczmą] Wracaj

Post autor: Revelin »

Mżyło. Było zimno, a on miał na sobie tylko cienką koszulę i skórzaną kurtkę, niespecjalnie grubą, a do tego poprzecieraną w wielu miejscach. No i nie miał kaptura, toteż po niedługiej chwili jasne włosy stworzyły pozlepiane strąki, smętnie przyklapnięte. Cała ta jakże radosna sceneria tylko pogłębiła poirytowanie Upadłego, który nie omieszkał nie skomentować tego wyjątkowo barwną wiązanką przekleństw. Zawierała ona w sobie słowa z kilku języków, również tych zapomnianych od setki lat, odnoszących się do najstarszej profesji świata i tego, co się z paniami pracującymi robi. Gdy już sobie ulżył, przeczesał mokre włosy palcami i rozejrzał się dookoła, po uważnym zamknięciu za sobą drzwi.
Poszukiwanego ujrzał od razu. Wcisnął ręce do kieszeni, przybrał minę wyjątkowo złego i smutnego, po czym podszedł do mężczyzny i stanął przed nim. Szafirowe oczy wpatrzyły się w twarz Arathaina, groźnie przymrużone; niezadowolenie wręcz z nich wyłaziło i biło po twarzy. Z liścia.
- Jeżeli myślisz, że da się mnie jeszcze zdegradować społecznie... Cóż, schlebiasz mi.- zaczął radosną wypowiedź, uśmiechając się krzywo. W taki nieszczery, kpiący sposób, bardzo nieładny, tak w sumie. Zacisnął usta w wąską linię.
- Jeżeli myślisz, że wziąłbyś mój wisiorek... Czeka Cię niemiła niespodzianka.- dodał. Zdawał sobie sprawę z tego, że czarodziej może być od niego potężniejszy. Ale to nie miało znaczenia. Revelin wbił sobie do głowy, że nie rozstanie się ze swoim amuletem, i miał zamiar zrealizować ten plan z użyciem wszelkich możliwych środków.
- Jeżeli myślisz, że zważam na czyjąkolwiek litość, jesteś śmieszny. Ludzka litość jest śmieszna.- przechylił głowę na bok, nie spuszczając bystrego spojrzenia z białowłosego.
- A na koniec: jeżeli myślisz, że spędzisz tę noc z dala od naszej grupy, to wiedz, iż jestem przygotowany do wniesienia cię z powrotem.- swoją stosunkowo długą wypowiedź zakończył innym uśmiechem: rozbawionym, szczerym i pogodnym. Szafirowe oczy błysnęły w mroku Nemerii.
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

"Deszczyk sobie pada. Kap, kap, kap. Miły."

Chłód, chłód i jeszcze raz chłód. Mżyło sobie wszędzie. I blisko, i daleko. A Aratek stał niewzruszony gdzieś pośrodku. Marzł, okrutnie marzł. Ale stał dalej, nieprzejęty tym wszystkim. Może po prostu nie kontaktował? Może był głupi? Coś jednak musiało być na rzeczy. Trans. Tak, to jest odpowiednie słowo. Wprawne oko dostrzegłoby próbę rozładowania emocji. Nie, to nie jest jakiś popieprzony, dziki taniec z metalowym kijem. Czarodziej próbował Magią Manipulacji skierować krople w inną stronę, tak, by nie zmoknąć. Nie dość, że wyglądał idiotycznie, to jeszcze najwyraźniej mu nie wychodziło, bo caluśki był mokry. No i poza tym, płakał. Chociaż padało i dostrzeżenie łez graniczyło z cudem - płakał. Chwilę temu zorientował się, że to z czym walczył przez te kilkaset lat wciąż w nim siedziało. W dodatku razem ze swoim nosicielem przeszło metamorfozę. To już nie jest po prostu "Głód Wiedzy". To jest "Coś"!

Przyszedł sobie Revelin. Trochę nie w porę, ale dobra. "Zdzierżę, czego nie robiłem by zachować dobre samopoczucie!" Mimo wszystko jednak świadomość tego, co w nim wewnątrz siedziało była zbyt przytłaczająca. Upadły zaczął się puszyć. Wytrzymał do drugiego "jeśli myślisz". Za trzecim razem wymamrotał tylko coś pod nosem. Magiczna energia wyciekała z niego niewidzialnymi strumieniami. Nie nabrał się znowu na ten uśmiech. To znaczy, pewnie się i nabrał, ale Coś najwyraźniej nie. Coś tutaj panował, bynajmniej na tę aktualną chwilę...

- Nie wiem co się dzieje... - bezgłośnie wybełkotał. Jeśli Aniołek potrafił czytać z ruchu warg - plus dla niego. Jeśli nie, no to peszek. Jego nadzwyczajna szybkość wystarczyła, by uchronić twarz od wątpliwej przyjemności bliższego zapoznania się z okutym kosturem. Chłodna ocena sytuacji. Rev stał już kilkanaście kroków od Aratka. Ten jednak tylko pokręcił przecząco głową i uniósł prawą dłoń do góry. W mgnieniu oka deszcz przestał padać. Krople ściekały tylko z ubrań, z budynków, z krzaków... ale nie padało. - Zrób coś... - znowu to samo. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. A niemoc w tym wieku nie powoduje nic dobrego.

Opuścił dłoń. Deszcz znów zaczął padać, ze zdwojoną siłą. Nie, siła deszczu została potrojona! Eee... padało cztery razy mocniej? W każdym razie nigdzie nie istniały takie krople. Nienaturalna wielkość... Grzmot. Tak! Piorun strzelił w ziemię, dokładnie w to miejsce, w którym stał Upadły. Znów wystarczyła mu sama szybkość. Ale z każdym następnym razem czuł, że błyskawice go doganiają. I powietrze staje się rzadsze. Dużo rzadsze... oddychanie sprawia problemy. Więc należałoby to rozwiązać jak najprędzej.

- JEŚLI BĘDĘ CHCIAŁ WISIOREK - WEZMĘ GO SOBIE! - Czarownik darł się, jak poparzony. Tylko czy faktycznie był to on? Może odszedł już od zmysłów? Kiedy wyładowania elektryczne się nie spisały, wpadł w szał. Szał nie do opisania. Samokontrola wyraźnie zawiodła na całej linii. Okiennice zrujnowanych domów huczały od porywów wichru. Sprawca tego zamieszania unosił się w powietrzu dwa, może trzy metry nad ziemią. Nie miał już oczu. Wypływał z nich teraz błękitny ogień. Nawet mleczne szaty zaczęły magicznie płonąć. Trudno ubrać to widowisko w słowa. - Zabić... zabić... zabić - Czarodziej poruszał ustami, szepcząc. Rev musiał się pilnować, bo spełniał właśnie rolę tarczy, do której rzucane były sporej wielkości głazy, ew. palące się głazy (jakim cudem?), od biedy również wszystko, co walało się w pobliżu. Jasne było, że ot taki sobie śmiertelnik nie przeżyłby podobnej zawieruchy. W dodatku jego przeciwnik wyczuł, iż Blondyn pomaga sobie jakimś rodzajem magii. "A to Brutus..."

Bańka pękła. Jak ręką odjął, wszystko się skończyło. Najbliższa okolica może i troszkę ucierpiała, ale to nie było ważne. Nawet chmury nie miały już sił, na to i owo. Mokro, owszem. Ale nic poza tym. Arathain chyba nie za bardzo przejął się zdarzeniem, bo leżał sobie pod pobliskim drzewem. Albo spał, albo nie żył.
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Revelin
Rasa:
Profesje:

Post autor: Revelin »

Revelin wyraził swoje ogromne przejęcie sytuacją mrugnięciem. Ogarnął spojrzeniem cały ten bajzel, przeczesał palcami potargane włosy i westchnął ciężko. Nie był ani przerażony, ani zestresowany, ani rozemocjonowany. Generalnie spłynęło to po nim jak woda po kaczce- nie interesowało go co było przyczyną, a co źródłem tego cyrku, nawet jaki był jego w tym udział. Udało mu się (cudem bo cudem, ale jednak) przeżyć, więc wszystko w porządku. Nic innego go nie obchodziło.
Wsadził ręce do kieszeni spodni i odwrócił się przodem w stronę opuszczonej oberży. Postanowił, ze skoro go tu nie chcą (obiło mu się o uszy jakieś "zabić", a przynajmniej tak wyglądało, że mag powtarzał to słowo przez chwilę), to on sobie może iść. Jednak po kilku krokach w stronę budynku zatrzymał się. Zmarszczył czoło, zaintrygowany myślą, która właśnie wpadła mu do głowy. Prawdopodobnie kiedy wróci, towarzystwo wyśle go z powrotem go Arathaina. Przecież oni byli zbyt zajęci sobą nawzajem, by osobiście przynieść czarodzieja z powrotem! Revelin po raz kolejny westchnął, jeszcze bardziej zrezygnowany, po czym obrócił się na pięcie.
Kilka metrów dzielących go od leżącej na ziemi postaci pokonał spokojnym, wręcz leniwym krokiem. Zatrzymał się nad białowłosym i przyjrzał mu się z góry. Z pozlepianych kosmyków złotych włosów skapywały duże krople, niektóre upadły wprost na mleczne szaty czarodzieja.
- Zdechło.- mruknął pod nosem, nieczule szturchając postać czubkiem buta.
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

"Biedy Revelin. Musi strasznie wszystko w sobie dusić. Zaaplikuję mu coś... dożylnie..." Faktycznie jednak świetnie wychodziło mu to udawanie przed całym światem i sobą samym, kim nie jest. Ale fakt, że nie zwrócił uwagi nawet na to, że mógł już nigdy nikomu nie podokuczać był niepokojący. Na szczęście Aratek był w pobliżu. Misja: naprawić, bądź siłą naprostować delikwenta.

Upadły zebrał się najwyraźniej na niezwykłe czułości i kopnął Czarodzieja. Ot tak po prostu. Co się będzie fatygował. Tymczasem "Zdechlak" zręcznym ruchem uchwycił go za kostkę. I rozpoczął ewolucję. Włosy powoli zamieniały się w gałązki jakiegoś śnieżnego drzewka. Potem kończyny. Wreszcie cale ciało. Stał się roślinką, jakimś drzewem. Później zespolił się z tym obok. Śliczny okaz. A tak przy okazji, jeszcze moment, a Blondynowi pozostanie tylko amputacja zmiażdżonej nogi. Smutne. Konary wiły się pod ziemią, wydawało się, że próbują otoczyć Reva. Jakaś zemsta, czy co?

W każdym razie, Aratka tu nie było. W ogóle, nigdzie. Wyparował, albo faktycznie stał się przerośniętym krzakiem. A jeśli nigdy go tu nie było? Może Rev się spił? Omamy? Straszne. Gdzieś na pierwszym piętrze karczmy zajaśniało. Bezgłośny błysk. Ktoś się tam pojawił?

Ciąg dalszy: Arathain
Ostatnio edytowane przez Cillian 12 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Revelin
Rasa:
Profesje:

Post autor: Revelin »

Uniósł wzrok ku górze, jakby błagał niebiosa o interwencję. Coś w stylu "Boże, widzisz, a nie grzmisz". Potem przeniósł wyjątkowo niechętne spojrzenie na ten pseudo-krzaczek, który właśnie najwyraźniej próbował mu coś zrobić. Jakie to żałosne.
Wyprostował rękę w łokciu, wnętrze dłoni kierując w stronę ziemi. Zmrużył oczy, szafirowe tęczówki zajaśniały dziwnie, jakby rzeczywiście były drogocennymi kamieniami. W powietrzu dało się wyczuć delikatne poruszenie, cienkie nici magii zbiegły się zewsząd i zaczęły wić pod palcami Upadłego. Ten uśmiechnął się niepokojąco, unosząc kącik ust w geście drwiny i nieprzyjemnej satysfakcji. Wystarczyła siła woli, by ziemia pod jego stopami zadrżała.
W swojej mocy lubił to, że nigdy nie był do końca pewny, jaki efekt wywoła jego magia. Najpierw grunt pękł, a spomiędzy utworzonych właśnie rozpadlin wyłoniło się mnóstwo korzeni. Niektóre faktycznie "należały" do rośliny, która atakowała Revelina- jednak nie wszystkie. Te pozostałe, nagle ożywione, wyprostowały się sztywno, by w następnej chwili zaatakować wroga. Poradziły sobie dość szybko z natrętnym wytworem magii, oswabadzając Upadłego z sideł. I nie robiły nic więcej- kiedy udało im się oczyścić blondynowi drogę, opadły bez sił. Chłopak przestąpił nad pokonanym krzaczkiem, wsadził ręce do kieszeni i wyszczerzył zęby w triumfalnym uśmieszku. Nic nie powiedział, tylko leniwie ruszył z powrotem w stronę karczmy.
Będzie musiał wytłumaczyć grupie, że Arathaina nie znalazł- ot, takie drobne i wygodne kłamstewko. Białowłosy nie zajmował jego myśli, bo i czemu miałby? Revelin skupiony był już na tym, czy towarzystwo zostawiło mu jakiś alkohol, czy też wyżłopało wszystko. Po chwili przekroczył próg oberży, zamykając za sobą drzwi.

Ciąg dalszy: Revelin
Zablokowany

Wróć do „Ruiny Nemerii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości