Urodziłam i wychowałam się w cyrku należącym do jednego z braci Anti, który powstał jako azyl dla wyjętych spod prawa i jednocześnie centrum dowodzenia jednej z największych organizacji przestępczych w Alaranii. Przewodził jej Samuel Anti, nord o wyjątkowo ścisłym umyśle w zakresie liczb i fizyki, a także geografii, handlu, prawa i psychologii. Z tymi umiejętnościami stworzył wędrowną trupę artystów o niebywałych umiejętnościach, którzy odciągali uwagę ludzi i wojska od realnych zadań cyrku - kradzieży, wymuszeń i morderstw. Tak więc w skład naszego cyrku nie wchodzili tylko akrobaci, żąglerzy, połykacze ognia, czy treserzy dzikich zwierząt. Razem z nami podróżowali najemnicy i dezerterzy, złodzieje wszelkiej maści, płatni mordercy, handlarze żywym towarem i prostytutki. Wszyscy byliśmy jedną, wielką, szczęśliwą rodziną. Do czasu, gdy zaczęto na nas polować.
Moją matką była jedna z najlepszych akrobatek, po której odziedziczyłam urodę i wyjątkowo elastyczne ciało, dzięki czemu mogłam śmiało pójść w jej ślady. Ojca nigdy nie poznałam, choć listy, które nosiła przy sobie mama wskazywały, że szczerze ją kochał i chciał wyrwać ją z objęć przestępców, mimo że poznali się podczas jej występu w Trytonii. Niebywałe, że wciągu kilku dni zdążyli się w sobie zakochać i mnie zmajstrować. Oczywiście dowiedziałam się tego wszystkiego od dyrektora Anti, gdyż matka nie przeżyła porodu, co wywołało dość długą żałobę wśród naszej rodziny. Jej ostatnim życzeniem było, by zapewnili mi lepszą przyszłość. Nie miała jednak na myśli wysłanie mnie do miasta i usadzenie w szkole, bym zmarnowała swój wrodzony talent do gimnastyki. Opiekę nade mną przejął cyrk i każdy z tego otoczenia wpoił mi coś do głowy. Delikatnie lub z niewielką pomocą siły.
Szkolenie zaczęłam w wieku pięciu lat, kiedy umiałam już chodzić i trzymać równowagę. Bella, jedna z moich mentorek i najlepsza przyjaciółka mamy, w pięć lat nauczyła mnie chodzić po linie. Nie było to trudne, lecz wyjątkowo czasochłonne, gdyż do każdego kroku przymierzałam się po trzy minuty, by mieć pewność swojej pozycji i nie spaść. A nawet jeśli spadłam, to upadek z metra nie był tak bardzo bolesny. Trenowałam za dnia, by w nocy samej wymykać się i ćwiczyć trzymanie równowagi. "Nikt nie jest idealny, twoja matka również nie była i nigdy nikt nie będzie idealny. Ale to nie powód, by nie próbować", mawiała Bella, kiedy tłukłam sobie tyłem i ramiona, spadając z liny z donośnym hukiem. I miała rację. Z dnia na dzień i z nocy na noc byłam coraz lepsza, ku ucieszy jej i dyrektorowi, który widział mnie na miejscu mamy. Swój pierwszy występ odegrałam w wieku dziesięciu lat i jak możnaby się spodziewać było to przejście po linie. Dodam, że z zawiązanymi oczami, gdyż byłam już profesjonalistką. Bella i pan Anti nie pozwolili mi jednak przejść całej długości cyrku, jakieś sto metrów, gdyż za długo mi to zajmowało. Przeszłam więc piędziesiąt, ku ogromnej radości widzów, którzy nigdy nie widzieli, by dziesięcioletnia dziewczynka chodziła po linie na wysokości piątego piętra. I do tego miała zawiązane oczy. To wydarzenie przyniosło cyrkowi ogromne zyski, a mnie zapewniło stałe miejsce w cyrku. To był mój chrzest.
Później przeszłam w okres wczesnego buntu lub raczej bardzo wczesnego buntu. Miałam dwanaście lat i spod skrzydeł Belli weszłam pod termin u Sofii i jej męża Percivala. Ona uczyła mnie tańca, on gimnastyki i tego, jak najlepiej wykorzystać elastyczne mięśnie. Choć był mężczyzną o dwumetrowej aparycji, bez trudu znikał w beczce lub przeciskał się przez małe otwory. Nauczył mnie anatomii i układu narządów, a także pracy, jaką wykonywały kości. To świetnie uzupełniało moje lekcje tańca, gdzie mogłam pochwalić się gibkością. Wyginałam swoje ciało w przeróżnych pozycjach i pozach, często nawet łamiąc prawa natury, gdyż umiałam zarzucił obie nogi za głowę i chodzić w tej formie na rękach. Nauczyłam się również jak zmieścić się w skrzyni, co bardzo pomagało podczas naszych przemytów. Strażnicy zazwyczaj nie zaglądali do mniejszych skrzyń lub koszy, w których się ukrywałam, więc były to moje ulubione kryjówki. Nawet wtedy, gdy chciałam wymigać się od treningu. Byłam mistrzynią w chowanego.
Później, jako artystka nie mogłam obejść się bez znajomości aktorstwa, ale to samo do mnie przyszło, kiedy musiałam wymyślać wymówki lub zagadywać widzów. W końcu miałam już dwadzieścia lat i jako pełnoprawna cyrkówka zostałam włączona w drugą naturę naszej społeczności. Razem z aktorstwem nauczyłam się kraść, szybko biegać i wspinać się po ścianach lub drzewach, co pomagało w ucieczce, kiedy pracowaliśmy w miastach. Moje szkolenie przejęli ulicznicy, którzy z nami podróżowali. Na papierze "asystenci" w rzeczywistości łobuzy, które gdy tylko cyrk przybywał do miasta - uciekali i nie pokazywali się na oczy dyrektorowi, aż do wyjazdu. W tym czasie zdobywali łupy. A ja chodziłam z nimi. Szybko nauczyłam się zasad panujących na ulicy i muszę przyznać, że to ta sama forma przetrwania co u królewskich sfer. Wygra najsilniejszy lub najsprytniejszy. Na ulicy tak samo, tylko że ma to, dosłownie, brudniejsze oblicze.
Następny okres, czyli jakieś dwadzieścia pięć - trzydzieści pięć lat był wyjąkowo ciężki. Zaczęłam interesować się swoim ciałem i mężczyznami. Bella i Sofia wybijały mi z głowy romanse i karciły, gdy zamiast trenować, gapiłam się na chodzących bez koszuli ochroniarzy lub chłopaków w moim wieku. Jak do tej pory nigdy nie byłam zakochana, ani nie doświadczyłam prawdziwego pocałunku. W policzek, czy czółko się nie liczy. Ja chciałam czegoś więcej i wiedziałam, że u obecnych mentorek nic nie wskóram. Poszłam więc do prostytutek, które dobrały dla mnie idealny strój, podkreślający kształty, nauczyły rozmawiać z facetami, chodzić na wysokich obcasach i uwodzić. Szybko zaczęłam to wykorzystywać w praktyce i kilka dni później miałam wielu adoratorów z cyrku, jak i wśród widowni. Nie mogę powiedzieć, że nie zarabiałam w ten sposób, ale nie wypada o tym mówić, nawet jeśli to lubiłam, lubię i niczego mi nie szkoda.
W wieku czterdziestu lat, wciąż doskonaląc swoje umiejętności, zaczęłam pracować na własną rękę. Nie odeszłam z cyrku, ale nie dzieliłam się już z nikim pomysłami, wszystko przygotowywałam sama i trenowałam sama. Moje śmiałe pokazy przynosiły dryrektorowi Antiemu ogromne zyski i dlatego pozwalał mi na samowolkę. No, do czasu polowania. Reputacja naszego cyrku zaczęła nas wyprzedzać i większość miast już w bramie próbowała nas aresztować. Lała się krew, padały ciała, musieliśmy uciekać. Zniknęliśmy na kilka lat, kierując światem przestępczym z jednego miejsca - kompleksu jaskiń na Smoczej Przełęczy. W tych tunelach pomieściliśmy wszystko, co mogliśmy, a korzystne położenie pozwoliło nam kontynuować trzymanie w szachu mniejszych miast Alaranii.
Cyrk wrócił na deski teatru gdy miałam siedemdziesiąt lat, ale już beze mnie. Żyjąc w jaskiniach poznałam krasnoluda, którego chamstwo i barbarzyństwo rozpaliło wszystkie moje zmysły i pragnienia. Zakochałam się. Z wielką wzajemnością. Uciekliśmy, a raczej to on porwał mnie, zarzucając na wóz ze zbożem i wyworząc w świat. Mój luby zajmował się handlem bronią i innymi, mniej urodziwymi zajęciami, ale nie przeszkadzało mi to dopóki o mnie dbał. Stałam się jego własnością, do czego przywykłam. Kontrakt w cyrku, praca kurtyzany, a teraz niewolnica norda. On był bezwględny, porywczy, nieobliczalny, męski i odważny. Nie umiałam bez niego żyć. Uzależniłam się.
A później mnie aresztowano. Nie podano żadnego powodu i zrobiono to w nocy, kiedy razem z krasnoludem spaliśmy w jednej z karczm w Rubidii. Nie było to jednak łatwe. Mój kochanek zawsze miał pod łóżkiem nabitą kuszę, a pod poduszką nóż. Ja przywykłam, a oni o tym nie wiedzieli. Nim mnie skuto i wyprowadzono, czterech leżało martwych, ale nordowi nie zrobili żadnej krzywdy. Na szczęście. Przewieziono mnie do jakiegoś więzienia, gdzie byli podobni do mnie. Podobni to znaczy inni. Każdy więzień czymś się wyróżniał: jeden miał skrzydła, drugi ogon, trzeci trzecie oko i tak dalej. Trafiłam tam chyba tylko spowodu talentu, ale nigdy nie poznałam prawdy. Ważne jest, że tym który mnie porwał był jakiś czarodziej, który podobno był na kilku moich występach i upatrzył mnie sobie do kolekcji. Nie wiedziałam co chce ze mną zrobić i się nie dowiem. Razem z innymi uciekłam i wróciłam do Alaranii, po kilkuletniej nieobecności. Teraz muszę odnaleźć swego ukochanego...