Historia
O Gennaro Nigorie można było powiedzieć wiele. Że miał dryg do interesów, słabość do kobiet, zaskakująco lekkie podejście do życia, śmiałość w walce. Najważniejsze było jednak to, że był człowiekiem morza. Urodzony w portowej Turmalii, już jako nastolatek pływał na dużych jednostkach handlowych, mając niewiele ponad dwadzieścia lat był kapitanem własnego okrętu. Później szło już z górki: podpisanie umowy z Jadeitową Kompanią Handlową, kolejne udane inwestycje, przejęcie części udziałów w spółce, zdobywanie sławy i bogactwa. O kapitanie Nigorie mówiło się, że z zamkniętymi oczami jest w stanie przeprowadzić statek przez rafę podczas sztormu i niewiele było w tym przesady - był jednym z najbardziej utalentowanych żeglarzy na Oceanie Jadeitów, a jeśli nie liczyć piratów, chyba można było śmiało uznać go za numer jeden. Jego sława w połączeniu z urodą, bogactwem i charyzmą sprawiały, że kobiety wręcz za nim szalały i chociaż były świadome jego niestałości w uczuciach, liczyły chyba, że w ich przypadku będzie inaczej. Cóż, wiele niewiast sparzyło się na tych nadziejach. Gennaro dawno przekroczył czterdziestkę i nadal był tym samym lekkoduchem i dandysem co dwadzieścia lat wcześniej, nie w głowie mu był ożenek. Jak to się jednak mówi: “Los nierychliwy, ale sprawiedliwy”, kapitan Nigorie nie mógł umknąć swemu przeznaczeniu, nawet gdy stał za sterem swego najlepszego statku - “Kaprysu”.
Mówiono na nią An. Może było to pełne imię, może tylko skrót, a może nazwisko, tego nie wiadomo. Była czarodziejką o powabnej urodzie młodej dziewczyny - szybko zawróciła w głowie kapitanowi. Owocem tego romansu, który miał być tylko krótką, nic nie znaczącą przygodą, była córka. Gennaro, chociaż nie w smak było mu zakładanie rodziny, poczuł się do obowiązku, by zaopiekować się matką i córką - gdy dowiedział się, że An jest brzemienna, zabrał ją na swój statek i traktował ją jak swoją małżonkę, chociaż na żaden ślub kategorycznie się nie zgadzał. Dziewczynka urodziła się więc na morzu, jej los w momencie narodzin był jednak niepewny - Gennaro rozważał, czy nie wysadzić An wraz z dzieckiem w najbliższym porcie i nie łożyć jedynie na ich utrzymanie, jednak i tym razem los zdecydował za niego. Matka dziewczynki dzień po narodzinach rzuciła się w morskie fale, nie zdołano jej uratować. Nikt nie wiedział, co ją do tego pchnęło, może poza samym kapitanem Nigorie, który jednak nigdy nie chciał o tym mówić. Został nagle sam z dzieckiem i z braku innego humanitarnego wyjścia, zdecydował się je wychować. Nadał dziewczynce imię Ijumara, które dla wielu było dziwaczne i staroświeckie, Gennaro był jednak w tej kwestii nieustępliwy.
Nie można powiedzieć, by dzieciństwo Iju było takie najgorsze. Jako maskotce załogi i jedynej córce sławnego kapitana niczego jej nie brakowało, dorośli ją lubili i hołubili. Pobłażano jej w wielu kwestiach i w jakiś pokrętny sposób starano się wychować, jednak co to za wychowanie, gdy bierze się za to kilkadziesiąt osób, a każda z nich ma inną wizję tego, jak powinna się prezentować dorosła Ijumara Nigorie? Kapitan nie miał w sobie tyle samozaparcia i chęci, by zająć się córką jak należy, nie miał cierpliwości, by wpajać jej wartości, jakimi powinna się kierować, był ojcem raczej z doskoku niż na pełen etat. Oczywiście, Gennaro miał pewne wymogi względem Ijumary: miała ona być damą z prawdziwego zdarzenia, godną, piękną, bystrą, a do tego oczywiście znającą się na żegludze. Udało mu się w sumie tylko to ostatnie - dziecko miało pływanie we krwi, od małego przywykło do życia na morzu i wiedzę ojca chłonęło jak gąbka. Nie było jednak szans, aby zagonić ją do nauki historii czy prawa. Kapitan Nigorie szybko się poddał i pozwolił, by to inni zajęli się Iju, tylko czasami ingerując w to, co się z nią działo. Na przykład wtedy, gdy jeszcze ośmioletniej Marze dano do picia nierozrobiony rum. Albo wtedy, gdy ledwo umiała mówić, a już uczono ją przeklinać. Albo wtedy, gdy zaczęła spotykać się z nieodpowiednimi chłopakami, przekonana, że prawo posiadania kochanka w każdym porcie dotyczy też jej. Albo… Przykłady można jeszcze długo, długo mnożyć.
Ijumara nie była w tym wszystkim taka zupełnie bezwolna. Po matce odziedziczyła intelekt i, co ważniejsze, talent magiczny. Jako nastolatka postarała się, by ktoś z załogi przemycił dla niej jakąś użyteczną księgę o magii, co zresztą nie było takie trudne, gdyż dziewczyna kochała czytać i często dostawała jakieś nowe tomiki do swojej kolekcji. Potajemnie zaczęła uczyć się zaklęć - stary Gennaro nie pozwalał jej na czarowanie z jakiś pokrętnych pobudek. Może zresztą miał rację… Wymiana tamtego złamanego masztu po nauce panowania nad wiatrem sporo kosztowała. Co wcale nie ostudziło zapału Ijumary! Po prostu była ostrożniejsza, gdy jednak nie miała gdzie popisać się swoimi umiejętnościami i nie miała nikogo, kto by jej pomógł, porzuciła naukę magii.
Gdy panna Nigorie miała piętnaście lat, Gennaro zaczął zabierać córkę na spotkania biznesowe, w których musiał brać udział. Uczulił ją na to, że kiedyś przejmie po nim nie tylko “Kaprys”, ale też wszystkie wpływy w Kompanii, dlatego musi się skupić i z nim współpracować, by jak najwięcej się nauczyć. Nie chodziło tylko o biurokratyczną otoczkę rejsów, chodziło też o to, komu należy dać łapówkę, by szybciej przeszła odprawa celna, a komu można coś przewieźć w prywatnej kajucie, z dala od wścibskiego spojrzenia urzędników. Gennaro nie był tak święty, na jakiego pozował. Iju radziła sobie całkiem nieźle z łapaniem tych niuansów, chociaż z zaskoczeniem musiała przyznać, że nie czuła się najlepiej zbyt długo przebywając daleko od morza, a tego niejednokrotnie wymagały spotkania biznesowe. Ludzie żartowali, że cierpi ona na “chorobę lądową” i była to po części prawda. Kapitan szybko dostrzegł złe samopoczucie córki i przestał zabierać ją w dalsze wyprawy, sam zresztą też nie podróżował tyle, co przed jej narodzinami. Bądź co bądź miał już sześćdziesiąt lat.
Wszystko zmieniło się rok temu. Ijumara była już przez wszystkich uważana za dorosłą pannę i mówiono, że jeszcze jakieś trzy lata i będzie równie utalentowanym kapitanem, co jej ojciec. Gennaro patrząc na nią musiał przyznać, że osiągnął połowiczny sukces - jego córka nie była ideałem, na jaki chciał ją wychować, ale miała charyzmę i wiele zalet, opanowała wiele przydatnych umiejętności i tylko jej charakter był trochę zbyt wybuchowy. Po kim ona to miała? Złośliwi mówili, że po oceanie. Kapitan Nigorie zrezygnował już zupełnie z wychowywania jej - nie nadążał za energiczną dziewczyną, zdrowie już dawno zaczęło go zawodzić, chodząc musiał wspierać się na lasce i coraz częściej doskwierały mu plecy, kondycja też już była nie ta co dawniej, szybciej łapała go zadyszka i co rusz dopadało go przeziębienie. Jedno z nich przerodziło się w zapaleni płuc. Akurat trwał długi, mozolny rejs, pogoda była gorzej niż parszywa, a kapitan leżał w swojej kajucie, toczony przez chorobę. Jakoś podświadomie wiedział, że to jego koniec. W spokoju przekazał córce, że po jego śmierci to ona zostanie kapitanem “Kaprysu” i przejmie wszystkie jego obowiązki jak i zainwestowane pieniądze - wszystkie kwestie prawne z tym związane zostały już dawno uregulowane. Wytłumaczył jej co ma robić i poprosił, by dbała o siebie (chociaż w tajemnicy przed nią i tak ustalił z kilkoma zaufanymi członkami załogi, by pilnowali jego małej Mary jak oka w głowie). Ijumara wyjątkowo się z nim nie kłóciła, trwała przy nim tylko i starała się podtrzymać rozmowę, jakby nic się nie działo. Gennaro odszedł dwa dni później nad ranem, pożegnany wcześniej przez całą załogę i ukochaną córkę. Iju dzielnie wytrzymała rozstanie i długo powstrzymywała łzy, na słabość pozwoliła sobie dopiero nocą, z dala od załogi, gdy minął już tradycyjny morski pogrzeb, a ona rozdzieliła nowe prace. Miała wsparcie w oficerach jednostki, we wszystkich marynarzach, którzy byli dla niej jak rodzina. Szybko pozbierała się po stracie ojca i gdy przybyli do portu, zeszła na ląd jako kapitan Ijumara Nigorie z całym dobrodziejstwem tego tytułu. Czekało ją sporo pracy - musiała szybko wdrożyć się w obowiązki, jeszcze podszkolić się w wielu kwestiach, a na dodatek wykonywać te same podróże, które wykonywał jej ojciec. Zapowiadał się pracowity rok.
Wdrażając się w obowiązki, Ijumara zajęła się przeglądaniem dzienników pokładowych pisanych przez swojego ojca, które ten trzymał w kajucie kapitańskiej. Wtedy to naszedł ją pomysł, by odnaleźć notes z roku, w którym się urodziła - to nie było trudne zadanie, więc już po chwili świeżo upieczona pani kapitan pogrążyła się w lekturze, a na jej twarzy wystąpiły wypieki, jakby robiła coś złego. Gennaro nawet słowem się nie zająknął, że lakonicznie traktowana w notkach "pasażerka" była jego kobietą, z którą spodziewał się dziecka. Taki już był - dzienniki prowadził z zimnym profesjonalizmem. Uwagę jego córki przykuła jednak uwaga na temat tego, że "pasażerka popełniła samobójstwo rzucając się do morza na wysokości tajemniczej wyspy, na którą niecałe dwa lata wcześniej zbiegła kobieta z porwanym dzieckiem...". Iju dostała wypieków na twarzy czytając ten fragment. Zaraz złapała za notes ze wspomnianego roku i zaczęła szukać w nim informacji na temat tej wyspy - przyszła jej do głowy absurdalna myśl, że może jej matka uratowała się i żyła gdzieś w dziczy...
Poszukiwania nie trwały długo, ich cel znajdował się nieopodal często uczęszczanych szlaków i można było się tam udać niejako "przy okazji". Pojedynczy starzy marynarze przestrzegali panią kapitan, by odpuściła sobie ten kierunek, tłumacząc jej, że to miejsce niebezpieczne, a te dwadzieścia lat wcześniej prawie zostali zabici, gdy ścigali uciekinierkę z porwanym niemowlakiem. Na Ijumarze nie zrobiło to jednak wrażenia - zarządziła zejście na ląd, bo chociaż widziała czające się na plaży i w pobliskich zaroślach stworzenia, widziała, że one raczej obserwują przybyszów, a nie że chcą ich zaatakować. Dziewczyna wraz z garstką marynarzy wyruszyła w niewielkiej szalupie na wyspę, tam jednak ostrzeżono ich, że tylko kobiecie wolno stanąć na suchym lądzie - ktokolwiek inny zostanie zabity. Nigorie nie wahała się ani chwili, tylko sama stanęła na plaży, od razu wykładając kogo i dlaczego szuka. Została zaprowadzona wgłąb wyspy, w miejsce, gdzie żyła niezwykła społeczność złożona z samych kobiet. Tam po raz kolejny opowiedziała historię swojej matki, nie usłyszała jednak żadnych dobrych wieści: nikt nie kojarzył, by taka kobieta została wyrzucona na brzeg przez fale. Iju była trochę niepocieszona, lecz nie pogrążyła się w smutku - wszak nadzieja i tak była niewielka. A potem nastąpiła przemowa rządzących wioską kobiet. Nigorie zmroziło krew na wieść, jak mogła zakończyć się ta eskapada i jak wielkie miała szczęście, że nikt do tej pory nie zginął. W ten sposób odpowiednio zachęcona zgodziła się przyjąć na swój pokład pasażerkę, którą miała odstawić na kontynent.
Dopiero na statku Ijumara miała okazję przyjrzeć się kogóż to przyszło jej gościć na pokładzie. Jej oczy rozbłysnęły jak latarnie morskie, gdy zobaczyła piękny, biały ogon smukłej wojowniczki, która nosiła słodkie imię Toffee i sprawia wrażenie śmiertelnie obrażonej na cały świat. Pani kapitan była zachwycona i od razu wyraziła swój zachwyt na głos. Im więcej mówiła, tym bardziej Toffee się rozpogadzała i wkrótce otworzyła się przed panną Nigorie. Iju była zaskoczona tym, że śliczna lisołaczka okazała się być tak naprawdę lisołakiem, który utożsamiał się z kobietą... Ale to wcale nie zmieniło jej nastawienia w stosunku do niego - od razu zostali najlepszymi przyjaciółmi... Przyjaciółkami. Przez ten krótki rejs były prawie nierozłączne, wiecznie plotkowały, malowały się, robiły sobie fryzury, obgadywały marynarzy. Pani kapitan subtelnie pomogła Toffee zbliżyć się do kilku bardziej otwartych marynarzy, gdyż widziała, że bardzo miłe jest jej ich towarzystwo, a szkoda, by się dziewczyna sparzyła na jakimś bucu.
Niestety wkrótce nadszedł moment rozstania, gdyż Kaprys wpłynął do portu. Iju nie namawiała przyjaciółki na zostanie, gdyż wiedziała, że ta ma jakąś misję do wykonania, lecz zapewniła ją, że zawsze będzie mile widziana na pokładzie i by nie wahała się o nią pytać w portach. Wyraziła nadzieję, że jeszcze nieraz się spotkają, po czym drogi obu dziewczyn rozeszły się.
Na dzień dzisiejszy Ijumara Nigorie to dość rozpoznawalna postać. Mimo swego młodego wieku i niewielkiego doświadczenia, trochę dzięki słynnemu nazwisku, a trochę dzięki naturalnemu talentowi, stała się liczącym kapitanem w Kompanii. Jej historia już zdążyła obrosnąć w legendę: jako że mało kto znał jej matkę, za to wszyscy znali jej ojca, uknuto bajkę, jakoby Iju była prawdziwą córką morza, wszak wszystko się zgadzało - dziewczyna źle się czuła z dala od oceanu, miała oczy niebieskie jak niebo i fale, a kto bardziej zasługiwał na wychowanie takiego skarbu niż Gennaro Nigorie? Ijumara była ostatnią osobą, która chciałaby to prostować - dzięki pogłoskom stawała się jeszcze bardziej rozpoznawalna i bądźmy szczerzy, wprost kochała podobne historie!