Rozdział 0 – Korona, która nie skruszeje, przez tysiące lat biczem czasu smagana
W odległych czasach, na długo przed nadaniem naszemu kontynentu jego oficjalnej nazwy, zdarzyło się, iż potężni czarodzieje umknęli z tych ziem, aby móc oddzielić się wzburzonymi morskimi falami od spraw tak przyziemnych, że ich błądzące po niebiosach umysły znieść takich nie mogły; ale to historia z pewnością wszystkim wam znana, z ust babcinych lub trubadurskich poznana. W pamięci waszej pewnie także tli się świadomość, że mędrcy ci z dna morza wyspę wydobyli i podjęli się na niej doskonalenia swej sztuki, z dala od problemów świata. Wielu z nich odnalazło w tym radość, wielu jednak powróciło do swego domu, nie mogąc znieść tęsknoty; lecz nie przestawajcie czytać, przeświadczeni, że jedynie stare opowieści powtarzam, gdyż jeszcze mocno się zdziwicie.
Pośród Czarodziei znalazło się bowiem i kilku, dla których ich moce były jadem zamieszkałym w sercach, a ambicje sięgały daleko poza brzegi ich krainy. Gdy część ich współziomków postanowiła powrócić do Alaranii, podpatrzyli budowę latającego okrętu i skonstruowali własny, choć o wiele mniejszy i nie tak wspaniały. Pożeglowali oni w nieznane, za cel obierając sobie horyzont i krainę, która nie uraczyła jeszcze magii. Wiele lat podróżowali bez żadnego sukcesu, a ich zapał zaczynał słabnąć – łańcuch trzymający ich ze sobą pokrywał się rdzą kłótni i niesnasek. Coraz wyraźniej jawiło się jego zerwanie, a co za tym szło – widmo konfliktu, który mógł doprowadzić do zniszczenia okrętu i uczynienia morskiego dna nowym domem dla przeżartych ambicją czarodziei. Na szczęście (choć zależy, czyimi oczami patrzeć), gdy doszło do tego, że otwierając usta, dało się niemal wyczuć smak napięcia wiszący w powietrzu, na horyzoncie ukazał się ląd. Wszyscy momentalnie odłożyli swe uprzedzenia na bok, zachwyceni tym, że nareszcie dotarli.
Wylądowali na wyspie – niemałych rozmiarów, jednak wciąż wyspie, wyrywanej z dna morskiego, nękanej erupcjami wulkanów oraz trzęsieniami ziemi. A mimo to odnaleźli tam życie; ludzie zamieszkujący tę krainę byli prostym ludem, jednakże zahartowanym przez życie w tak niegościnnym środowisku; gruboskórni, wytrzymali, zaradni. Nigdy jednak żaden z nich nie uraczył magii w ilościach większych niż kruszyny ze Świata Magii, wysypujące się jak piasek z przedziurawionego worka. Dlatego też na widok latającego statku, zgromadzeni na wybrzeżu ludzie padli na kolana i zaczęli bić pokłony, przekonani iż mają przed sobą boską istotę; wrażenie to jeszcze bardziej pogłębił wygląd tych, którzy z niego wysiedli – obcy, piękni, wysocy, o oczach rozbłyskających światłem. Czarodziejom taki obrót spraw bardzo przypadł do gustu, dlatego postanowili nie wyprowadzać tubylców z błędu, a nawet jeszcze bardziej go pogłębić; nie minęło wiele czasu, a przybysze zaczęli naginać do swej woli samą wyspę, a także jej mieszkańców, tworząc swój własny panteon i rozpoczynając rządy w krainie.
Prędko przystąpili do wykorzystywania jej zasobów, zajmując się wznoszeniem miast, o których wcześniej nie śniło się im nowym wyznawcom, a także ustanawiając nowe prawa; zarówno dotyczące życia codziennego, jak i religijnego. Nowi bogowie szybko zaczęli odnajdywać się w swojej roli, tworząc społeczeństwo kastowe, na którego szczycie stali oni – istoty dzierżące nieograniczoną niczym władzę. Prędko także zaczęli się nią upajać, wykorzystując coraz większe jej pokłady, jednak przez cały ten czas coś każdemu z nich przeszkadzało; ich władza okazała się nie być tak znowu absolutną, gdy powoli zaczynali wchodzić sobie w drogę. Proces ten był powolny i subtelny, niczym drążenie skały przez wodę; ten, kto ujrzał wspaniałe, pełne stalaktytów i stalagmitów jaskinie sam jest świadkiem, jak maleńkie zło, gdy przez lata ranę jątrzy, niedosłyszalnie uczyni to, co czynić ma. Wybrzeże wyspy wkrótce zapłonęło ogniem wojny.
Jej rozmiary nie mogły dorównywać tym toczonym na kontynencie alarańskim; brakowało do tego zasobów – zarówno w postaci ludzi, jak i wytrzymalszych surowców. Wyróżniała się jednak jednym – zawziętością. Wojny fanatyków należą do najbardziej brutalnych, jakie mogą zaistnieć; napędza je nie chęć obrony własnych bliskich, lecz czysta nienawiść wobec tych, którzy stoją po drugiej stronie ostrza. Konflikt mógł bardzo łatwo doprowadzić do zniszczenia wszystkiego, co udało się stworzyć na wyspie, a nawet zaważyć o przetrwaniu jej ludności; żaden z „bogów” nie chciał ustąpić i nie pozwalał zasiać choćby ziarna nadziei na pokój inny, niż przez wyniszczenie wrogów. Stało się jednak, że do gry wkroczył jeszcze jeden zawodnik.
Pewien demon postanowił zabawić się losem czarodziejów i wręczył jednemu z nich maskę; potężny artefakt przepełniony magią przeznaczenia, która czyniła noszącego ją panem tegoż. Traf wybrał Kerlexa, stosunkowo młodego czarodzieja, mistrza umysłów, którego wyznawcy wyróżniali się wiernością nawet spośród wypełniających wyspę fanatyków. Z pomocą podarowanej mu przez demona maski zdołał w ciągu kilku lat pokonać wszystkich swoich rywali oraz wymazać ich imiona z kręgu bogów – niemalże wszystkich ich czekała śmierć i spalenie ciał, tylko jeden z nich, widząc dominację Kerlexa, postanowił się przed nim ukorzyć; stał się jego niewolnikiem, którego magię oraz umysł nowy, jedyny bóg poddał całkowitej kontroli. Tak oto kraj zjednoczył się na nowo, tym razem pod przywództwem tylko jednego bóstwa, które upajało się nową, prawdziwie nieograniczoną władzą.
Stało się jednak coś, czego zaślepiony żądzą potęgi nie potrafił ujrzeć; użyty przez niego artefakt nie tylko zapewnił mu olbrzymią kontrolę nad nićmi przeznaczenia, szczególnie tymi oplatającymi jego wyspę, ale również zaczął wpływać na niego samego, niosąc ze sobą klątwę z innego wymiaru. Już w pierwszych miesiącach po założeniu jej, jego ciało zaczęło się zmieniać; jego skóra przybrała nową barwę oraz fakturę, szczęka rozpoczęła podróż ku bardziej zwierzęcym kształtom. Po latach jasno mógł ujrzeć, że magia drzemiąca w masce wypacza jego ciało, i to dogłębnie – stał się demonem, przemienionym, związany z mocą artefaktu nierozerwalną więzią. Nie musiał już go nosić, jednakże nie był także w stanie powstrzymać zmian następujących w jego organiźmie. Zachował człowiecze kształty, jednak nad wyraz nietypowe, z wielką ilością „dodatków” w postaci chociażby rogów czy przeformowanych dłoni.
Tego, czego nie dostrzegał, były zmiany zachodzące w jego umyśle – ten bowiem również dotykała potężna, demoniczna magia, powoli spychając go w otchłanie szaleństwa. Boskość Kerlexa, którą wszyscy z czarodziejów początkowo postrzegali jedynie jako narzędzie do realizacji ich celów, stała się dla niego sprawą, na której punkcie dostał prawdziwej obsesji. Powoli sam zaczął wierzyć, że rzeczywiście jest bóstwem, w połączeniu z jego całkowitym brakiem tolerancji wobec jakiegokolwiek sprzeciwu sprawiło, że jego rządy oznaczały się prawdziwym terrorem; całkowita indoktrynacja całej wyspy stała się dla niego elementem priorytetowym, w którym postrzegał sposób, aby jego rządy nigdy nie upadły. Zaczął przemieniać oblicze wyspy, czyniąc kult swojej własnej osoby najwyższą wartością w kraju; dla niewiernych nie znalazło się w nim miejsca. Kolejne tysiąclecia oznaczały się rozbudową świątyń, stawianiem pomników, organizacją kolejnych świąt oraz tworzeniem kasty kapłańskiej, która była rękami i oczami boga-władcy. Wybudował także wielki pałac-świątynie, górującą nad budynkami stolicy, jakby pnącą się ku niebu. Zorganizował także armię oraz wzniósł forty w strategicznych miejscach, mających na celu obronę jego boskiego imperium przed jakąkolwiek ingerencją ze strony świata; inni czarodzieje wielokroć wspominali o planach najazdu na kontynent, lecz jego własne ambicje, choć sięgające niebios, ograniczały się jedynie do wybrzeży wyspy.
Tak rządził Boski Kerlex, urządzając w nieznanej krainie teokracyjne, zamknięte na świat zewnętrzny państwo, w którym prawo do życia miał tylko ten, kto wyznawał go jako swego boga. Ów ład panował przez tysiące lat, aż do czasu, gdy umysł bóstwa skierował się w nową stronę.
Rozdział I – Kwiat nasączony wdzięcznością oraz strachem spod niebios napływającymi
Żyjący w swym pałacu Kerlex z czasem zaczął odczuwać pustkę, której nie były w stanie wypełnić tysiące wiernych, modlących się do niego każdego dnia, nie mogło zgromadzone w skarbcu złoto, nie mogły liczne pomniki, na które patrzył każdego dnia, ani nawet armia, której mógł rozkazać wszystko jednym machnięciem dłoni. Powoli zaczynały kiełkować w nim myśli o odległej przyszłości, a z tym wiązało się również i zastanawianie nad potomkiem. Ten pomysł utkwił w jego umyśle i wił się niczym robak, stopniowo sprawiając, że nie był w stanie już o niczym innym myśleć. Wkrótce też zaczął wcielać swoje plany w życie.
Wybrał sobie jedną spośród kapłanek – ta kasta składała się z ludzi nie tylko bezgranicznie mu oddanych, ale i obdarzonych wyjątkowymi przymiotami. Ignaya posiadała wszystkie, które Kerlex chciałby przekazać swojemu potomkowi; była inteligentna, piękna, a do tego obdarzona rzadko spotykaną odwagą – a mimo tego wszystkiego wciąż wierna mu, swojemu bóstwu. Urzekła go, choć darzył ją uczuciem na swój własny, wyniosły sposób. Uprzednio co prawda korzystał z usług nałożnic, jednak żadna z nich nie była w stanie obdarzyć go dzieckiem; nawet gdyby próbowała. Otworzył więc przed nią bramy swego pałacu i zaprowadził ją w miejsce, do którego nikomu innemu nie wolno było wchodzić; do podziemnego skarbca, gdzie strażnicy utkani z żywiołów dzień i noc pilnowali najcenniejszego ze skarbów – maski podarowanej przez demona. Tego dnia Kerlex nałożył ją na twarz swojej wybranki, a ta stała się podobna jemu; dołączyła do niego jako bogini – zarówno w pałacu, gigantycznym posągu na placu stolicy, jak i modlitwach oraz miłości wiernych. Wkrótce także pojawiło się i dziecko.
Ku zgrozie Ignayi oraz niezadowoleniu Kerlexa okazało się, że nie był to syn; nowa bogini dała życie małej istocie o skórze poprzecinanej błękitnymi znakami, w których tliła się uśpiona moc, oraz wielu cechach jej rodzicieli; na jej czole widoczne były niewielkie wyrostki, które wkrótce miały stać się pięknymi rogami, jej skóra posiadła barwę zgniłej zieleni, a lśniące magią oczy zdawały się wiedzieć znacznie więcej, niż umysł niemowlęcia byłby w stanie pojąć. Nowo narodzona nie zdawała sobie nawet sprawy, w jak wielkim zagrożeniu znalazła się u początku swojego życia; jedynie błagania oraz wstawiennictwo jej matki sprawiło, że nie została odrzucona i oddana innemu bóstwu – Śmierci. I choć Kerlex zdecydowanie chciał mieć syna, to zgodził się na to, aby dać swojej córce szansę.
Nadali jej imię Ziharria, co w pradawnym języku oznaczało „Następczyni". Mała rosła w pałacu-świątyni, a opiekę nad nią roztaczała zarówno jej matka, jak i specjalnie do tego przygotowywane kapłanki. Minęło pięć lat, podczas których Ziharria rozwijała się jak każde normalne dziecko, powoli zaczynając odkrywać świat wokół niej – świat kamiennych ścian oraz ciemnych korytarzy. Z każdym mijającym rokiem rosła także miłość, jaką darzyła ją Ignaya, a także wpływ mocy maski na umysł młodej „bogini”. Powoli przestawała wierzyć w boską naturę Kerlexa; każde jego pogardliwe spojrzenie na jej córkę, każda słabość, którą dostrzegała w jego sposobie bycia, sprawiała, że powoli zaczynał w niej wzbierać gniew, żal, a także śmiercionośny jad i pragnienie, by ów mógł krążyć w żyłach tego, kogo do niedawna uważała za boga. Stosunki pomiędzy nią, a Krelexem stawały się coraz bardziej napięte każdego dnia. O nocach nie wspominając; opis tego, co je wypełniało, nie jest odpowiedni dla stron żadnej z ksiąg. Nienawiść, kiełkująca w sercu Ignayi niczym ziarno gorczycy, pozostawała w ukryciu przed zaślepionymi pychą oczami „boga”. Aż w końcu boleśnie się o niej przekonał.
Gniew ten eskalował powoli, aż w końcu Ignaya postanowiła dać swojemu, nie tak dawno jeszcze wielbionemu bogowi, ostatnią szansę na odwrócenie losu, który obydwoje tak łatwo pletli. Wybranego przez siebie dnia przyszła do jego komnaty i zażądała od niego uznania Ziharri za swoją córkę, podarowania jej miejsca w ich panteonie, sercach wiernych oraz na pomniku całej ich trójki, który dla samozwańczych bogów znaczył o wiele więcej, niż mogłoby się to zdawać zwykłemu mieszkańcowi Alaranii – to te pomniki górowały nad budynkami, to do nich wędrowały myśli ludzkie i to im ich wierni oddawali pokłon każdego dnia. Kerlex, który nawet zaślepiony swoją urojoną boskością dostrzegał zagrożenie, które czaiło się w Ignayi – mimo wszystko uważał ją za istotę podlejszej natury i nie wyobrażał sobie, aby traktować ją na równi z sobą. Dlatego gdy usłyszał żądanie, wpadł w wielki gniew i zapewnił swojej dawnej ukochanej noc, której ta nie była w stanie nigdy zapomnieć. Poczucie triumfu szybko jednak opuściło samozwańczego boga, gdy Zaharria zniknęła wraz z matką, a kilka dni później ukazały się po drugiej stronie wyspy, gdzie bogini wygłosiła mowę, wzywając wiernych do walki. Jako, iż ci zdążyli żyć w miłości do niej — czy też może strachu – równie wielkiej, co do ich dawniejszego boga, rozpętała się wojna domowa; bardziej krwawa niż wiele spośród tych, które widziała Alarania – była to bowiem wojna fanatyków; walka ludzi przekonanych o tym, że po ich stronie stoi bóg i że warto poświęcić wszystko, aby tylko przyczynić się do zwycięstwa. Walczyli więc do ostatniej kropli krwi, do ostatniego oddechu, do ostatniej połamanej kości – była to wojna na wyniszczenie, niepodobna do niczego, co dane było widzieć tej wyspie; na śmierć ruszały nawet kobiety i dzieci, niemal niemożliwym było po prostu przejąć jakieś miasto bez wyrzynania wszystkich jego mieszkańców.
Wojna rozpoczęła się, gdy Ziharria miała dwa lata. Początkowo została oddana pod opiekę tych z kapłanek, które zdecydowały się stanąć po stronie bogini – miały zapewnić jej życie we względnym spokoju, w mieście położonym daleko od miejsc potyczek zbrojnych. Spędziła pośród nich blisko trzy miesiące, po których doszło do nieudanego zamachu na jej dziecięce życie; Kerlex, który nie wahał się uderzyć w punkt, który najbardziej zaboli jego przeciwniczkę. Gdy się o tym dowiedziała, Ignaya wpadła w ogromny gniew; doszło do czystki pośród całej kasty kapłańskiej, a przynajmniej tej części, która za nią podążyła. Oprócz tego od tej chwili Ziharria została oddana w ręce matki, przez co dla małej zaczęło się życie w ciągłej podróży wraz z maszerującym wojskiem.
Życie w armii nie było dla niej tak trudne, jakim mogłoby być; wiadomym jest, że wojsko nie jest z reguły przykładem zbioru osób, z którymi małe dziecko mogłoby odnajdywać towarzystwo. Jednak armia fanatyków miała tę jedną zaletę, że żadne z wojaków nawet nie śmiałby pomyśleć o wyrządzeniu jakiejkolwiek krzywdy Zaharrii – jedyne, czego mogła się obawiać, to zabójców wysłanych przez jej ojca; fanatyków ukrytych pośród fanatyków. Mogła więc przechadzać się po obozie całkowicie swobodnie, a wraz z wiekiem zaczynała to lubić; choć matka większość czasu nakazywała jej przebywać w namiocie pod okiem wybranych spośród kasty kapłańskiej, przysłuchiwać się naradom i planom bitew, to jednak uwielbiała chodzić i przyglądać się armii, szczególnie gdy zaczęła podrastać. A mała „bogini” rosła bardzo szybko. Do wieku czterech lat raczej nie było z nią większych problemów, gdyż całe dnie spędzała w rękach kapłanek, które oprócz podstawowej opieki zapewniały jej także namiastkę edukacji. Kiedy jednak nauczyła się chodzić, mówić i uczyć się samej, naprawdę trudno było za nią nadążyć. Sprawiła wiele problemów opiekującym się nią, zwłaszcza gdy odkryła, jak wielkim szacunkiem ją darzą i że nie są w stanie tak naprawdę się jej sprzeciwić – w końcu była ich bóstwem. Uciekała z namiotu i zadawała się z żołnierzami, którzy powoli zaczęli ją trenować w walce oraz innych zajęciach bardziej nadającym się dla nich niźli młodej bogini.
Kiedy Ziharria osiągnęła wiek siedmiu lat, kapłanki naprawdę nie były w stanie już za nią nadążyć; stały się na tyle bezradne, że Ignaya sama postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce; dorastająca córka doprawdy ją rozczulała, jednak stwierdziła, że musi zachowywać się jak prawdziwa bogini. A do tego, przynajmniej na razie, przyda jej się nieco dyscypliny. Bogini zaczęła spędzać z córką więcej czasu, starając się odciągnąć jej uwagę od spraw militarnych. Jednak dorastająca w czasie wielkiej wojny dziewczyna zdawała się sama czerpać umiejętności z otoczenia, choć znacznie rzadziej już uciekała niż wcześniej. W zamian jednak matka zabierała ją ze sobą kiedy tylko mogła; razem sprawdzały stan wojska, a także przyglądały się toczącej bitwie; Ziharria zaczęła pojmować zasady strategii oraz taktyki, a także tego, jak utrzymywać wysokie morale.
Wojna jednak nie mogła trwać wiecznie, a pomimo tego, że przez pychę oraz niedocenienie swojego przeciwnika Kerlex początkowo ponosił znaczne straty, to wkrótce jednak jego doświadczenie przewyższyło talent oraz błyskotliwość jego przeciwniczki. Gdy Ziharria osiągnęła wiek dziesięciu lat, szala powoli zaczęła przechylać się na jego stronę. Sprawiło to, że Ignaya stała się o wiele bardziej zamknięta w sobie, skupiona na wojnie, poświęcając córce coraz mniej uwagi, czasem nawet pozwalając przemawiać przez siebie swojej złości oraz wyżywając się na małej. Szczyt wszystkiego nastąpił w chwili, gdy uderzyła Ziharrię w gniewie. Matka przepłakała pół nocy, a następnego dnia postanowiła się poprawić i zabrała córkę na pierwszą w ich życiu podróż poświęconą tylko ich dwójce. Wybrali się do najpiękniejszego lasu na całej wyspie, gdzie spędziły kilka dni, podczas których, jak się zdawało, zdołały całkowicie odbudować swoje relacje, a nawet znacznie je umocnić. Zdarzyło się jednak coś, co rzuciło wielki cień na całe życie Ziharrii. Gdy wspinała się na drzewo, zraniła się w udo, a z rany pociekła jaskrawoniebieska krew o silnym blasku i barwie jej oczu. Spłynęła po drzewie, z którego w przeciągu kilku minut wystrzeliła nowa gałąź, rumieniąca się kwiatami. Ignaya ze zdumieniem odkryła, co jest w stanie zrobić krew jej córki. Powróciły wkrótce do obozu, aby ponownie zająć się wojną, jednak to, co zobaczyła „bogini”, utkwiło w jej pamięci i to w sposób, który bardzo ją niepokoił.
Rozdział II - Naczynie, które poi dusze bogów
Wojna trwała jednak cały czas, a to nigdy nie sprzyja budowaniu rodzinnych relacji; kolejne skrawki ziemi, odkupione litrami krwi, były zajmowane przez Kerlexa i Ignaya czuła, że szanse na zwycięstwo powoli zanikają – to właśnie dlatego posunęła się do rozpaczliwych rozwiązań. Niedługo potem Ziharria „przypadkowo” zraniła się podczas jednego z treningów, a kawałek materiału, którym ją opatrzono został skrzętnie dostarczony jej matce. Podobne wypadki musiały zdarzyć się jeszcze kilka razy, jednak z czasem Ignaya odkryła, jak wielki potencjał drzemie w posoce jej córki; potrafiła nie tylko wpływać nadzwyczaj wzmacniająco na żywe organizmy, ale także być źródłem energii zarówno przy używaniu wszelkiego rodzaju magii – zaklęcia używane przez kogoś posiadającego dostateczną ilość „boskiej krwi” stawały się silniejsze – i również przy tworzeniu nadzwyczajnych artefaktów. Przez jakiś czas powstrzymywała myśl o używaniu jej – ilość posoki potrzebnej do zrealizowania jej wizji była zatrważająca – jednak wraz z czasem oraz kolejnymi porażkami, gdy myśl ta wciąż tkwiła w jej głowie, w końcu się przemogła. Wyłożyła wszystko Ziharrii, a ta – poruszona słowami o losie ich żołnierzy, widząc śmierć coraz częściej zaglądającą do ich obozu, zgodziła się; bardzo jednak wątpliwe, aby dziecko podjęło taką decyzję samodzielnie.
Przez dwa lata młoda „bogini” miała regularnie pobieraną krew – każdego tygodnia po odrobince, której rozmiar zwiększał się tym bardziej, im gorzej szła wojna. Wkrótce były to ilości, które powoli wykańczały dziewczynę. Przez ten okres powoli coraz bardziej traciła kontakt z matką- zajętą wojną zarówno fizycznie, jak i umysłowo. Przez pierwszy rok jednak pojawiała się zawsze przy pobieraniu jej krwi – w drugim już nie. Ziharrii zabroniono wszelkich niebezpiecznych aktywności, choć po kilku miesiącach ciągłe oddawanie krwi sprawiło, że nawet nie była w stanie. W późniejszych miesiącach nawet bywały dni, które spędzała przykuta do łóżka; pod koniec drugiego roku właściwie z niego nie wychodziła. Coraz większą więc opiekę roztaczały nad nią kapłanki, z którymi po jakimś czasie Ziharria spędzała właściwie cały czas. Osłabienie oraz obecność bogobojnych kobiet – tak odmiennych od prostych żołnierzy – sprawiły, że z radosnej dziewczyny młoda „bogini” zmieniła się właściwie w cień samej siebie; skupiła się bardziej na umysłowym aspekcie, dużo czytając oraz ucząc się podstaw religii od kapłanek; uczenie bóstwa o tym, jak oddawać mu hołd, był dla nich bardzo dziwnym doświadczeniem. Wszystko to sprawiło, że Ziharria stała się nadzwyczaj pochmurna, smętna; utraciła możliwość czerpania radości z życia tak, jak to czyniła niegdyś. Zaczynała zdradzać objawy depresji, choroby kompletnie nieznanej na wyspie, gdzie wiara sprawiała, że wszyscy mieli poczucie sensu w swoim życiu.
Krew Ziharrii została wykorzystana na wiele sposobów, a każdy z nich oznaczał się niezwykłością; nadała moc wybranym wojownikom, czyniąc ich niszczycielskimi w boju, pozwoliła Ignayi rzucać potężne zaklęcia, potrafiące zmieniać losy bitew, a także zasiliła eksperymentalne twory – golemopodobne istoty, wzorowane na informacjach z ksiąg Kerlexa, niegdyś zajmującego się owym zagadnieniem. Wszystko to sprawiło, że armia „bogini” stawiła zażarty opór przeciwnikowi. Jednak nawet ta niezwykła krew była w stanie jedynie odwlec nieuniknione, jeszcze bardziej powiększając liczbę poległych. W końcu Ignaya została przyparta do muru, zmuszona bronić się w ostatniej pozostałej jej twierdzy; nie trwało to długo – przeważające siły wroga zalały obrońców, a sama „bogini” zginęła z rąk Kerlexa, a właściwie za sprawą jego magii, która to zrzuciła na nią całą wieżę. Ponownie jedyny bóg wkroczył do środka i odnalazł Ziharrię; szedł do niej z zamiarem zabicia jej, jednak gdy ujrzał w jej oczach lśniący błękit, ten sam, który towarzyszył nadludzkim wojownikom wroga oraz konstruowanym przez jego przeciwniczkę, zagadkowych, siejących grozę tworów, a także nacięcia na długości całych ramion, zrozumiał, że to jej córka była źródłem tej całej mocy. Zabrał więc ją do swojego pałacu – dziewczyna próbowała się przeciwstawiać, ale załamana przegraną wojną, wycieńczona przez dwuletnie oddawanie krwi, nie była w stanie długo stawiać oporu – szybko nawet zgasła w niej chęć do owego.
Powróciła do miejsca swoich narodzin – twierdzy-pałacu, pełnego posępnych korytarzy i równie mrocznych komnat; w teorii była wolna, jednakże rzadko kiedy mogła nawet wyjść z własnego pokoju, którego komfort zdecydowanie przewyższał wszystko, co miała okazję widzieć w swoim życiu, jednak mimo to nie potrafiła czuć się w nim szczęśliwa; przez pierwszy rok, podczas którego to jej ojciec przywracał porządek na wyspie, większość czasu spędzała właśnie z nim, spędzając czas na czytaniu czy będąc nauczaną przez wybrane przez Kerlexa kapłanki tego, co jej ojciec uznał za słuszne. Dopiero gdy udało się przywrócić państwu stabilność – w przypadku skrajnej teokracji nie jest to znowu tak trudne – zainteresował się córką. Chciał dowiedzieć się wszystkiego, co mówiła oraz robiła jej matka; poznać wszystkie trzymane przez nią sekrety. Ziharria, delikatnie mówiąc, nie była nazbyt chętna do współpracy. Kerlex dostał obsesji na punkcie jej krwi, w której to widział zarówno zagrożenie, jak i okazję do wykorzystania; wkrótce na miejsce pomnika Ignayi, który to został zburzony na początku wojny, powstał pomnik Ziharrii, razem ze swoim ojcem – młoda „bogini” przyjęła to z zaskoczeniem, wiedziała bowiem ze słów matki oraz kapłanek, jak istotną dla ich religii jest to rzeczą. Wkrótce ludzie zaczęli bić pokłony także i jej, przyzywając jej imię w modlitwach. Jednocześnie jej ojciec wyraził ochotę spędzania z nią więcej czasu – niedługo potem zaczęli odbywać wspólne wędrówki, podobne do tych, którymi matka Ziharrii starała się jej zrekompensować brak czasu.
Wkrótce młoda dziewczyna zaczęła powoli przekonywać się do jej ojca – po części z gestów, jakie wykonywał, po części z wpływu, jaki jego magia subtelnie wywierała na jej umysł. Ziharria przekonywała się do życia jako bogini-księżniczka, otoczona kapłankami, w jej wypadku pełniącymi funkcję podobną do tej, jakie miały damy dworu w monarchiach; zdobyła nawet prawo samodzielnego ich wybierania. Całkiem często spotykała się również z ludem, błogosławiąc go oraz przyjmując wyrazy uwielbienia. W końcu jednak musiała zostać poruszona pewna kwestia – w wieku czternastu lat Ziharria wyjawiła Kerlexowi całą prawdę o jej krwi, a kilka miesięcy później ojciec przekonał ją, aby zaczęła się nią dzielić. Początkowo robiła to sporadycznie, jednak w miarę, jak eksperymenty nad nią postępowały, w „bogu” wzrastała jej żądza. Przy jej pomocy przemienił między innymi swoją osobistą gwardię w wojowników, z którymi nikt nie mógł się równać. Prowadził także badania nad istotami podobnymi do tych powołanych podczas wojny przez Ignayę. Największym jednak projektem było utworzenie wielkiego, magicznego procesu, skupionego w fizycznych ramach posągu bóstwa; wielki pomnik stojący na placu pałacu stał się potężną, magiczną strukturą. Zaklęcie powodowało znaczne użyźnienie ziemi oraz poprawę warunków przyrodniczych w promieniu wielu mil od stolicy – na jałowej wyspie był to doprawdy niezwykły cud, dzięki któremu Ziharria oraz Kerlex zyskali tak wielkie uwielbienie, jak nigdy dotąd. Krew Ziharrii nie była jednak źródłem mocy zaklęcia – aby móc je podtrzymać potrzebne by były prawdziwe jej hektolitry. Krew stanowiła jedynie element rozpoczynający reakcję łańcuchową, a także stanowiła katalizator całego procesu. To połączenie wszystkich dziedzin przeznaczenia wraz z olbrzymią wiedzą Kerlexa umożliwiła zaistnienie magii o takich rozmiarach. Boskie imperium przeżywało więc olbrzymi rozkwit, a zwłaszcza tereny bliskie stolicy, która swoją wielkością powoli zaczynała dorastać wizjom chorobliwie ambitnego „boga”.
Rozdział III – Szmer przeszłości, potrafiący wywołać burzę i okowy uciszające gromy
Wyglądało na to, że wszystko rozwija się w jak najlepszym kierunku – ludzie byli uszczęśliwieni łaskami dawanymi im przez pretendentów do tytułu bogów, a ci żyli, mając wszystko, co tylko można sobie zapragnąć; Ziharria naprawdę zdążyła przyzwyczaić się do tego stylu życia, choć wciąż w jej pamięci tkwiły okropieństwa wojny oraz postać jej matki. Jednakże indoktrynacja, w której przez setki lat wyspecjalizował się Kerlex, działała również na nią, przekonując ją, iż sprawy właśnie w ten sposób powinny się toczyć. Eksplorowała także coraz to nowsze fragmenty pałacu-twierdzy, za każdą wędrówką odkrywając coś nowego. Pewnego dnia, w wieku szesnastu lat, trafiła jednak na coś, czego zdecydowanie nie powinna ujrzeć. W głębokich czeluściach twierdzy odnalazła pewną nietypową komnatę, przypominająca więzienie bez krat; w jej wnętrzu znajdował się jedyny czarodziej ocalały z pogromu, jaki swoim pobratymcom urządził Kerlex – zamknięty nie w odmętach ziemi czy kamiennych ścianach, lecz w pułapce własnego umysłu; więzienia, które w owym wybudował ten, przed którym złożył pokłon. Mężczyzna o kompletnie roztrzaskanej osobowości spędził wszystkie te wieki właśnie tutaj, wykorzystując swoją magię ku potrzeb „swojego boga”. Między innymi to właśnie on odpowiadał za stworzenie większości posągów obecnych na wyspie; jego zaklęcia sprawiały się lepiej niż dłoń najlepszego z rzeźbiarzy na wyspie. Oprócz tego zajmował się także tworzeniem wielu innych rzeczy, głównie dotyczących kultu Kerlexa, choć tak naprawdę jego magia służyła wszystkiemu, o czym pan jego umysłu uważał, że dla niego samego jest uwłaszczające.
Spotkanie z czarodziejem, który dotychczas znał ją jedynie z obrazów wkładanych do jego głowy przez Kerlexa, było szokiem dla ich obu. Bezimienny mężczyzna – przez setki lat błąkania się jego myśli po niszczejących korytarzach jego umysłu, nie pamiętał nawet, jak się nazywa – był przekonany, iż Ziharria jest jedynie kolejnym z obrazów; jego zachowanie wskazywało nawet, że nie jest w stanie odróżniać jawy od snu, w którym pogrążony był jego umysł. Ziharria nie zdołała się od niego wiele dowiedzieć, jednak dostatecznie dużo sama wywnioskowała; nikt już nie pamiętał o tym, że ich „bogowie” niegdyś prowadzili bratobójczą wojnę, a zdolność posługiwania się magią młoda „bogini” wzięła właśnie za boski aspekt – istnienie innych bóstw kompletnie jednak przeczyło ich religii; „prawdzie” głoszonej zarówno przez jej matkę, jak i ojca. Sprawiło to, że żar gniewu ponownie rozpalił się w jej duszy, ale pojawiły się w owej także i wątpliwości. Wystarczająco duże, aby zaczęła myszkować po całej twierdzy, w poszukiwaniu nitek prawdy; od razu domyśliła się, że nie może nawet myśleć o zapytaniu Kerlexa. Szukała więc w księgach, prastarych kronikach, ale i wspomnieniach kapłanów najbardziej wykształconej kasty jakichkolwiek informacji na temat przeszłości oraz czasów zupełnie innych niż dzisiejsze. Jednak zarówno w księgach, jak i ludzkich umysłach na próżno było szukać czegokolwiek, co dotyczyło nawet jej matki, która to została uznana za fałszywą boginię; fakt ten mocno zszokował Ziahrrię – wcześniej nawet nie miała powodu, aby coś podobnego podejrzewać. Chcąc nie chcąc, musiała uznać, że bezimienny mężczyzna w podziemiach jest jej jedynym źródłem informacji. Dlatego często do niego przychodziła, starając się do niego dotrzeć na rozmaite sposoby. Aż w końcu, pewnego dnia udało się. Czarodziej przestał ją traktować tak, jakby jej nie było, a zamiast tego padł do jej stóp i zaczął wychwalać; choć Ziharria powoli przyzwyczajała się do powszechnego uwielbienia, to jednak jeszcze nigdy nie spotkała się z tak olbrzymim korzeniem się przed nią. Starała się wypytać mężczyznę, jednak ten zbyt zajęty był oddawaniem jej czci. Pomimo upływającego czasu nie zdołała na powrót do niego dotrzeć, więc odeszła, jednak zadowolona, przekonana, że zrobiła wielki krok w dobrą stronę.
Następnego dnia zbudziła się w jednym z najgłębszych lochów w pałacu, do którego nie zaglądała nawet straż pałacowa; była sam na sam ze swoim ojcem, który dowiedział się wszystkiego od czarodzieja, którego umysł był dla niego niczym otwarta księga. Doszło do nadzwyczaj ostrej wymiany zdań pomiędzy nimi, która szybko przerodziła się w kłótnie; ich całkowicie odmienne charaktery sprawiły, że doszło i do walki; magia przeznaczenia starła się ze sobą w boju, który mógł się zakończyć straszliwe dla wszystkiego wokół – choć Ziharria była znacznie słabsza, to jednak emocje płonęły w niej o wiele silniej niż w jej ojcu. W końcu poległa, choć była to tylko jedna z wielu bitew; gdy tylko odzyskała siły, ponownie rzuciła się na Kerlexa. Podobny stan ciągnął się kilka dni, choć oczywiście z przerwami. W końcu „bóg” uznał, że próby dobrowolnego przeciągnięcia na swoją stronę córki są zdane na porażkę – przystąpił więc do znacznie bardziej zdecydowanych działań; dokładniej rzecz biorąc, artefaktu. Stworzył bowiem bransoletę skonstruowaną tak, aby czerpać moc z krwi Ziharrii, napędzając zawarte w nim zaklęcie – czar mający znacząco osłabiać wolę dziewczyny. Ta starała się stawiać taki opór, jaki tylko była w stanie, jednak nie mogła oprzeć się o wiele silniejszemu „bóstwu”; wkrótce w jej skórę wbił się metal, a pośród jej wrzasków metalowa obręcz zacisnęła się na nadgarstku. W ciągu kilku godzin jej magia zaczęła działać – wszelki opór ze strony Ziharrii znacząco słabnął, gdyż ta nie była w stanie zmusić się do żadnego.
Powróciła do w miarę „normalnego” funkcjonowania – Kerlex był przekonany, że teraz jego córka nie będzie sprawiać żadnych kłopotów i po części miał rację; nie była w stanie sprzeciwić się jego rozkazom, a ilość pobieranej od niej krwi zwiększyła się znacząco. Miało to jednak skutek, którego „bóg” wcześniej nie przewidział – pozbawiając ją silnej woli, pozbawił ją także kontroli nad własnymi emocjami, które teraz często bardzo łatwo w niej „wybuchały”. Problem stanowiło to, że zawsze towarzyszyły im równie potężne skutki magiczne, bardzo szkodliwe dla otoczenia. Gdy Ziharrię nachodził smutek bądź panika – a działo się tak coraz częściej – ściany dookoła pękały, a u ludzi pojawiały się bardzo dziwne objawy, nie mówiąc już o tym, że psuło się wszystko, co tylko mogło; nikt przebywający w jej otoczeniu przez chociażby dzień nie mógł potem liczyć na szczęście. Stan ten utrzymywał się blisko miesiąc, aż w końcu Kerlex uznał, że i z tym należy coś zrobić. Dlatego też skonstruował drugą bransoletę, tym razem skupiającą się na znaczącym osłabieniu magicznych mocy Ziharrii; choć zakładaniu jej towarzyszyła rozpacz Ziharrii, która starała się wytrzymać ból, to jednak odbyło się to znacznie spokojniej niż za wcześniejszym razem. Wkrótce młoda „bogini” utraciła większość z aspektów swojej „boskości”, jednak w zamian stała się pokorną służką Kerlexa, nie będącą w stanie mu się przeciwstawić, pomimo iż głęboko w duszy pragnęła zrobić to ze wszystkich sił.
Osłabienie jej umysłu sprawiło, że w ciągu następnych lat stopniowo na nowo zaczęła wierzyć w jego słowa; i choć wciąż uważała swój los za straszny, powoli akceptowała go, uznając, że tak musi być i jej boską dolą jest wypełnianie woli ojca oraz uczenie się tego, jak właściwie należy być bóstwem. A Kerlex uczył ją głównie poświęcenia – choć sam nie dawał tego przykładów; Ziharria oddawała coraz to więcej krwi, czego skutki tylko jeszcze bardziej pogarszały stan jej umysłu oraz ciała, osłabiając oba oraz spychając je w stronę przepaści. I choć przez chęć przyzwyczajenia się i powolnej adaptacji jej ciała do sytuacji, to jej stan ducha był znacznie gorszy niż kiedykolwiek.
Rozdział IV – Cichy znak, ostatni śpiew
Blisko rok od odnalezienia przez Ziharrię czarodzieja w najgłębszych korytarzach twierdzy, Kerlex stwierdził, że jego córka była dla niego niemal tak wielkim rozczarowaniem, jak przewidywał; widział w niej teraz jedynie źródło cennej krwi oraz obiekt modlitw ludzi, dzięki którym mógł jeszcze bardziej grać rolę „boga”, choć przed sobą samym było mu coraz trudniej. Wywołało to w nim wściekłość, którą nierzadko wyładowywał na Ziharrii – ta znosiła to, choć przez łzy, wierząc, że tak być musi. W końcu jednak Kerlex zapragnął nowego potomka – tym razem musiał to być syn. Chciał dziedzica, który byłby godzien jego boskiego tronu, choć zawsze pozostawałaby w jego cieniu; przekonał się jednak, że wywyższanie kogokolwiek szybko przynosi skutki bardzo odwrotne do zamierzonych. Wtedy odnalazł kolejną rzecz, w której jego córka mogłaby okazać się dla niego przydatna; a ta nie była w stanie mu się opierać.
Na nieszczęście czy też może szczęście, Ziharria nie była w stanie dać mu tego, czego chciał – była istotą na tyle połączoną z istotą Maski, iż stała się całkowicie bezpłodną, choć tego Kerlex nie widział; próżność jego wysiłków wprawiała go tylko w jeszcze większy gniew, a młodą „boginię” w potężniejsze załamanie. Choć wydawało się to niemożliwe, relacje pomiędzy nimi pogorszyły się jeszcze bardziej – Ziharria tak naprawdę stała się nieświadomym niewolnikiem, choć w duszy tliła jej się iskra, która krzyczała, że to wszystko nie jest w porządku, duszona jednak przez umysł znajdujący się pod wielkim wpływem Kerlexa. Następne lata przemijały w chorobliwej atmosferze; „bóg” wciąż starał się o potomka, a Ziharria jedynie jak najbardziej zelżyć swoją dolę; choć nie była w stanie podjąć prawdziwych działań. Jedyną pociechą okazały się dla niej spotkania z wiernymi, których to całkowite oddanie było w stanie osłabić nieco ból, jaki odczuwała. W miarę, jak upływał czas, zaczynała coraz bardziej przyzwyczajać się do zaistniałej sytuacji, akceptując swój los i ciesząc się tym, na co „miłościwy ojciec” zezwalał – lud stał się dla niej bardzo bliski, jednak nie była w stanie dojrzeć, jak straszliwy los zgotował dla niego ich „bóg”. Widziała, że cierpią, jednak nie widziała w tym tyranii; uważała, że usprawiedliwione jest to boskim aspektem tego, kto nimi rządzi. Widziała też, z jakim zapałem ludzie oddają się pracy będącej dla nich istną katorgą i jak chętnie rzucają swoje życia na ołtarz, czy to tylko symbolicznie, czy też dosłownie. Dla ludu Kerlex stał się potężnym bogiem mogącym zmieniać sam świat, a Ziharria boginią związaną z ludem, nie ukrytą za murami warownej twierdzy, ale też nie dzierżącą w swych rękach takiej władzy – a na pewno nie okazującą jej, jak to czynił jej ojciec. Tak było aż do dnia, w którym nie została porwana.
Wyspa izolowała się od pozostałego świata, dlatego handel morski praktycznie nie istniał; zza jednym, jedynym wyjątkiem. Na wyspę zawijał jeden okręt, należący do rodu, który od dawna dostarczał Kerlexowi przedmioty potrzebne do jego eksperymentów – umowa ciągnąca się setki lat zobowiązywała przybyszy do ograniczenia kontaktu z miejscowymi do minimum oraz zakazywała całkowicie jakiegokolwiek słowa o świecie zewnętrznym; funkcjonowało to dosyć sprawnie, gdyż przynosiło wszystkim marynarzom, a przede wszystkim kupieckiej rodzinie, znaczne zyski. Jednak nowy dziedzic fortuny oraz spadkobierca umowy z „bogiem” miał inne plany. Zabrał on na jeden z rejsów profesjonalnych najemników, którzy zajęli się uprowadzeniem Ziharrii; jako, iż nikt nie spodziewał się podobnego uczynku, udało im się to bez większego problemu. Odziani w czerń mężczyzny przeniknęli do twierdzy, do których żaden z mieszkańców nawet nie śmiałby wejść bez zaproszenia, po czym zaskoczyli całkiem bezbronną „boginię” i prędko dostarczyli ją na statek, który natychmiast odbił od brzegów i ruszył w stronę kontynentu. Kupiec początkowo myślał o zażądaniu okupu, jednak doszedł do wniosku, że Kerlex po prostu odbije ją, zabijając ich wszystkich. Zdecydował więc, że zabierze przemienioną do Alaranii, gdzie zdecydowanie znajdą się magowie, gotowi słono za nią zapłacić.