Na niebie zawitało pełne słońce, oświetlające port i odchodzące w głąb miasta kanały. Aleksandros podziwiał z dziobu swojego statku jego architekturę. Po kilku miesiącach spędzonych na morzu inaczej postrzegał miejskie zabudowania. Kiedy pojawił się w umówionym miejscu gdzieś na uboczu dzielnicy portowej, oprócz niego w małej łodzi siedziały jeszcze 2 osoby — na oko kilkunastoletnia dziewczynka, która nie odzywała się od momentu ich przybycia oraz Flyn jeden z miejscowych łotrów. W tym zawodzie niewielu było takich, co nie wbiliby nóż w plecy dla kilku monet. W gruncie rzeczy nasze światy nie są bardzo różne od siebie, pomyślał Aleksandros. Zarówno oni, jak i my zawieramy sojusze, knujemy, staramy się wywalczyć jak najlepszą pozycję, spędzamy wieczory na upijaniu się. Tylko że oni robią to na lądzie. Łódź przechyliła się, kierując ich w ciemny zaułek.
- Czego chcesz Al? - zaskrzeczał Flyn, kiedy znaleźli się wystarczająco głęboko w mrocznej alejce. - Bo wiesz, jesteś mistrzem w swym fachu… no i ten… hmm. - Zanim dokończył, rozmówca wyciągnął złotą monetę. - Do rzeczy Al, czas to pieniądz. - Mężczyzna szybko zebrał się w sobie. - Zaopiekuj się tą małą i naucz ją wszystkie o naszym fachu. - Wykrztusił niemal jednym tchem. Bandyta roześmiał się głośno, słysząc jego słowa. - Ty tak poważnie? Czy ja ci wyglądam na nauczyciela? - Zażartował. Dziewczynka zmieszana wbiła wzrok w podłogę, kiedy przeniósł na nią spojrzenie. - Z drugiej strony może mi się przydać, wielu wysoko urodzonych lubi zabawy z dziećmi, a gdyby im tak podrzucić morderczą zabawkę... - Kończąc, roześmiał się kolejny raz, tylko nieco głośniej. To nie było łatwe spotkanie. Jedno było pewne — Flyn lubił grać ostro. A tego właśnie Aleksandros obawiał się najbardziej. Kiedy wypłynął z ciemność, w łodzi był już tylko on sam.
Jeszcze tej samej nocy Flyn zabrał swoją uczennicę do jednej z karczm za miastem. Dziecko z przerażeniem w oczach rozglądało się po lekko oświetlonym wnętrzu, szemranych typów było tam co niemiara trzeba przyznać. W oczach jednego z nich zalśniła chęć mordu. Chwycił za włócznię. Przemytnicy stężeli i złapali za broń ukrytą pod płaszczami – Flyn za przypasane miecze. Dziewczynka jedynie lekko, niezauważalnie drgnęła. Nagle wzrok osiłka padł na karczmarkę. Wybałuszył oczy, sapnął ociężale i wypuścił włócznię z rąk, po czym zniknął w niewidocznej części pokoju. Podchodząc bliżej karczmarki, łotr ukłonił się lekko.
- Co byś powiedziała na nowego pracownika w zamian za opiekę ma’am? - Ta po chwili namysłu skinieniem ręki nakazała mu iść za sobą. Ta scena nie zaskoczyła Flyna w najmniejszym stopniu. Mimo iż Viktoria nie należała do arystokracji, niewątpliwie posiadała środki i wpływy wykraczające poza możliwości każdego wysoko urodzonego w tym mieście. Zostali poprowadzeni po stromych, kamiennych schodach do prostego pokoju o gołych ścianach bez okien, pośrodku którego stał stół sporych rozmiarów, na którym leżały sterty papierów. Kobieta okrążyła go, zasiadając na zdobionym fotelu i wskazując ręką na krzesła po drugiej stronie. - Panie Flyn — Zaczęła, kiedy wszyscy już usiedli. - Zaopiekuje się tą młodą damą pod jednym tylko warunkiem... Najszybciej jak to możliwe, nauczysz ją przynoszenia zysków. - Mężczyzna uśmiechnął się ironicznie, co nie zmieniało faktu, że w głębi duszy odetchnął ciężko. -Dwanaście dni, tyle daje ci czasu. - Kąciki ust Viktori lekko drgnęły, kiedy dodała — Ale, przed zachodem słońca masz każdego dnia przyprowadzać ją do mnie.
-Czy ty sugerujesz, że mógłbym... - Zaczął, jednak został szybko uciszony jednym ruchem ręki. - Flyn jesteś przemytnikiem, bandytą i zabójcą po tobie można spodziewać się wszystkiego. - zachichotała cicho. - Ale mam swój honor…
Następnego dnia o wschodzie słońca zabrał on dziewczynkę za miasto, gdzie zaczął wstępne przygotowania. Po kilku godzinach treningu, w czasie przerwy Flyn podszedł do młodej uczennicy, siadając tuż obok niej. - Hej w sumie to nawet nie wiem, jak masz na imię. - Ta nagle przeniosła spojrzenie na ognisko. -Pani Viktoria próbowała mi jakieś wczoraj wymyślić. - Flyn roześmiał się głośno i przeraźliwie jak to miał w zwyczaju. -Poczekaj, nazwę cię… Sparta… może być… - Dziewczynka kiwnęła tylko głową na znak akceptacji. Po chwili odpoczynku trenowali już do późnych godzin wieczornych, wraz z zachodem słońca przemytnik zabrał Sparte do karczmy.
Poranek był ciepły i słoneczny. W porcie dało się słyszeć charakterystyczną wrzawę towarzyszącą wnoszeniu i wynoszeniu towaru, zaciętym negocjacjom oraz rzewnym pożegnaniom. W cieniu budynku błazen prezentował sztuczki ku uciesze dzieci i mieszczan. Gdzie indziej wciąż pijani marynarze, zataczając się, śpiewali szanty. Pod nogami plątały się psy i koty, a między nimi przemykały wygłodniałe dzieciaki w poszukiwaniu luźno zwisającej sakiewki. Ku uciesze nauczyciela Sparta szybko się uczyła. Ciekawy jej umiejętności Flyn postanowił zaplanować na ten dzień (już czwarty) test. Wszystko poszło zgodnie z planem, stary kupiec pochłonięty flirtującą z nim młodą dziewczyną nawet nie zauważył przemykającego za jego plecami Flyna. Łatwy zysk i to tylko dlatego, że miał ze sobą to dziecko. Bawiło go to jeszcze przez cały wieczór, kiedy po odprowadzeniu Sparty do karczmy został tam na dłużej. Tego wieczoru, jak i każdego poprzedniego i pewnie następnego Viktoria uczyła ją liczyć i czytać. Dziewczę miało talent do przyswajania sobie wszelakich rzeczy, dlatego nauka była dla karczmarki tylko drobnostką.
Dwunastego dnia po zachodzie słońca Viktoria ponownie wezwała do siebie Flyna i jego uczennice. Rozsiadając się wygodnie w fotelu, wpatrywała się w nich przez dłuższą chwilę, do momentu, kiedy zniecierpliwiony przemytnik nie wytrzymał. - No i co! - Rozmówczyni zachichotała cicho. - Flyn zawsze byłeś niecierpliwy. Co innego twoja towarzyszka, istna oaza spokoju. - Kobieta sięgnęła do kieszeni, wyciągając z niej złotą monetę z widniejącym na niej symbolem w kształcie czaszki. Uśmiechnęła się nieznacznie, wręczając ją dziewczynce.
-Teraz jesteś jedną z nas.
Sparta pomimo swojego młodego wieku szybko rosła w szeregach szajek. Podążając za radami swojego mentora już po kilku latach była w głównej czołówce miastowych łotrów.
Z czasem wyrosła na piękną i zabójczą kobietę. O jej urodzie najlepiej świadczy fakt, że nieraz w rozmowie Flynowi udało się zażartować słowami. “Gdyby nie twój młody wiek już dawno byłabyś moją żoną” - zazwyczaj samemu śmiejąc się z tego, co powiedział.
------------------------------------------------------W cieniu balu---------------------------------------------------
Wielki letni bal zacząć miał się za niecały tydzień. Pech chciał, że akurat na dwójkę z zebranych tam arystokratów pojawiło się zlecenie. Duży przypływ złotych monet, których Viktoria była fascynatką, szybko przerodził się w doskonały plan, którego częścią okazała się Sparta wraz z Flynem. Plan był nadwymiar prosty, jako iż cele — kobieta i mężczyzna, książęta z pobliskich zamków byli specyficznymi osobami. Starszy z rodzeństwa 19-letni Kornev jak udało im się dowiedzieć, był amatorem starszych kobiet i dużych biustów, co czyniło go łatwą zdobyczą dla Viktorii. Trzy lata młodsza Riel zakochana była w jednym z okolicznych baronów, ta część planu przypadła w udziale Sparcie. Przygotowania zajęły im niemalże cały tydzień, Viktoria całymi dniami przesiadywała nad sukniami, kiedy to dwójka zabójców rozpoznawała teren wokół sali balowej.
Bal miał się zacząć lada dzień, tego wieczoru miały nastąpić ostatnie przymiarki sukni. Kiedy obie kobiety wyszły zza parawanu w swoich kreacjach, Flyn niemalże nie spadł z krzesła. Sparta ubrana w długą spódnicę oraz imitację biustonosza wszystko utrzymane w czarnych kolorach z nutką złotych elementów. Strój ten doskonale podkreślał jej nieco ciemniejszy, nomadyjny kolor skóry oraz uwydatniał kobiece kształty. Suknia Viktorii nie wyróżniała się jakoś szczególnie poza tym, że była nieco bardziej obcisła z widocznym podkreśleniem talii kobiety.
Bal zaczął się wczesnym wieczorem, gości było co niemiara, wszyscy pozornie dobrze się bawili do pewnego momentu. Nagle z jednej z sal na piętrze wybiegła przerażona kobieta, wykrzykując -Książe Kornev nie żyje, nie żyje… zasztyletowany w łożu… - Ludzie zaczęli rozglądać się za Riel, której także nie było w sali, zwabiona podstępem do pałacowych ogrodów właśnie w tym momencie wydawała z siebie ostatni dech.
Księżniczka długo przemierzała ogrodowy labirynt, będąc cały czas obserwowaną przez Sparte i Flyna, którzy mieli nie lada ubaw, naśladując odgłosy miłosnych figli. Riel przekonana, że to z jej wybrankiem Sparta poczyna sobie w ogrodzie, nieświadoma, jaki błąd popełnia, brnęła dalej w jego głąb. Kiedy znaleziono martwą księżniczkę cała trójka już dawno piła spokojnie w karczmie…
------------------------------------------------Ostatni dzień łotra----------------------------------------------
Będzie to krótka opowieść Aleksandros, wuj Sparty powrócił w jej 24 urodziny. Historia, którą opowiedział dziewczynie o jej rodzinnym domu, rodzicach majątku i takich tam była długa. Opowiedział jej także o tym, że gdyby nie decyzja o tym, żeby wywieźć ją daleko za granice, mogli wszystko stracić (wraz z ukochaną córką). Jednak teraz, gdy jest już dorosłą kobietą i potrafi o siebie zadbać, nadszedł najwyższy czas, aby wróciła w rodzinne strony. Sparta dobrze pamiętała rodzinne strony dom, rodziców, stadninę i te wszystkie piękne konie. Przez chwilę przypomniała sobie nawet o chłopcu, z którym się bawiła za młodu, chociaż nie pamiętała nawet jego twarzy ani imienia. Tak wiele by dała, aby jeszcze raz znaleźć się u progu swoich drzwi. Flyn powstał ze swojego krzesła, ocierając łzy dziewczyny -Nic się nie martw młoda, jeszcze się spotkamy. - Pożegnań nie było końca, kiedy to ostatni raz stawała na skrzypiącej podłodze karczmy. Viktoria ku zdziwieniu wszystkich rzuciła się w ramiona Sparty, ukradkiem wciskając jej w dłoń złotą monetę. -Pamiętaj, gdzie byś nie była, bractwo zawsze jest z tobą. - Flyn zaś, chcąc być oryginalnym, wyciągnął zza pasa swoje sztylety. -Masz młoda niech Truciciel i Zdobywca i tobie przyniosą szczęście...