Ruiny Nemerii[Coś, co chyba kiedyś było karczmą] Pierwszy wieczór

Miasto które niegdyś tętniło życiem, zniszczone po Wielkiej Wojnie dziś jest miastem nieumarłych... tutaj za każdym rogiem czai się cień. Długie ulice, tajemnicze zakamarki opuszczonych ogrodów i domów. Wampirze zamki, komnaty luster, rozległe katakumby i tajemne mgły zalegające nad miastem. Jeśli nie jesteś jednym z tych którzy postanowili żyć wiecznie strzeż się, bo możesz już nigdy nie wrócić do swojego świata!
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

[Coś, co chyba kiedyś było karczmą] Pierwszy wieczór

Post autor: Aithne »

Nemeria rzeczywiście... była ruiną. Na ulicach leżały gruzy, domy były w większości zawalone, a te, które jeszcze się trzymały, prezentowały się naprawdę strasznie - niczym wyjęte z dobrego horroru. Pod grubą warstwą kurzu rysowały się kości, zniszczone przedmioty, na dachach przysiadły bystrookie kruki i wrony, ich głośny skrzek niósł się od czasu do czasu w ciszy, przyprawiając podróżnych o lodowate ciarki na plecach. Stukot kopyt na bruku odbijał się dokoła upiornym echem, zdawało się, jakby stępujące ostrożnie zwierzęta wprost biły na alarm, zwabiając do siebie wszystkie potwory.
Kręcili się po Nemerii jakiś czas, szukając schronienia na noc, i wreszcie dotarli do budynku, który był jednym z lepiej zachowanych w całym tym ponurym miejscu. Prawdopodobnie jakaś gospoda, nawet zniszczone stajnie posiadała, dlatego zostawili tam wierzchowce. Kiedy Anabde zatroskała się o ich bezpieczeństwo, Aithne pospieszyła z zapewnieniem, że Faryale wystarczy za strażnika. I jeśli coś zacznie się niedobrego dziać, zdążą zareagować dzięki niej na czas.
Dlatego też udali się do pomieszczenia na parterze. Bałagan był tam niesamowity, a odnalezienie stolika w całości graniczyło z cudem. Wreszcie im się powiodło - choć mebel nie miał jednej nogi - odgruzowali kilka krzeseł, kilka zrobili ze skrzynek i kamieni, żeby każdy mógł sobie usiąść. W powietrzu unosił się ciężki zapach kurzu, było ciemno, ale na szczęście Larkin szybko nadszedł z pomocą i po chwili pomieszczenie rozjaśniała kula ognia. Errian sprawdził piętro, a odkrywszy pokoje, w których dało się spać, przyszedł zakomunikować o tym pozostałym.
Tak więc zasiedli przy swym okrągłym stole z ambitnymi planami, by coś uradzić. Aithne nie miała w zwyczaju zastanawiać się nad swoimi następnymi działaniami, dlatego nie podeszła do tego zbyt entuzjastycznie. Mówiąc dokładniej - po prostu położyła głowę na blacie stolika i poprosiła, by ją obudzono, jak do czegoś dojdą.
W końcu ona nadawała się tylko do mordowania, prawda? To jej wychodziło najlepiej. I przeczuwanie niebezpieczeństwa, nie żeby kiedykolwiek rozsądnie z tego instynktu skorzystała. Teraz też nie zamierzała kierować się jakimkolwiek rozsądkiem, dlatego w krótkim czasie od ciężaru jej głowy stolik stracił kolejną nogę.
Teraz stał podtrzymywany przez Sheridana i Larkina, a Aithne siedziała naburmuszona na swojej kupce kamieni, krzyżując ręce i łypiąc na wszystkich groźnie. Skąd mogła wiedzieć, że jej mózg tyle waży? Tudzież czaszka.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Larkin
Rasa:
Profesje:

Post autor: Larkin »

Bądźmy szczerzy, to na pewno nie mózg. Larkin podkreślił kilka razy brak takowego u dziewczyny, warcząc przy okazji, bo mu się jakaś drzazga wbiła do palca. I to, cholera, nie jedna. Kiedy wreszcie Errian dotoczył odpowiedniej wielkości beczkę postawili na niej blat. Larkin sprawdził, czy się utrzyma, a zadowolony z wyniku badań wyprostował się i zabił wzrokiem mamroczącą pod nosem przyjaciółkę.
- Jeżeli jesteś aż tak zmęczona, to lepiej idź spać.- zaproponował, nawet jak na niego miło, dusząc w gardle co ostrzejsze słowa. Otarł o siebie dłonie, przyjrzał im się krytycznie i westchnął z niezadowoleniem; w tym miejscu było tyle kurzu, który unosił się w powietrzu i osiadał na przebywających w gospodzie, że za niedługo wszyscy będą przypominać czarnoskórych. Usiadł na swoim krześle (oczywiscie bezczelnie zajął jeden z niewielu odpowiednich mebli, cóż) i skrzyżował ręce na torsie.
- Czyli... Nic nie wiemy ani o artefakcie, ani o tym gdzie go szukać. Ani o zleceniodawcy. Przybyliśmy tutaj i teraz będziemy czekać na dar od niebios.- podsumował jakże optymistycznie, mrużąc burgundowe oczy i wpatrując się w tlący się na knocie postawionej na środku stołu świeczki płomień.
Errian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Errian »

- Nie do końca - wtrącił po chwili milczenia Errian i z westchnieniem usiadł na swojej skrzynce. Nie ma to jak skrzynki. - Znaczy, masz dużo racji. Ale przybliżone położenie artefaktu można zdefiniować dobrze splecionym zaklęciem. Ewentualnie odczytaniem jego aury magicznej, jednak jeśli jest pod ziemią, to będzie problem - rozwinął myśl, czując na sobie spojrzenia prawie wszystkich.
Aithne, tradycyjnie, ograniczyła się do zabicia go wzrokiem, ale już całkowicie przywykł. Co nie znaczyło, że przestało go to bawić, co to, to nie. Ta dziewczyna chyba nigdy nie przestanie go śmieszyć.
- W każdym razie można to zrobić. Problem pojawia się następny, bo w pojedynkę tego nie zrobię. Potrzebowałbym pomocy - uściślił, przenosząc znaczący wzrok na Ariene. Z tego, co się orientował, to jej magia mogłaby mu pomóc. Nie był pewien, na jakich dziedzinach dziewczyna się zna, ale bardziej to przydatne niż ogień Larkina lub niszczenie Aithne, mimo wszystko. Potrzebne były delikatniejsze aspekty magii, by to upleść.
- No i nie zrobię tego dziś. Trzeba się porządnie skupić, a to jest w tym momencie niewykonalne - zastrzegł jeszcze, żeby komuś się nie pomyślało, że w podskokach ruszy do szukania artefaktu za rączkę z Ariene.
Właściwie pomysł ze spaniem był całkiem dobry, jednak nie zamierzał sugerować udania się na spoczynek. Wytrzyma, trochę zmęczenia nikogo jeszcze nie zabiło. Chyba.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Revelin
Rasa:
Profesje:

Post autor: Revelin »

- A wiesz jakiego konkretnie artefaktu szukać? To miejsce jest na tyle dziwne, ze może ich tu być kilka. Kilkanaście. Dużo, bądź co bądź. Będziemy sprawdzać wszystkie artefakty w pobliżu licząc na to, ze znajdziemy odpowiedni? I pewnie go wyrzucimy, bo nie będziemy wiedzieli że to ten.- zauważył chłopak, swą opinię wystawiając na podstawie opowieści, których słuchał na przestrzeni tych ponad czterystu lat. Mnóstwo artefaktów zaginęło, ostatni raz widzianych w Nemerii właśnie.
Revelin bardzo rozsądnie usadowił się koło Arathaina. Wyprosił na nim otworzenie torby i teraz od czasu do czasu pakował sobie do ust kolejnego cukierka. Na szczęście słodyczowe zapasy maga były wystarczająco obfite, by sprostać wymaganiom Upadłego. Ten momentami zerkał na Arathaina, raz czy dwa się do niego uśmiechnął; przede wszystkim mężczyzna był tajemniczy, a tajemnice zawsze są fajne, no i miał cukierki.
W pewnym momencie złotowłosy wstał i udał się w sobie znaną stronę. Zniknął za ladą, a jedynym świadectwem jego obecności w pokoju były różne odgłosy: otwierania szafek, szczękania butelek i cichych pomruków. Raz wykrzyknął radosne "aha!", raz rzucił wyjątkowo brzydkie przekleństwo. Wrócił po kilku minutach, w dłoniach dzierżąc dwie interesująco wyglądające butelki.
- Wino. Bardzo, bardzo stare, więc bardzo, bardzo drogie i dobre.- powiedział, stawiając jedno z naczyń przez siedzącymi koło siebie Ariene i Anabde. Zapamiętał, ze podczas ich pierwszego spotkania właśnie tym trunkiem raczyły się panie.
Drugą butelkę postawił na środku stołu. Tajemnicza, łuszcząca się etykietka nie mówiła nic o zawartości naczynia, ale Revelin miał bardzo mądrą minę, więc prawdopodobnie wiedział co kryje się w szkle.
- Whisky. Wyborna. Podobnie wiekowa. Będziecie zachwyceni- zapewnił zebranych, po czym wrócił do baru po szklanki i kieliszki. Przyniósł takowych więcej niż potrzeba, uznając, że prawdopodobnie kilka zostanie roztrzaskanych. Pierwszy roztrzaskał sam, z premedytacją.
- Za dzisiejszy wieczór.- zaanonsował, nim rozbił naczynie o ścianę. Później zabrał się do nalewania chętnym alkoholu.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

Ariene obdarzyła Revelina swoim uroczym uśmiechem i przetarła delikatnie kurz z butelki. Przekrzywiła głowę, przyglądając się trunkowi, jednak nie potrafiła skupić myśli na tak płytkiej rzeczy. Mieli w końcu problem. Mieli zadanie. Była w pracy. W pracy nie ma czasu na rozkojarzenie, bo można zginąć. Doskonale o tym wiedziała i po pewnym wypadku nie zamierzała zapominać. Dlatego też odsunęła butelkę w stronę Anabde, wzrok skupiając na Revelinie, który poddał pomysł Erriana w wątpliwość.
- Można zdefiniować cel - stwierdziła spokojnie, skinąwszy białowłosemu głową. - Tylko będzie to skomplikowane i nie daję całkowitej gwarancji powodzenia. Jeśli za pomocą czaru zlokalizuje się artefakty, które nie znajdują się nie wiadomo jak głęboko, wtedy można na to zaklęcie nałożyć następne. Aczkolwiek nie mam pojęcia, czy to się uda. Już my dwoje będziemy mieć problemy z pierwszym, a wtedy kto rzuci kolejne? - westchnęła i nacisnęła palcami na nasadę nosa, starając się dokładniej skupić.
Musiał być sposób. Dotarli tak daleko i teraz na pewno się nie poddadzą, nie ona. Już nie takie rzeczy się robiło. Tylko coś wymyślić, znaleźć rozwiązanie, posłużyć się tym, co mają dostępne. Zadanie było trudne, ale wykonalne. Może i wiele artefaktów mogło tu zalegać... jednak jeden będzie ich. I można go rozpoznać, z całą pewnością.
- Ostatecznie zlokalizujemy artefakty przy pomocy jednego czaru, bo nie sądzę, by którekolwiek z nas było wystarczająco silne, żeby jeszcze rzucić kolejne zaklęcie. Kiedy je zlokalizujemy, będziemy musieli wybrać na podstawie dedukcji - gdzie może być ukryty artefakt, który interesuje zleceniodawcę? Podejrzewam, że albo bardzo wysoko, albo bardzo głęboko - podsumowała, marszcząc mocniej czoło, by nagle zerwać się z miejsca i ruszyć energicznym krokiem po sali.
Jej buty zastukały głucho o zakurzoną, drewnianą podłogę, gdy dość gwałtownie przemierzała pomieszczenie, intensywnie myśląc. Nie zamierzała siedzieć bezczynnie, była w pracy. W pracy pracowała, zawsze.
- Errian, jaką magią dysponujesz? - spytała nagle, zatrzymując się i przenosząc na niego spokojny, przeszywający wzrok.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

Przez resztę drogi Arathain milczał, odpowiedzi Revelina komentując tylko od czasu do czasu uśmiechem. Nie chciał się wdawać w niepotrzebne dyskusje. Reszta sobie poradzi bez niego. A jeśli nie są w stanie nawet chwilę popatrzeć na mapę i się nie niej odnaleźć, to nic tu po nim. Jakoś dotarli do tych Nemerii. Albo raczej jej ruin. Był tu już kiedyś. Na pewno. Ale nic nie pamięta, mgła, luka, kompletna pustka. Znaleźli budynek który mógłby w przeszłości za karczmę. Nawet nie walił się aż tak mocno, jak inne budowle w pobliżu. Rany, kto to budował...? Cegły nie dość że wystające, to na dokładkę ustawiane i w pionie, i w poziomie - wyraźnie dla budowniczych nie stanowiło to większego zmartwienia.

Bryza ostukując kopytami podłoże kategorycznie odmówiła udania się do stajni. Mag puścił ją wolno, bo kiedy będzie jej potrzebował oboje się znajdą. W środku było ciemno. Brud, syf i ubóstwo królowały na parterze. Jak było wyżej - nie wiadomo. Errian poinformował wszystkich, że są miejsca do spania. Fajnie.

Stolik. Zebrani zasiedli przy nim na tym, co było pod ręką. Aratek stał przez chwilę obrażony na cały świat, a gdy zorientował się, że nikt na niego nie patrzy, wyczarował za pomocą magii ziemi śliczne krzesło-tron. Trochę czasu zajęło mu przystawienie go do kiwającego się stolika (ciężkie krzesło, no nie ukrywajmy). W niewyjaśnionych okolicznościach stolik sam się naprawił. Czarodziej tylko chichotał w duchu. Larkin poświęcił się i po chwili pomieszczenie rozświetlane było przez magiczny blask płomienia. "A ja umiem zrobić prawdziwe światło!" - Czarownik dąsał się w duchu, lecz nie na długo. Jeszcze się nie wyuczył chowania urazy dłużej, niż na minutę. Obok niego rozsiadł się Rev. Dlaczego? Mamy kolejne pytanie bez odpowiedzi? Nie... cukierki. W podzięce za miłą pogawędkę otworzył torbę i pozwolił do woli się nimi zapychać. Nie mógł mu odmówić. Wszystko przez ten wyjątkowo przebiegły, uroczy uśmiech Upadłego. Brrr...

~ Musisz mi skądś skombinować takie piórko! - telepatyczny sygnał został posłany. Wiadomo kto był jego odbiorcą. ~ Będę cię gnębił, zobaczysz... - pogroził na dokładkę, a w umyśle Revelina rozbrzmiał cichy śmiech. Ta różowo-różowa atmosfera naprawdę wpłynęła na humor Białowłosego. Chyba nawet w pełni przyzwyczaił się do nowego ciała.

Mimo wszystko jednak, zrezygnował z brania udziału w dywagacjach pt. "Nie mam pojęcia co teraz robimy, jakieś pomysły?". Bawiąc się malutkimi ładunkami elektrycznymi pod stołem wszystko analizował. A gdy temat zszedł na zaklęcia i magię, nawet nadstawił ucho. "No cóż. Jeśli ładnie poproszą, to może rzucę jakiś czar, czy coś. O ile się oczywiście do tej pory już domyślili, z kim mają do czynienia. A jak nie... zawsze mogę ich dokarmiać przecież."

Dwa razy odmawiał sobie procentów. Alkohol jakoś go przestał pociągać. Wino? "Nie, jakoś nie...". Whisky? "Fu, w ogóle kto to pije?!" Bawił go szczerze natomiast ogólny nastrój. Jedni zrzędzą, inni się cieszą. Reszta ktosiów mogła mieć to nawet w bardzo głębokim poważaniu.
- Nie, nie, nie! Nie dostaniesz więcej! Wiesz, że to nie ładnie tak zabierać dzieciom cukierki? Poza tym, ja nie mam zamiaru wysłuchiwać, jak beczysz, bo cię zęby bolą! - oficjalnie skrzyczał Blondyna. Ale opieranie się tym szafirowym tęczówkom Aniołka było równie sensowne, jak rozkazywanie głazom, by natychmiast ustawiły się w szeregu. Aratek zrezygnowany wywrócił tylko oczami i skazał swą torbę na opróżnienie, po chwili całkowicie pogodzony z tym losem, wyszczerzył zęby, teatralnie pokręcił przecząco głową pytając Stwórcę "co się z tym światem dzieje?" i potargał włosy właścicielowi kurtki z ćwiekami.

Monolog Ariene już sobie podarował. Jakoś tak nic mu się nie chciało. Kompletnie. Z miłą chęcią przywitałby łóżko. Na razie musiał mu jednak wystarczyć pan obok. Przyjął najwygodniejszą pozycję (o ile można faktycznie mówić o wygodzie) i po kilku zmianach koncepcji oparł głowę o ramię Revelina, przymykając oczy.
~ Jak wstaniesz, to cię zabiję.
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

- Jak dla mnie to pan "nie interesujecie mnie" mógłby nam pomóc. O ile w ogóle zamierza brać czynny udział w poszukiwaniu artefaktu - uznał wtedy dość chłodnym głosem Sheridan, wbijając nieprzyjemny wzrok w Arathaina. Nie spodobał mu się chłopaczek, ot co. Po prostu go irytował. - Jeśli jednak nie raczy się zaangażować, będzie trzeba zrobić tak, jak mówisz, Ari - zwrócił się do dziewczyny i uniósł kącik ust w bardzo nijakim uśmieszku, tylko jego oczy błysnęły. Niezbyt przyjaźnie, ale jednak.
Nie zajął żadnego miejsca, stał przy stoliku ze skrzyżowanymi na torsie rękoma, lustrując zebranych uważnym wzrokiem. Zachowania Aithne nie skomentował, bo, naprawdę, czy kogoś to zaskoczyło? Nie? Tak myślałem. Zmarszczył nieznacznie czoło i niedbale zgarnął włosy na kark, przewiązując je tasiemką, żeby wreszcie przestały mu wchodzić do oczu.
- Byłbym w stanie was wspomóc, jeśli zajdzie taka potrzeba - odezwał się znów, swoje słowa kierując do Ariene. Wzrok jednak zawiesił na Arathainie, od którego jawnie oczekiwał zdeklarowania się wobec jego postawy.
Bo jeśli już na dzień dobry się na nich wypnie i uzna, że nie będzie brudził sobie rączek współpracą, wtedy Sheridan zyska pewność co do tego, jak go traktować. A Ariene i Errian będą wiedzieć, na jakie wsparcie mogą liczyć przy użyciu magii.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Przysłuchiwała się rozmawiającym z typową dla siebie biernością; chłonęła tyle wiedzy ile mogła, ale nie odzywała się, bo było to niepotrzebne. Kocie, szare oczy przyglądały się uważnie każdemu z mówców, ich wyraz nabrał tajemniczości dzięki czarnym kreskom na powiekach i przedłużanych henną rzęsach. Chwyciła w swe długie palce kieliszek, postawiony naprzeciwko niej przez Revelina. Przesunęła opuszkiem po szkle, po czym przyjrzała się krytycznie drobinkom kurzu pozostałym na skórze. Absolutnie nie będzie pić z tak brudnego naczynia; obróciła sie w stronę przewieszonej przez oparcie torby podróżnej i wyjęła z niej niedużą, czystą szmatkę. Przetarła nią kieliszek, potem, niesiona potrzebą wykonania dobrego uczynku, przetarła pozostałe naczynia, by jej towarzysze mieli z czego pić. Jeżeli zechcą.
Na razie zajęci byli dyskutowaniem (może poza Aithne, która wyglądała na nieco zdechłą). Z jednej strony Anabde doskonale to rozumiała, z drugiej strony byla pełna podziwu: ona sama była wystarczająco znużona podróżą, by nie mieć ochoty na uruchamianie swojego mózgu. Nie mogli najpierw trochę odpocząć, pogawędzić w tym jakże uroczym miejscu, pójść spać i dopiero rano zacząć zastanawiać się nad następnym krokiem? Mogli.
Ponieważ żaden z panów nie był skłonny nalać jej wina, dziewczyna obsłużyła się sama. Korkociąg a i owszem, posiadała, znajdował sie w jej mieszczącej wszystko torbie podróżnej. Gdy już uporała się z niechętnym do opuszczenia butelki korkiem, wypełniła kieliszek krwistoczerwonym napojem. Dookoła rozniósł się przyjemny aromat naprawdę dobrego wina. Nie pytała czy ktoś jest chętny, odstawiła butelkę na stół, korkociąg odłożyła na swoje miejsce, usiadła i zaczęła raczyć się napojem.
- Jeżeli mogłabym jakoś pomóc przy rzucaniu zaklęcia, w co wątpię, jestem do usług.- zaoferowała się, mało entuzjastycznie co prawda, ale przynajmniej wykazała zainteresowanie tematem. To już jest coś, zważywszy na jej wyjątkowo znudzoną minę. Domyśliła się jednak, że wyszukiwanie artefaktów wymaga magii subtelniejszej niż ta, którą dysponowała- wiedza o prawdopodobnej nieprzydatności własnej osoby sprawiła, że temat stał się dla Anabde nużący. Niech ustalą co mają do ustalenia i juz.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

Aithne naprawdę miała te wszystkie problemy w nosie. Naprawdę.
Popatrzyła bardzo krytycznie na przyniesiony alkohol, cicho wyraziła tęsknotę za sokiem pomarańczowym, a potem łypnęła wściekła na stół, wzburzona tym, że nie może się na nim położyć i zasnąć. Właściwie, jakby się tak zastanowić, odczuwała potrzebę podyskutowania na pewien istotny temat.
Przeniosła wzrok na pogrążone w półmroku schody i westchnęła do nich tęsknie, niedbale odgarniając potargane włosy z twarzy. Z przyzwyczajenia, żeby widzieć świat poza nimi.
- Czy te pokoje posiadają łóżka? - spytała ni stąd, ni zowąd, bardzo wstrzeliwując się w temat.
Kiedy padły na nią niejako oburzone spojrzenia pozostałych, prychnęła głośno i zmarszczyła nos, niemo rzucając wszystkim wyzwanie. No bo co, nie pozwoli sobie na takie traktowanie! Właściwie nie potraktowano ją w żaden niemiły sposób... ale zmęczona Aithne to bardzo trudna w kontaktach Aithne.
- Przecież to też jest istotne! Muszę wiedzieć, czy zabrać Faryale siodło - warknęła, krzyżując ręce na piersiach. - Poza tym moja magia i tak się nie przyda, chyba że chcecie roznieść wszystko w okolicy w drobny mak.
Podejrzewam, że do tego nie byłaby niezbędna jej magia. Pewnie wystarczyłaby sama Aithne.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

Już prawie. Prawie zasypiał. Ramienia Revelina nie można było co prawda porównać do jego łoża w Wieży, ale i tak było nad wyraz wygodne i w promieniu kilometra stanowiło jedyną alternatywę, oraz samo w sobie stanowiło istotę luksusu. I w tym momencie Sher zaczął robić mu wyrzuty. Nie chciał zostawiać tego bez odpowiedzi. Tolerował jawne nawrzucanie. Często. W tym wypadku jednak wolał nieco przygadać Łowcy. Wciąż nie otwierając oczu, wystawił prawą rękę, zgiął w dzióbek i naśladował... pingwina z Wysp Syren?:
- Nie bełkocz mi tu chłopcze, bo cię zniszczę... - zacytował fragment książki pióra niejakiego Xyrima, krasnoluda. "Dzióbek" poszedł w ruch. - Chętnie pomogę. Tylko może jutro? Bo teraz tak, no, umieram sobie po cichutku, zmęczony jestem. I wiem, że wy też. Nie ma po co się wykręcać. - Ziewnął. Przeciągle. Dopiero w połowie zareagował i zasłonił usta dłonią. Wciąż nie miał ochoty otwierać ślepi. Opuścił rękę i pozwolił jej bezwładnie opaść, by podroczyć się z grawitacją. - Z całym szacunkiem, ale niewiele odłamów magii nadaje się do do lokalizowania przedmiotów. Ja takową nie dysponuję. Mimo wszystko, jeśli ten cały artefakt znajduje się na dnie jeziora, we wrzącej, wulkanicznej lawie, ukryty w chmurach, bądź zakopany pod ziemią w odmętach kopalni - znajdę go. Ale naprawdę, jutro... - poprawił ułożenie głowy na ramieniu Upadłego. Czemu jeszcze nie wstał, bądź z rozmachem nie zdzielił w pysk i zdecydował się na paniczny manewr zwiększenia dystansu a'la "precz, trędowaty!"? Hmmm?

Gdy wszyscy na chwilę ucichli, Aratek nie pytając o pozwolenie natychmiast wygasił magiczną kulę ognia Larkina. Ciemniej już być nie mogło. Zastąpił ją jednak własnym, białym, przyjemnym dla oka światłem. Nie raziło. Podzielił je na kilkanaście niedużych kulek i rozesłał po całej ruderze tak, by oświetliły nawet najciemniejszy zakątek i zakamarek. I to na tyle. Czy urok wina i whisky wystarczy, by podróżnicy zostali tu jeszcze na moment?
~ Ani drgnij. Mięciuuutkie... - telepatyczny sygnał znów rozbrzmiał w głowie Reva.
Ostatnio edytowane przez Cillian 12 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Revelin
Rasa:
Profesje:

Post autor: Revelin »

- Jak to: muszę?- oburzył się, wpychając do ust kolejnego cukierka. Jednocześnie starał się trafić strumieniem whisky do szklanki, szczęśliwie wyczyszczonej przez dobroduszną Anabde. Zadanie nie było łatwe, zważywszy na to, że wychylić do przodu się nie mógł- jakiś Arat mu się opierał o ramię i uniemożliwiał sprawę. Oczywiście trochę się Revelinowi rozlało, ale tylko trochę; odstawił butelkę z powrotem na swoje miejsce i sięgnął po szklankę.
- Nic nie muszę. A taki wisiorek jest tylko jeden.- uznał, po czym wypił kilka łyków palącej w gardło whisky. Zadowolony z działania alkoholu odchylił się na krześle, po czym zerknął na towarzysza z wyjątkowo diabolicznym uśmieszkiem.
Wykonał zgrabny wychył w prawo, przez co biedny przytulony białowłosy stracił podparcie i poleciał. Revelin zachichotał złośliwie, przyglądając sie chłopakowi błyszczącymi, szafirowymi oczami.
- Ups. To przypadkiem.
Ariene
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariene »

- Nie zabijajcie się - westchnęła Ariene, wracając do stołu, by sięgnąć po jedną z czystych szklanek. Sprawnie nalała sobie whisky, do pełna, a co, a potem pociągnęła kilka łyków.
Zmarszczyła czoło, potrząsnęła głową, odetchnęła i stwierdziła, że od razu rozjaśniły się jej myśli. Uśmiechnęła się lekko i zamieszała alkohol kolistym ruchem nadgarstka, przenosząc ciężar na jedną nogę.
- Właściwie Aratek ma rację - uznała, wypiła następny łyk i uśmiechnęła się szerzej. Dobre whisky, dawno takiego nie piła. Przynajmniej można się zrelaksować po ciężkiej podróży. - Powinniśmy odpocząć, jak się wyśpimy, spróbujemy coś postanowić. Jest wiele sposób odszukiwania artefaktów, w moim fachu to podstawowe umiejętności. Tylko potrzeba czasu, by to przygotować - podsumowała, zlokalizowała wolne miejsce siedzące i to na nim przycupnęła.
Po czym dopiła swoje whisky i znów sięgnęła po butelkę. Stare nawyki z gildii złodziei, co poradzić.
Nienormalni winni trzymać się razem!
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

To nie mogło się inaczej skończyć. I zasadnicze pytanie brzmi: dlaczego Aratka tak rozzłościła ta ludzka reakcja Reva? Przecież to on potraktował go jak przedmiot. Nie, żeby w tamtym momencie się tym przejmował, bo było wygodnie... ale zdawało mu się, że jednak przestaje nad sobą panować. "Ja... czemu? Przecież już się go pozbyłem. Tak nie można. Au..."

Nawet go już w pewnym momencie nie słuchał. A gdy już miał hamować nosem o stół, w ostatnim momencie łupnął o niego wpierw ręką i się zatrzymał. Zaczął się... śmiać. Niewinny chichot.
~ TY... stać cię na więcej. Czuję to. A jeśli taki wisiorek jest tylko jeden, musisz postarać się jeszcze bardziej. Bo inaczej... - telepatyczne pauzy w wypowiedziach nie brzmiały tak groźnie. Ale jeśli ktoś potrafił wpleść w nie różne, dziwne odgłosy, szepty, jęki i takie tam, było to dość niepokojące. - Bo inaczej wezmę sobie twój. Zabiorę ci wszystko, a potem sobie pójdę. Nie, nie czeka cię nawet degradacja społeczna. Znaj mą litość. Zrobię z ciebie pył. Ze względu na to, że mamy takie same oczy. Oczy dużo kryją... - Wstał. Powolutku, nie śpiesząc się. Co ważniejsze - po omacku. Nie ma nikogo bardziej rozleniwionego od Arathaina, nie, po prostu nie ma.

- Oczywiście, że mam rację! - zdecydowanym tonem obwieścił. Rzucił wzrokiem na zebranych, targając jednocześnie włosy Upadłego. - Jutro przejdą tędy zorganizowani szabrownicy, albo niezorganizowani nieumarli. Jakoś nie mogłem przez tę sekundę rozróżnić śladów... Nieźle by było, gdybyśmy czmychnęli stąd zanim na nas trafią. Jak się schlejecie, osobiście zrobię Wam płukanie żołądka. - rzekł, nie kryjąc demonicznego uśmiechu. Nagle jednak potrząsnął gwałtownie głową i przez moment stał z otwartą buzią. Jeszcze chwila i pewnie zwinąłby się do pozycji embrionalnej. Do tego jednak nie doszło (szlag!)... - E-eee, nieważne. Jadłem po drodze takie jakieś grzyby, czy coś. - odwrócił się na pięcie i zaczął pukać się w głowę. Po upewnieniu się, że wie co robi, posłał ostatni, telepatyczny sygnał.
~ Nie wiem co to było. Chętnie bym wyjaśnił, ale nie wiem jak. Przepraszam. - wyjął z przewieszonej przez ramię torby lizaczka, rzucił go niedbale przed oblicze Upadłego, otaksował zebranych, pożegnał ich szczerym uśmiechem i udał się do wyjścia. Otworzył drzwi. Mżyło. Zasalutował.
- Żyjcie z tym. - I wyszedł.
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Sheridan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sheridan »

Sheridan westchnął. Westchnął ciężko, przeciągnął dłonią po twarzy, a potem wyjął Ariene szklankę z whisky, którą właśnie zapełniła alkoholem, i wypił trzy czwarte jej zawartości. Nie zwrócił uwagi na wszelkie możliwe protesty dziewczyny, oddał jej naczynie i popatrzył z niepokojącym, pełnym złości błyskiem w oczach na drzwi karczmy.
- Niech ktoś idzie po niego, nie powinniśmy się tu rozdzielać - rzucił chłodnym głosem. Potem wziął własną szklankę i sobie hojnie nalał, by zaraz zabrać się do opróżniania. - Rude rozczochrane, idźże spać - dodał, widząc, że Aithne przysypia na siedząco. - Zaraz znów zaryjesz czołem w stół i go rozwalisz - stwierdził, wzniósł oczy do sufitu, po czym obejrzał się za siebie, na schody.
Właściwie wszyscy powinni pójść odsapnąć. Zdecydowanie.
Na przekór swoim myślom przysiadł na chwiejnej konstrukcji między Errianem a Anabde i zamieszał alkoholem w szklance, zastanawiając się, jak zabrać się do szukania artefaktu. I czy przypadkiem wytrzyma z Arathainem.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Przyglądanie się przekomarzaniom chłopaków było nie lada rozrywką, przynajmniej do chwili, gdy scenka nie zamieniła się w dziwny melodramat. Anabde odprowadziła Arathaina spojrzeniem aż do drzwi, a gdy zniknął za nimi, przymrużyła oczy. Ten mężczyzna był dziwny. Specyficzny. I w sumie nie wiedziała, jakimi uczuciami go darzy; prawdopodobnie żadnymi.
- Z tego, co mówił Errian, da się w nich spać. To chyba oznacza obecność łóżek, prawda?- podsunęła, obracając spojrzenie kocich oczu na przyjaciółkę. Aithne wyglądała na naprawdę zmęczoną, co dziwnie poruszyło nekromantkę. Nie powinno tak być. Do ludzi nie wolno się przywiązywać.- I lepiej skorzystaj z jakże uprzejmej rady Shera; wyglądasz jak zombie, przyda ci się trochę snu.- dodała, kątem oka zerkając na przysiadającego się własnie obok mężczyznę. Upiła kilka łyków mocnego wina, po czym, odsuwając kieliszek od ust tylko na kilka centymetrów, obróciła się do Revelina.
- Ty go zdenerwowałeś, Ty go tu sprowadź z powrotem. Masz z nim najlepszy kontakt.- uznała głosem nieznoszącym sprzeciwu. I upiła kolejnych kilka łyczków alkoholu, tym samym opróżniając kieliszek. Postawiła go na blacie i zaczęła zastanawiać się, czy któryś z panów wykaże się odrobiną kultury i naleje jej wina, czy będzie musiała się sama zmobilizować. Wolałaby tą pierwszą opcję, podniesienie tyłka z krzesła wydawało jej się nieosiągalne.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

- Huh? - wydusiła, podrywając głowę, kiedy nagle tyle osób się nią zainteresowało.
Popatrzyła dość nieprzytomnie na przyjaciółkę, zmarszczyła czoło, a potem ziewnęła potężnie i przetarła oczy, drugą ręką próbując zasłonić rozdziawione usta. Była zmęczona, to prawda, zmęczyła ją podróż z tyloma osobami. Zwykle przemierzała Alaranię samotnie, teraz, po raz pierwszy w swoim życiu, miała u boku tylu towarzyszy. Ta myśl, prawdę mówiąc, wprowadziła w jej głowie mętlik. Przestraszyła się, że mogłaby się do kogoś jeszcze przywiązać - i tak karygodnym było przywiązanie do Anabde i Larkina.
- A, tak, pewnie - mruknęła, przenosząc trochę nieobecny wzrok na blat nieszczęsnego stołu. Pewnego dnia musi zniknąć. Musi zniknąć i zostać tylko z Faryale, inaczej to wszystko źle się skończy. Ale to pewnego dnia, jeszcze nie dziś. - Spać. Tak, dobry pomysł. Tylko... tam jest... znaczy, nieważne. Dobrej nocy, czy coś - zreflektowała się, nim przez zmęczenie zdradziła się ze swoją największą słabością.
Zerwała się z miejsca, nieznacznie się zachwiała i, pomrukując z niejakim niezadowoleniem, skierowała się na schody. Znowu przetarła oczy, rozmyślania na temat tego, czy teraz, wśród nich, jest jej lepiej niż w samotności, zrzucając na karb zmęczenia. Na pewno to tylko dlatego, jutro wszystko wróci do normy.
Ruszyła na górę, czując, jak jej umysł się rozjaśnia. Strach przed ciemnością zawsze zmuszał ją do zachowania czujności, dlatego też teraz zanurzała się w mrok bardzo ostrożnie. Znajdzie jakieś łóżko i pójdzie spać. Jakiekolwiek. W końcu jego stan nie zrobi na niej wrażenia, spała już w tak paskudnych miejscach, że zakurzona pościel jest niczym.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Zablokowany

Wróć do „Ruiny Nemerii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości