Żywot rozpoczęła i zakończyła w kasztelu na terenie państwa Leonia. Rządził w nim sprawiedliwy i mądry baron Bartłomiej Malum. Pewnego razu, siedząc w swojej komnacie. uświadomił sobie że czegoś mu brakuje. Miał władzę, pieniądze, przyjaciół, szacunek, czego można chcieć więcej? To go trapiło przez jakiś czas. Przynajmniej dopóty nie zobaczył pewnej elfki, przejeżdżając karocą. Poczuł natychmiast że to jej mu brakuje. Na początku anonimowo wysyłał jej podarki. Kwiaty, czekoladę, wina. Gdy zdobył jej zainteresowanie począł odwiedzać ją osobiście. Zapraszał na uczty, zabierał do miasta, chodzili na przedstawienia. Pojawiły się głosy sprzeciwu, jak to szlachcic człowiek z elfką wieśniaczką? Baron dał radę jednak zagłuszyć wszelkie głosy sprzeciwu. Wkrótce potem zaręczyli się, a Anastazja została oficjalnie baronową. W życiu mieszkańców zamku dużo się nie zmieniło, a jeśli już to na lepsze.
Kilkanaście miesięcy później urodziła im się córeczka, słodka pół-elfka. Tak jak wcześniej, odzew gawiedzi był równie pozytywny co negatywny. Powoli jednak przyzwyczaili się do niej. Młodość spędziła jak to można byłoby spodziewać po córce szlachcica. Bawiła się z innymi dziewczynkami, czasem bywała na balach i irytowała sługę. W wieku 7 lat ojciec zabrał się za jej edukację i pozatrudniał nauczycieli. Liznęła dzięki temu trochę geografii, matematyki, anatomii, historii, prawa, polityki, języków i innych tego typu mądrości. Dostała również od tatusia własnego konia, którego nazwała Epona. Spędziła z nią zresztą resztę swego życia. Ojciec osobiście uczył jej również walki sztyletem i uników. Dzięki niemu opanowała umiejętność wspinaczki i pływania. Od matki dostała za to lirę. Bardzo spodobał jej się ten instrument. Instruowała ją również w wyrobie słodyczy, ciast i ciastek. Zasiała w niej ziarno tęsknoty za starym lądem, które wyzwalała w formie malunków. Tresura również była jej broszką. Aurorze nie wychodziło jednak dogadywanie się ze zwierzętami. Talent magiczny wykryła w sobie jednak samodzielnie. Harmonii używała tylko do szybszego sprzątania pokoju po narobieniu bałaganu. Zaskarbiła sobie za to szacunek do magii umysłu. Niezwykle wspomagało jej to w przekonywaniu innych do swojej racji. Czasami też robiła innym psikusy, każąc robić bezsensowne czynności. Próbowała też uczyć się, wypożyczając księgi z biblioteczki. Nie miała jednak do nich cierpliwości i większość swoich zdolności wykształciła sama. To że mało ich wykształciła to już inna kwestia.
Sielanka skończyła się gdy miała wejść już w pełnoprawną dorosłość. Baron nie miał męskiego potomka, gdyż nie chciał kusić losu z żoną elfką. Gawiedź domagała się wybrania kogoś z kandydatów na następcę korony. Postanowił jednak wybrać swoją córkę na baronową. Kontrowersyjne rozwiązanie ponownie nie spotkało się z zadowoleniem, ale słowo się rzekło.
Aurora przygotowywała się do uroczystości przekazania władzy. Miała teoretycznie jeszcze sporo czasu. Praktycznie jednak zakładanie sukienki i nakładanie makijażu trwało miesiącami. Praktyczna dziewczyna mogłaby pójść w tym co ma na sobie, ale tatko nalegał. Siedziała właśnie z matką i plotły włosy.
- Mamo, a jak to w ogóle jest? Rządzić czymkolwiek? - spytała się Aurora, dobierając włosy w pasemka.
- Cóż, zależy od czasu. Kiedy twój ojciec wziął ze mną ślub byłam całkiem przerażona! Wcześniej moim największym zmartwieniem było zebranie żniw przed zmrokiem. Teraz miałam rządzić całym zamkiem i wsiami! Miałam na szczęście przy sobie Bartka. Zaopiekował się naszą rodziną, pomógł w “baronowaniu”. Aż mi się przypomniało jak… - wypowiedź przerwały dźwięki szarpaniny, a następnie krzyki za drzwiami.
- Schowaj się za mnie - wyszeptała Anastazja.
Nie zwlekając odwróciła się by gdzieś się schować. Nagle drzwi wejściowe zostały wykopane na oścież. Aurora oparta o ścianę odwróciła się tylko by zobaczyć jak elfi wojownik krzyczy “Die ast rhydd! I chi beidio cadw sancteiddrwydd gwaed!” przebijając jej matkę mieczem. Aurora krzyczała przez łzy z rozpaczy. Zabójcy nie dali jej jednak dużo czasu na żałobę. Dwóch elfów złapało ją za ręce i rzuciło na kolana. Wtedy spokojnie podszedł do niej człowiek, ubrany w pełną zbroję.
- Twe stopy na tej ziemi to hańba dla życia. Taka abominacja jak ty nie powinna widzieć światła dziennego! - Nabrał rozpędu i przebił pół-elfkę na wylot, niszcząc serce. Puszczona opadła na ziemię jak worek ziemniaków.
Obudziła się na środku ogrodu. Rozejrzała się dookoła, zastanawiając się gdzie jest. Kim jest? “Przecież, przecież mnie zabili… Ja żyję! Ale dlaczego mnie w ogóle zabito?” Pochodziła po ogrodzie. Znała to miejsce, ale to było wspomnienie jak przez mgłę. Pamiętała również jak się nazywa - Aurora. Reszta wspomnień była wyrwana z kontekstu, pourywana, niekształtna. Zobaczyła jakąś postać w czarnej sukni. Aurora zawołała ją, brak odzewu. Podeszła do niej, jedynej żywej duszy w okolicy.
- Przepraszam, gdzie ja jestem? - Postać patrzy się pusto w dal, w stronę zachodzącego słońca.
- Halo! Ja jakaś niewidzialna jestem?! - Chciała szturchnąć nieznajomą elfkę, ale niewidzialna ręka weszła do wnętrza i wyssała odrobinę energii życiowej, zanim nieznajoma cofnęła się przerażona.
- Co jest? Ja… Jestem duchem?! - Wkrótce odkryła że może przechodzić przez wszystko co materialne, a nawet unosić się w powietrzu. “Ja nie żyję… Umarłam… Czemu? Co zrobiłam nie tak?”
Postanowiła wypróbować inną z umiejętności przypisywanych upiorom. Wzięła rozbieg i wskoczyła prosto w kobietę. Gdy poczuła zderzenie umysłów instynktownie zepchnęła tożsamość pierwowzoru na skraj mózgu. Poczuła znów kontrolę. Znów odczuwała, głód, ciepło, smutek. Czuła ubrania, skórę, obmacywała podniebienie językiem. Ogólnie cała się obmacywała. Znów czuła się żywo, ludzko! Znów była żywa! Piękną chwilę zepsuły stłumione krzyki w odmętach umysłu. Długo tego stanu raczej nie utrzyma, a musi dowiedzieć się jak najwięcej. Wyruszyła szybkim krokiem w stronę mieniącego się budynku. W środku wypatrzyła więcej ludzi, ubranych jak słudzy, ale z czarnymi akcentami. Czyżby to był jej dom? Doszła do jednej z osób, wycierającą kurze na stoliku.
- Ehh… Przepraszam?
- Coś się stało, Pani Amaro?
- Nie mam dużo czasu w tym ciele, więc będę się streszczać. Jestem duchem Aurory. Opętałam to ciało bo muszę z wami jakoś porozmawiać. Nie mam zielonego pojęcia gdzie jestem, kim dokładnie jestem ani kim wy jesteście. Teraz zawołajcie jakiegoś kapłana, guślarza czy kogo tu macie i właściciela tego zamczyska! Ja będę tu cały czas lewitować, choć niewidzialna. Nie wiem jak zrobić, żebym była widoczna.
Sługa tylko patrzył z niedowierzaniem na to co się właśnie przed nim działo. Na ostatnie słowa pokiwał głową i pobiegł gdzieś w głąb twierdzy.
Tak właśnie cały kasztel odkrył, że Aurora nadal jest z nimi. Że córka powróciła do ojca. Jego na szczęście jeszcze pamiętała. Dzięki pomocy ochotników mogła stąpać po twardej ziemi i odzyskiwać wspomnienia utracone przez zgon. Poznała również charyzmatycznego młodzieńca, który miał zostać następcą tronu. Poznawała coraz więcej informacji o swoim życiu. Zaczynała wszystko rozumieć. W miarę poznawania przeszłości stawała się coraz bardziej agresywna. Coraz częściej wysysała z innych życie. Katowała nieposłusznych pachołków. Nikt nie wiedział dlaczego. Wszelkie przejawy buntu mieszkańców rozkazywała tłumić ogniem. Z niewiadomych przyczyn, narodził się w niej potwór. Potwór pragnący całkowitej władzy, kontroli, posłuszeństwa. Potwór bez skrupułów. Nie dopuszczał do żadnych przejawów zła, sam egoistycznie używając go nadmiernie. Powiedzenie “cel uświęca środki” stało się jej mottem. Złapanych zabójców jej matki kazała zamknąć w podziemnej celi na jeden dzień. Po całej dobie przebijających się przez dziesięć metrów gleby krzyków nie ostał się nikt żywy. Tak minął rok ojca próbującego stale tłumaczyć krwiożerczą córkę.
W końcu przebrała się miarka. Następca tronu wymusił na baronie pozbycia się zjawy. Ojczulo widział skalę problemu, ale nie mógł drugi raz utracić córki. Młodzieniec postanowił więc wziąć sprawy w swoje ręce. Wykorzystał kontakty i sprowadził do siebie cudotwórczynię - legendarną Urzaklabinę. Związana magiczną przysięgą przeprowadziła z nim rytuał. Dzięki niemu uzyskał moc zdolną do pozbycia się Aurory raz na zawsze z powierzchni ziemi. Tego jednak nie zrobił. Zrobił coś gorszego i lepszego jednocześnie. Wyklął ją poza obszar kasztelu. Zbliżenie się do niego wywołuje teraz rany na duszy Aurory, niszcząc ją i zadając jej ból. Wraz z tym wywołał u niej ponowną amnezję. Nie dość że nie może powrócić do ojca, domu, ludu to nawet ich nie pamięta. Czasami zdarzają się przebłyski wspomnień, ale wtedy budzi się w niej potwór. Uświadamia sobie ile utraciła, ile dobra mogłaby sprawić gdyby nie lekkomyślność ojca. Jak bardzo zepsuty jest świat, który musi sama wyleczyć.