Kirves nigdy nie poznał swoich prawdziwych rodziców. Został wychowany przez rodzinę ludzkich druciarzy - wędrownych rzemieślników zajmujących się głównie drobnymi naprawami. Oczywiście młody smokołak o tym nie wiedział, uważał ich za swoją prawdziwą rodzinę. Był on bardzo radosnym dzieckiem, które było w stanie znaleźć sobie przyjaciół niezależnie, gdzie jego rodzice się udali. Podróżując po wioskach, uczył się od rodziców podstaw fachu: jak zszywać ubrania, drutować dzbany, jak tworzyć i sprzedawać małe rękodzieła oraz wiele podobnych umiejętności. Od nich też nauczył się, jak się poluje, jakie zioła mogą zaszkodzić, a jakie pomóc oraz innych zdolności użytecznych każdemu, kto żyje na drodze. Chłopiec był szczególnie uzdolniony z igłą i nitką. Szybko zaczął wyręczać rodziców w tej kwestii, samodzielnie cerując ubrania, a w wolnym czasie szyjąc nowe komplety odzież.
Taki styl życia jednak niesie ze sobą wiele zagrożeń i mimo całej ostrożności, jaką przybrani rodzice Kirvesa zachowywali na co dzień, pewnego dnia, gdy rodzina jechała wozem w stronę Ekradonu poprzez okolice Nowej Aeri, ich wóz został napadnięty. Była to zorganizowana grupa rozbójników polująca na pojedyncze nieuzbrojone wozy, wyjeżdżające z miasta po sprzedaniu wszelakich dóbr. Jednak nawet wózek szmaciarza stanowiłby dla nich łakomy kąsek. Już same muły ciągnące pojazd sprawiały, że napad stawał się opłacalny.
Bandyci najpierw zabili przybranego ojca chłopca. Szybka i ostra strzała przebiła jego lewą pierś, zabijając go na miejscu. Kirves i jego matka, którzy widzieli śmierć mężczyzny, skryli się w wozie. Przerażony chłopiec wtedy po raz pierwszy odkrył swój talent do magi intuicji, w strachu przed nadciągającymi oprychami, nieświadomie podpalił wóz. W ogniu zginęła matka chłopca, przypadkowo zabita przez swojego przybranego syna. Natomiast samo dziecko odkryło swoje prawdziwe dziedzictwo i przemieniło się w smoka, w panice uciekając na skrzydłach byle dalej od pożaru, w którym ginęło cale jego dotychczasowe życie.
Leciał długo, pchany panicznym strachem. Zatrzymał się dopiero, gdy jego lęk się wyczerpał. Wtedy to poczuł, jak bardzo jest zmęczony. Pod sobą zobaczył niewielką dolinę. Po tym, jak wylądował na niewielkiej polanie, zabrakło mu sił, żeby cokolwiek więcej zrobić. Zemdlał pod zachodzącym już słońcem.
Obudził go palący głód, pragnienie i chłód porannej ziemi. Chłopiec wstał i rozejrzał się. Łagodne stoki gór otaczających dolinkę były porośnięte bujnymi bukami. Dopiero po dłuższej chwili, do umysłu chłopca napłynęły wspomnienia z poprzedniego dnia. Śmierć jego ojca i matki. Matki, którą własnoręcznie zabił. Czy on jeszcze w ogóle kontrolował to ciało? Tyle rzeczy wydarzyło się bez jego woli. Czy w ogóle to ciało należało jeszcze do niego?. Bestia, w którą się wcześniej przemienił, przerażała go. Na domiar złego nie wiedział, gdzie się znajdował.
„Muszę być gdzieś w Górach Dasso.” Pomyślał. „Raczej gdzieś nisko. Wyżej nie rosną takie drzewa, mimo to od najbliższego domu człowieka dzielą mnie najpewniej całe dni drogi. Muszę znaleźć jakieś jedzenie i wodę” Żal i przerażenie po stracie rodziców nadal pozostawało w umyśle chłopca, ale potrzeba zdobycia jedzenia i picia była dla niego chwilowo ważniejsza.
Była to wczesna wiosna. Ostanie plamy śniegu kontrastowały swą przybrudzoną już bielą z jasnozieloną wiosenną trawą. Na prosto zdobyte jedzenie w postaci jagód czy orzechów nie było co liczyć, natomiast jeżeli chodziło o wodę Kirves usłyszał szum rzeki płynącej dnem doliny i to właśnie w tamtą stronę się udał. Po drodze jeden szczegół przykuł jego uwagę. Był to dym, a dym na ogół wskazuje na obecność jakiejkolwiek cywilizacji. Dziecko niezwłocznie zwróciło się w tamtą stronę, chcąc wybadać sprawę. Może wcale nie był tak daleko od ludzkich osad, jak mu się wydawało. Kiedy tam doszedł, okazało się, że była to pojedyncza chata, zbudowana z topornych bali drewna i uszczelniona mchem. Z niewielkiego dymnika unosił się dym świadczący o tym, że w domu ktoś jest i gotuje ciepłą strawę. Na myśl o tym chłopcu zaburczało w brzuchu. Przed zapukaniem do drzwi powstrzymywała go jedna myśl. Kto może żyć samotnie na takim odludziu? Nieraz słyszał bajki o wiedźmach żyjących samotnie w lasach i zjadających nieostrożne dzieci. Przemógł jednak strach i zapukał do drzwi.
- Co do...- Usłyszał, wkrótce głos zaskoczonego mężczyzny.
„Przynajmniej to nie Baba Jaga” Pomyślał chłopiec. Chwilę później przed młodym smokołakiem stanął starszy mężczyzna z mieczem w ręce. W pierwszej chwili chłopiec odruchowo się odsunął, jednak mężczyzna nie wykonał żadnego wrogiego gestu. Dzięki temu Kirves mógł się mu dokładniej przyjrzeć. Był to prawdopodobnie człowiek. Jego głowę pokrywał wieniec siwych włosów. Miecz ściskał w lewej ręce, a prawej mu brakowało. Była ona odcięta tuż powyżej łokcia. Na jego pomarszczonej twarzy malowało się zdziwienie.
Kirves spotkał Senema. Był on weteranem licznych walk, starym najemnikiem co niejedno w życiu widział. Po tym, jak stracił rękę, postanowił osiedlić się jako pustelnik z dala od ludzi. Poczęstował chłopca skromnym zapasem jedzenia i zaoferował mu, że odprowadzi go do najbliższej wsi. Chłopiec odmówił, nie miał czego tam szukać, jego rodzice byli martwi. Na życzenie staruszka opowiedział mu swoją historię. Dzięki temu zdołał uporządkować wydarzenia, a żal po śmierci rodziców zastąpił gniew i żądza zemsty na wszystkich bandytach tego świata. Podczas opowiadania historii łzy zastąpiły zaciśnięte pięści. Starzec słuchał uważnie, z rzadka tylko komentując lub pytając o szczegóły. Kiedy chłopiec doszedł do fragmentu opowieści, kiedy to zmienił się w smoka, starzec mu przerwał. Widział on paru smokołaków w ciągu swego życia jako najemnik. Podzielił się on swoją wiedzą ze zdezorientowanym gościem. Na chłopcu wywarło to wielki wrażenie. Czy jego rodzice na pewno byli jego rodzicami? W każdym wypadku teraz miał pewność, że jest sobą i tylko sobą, a moc, której doświadczył podczas lotu, należała do niego. Myśl ta była dla niego zaskakująco pocieszająca.
Senem w zamian za historię dziecka opowiedział chłopcu, kim był, zanim się osiedlił w górach. Kirves usłyszawszy o tym, złożył starcowi propozycję. W zamian za pomoc w prowadzeniu domu i zdobywaniu jedzenia. (Wszak ciężko jest staremu kalece przetrwać samotnie w górach. ) Semen miał uczyć chłopca, jak walczyć. Starzec zmęczony trudami samotniczego życia przystał na tę propozycję. Zrobiło mu się też żal samotnego chłopca, który nie miał nikogo na świecie.
W ten to sposób Kirves dowiedział się, jak używa się topora, miecza, tarczy oraz innych broni. Jak walczy się wręcz, oraz w jaki sposób za pomocą łuku wyrządzić jak najwięcej krzywdy wrogowi. Senem, który wiedział, jak przeraźliwym przeciwnikiem może być wyćwiczony smokołak, zachęcił chłopca również do tego, by w samotności odkrywał dary swojej rasy.
Po kilku latach Semen zmarł ze starości. Kirves już wtedy wyćwiczony młodzieniec opuścił wtedy chatkę i wyruszył do Nowej Aerii gdzie najemnicy zawsze byli w cenie, a walczyli oni głównie z bandytami, którzy zagrażali handlowemu powodzeniu miasta. Właśnie z takimi wrogami Kirves chciał walczyć ponad wszystko. Czyż w końcu nie przez takich opryszków zginęli jego rodzice? Jednak z każdą kolejną walką zemsta stawała się coraz bardziej pusta. Jego rodzice byli tak samo martwi niezależnie ilu rozbójników zabił, ale walka pozwalała mu chwilowo zapomnieć zarówno o starcie rodziców, jak i o śmierci Semena, który zdążył się stać dla Kirvesa drugim ojcem. W pewnym momencie odkrył, że walka sprawia mu przyjemność. Podczas potyczek zawsze przesuwał się do centrum akcji, masakrując oddziały wrogów. Pozostali najemnicy, z którymi wcześniej utrzymywał raczej przyjazne stosunki, widząc, jak zachowuje się ich towarzysz w walce, zaczęli się od niego odsuwać.
Po niemal roku takiej pracy. Oddział smokołaka stanął do boju przeciwko szczególnie dużej i zaciekłej grupie bandytów. Po dłuższej walce z najemników zastały tylko niedobitki w tym Kirves. Osaczony przez wrogów siał śmierć w formie hybrydy. Podczas tej walki po raz pierwszy wpadł on w szał. Całkowicie się zatracił w emocjach związanych z walką. Miecz, który otrzymał jeszcze w górach od Senema, pokrył się krwistymi płomieniami, mimo iż jego rękojeść pozostała chłodna, lecz nawet gdyby jarzyła się na biało, niczym żelazo kute przez krasnoludów w ich podziemnych kuźniach, to i tak najemnik nic by nie poczuł, tak ogarnięty był szałem. Ciosy jego mieczem przepalał się przez każdą, nawet najtwardszą zbroję, jaką posiadali przeciwnicy. Wrogowie trafieni tym mieczem nie krwawili, każda rana była od razu przypalona w taki sposób, że zwęglone tkanki tamowały upływ krwi. Powietrze pachniało palonym mięsem.
Wtem jeden ze zbójców zamachnął się mieczem na Kirvesa. Ten zablokował cios mieczem, lecz o dziwo blok nie doszedł do skutku. Miecz rozbójnika musiał być w jakiś sposób zaklęty, a może gorąc magicznych płomieni tak rozgrzał stal, że ten rozhartował się i stracił twardość nadaną mu przez skrzętnych kowali poprzez zanurzanie jej w zimnej wodzie tuż po rozgrzaniu jej do czerwoności. W każdym wypadku cios ten przeciął miecz berserka na dwie połowy i ugodził w pierś najemnika, zostawiając po sobie długą ranę biegnącą na ukos przez jego pierś, od lewego obojczyka, aż za mostek. Kirves w amoku nie przykładał do tego jednak większej wagi. Teraz, zamiast rąbać i siec mieczem, szarpał i rwał pazurami. Chwycił nieszczęśnika za głowę i roztrzaskał ją o swoje kolano. Galaretowaty tłuszcz mózgu przylepił się do jego rąk i kolana, już wcześniej pokrytych krwią.
Walczył jeszcze przez dłuższy czas. Kiedy nikt go już nie atakował, rozejrzał się w poszukiwaniu wrogów, ale nie zobaczył nikogo, z kim mógłby walczyć. Wszyscy pouciekali. Na niego patrzyło tylko kilku przestraszonych towarzyszy broni, którzy przetrwali walkę, a teraz lękali się o własne życie w obliczu zakrwawionej bestii. W tym momencie Kirvsa ogarnęła euforia. Zwyciężył. Spojrzał w dół na swoją ranę. Nie wyglądała groźnie. Ostrze ledwo przecięło łuski.
Po tej walce i powrocie do miast Kirves zdezerterował. Nie był w stanie funkcjonować w ramach społeczeństwa. Drażniły go drobne rzeczy. Deszcz co za długo padał. Lekko przypalone mięso. Lekko podrażniony tymi niedogodnościami czuł bestię, którą teraz wiązały bardzo słabe łańcuchy. Wiedział też, ile radości sprawiłoby mu wypuszczenie jej na zewnątrz, by spijała ludzką posokę ze szczątków jego wrogów. Bał się jej. Co, jeżeli niewinni ludzie by zginęli? Jak jego matka.
Pewnego dnia odebrawszy wypłatę, przemienił się w smoka i uciekł w góry, gdzie odnalazł chatkę, w której niegdyś mieszkał z Semenem, dopóki ten żył. Po kilku miesiącach życia z dala od ludzi odzyskał spokój. Gdy uznał, że może bezpiecznie skonfrontować się z ludźmi, wyruszył w drogę w poszukiwaniu bitwy.
Tak więc Kirves pogrążył się w cyklu masakr i odpoczynku od nich. Wypuszczania bestii i krępowania jej. Z czasem nauczył się kontrolować emocje na tyle, że nie po każdej bitwie musiał koić nerwy w lesie przez kilka miesięcy, niekiedy wystarczała mu kilkugodzinna medytacja. W pewnym momencie uznał, że do tego, jak walczy w szale, bardziej pasuje topór niż miecz i to takiej broni zaczął używać. Wkrótce zyskał sobie sławę jako Kirves Ognisty Topór.
Tak więc Kirves rozpoczął swoją wędrówkę po Alarani w poszukiwaniu krwi.