Oglądasz profil – Morviles
Ogólne
- Godność:
- Morviles
- Rasa:
- Alarianin
- Płeć:
- Nieokreślono
- Wiek:
- 31 lat
- Wygląda na:
- 0 lat
- Profesje:
- Majątek:
- Sława:
Aura
Nie jest to aura imponująca siłą, choć bez trudu dostrzegą ją i mniej wprawieni. Przesiąknięta chłodem i goryczą nie błyszczy już młodzieńczo, ale i nie zdążyła okryć się matową smugą. Stoi spokojnie. Nie zaprasza, ani nie odtrąca. Ignoruje. Z początku. Bo kiedy już się zaciekawi pochwyca czytelnika suchymi krańcami i oblepia obleśnie topazową poświatą, sunącą do tej pory leniwie gdzieś z boku. Zbliża nieszczęśnika do swojej kostropatej powłoki splecionej z szorstkiego cynku. Choć nikt nie miałby ochoty na bliższy z nią kontakt to przez nieznośnie miękką konstrukcję bardzo łatwo przebić się do wnętrza - a tam krzyki agonii ogłuszają i grożą, giętkimi ostrzami z kobaltu. Zapach brudnej skóry i cmentarnej wilgoci kisił się tu od dawna - teraz tym bardziej oszałamia, to słabnąc to przybierając na sile. W tym chaotycznym kociołku także srebro, które miało dominować, co chwila zmienia natężenie i przybiera barwę nagrobnych szarości, by wrócić do pierwotnego stanu. Może lepiej nie siedzieć tu dłużej?Połączone profile
Brak profili posiadających połączenia.
Atrybuty
Krzepa: | słaby, niezbyt wytrwały, delikatny |
---|---|
Zwinność: | zręczny, powolny, dokładny |
Percepcja: | niedowidzący, szczątkowy węch, wyostrzone czucie, wyostrzony zmysł magiczny |
Umysł: | pojętny, błyskotliwy, słaba wola |
Prezencja: | odpychający, odszczepieniec, szarak |
Umiejętności
Matematyka | Biegły |
---|---|
Nie jest zbyt dobry w samej teorii, lecz wiele równań dokonuje odruchowo bez wyprowadzania wzoru. | |
Medycyna | Podstawowy |
Obecnie przydaje mu się jedynie do diagnozowania swoich dolegliwości. | |
Nekromancja | Opanowany |
Posiada wiedzę teoretyczną, jaką wyniósł z przeczytanych książek na ten temat. | |
Pisanie i czytanie | Opanowany |
Rytualizm | Opanowany |
Zdążył już zyskać trochę wprawy i nie musi sięgać po księgę, by znać niektóre z wymaganych okoliczności. | |
Pismo runiczne | Podstawowy |
Poznał podstawy tego pisma, by móc rozszyfrować informacje zawarte w swojej księdze. | |
Meteorologia | Podstawowy |
Zna się na tym wystarczająco, by wiedzieć kiedy i co może wyczarować. | |
Astronomia | Opanowany |
Zna się na tym wystarczająco, by wiedzieć kiedy i co może wyczarować. |
Cechy Specjalne
Chorobliwy. | Skaza |
---|---|
Często choruje i prawie zawsze jest przeziębiony lub narzeka na inne dolegliwości. | |
Aspołeczny umysł. | Skaza |
Ma swój tok myślenia, przez co nie rozumie innych. Pojęcia ironii i sarkazmu są dla niego obce. | |
Analityczny umysł. | Zaleta |
W pamięci dokonuje szybkich równań matematycznych i ma dobrą pamięć do szczegółów. |
Magia: Rytuały
Śmierci | Adept |
---|---|
Morviles w głównej mierze posługuje się księgą z opisanymi rytuałami. Bez niej niewiele by zdziałał. | |
Chaosu | Nowicjusz |
Posiada wrodzone predyspozycje do tej magii, których nie jest nawet świadom. Zapewne, gdyby rozwijał się w tym kierunku, byłby utalentowanym magiem. Na chwilę obecną utrudnia mu to rzucanie zaklęć, gdyż nie działają one tak, jak powinny. |
Przedmioty Magiczne
Mroczny | |
Charakter
Morviles jest człowiekiem o specyficznej osobowości. Zdawać by się mogło, że jego wizja idealnego świata całkowicie przyćmiła mu umysł, lecz nie wydaje się przejawiać objawów manii lub szaleństwa. Wyraźnie nie przepada za istotami żyjącymi i nie ma oporów z pozbawieniem kogoś życia tylko po to, by potem go do niego przywrócić. Nie jest jednak mordercą, lecz człowiekiem słowa, więc zwyczajnie stara się przekonywać rozmówców do wyższości śmierci nad życiem, przez co uważany jest za wariata. Gdyby znał sposób na to, by móc umrzeć i kontynuować swoją misję, zrobiłby to. Nie szanuje swojego żywego ciała tak jak każdego innego. Uważany jest za człowieka wypranego z emocji, jednak sprawa wygląda zupełnie inaczej, gdyż przeżywa wszystko tak samo jak inni ludzie, lecz robi to bardziej wewnętrznie. Nie ukrywa swoich uczuć celowo, po prostu zostawia je dla siebie. Taktu nie ma w nim za grosz. Zdaje się nie przejmować z kim rozmawia i wobec wszystkich ma to samo podejście, miejsca spotkania także nie bierze pod uwagę, więc potrafiłby na pogrzebie swobodnie dyskutować o aktualnej polityce. Morviles to samotnik, który nie zna się na żartach. Osoba, która popełni ten błąd i opowie mu jakiś kawał zazwyczaj musi mu go potem długo tłumaczyć, co kończy się zazwyczaj jej odejściem ze złością. Dlatego wśród żywych nie ma on właściwie żadnych znajomych. Sprawa inaczej ma się wobec nieumarłych, przy których mężczyzna jakby się "ożywia" i staje się bardziej rozgadany, chociaż i tu napotyka na bariery w braku zrozumienia dla niektórych spraw. Jest jednak na tyle pozytywną postacią, że jego martwi koledzy przymykają na to oko.
Wygląd
Wiecznie przygarbiony Morviles jest chorobliwie szczupłym mężczyzną mierzącym niecałe sześć stóp wzrostu. Głęboko osadzone w czaszce szmaragdowe oczy bacznie przyglądają się otoczeniu spod przymrużonych powiek, przeskakując z jednego punktu do drugiego, nigdy jednak nie utrzymując kontaktu wzrokowego. Kościstą szczękę niedbale porasta niedługa szczecina w barwie zgniłego brązu, podobnie jak sięgające poniżej karku tłuste włosy, które zazwyczaj stara się chować pod znoszonym kapeluszem koloru czarnego. Zresztą, Morviles tak bardzo lubuje się w tym kolorze, że odcienie szarości w jego garderobie są jedynie oznaką starości ubioru. Całą swoją postawą mężczyzna stara się wyglądać na nekromantę, lecz tymi staraniami przypomina bardziej jakąś przesadną parodię. Celowo obniża swój głos i ścisza go niemalże do poziomu szeptu, by brzmieć jak najbardziej tajemniczo. W trakcie rozmowy w ogóle nie gestykuluje, pozostawiając ręce schowane w kieszeniach długiego płaszcza, a wzrok zazwyczaj ma wbity w ziemię lub bliżej nieokreślony punkt na horyzoncie. Przy pasie ma przewieszony skórzany pokrowiec, gdzie trzyma księgę z rytuałami, z którą niemalże się nie rozstaje, zaś w licznych kieszeniach swego płaszcza trzyma przybory rysownicze oraz kilka ingrediencji niezbędnych do jego pracy.
Historia
Urodziłem się w... Nie, kogo to niby obchodzi? Opuściłem świat żywych jako... Chciałbym, by tak to się zaczynało, niestety, póki co tkwię na tym padole w niedoskonale śmiertelnej powłoce. Przejdę zatem może do tego, co moim zdaniem najważniejsze.
Ojciec mój, potężny Czarodziej nie należał do dobrych rodziców. Właściwie, nawet za bardzo nim nie był, gdyż w swoim kruchym życiu widziałem go może dwa razy, jednak bez możliwości przeprowadzenia jakiejkolwiek rozmowy. Byłem wtedy po prostu zbyt młody, by opanować biegle zdolność mowy. Z matką moją sprawa wyglądała już inaczej. Byłem jej jedynym dzieckiem i oczkiem w głowie. Nie byliśmy bogaci, ale głodem też nie przymieraliśmy, więc dzieciństwo spędziłem, można rzec, w luksusach. Z racji pochodzenia, uznała, że będę w przyszłości wielkim magiem, więc zaraz po zaznajomieniu się z pisaniem i czytaniem, rozpocząłem nauki u Valarda, wędrownego maga, którego wiedza kosztowała naprawdę sporo, moim zdaniem nawet za dużo.
Wbrew przekonaniom mej rodzicielki nie byłem jednak zbyt pojętnym uczniem. Problemy w nauce pojawiały się już na samym początku, kiedy to paprałem nawet te najprostsze zaklęcia, a jakakolwiek inkantacja choćbym nie wiadomo jak dobrze ją wypowiedział, dawała zupełnie inny efekt niż ten zamierzony. Co za tym idzie, zakończyłem swoją naukę magicznych arkan, chociaż zbyt późno jeśli ktoś by mnie pytał. Rozpocząłem za to tą zwyczajną na uniwersytecie. Matka stwierdziła, że nie muszę być magiem, by osiągnąć coś w życiu, że na pewno zostanę wspaniałym uczonym, który zrewolucjonizuje świat nauki. W przeciągu spędzonego tam roku udało mi się liznąć trochę medycyny oraz matematyki, w których to, miałem wrażenie, odnalazłem swoje powołanie, jednak reszta przekazywanej nam tam wiedzy wylatywała z mojego umysłu niczym woda z dziurawego wiadra.
Zapewne zaczynam zanudzać, lecz okres moich studiów jest bardzo ważny dla tej opowieści i tego, jak doszło do tego, że jestem teraz tym, kim jestem. W trakcie swej nauki nie należałem do zbyt lubianej grupy uczniów. Nie ukrywam, nigdy nie byłem zbyt towarzyski, przez co rozmowy z innymi ludźmi sprawiają mi niekiedy trudność, nie zawsze wiem co powiedzieć ani w jakim momencie co wypada. Całe szczęście, poznałem wtedy Tariana imieniem Graham, z którym odnalazłem wspólny język, dzięki czemu nie byłem zupełnie samotny. Ja i mój przyjaciel nie odnajdywaliśmy się w społeczeństwie i zgodnie stwierdziliśmy, że wina nie leży po naszej, lecz po ich stronie. Próbowaliśmy znaleźć przyczynę takiego przebiegu rzeczy, na czym chyba skupialiśmy się bardziej niż na faktycznej nauce. Zresztą, oboje ukończyliśmy studia w tym samym momencie, porzucając próby dalszej jej kontynuacji. W międzyczasie moja matka zapadła na ciężką chorobę i zmarła, czego obecnie ogromnie jej zazdroszczę, choć wolałbym pominąć część z chorobą. Udałem się zatem do domu rodzinnego Grahama (jakaś wieś/małe miasto na uboczu), gdzie zamieszkałem z jego krewnymi. By nie pozostawać dłużny moim gospodarzom, włączyłem się do rodzinnego interesu mojego przyjaciela i zacząłem pracować tam jako grabarz. Lata spędzone w towarzystwie płyt nagrobnych i dołów w ziemi zapewne wypaczyły mój już i tak niezbyt zdrowy umysł. Zdarzało się nader często, że przekładałem towarzystwo martwych nad żywych, a zamiast spotkania z uroczą damą wolałem podumać w ciszy i z łopatą w ręku. Graham powoli przestawał podzielać moje zainteresowania im bardziej oddalałem się od przyjętych norm społecznych. Mój przyjaciel zdążył się ożenić i spłodzić dwie córki, ja zaś zostałem zarządcą cmentarza, na który to się przeprowadziłem. Dalej akceptował moją osobę i rozumieliśmy się wzajemnie, lecz nasza znajomość zaczęła widocznie chylić się ku upadkowi. W pełni go rozumiałem, gdy w pewnym liście wyjaśnił mi dlaczego nie chce już przyprowadzać do mnie swojej rodziny ani nawet przychodzić osobiście. Graham znormalniał. Stał się jednym z tych ludzi, których kiedyś oboje nie pojmowaliśmy. Zabolała mnie jego przemiana, lecz byłem w stanie mu to wybaczyć, w końcu miał rodzinę i pewnie musiał się jakoś dostosować.
Początkowo sądziłem, że zostałem już sam na świecie. Sam jeden, niezrozumiany przez pozostałych. Było to dla mnie problematyczne, lecz odnajdowałem ukojenie w rozmowach z ciszą cmentarza. Mniej więcej właśnie wtedy pojąłem tą myśl, która zmieniła moje życie i uczyniła szczęśliwszym człowiekiem. Ludzie są tacy problematyczni, bo od swych narodzin borykają się z problemami życia takimi jak choroby i ograniczony czas na dokończenie wszystkich spraw, których przecież z każdym dniem wciąż narasta. Martwi nie mają takich problemów, właściwie to nie przejmują się niczym. Jedynym zmartwieniem zmarłych są żywi, którzy uważają się za lepszych, ponieważ pewnego dnia umrą. Strasznie nielogiczne, prawda? Postanowiłem zatem stanąć po właściwej, zwycięskiej stronie. Wszyscy w końcu umrą, więc to martwi powinni zastąpić żywych. Słyszałem już o cudownej sztuce przywracania zmarłych do życia, dzięki czemu mogą oni dalej egzystować bez jakichkolwiek upośledzeń. Czyż świat nie byłby piękniejszy, gdyby pozbyć się plagi tej straszliwej choroby zwanej życiem? Otóż to. Skończyłyby się wojny mające na celu napełnienie brzuchów swoich poddanych, gdyż ci poddani nie potrzebowaliby jedzenia. Zniknęłyby nierówności społeczne, gdyż wszyscy bylibyśmy tak samo martwi i liczyłoby się tylko to, co możemy sobą zaprezentować. Wiedziałem już, co powinienem zrobić i postanowiłem jak najszybciej przystąpić do działania.
Osiągnąwszy oświecenie czym prędzej spakowałem część dobytku, resztę sprzedałem i udałem się w miejsce, gdzie nareszcie zostałbym zrozumiany czyli do pięknej Mauri. Na miejscu zaopatrzyłem się w księgę zawierającą opisy interesujących mnie rytuałów, zaś resztę pieniędzy ze sprzedaży domu dałem właścicielce noclegowni, bym mógł przez najbliższe kilka miesięcy mieć spokojny czas na naukę i eksperymenty. Dowiedziałem się co nieco o nekromancji, a nawet udało mi się ożywić kilka drobnych stworzeń. Chociaż nie przepadam za określeniem "ożywianie". Sugeruje ono, że coś martwego przywrócone jest do tego żałosnego życia, a przecież tym całym "ożywianiem" sprawiam, że martwe istoty zyskują właściwą nieśmiertelność i stają się lepsze od tych żywych. Dlatego wolę tą czynność nazywać "unieśmiertelnianiem".
Oto właśnie moja historia. Nie jestem złym czarownikiem z mrocznej wieży, o nie... Jestem wizjonerem, który dąży do spełnienia swej idei uratowania ludzkości. Waszym wybawcą. Nie dziękujcie, tylko zaakceptujcie przemianę, do jakiej dąży świat.
-
- Najnowsze posty napisane przez: Morviles
- Odpowiedzi
- Odsłony
- Data
-
-
Re: Tylko martwi nie kłamią
Każde życie zaczyna się w ten sam obrzydliwy sposób. Nowa istota niczym pasożyt po pewnym okresie przestaje żerować i opuszcza ciało nosiciela w akompaniamencie wrzasków bólu i fali posoki. Następnie w … - 17 Odpowiedzi
- 9124 Odsłony
- Ostatni post 5 lat temu Wyświetl najnowszy post
-
-
-
Re: Tylko martwi nie kłamią
Spojrzał z wyrzutem na podsunięty mu pod nos gulasz. Nie uniósł wzroku na tłustego karczmarza, który wracał już za swój kontuar, tylko wpatrywał się w miskę z posiłkiem. Wyraźnie widział, że danie zosta… - 17 Odpowiedzi
- 9124 Odsłony
- Ostatni post 5 lat temu Wyświetl najnowszy post
-
-
-
Re: Prośby o napisanie aury
Proszę o napisanie Aury. - 1512 Odpowiedzi
- 676213 Odsłony
- Ostatni post 5 lat temu Wyświetl najnowszy post
-