Kiedy o północy rozszczekały się psy, Amot zerwał się na równe nogi i czym prędzej chwycił za leżący pod poduszką nóż. Jego sen był płytki i lekki, gotowy w każdej chwili pęknąć niczym bańka mydlana, wyrzucając śpiącego na głębokie wody szarej rzeczywistości. Długie lata życia w przygranicznych lasach nauczyły go ostrożności i tego, by zawsze spodziewać się niespodziewanego. Jednak tym razem było inaczej. Borek i Kieł były rozwścieczone, ich łańcuchy uderzały o siebie w rytm kolejnych szczeknięć i warknięć, od których mrok otulający Amota zdawał się wibrować. Wytresowane na wzorowych wartowników, dwie kudłate bestie na pewno nie zareagowałyby tak na wycie zbłąknej, wilczej sfory. Nie wygrażały one także wiewiórkom czy kunom kryjącym się na drzewach lub buszujących w głębi boru. Były na to poprostu za leniwe, a w zwykłej rudej kitce nie wyczuwały potencjalnego zagrożenia. Złowrogie szczekanie, które postawiłoby na nogi pół miejskiego garnizonu mogło więc oznaczać tylko jedno - naprawdę duże kłopoty.
I rzeczywiście, ledwie Amot dopadł do drzwi, usłyszał magiczny wybuch, który zatrząsł posadami jego skromnej chatki i rozjaśnił czarne niebo pomarańczową łuną. Kurz posypał się spomiędzy desek, a czychające w zakamarkach robactwo wypełzło i czym prędzej uciekło gdzie pieprz rośnie, pozostwiając gospodarza z narastającym problemem sam na sam. Chcąc poznać niepokojące go źródło, Amot przetarł oczy i z szybkością błyskawicy wybiegł przed chatę ze wzniesionym do ciosu nożem. W głębi serca szykował się i był gotowy na starcie z bandą wyrostków lub bandytów, grasujących po lasach w poszukiwaniu szczęścia, jednak to, co ujrzał przeszło jego najśmielsze oczekiwania.
Po środku otoczonego kamieniami kręgu, służącemu Amotowi za pole medytacyjne, stała bestia wielkości przerośniętej wiwerny, o czerwonych łuskach, wielkich, błoniastych skrzydłach i trójkątnym, najeżonym kolcami łbie, z których połowa ociekała świeżą krwią. Podobnie wyglądała sama istota. Jej bok i przednie łapy lepiły się od zaschniętej posoki, a z dużych, brązowych oczu powoli ulatywały iskry życia. W pierwszej chwili Amot zapragnął wrócić do środka i zamknąć się na cztery spusty, lecz gdy tylko jego wzrok i wzrok smoczycy spotkały się, mężczyzna poczuł dziwne mrowienie w kręgosłupie, jakby ktoś polewał go na zmianę zimną i gorącą wodą. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mu, że należy zareagować.
- Nic ci nie jest? - zapytał, zwalczając strach, lecz zaraz padł na ziemię, dostrzegając sunący ku niemu pocisk. Sekunda zwłoki i byłoby po nim.
Piorun kulisty minął jego głowę o cal, wpadł przez otwarte drzwi i z sykiem węża uderzył o drewniane, wypchane sianem łóżko. Ogniste jęzory strzeliły jak z bicza, rzucając się na wszystko, czego mogły chwycić się płomienie. Podłoga, ściany, podstawowe meble i trofea myśliwskie, wszystko pochłonął nieludzki żar, otaczając polanę na skraju lasu jasną łuną. To właśnie w jej świetle Amot ujrzał i w pełni zrozumiał, że znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze.
Z cieni otaczających bór wyszły mu naprzeciw dwa diabły. Ich czerwone skóry i wyeksponowane, zakrzywione rogi z ogonami nie pozostawiały żadnych wątpliwości co do ich pochodzenia, a tym bardziej do sytuacji, w której znalazł się Amot. Wewnętrzny głos podpowiedział mu nawet cel ich przybycia, którym był czerwonołuski smok. Czy też raczej smoczyca. Ledwie Piekielni zrobili krok w stronę chaty, bestia odwróciła się gwałtownie i strzeliła w nich ogniem, zaraz jednak poddając się w walce ze zmęczeniem od odniesionych ran. Kiedy upadała, myśliwy został świadkiem przeobrażenia się istoty w ranną, brudną kobietę o pięknej twarzy i niewinnym spojrzeniu. Nie myśląc za wiele, Amot stanął między nią, a diabłami, wznosząc ostrze noża jeszcze wyżej.
- Nie mieszaj się w to, nieznajomy - odezwał się wtedy jeden z rogatych, wyczarowując ognisty oszczep. - To nie twoja sprawa. My przyszliśmy po nią - wskazał na mdlejącą kobietę. - Odsuń się i pozwól nam ją zabrać, a włos z głowy ci nie spadne, obiecuję.
W tym jednak momencie pierś diabła przeszył nóż, celnie rzucony przez Amota, który w rzeczywistości ze zwykłym myśliwym miał tyle samo wspólnego, co kurtyzana z dziewicą. Mężczyzna nie bez powodu żył na odludziu, miał on dość mieszania się w sprawy doczesne zwykłych ludzi. Marzył o zacisznym zakątku, w którym nacieszyłby się samotnością, tak skutecznie rozwalaną mu przez tego typu porachunki. Miał już tego po dziurki w nosie. W następnej chwili w miejscu myśliwego stał już pokryty czarną łuską smok. Swoim ciałem zakrył on ranną członkinię swojej rasy, a następnie warknął w stronę stojącego diabła, puszczając parę z nozdrzy.
- Wynoście się! Obaj! Bo nie ręczę za siebie!
O dziwo groźba z jego strony poskutkowała, Piekielni opuścili skraj lasu, a Amot zyskał spokój. Przynajmniej na jakiś czas. Na jego głowę spadł obowiązek zajęcia się ranną smokołaczką, od której myśliwy dowiedział się jedynie, że ma ona na imię Rozalie, a jej męża, Edwarda zabiły rzeczone diabły, przed którymi ją obronił. Łatwość z jaką to zrobił zsuwała sen z powiek Amota jeszcze przed długi czas. Coś w jego wnętrzu gryzło go i podsuwało myśl, że to jeszcze nie koniec. Musiał zatem być gotowy lub sprytniejszy niż słudzy Piekielnego Władcy. Czas jednak najlepiej go zweryfikował.
Nie mając dokąd pójść, Rozalie wybłagała u Amota możliwość przygarnięcia jej w zamian za pomoc, na co ten nie wiedzieć czemu zgodził się. Coś, co siedziało w tej kobiecie urzekło go i porwało, nie chciało puścić aż do momentu, kiedy Rozalie poczuła to samo wobec niego. W ten sposób na świat przyszedł Onuris, który stał się powodem Amota do powrotu do świata żywych, a dla Rozalie był nowym powodem do życia, po stracie męża.
Chłopak dorastał na przedmieściach Ostatniego Bastionu, dokąd Amot zabrał swoją nową rodzinę, chcąc chronić ją przed niebezpieczeństwem ukrytym w lasach. Ze swoimi umiejętnościami i wiedzą szybko znalazł pracę jako myśliwy, zapewniając dostatne życie swojej żonie i synkowi. Smokołaków w mieście było niewielu, a znając ich umiejętności nikt nie chciał wchodzić z nimi na wojenną ścieżkę. Rozalie tymczasem zajmowała się domem i wychowywaniem Onurisa, przekazywała mu prawa obowiązujące na świecie, uczyła go podejmowania samodzielnych decyzji oraz podstaw czytania i pisania. W nowym miejscu matka smokołaka szybko odzyskała chęć do życia, po żałobie nad Edwardem przyrzekła sobie, że nigdy o nim nie zapomni, ale chce oddać się w całości nowemu rozdziałowi w swoim życiu.
Przyjaciół Onuri zdobył dość szybko, były to głównie dzieci sąsiadów, z którymi zapuszczał się na pola otaczające Bastion lub kręcił się z nimi między uliczkami miasta. Jego odmienność została zaakceptowana, a dla niektórych stał się nawet małym autorytetem. W końcu jako jedyny posiadał skrzydła i ogon, którymi mógł imponować.
Dodatkowy swój czas wolny, między jednym wypadem w miasto ze znajomymi, a drugim, Onuris spędzał z ojcem, który uczył go panować nad swoim ciałem. Lekcje zmieniania formy i latania były tu priorytetem, po których następowało opanowanie wydzielanego przez chłopaka kwasu. Onuri uczył się chętnie i bardzo często, towarzyszył ojcu w pracy, poznając tajniki polowań, a także walki i bezszelestnego poruszania się po lesie. Amot przekazał mu wiedzę jak przeżyć z dala od cywilizacji.
Okres dorastania i pierwsze bunty zmieniły go jednak do cna. W wieku dwudziestu kilku lat Onuri zaprzyjaźnił się z członkami grupy złodziejaszków, reprezentujących mniejszą filię podziemnego świata występku. Z dobrego dziecka, smokołak stał się łobuzem. Duży wpływ na to miała śmierć matki, diabły które Amot przepędził wróciły, by zemścić się za przeszłość Rozalie oraz bierność załamanego ojca. Dawny kontakt między nimi pękł, otwierając wyrwę, której żadna szczera rozmowa nie mogła załatać.
Onuri bardzo mocno to przeżył, na kilka tygodni zamknął się w sobie i obwiniał cały świat za śmierć rodzicielki. Podobnie czynił też Amot, który zaczął pić i stał się obojętny na wszystko dookoła. Tyle, że on z czasem z tego wyszedł.
Chłopak natomiast coraz głębiej poznawał złodziejskie rzemiosło. Przywódca grupy, którego wszyscy nazywali Łomem, widząc potencjał w smokołaku, postanowił go nauczać. Pokazał mu jak poprawić technikę skradania się, władania nożem oraz nauczył go otwierania zamków. Kwas, który wydzielał Onuris miał zastąpić mu w tym każdy wytrych. Kradzież kieszonkowa i tajniki, jak nie dać się złapać również należały do podstawowych ćwiczeń. Zwłaszcza, że Ostatni Bastion nie posiadał jakotakiego systemu sądu i kary były wymierzane na miejscu w dość brutalny sposób. Dlatego, by nie stracić ręki, Onuri musiał wspiąć się na wyżyny i często korzystać ze skrzydeł podczas ucieczki.
Gdy dorósł, stał się jednym z ważniejszych w hierarchi złodziejskiej bandy. Łom, który był jej szefem, wprowadził Onuriego do "środka" i uczynił swoją prawą ręką, dając mu pełną swobodę działań. Za tym pozwoleniem smokołak samodzielnie lub w towarzystwie organizował większe skoki na domy kupców i karawany przybywające do Bastionu. Tym samym przynosił do domu znaczne zyski, za co jego ojciec, Amot nie mógł go chwalić. Sposób, w jaki jego syn pracował bardzo go martwił, lecz do Onurisa nic nie docierało. Był jednym z nich. To sprawiło, że starszy zmiennokształtny poddał i odciął się od syna, ponownie wracając na stare pogranicze, gdzie mieszkał zanim poznał Rozalie. Wciąż go kochał i nie miał zamiaru patrzeć, jak to się skończy. W akcie dobrej woli zostawił synowi jedynie medalion, w którym zamknął rycinę trzech smokołaków: Rozalie, Amota i Onuriego oraz swój ulubiony, zakrzywiony nóż.
Następne lata były dla chłopaka wyjątkowo ciężkie. Rozstanie z ojcem, obława straży i listy gończe utrudniały mu egzystencję i mąciły myśli, aż nie nadszedł przełom. Znaleziony wśród bandy kret zdołał przekazać wszystkim zainteresowanym miejsca, w jakich spotykali się złodzieje. Zagrożona zniszczeniem siatka pękła niczym cienka tafla lodu, a jej odłamki rozpłynęły się we wszystkich kierunkach świata.
Onuri, który wykorzystał to, by zacząć wszystko od nowa, zbiegł z miasta pod osłoną nocy i ot tak zniknął w wielkim świecie.