Oglądasz profil – Nox

Ta postać nie została jeszcze zaakceptowana
Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Akkar "Nox" Palen
Rasa:
Przemieniony
Płeć:
Mężczyzna
Wiek:
641 lat
Wygląda na:
30 lat
Profesje:
Skrytobójca, Wojownik
Majątek:
Zamożny
Sława:
Rozpoznawalny

Aura

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Nox
Wiek:
33
Grupy:
Płeć gracza:
Kobieta

Skontaktuj się z Nox

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
5
Rejestracja:
5 lat temu
Ostatnio aktywny:
1 rok temu
Liczba postów:
1
(0.00% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.00)
Najaktywniejszy na forum:
Księga Boskich Praw
(Posty: 1 / 100.00% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
Prośby o sprawdzenie KP
(Posty: 1 / 100.00% wszystkich postów użytkownika)

Połączone profile


Atrybuty

Krzepa:silny, wytrwały, nie do zdarcia
Zwinność:szybki, dokładny
Percepcja:dobry wzrok, dobry słuch, przytępiony smak, wyostrzone czucie
Umysł:pojętny, ineligentny, b. silna wola
Prezencja:Ładny, nieokrzesany, charyzmatyczny

Umiejętności

Władanie bronią białą - dwa sztyletyMistrz
Władanie bronią białą - miecz półtoraręcznyEkspert
SkrytobójstwoEkspert
TorturowanieBiegły
ŁucznictwoBiegły
Sporządzanie truciznBiegły
TropienieBiegły
UnikiBiegły
PolowanieBiegły
PrzetrwanieBiegły
Skradanie sięBiegły
JeździectwoBiegły
ZielarstwoZaawansowany
AnatomiaZaawansowany
Zastawianie pułapekZaawansowany
PływanieOpanowany
TresuraOpanowany
BestiologiaPodstawowy

Cechy Specjalne

Ostatni oddechDar
Nox nie od razu stał się świadom następstw swojej przemiany. Dar, jaki otrzymał, odkrył przypadkiem, podczas jednego ze swoich zleceń w Alaranii. Ostatni oddech skrytbójcy umierającego od jego ostrza sprawił, że we wnętrzu Noxa rozpalił się płomień magii, do tej pory będący jedynie tlącą się iskierką. Jego talent magiczny nie tylko na dobre się przebudził, ale też z każdym kolejnym "skradzionym" oddechem rósł w siłę. Akkar zauważył również, że im więcej magii miała w sobie istota umierająca mu na rękach, tym jego późniejsze zaklęcia wykazywały większy potencjał. Niestety nigdy nie był to permanentny wzrost mocy, a jedynie czasowy „bonus”. Teraz Nox świadomie wybiera kolejne ofiary, nadbudowując swój zapas magii na równi z wiedzą o niej.
CieńRasowa
Eteryczna natura Przemienionego w przypadku Noxa nie tylko objawia się przypadkowo, ale po zmroku nabiera mocy, przez co Akkar staje się niewidoczny, jak cień pośród mroków nocy.
PsychopatiaWada
Nox nie jest przykładem wzorcowym, jeśli chodzi o empatię. Jest bardziej jej przeciwieństwem. Nie liczy się z uczuciami innych, zwyczajnie ich nie rozumiejąc. Tak samo, jak emocjonalności, zupełnie nie pojmuje praw i norm społecznych - kieruje się jedynie własnym osądem i robi to, co chce. Jest egocentrykiem, kłamcą i zapalonym manipulatorem. Dla własnej korzyści zrobi wszystko, nie bacząc na konsekwencje. Już za młodu nauczył się udawać odpowiednie emocje, czy zachowania, by coś zyskać, ale w innych przypadkach nie zadaje sobie trudu.

Magia: Źródło

ChaosuAdept
OgniaUczeń
ŚmierciUczeń

Przedmioty Magiczne

Złota KoliaZaklęty
Pamiątkowy naszyjnik, podarowany Noxowi przez Elmera, jego pierwszego partnera. Został zaklęty, by jego właściciel mógł korzystać z wszelkich przedmiotów, a w szczególności własnego wyposażenia, gdy cierpi na "chwile eteryczności".
KłyZaczarowany
Para sztyletów wykonana ze smoczych zębów. Ich ostrza nigdy się nie tępią i są w stanie z łatwością przeciąż każdą materię.
ElmerWyjątkowy
Goła czaszka pozostała po Elmerze, wymienianym już partnerze Palena. Przemieniony ma ją zawsze przy sobie, by kiedyś móc przywrócić swojego chłopaka do życia.

Charakter

     Akkar zawsze był typem, który nie potrafi się dostosować. Od najmłodszych lat ciężko było mu uznać jakikolwiek autorytet, dlatego zawsze obrywał za nie słuchanie się poleceń. To nauczyło go respektować pewne zasady, ale tylko do momentu, aż nie nabrał dość krzepy, by wyperswadować swoje racje. Dlatego też do szkolenia żołnierskiego przyłożył się dostatecznie mocno, by ze swoim uporem i determinacją stać się najlepszym z najlepszych. I by pokazać swojemu mistrzowi, co naprawdę o nim myśli (cytując Noxa „Po tej rozmowie Mistrz stracił dla mnie głowę**”). Do zakończenia treningu Palen był wycofany i raczej mało problematyczny. Schody zaczęły się, gdy już nie musiał nikogo słuchać.
     Wówczas okazało się, że jego natura jest mocno egocentryczna, a empatia to słowo, którego Nox zdecydowanie nie ma w słowniku. Nie mogąc zrozumieć emocji swoich pobratymców, zwyczajnie przestał zwracać na nie uwagę, ograniczając swoje interakcje społeczne do niezbędnego minimum. Jednakże dzięki wrodzonej inteligencji udało mu się zauważyć powtarzalne schematy cechujące zachowanie ludzi czy elfów, które – odpowiednio wykorzystane – potrafiły przynieść zamierzony przez Akkara efekt. To, do pary z zimną kalkulacją, zrobiło z niego świetnego kłamcę i manipulatora.
     Jeśli jednak myślicie, że Nox to po prostu wielki, wycofany mruk, muszę was zmartwić. Jego jestestwo jest zdecydowanie bardziej problematyczne. Dlaczego? Już wyjaśniam. Otóż nasz „mały” socjopata jest zwykle dość cierpliwym typem. Zwykle. Czasem jednakże zdarzy się, że jego cierpliwość nagle osiągnie swój limit, a wówczas dzieją się rzeczy traumatyczne. Dla otoczenia. Na przykład ktoś straci oko. Albo brata. Ewentualnie swój ostatni oddech, na korzyść Palena. Ogólnie rzecz ujmując, lepiej modlić się, by nie zostać powodem jego zniecierpliwienia. Bądź przedmiotem zlecenia. Nox chętnie uśmierca dla pieniędzy i absolutnie się przy tym nie waha.
     Kolejnym problemem jest nuda. Akkar nie lubi się nudzić, dlatego zawsze stara się w miarę kreatywnie tę nudę zabić (aż chciałoby się powiedzieć, że w tym wypadku to powiedzenie ma drugie dno). W takich sytuacjach zdarza mu się podpalić wioskę, używając do tego kawałków zwłok ze stosów pogrzebowych tylko po to, by z zajęciem obserwować reakcje przerażonych mieszkańców. Oczywiście żadnego z tych pomysłów nie przypisuje sobie. To wszystko namowy Elmera. To on sprowadza Noxa na złą drogę.

**tak, stracił ją dosłownie

Wygląd

     Noxa ciężko przeoczyć i to nie tylko ze względu na niemal czarną skórę, białe włosy, czy okazałe rogi. On zwyczajnie przewyższa standardowego człowieka o głowę albo i dwie – mierzy ponad siedem stóp wzrostu, w dodatku wcale nie jest chucherkiem. Jako szkolony od małego żołnierz jest bardzo dobrze zbudowany, więc jego trzy centary wagi są zupełnie uzasadnione i widać je choćby po szerokości jego barków.
     Rzec można, że Palen jest dość przystojnym mężczyzną, choć wśród elfów konkursu piękności by nie wygrał. Prosty nos, wąskie wargi, ostra linia szczęki – ot, całkiem pospolita twarz. Fakt, gdyby nie te oczy – bystre, hipnotyzujące, przeszywające na wskroś. W te złote tęczówki można wpatrywać się godzinami, ale można też mieć problem znieść ich spojrzenie. Jednych przyciągają, innych niepokoją i ciężko stwierdzić, których jest więcej. Czarne białka sprawiają, że tęczówki Noxa wydają się niemalże lśnić własnym, wewnętrznym blaskiem. Tuż nad wąskimi brwiami wyrastają masywne rogi, wyginające się ku tyłowi głowy prawie że idealnym półokręgiem. Śnieżnobiałe włosy mają w większości długość około stopy, choć kilka pasm spływa grubym warkoczem aż do pasa Palena, kosmyki nad skroniami zaś ledwie muskają obojczyki. Spiczaste uszy zdobią kolczyki w kształcie sierpa księżyca, do pary z kilkoma małymi obręczami. Nox nie ma nic przeciwko biżuterii, dlatego również przegrodę jego nosa zdobi kolczyk, wyróżniając się na tle grafitowej skóry. A skoro już o precjozach mowa, złoto dobrze wygląda na Mrocznych Elfach, czyż nie? Dlatego też Akkar nigdy od niego nie stronił, a po opuszczeniu swojego klanu przestał się przejmować, czy jego miejsce w hierarchii sprzyja nowej biżuterii, czy nie. Z tegoż powodu jego nadgarstki często zdobią szerokie bransolety, a palce liczne pierścienie. Nie, nie obawia się złodziei. To oni obawiają się jego.
     Czemu się jednak dziwić, kiedy idąc przez miasto, emanuje się pewnością siebie i przekonaniem o własnej wyższości, nie tylko tej fizycznej? Nox nigdy nie okazuje strachu, czy zagubienia. Zawsze chodzi wyprostowany, z dumnie uniesionym podbródkiem. Ma wyjątkową zdolność patrzenia na innych z góry, nawet gdy siedzi. Jego niski, lekko zachrypnięty głos sprawia, że ciężko jest mu przerwać, a uśmiech powoduje głębokie zastanowienie, czy aby trzymanie się jak najdalej tego Przemienionego nie będzie wyborem życia.
     Znakiem rozpoznawczym Palena – poza raczej niecodzienną aparycją – jest rozbudowany, złoty naszyjnik, pokrywający całą szyję. Nie jest to jednakże zwykła błyskotka, a pamiątka po Elmerze, pierwszej miłości Noxa.
     Pomimo żołnierskiego wyszkolenia i pracy ściśle związanej z szeroko pojętą walką, Akkar nie przepada za noszeniem zbroi. Dlatego tego nie robi. Uważa ją za zbędną, odkąd po przemianie obrażenia zadane konwencjonalną bronią pozornie przestały być dla niego śmiertelne. Zdecydowanie bardziej woli skórzane spodnie, bądź szarawary, a standardową koszulę najchętniej wymieni na wygodny bezrękawnik. Często też, gdy pogoda temu sprzyja, zupełnie odpuszcza sobie górną część odzienia, z dumą* prezentując swój umięśniony tors. Ma jeden, ulubiony płaszcz z kapturem, uszyty z impregnowanej wełny i zapewne, gdy żywot materiału dobiegnie końca, kupi dokładnie taki sam, tkany w czarno-grafitowy diament. To samo tyczy się butów – muszą być wygodne, uszyte z porządnej skóry i nie niższe, niż do połowy łydki (w końcu łatwiej jest wyczyścić buty, niż spodnie, prawda?).

*tak naprawdę ma na to wywalone

Historia

***

- Zwariowałem, powiadasz? Lecz czym jest szaleństwo, drogi Elmerze? Jak je zdefiniować, skoro każdy z nas ma własne zdanie? Ja, ty, Starsi. Racja jest, jak dupa, każdy ma własną. No, może pomijając twoją, bo należy do mnie. - Akkar zaśmiał się i otarł pot z czoła wierzchem dłoni, pozostawiając na skórze szkarłatną smugę krwi. Spojrzał na leżącego mu na kolanach elfa i pieszczotliwie odgarnął ciemne kosmyki opadłe na nieruchome oczy. - Powiem szczerze, trochę będzie mi jej brakować. Ale to niewielka cena za możliwość wyrwania się stąd, prawda? Pomyśl tylko – ty, ja i otwarte przestrzenie kontynentu, z dala od zatęchłych jaskiń.
Chwycił mężczyznę za ramiona i stoczył z siebie, kładąc na wilgotnej skale twarzą do dołu. Sięgnął po odłożony na bok sztylet i odrzuciwszy długi warkocz z karku trupa, wbił ostrze pomiędzy nasadę czaszki a kręgi szyjne.
- Byłoby prościej, gdybyś tylko nie miał tak sztywnego kręgosłupa – mruknął, silnym ruchem przecinając mięśnie i ścięgna. - Oszczędziłbyś mi pracy.
Gdy po chwili oddzielił głowę umrzyka od reszty ciała, wziął ją w dłonie i uniósł na wysokość swojej twarzy. Zupełnie nie zwracał uwagi na krew ściekającą mu po przedramionach. Przez chwilę po prostu wpatrywał się w zastygłe w grymasie przerażenia rysy, wspominając, ile razy wodził po nich palcami, gdy tylko znajdywali chwilę sam na sam. Podziwiał chłodną, niebieską łunę świecących w ciemności, jaskiniowych porostów odbijającą się w szklistych oczach, a w końcu przymknął powieki i złożył na stygnących wargach czuły pocałunek.
- Widzisz, Elmerze? Mówiłem, że jesteś tylko mój. Już zawsze będziemy razem.

***

Dzieciństwo wydaje się być błogim czasem, pełnym zabaw i spokojnego poznawania otaczającego nas świata. W większości tak wygląda, lecz w kolonii Mrocznych Elfów rzeczywistość jest zgoła inna. Już pierwsze dni życia niosą ze sobą niebezpieczeństwo – jeśli urodziłeś się słaby bądź w jakikolwiek sposób upośledzony, możesz być pewien, że nie dożyjesz pierwszych urodzin. Twoi rodzice o to zadbają. Później wcale nie jest lepiej. Gdy tylko nauczysz się chodzić, zaczynasz być uważnie obserwowany przez dorosłych, ale także przez swoich rówieśników. Każda pozornie niewinna zabawa jest tu sprawdzianem twoich umiejętności – siły, zręczności, inteligencji. Już wtedy zaczyna budować się hierarchia.
W wieku kilku lat, gdy zniknie niemowlęca niezdarność, rozpoczynasz trening mający przygotować cię do szkolenia na wojownika. Tutaj każdy walczy, bez wyjątku. Szczególnie w klanie słynącym z najlepszych łowców i zabójców, od pokoleń hodowanych na najsilniejszych, najszybszych, najbardziej bezwzględnych. Na tych elfach od dzieciaka ciążyła odpowiedzialność, by zasilić szeregi wytrawnych wojowników, by być ich godnym naśladowcą. Jeśli ktoś z nich pragnął zostać kimś innym, cóż, mógł chcieć, ale i tak zostawał wyszkolony na maszynę do zabijania.
W takim klanie każdy dzień wygląda tak samo – zaczynasz od odżywczego śniadania, a przez resztę dnia zgarniasz łomot od swoich nauczycieli. I trwa to do czasu, aż nie staniesz się dość szybki, bądź silny, by się bronić. Na całe szczęście, gdy już pokażesz, że jesteś coś wart, twoi rodzice zaczną okazywać troskę, pilnując, byś odpowiednio się odżywiał i dostatecznie szybko leczył swoje obrażenia, żebyś zawsze był w jak najlepszej formie. Byle nie przynieść im wstydu.
Podobnie wyglądało życie Noxa, czy też wówczas jeszcze Akkara. Nasz młody elf miał jednak pewne problemy z dostosowaniem się – z początku nie potrafił zrozumieć, dlaczego ma wykonywać polecenia innych i robić rzeczy, których robić nie miał ochoty. Gdyby nie dobry rodowód i wyjątkowo zapowiadająca się forma, jeszcze jako nastolatek skończyłby w jednym z tuneli grobowych. Na całe szczęście w końcu postanowił pójść za tłumem i przestać się buntować. Jako jeden z nielicznych skupił się wyłącznie na treningu, zupełnie ignorując kontakty z rówieśnikami. To sprawiło, że zyskał trochę w oczach swoich nauczycieli, ale inne młode elfy zaczęły traktować go, jak rywala i to poważnego. Poza jednym przypadkiem. Elmer z początku trzymał się od Palena z daleka, jak pozostali, ale jego zachowanie zaczęło go intrygować. Był zwyczajnie ciekaw, dlaczego Akkar tak bardzo się od nich różni. Dlaczego nie szuka znajomych, czy choćby sojuszników. Był trochę, jak wilk pośród psów – zmuszony, by żyć jak one, mimo iż wszyscy czuli, że nie jest na swoim miejscu. Pewnego dnia postanowił sprawdzić, czy Palen rzeczywiście jest tak bardzo inny.
Jeden z ich nauczycieli, Ra’en, odpowiedzialny za walkę kontaktową, znany był ze swojej surowości i podczas kilku dziesięcioleci pracy nie znalazł się nikt, kto dałby radę go pokonać. Dlatego też nikt z grupy Elmera nawet nie próbował mu dorównać. Każdy starał się tylko jak najmniej oberwać. No właśnie – każdy, prócz Akkara. Tylko on z zacięciem i uporem próbował doścignąć swojego mistrza tak długo, jak długo był w stanie utrzymać się na nogach. Gdy w końcu wyczerpany padł na ziemię, niemal całą twarz miał zalaną krwią.
- Robisz postępy, Palen. Wytrzymałeś całą minutę dłużej – zakpił Ra’en, otrzepując dłonie. - Może pod koniec szkolenia będziesz w stanie mnie dosięgnąć.
Białowłosy młodzik stęknął cicho i uniósł tułów na łokciach, tylko po to, by posłać mężczyźnie pełne chłodu spojrzenie. Starszy elf odpowiedział pobłażliwym uśmiechem, po czym wywołał kolejnego ucznia do sparingu. Elmer w tym czasie, po krótkiej bitwie z własnymi myślami, podszedł do Akkara.
- Chodź, pomogę ci – odezwał się, wyciągając ku niemu dłoń.
Chłopak spojrzał na niego z zaskoczeniem, które szybko ustąpiło miejsca nieufności.
- Poradzę sobie – mruknął, choć gdy spróbował się podnieść, poobijane ciało zaprotestowało.
- Właśnie widzę – prychnął kpiąco Elmer i pochyliwszy się, chwycił Akkara za ramiona, pomagając mu stanąć na nogach.
Zaraz też odeszli na bok, by Palen mógł usiąść pod jednym z murów sali treningowej, która w rzeczywistości była otoczonym kolumnadą placem przyległym do ściany jaskini, w której zamieszkał ich klan. Wkrótce chłopak ugasił pragnienie przyjemnie chłodną wodą zaczerpniętą z glinianego dzbana, a jego towarzysz zatroszczył się o zatamowanie krwotoku z rozciętej wargi i rozbitego nosa.
- Trzeba cię będzie poskładać, bo inaczej niechybnie dostaniesz tytuł najbrzydszej mordy w klanie – stwierdził Elmer.
- Z twoją śliczną buźką raczej nie mam, co konkurować – odciął się Akkar, czym wywołał u drugiego elfa parsknięcie śmiechu.
- Kto by się po tobie spodziewał poczucia humoru.
- Jestem zdolny do wielu rzeczy, których nikt by się po mnie nie spodziewał – mruknął mu na to Palen, a ton jego głosu sprawił, że Elmer od razu mu uwierzył.
Z resztą, Akkar dowiódł tego nie raz, lecz najbardziej zaskoczył Elmera tym, z jaką łatwością go w sobie rozkochał. A może to wcale nie było jego świadome działanie? Może tak miało być? Czasem zastanawiał się, czy jego partner rzeczywiście ma wszystko dokładnie zaplanowane – bo każdy jego ruch właśnie tak wyglądał. Jakby przeanalizował wszystko i wszystkich, manipulując nimi tak, by grali, jak im zagra. Czasem jednak, gdy Palen popadał w zadumę, Elmer czuł niepokój widząc, w jaki sposób się do siebie uśmiecha, jakim wzrokiem spogląda na ich wioskę, gdy wspólnie przesiadywali na skarpie ponad nią. Miał wtedy wrażenie, że widzi iskierkę szaleństwa w jego spojrzeniu. Dopiero po latach okazało się, że ciemnowłosy kochanek Akkara miał trochę racji.
Gdy rozpoczynali właściwe szkolenie, nikogo już nie dziwiła ambicja klanowego odludka. Najwidoczniej obrał sobie bycie najlepszym za punkt honoru. A Matka Natura szczęśliwie dała mu do tego predyspozycje.
- Myślisz, że ten skurczybyk jeszcze urośnie? - zapytała jedna z nauczycielek, gdy wraz z Ra’enem przyglądała się grupie swoich uczniów. Palen przewyższał wszystkich o głowę, a gdy przeciągnął rosłe ciało, wyglądał, jakby przez przypadek trafił do niższej klasy.
- Wcale bym się nie zdziwił – prychnął mężczyzna. - Najwidoczniej pisane mu się wyróżniać. Jeśli wróci ze szkolenia, zobaczymy, czy z tym wielkim cielskiem będzie z niego zabójca.
Jeszcze tego samego dnia cała grupa wyruszyła do obozu szkoleniowego, gdzie młodzi mieli nauczyć się, jak skutecznie polować i zabijać. I mieli zostać tam przez bite dziesięć lat, by wszystkie lekcje dobrze przyswoić. Jak się okazało, przez ten czas Akkar wcale nie przestał rosnąć, choć gdy osiągnął swój limit wzwyż, zaczął nabierać więcej masy mięśniowej. Jego mistrzowie nie byli pewni, czy te gabaryty mu nie zaszkodzą, ale dorastający elf na każdym kroku udowadniał im, że ich obawy są bezzasadne. Mimo swojego wzrostu potrafił się ukryć, poruszać bezszelestnie, w dodatku tylko paru kadetów było od niego szybszych. Miał też jeszcze jedną zaletę – nie wahał się. Wykonywał polecenia nawet, gdy nauczyciele kazali mu wyeliminować członka jego własnej grupy. W końcu dobry zabójca nie ma skrupułów, prawda? A przeżyć mógł tylko lepszy. Oczywiście nie obyło się bez awantur w barakach, ale czy nie byli uczeni, by do nikogo się nie przywiązywać, bo każdy mógł stać się celem? Tamtego dnia Elmer zaczął się zastanawiać, czy jego kochanek zawahałby się, gdyby to on był na miejscu tamtego nieszczęśnika. I rozmyślenia te nie wprawiały go w dobry nastrój.
Jego obawy pogłębiły się w dniu, gdy ci, którym udało się przeżyć, mieli zakończyć szkolenie i odebrać od mistrzów preferowaną broń, jako znak, iż stali się pełnoprawnymi członkami klanu. Wówczas obóz odwiedzili wszyscy nauczyciele, którzy przyłożyli rękę do ich treningu, łącznie z Ra’enem. Mężczyzna wcale nie zapomniał upartego Palena, co więcej, postanowił na zakończenie upokorzyć go jeszcze raz.
- Ty – odezwał się, wskazując na Akkara. - Zanim udowodnisz, że jesteś godny zakończenia szkolenia pokaż, ile się nauczyłeś.
- Chcesz ze mną walczyć, mistrzu? - mruknął młodszy z mężczyzn z dziwnie zadowolonym uśmiechem, nim wyszedł przed szereg. - Czym zasłużyłem sobie na ten zaszczyt?
- Na pewno nie gadaniem – odparł Ra’en i rozpiął pas z bronią, zaraz za nim zdejmując z ramion skórzany płaszcz. - Zróbcie miejsce!
Pozostali uczniowie w jednej chwili ustawili się w półokręgu, zostawiając na placu dość miejsca dla walczących. Akkar rozpiął skórkowy kaftan, by nie krępował mu ruchów i podał go zaniepokojonemu Elmerowi.
- Uważaj na siebie – odezwał się do Palena. - On nie będzie się już wstrzymywał – ostrzegł, a gdy kochanek posłał mu uśmiech, aż przeszedł go nieprzyjemny dreszcz.
- Dobrze, bo ja też nie zamierzam – odpowiedział jedynie i wyszedł przeciwnikowi naprzeciw.
Starszy z mężczyzn zatoczył ramionami kilka kręgów, by rozgrzać mięśnie, podczas gdy drugi elf jedynie wyłamał palce. Porządną rozgrzewkę miał już za sobą – zawsze zaczynali od niej dzień. Gdy mistrz zaczął okrążać swojego ucznia, Akkar śledził go spokojnym wzrokiem, nim ten nie zaatakował.
Ra’en musiał przyznać sam przed sobą, że nie spodziewał się po takim cielsku dostatecznej szybkości, by uniknąć ciosów. Wkrótce przekonał się, że błędem było niedocenianie przeciwnika. Nie dość, że Palen zdawał się przewidywać jego ruchy, dzięki czemu był w stanie ich uniknąć, bądź je zablokować, to jeszcze prawy prosty drania okazał się dość silny, by złamać nos. To sprawiło, że absolwenci z coraz większym niedowierzaniem śledzili sparing, dopingując swojego rówieśnika.
- O co chodzi, mistrzu? - odezwał się Akkar. - Myślałeś, że nie mógłbym ci dorównać? Byłeś zbyt dumny, by rozważyć taką możliwość? Nie widziałeś w moich oczach obietnicy, że w końcu cię pokonam, za każdym razem, gdy biłeś mnie niemal do nieprzytomności?
- Nie sądziłem, że tak polubisz moralizujące gadki – warknął Ra’en i otarł krew z ust.
Wkrótce znów zaatakował, o włos mijając szczękę swojego przeciwnika, za to sięgając przepony, którą mocno ugodził pięścią, wyduszając z Palena oddech. Ten na szczęście nie dał się rozproszyć i opadłszy na kolano, uderzył nauczyciela w staw kolanowy, skutecznie go wybijając. Mężczyzna krzyknął z bólu, upadając na ziemię, lecz zaraz potem chwycił Akkara za kark wyprowadzając cios głową. Dało mu to chwilę przewagi, by odsunąć się na bezpieczną odległość. Z niemałym trudem podniósł się do pionu, choć stać mógł wyłącznie na jednej nodze. Gdy młodzik klęczący naprzeciwko podniósł na niego rozbawione spojrzenie, w Ra’enie mało się nie zagotowało. Co on sobie myślał? Że to zabawa? Już on mu pokaże! Odsłonił zęby w gniewnym grymasie i ruszył na młodzieńca, gotów walczyć do końca. Wyprowadził cios kontuzjowaną nogą, nie bacząc na ból, lecz ten ruch nie przyniósł zamierzonego efektu – Palen uchylił się w ostatniej chwili i chwyciwszy mężczyznę za łydkę, swoim ciężarem sprowadził go do parteru. Starszy elf tym razem zachował czujność i zdrową nogą wycelował w szczękę przeciwnika, nie pudłując.
Od samego początku widać było, że siły są wyrównane. Obaj zadawali ciosy równie wprawnie i przez długie minuty ciężko było stwierdzić, który wygra. Raz szala zwycięstwa przechylała się to na jedną, to na drugą stronę. W końcu, gdy już wydawać by się mogło, że pojedynek zakończy się remisem, Akkarowi udało się zyskać przewagę. Powalił swojego mistrza na ziemię, a gdy ten próbował się podnieść, otoczył jego szyję silnym ramieniem, zaczynając dusić. Ra’en zacharczał i począł się szarpać, by jakoś uwolnić się z żelaznego uścisku, jednakże Palen nie zamierzał puścić. Naparłszy na mężczyznę, przyparł go do ziemi, samemu dźwigając się nad nim do klęku. Obserwujący to Elmer nie od razu pojął, co jego kochanek zamierza. Ale gdy ten wbił kolano w krzyż swojego przeciwnika, wciąż go dusząc, elf aż pobladł ze zgrozy. Uderzenie serca później ciało Ra’ena wygięło się nienaturalnie ku tyłowi, ciągnięte siłą mięśni Akkara, a kilka sekund później pomiędzy przyspieszone z wysiłku oddechy wdarł się chrupot miażdżonych kręgów. Starszy mężczyzna zatrząsł się konwulsyjnie, ale drugi elf na tym nie poprzestał – poprawił chwyt i napiąwszy grzbiet, pociągnął, ile sił. Elmer wiedział, że ta scena będzie mu się śnić po nocach. Poderżnięcie gardła to jedno, ale urwanie głowy gołymi rękami? Gdyby nie był tego świadkiem, nie uwierzyłby, że jest to możliwe.
Ociekając krwią swojego nauczyciela, Akkar podniósł się na nogi i odetchnął głęboko, by unormować oddech. Wówczas podszedł do reszty swoich mistrzów, jednemu z nich wciskając w ręce głowę Ra’ena.
- Wnoszę, że zakończyłem szkolenie z pozytywnym wynikiem – mruknął zachrypniętym głosem, ale nikt mu nie odpowiedział. Wszyscy wpatrywali się w niego w osłupieniu.
Palen nie odezwał się więcej, a jedynie podszedł do pasa ze sztyletami, które wcześniej porzucił jego przeciwnik. Podniósł go z ziemi i obejrzał oba ostrza, nim nie zapiął go sobie na biodrach. Po takim zwycięstwie należało mu się trofeum, a zdążył już usłyszeć plotki o tym, jakoby sztylety Ra’ena miały być wykonane ze smoczych zębów, dzięki czemu nigdy się nie tępiły. Odprowadzany milczącymi spojrzeniami przeszedł przez plac, gdzie od swojego kochanka odebrał kaftan. Widząc jego niedowierzający wyraz twarzy jedynie uśmiechnął się kątem ust i spokojnie ruszył w stronę baraków. Musiał się porządnie umyć przed powrotem do wioski.

***


- Nie musiałeś go zabijać – odezwał się Elmer, gdy jakiś czas później dołączył do niego w baraku.
- Oczywiście, że nie – przytaknął Akkar, przerywając pakowanie swojego skromnego dobytku do podróżnego plecaka i spojrzał na niego kątem czerwonego oka. - Ale chciałem.
- Nie rozumiem cię – ciągnął chłopak i podszedł do kochanka, siadając na pryczy obok. - Kiedyś byłeś inny.
- Kiedyś byłem słabym żółtodziobem. - W głosie Palena rozbrzmiało zniecierpliwienie. - Gdybym miał możliwość zabicia Ra’ena wcześniej, zrobiłbym to. Niestety, aby tego dokonać, potrzebowałem szkolenia. A na nieszczęście byłego mistrza, nasz klan szkolą na zabójców. Cóż za zrządzenie losu, nieprawdaż?
Elmer nie odezwał się więcej, a jedynie przygryzł w zamyśleniu dolną wargę. Teraz już wiedział, że nic nie będzie takie samo. Akkar wszedł w przygotowaną mu rolę całym sercem. O ile jakieś miał.
- Nie miej miny, jakby było ci go szkoda – odezwał się po chwili Palen. - Wszystkich nas gnębił.
- Chyba taka rola nauczycieli – odpowiedział mu Elmer i podniósł na kochanka wzrok.
- Powtarzam: uczył nas, jak zostać najlepszymi wśród zabójców. Nie powinien być zaskoczony, że w końcu któryś z jego uczniów postanowił zrobić z niego swoją ofiarę. - Wyższy z elfów przewrócił oczami i wrócił do pakowania. - A teraz, z łaski swojej, rusz ten seksowny tyłek i zabierz się za zbieranie swoich rzeczy. Chcę stąd wyruszyć jak najszybciej.
Chłopak westchnął pod nosem, przez chwilę jeszcze siedząc w bezruchu, ale gdy kolejni kadeci zaczęli wracać do baraków po odebraniu swojej broni, podniósł się z miejsca i zaczął pakować.
Tak, jak sądził, wraz z Akkarem wyruszyli jako pierwsi. Zdążył przywyknąć, że jego partner nie przepada za przebywaniem w grupie, dlatego poza treningami, wszystko robili sami. Z początku Elmer próbował pogodzić bycie z Palenem ze spędzaniem czasu z rówieśnikami, ale szybko zauważył, że jego kochanek nie jest typem, który lubi dzielić się uwagą. Przez ostatnie dziesięć lat próbował nawet zmienić nastawienie Akkara, ale młody mężczyzna był niewzruszony, jak skała ich otaczająca.
- Miłość jest wymagająca - tłumaczył. - Skoro ja poświęcam ci całą swoją uwagę, wymagam tego samego. To uczciwy układ.
Ale czy rzeczywiście taki był? Elmer nie potrafił tego stwierdzić. Z początku cieszył się każdą chwilą spędzoną z kochankiem. Mogli wtedy spokojnie poznawać nawzajem siebie i własną cielesność, sprawdzać granice i obu im to odpowiadało. Ale gdy Akkar z czasem stawał się bardziej chłodny, a ich wspólne chwile zaczęły ograniczać się wyłącznie do seksu, Elmer zapragnął wrócić na łono grupy, by zwyczajnie mieć z kim porozmawiać. To jednak nie spodobało się Palenowi. Przy jego zdolnościach nie trudno było zmanipulować kochanka, by nie zmieniał swoich przyzwyczajeń, choć jednocześnie zdążył zauważyć, że ciemnowłosy jest w rozterce. Nie podobało mu się, że Elmer nie poddaje mu się już tak łatwo, że mocniej trzyma się własnego zdania. Gdy był młodszy, zdecydowanie prościej było nim manipulować. Nie oznaczało to jednak, że Palen postanowił się poddać.
- Kiedy już stąd odejdziemy, będziesz miał znacznie więcej osób do poznania - odezwał się, gdy przemierzali jaskinie.
Elmer spojrzał na niego z zaskoczeniem i pewną dozą niezrozumienia.
- Kiedy odejdziemy skąd? - zapytał.
- Z klanu - wyjaśnił Akkar tonem, jakby to było oczywiste. - Mówiłem ci przecież, że kiedy skończymy szkolenie, odejdziemy z klanu na powierzchnię.
- Myślałem, że to tylko gdybanie… nie sądziłem, że naprawdę będziesz chciał opuścić jaskinie - powiedział szczerze ciemnowłosy. - To dość poważna decyzja.
Palen zatrzymał się, patrząc na kochanka z niezadowoleniem.
- Mówiłem to przecież nie raz. Nie mam zamiaru tu zostawać.
- Ale ja jeszcze nie wiem, co chcę dalej robić.
- Zobaczysz, na powierzchni ci się spodoba - uciął Akkar i podjął przerwaną drogę, nie odwracając się na swojego partnera.
A sam Elmer przygryzł w zamyśleniu dolną wargę i dopiero po paru uderzeniach serca ruszył za towarzyszem. Coraz mniej mu się to wszystko podobało.

***


Gdy wracał myślami do tamtego dnia, wciąż nie do końca potrafił uwierzyć, że to wszystko jednak się wydarzyło. Nie tak to planował. Nie w taki sposób. Spojrzał w rozpościerające się nad nim błękitne niebo, na leniwie sunące po nim obłoki i przez chwilę znów podziwiał jego piękno, którym nie potrafił się nacieszyć. Gdy zaczynali swoje szkolenie, często z Elmerem wyobrażali sobie, jak niebo musi wyglądać naprawdę. Czy jest podobne do stropu jaskini, tylko w innym kolorze? A może w niczym nie przypomina materialnej kopuły? Może na pierwszy rzut oka znać było jego nieograniczoność?
Akkar westchnął od serca i uniósł dłoń, opuszkami przesuwając po chłodnych płytkach złotego naszyjnika, który zrobił jego szyję.
- To dla ciebie - powiedział tamtego dnia Elmer, gdy jakiś czas po powrocie do wioski spotkali się na swojej ulubionej skarpie. - Prezent pożegnalny.
- Pożegnalny? - powtórzył z niezrozumieniem Palen, podnosząc wzrok znad złotej błyskotki. - Jak to pożegnalny?
- Chcesz odejść, prawda?
- Ale miałem odejść z tobą - zaprotestował białowłosy, czując jakby jego serce przyspieszyło tempa.
Elmer odetchnął głębiej i odwrócił wzrok.
- Tak, ale… przemyślałem to wszystko. Nie mogę z tobą iść. Chcę znaleźć własną drogę - starał się wyjaśnić.
- O czym ty mówisz? Mieliśmy zawsze być razem!
- Czasem nie wszystko idzie tak, jak sobie zaplanujemy, Akkar! Nie każdy związek jest na zawsze.
Palen cofnął się parę kroków, a jego kochanek po raz pierwszy od dawna dostrzegł na jego twarzy prawdziwe emocje. Niedowierzanie, złość, może żal?
- Chcesz powiedzieć, że z nami koniec? - zapytał w końcu wyższy z elfów.
- A jak inaczej to sobie wyobrażasz? - odpowiedział pytaniem Elmer, z wyczuwalnym w głosie zmęczeniem. - Zawsze będziesz dla mnie ważny, Akkar, ale ja nie potrafię dalej tak żyć. W twoim cieniu.
- Nie… to nie tak miało być! - Palen zacisnął dłoń na wciąż trzymanym naszyjniku i pokręcił głową, odwracając się do partnera plecami. - Nie możesz odejść. Przecież cię kocham, pamiętasz?!
- Przykro mi - ciemnowłosy westchnął ciężko i sam cofnął się o krok. - Mam nadzieję, że z czasem mnie zrozumiesz.
Odwrócił się w stronę wioski i ruszył w dół zbocza, gdy nagle usłyszał cichy śmiech drugiego mężczyzny. Aż chłodny dreszcz spłynął mu w dół kręgosłupa.
- Ty chyba nie rozumiesz - odezwał się po chwili Akkar, głosem spokojnym i nieprzyjemnie wypranym z emocji. - Mówiłem ci, że już zawsze będziemy razem. A ja dotrzymuję słowa - dodał i spojrzał na kochanka kątem czerwonego oka.
Elmer zatrzymał się i popatrzył na elfa z niepokojem.
- Nie możesz mnie zmusić! - zaprotestował.
- Naprawdę…?
Chłodny wiatr zrzucił białe kosmyki na twarz Palena, wyrywając go z rozmyślań. Może żałował tamtej decyzji, może zareagował zbyt emocjonalnie? Może Elmer rzeczywiście tak źle czuł się w tym związku? Ktoś by powiedział, że teraz już te pytania pozostaną bez odpowiedzi - w końcu martwi głosu nie mają - ale Akkar miał na ten temat inne zdanie. Bo czyż ten świat nie słynął z magii? Na pewno nie jeden mag wpadł na pomysł, by wskrzesić ukochaną osobę. Wystarczyło tylko takiegoż maga odszukać. To nie mogło być trudne, prawda? A on przywykł do towarzystwa Elmera. Tylko jego.

***

Odszukanie maga może i nie było trudne, ale znalezienie dostatecznie zdolnego nekromanty już tak. A Akkarowi wyjątkowo szybko zaczęła kończyć się cierpliwość, szczególnie po którejś z rzędu odmowie. Co go obchodziło, że ożywianie trupów było nieetyczne i niebezpieczne? On chciał tylko mieć Elmera znów przy sobie. Dlatego, gdy kolejny mag postanowił mu odmówić, Palen zdecydował się wziąć sprawy w swoje ręce. Czy raczej wziął w swoje ręce czarodzieja i bardzo dokładnie wytłumaczył mu, co się stanie, jeśli nie spełni jego prośby. W ciągu kilku lat pracy, jako najemny zabójca, zdążył zebrać dość pieniędzy, by opłacić każde zaklęcie, czy rytuał, dlatego odmowy tym bardziej go drażniły. Na szczęście okazało się, że ten konkretny mag bardziej od higieny pracy cenił własne życie, dlatego po krótkich “namowach” zgodził się na próbę wskrzeszenia Elmera. Akkar był pewien, że wszystko pójdzie świetnie i zaczął nawet rozmyślać o tym, jak powita byłego kochanka. Niestety nie przewidział, że magia bywa kapryśna, a ludziom błędy w sztuce zdradzają się częściej, niż innym rasom.
Prawdę powiedziawszy, wybuchu nawet nie zarejestrował. Poczuł tylko, jakby nagle znalazł się w innym miejscu. Uczucie było podobne do tego, gdy przyśnie się w karawanie i obudzi w obcej sobie krainie. A jednak Akkar nigdzie się nie przeniósł, mimo iż najbliższa okolica zdecydowanie się zmieniła. Pierwszym, co zarejestrował, było odrętwienie kończyn i dziwna cisza, aż uderzająca w uszy. Gdy rozejrzał się wokół, nie od razu dostrzegł resztki pracowni maga - było to o tyle trudne, że na miejscu nie ostało się nic: ściany, strop, regały pełne książek, wszystko było zmiecione z powierzchni ziemi, a sam Palen stał w kręgu wyrytym w gołej ziemi siłą magicznego wybuchu. Tylko jakim cudem przeżył?
Spojrzał na swoje dłonie, ale nie rozumiał, co widzi. Jego palce wydawały się półprzezroczyste, mógł dostrzec przez nie ziemię pod swoimi stopami. Zarys stóp z resztą rozpoznał dopiero po chwili.
- Co, do kurwy…? - wyszeptał wstrząśnięty, nie będąc w stanie pojąć, co się z nim stało. Czyżby jednak umarł i nawet tego nie zauważył?
Rozejrzał się po raz kolejny, by odnaleźć wzrokiem nieszczęsnego maga i spostrzegł go nieomal od razu. Czy raczej to, co z niego pozostało. Zastygła w przerażeniu twarz była w połowie zniekształcona, jakby zaczął pokrywać ją kolorowy mech, kącik ust rozciągnął się na policzek, odsłaniając igłowate zęby, a jedna z rąk mężczyzny przypominała bardziej konar drzewa, niż ludzką kończynę. Wyglądało na to, że magia rozpoczęła w nim przemianę, jednak biedak jej nie przeżył. Jego skórę pokrywała delikatna, skrząca się warstewka pyłu, a gdy elf dotknął rąbka szaty maga, cała jego postać rozpadła się, jakby zrobiona z popiołu. Akkar cofnął się o krok, całkiem automatycznie, lecz zaraz przypadł do postumentu, przy którym zginął czarodziej. Na marmurowym piedestale spoczywała czaszka, którą sam tam umieścił. Cała, niezmieniona, bez choćby jednego uszczerbku. Palen aż odetchnął z ulgą. Gdyby w tym wszystkim stracił Elmera…
Odetchnął po raz kolejny, głęboko, by uspokoić ciało i umysł, i wtedy poczuł ciepłe promienie wschodzącego słońca ślizgające się wzdłuż jego pleców. Świt? Przecież dopiero, co nastał zmierzch! Spojrzał przez ramię wprost w jasne promienie i uniósł dłoń, by przysłonić oczy. Jakież było jego zaskoczenie, gdy półprzezroczysta skóra w słońcu wróciła do dawnego stanu. A więc jednak wybuch go nie zabił. Ale w takim razie co z nim zrobił? To pozostawało wciąż do odkrycia. Mężczyzna zmarszczył brwi i sięgnął po czaszkę byłego kochanka, by spojrzeć w puste oczodoły.
- Widzisz, ile z tobą kłopotów? - mruknął do Elmera, zupełnie, jakby mógł otrzymać odpowiedź. Zaraz też pokręcił do siebie głową i ruszył w stronę najbliższego miasta. Musiał znaleźć innego maga.

***

Został przemieniony, to było bardziej, niż pewne. Jak w przeciwnym razie wytłumaczyć te rogi? Zresztą nagłe zmiany stanu skupienia jego ciała też nie mogły przejść niezauważone. Miało to swoje plusy, owszem, przynajmniej mógł łatwiej się ukryć, ale minusy również. Jakby mało miał problemów.
- Chyba sobie jaja robicie! - jęknął pierwszej nocy po przemianie, stając na środku gościńca. Tuż pod jego stopami leżała sterta rzeczy, jego rzeczy, które równiutko po zachodzie słońca zwyczajnie spadły z jego pół eterycznego ciała, tworząc piękny stosik biżuterii, broni i - a jakże - ubrań. Akkar jęknął po raz kolejny, wplatając palce w białe włosy i spojrzał z irytacją na swoje dobra, których za nic nie mógł choćby przenieść w bezpieczne miejsce. W ciągu dnia, gdy niektóre części jego ciała nagle stawały się mniej materialne, szybko zauważył, że nie może nimi niczego złapać, ani nikogo dotknąć. - To wszystko twoja wina! - warknął, celując oskarżycielsko palcem w czaszkę Elmera leżącą na szczycie stosiku. Jak zwykle w takich sytuacjach odpowiedzi się nie doczekał, więc westchnąwszy od serca, golutki, jak noworodek, przykucnął tam, gdzie stał i oparłszy ramiona na kolanach, schował w nich twarz. Zapowiadała się długa i wyjątkowo nudna noc.
Szczęśliwie aż do wschodu słońca nikt go nie niepokoił, więc i nie okradł. A byłby raczej łatwym kąskiem, szczególnie, że musiałby czekać kilka godzin, żeby ewentualnego złodziejaszka wypatroszyć.
Gdy już na powrót założył swoje rzeczy, postanowił jak najszybciej dostać się do jakiegoś większego miasta, by odwiedzić zaklinacza. Nie mógł przecież co noc pilnować swoich dóbr, stojąc nad nimi na golasa. Potrzebował czegoś, co zatrzyma jego przemiany, albo chociaż pozwoli zachować resztki godności.
Słońce było w zenicie, gdy udało mu się dotrzeć do Demary. Zdecydowanie powinien w końcu kupić sobie konia. Podróżowanie z grupami najemników było wygodne, ale gdy tylko się od nich odłączał, jego aparycja odstraszała potencjalne “okazje” na podwózkę. Znalazłszy pierwszą na swojej drodze karczmę, od razu wszedł do środka i podszedł do szynkwasu. Karczmarz spojrzał na niego z obawą, co wcale Akkara nie zdziwiło.
- Co dziś macie w karcie? - zapytał spokojnie, opierając dłonie o ladę.
- G-gulasz z sarny, panie, pieczeń z dzika i kaczkę w jabłkach - odparł pospiesznie mężczyzna.
- Pieczeń z dzika brzmi dobrze. - Palen pokiwał głową w zastanowieniu i sięgnął do sakiewki po kilka monet. - Przygotujcie mi sowitą porcję i kufel ciemnego piwa - to powiedziawszy podsunął mężczyźnie wyższą kwotę, niż by rzeczywiście zapłacił. Zdążył zauważyć, że takie postępowanie rekompensowało strach, jaki wzbudzał.
- Oczywiście, przyniesiemy wszystko do stolika! - zapewnił zaraz karczmarz i zgarnął monety, patrząc na nie niemal wygłodniale.
Elf tymczasem odwrócił się do sali, po której powiódł wzrokiem. Już wcześniej czuł na sobie kilka spojrzeń, a teraz tylko upewnił się, że przeczucie jak zwykle go nie myliło. Szczególnie wnikliwie przyglądali mu się strażnicy siedzący przy jednym ze stolików nad kuflami piwa. Akkar skinął im głową i spokojnym krokiem podszedł do wolnej ławy w kącie izby. Wiedział, że ludzie nie zawsze dobrze reagowali na elfy, ale nie zdążył jeszcze się przekonać, jak reagowali na Przemienionych. A on, cóż, teraz wyróżniał się bardziej, niż do tej pory.
Karczmarz osobiście przyniósł mu obiad i piwo, i rzeczywiście postarał się o porcję adekwatną do rozmiarów klienta. Białowłosy musiał przyznać, że pieczeń pachniała i wyglądała naprawdę dobrze, choć z jego przytłumionym powonieniem nie musiała być wcale wybitnie dobrze przyrządzona, by mu smakowała. Podziękował mężczyźnie i sięgnął po kufel, biorąc porządny łyk piwa. Od rana miał na nie ochotę. Zajął się swoim posiłkiem, ale nie dane mu było długo się nim cieszyć. Ledwo przełknął parę kęsów mięsa, gdy z niezadowoleniem spostrzegł przed sobą żelazny napierśnik spowity w togę z barwami miasta. Odetchnął głębiej, wsunął kolejny kawałek mięsa do ust i podniósł wzrok na ogorzałą twarz strażnika, który spoglądał na niego spod krzaczastych brwi.
- Mam nadzieję, kolego, że nie szukacie tu kłopotów? - odezwał się lekko zachrypniętym głosem, choć bez strachu. Cóż, z dwoma koleżkami za plecami od razu człowiekowi przybywa odwagi. Akkar przełknął spokojnie i upił piwa, nim odpowiedział.
- Nie, nie szukam, kolego. Jak widzisz, przyszedłem się tu tylko posilić. W dodatku zapłaciłem z góry. Pozwól mi więc spożyć w spokoju.
- Z takimi, jak ty, nigdy nic nie wiadomo, będziemy cię więc mieli na oku - ostrzegł strażnik, czym elfa lekko zniecierpliwił. Otarł usta wierzchem dłoni i podniósł się z ławy, górując nad całą trójką mężczyzn.
- Nie ładnie być rasistą - mruknął niskim głosem, patrząc, jak na twarze jego rozmówców napływa niepokój. - Odstąpcie, pókim cierpliwy. Nie chciałbym sprawiać karczmarzowi kłopotu niepotrzebną burdą.
Strażnicy spojrzeli po sobie, jakoś tak automatycznie kładąc dłonie na przypiętych do pasa mieczach, ale widać było, że ochota do bitki im przeszła.
- Masz się zachowywać, pamiętaj! - rzucił najodważniejszy z nich, choć dziwnie wyższym głosem, po czym cała trójka wycofała się, od razu wychodząc z karczmy.
Akkar odprowadził ich spojrzeniem i zasiadł znów do swojego posiłku, tym razem kończąc go w spokoju. Syty, zdobył się nawet na gest i sam odniósł naczynia do szynkwasu, dziękując karczmarzowi za obiad.
- Powiedzcie, dobry człowieku, znajdę tu zaklinacza, albo chociaż porządnego maga? - zapytał mężczyznę, już wiedząc, że zyskał w jego oczach. Ten zamyślił się, na moment przerywając czyszczenie kufli.
- Tak, jest jeden taki. Sprzedaje magiczne błyskotki. Musicie, panie, przejść na plac targowy i stamtąd odbić w stronę ratusza. Jego sklep jest po lewej stronie. Wisi nad nim szyld z kociołkiem i różdżką.
- Jakże oryginalnie - mruknął pod nosem, ale skinął mężczyźnie głową w ramach podzięki, nim skierował się do drzwi. Może tym razem uda się coś załatwić bez komplikacji.
Po tylu latach spędzonych w jaskiniach, przyzwyczajony do niewielkich kolonii, musiał przyznać, że nie przepadał za dużymi miastami. Roiło się w nich od ludzi, od starców, których wśród jego pobratymców zwyczajnie nie było i od dzieci, które biegały samopas bez żadnej dyscypliny. Kilka takich grupek nawet zdążył wystraszyć, choć wcale się nie starał. Ale gdy zaczynały piszczeć i płakać, miał ochotę już tylko wrzucić je do jakiejś beczki i puścić wolno w dół miasta. Akurat zatrzymałyby się na miejskiej bramie.
Gdy wreszcie znalazł odpowiedni sklep, aż odetchnął z ulgą. Wszedł do środka, witany delikatnym dźwiękiem dzwonka zawieszonego nad drzwiami i od razu zmarszczył nos, gdy uderzył w niego ostry zapach kadzideł. Zaraz potem z zaplecza dało się słyszeć lekki rumor, nim zza zasłony nie wyłonił się niewysoki mężczyzna w średnim wieku.
- Witam w warsztacie ma… och, Prasmoku! - zaciął się mag, widząc swojego gościa. Akkar tylko przewrócił oczami. Powinien już przywyknąć.
- Znasz się na zaklinaniu? - zapytał bez ogródek.
- Eeee… tak, tak - odparł mężczyzna, wciąż wyglądając na zaskoczonego. - Wybacz śmiałość, panie, ale czy przypadkiem nie jesteś Przemienionym?
- Przypadkiem jestem. Co to ma do rzeczy?
- Ach, niesamowite! Akurat jestem w trakcie badania procesu przemian magicznych!
- Więc ucieszysz się z zadania ode mnie - powiedział elf, krzyżując ramiona na piersi. - Zapewne wiesz co nieco o Przemienionych, skoro tak interesuje cię proces naszego powstania. Wiesz też na pewno, że czasem zdarza się, że nasze ciała stają się mniej materialne. I ten szczegół wyjątkowo mnie irytuje - wyjaśnił, całkiem bezwiednie marszcząc brwi. - Chciałbym, żebyś coś na to zaradził. Chciałbym móc używać swoich rzeczy, w szczególności noży, bez przerw.
- Hm, interesujące - przyznał mężczyzna, pocierając brodę. - Chętnie się tego podejmę, ale trochę to potrwa. Muszę przemyśleć zaklęcie. I przydałoby się, żebyś zaklęty przedmiot miał zawsze przy sobie…
- To się nada? - wszedł mu w słowo Akkar, rozpinając swój masywny naszyjnik.
- Och, piękna robota! Będzie, jak znalazł! - ucieszył się mag. - Skoro więc będziemy ze sobą współpracować, podejrzewam, że przez dłuższą chwilę, pozwól, że się przedstawię - dodał i skłonił się dwornie. - Damien Eldrec, do usług.
Palen zawahał się. Nie czuł się już tak bardzo sobą, jak przed przemianą. Był kimś innym. Jakby dawny Akkar został gdzieś za nim.
- Nox - mruknął w końcu, nawet nie wiedząc, kiedy.
- Hm, Nox, mówisz. Pasuje idealnie - zauważył wesoło Damien i wyciągnął do elfa dłoń, gdy tylko wyszedł zza lady.
Białowłosy spojrzał na niego z góry, ale uścisnął jego dłoń. Miał nadzieję, że ten mag się sprawdzi. Jakoś ostatnio nie miewał do nich szczęścia.
Jak się okazało, Eldrec był całkiem niezły w tym, co robił. W prawdzie zadawał mnóstwo pytań, ale Akkar wyjątkowo starał się być cierpliwy. Pozwolił nawet, by mag zbadał go, gdy po zmroku jego ciało znów stało się pół eteryczne. Jeśli miało to pomóc w opracowaniu odpowiedniego zaklęcia, był skłonny się poświęcić. Prace nad naszyjnikiem od Elmera trwały ponad dwa tygodnie, podczas których Damien jedynie parę razy pozwolił sobie skupić się na innym zadaniu. Możliwość zgromadzenia dodatkowych informacji o Przemienionych za bardzo go pochłaniała, by mógł robić sobie od tego dłuższe przerwy. Czasem nawet zapominał o posiłkach, co Palena nawet bawiło. Kiedy jednak zaklęcie zostało ukończone i zaklinanie dobiegło końca, musiał przyznać, że Eldrec wykonał kawał dobrej roboty.
Z początku Nox nie mógł przywyknąć do delikatnego pulsowania magii, które czuł po założeniu naszyjnika, ale gdy po zachodzie słońca okazało się, że nie tylko wszystkie jego rzeczy pozostały na miejscu, ale też mógł ich swobodnie używać, aż się uśmiechnął. Damienowi nawet udało się sprawić, że tak, jak jego ciało, tak i ubrania stawały się ledwie widoczne. Teraz skrytobójstwo będzie dziecinnie proste. Wyjątkowo zadowolony sięgnął po swój mieszek, ale gdy tylko mag to dostrzegł, powstrzymał go.
- Nie chcę twoich pieniędzy, Nox. Wiedza, jaką dzięki tobie zgromadziłem jest najlepszą zapłatą - zapewnił z uśmiechem. W odpowiedzi elf zmarszczył brwi.
- Oszalałeś? Spędziłeś nad tym zaklęciem mnóstwo czasu. Należy ci się zapłata.
- Już mówiłem, pomogłeś mi w badaniach, jesteśmy kwita. Ale gdy znów będziesz w okolicy, odwiedź mnie. Sprawdzę, czy zaklęcie nie osłabło - poprosił i puścił towarzyszowi oczko.
- I weź tu zrozum magów - mruknął pod nosem Nox, po czym uścisnął dłoń Damiena. - Na pewno zajrzę do ciebie - obiecał, a po chwili wahania dodał: - Nie mówię tego często, więc weź to sobie do serca - szanuję cię, Eldrec. Jesteś pierwszym magiem, który spełnił moje oczekiwania, a nawet je przerósł. Żałuję, że nie możesz rozwiązać wszystkich moich problemów. Oszczędziłbyś mi sporo nerwów - przyznał, już z lekkim rozbawieniem.
- Ach, wiesz, jak jest, nie można być idealnym - zauważył ze śmiechem mężczyzna. - Bywaj w zdrowiu, Nox.
- Ty również, Damien. Do zobaczenia.
Kiedy wyszedł na ulicę, aż wziął głęboki oddech. Poczuł się lżejszy, gdy jeden z problemów spadł z jego barków. Uśmiechnął się, już sobie wyobrażając, o ile prostsze stanie się teraz jego życie. Rozejrzał się po pustoszejącej ulicy i ruszył w dół, postanawiając zdrzemnąć się w stajni przy najbliższej karczmie. Przecież i tak nikt nie zwróci na niego uwagi, prawda?

***

Dzięki zaklęciu od Damiena Nox szybko stał się rozpoznawalny w światku skrytobójców. Już wcześniej było o nim słychać, ale teraz został nieomal zabójcą doskonałym. Nieczęsto zdarzało się, żeby któraś z jego misji zakończyła się niepowodzeniem, ale to sprawiło również, że był postrzegany, jako wyjątkowo groźna konkurencja dla “kolegów po fachu”, szczególnie tych zrzeszonych w gildiach. Nic dziwnego, że w końcu i na niego wystawiono zlecenie.
W Meot zatrzymał się ledwie parę dni wcześniej, ale najwyraźniej wieść o jego przybyciu szybko rozeszła się po mieście. Z resztą, przyznajmy szczerze, jak nie zauważyć mężczyzny pokroju Noxa? Tawerna, którą wybrał na swoje tymczasowe lokum, znajdowała się bliżej środka miasta, a to oznaczało, że nie tylko nie musiał się martwić, że dostanie łóżko z zawszonym materacem, ale też było tu dość służby, by przynosić Przemienionemu posiłki do pokoju. I to pod jednego ze służących podszył się pechowy skrytobójca. Pozwoliło mu to niepostrzeżenie przemknąć korytarzami i skradzionym kluczem otworzyć drzwi pokoju Palena. Na swoje nieszczęście na próbę zabójstwa wybrał noc, dlatego Nox od razu domyślił się, że jeszcze nie wszystkie jego tajemnice zostały odkryte. Od zawsze wolał funkcjonować po zmroku, a od kiedy Damien ułatwił mu egzystencję, robił to tym chętniej. To dlatego mężczyzna go nie zaskoczył.
Niegdysiejszy Mroczny Elf, skryty w mrokach panujących w pokoju, spokojnie przyglądał się, jak nieznajomy ostrożnie wślizguje się do środka, zza pazuchy wyciągając długi sztylet. Rozejrzał się niepewnie dookoła i cicho zamknął za sobą drzwi. Stąpał uważnie, niemal bezszelestnie. Starał się pozostać niezauważony, by mieć przewagę, a to oznaczało, że albo był dostatecznie wyszkolony, albo niedostatecznie i zwyczajnie był ostrożny. Tak, czy siak, Nox nie zamierzał się nad tym rozwodzić - ważne było jedynie to, że nieszczęśnik nie spełni warunków kontraktu. Palen był pewien swego. Stał dosłownie naprzeciw zabójcy, dzieliło ich ledwie parę metrów, a mężczyzna i tak go nie dostrzegł. Był młody, ledwie wszedł w wiek męski. Można to było dostrzec nawet pomimo chusty, którą przezornie zakrył usta i nos. Czego się bał? Że mógłby zostać rozpoznany? Czyli jednak nie był aż tak pewien tego zabójstwa. Widać reputacja jego celu zrobiła swoje.
Chwilowa obserwacja intruza wystarczyła, by zauważyć, że był człowiekiem. Jego ruchy nie były dość płynne na elfa. To trochę zawiodło Przemienionego. Liczył, że tutejsza gildia bardziej się postara. Skrzywił się z niesmakiem i powoli sięgnął na krzyż, gdzie do pasa przypięte miał Kły. Zdecydowanie polubił te sztylety. Ich smukłość, lekkość, wytrzymałość. Obnażył jedno z ostrzy, postąpił krok w kierunku zabójcy i płynnym ruchem siekł na odlew. Mężczyzna wstrzymał oddech, a w jego oczach pojawiło się przerażenie. Uderzenie serca później uniósł rękę do swojej szyi, ale Palen jako pierwszy chwycił go pewnie za gardło, nie tamując przy tym krwotoku, jaki wywołało czyste cięcie. Stanął tuż przed nim i spojrzał prosto w zwężone strachem źrenice akurat w momencie, gdy przez okno nieśmiało zajrzał pyzaty księżyc sprawiając, że sylwetka elfa delikatnie zalśniła w jego blasku, ukazując zarys twarzy.
- Przegrałeś - mruknął nisko ciemnoskóry, obserwując, jak z przerażonych oczu uchodzi życie. Szybko, wraz z krwią spływającą na okrytą dywanem podłogę.
Pechowy zabójca stęknął cicho, nie będąc w stanie odpowiedzieć i jedynie wypuścił resztkę powietrza z płuc, nim jego ciało nie osunęło się z głuchym tąpnięciem pod nogi Noxa. Jego martwe spojrzenie jednak wciąż utkwione w Przemienionym. Tak, niezawodną ostrość Kłów Nox wręcz uwielbiał. To, z jaką łatwością oddzielały od siebie kręgi, rozcinały twarde ścięgna. Tym razem jednak mężczyzna nie napawał się tą chwilą tak, jak dotychczas. Tym razem coś było inaczej. Coś się zmieniło.
Ostatni oddech umrzyka tym razem był inny. Zadziałał inaczej. Palenowi zdarzało się patrzeć swoim ofiarom w oczy, ale jakoś nigdy wcześniej po swojej przemianie przez przypadek nie zaczerpnął z powietrzem ich ostatniego oddechu. Ten drobny szczegół sprawił, że Nox aż upuścił głowę, do tej pory tak pewnie trzymaną. Cofnął się o krok, czując dziwny chłód spływający w dół przełyku, który nagle rozgrzał się w piersi. Akkar poczuł się zupełnie, jakby coś zapłonęło mu w płucach. I dokładnie tak to wyglądało.
Splot słoneczny Przemienionego rozbłysnął nagle błękitnym światłem, które zalśniło również w jego oczach. Ciemnoskóry jęknął bezwiednie, czując w sobie przypływ dziwnej siły. Magii. Tak, to było to samo uczucie, które towarzyszyło mu podczas rzucania drobnych zaklęć. Tym razem jednak czuł je o wiele wyraźniej. Odetchnął głęboko, by uspokoić nagle przyspieszone bicie serca i spojrzał na swój tors, wciąż emanujący błękitem. To wszystko było naprawdę dziwne i Nox nie do końca wiedział, co o tym myśleć, tym bardziej, że po chwili wszystko wróciło do normy. Wyglądało na to, że tamten nieszczęsny wybuch niósł za sobą dużo więcej następstw.
Dodatkowy zastrzyk magii Palen czuł jeszcze przez kilka następnych dni, aż do momentu, gdy zdecydował się sprawdzić, czy posługiwanie się nią również uległo zmianie. I owszem, płomień, który wyczarował, by zapalić fajkę był większy, niż zwykle, utrzymał się też dłużej, ale był to efekt jednorazowy. To by oznaczało, że sytuacja, jaka miała miejsce, naładowała go tylko do momentu wykorzystania dodatkowego pokładu energii.
- Ciekawe… - mruknął do siebie, rozcierając opuszki palców po dopiero rzuconym zaklęciu.
Musiał sprawdzić tą teorię. A to oznaczało, że będzie musiał zabić jeszcze parę osób.
Rozsiadł się wygodniej na skrzyni ustawionej na skraju placu targowego, pośród innych, wypełnionych towarami. Nikt mu tutaj nie przeszkadzał i jedynie strażnicy czasem rzucali mu ukradkowe spojrzenia, jakby sprawdzali, czy ciemnoskóry dryblas przypadkiem nie rozrabia. A on dopiero zamierzał się zabawić. Zaciągnął się dymem z fajki, leniwie wodząc wzrokiem po mieszkańcach Meot kupujących owoce i targujących się o cenę nowego jedwabiu, który to dopiero co przyjechał skądś-tam. Tutejszą gildią już się nie przejmował. Parę dni wcześniej wysłał im dostatecznie jasną wiadomość, by dali mu spokój.

***

Nadchodził świt, gdy pierś Noxa rozbłysła tak dobrze znanym mu, błękitnym płomieniem. Przez ostatnie lata nauczył się o nim dość sporo, dlatego swoje ofiary zaczął dobierać dużo bardziej świadomie. Najchętniej przyjmował zlecenia na istoty magiczne, mimo iż wiązało się to z o wiele większym ryzykiem. Ale przecież bez ryzyka nie ma zabawy, prawda?
Elf odetchnął głęboko i wyprostował się nad ciałem minotaura, którego zabicie kosztowało go całkiem sporo wysiłku. Jednak ta dawka magii była tego warta. Chłodny płomień rozświetlił wnętrze ust Palena i zajął białe włosy, igrając radośnie pomiędzy okazałymi rogami.
- Twardy byłeś, skurczybyku - mruknął w kierunku trupa i spojrzał na swoje prawe przedramię, które zaczynało na powrót formować się z cienia. - Dawno nikt mnie tak nie pokiereszował, jak ty - dodał z niejakim uznaniem. - Tym razem było ekscytująco!
Nox zaśmiał się i potarł zabliźniającą się ranę pod obojczykiem. Całkiem blisko serca.
W swojej podróży zdołał odwiedzić swojego znajomego maga, Eldreca, dzięki czemu zdołał dowiedzieć się co nieco o swoim nowym “ja”. Wiedział, że nie musi obawiać się konwencjonalnych metod uśmiercania. Wrażliwe było jedynie jego serce i kark. Na szczęście ten ostatni chronił naszyjnik, na tyle, na ile stop złota na to pozwalał. Damien nie mógł go dodatkowo wzmocnić zaklęciem, wcześniejsze zaklinanie trochę to komplikowało. Ale Noxowi nawet to odpowiadało. Nie chciał być niezwyciężony. Nie o to chodziło.
Niestety, jak każdy człowiek i Eldrec musiał kiedyś umrzeć. Szczęśliwie złożyło się, że Palen odwiedził Demarę jakiś czas później, akurat, by dowiedzieć się, że mag pozostawił mu w spadku swoją bibliotekę, a co za tym idzie, cały warsztat, w ramach podziękowania za możliwość badania jego rasy. Rozbawiło to elfa, ale musiał przyznać, że magiczne księgi oszczędziły mu sporo poszukiwań i poszerzyły jego wiedzę. A właśnie wiedzy potrzebował, jeśli chciał odpowiednio dobrze wykorzystać wszystkie swoje umiejętności. Nauka niestety wymaga czasu, dlatego mordowanie winnych i niewinnych na jakiś czas musiało zejść na drugi plan. Nox zaszył się w warsztacie Damiena na blisko dekadę, ucząc się głównie magii chaosu, do której miał chyba wrodzony dryg, ale i co nieco magii śmierci, z której kiedyś chciał zrobić użytek. W końcu Elmer kiedyś musiał do niego wrócić, nieprawdaż?

Posiadłość

Lokalizacja: Demara
Nox odziedziczył warsztat magiczny po swoim zaprzyjaźnionym magu, Damienie Eldricu. Znajduje się w Demarze, niedaleko placu targowego.
  • Najnowsze posty napisane przez: Nox
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data
  • Prośby o sprawdzenie KP
    Dzień dobry, dobry wieczór, to ja, smok marnotrawny ^_^" Ładnie proszę o nie bicie za długie tworzenie postaci i sprawdzenie, czy mój nowy, "mały" psychopata spełnia warunki przyjęcia do gry
    1959 Odpowiedzi
    841993 Odsłony
    Ostatni post 3 lat temu Wyświetl najnowszy post