Elisia[Karczma na obrzeżach miasta] Topienie szaleństwa w alkoholu

Miasto przedstawia bardzo stereotypowy wygląd architektury przedstawianej w literaturze i malarstwie. Szare, kamienne domy w najbogatszej części miasta. Arystokracja ma nawet osobną dzielnicę. W miarę oddalania się od ogromnej katedry będącej centrum miasta, zabudowania rozrzedzają się, a kamienie są zamieniane na drewno i glinę.
Awatar użytkownika
Liddel
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

[Karczma na obrzeżach miasta] Topienie szaleństwa w alkoholu

Post autor: Liddel »

To nawet zabawne; patrzeć, jak się wydycha bąbelki.

Bąbelki, zielone, czerwone i pomarańczowe, czarne, srebrne i brązowe, czerwone, czerwone i nic. Nie ma bąbelków. Przez chwilę się naprawdę boi, bo znikły bąbelki. A co oznacza zniknięcie bąbelków? Nie ma pomarańczowego pojęcia.

Czuje się dziwnie lekko, jakby pływała w wodzie. Chociaż pływa w wodzie, zakłada, że to jest woda. Jakaś nieprzeźroczysta, szara, burawa woda, jak niemyte szyby, jak złe oczy patrzące na świat nie przez okulary, ale szramę w oku tańczącą na siatkówce jak jakiś cień burzący lub może budzący się, ale nie brudzący w mroku. Wyciąga dłoń, aby zetrzeć parę z lustra wszechświata, ale para nie chce schodzić, przeciwnie, pozostawia jeszcze większe smugi na oczach jej umysłu. Idzie do przodu jak lunatyczka lub ślepiec z szeroko otwartymi oczami, który jakoś widzi, ale nie widzi, czuje, ale nie czuje. Nie zna drogi na pamięć, toteż przez chwilę zderza się z niewidzialnym murem, który wystaje i czeka na nią będąc jednocześnie szkłem dla jej bosej stopy lub fistaszkiem w niewłaściwej trąbie słonia. Stuka w ów mur i trzyma go dłonią, idzie prosto potykając się, a małe rybki wokoło się śmieją. Tak chichoczą wypuszczając bąbelki, swoje własne, i patrzą na nią tymi wyłupiastymi oczami, i machają płetewkami, i, jeśli dobrze słyszy, to podśpiewują po cichutku jakie melodie; srebrne o fakturze drewna. Ona zaś czuje już pod palcami, że to koniec muru i przechodzi przez jakiś dom, przez okna, jak duch lub zjawa przenika wszystko i wtedy widzi co się czai w kątach. Przyśpiesza, a przed nią pojawiają się nagle wykrzykniki wskazując to do czego zmierzała, do czego się tak śpieszyła, więc biegnie, popycha złote wrota, przepycha się przez kraby i borsuki, a co robią tutaj borsuki? Nie jest ich miejsce na dnie oceanu, prawda? Lecz ona biegnie do suma, którego wąsy sięgają ku ziemi i choć czuje ochotę na sumiastą potrawkę podchodzi do niego i kładzie kamyczki na wodorostowej ladzie i chrapliwym głosem mówi tylko jedno słowo.

- Wódki.

A kiedy sum płetewką popycha jej butelkę, jedyną chyba normalną tu rzecz, łapie ją i zamykając oczy pije do dna.

***

Nie czuje przeskoku, ale wie, że on następuje. Klik.

***

Otwiera szeroko oczy. Suma zastąpił opasły karczmarz z niezwykle długimi, pokaźnymi wąsami, a kamyczki - pieniądze.

- Ile tu kosztuje butelka najmocniejszego trunku? - pyta
- Dwadzieścia sześć ruenów.
- Biorę pięć. Od razu.

Zgarnia resztę pieniędzy i butelki podane jej przez karczmarza, szuka miejsca dla siebie. Widzi niechętne spojrzenia bywalców karczmy. Wie co widzą i wie co o niej myślą, ale jej to nie obchodzi. Z jakże cennym towarem idzie w najciemniejszy kąt karczmy i tam siada zaszywając się w cieniu. Przy odrobinie szczęścia czeka ją cichy, spokojny wieczór. Nie ma dzisiaj ochoty na bójkę, choć one często oczyszczają jej i tak zmęczony umysł, który tak rozpaczliwie chce odrobiny harmonii. Bierze się za pierwszą butelkę; sprawnie ją otwiera zębami, a następnie zaczyna powoli sączyć. Sprawia jej to przyjemność - może chwile nacieszyć się realnością jeszcze nie będąc mocno podpitą. Mimo wszystko udało się jej jakoś dotrzeć do karczmy mimo ataku, za to powinna dziękować. Nie wie komu, zresztą nawet gdyby wiedziała, nie zrobiłaby tego. Ale może powinna ...

- Dość. Myśl realnie, trzymaj się realności, nie pozwól by znowu to wróciło, to może jutrzejszy dzień będziesz na kacu i da ci to spokój na jakieś dwa dni. Ale trzymaj się mocno - mruczy. Nie powinna gadać do siebie, to zawsze jest zły znak. Złe znaki, wszędzie złe znaki, tańczą i śpiewają i ...

Dziewczyna szybko dopija butelkę. Wreszcie realność znowu wraca, a ona może się skupić nad drugą.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Tymczasem Anioł znalazł się u drzwi obskurnej karczmy - tej samej, w której Liddel zapijała czas. Niewiele czasu zajęło Vaxenowi wydostanie się z Gór Dasso. Pomimo szalejącej tam śnieżycy Upadły wzleciał ponad warstwę chmur i, obserwując pogodę pod sobą, kierował się na Pustynię Nanher. Coś jednak musiało się stać z jego nawigacją, bowiem nie dość, że ominął cały, wielki, piaszczysty teren od wschodu, to jeszcze dotarł do Elisii - miasta wysuniętego najbardziej na północny-wschód od celu podróży.
        Gdy wylądował przed drzwiami karczmy nie zdążył schować skrzydeł, gdy jakiś pijaczyna wyszedł przed budynek, zmierzył mętnym wzrokiem Skrzydlatego od stóp do głów, po czym rozpoczął swoją tyradę przeróżnych wyzwisk, zdań w niezrozumiałym języki "trunku" oraz niezbyt przyjemnych zapachów z wykrzywionej przez wódkę mordy. Próbował nawet zaatakować Czarnego Szermierza butelką krzycząc coś na wzór "Nie lubimy tu Upadłych", choć mógł również powiedzieć "My latamy u odpadłych"... Kto ich by tam zrozumiał.
        Napastnik bez wysiłku został powalony na ziemię oraz ogłuszony swoją własną butelką, a Brunet bez słowa ukrył uskrzydlenie i wszedł do izby. Jego maska odbijała światło świec, więc pomimo całego czarnego ubioru to ona w pomieszczeniu najbardziej rzucała się w oczy. Chłopak nie zatrzymał się od wkroczenia do środka, od razu skierował kroki do lady. Rzucił spory mieszek złota i powiedział dostatecznie głośno, aby każdy w budynku go usłyszał:
        - Po najmocniejszym trunku dla każdego z obecnych, a dla mnie dobre piwo, strawę i pokój na jedną noc. - po jego wypowiedzi w karczmie zapanował przez chwilę spokój, po czym niektórzy klienci zaczęli ochoczo wiwatować na cześć nieznajomego. "Skoro nie lubią Upadłych, to może chociaż mnie polubią. Zresztą - nie mają innego wyjścia. Jak nie, to ich pozabijam." - uśmiechnął się sam do siebie Vax wiedząc, że pod maską nikt tego nie dostrzeże.
         - Panie, tu jest za mało, nie starczy na to wszystko - rzekł nieśmiało karczemny sprawdzając prawdziwość monet.
        - To daruj sobie moją kolację. Starczy?
        - Tak, będzie w sam raz - uśmiechnął się chciwie i zniknął na zapleczu, a Vaxen bardziej do siebie niż do właściciela powiedział: - I tak bym ci więcej nie dał.
        Pozostał wybór stolika. Pośród wszechobecnej wrzawy skierował swoje kroki do jedynego ciemnego miejsca, w którym wydawało się nikogo nie być. W najciemniejszym, skrytym w cieniu kącie karczmy stał jeden nieduży stolik i wydawał się wolny. Barman zaczął właśnie rozdawał butelki alkoholu pomiędzy klientelą, a Vaxen poruszał się w kierunku ocienionego kąta poklepywany przez nieznajomych. Na jego nieszczęście spostrzegł, że ktoś już tu zajął miejsce dopiero gdy usiadł. Postanowił jednak nie zwracać na to uwagi, bowiem kobieta patrzyła nieobecnym wzrokiem przed siebie zupełnie ignorując Upadłego.
        Po kilku minutach bezczynnego siedzenia karczmarz przyniósł butelkę samogonu również dla Liddel oraz kufel beczkowanego piwa dla Vaxena.
Awatar użytkownika
Liddel
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liddel »

Rzeczywistość zostaje przy niej już przy czwartej butelce.

Wie, że przekroczyła kolejną granicę, a alkohol szumiący w jej żyłach jej to potwierdza. Nie ma pojęcia, skąd wie, że dawka jej lekarstwa jest odpowiednia, ale czuje to w głębi krwi... tfu, duszy. A może i krwi?

Choć już szaleństwo zostało zagnane do kąta, skąd zapewne łypie na nią spod zjeżonych brwi, nie może jeszcze zebrać swoich myśli, które pędzą jak stado koni, tratując jej zdrowy rozsądek po drodze. Dlatego pije dalej, by je ukoić, by wreszcie były tak spokojne i by osiągnąć stan najwyższej nirwany: kac.

Nie ma pojęcia dlaczego to właśnie na kacu tak dobrze trzyma się rzeczywistości. Przecież to właśnie kac jest znienawidzonym przez wszystkie istoty efektem wszelkich biesiad, ale jednak dla niej jest wyzwoleniem. Słyszała, że to przez jakieś toksyny, które wtedy krążą w ciele; prawdopodobnie to one ratują ją przed obłędem. Świat dla niej jest najpiękniejszy właśnie na porządnym kacu, i może jeszcze jakieś kilka dni po; kiedy trzyma się realności jak tonący brzytwy, a choć pokaleczona głowa, nie palce, bolą, to jednak halucynacje nadchodzą dopiero pod trzeci, czwarty dzień delikatnie wciskając swe macki w głąb jej umysłu.

Aby jednak osiągnąć ten stan nirwany potrzebuje butelek, wielu butelek, całej masy alkoholu. Dobrze, że było ją zaś stać na te pięć, przy odrobinie szczęścia wystarczy może chociaż na malutki kacyk, może starczający na jeden jeszcze dzień...

Kończy już piątą butelkę, kiedy ktoś koło niej siada. Dopiero po długiej chwili wyrywa się z otępienia, by spojrzeć któż to jest: osobnik w czerni z maską na twarzy. Zastanawia się, czy to nie aby halucynacja, ale przecież to już jest piąta butelka, ostatnia butelczyna, jak to możliwe? Widzi jednak aurę, a twory jej umysłu rzadko ją posiadają.

Karczmarz przynosi jej butelkę; dziwi się, bo niczego nie zamawiała. Zauważa jednak, że każdemu daje butelkę, a oczy innych zwracają się w stronę tego upadłego; wie już, że nim jest, potrafi odczytywać aury. Zgaduje już co się stało, ale to nieważne, ważna jest butelka, alkohol, więc wyrywa ją z rąk mężczyzny, szybko kończy piątą i zaczyna szóstą.

Nie chce tu towarzysza, mimo że każdemu dał samogon, czyli też jej, ale ona go tu nie chce, chce być sama, sama, sama... Po co tu przyszedł, mógł iść do nich, chętnie go przywitają, a teraz i patrzą na nią, więc niech sobie idzie, a sio, już go tu nie ma, nie będzie, więc sio... Chowa się jeszcze głębiej w cieniu, cieniach, może nie będą jej widzieć, nie zauważą, skoro one i tak się już kłębią wokół niej, nie lubi ich, ale mają porozumienie. Więc a sio.

- Idź sobie.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Bywalcy powoli przestawali zerkać podejrzliwym wzrokiem na Upadłego, gdy ten usłyszał głos elfki. Vaxen najpierw sądził, iż tylko mu się zdawało, ale twarz nieznajomej znacznie się zmieniła - już nie była taka nieobecna. Zdecydowanie patrzyła na niego.
        - Nie - odrzekł zdawkowo i pociągnął łyk zawartości kufla. Piwo okazało się naprawdę dobre, wyjątkowo rzekłby jak na taką ruderę. "Muszą mieć dobrą piwiarnię w pobliżu... Chyba się tam wybiorę..." - myślał Anioł raz za razem smakując wyśmienitego trunku. Nie ruszył się jednak z miejsca.
        Klienci siedzieli tak, jedni grając w kości, inni śpiąc na stołach, jeszcze inni, w tym Skrzydlaty, bez słowa lustrowali pomieszczenie oraz znajdujące się w nim istoty. Vax w dodatku jeszcze dokładnie badał aury istot dookoła, nie spotkał jednak niczego zaskakująco dziwnego, może poza nietuzinkową aurą elfki, z którą siedział przy stoliku.
        Niespodziewanie do pomieszczenia wparował upity jegomość, którego wcześniej Brunet powalił na ziemię. Był czerwony, ale nie od krwi, a złości. W dodatku lewą rękę miał wygiętą pod nienaturalnym kątem w połowie przedramienia.
        - To Upadły! Ten gość mi to zrobił! To morderca, Piekielny, pomiot diabła! - krzyczał mężczyzna. Wszystkie oczy przeniosły się z niego na Vaxena.
        - No i? - beznamiętnie odrzekł Pierzasty prawie w ogóle się nie ruszając. Odłożył tylko kufel i poprawił maskę tak, aby zasłonić wcześniej odsłonięte do picia usta. Nie zdejmował bowiem maski do piwa zupełnie, podniósł ją tylko tyle, aby mógł przechylić naczynie i wlać jego zawartość do gardła.
        Niektórzy goście zaczęli szemrać, inni wyraźnie dobywali po kryjomu broni, chowając ją pod stołami, nawet karczmarz uciekł na zaplecze. Ten krzyczący facet ze złamaną ręką dalej stał w tym samym miejscu, tylko zrobił się niezwykle purpurowy. Chyba ta ręka go jednak bardzo bolała.
        - Pozwolicie mi dokończyć piwo? Szkoda, żeby się zmarnowało - Vaxen powiedział to zdanie, jakby bardziej mu było szkoda alkoholu niż życia swojego albo istot tłoczących się powoli dookoła niego.
Awatar użytkownika
Liddel
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liddel »

Nie podoba jej się to "nie", ona nie chce go tu, czy on nie rozumie, że chce by sobie poszedł? Niech sobie idzie, do diabła, do piekła, gdzie jego miejsce, więc z uporem trwa, niech idzie.
- Idź sobie.

I choć ludzie wokół już nie zerkają, i choć nie patrzą się na nią, ona wie, że wyniknie z tego awantura, a ona nie chce już awantur, jest taka zmęczona. I choć cienie się wokół kłębią, wie, że chcą posmaku krwi, i choć mącą jej myśli, to chce ciszy i spokoju, i odpoczynku ... a może jednak nie chce?

Do karczmy wchodzi pijaczyna, poznaje go, to przez niego zaczęła się wczorajsza awantura w tamtej karczmie, a ona już nie może tam wracać, ma zamknięte drzwi i gdzie teraz dostanie wódkę, jeśli nie tutaj? Ale on znowu tu jest, pewnie chce ją wygonić i stąd, ale dlaczego, że niby z powodu tego koszmarku, ale to był żart, tylko mały żarcik, prawda?

Ale on widać nie atakuje jej, ale tego Upadłego, może i dobrze, bo ona go tu nie chce, ale co jeśli i ją zauważy?

I wszyscy wstają, no pięknie, kolejna bójka w karczmie, ma już ich dość, ale krew zaczyna szumieć, a szaleństwo choć oddalone już, ciche, marudzące w kącie, podaje jej dłoń, pomoże, prawda? Pomoże. I choć ona wie, że kolejna bójka to już przesada, teraz na pewno zamkną ją już w celi, straż miejska groziła jej, że za tamten wypadek i tak powinna już siedzieć, ale to był ostatni raz panie władzo, ostatni raz, przysięgam, więc ją puścili, a teraz znowu, ale krew wrze. A szaleństwo obiecuje, że tym razem jak się z nim będzie bawić, to później jej da spokój, na dwa dni, trzy dni, tydzień ...

Upadły znów coś mówi i wtedy pijak nagle zauważa ją, i czerwienieje, bo ją rozpoznaje. A ona wie co zaraz nastąpi, więc wstaje, łapie butelkę, już jest pusta? Nie, więc wlewa resztę do gardła, a realność jeszcze się trzyma, ale obłęd się czai w mroku, tym razem nie jako wróg lecz jako przyjaciel. I idzie, prosto, nie chwieje się jak pijaczyna, mimo, że to już było pięć butelek, a on do niej syczy:
- Tyyy ...

A ona do niego podchodzi, i tak szybko, tak prosto, najzwyczajniej w świecie, trzymając butelkę za szyjkę, uderza w twarz, a kawałki szkła pozostają w skórze mężczyzny, która pęka, i krew się leje, leje, wtedy ona przyciska tulipanka, takiego pięknego tulipanka, mu do szyi i szepce tak, by nikt inny nie usłyszał.
- To za wczorajszą karczmę.

On upada, krew mu cieknie, z twarzy, z szyi, a ona podchodzi do karczmarza i zamawia kolejną butelkę i nie zdaje sobie nawet sprawy, że oczy wszystkich utkwione są w niej. A kiedy ona pije, pije szaleństwo się odsuwa "No przecież mi obiecywałaś lecz czeka na innych, bo to nienormalne, prawda?
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Coraz więcej pijaków wstawało, zbliżało się do stolika Vaxena, niektórzy z nich mieli drobne bronie. Liddel powtórzyła swoją prośbę, ale Vaxen ją zupełnie zignorował. Gdy wstała, Anioł myślał, że sobie pójdzie. Ale ona przepchnęła się przez drobny tłok, bez oporu zabiła gościa ze złamaną ręką i wróciła na miejsce z zakrwawionym tulipanem po butelce.
        - I to ja jestem ten zły? - westchnął Vaxen zdejmując maskę. - Wynoście się stąd, albo powyrzynam - rzekł i, decydując się dać kilku z nich nauczkę, zastosował na pięciu losowych mężczyznach mało humanitarną technikę. Po ułamku sekundy ta piątka wylądowała na ziemi zwijając się z bólu, łapali się na głowy i krzyczeli.
        Magia Bólu nie może ich zabić, ale cała reszta towarzystwa skupiła się na tej piątce, co pozwoliło Vaxowi trochę odetchnąć. Niektórzy próbowali pomóc dotkniętym magią, ale nie wiedzieli jak opatrzyć rany, które nie istnieją.
        - Wynieście ich i im przejdzie. Za dużo wypili - powiedział Skrzydlaty dopijając piwo do końca i założył maskę na twarz. Klientela łypnęła na niego spode łba, ale posłuchali jego rady. Wynosili pojedynczo wrzeszczących i kładli ich na stogu siana przed karczmą. Tam Czarny Szermierz im odpuszczał zdejmując z nich czar. "Używanie jednocześnie na pięciu tej dziedziny nie należy do przyjemnych również dla mnie... Męczące to" - myślał Vax.
        Ktoś wyniósł trupa Złamanej Ręki i uprzątnął krew z podłogi. Zapewne karczmarz, który już stał za ladą i zbierał kolejne zamówienia na alkohol. Wielu wcześniejszych gości zmyło się. Chyba wszyscy celowo omijali wzrokiem elfkę, jakby się jej bali, jakby była nieobliczalna.
        - Może więcej wódki? - spytał Vax, a kobieta wyraźnie mogła dosłyszeć spod maski uśmiech w głosie Hebanowego. - Albo kolację? Poniekąd mnie wyręczyłaś, nie musiałem brudzić sobie rąk. - Znowu usłyszała szeroko rozsunięte kąciki ust, wyraźnie Upadły się radował. Tym razem jednak ta "radość" była wręcz przesiąknięta kwasem. Liddel nie potrafiła jednak zrozumieć dlaczego.
        Natomiast Vaxen czuł, że powinien się zrewanżować elfce, wszak dzięki niej inni dali mu spokój, jakby bojąc się co może się potoczyć dalej. Finalnie uniknęli bójki, a gość zabity przez Wariatkę musiał nie być lubiany, zbyt znany albo nie miał rodziny i przyjaciół, którzy mogliby po nim rozpaczać. "To zupełnie jak ja..." przez kilka sekund zastanowił się Upadły utożsamiając się z trupem. Nie roztrząsał jednak tego - lubił swoją samotność, jedyną osobą, która jest mu potrzebna do szczęścia, jest on sam. A gdy dodamy do tego jakąś piękną kobietę, to Pierzasty już osiąga pełnię szczęścia.
        - Karczmarz! - krzyknął Vaxen ponownie zwracając na siebie uwagę nie tylko klientów, ale również gospodarza - Dwa syte posiłki. Migiem. - Wszyscy, poza Piekielnym i elfką chyba celowo starali się zignorować to. Gdy Vax nie otrzymał odpowiedzi, ani nawet nie uraczono go spojrzeniem, wstał, podszedł do sprzedawcy, złapał go za chabety, przyciągnął i zrównał jego twarz do swojej maski, wydobył ostrze i powtórzył - Dwie syte kolacje. Albo ci gardło poderżnę - syknął i wypuścił go, przez co karczmarz, gdy tylko stanął na swoich nogach, skoczył na zaplecze mówiąc przez łzy coś w stylu "Oczywiście, jaśnie panie". Vaxen wrócił na swoje miejsce i spostrzegł, że coraz więcej istot opuszcza izbę w pośpiechu. Już nie było tłoku, ani nawet tłumu. Pozostało w pomieszczeniu, poza Upadłym i Liddel, może pół tuzina mężczyzn.
Awatar użytkownika
Liddel
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liddel »

Nie wie co zrobić z tulipankiem. Jest taki piękny, o czerwonawych brzegach szklanych płatków, a gdy zbliża do niego nos ledwie odczuwalny zapach krwi łechce jej nozdrza, choć każda inna osoba by natychmiast odczuła odór, lecz dla niej to takie przyjemne, ten zmysł został już jej tak dawno wyniszczony. Czuje się świetnie.

Z przyjemnością przygląda się magii Bólu, może kiedyś zdoła się jej nauczyć, tak bardzo podobają się jej efekty działania. Wykrzywione twarze, drgające ciało, krzyki i cierpienie, ach poznać tą magię ... Nagle uświadamia sobie, że myśli już logicznie, wprawdzie jeszcze z plamami krwi, jak po soku malinowym, ale już logicznie. Czyli tyle wystarczyło, krótkie, błahe życie w połączeniu z alkoholem, i obłęd syty, zadowolony czai się gdzieś głęboko, i choć apetyt rośnie w miarę jedzenia, to na razie jest dobrze, jeszcze dobrze.

Ludzie wychodzą i wreszcie jest pusto, a na nią nikt nie zwraca uwagi, choć może celowo. Ale ona wie, że plotki pędzą szybko, więc niedługo może się tu pojawić straż, choć może jej odpuszczą, i tak go nie lubili, dawał im się we znaki, nie miał rodziny, krewnych, pracy to i jego już nie ma, zabawne.

Upadły się do niej zwraca, czyżby jej proponował wódkę? Chce wódki, dużo wódki. I do tego jedzenie... Kiedy ostatnio jadła? Dwa, trzy dni temu, jakąś kromkę chleba, przegryzkę do bimbru, który akurat wtedy udało się jej znaleźć, mocny był, dobry, ale ona powinna jeść. Długo tak nie pociągnie, posiłek na trzy dni i chociaż żołądek się buntuje, kiwa głową, zgadza się. Powraca do stolika i siada w kącie, gdzie jest ciemno tam i bezpiecznie, a Upadły grozi karczmarzowi, i dobrze, znowu ludzie uciekają.

Kiedy wrócił do stolika nie wie co powiedzieć, powinna, to przecież normalność, taka rozmowa, więc należy się jej chwytać, zwłaszcza wobec kogoś kto proponuje wódkę, prawda?

- Co tutaj robisz, Upadły? - pyta cicho.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Upadły spojrzał na rozmówczynię z dezaprobatą. "Upadły... No i po co to dodawała...? Jakby nie starczyło, że kiedyś byłem człowiekiem... Prawie..." myślał Vax. Spod jego maski Liddel mogła usłyszeć ciche westchnienie. Skrzydlaty zamknął oczy i trwał przez kilka minut w bezruchu. Dopiero karczmarz przynoszący jedzenie go "obudził".
        - Należy się...
        - Spieprzaj mi stąd, nim wstanę i zabawię się twoją głową jak piłką - przerwał kelnerowi Czarny Szermierz sięgając lewą ręką na plecy i kładąc dłoń na rękojeści miecza. - Za to nie płacę. Gratis od firmy - zakończył otwierając czarne oczy, a gospodarz zrobił tylko krok w tył, na jego twarzy malowała się trwoga. Udało mu się jednak kiwnąć głową i ponownie już uciec za ladę.
        Vaxen tymczasem delikatnie wyciągnął roztłuczoną butelkę z dłoni elfki i położył obok niej na stole, dając jej do zrozumienia, że jeśli uzna to za stosowne, powinna mieć przy sobie broń. Albo pokazywał jej, że nie powinna mu ufać?
        Tak czy inaczej Vaxen zdjął maskę chowając ją za pazuchę płaszcza. Dopiero teraz Liddel mogła w pełni ujrzeć przystojną twarz Anioła. Vaxen podał Pradawnej talerz z pieczenią z kaczki, zaś drugi postawił przed sobą.
        - Smacznego - powiedział i zaczął z zapałem jeść.
        Gdy tylko skończył przeżuwać ostatni kęs zwrócił się do Wariatki
        - Czemu nie starasz się... Nie wiem... Stać normalną? To tylko pozory. Ukrywasz się za maską jak ja. Czego się tak boisz?
        Dla elfki pytania Vaxena mogły być nie tylko męczące, ale nie na miejscu. Wszak dlaczego miałaby się spoufalać z kimś, kogo nie zna nawet z imienia. Upadły jednak zauważył swój błąd. Niespodziewanie wstał, ukłonił się, jak przystało na szlachcica, i przedstawił
        - Jestem Vaxen van Qualn'ryne - wyprostował się, uśmiechnął i usiadł. - Dla przyjaciół Vax - dodał. Zupełnie pominął pytanie Liddel, jakby go w ogóle nie usłyszał. Albo tylko udawał...
Awatar użytkownika
Liddel
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liddel »

Słyszy westchnięcie Upadłego, nie podoba się pytanie? Czego tu szuka, po co tu przybył, czego pojawia się w takiej obskurnej karczmie na obrzeżu miasta, gdzie tylko najgorsze męty bywają, w tym i ona? Pytania, pytania, lecz nikt ich nie chce, one chcą odpowiedzi. Pojawia się karczmarz, widzi jego strach, jego pragnienie by uciec i rozkoszuje się tym uczuciem, choć wie, że za nie zapłaci, drogo płacić będzie, oj tak. A karczmarz jeszcze bardziej truchleje, zwłaszcza po tej wzmiance z piłką, o tak, bierze nogi za pas. Swoją drogą ciekawa wizja, karczmarz z piłką zamiast głowy ...

Zabiera jej butelkę, jej tulipanka, co chce z nim zrobić? Odkłada go tylko na bok, lecz ona go nie potrzebuje, ma widelec, stół, serwetkę, talerz, kurczaka, karczmarza i własną głowę. I ręce, i nogi, i gdyby miała dalej prowadzić tą wyliczankę siedziałaby aż do rana, więc przestaje i bierze tulipanka i stawia go jak kwiatka w wazonie, tylko bez wazonu i kwiatka.

Ściąga maskę i go widzi, ciemne włosy, ciemne oczy. Przygląda się zajadając pieczeń z kaczki, od jak dawna nie jadła mięsa? Nie pamięta już, lecz nie czuje smaku, nie czuje już niczego, od bardzo dawna, nie jest to więc dla niej różnica co je a czego nie, choć czuje się już lepiej, dużo lepiej.

Pytanie wywołuje u niej śmiech, śmieje się, chichocze, lecz ma przy tym otwarte szeroko oczy, tak otwarte jakby się bała. Nagle przestaje.
- Normalną? Jestem poza kręgiem normalności, daleko za górami, za lasami i nawet nie widzę jego poblasku z ogniska. Dla mnie normalność to zamknięta skrzynia na tysiące kluczy, każdy zaś w zamkniętej skrzyni z milionem kluczy et cetera, et cetera - cicho mówi. - Nie boję się niczego z tego świata, jeśli o to pytasz. Boję się moich oczu, i mojego dotyku, i mego słuchu, każdego z mych zmysłów. Bo co innego widzieć czego nie widzą inni, a widzieć co nie istnieje.

Patrzy szeroko otwartymi oczami, patrzy i zastanawia się czemu to mówi komuś kogo nie zna, ale zdaje się, że zna odpowiedź. Czuje w tym nieznajomym krew, dużo krwi którą potrafi rozlać jak ona, ot tak, pstryknięcie palców, nie odwracając się nawet od posiłku. Uśmiecha się gorzko, gdy widzi ukłon, wciąż pamięta jak to należy robić, a skoro on jest dworny to dobrze, niech będzie i ona.
- Zwą mnie Liddel - mówi i dyga, tak jak pamięta, jak przystaje damie, księżniczce, królowej.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

Twarde kopyta pegaza wylądowały na ziemi przed karczmą, znajdującą się na terenie olbrzymiego miasta. Z grzbietu zwierzęcia zeskoczyła drobna dziewczyna o błękitnym, przenikliwym spojrzeniu.
- Dziękuję, mój skrzydlaty przyjacielu - wyszeptała, a istota po chwili zniknęła.
Mogła co prawda przebiec tu sama, jednak w jej przypadku każda sekunda się liczyła, bowiem dwanaście godzin na przyjście, zwiedzanie i powrót do wody, to było naprawdę niewiele. A ona uwielbiała podróżować! Nowe miasta, królestwa, nowe bestie, nowi przyjaciele! Czy mogłoby być coś lepszego?
Ubrana w luźną, zieloną sukienkę stanęła przed drzwiami karczmy, chcąc już wejść do środka, kiedy to nagle wybiegło z niej kilkunastu mężczyzn. Krzyczeli coś o Upadłym, o tym, że trzeba uciekać, ale nie bardzo rozumiała sens tych słów. Cóż, trudno. Niemalże tanecznym krokiem przekroczyła próg, kierując się od razu w stronę baru. Nie było tu zbyt wielu ludzi, co nie ukrywając, bardzo ucieszyło dziewczynę. Nie lubiła tłoku.
- Poproszę ziołową herbatkę - powiedziała swym delikatnym głosikiem. Karczmarz dość długo przyglądał się swojej klientce, a na jego ustach gościł obleśny uśmiech. Chciał nawet złapać palcami za jeden z jej rudych kosmyków, ale w porę się odsunęła. - Prosiłam o herbatę - ponowiła swe zamówienie, trzepocząc przy tym wachlarzem swych gęstych rzęs.
Tym razem obyło się bez nieprzyjemnych incydentów i dość szybko dostała gorący napój w glinianym kubku, za który zapłaciła grosze. To znaczy, mężczyzna chciał jakieś pieniądze, ale dużo bardziej ucieszył się z perły, którą otrzymał w formie zapłaty. Ona miała herbatę, a on cenny skarb głębin - wszyscy zadowoleni.
Z lekko uniesionymi kącikami ust wędrowała w stronę wolnego stolika, kiedy to nagle jej wzrok utknął w czerwonej plamie na podłodze. Każdy głupiec wiedziałby, że to była... krew.
Rudowłosa straciła nagle grunt pod nogami, a z jej drobnych dłoni wyleciał kubek. Nie wiedziała, gdzie spadł, dopiero czyjeś syknięcie ją uświadomiło.
- Przepraszam najmocniej! - zawołała przestraszona i od razu podbiegła do pierwszego lepszego stolika, przy którym to usiadła. Pięknie. Nie miała herbaty, uszkodziła nieznajomego, a do tego, jej towarzystwo przy stole składało się z trzech niezbyt miłych mężczyzn.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        - Normalną? Jestem poza kręgiem normalności, daleko za górami, za lasami i nawet nie widzę jego poblasku z ogniska. Dla mnie normalność to zamknięta skrzynia na tysiące kluczy, każdy zaś w zamkniętej skrzyni z milionem kluczy et cetera, et cetera - cicho powiedziała Liddel - Nie boję się niczego z tego świata, jeśli o to pytasz. Boję się moich oczu, i mojego dotyku, i mego słuchu, każdego z mych zmysłów. Bo co innego widzieć czego nie widzą inni, a widzieć co nie istnieje. - Vaxen nie spojrzał na rozmówczynię, tylko drugi raz westchnął.
        - Skoro to wszystko twoja psychika, to masz nad nią kontrolę. Wmawiaj sobie, że jest normalnie, a w końcu tak będzie. - odpowiedział Czarny w momencie, gdy do izby wpadła Syrena - jak sądził po aurze. "Co taka istota robi w tym miejscu..." pomyślał Upadły w momencie, gdy Naturianka roztrzęsiona usiadła przy losowym stoliku. Chyba nie wytrzymała śladu krwi pana Złamanej Ręki. Pech chciał, że obrała najgorsze miejsce, jakie mogła. Przerwała trzem facetom grę w kości, bowiem podczas zajmowania krzesła niechcący uderzyła o stół, przez co przekręciły się kostki.
        Mężczyźni wyraźnie nie byli zadowoleni, a nawet wręcz nie podobało jej się, że ktoś tak bardzo chce im, nawet bez premedytacji, przeszkadzać.
        - Może panienka chce zagrać z nami. O swoje ubrania. - twarze trójki pijaków były wykrzywione w chciwości. Nim jednak Syrena zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Vaxen wstał, a na dźwięk jego kroków cała trójca się odwróciła.
        - Dajcie pani spokój, jest nietutejsza - Jego czarne oczy przewiercały się przez ich ciała, jakby drążąc dusze. Niestety, bez maski już nie budził takiego postrachu; zupełnie jakby ferajna zapomniała jak bardzo boli sprzeciwianie się Aniołowi.
Awatar użytkownika
Liddel
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liddel »

- Czy jeśli będziesz sobie wmawiać, że jesteś smokiem, naprawdę się nim staniesz? - szepcze cicho. Myślisz, że nie próbowałam być normalna? Tylko to niemożliwe, tak samo jak możliwe mogłoby żyć wspak, od starości do młodości, od wdowieństwa do zamążpójścia. Próbowali mi pomóc najwięksi przez okrągły wiek, myślisz, że uda ci się to czego oni nie dokonali?

Śmieje się cicho. Śmieje się smutno. Śmieje się pusto, tylko pusty śmiech pozostał.

To był błąd, błąd mówić, on nie rozumie jej, bo i jak? Kto zrozumie tego, czego sam nie widzi, tego nie zrozumie, bo nie umie i nie wie. A może mu pokazać , lecz po co, dlaczego, nie zrobił jej nic złego, jeszcze, prawda? Nie, może zrobił, bo wątpi, a za wątpienie jest kara, za pychę jest kara, za wszystko jest kara, więc niech zapłaci jak i ona płacić musiała. Ale wtedy wchodzi ktoś jeszcze, naturianka, syrena, bo ona to czuje, jeden zmysł zastępuje drugim, więc wie, wie. Lecz co ją ona obchodzi, głupia była, że weszła, lecz trudno, sama sobie będzie musiała radzić, choć powinna była iść gdzie indziej, oj tak.

Tamta uderza w stół, lecz Liddel to nic nie obchodzi, nie jej sprawa, ma kłopoty, sama chciała. I choć słyszy głosy mężczyzn to zamyka oczy, lecz Vaxen wstaje, znowu wstaje, zawsze coś się dzieje, no nic, trzeba się pilnować bo kłopoty znów blisko. Pewnie znowu będzie musiała wkroczyć, chociaż nie musi, ale ją to bawi, więc wkroczy i tak.

Bierze tulipanka, tak pięknie pachnie, i z nosem w tulipanie podchodzi, widzi, że syrence robi się niedobrze, czy to przez krew na jej tulipanku? Lecz podchodzi i tak.
- Problem panowie? - pyta się cicho, a oni truchleją powoli, widzi to, to przez pijaka, bo oni widzieli, więc teraz będą grzeczni, lecz to za mało, za mało.

Więc pstryka palcami, a cienie, małe posłuszne psy ciemności, które zawsze są krok w krok i czają się, czają, i skradają się powoli, a teraz hyc do środka i ona wie co im pokazują, bo sama to nieraz widziała. Niemal im współczuje.

Oni zaś krzyczą i krzyczą, nie, wrzeszczą, gorzej niż byliby torturowani, bo katorga umysłu jest gorsza od ciała, ciało uodpornisz, umysł nie, zawsze znajdzie się coś gorszego i gorszego, nie ma ludzi nieustraszonych. Lżej jej jest, że oni teraz cierpią za nią, widzą za nią, czują za nią, ale mówi stop serce, głowa, dusza, dusza? Może gdzieś tam jest. Więc odgania cienie, a oni znów widzą, lecz ona wie, że długo do siebie nie powrócą, o tak.

- Więcej już nikogo nie zaczepicie, prawda? - mówi zimno. - Tak myślałam.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

Gdy tylko przerwała i na dodatek zepsuła grę tamtym mężczyznom, od razu spuściła wzrok i zaczęła przepraszać. Nie miała pewności, ale to musieli być ludzie, dlaczego więc ona, syrena, córka oceanu, płaszczyła się przed nimi? Na to pytanie chyba nie znała odpowiedzi. Jednak na to, które zostało jej zadane przez jednego z pijaków, nawet nie chciała odpowiedzieć. To było takie... aż brakowało jej słów. Dlatego też gwałtownie wstała od stołu i już chciała odejść, kiedy to najbardziej pijany człowiek w tej karczmie złapał za drobny nadgarstek rudowłosej. Najchętniej zamieniłaby się w pianę morską i wsiąkła w podłogę. Miała jednak szczęście i ktoś postanowił jej pomóc. Był to ten sam mężczyzna, którego potraktowała wrzątkiem. Miał naprawdę przyjemny ton głosu, więc może nie gniewał się za tamten incydent?
Pech niestety nie opuszczał syreny i tamci nie mieli najmniej ochoty słuchać nieznajomego. Dopiero, kiedy pojawiła się ta dziwna kobieta... wtedy to i ona zaczęła się bać. Wcześniej nie zwróciła na nią uwagi, ale była naprawdę przerażająca. Do tego ta zakrwawiona butelka, a raczej pozostałości po niej. Kathleen czuła jak traci grunt pod nogami i przestaje kontaktować. Już się osuwała na ziemię, kiedy to usłyszała krzyki i jęki. Toaone dość skutecznie wzbudziły ją z owego amoku. Nienawidziła, jak komuś działa się krzywda, ale co mogła w takiej sytuacji zrobić? Zwłaszcza, że dziwna kobieta stanęła w jej obronie, nie mogła więc narzekać. Przerażona jednak tym, co się tu działo, miała ochotę uciec z izby i już nigdy nie wrócić. Wyrwała swój nadgarstek z i tak bezwładnej dłoni mężczyzny, a następnie pobiegła...
Pobiegła do tego osobnika, którego ubranie zostało potraktowane ziołową herbatą. Wyglądał na dobrą istotę, w końcu chciał jej pomóc, więc dlaczego teraz miałby tego nie zrobić?
Krzyki odbijały się echem w rudej głowie syreny, a ona ledwo powstrzymywała płacz.
- To moja wina? - zapytała cicho, przykładając dwa palce do dolnej wargi, chcąc w ten sposób powstrzymać paniczny krzyk.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Vaxen, trzymając się za Liddel, był pod wrażeniem jej umiejętności, które niepoprawnie skojarzyły mu się z jego własną magią. Tak czy owak postanowił, że nie pozwoli skrzywdzić Syreny, dlatego musiał zagrać miłego faceta, rycerza w zbroi. "Gha, jak ja się tego brzydzę... Ale dla niektórych warto się starać" - myślał Upadły.
        Elfka chyba już odpuściła pijaczynom, Skrzydlaty jednak nie zamierzał. Ominął Wariatkę i, zbliżając się do jednego z leżących graczy, bez zmiłowania kopnął go w brzuch.
        - Jak śmiesz kretynie tak się zwracać do damy?! - krzyknął Czarny Szermierz, jednocześnie dobywają prawą ręką ostrza i po raz kolejny kopiąc swoją ofiarę. - Wiesz jaka kara grozi na próbę gwałtu? Odcięcie czegoś, co bardzo sobie cenisz. Ja będę nieco milszy - rzekł Pierzasty i wykonał zamach mieczem znad głowy. Po chwili z kikuta ręki płynęła krew, zaś sama dłoń leżała kilka cali dalej. - Który następny, zboczeńce?! - krzyknął ponownie Brunet, przez co pozostała dwójka, w tym mężczyzna bez dłoni, chybcikiem pozbierała się z podłogi i wybiegła przez drzwi.
        Przed Syrenką, Elfką i Piekielnym, leżąc na ziemi pozostał jeszcze jeden, wydawało by się, że młody bywalec karczmy. Mógł mieć może ze dwadzieścia wiosen. Vaxen odwrócił twarz i spojrzał na Liddel, a następnie na Naturiankę, na jego twarzy nie było widać nawet najmniejszego cienia jakichkolwiek uczuć. Klinga opadła po raz drugi, a zdrętwiałe ciało bez głowy osunęło się na posadzkę.
        - No masz, teraz muszę miecze wyczyścić. Ale jednak mam tą piłkę z czyjejś głowy. - Słowa Czarnego Szermierza nasycone były sadyzmem. Podniósł on nieżywą głowę nieszczęśnika i spojrzał w jej matowe oczy. - Wiecie, że świadomość odciętego mózgu pozostaje jeszcze przez pięć minut? Innymi słowy on nas nadal widzi i słyszy. Ciekawe, co sobie myśli, no nie? - Uśmiech Vaxena z pewnością przyprawił o dreszcze karczmarza, może również i obecne w izbie kobiety. Nikogo poza tą czwórką już nie było w budynku.
        Czarnooki podrzucił kilkukrotnie stężałą głowę młodzieńca pogwizdując sobie z cicha. Próbował utożsamić się z obecną sytuacją trupa i wyobrazić sobie jakby to było być tylko głową. Szybko jednak stwierdził, że nie warto tego doświadczać, ale chętnie poprowadzi ten eksperyment dalej dając taką możliwość innym. Po ostatnim podrzuceniu kopnął ją, przez co fragment ciała nieszczęśnika poszybował na drzwi karczmy.
        - Już nie musisz się obawiać. Jestem Vaxen - przedstawił się Panicz syrenie. - Może kolację? - zaproponował sugestywnie patrząc w stronę lady. Karczmarzowi nie trzeba było dwa razy już powtarzać, szybko się nauczył jak najłatwiej zachować życie.
Awatar użytkownika
Liddel
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liddel »

Nie musi już nic robić, już się tym zajęła, naprawdę. Ale on mimo to ich dalej dręczy i dręczy, może ma rację, w sumie jej to sprawia przyjemność, patrzeć jak oni cierpią. Więc patrzy.

Odciął dłoń jednemu, głowę drugiemu, będzie i trzeci? Nie, nie będzie, na razie. Liddel podchodzi z tulipankiem do trupa, Vaxen bawi się jego główką, o, piłeczka, teraz trzeba tylko znaleźć nową na głowę trupa. Ale ona podchodzi i zanurza tulipanka we krwi, jakie cudne barwy, tak pięknie czerwień, szkarłat świeżej krwi wygląda z ciemną barwą starej, i jeszcze ten pobłysk, niebieski pobłysk szkła.Wącha tulipanka, ach co za cudowny zapach, ledwo go czuje, więc musi być mocny, cóż za cudowny słaby/mocny odór krwi ...

Piłka uderza o drzwi karczmy, Liddel się uśmiecha.
- Powinieneś grać w piłkę częściej - mówi cicho.

Wciąż z nosem w tulipanie, patrzy jak się jej przedstawia, tak dwornie, tak ładnie ...

- Wciąż jesteś głodny? W sumie ... - patrzy się na ciało - To ja też bym zgłodniała. Ale teraz chcę wódki. Czerwonej.

Odsuwa tulipanka, patrzy się, patrzy, a następnie rzuca, celuje w karczmarza, ale się nie udaje, trafia tuż obok, w ścianę, butelka się rozpryskuje, kawałki szkła upadają, elfka się śmieje.
- Przepraszam. Nie trafiłam. Może następnym razem trafię. - Rzuca spojrzenie, wymowne, tak jest, wymowne karczmarzowi. Ten drżąc jak osika idzie po kolację i po wódkę, dużo wódki.

Zerka na tą syrenkę, tą biedną syrenkę i dyga elegancko.
- Liddel mnie zwą.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

Postanowił zagrać miłego faceta? Oj, chyba mu nie wyszło. Jego starania poszły na marne, a rudowłosa... no właśnie, co z nią?
Patrzyła niepewnie na to, co się działo potem. Cienie zniknęły, ludzie mieli dosyć, ale nie ten mężczyzna, któremu zaufała. Widziała jak spokojnym krokiem do nich podchodzi, a później wydziera się, wspominając coś o gwałcie. Wyciągnął miecz i uciął jednemu dłoń. Zakryła dłońmi oczy. Niby nie chciała na to patrzeć, jednak podglądała dalszy bieg wydarzeń przez przerwy między palcami. Nie powinna tego robić, przecież bała się krwi, a jej było teraz mnóstwo.
Usiadła. Na krześle. Dobrze, że tam stało, bo by wylądowała na podłodze i prawdopodobnie straciła przytomność. Oparła łokcie o stół i ponownie ukryła buzię w swych drobnych dłoniach. Tym razem nie podglądała, i tak już wystarczająco widziała.
Dygotała lekko, jakby było jej zimno, ale wcale nie było, w karczmie panowała odpowiednia dla niej temperatura. A sukienka, którą miała na sobie wcale nie była taka cieniutka. Poza tym, była przyzwyczajona do gorszych temperatur, w końcu mieszkała w oceanie.
Nagle do jej nozdrzy dotarł ostry zapach krwi. O nie, to niemożliwe, żeby było jej jeszcze więcej. Co oni znów zrobili? Zabili karczmarza? Długo walczyła ze sobą, aby nie spojrzeć w tamtą stronę. Przegrała, kiedy usłyszała słowa tamtego "dobrego" mężczyzny. Mówił coś o mózgu, świadomości i że ktoś tam ich jeszcze słyszy. Dlatego też powoli i niepewnie położyła dłonie na stół, po czym odwróciła swą rudą główkę w stronę zebranych. Nie chciała tego widzieć. Z ust syreny wydobył się wysoki i dość donośny pisk. W normalnej sytuacji odwróciła by się z powrotem, ale zatrzymała wzrok na oczach 'głowy'. Takie matowe, nieprzytomne, martwe... traciły już swój blask, krzyczały. Tak, to był ostatni jego krzyk błagania o pomoc.
Nie wiedziała, co później robili z głową tego nieszczęśnika, bowiem odwróciła się, starając się powstrzymać drżenie. Karczmarz przy niej to tylko lekko dygotał. Domyślała się jednak, że mężczyzna znalazł sobie nową piłkę. Ale tam było tyle krwi... Była przerażona. Ledwo powstrzymywała krzyk, nad drżeniem nie panowała, tak jak nad pojedynczymi łzami, które spływały po jej bledziutkich, porcelanowych policzkach. Wyglądała jak duch? Zapewne.
Słyszała jeszcze odgłos tłuczonego szkła, ale już nie patrzyła, chciała jakoś przeżyć te ponad dziesięć godzin, które jej pozostały.
- Mam na imię Kath - powiedziała cichutko, cały czas drżąc. Mogłoby się wydawać, że jej kosteczki obijały się o siebie. Nie mogła mówić głośniej, ale i tak miała pewność, że każdy ją usłyszał, w końcu zapadła taka martwa cisza. - Chciałabym tylko moją herbatą... - dodała po chwili. Jejku, tak strasznie się bała... Nie, nie towarzyszącej jej dwójki. Bała się krwi, która litrami wsiąkała teraz w posadzkę karczmy.
Zablokowany

Wróć do „Elisia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość