Oglądasz profil – Meira

Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Meira Laathan zwana wieszczką z Andurii bądź mniej przychylnie – wiedźmą ze Wzgórza Ciszy.
Rasa:
Człowiek
Płeć:
Nieokreślono
Wiek:
25 lat
Wygląda na:
0 lat
Profesje:
Majątek:
Sława:

Aura

Aura o sile nieco większej niż przeciętna, która mieni się kolorem barachitu, na którego powierzchni malują się nieregularne wzory, będące mieszanką kolorów miedzi oraz kobaltu. Wokół niej roztacza się poświata, w której żadna barwa nie jest dominująca, a przeplatają się w niej odcienie szafiru, obsydianu, a czasem nawet ametystu. Ciepły, przyjemny powiew wiatru, niesie ze sobą zapach suszonych ziół, świeżego igliwia czy delikatny zapach pergaminu. Do uszu czytającego mogą dotrzeć dźwięki mrożące krew w żyłach. Najczęściej usłyszeć można zawodzenie upiorów dochodzące gdzieś z oddali, jak i nieokreślone głosy, które na pewno nie pochodzą od istoty żywej. To nieprzyjemne doznanie może wywołać niemiłe dreszcze przechodzące przez całe ciało. Jeśli chodzi o dotyk, ta z pozoru miękka aura, wcale nie kształtuje się pod naciskiem dłoni tak, jak sobie tego zażyczy czytający. Niemniej jednak, jej struktura potrafi stworzyć taki kształt, że pojawiają się ostre krawędzie mogące skaleczyć dłoń. Powierzchnia tego magicznego tworu wydaje się być aksamitnie gładka, lecz gdy zetknie się z dłonią, można wyczuć jej lekką chropowatość, a przede wszystkim można dostrzec i wyczuć lepkie plamy rozlewające się tu i ówdzie. W smaku jest łagodna, choć nutka goryczy otulająca język, wcale nie jest czymś smacznym, a koniec końców, na języku pozostawia lekko słonawy posmak.

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Meira
Wiek:
31
Grupy:
Płeć gracza:
Kobieta

Skontaktuj się z Meira

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
7
Rejestracja:
7 lat temu
Ostatnio aktywny:
-
Liczba postów:
14
(0.02% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.00)
Najaktywniejszy na forum:
Równiny Andurii
(Posty: 12 / 85.71% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
[Równiny] Proza życia codziennego, chciałoby się rzec...
(Posty: 12 / 85.71% wszystkich postów użytkownika)

Podpis

Połączone profile


Atrybuty

Krzepa:raczej wytrwały, wytrzymały
Zwinność:zręczny, niedokładny
Percepcja:Ślepy, czuły słuch, czuły węch, wyostrzony smak, b. wyostrzone czucie, wyczulony na magię
Umysł:niezwykle bystry, ineligentny, b. silna wola
Prezencja:nieokrzesany, przekonywujący

Umiejętności

Odnajdywanie źródeł magiiOpanowany
Coś, czego prababka zaczęła uczyć ją całkiem niedawno, chcąc, by Meira zawsze trafiła z powrotem na wzgórze. Zdążyła jednak przekazać jedynie podstawy nim odeszła. Dzięki tej umiejętności potrafi ona określić położenie magicznych emanacji, które wyczuwa, choć obecnie na naprawdę niewielkim obszarze. Im silniejsze jest owo źródło, tym łatwiej jest jej je wyczuć z większej odległości.
PrzetrwanieBiegły
Przodkowie Meiry byli wojownikami głuszy i doskonale się w niej odnajdywali. Nawet wtedy, gdy dotknęła ich klątwa, potrafili szybko się przystosować. Tak też kobieta umie, pomimo ślepoty, całkiem nieźle poradzić sobie z dala od cywilizacji.
TropieniePodstawowy
O ile zna teoretyczne podstawy z sypiących się rodowych tomiszczy, to w praktyce po prostu wie, jak nie zostawiać po sobie bałaganu w lesie i umie poinstruować Mattana, by był skuteczniejszy w czasie swojego polowania.
Skradanie sięPodstawowy
Wielokrotnie próbowała zbliżać się do dzikich ptaków tak, by ich nie spłoszyć i móc posłuchać ich treli.
WspinaczkaOpanowany
Wbrew pozorom całkiem nieźle wspina się na drzewa. Czasem robi to, by zerwać owoc, a czasem by po prostu, dzięki Mattanowi, poobserwować okolicę z góry. Twierdzi, że wiatr, który wieje mocniej w wyższych partiach koron, przynosi jej spokój i uczucie oderwania od łuski smoka, jak gdyby problemy codzienności jej nie dotyczyły. Lepiej jej się tam myśli. Bez zaklętego kamienia na szyi poziom umiejętności drastycznie spada.
Zastawianie pułapekPodstawowy
Jednym z obejść klątwy, na które wpadli przodkowie dziewczyny, były proste, acz skuteczne pułapki, dzięki którym nie krzywdzili bezpośrednio zwierzyny, unikając przykrych konsekwencji.
Czytanie AurMistrz
Za każdym razem, gdy witał u nich jakiś podróżnik, prababka kazała jej uważnie przyglądać się jego aurze, a później odpytywała ją z tego, co dziewczyna wychwyciła. Ponadto kazała jej spędzać wiele czasu nad zapiskami przodków, które pomagały jej w rozumieniu emanacji.
RolnictwoOpanowany
Meira posiada własny ogródek, w którym hoduje potrzebną jej roślinność. Dla postronnych często wydaje się skupiskiem chwastów i krzaków, ale dla niej jest cennym źródłem zarówno składników naparów, jak i pożywienia.
ZielarstwoOpanowany
Potrafi wytwarzać różne napary i odwary, mające zastosowanie relaksujące i czasem lecznicze, czy też takie, dzięki którym łatwo wprowadzić się w trans.
EtykietaPodstawowy
Choć nigdy się nią nie przejmowała, to podstawową wiedzę chłonęła głównie od ludzi ją odwiedzających. Tak, potrafi korzystać ze sztućców!
BestiologiaOpanowany
Przodkowie Meiry znali się na zwierzętach i magicznych bestiach, gdyż na nie polowali. Dla niej samej stworzenia, które zwykle ją omijają, są czymś niesamowicie interesującym. Czasem wysyła Mattana, by za jego pomocą podglądać ich naturalne zachowania.
HistoriaOpanowany
Wszystko to, co wyciągnęła z rodowych tomiszczy i zasłyszanych opowieści, a wciąż jej mało.
KulturoznawstwoPodstawowy
W swoich wizjach widzi różne miejsca i ludzi, a gdy goszczą u niej podróżnicy lubi wysłuchiwać ich opowieści. Zebrała więc, jak na osobę, która nie podróżuje, całkiem sporą wiedzę o różnych kulturach.
MeteorologiaPodstawowy
Prababka nauczyła Meirę wyciągać odpowiednie wnioski z wilgotności powietrza, czy też zachowania owadów. Czasem, dzięki Mattanowi, gdy ten użyczy jej wzroku, może też spojrzeć na niebo.
NaturianizmOpanowany
Wiedzę czerpie głównie z tomiszczy przodków. Życie, jak dotąd, nie pozwoliło jej jednak zweryfikować w praktyce, bo i nie spotkała do tej pory żadnego przedstawiciela tej grupy. Czasem zastanawia się, czy tak jak w przypadku zwierząt, nie odstrasza ich klątwa...
Szamanizm i rytualizmBiegły
Przekazywane z pokolenia na pokolenie, wpajane dzieciom od najmłodszych lat.
Wiedza o duchachBiegły
Wiedza, która jest niezaprzeczalnie niezbędna przy kontakcie ze zmarłymi. Prababka nie pozwalała Meirze przystępować do odprawiania rytuałów, dopóki ta nie wyszlifowała jej do odpowiedniego poziomu.
Wiedza o światachPodstawowy
Wszystko to, co udało się zebrać jej przodkom na podstawie widzeń, czy opowieści odwiedzających ich wędrowców z różnych krain, jak chociażby wiedza o tym, czym charakteryzują się aury przybyszów spoza Alaranii.
Wiedza tajemnaOpanowany
Opisy przodków, skupiające się głównie na sposobie objawiania się konkretnych dziedzin w aurach istot i magicznych przedmiotów, pomagające w ich odczytywaniu, a i wiedza na temat sposobów użytkowania magii.
Czytanie i pisanieOpanowany
Umiejętność ta nie dotyczy zwykłego alfabetu, a jego zmodyfikowanej wersji, tworzonej przez lata, z potrzeby gromadzenia i spisywania wiedzy dla potomnych. Utworzone ze specjalnej substancji na bazie żywicy znaki, są niezwykle proste i wypukłe na tyle, by czułe opuszki ślepców były w stanie je rozczytać.
Gra na instrumencie[Okaryna, grzechotki]Biegły
Grzechotek używa przy rytuałach, a okaryna stanowi dla niej doskonały sposób na zrelaksowanie się.
TaniecPodstawowy
Meira zna tylko te, które potrzebne są jej do wykonywania rytuałów.

Cechy Specjalne

LustroKlątwa
„Wy, ludzie, chociaż korzystacie z oczu, zachowujecie się tak, jakbyście byli ślepi. Pozwólcie więc, że my, dzieci lasu, pomożemy wam je otworzyć”. Klątwa driad rzucona na przodków Meiry wiele pokoleń temu, a przekazywana wraz z więzami krwi kolejnym dziedzicom rodu. Rany, które zostaną zadane bezpośrednio przez osobę przeklętą, odbijają się na jej własnym ciele. Im bardziej budowa takiej zranionej istoty przypomina ludzką, tym silniejsze jest oddziaływanie tego aspektu. Przykładowo, o ile zabicie zająca powoduje ogromny ból, który może się skończyć utratą przytomności na wiele godzin, czy nawet kilka dni, o tyle dźgnięcie człowieka lub istoty humanoidalnej spowoduje pojawienie się takiego samego obrażenia na ciele osoby obłożonej klątwą. Zranienie zmiennokształtnych w formie zwierzęcej działa w dokładnie taki sam sposób, jak gdybyśmy zranili humanoida. Podobna zasada tyczy się drzew driad, gdyż są one odzwierciedleniem ich humanoidalnych postaci. Z nieumarłymi natomiast, jak głoszą zapiski rodu, bywa różnie. Poza tym dzikie stworzenia raczej omijają takie osoby, odczuwając przy nich niepokój. Te najłagodniejsze w tym przypadku, zapędzone w róg, bez możliwości ucieczki, będą reagowały wobec przeklętych agresywniej niż wobec zwykłych ludzi. Nawet drapieżniki obchodzą takie postacie naokoło z niesmakiem. Bywały więc dni, w których Meira, przechadzając się wśród drzew, słyszała jedynie szum liści na wietrze. Kolejnym aspektem tej klątwy jest fakt, iż każdy nią dotknięty, rodzi się ślepy. Jednakże w zamian za to pobudza ona zmysły oraz, co najważniejsze ten magiczny, który z każdym pokoleniem w rodzinie Meiry rozwijał się coraz bardziej. Dzięki temu potrafi ona bez problemu odczytywać aury, czy też wyczuwać pozostałe po zmarłych emanacje, dusze, porozumiewać się z nimi. Dotykając danej osoby, czy przedmiotu, jest w stanie zobaczyć wyrywki z ich przeszłości, czy przyszłości. Nie jest jednak w stanie kontrolować tego, co widzi podczas takich wizji, a brnięcie w nie to dla niej ogromny wysiłek. Skupiając się na konkretnej postaci lub rzeczy, może je zlokalizować, to jest zobaczyć miejsce, w którym się obecnie znajdują. To czy będzie umiała je nazwać lub opisać pozostaje jednak zupełnie inną sprawą.
JednośćDar
Dar, który dziewczyna odkryła spędzając w towarzystwie swego pseudosmoka spore ilości czasu. Z każdym minionym dniem, miesiącem a w końcu latami, rosła między nimi niezwykła więź. Dzięki niej Meira może odbierać świat poprzez zmysły gada, z którym połączona jest w pewnym sensie telepatycznie, czy też empatycznie. Wymiana taka odbywa się na dwa sposoby. W pierwszym z nich korzysta wyłącznie z jednego receptora, podczas gdy jej własny zostaje wyłączony. W drugim całkowicie przestawia się na odbiór poprzez pseudosmoka, odcinając się tym samym od własnych zmysłów. Smok w tym czasie funkcjonuje normalnie, podczas gdy ciało Meiry zostaje pozbawione jakiejkolwiek percepcji. Efekt taki utrzymuje się do około dziesięciu, piętnastu minut i jest dość męczący. Dziewczyna podejrzewa, że mogłaby postąpić tak również z innymi stworzeniami, gdyby tylko udało jej się nawiązać podobną więź z jakimkolwiek z nich, co w jej przypadku jest niezwykle utrudnione.
EmpatiaZaleta
Poniekąd obusieczna umiejętność, bo choć Meira jest w stanie wyczuć stan emocjonalny jednostki, to dłuższe przebywanie w tłumie, gdy zalewana jest najróżniejszymi bodźcami, po prostu ją męczy. Z tego też powodu nieczęsto bywa w wielkich miastach.
Odporność psychiczna i fizycznaZaleta
Od małego wystawiana przez prababkę na wizje, emanacje, czy obce jej emocje, wykształciła w sobie silnie zintegrowane „ja”. Dzięki temu potrafi obiektywnie oddzielić to, co „swoje” w jej umyśle od tego, co wpływa do niego z zewnątrz, a co za tym idzie – całkiem skutecznie potrafi odpierać próby zmanipulowania go, co jest niezwykle ważne także przy kontaktach ze zmarłymi. Poza tym podczas wizyt najróżniejszych wędrowców, których gościły i zaglądania w ich życiorysy widziała naprawdę sporo rzeczy, które u niejednego potrafiłyby zakręcić w żołądku. Całkiem nieźle znosi też ból, gdyż jako dziecko, z powodu swojej ślepoty i klątwy, wielokrotnie się kaleczyła.

Magia: Rytuały

DuchaUczeń
Społeczność, z której wywodzą się przodkowie Meiry, polegała na błogosławieństwach od zmarłych, a także ich radach. Kobieta zna więc kilka rytuałów, które przekazała jej prababka, a które pomagają wezwać duszę, odpędzić ją, czy też posłużyć jako jej medium, jeśli któryś z podróżnych gości pragnąłby skontaktować się ze zmarłym bliskim. Uważa jednak by nie zakłócać spokoju tych ostatnich, gdyż wie, jak niebezpieczna może być rozgniewana zjawa.

Przedmioty Magiczne

AyinZaklęty
Okrągły kamień zwany tygrysim okiem, spoczywający na rzemykach, którymi obwiązana jest szyja Meiry. Jeden z kilku podarowanych jej przodkom przez pewnego maga jako dowód wdzięczności za pomoc, jaką mu okazali. Ów jegomość uważał, że skoro wszelkie stworzenie jest tworem Prasmoka, to jest w nim zawarta namiastka jego magii, a więc i zwykłe rzeczy posiadają niezwykle słabą aurę. Chętnie sprawdził swoje założenie, tworząc te zaklęte przedmioty. Dzięki niemu Meira jest w stanie intuicyjnie „widzieć” za pomocą zmysłu magii. To jest to, co znajduje się w promieniu dwóch prętów od niej, widzi jako pewnego rodzaju obrysowane białą mgiełką. Trochę tak, jak gdyby białą kredą rysować kontury na czarnym papierze. Wciąż jednak pozostaje ślepa i żadnych szczegółów ani faktury w ten sposób nie wychwyci. Mimo tego kamień zdecydowanie pozwala jej na odnalezienie się w przestrzeni i pomaga w omijaniu przeszkód.
Królicza łapkaBaśniowy
Przynosi szczęście w sprawach związanych z łowiectwem.

Charakter

Wydawałoby się, że osoba pokroju Meiry, czuła na cudze emocje i ból będzie gonić wszędzie tam, gdzie są jacyś poszkodowani, byleby tylko im pomóc. Nic jednak bardziej mylnego. Niewiasta ta, pomimo klątwy, którą jest obłożona, nie wykształciła w sobie przerażająco wielkiej wrażliwości na cudze krzywdy. Być może jest to cecha charakteru dziedziczna, za którą zostali pokarani jej przodkowie. Nie oznacza to jednak, że zupełnie nie przejmuje się innymi, czy ma umierających głęboko w poważaniu. Wbrew pozorom jej szacunek do życia jest równie wielki, jak ten, którym obdarza śmierć. Choć nie widzi nic złego w polowaniu na dziką zwierzynę, co wszakże jest przecież naturalnym porządkiem rzeczy, nigdy jednak nie ośmieliłaby się znęcać nad ową zdobyczą. Uważa bowiem, że wszelkie stworzenie zbudowane jest z tej samej energii, nawet Prasmok, i jako takiego, jego natura wbrew pozorom jest tożsama. Tak też według niej tym, co sprawia, że dana osoba, miejsce i przedmiot są, jakie są, jest ich historia i choć obecnie są to rzeczy różne, u źródła pozostają jednakimi. Proces, jaki zachodzi między tymi dwoma punktami, wydaje jej się szalenie interesujący i bardzo chętnie go zgłębia.


Kiedy odwiedzi się ją pierwszy raz, wydaje się dosyć oschła i zawsze poważna. Jest tak, gdyż prababka nauczyła ją, by przybyszy zawsze przyjmować z szacunkiem. W jej wykonaniu właśnie tak się on prezentuje. Szanować znaczy nie spoufalać się. Gdy jednak spędzi się z nią trochę czasu, szybko można się przekonać o tym, że cechuje ją niemalże dziecięca ciekawość świata. Czasem, nawet gdy na horyzoncie pojawią się goście, zostaje gdzieś w ukryciu, nie wykonując żadnych ruchów, które mogłyby zdradzić jej pozycję, i stamtąd czyni obserwacje na temat ich szczerych zachowań. Co jakiś czas tylko dziwi się, gdy owe jednostki na jej nagły widok dygną ze strachu. No, ale przecież skoro przybyli, chcąc jej towarzystwa, nie powinni być tak bardzo zaskoczeni jej widokiem, czyż nie?

Meira lubi zadawać pytania i jeśli tylko coś ją zainteresuje, bardzo często dąży do tego, by zgłębić wiedzę na dany temat. Toteż równie często wizyty przypadkowych podróżników kończą się na opowieściach z ich życia, czasem niezwykle bajkowych, a czasem równie ciekawych, co nudnych. Mimo wszystko zawsze wysłuchuje ich wszystkich do końca. Z tego samego powodu też praktycznie nigdy nie odmawia przepowiadania danej osobie przyszłości, czy zaglądania do jej przeszłości, by dać jakąś radę. Dzięki temu poznaje świat takim, jakim normalnie wydaje się on być nieosiągalnym. Nie zawsze jest to, co prawda przyjemne, a w większości przypadków nawet trudne do zapomnienia, ale według niej warte zachodu. Sposób, w jaki do tego wszystkiego podchodzi, wynika prawdopodobnie z faktu, że tak naprawdę nigdy nie oddaliła się od miejsca swego urodzenia na więcej niż kilkanaście staj. Za przyczynę takiej kolei rzeczy można za to uważać jej przywiązanie oraz oddanie dla rodziny i tradycji, które kultywowali, a które z ów wzgórzem są nierozerwalnie połączone. Obecnie jest zresztą jedyną osobą, która się nim opiekuje, a więc i odczuwa swoisty obowiązek wobec przodków, by zajmować się tym miejscem.

Z drugiej strony można by przypuszczać, że w dziewczęciu tym ukryty jest jakiś lęk przed wielkim i niezbadanym światem. Okolice, które dobrze zna, tereny, których ukształtowanie spamiętała przez lata, czy też rzeczy w jej domostwie, które zwykle układa w ten sam sposób, pomagają jej bowiem utrzymać pewne złudzenie kontroli. Brak jakiegokolwiek odniesienia za to wydaje jej się czymś niepojętym. Paradoksalnie rzecz biorąc, dzięki klątwie, wielkie miasta pełne ludzi zdają się jej o wiele niebezpieczniejsze niż dzika głusza, gdzie zwykle ciężko jej spotkać jakąkolwiek istotę.

Tu warto wspomnieć, że choć wychowana z dala od ludzi i pozornie im niechętna, wbrew wszystkiemu lubi ich towarzystwo. Czy to z powodu swojej ciekawości, czy ze zwykłej życzliwości, często daje schronienie tym, którzy zabłądzą. Jedynym, czego wtedy żąda w zamian, jest nietuzinkowa opowieść lub coś, co mogłoby się przydać w jej codziennym funkcjonowaniu. Nie jest to jednak wymogiem. Doskonale zdaje sobie też sprawę z tego, jak postrzegane jest jej wzgórze i ona sama wśród mieszkańców okolicznych wiosek. Tym bardziej docenia tych z nich, którzy się do niej przekonali i czasem przychodząc się poradzić, przywożą ze sobą różne równie ciekawe co potrzebne pakunki. Tym, których uzna za przyjaciół, pozostanie wierna do końca swoich dni.

I choć wydawać by się mogło, że los jej jest smutny, a ona samotna, to Meira wychodzi mu zdecydowanie naprzeciw. Uwielbia się uśmiechać i stanowczo woli kierować się w stronę tej pozytywnej strony życia. Nie wierzy w to, że ktoś może być zły z natury (dobry zresztą też), a tak jak zostało to wcześniej wspomniane, za taki stan obwinia historie danej osoby, która to stanowi ciąg przyczyn i skutków. Jest zwolenniczką dawania drugiej szansy, ale z trzecią bywa ciężko. Mimo klątwy nie wyobraża sobie życia bez niej. Czasem zastanawia się, jak ludzie mogą wytrzymywać ciągły napływ tak wielu dodatkowych bodźców związanych ze wzrokiem. Swój dar, dzięki któremu czasem może podejrzeć rzeczywistość, traktuje więc raczej jako dodatek ułatwiający życie, aniżeli coś, na czym powinna polegać.

Wszystko to składa się na stwierdzenie, że choć ów młódka posiada niecodzienne zasoby wiedzy, które same lgną do niej z różnych zakątków Alaranii, często jest to teoria niepoparta praktyką. Toteż Meira, gdy tylko nadarzy się sposobna okazja, chętnie konfrontuje takowe informacje z rzeczywistością. Jeśli zaś chodzi o jej widzenia, to nigdy nie mówi więcej, niż uważa za konieczne. Z drugiej jednak strony zdarzy jej się zdradzić czasem coś, co uzna za nieistotne w ogólnym rozrachunku dla życiorysu danego człowieka, a co może zaważyć na jego przyszłych decyzjach. Ot, na przykład, że pewny książę zdradzany jest przez swą małżonkę, ale nie jest to informacja wielkiej wagi, gdyż niedługo pozna niewiastę, dla której i tak zostawiłby tamtą biedną kobietę. Mimo wszystko szanuje prywatność innych i nigdy nie zagląda w ich dzieje bez wyraźnej zgody lub powodu. Ciągle powtarza też, że każdy jest kowalem własnego losu, a jej wizje nigdy nie są ostateczne.

Można by więc powiedzieć, że bywa roztrzepana, choć tak naprawdę pozostaje niezwykle uważna, gdy rozbudzi się jej zainteresowanie. Choć ma naturę wolnego ducha, gdy trzeba, potrafi się dostosować i zachować jak najbardziej odpowiedzialnie. Nie przepada za tymi, którzy narzucają swoje poglądy, a każdą decyzję podejmuje w zgodzie z własnym sumieniem. Zdarza się jej być zbyt bezpośrednią, jednakże nigdy nie chce przy tym urazić drugiej strony. Lubi próbować wszelkich nowości, a przede wszystkim tych kulinarnych, gdyż sama z rzadka jada coś więcej, niż wyhodowane przez siebie warzywa i owoce. Uczta z udziałem mięsnych potraw jest dla niej jak święto. I jest to też bardzo dobry sposób na przekonanie jej do swojej osoby. Jak mówi stare (i bardzo prawdziwe) powiedzenie – przez żołądek do serca!

Wygląd

Zwykle pierwszą rzeczą, na którą zwraca się uwagę u Meiry, jest mętne, ale przy tym niezwykle żywe spojrzenie. Tęczówki kobiety są zamglone bielmem, ale pozostają w ruchu i choć nie skupione na jakimś konkretnym punkcie, wydają się żwawo śledzić poczynania rozmówcy. Później dopiero dostrzega się grube, ale kształtne brwi, drobny nos, czy pełne, acz niewyróżniające się swoim kolorytem na tle jasnej skóry, usta. Następnie w zasięg wzroku wchodzą opadające na jej twarz grube i gęste włosy o barwie ciepłego, niemniej jednak ciemnego brązu, które zawsze stara się jakoś ułożyć, wygładzić, ale które niesfornie się puszą.


Nie jest też zbyt wysoka, gdyż nie sięga nawet pięciu i pół stopy. Ciało Meiry nie jest może wyjątkowo kształtne, ale nieprawdą byłoby stwierdzenie, że nie ma się ona czym pochwalić. Z pewnością też nie można odmówić jej uroku, gdy podczas uśmiechu na jej policzkach pojawiają się delikatne dołeczki. I gdyby nie paskudne blizny po gadzich kłach i pazurach na jej przedramionach, które zwykle przysłonięte są masą rzemyków obleczonych w rozmaite koraliki i ozdoby, można by nawet powiedzieć o niej, iż jest całkiem ładną młódką.

Jeśli zaś chodzi o rzeczy zmienne, jak choćby ubranie, to zwykle są to tkaniny w dość stonowanych barwach, pozwalające skórze oddychać. Lekkie, przewiewne, nieprzylegające zbyt ciasno do ciała, ale też nie takie, które zbyt luźno powiewałyby na wietrze, wymagając ciągłego poprawiania. Te okrywające górną partię ciała zwykle pozostawiają odsłonięte ramiona. Na nogach zaś Meira nosi jakby trochę przyduże spodnie podwiązane pod kolanami, a i często przysłonięte chustą, która to podtrzymywana jest przez oplatający młódkę w pasie, spory kawałek materiału. Stopy niewiasty praktycznie zawsze są nagie i trzeba tu zaznaczyć, że choć widać, iż nie są oszczędzane, podobnie jak dłonie, to są wyjątkowo zadbane. Twierdzi bowiem, że skoro to właśnie te kończyny pozwalają jej poznawać świat, należy im się wyjątkowy szacunek. Czasem tylko, w chłodniejsze pory, przywdziewa na nie jakieś skóry, co by jej nic nie odmarzło.

Z ozdób warto wymienić opaskę, która pomaga jej w okiełznaniu niesfornych kosmyków, a w której zakończenia wplecione są włosy, obleczone koralikami i co szlachetniejszymi kamieniami. W dziurce u prawego ucha spoczywa przepiórcze pióro, ta w lewym zaś jest nieco bardziej rozciągnięta i gości w niej drewniana spirala. Szyję oplatają gęsto rzemyki, na których zawieszony jest kamień o lśniących w słońcu pasmach w kolorycie brązów czy żółci. Przedramiona, jak już zostało to wcześniej wspomniane, często zdobią rzemyki, na które nawleczone są różnej maści koraliki podobne do tych we włosach, jak i drobne zdobienia z kości. Do pasa zazwyczaj podczepione jest kilka sakiewek, większa skórzana torba oraz królicza łapka, a także kilka kostek i poczciwa, stara okaryna.

Skóry Meiry nie zdobią żadne tatuaże, czy malunki. Nie upiększa się, gdyż po prostu nie widzi w tym najmniejszego sensu, dosłownie. Jedynie wtedy, gdy odprawia któryś z rytuałów, używa naturalnych barwników do nakreślania dziwacznych znaków na ciele. Wtedy też bardzo często na jej nadgarstkach i kostkach spoczywają proste grzechotki, wykonane ze złączonych materiałem wielu kawałków kozich kopyt. Twarz zakrywa za to przednia część troglodyckiej czaszki, do której przyczepiony jest pióropusz z czarnego pierza, a która wisi zwykle nad wejściem do nietypowego domostwa wiedźmy.

Historia

Ciemność spowijała okolice, pozwalając księżycowi na okazanie swych wdzięków. Nie wszystkie oczy mogły jednak cieszyć się widokiem okrągłej tarczy, która przypominała obecnie zawieszoną na firmamencie perłę, nikle oświetlającą samotne, zalesione wzgórze położone w odległości około kilkunastu staj od wioski zwanej Grydanią. Po jego zachodniej stronie, w miejscu, gdzie drzewa znacząco się przerzedzały, tuż przed wejściem do wydrążonej w nim groty tliło się niewielkie ognisko. Przy nim zaś siedziała dwójka podrostków i pomarszczona, stara kobieta, snująca opowieści o historiach tak odległych, że jedynie ów miejsce i być może niektóre z rosnących tu drzew, były ich świadkami. Staruszka mówiła cicho, chrapliwie, ale była doskonale słyszalna. Wokół panowała nienaturalna cisza, nie było słychać żadnych pohukiwań sów, czy jakichkolwiek innych dźwięków wydawanych przez żerujące nocą zwierzęta. Zupełnie tak, jak gdyby ów wzgórze pozbawione było życia i jedynie szum liści przypominał o tym, że jednak jest ono tu obecne.

- Stary Arieh sięgnął po włócznie i cisnął nią, przebijając cielsko ostatniego troglodyty – intonacja, z jaką kobieta mówiła, sprawiła, że siedzące po drugiej stronie ognia dzieci poruszyły się niespokojnie, choć słyszały tę opowieść już wielokrotnie. - Podszedł do truchła i swoim sierpem oddzielił łeb bestii od jej karku, a potem wzniósł go w górę i wydał z siebie zwycięski okrzyk. Zebrani wokół dzielni mężowie zawtórowali mu, unosząc pochodnie i błyszczącą w ich świetle broń. Wszystek ciał poległych braci i takiż też troglodytów wyniesiono przed jaskinię, a później spalono, oddając je duchom w ofierze. Przez wiele następnych dni ludzie bawili się, wychwalając tych, którzy dostąpili zaszczytu spotkania przodków przed innym...
- Nie było nad czym płakać, bo stali się bliżsi źródła, prawda? - przerwała jej radośnie dziewczynka.
- Meiro – zabrzmiała srogo starucha i kiedy odpowiedziała jej cisza, zaczęła kontynuować. - Arieh widział, że tereny te były żyzne i bogate w zwierzynę, a skoro w miejscu tym jego lud odniósł zwycięstwo, postanowił uczynić zeń jego siedzibę. Grota odebrana troglodytom stała się miejscem niezwykłym i świętym, wokół którego toczyło się życie naszych przodków, a które dziś jest nam domem. Arieh był dobrym wodzem, wiedział jak dbać o swoich ludzi i w równej mierze co ich słabości znał wartość każdego woja. Każdego roku wyprawiał się z braćmi w odległe strony, przywożąc z owych łowów trofea w postaci trucheł najróżniejszych istot. Te z kolei znoszono do głębszych komnat jaskini i tam składano w ofierze zmarłym braciom i siostrom. Żyliśmy tak przez wiele wieków, czasem wojując z innymi ludami zamieszkującymi równiny. Zgłębialiśmy wiedzę na temat stworzeń, na które polowaliśmy, od zwykłych dzikich zwierząt, po te, które swym ludzkim wyglądem zwodziły wiele istnień. Uważaliśmy się za bohaterów, którzy za swój cel powzięli wyplenienie tych ziem z toczących je potworności. To, co nieludzkie, wydawało nam się niegodne przebywania w naszej obecności, jakbyśmy nagle stali się panami tego świata. Liczyły się tylko krwawe polowania, ku czci tych, których z nami już nie było, a którzy cieszyli się naszym bezgranicznym szacunkiem.
- I wtedy pojawił się Esau.
- Tak, mój chłopcze – zmarszczyła się nieco bardziej, cmokając kilkukrotnie i wyszukała dłonią drobną, drewnianą czarkę, która stała na ziemi po jej prawej stronie. Upiła z niej łyk i zaraz odchrząknęła. - Gdzie to ja... Ach, tak, tak. W je go żyłach płynęła krew Arieh, a w naszych zaś płynie krew Esau. Wieki temu mężczyzna ten przewodził naszej społeczności, kultywując z olbrzymią zapalczywością jej tradycje. Mówi się, że był wielki jak niedźwiedź i równie mocno obrośnięty włosiem i że niestraszne były mu jakiekolwiek wyzwania. Im większa była bestia, którą miał pokonać, tym większą radość sprawiały mu łowy. Ukochał sobie ziemie na zachód stąd i z każdymi kolejnymi Wielkimi Łowami nieubłaganie zbliżał się do miejsca, które dziś zwiemy Lasem Driad. Miejsce to obfitowało w zwierzynę i z początku przychylne było łowcom. Niestety spragniony nowych wrażeń Esau, rok za rokiem, brnął w gęstwinę drzew coraz głębiej. Bracia nasi wracali z puszczy z ciałami niezwykłych istot, które, jak dziś wiemy, będąc podobnymi ludziom, umierały w strachu, nierzadko pozostawiając opłakujących ich stratę bliskich. Inne zaś były tak rzadkie, że brutalna śmierć każdego z nich przyprawiała o łzy pozostałych mieszkańców puszczy. Takie zachowanie nie mogło być tolerowane przez wieczność i wkrótce na naszych przodków spadł gniew lasu. Szala goryczy przelała się, gdy Esau nieopatrznie naznaczył ostrzem jedno z drzew, którymi opiekowały się córy lasu. Ponoć nasi bracia byli onieśmieleni ich pięknem toteż nie zaatakowali kobiet, które pojawiły się przed nimi znikąd. I z pewnością tylko to oszczędziło ich w oczach tych leśnych niewiast... - Do ogniska podszedł krępy mężczyzna w średnim wieku, kładąc nieopodal sporą ilość chrustu. Staruszka w tym czasie ponownie upiła łyk ciepłego, ziołowego płynu ze swojej czarki.
- Papo, papo – zawołała dziewczynka, klepiąc miejsce obok siebie. - Chodź tu, chodź! Baba opowiada o Esau! - Mężczyzna roześmiał się gromko.
- Ach, pamiętam babko, jak opowiadałaś mi te historie, gdy byłem w ich wieku – oznajmił, siadając obok swojej córki i głaszcząc ją po głowie. Ta tylko oparła się o niego z uśmiechem, którego żadne z nich nie mogło dostrzec, a z którego każdy zdawał sobie sprawę. Meira kochała swego ojca równie mocno, co resztę familii.
- Cichosza! - zagrzmiała starucha. - Ileż jeszcze razy macie zamiar mi przerywać?! - Podniosła z ziemi mały kamyczek i cisnęła nim w siedzącego naprzeciw chłopaka. - Nie śpij, gdy opowiadam!
- Aj, babooo! - zajęczał, drapiąc się po głowie. Ojciec jego ponownie wydał z siebie salwę śmiechu.
- Więc Esau... - zaczęła ponownie. - Córy lasu w gniewie zaczęły szeptać niezrozumiałe mu słowa, a gdy skończyły, zniknęły wśród drzew. Myśliwi nie byli pewni tego, co właściwie ów panny zdziałały i nie zamierzali kończyć swych łowów. Kiedy trafili na samotnego centaura, natychmiast go zaatakowali. Jakież było ich zdziwienie, gdy nawet Esau padł na ziemię rażony bólem, który zadali mieszkańcowi puszczy. Wściekły centaur uciekł, tratując kilkoro z nich. Och, a jakże oni wtedy klęli na ten przeklęty las! Zhańbieni i obolali powrócili do domu, na nasze święte wzgórze. Szaman, podobnie jak i nasi przodkowie, nie był zadowolony, a następny rok miał być dla społeczności niezwykle ciężki. Mężowie, którzy brali udział w Wielkich Łowach, z powodu ciążącego im bólu podczas polowań, nie byli w stanie przynosić rodzinom normalnej ilości pożywienia. Esau nie mógł pozwolić by ta zniewaga pozostała bez odpowiedzi. Zaprzysiągł więc swemu cierpiącemu ludowi, że z kolejnych Wielkich Łowów wrócą z głowami przeklętych cór lasu. Myśliwi przy następnej sposobności do polowania obrali więc za cel drzewa, tnąc i nacinając, czy łamiąc gałęzie każdego z nich, dopóty, dopóki nie zmusili którejkolwiek do wyjścia z ukrycia. Gdy ich ręce zlały się krwią pierwszej napotkanej driady, wyli z bólu wniebogłosy razem z płaczącym wokół lasem. Nie powstrzymało ich to jednak i krocząc dalej, kaleczyli kolejne z drzew. Córy lasu w gniewie pozbawiły życia kilkoro z nich, w końcu jednak patrząc na żałosne ludzkie postacie, walczące przez swoją głupotę z potęgą natury, postanowiły, że śmierć nie będzie wystarczającą karą...
- I wtedy jedna z nich stanęła przed Esau. – Chłopak przerwał na chwilę, czekając, aż prababka go zgani. Kobieta jednak milczała, co było cichym przyzwoleniem na to, by kontynuował. - Wy, ludzie, chociaż korzystacie z oczu, zachowujecie się tak, jakbyście byli ślepi. Pozwólcie więc, że my, dzieci lasu, pomożemy wam je otworzyć, powiedziała i razem z siostrami zaczęły ponownie szeptać, wypowiadając niezrozumiałe mu słowa mocy. - Obrócił się bardziej w stronę Meiry, a ton jego głosu nabrał swoistej figlarności. - Nie wiadomo, czy pozbawiły Esau wzroku z czystej złośliwości. Niektórzy z naszych przodków twierdzą, że sam błagał, by mu go zabrały, chcąc oszczędzić swoim potomkom widoku, jaki ujrzał podczas swojej pierwszej wizji. Z nikim się nią jednak nie podzielił. W każdym razie klątwa nasiliła się i myśliwi szybko przekonali się, że tym razem wredne boginki lasu nie próżnowały. Wielu z nich zmarło, rzucając się na nie w akcie desperacji. Esau zrozumiał, że wcale nie byli tak wszechmocni, jak uważał. Zawrócił więc tych łowców, którzy podobnie jak on, nie zlekceważyli daru złośliwych cór lasu. Nasi ludzie nigdy więcej nie ruszyli na Wielkie Łowy, ale pamięć o tych, którzy wykazali się odwagą, zachowała się w naszych sercach. Nie utraciliśmy natury myśliwych i nigdy nie utracimy!
- Wystarczy – przerwała mu stanowczo kobieta, świadoma poglądów niepokornego młodzika. - Przestaliśmy być bezmyślnymi łowcami, którzy rozlewali krew dla zabawy. Dzieci przejmowały w spadku ów dar płaczącego nad głupotą ich rodzicieli lasu. Coraz więcej z nas rodziło się ślepych, ale widzących więcej niż reszta. Ci, którzy nie zostali tak obdarzeni, chcąc innego życia, odchodzili w świat, przyłączając się do różnych społeczności. Nie potrafili pojąć, jak mogliśmy upaść tak nisko, chowając się w cieniu swych przodków. Przystosowaliśmy się jednak tak, jak zwykle to bywało i z każdym pokoleniem klątwa była nam mniej straszna. W końcu zupełnie zaprzestaliśmy szukania sposobu jej zdjęcia. Z tych, którzy zabierają, staliśmy się tymi, którzy dają. Wynieśliśmy naukę z przeszłości i przekazujemy ją dalej po dziś dzień. Kiedyś to wy weźmiecie to wzgórze w swoją opiekę, a wraz z nim przejmiecie spuściznę pozostawioną nam przez naszych przodków.
- Babo, babo... - przerwała jej po raz kolejny dziewczynka. - A to prawda, że matka widziała? Jak to jest widzieć? - starucha jednak nie odpowiedziała, jakby nieco się chmurząc. Widocznie nie lubiła, gdy dziewczę schodziło na te tematy. Wiedziała, że była to z pewnością sprawka brata małej Meiry. Zapewne znów jej naopowiadał, jaka to ich matka była wspaniała. Zmarszczki na jej wiekowej twarzy pogłębiły się jeszcze bardziej. Czemuż ten chłopak musiał ciągle gadać o rzeczach nieważnych?
- Och, Meiro... - odezwał się niespodziewanie ojciec dwójki. - To trochę tak, jakbyś ciągle miała widzenia.
- Więc mam była ciągle zmęczona?
- Meiro – wtrąciła staruszka, chcąc najwyraźniej przerwać rozmowę na temat zmarłej rodzicielki jej prawnucząt. - Podejdź do mnie, drogie dziecko.
Kiedy ta wykonała polecenie, kobieta włożyła w jej małą dłoń niewielki kamień. Meira przez chwilę stała w bezruchu, raz marszcząc brwi, a raz czoło. W końcu jednak obróciła się wokół własnej osi i zaczęła biegać wokół nich. To był zdecydowanie najlepszy podarunek, jaki mogła dostać w dniu swych dziesiątych urodzin.
- Ja widzę, ja widzę! - krzyczała, wywołując kolejną salwę śmiechu ze strony ojca.
- Głupia, ślepa jesteś, nie widzisz! - wtórował jej starszy brat, doskonale wiedząc, jak ów przedmiot działa. W końcu jemu też podarowali podobny, gdy sam skończył lat dziesięć. Prababka natomiast w skupieniu i ciesząc się obecną chwilą, rozmyślała nad przyszłością całej trójki.

Meira wiedziała, że choć brat jej dokucza, to także odczuwa każde zaserwowane jej uszczypnięcie. Zdawała więc sobie sprawę z tego, że tak naprawdę droczenie to jest oznaką jego troski i, że nie zrobiłby jej niczego, czego sam nie chciałby zaznać. Wiedziała, że żywił do niej urazę z powodu ich matki. Nigdy jej nie poznała, a może właściwszym byłoby powiedzieć, że raczej nie pamiętała tych kilku dni spędzonych na początku życia w ramionach rodzicielki. Kobieta zmarła niedługo po porodzie w wyniku komplikacji, na które nic nie mogli poradzić. Brat Meiry nie chciał się z tym pogodzić i próbował różnych rzeczy, których prababka kategorycznie mu zabraniała. To zresztą położyło cień na relacji tych dwojga, ustanawiając chłopca w pozycji tępiciela tradycji i buntownika. Mimo wszystko w końcu zrozumiał, że Meira nie była odpowiedzialna za tamto wydarzenie i że nie powinien był jej obwiniać. Tak też, choć bardzo się od siebie różnili, dbali o siebie nawzajem, każde z nich na swój sposób. Kiedy u progu rodzinnej groty pojawił się posłaniec jakiegoś arystokraty z Valladonu, który to słyszał historie o wieszczach z równin, Meira była pewna, że jej brat wykorzysta okazję. Ów błękitno krwisty mężczyzna, który to po nich posłał, potrzebował porady odnośnie do podziału posagu, był jednak zbyt stary i schorowany, by przybyć do nich samemu. Żądał więc, by to któreś z nich go odwiedziło, a w zamian miał sowicie ich wynagrodzić. Ojciec rodzeństwa przyjął propozycje, uznając, że w ten sposób będzie mógł zdobyć rzeczy, które pozostawały w innym przypadku poza jego zasięgiem, a które mogłyby ułatwić życie jego dzieciom. Chcący prawdziwie poznawać świat, a nie tylko wysłuchiwać opowieści staruchy i podróżników, brat Meiry nie siedział cicho, a od razu stanowczo zapowiedział, że wyruszy wraz z ojcem. Obiecał siostrze, że wrócą bezpiecznie i zostawił w jej rękach swoją króliczą łapkę, która była pamiątką po pierwszym zwierzęciu złapanym w jego pułapkę. Dziewczynce ciężko było przyjąć rozłąkę z członkami swojej rodziny, wierzyła jednak w obietnicę brata, gdyż ten nigdy dotąd jej nie zawiódł.

Mijały dni i miesiące nauk pod okiem prababki, czy też włóczenia się po terenach wokół wzgórza. Ich niewielkie wzniesienie co jakiś czas odwiedzali obcy ludzie, od których czerpała wiedzę na temat dalekich ziem. Opowiadali czasem historie, które sprawiały, że serce wyrywało jej się do przygód. Nie mogła jednak opuścić wzgórza i zostawić prababki samej. Wciąż zresztą oczekiwała powrotu ojca i brata. Pewnego dnia odwiedził ich młody mężczyzna, prosząc, by starucha pojechała z nim do pobliskiej wioski, gdyż jego córka jest chora i być może mogłaby odnaleźć powód tego stanu. Trzynastoletnia wówczas Meira uznała, że nie może pozwolić, by prababka się przemęczała.

- Możesz jechać, to będzie dobra lekcja – powiedziała jedynie starucha, głaszcząc jej głowę. Meira wiedziała, że nie pozwoliłaby jej jechać, gdyby zobaczyła, że coś jej zagraża. Dziewczynka wsiadła więc na powóz i po raz pierwszy w swoim życiu odwiedziła większe skupisko ludzi. Słyszała tam tak wiele hałasu i wydawało jej się, że każde wypowiadane niedaleko zdanie szarpie jej uszy. Nie wszyscy bowiem byli przychylni młodej wiedźmie tak, jak mężczyzna, z którym tu przybyła. Odczuwała zawiść i strach, z jakimi spoglądała na nią zadziwiająca większość mieszkańców. Zrozumiała też, że gdyby nie powaga sytuacji, w jakiej się znalazł, ów młody człowiek nigdy nie zwróciłby się w jej stronę. Dziwiła się, bo przecież nigdy niczego im nie zrobiła. Nie zamierzała jednak rezygnować, a chciała dowieść, że zarówno ona, jak i jej prababka godne są zaufania. I jak się okazało, dziewczynka niewiele młodsza od niej, zjadła wilcze jagody. Wioskowy uzdrowiciel, słysząc powód jej choroby, szybko przystąpił do leczenia. Dziewczę udało się uratować, jednak nie wszyscy uznawali udział wiedźmy w całym zajściu za przypadek. Słyszała, jak wieśniacy oskarżali ją i jej prababkę o to, że same wywołały ów przypadłość, by później wyłudzić od rodzicieli dziecka zapłatę. Wściekała się i w końcu nawet uderzyła pięścią w twarz jedno z dzieci, które za cichym przyzwoleniem rodziców, postanowiły się nad nią poznęcać. Jej policzek prawie natychmiastowo spuchł i szybko pojęła, o jakiej lekcji mówiła prababka. Kiedy próbowała opanować gniew, przechodził on w smutek, a ten sprawił, że jej oczy zaszkliły się i niedługo popłynęły z nich łzy. Nie pomagał też fakt, iż niektórzy kazali jej wracać na to przeklęte Wzgórze Ciszy, jak nazywali jej domostwo z powodu praktycznie zerowej obecności zwierzyny w tamtym terenie. Mężczyzna, któremu pomogła, okazał jednak wdzięczność i odwożąc ją z powrotem, podarował im świńską tuszę, oraz dwa futra. Meira ogromnie zmęczona ów wizytą w wiosce, zastanawiała się, dlaczego jej brat tak bardzo chciał ruszyć w ten niebezpieczny świat, zwłaszcza jeśli ludzie wszędzie byliby tak skorzy do oceniania po pozorach... Przecież i tak niczego nie mógł zobaczyć, a opowieści czy wizje przychodziły do nich same tu, na ich bezpieczne wzgórze.

Trzynaście księżyców później, kiedy to wciąż oczekiwały na powrót owej dwójki, Meira oddalała się sama od wzgórza na całkiem pokaźne odległości, licząc, że może spotka powracających ze szlaku ojca i brata. Mimo usilnych prób nigdy nie doznała żadnego widzenia odnośnie ich lokalizacji. Było tak, jakby coś je blokowało, lub co gorsza... Nie chciała nawet o tym myśleć. Mogła co prawda spróbować odprawić któryś z rytuałów, co rozwiałoby wszelkie wątpliwości. Jednak byłoby to pogwałceniem wszelkich zasad wpajanych przez prababkę odnośnie wzywania zmarłych dla własnych celów. Zasługiwali oni przecież na spokój, którego nie należało zakłócać tylko ze względu na własną samolubność i chwilowy kaprys. Musiała pogodzić się z niewiedzą, która ogromnie bolała, ale uznała w końcu, że jeśli jest szansa na ich powrót, to będzie ich wyczekiwać. W każdym razie podczas jednej z takich wędrówek wychwyciła ruch w krzakach, doszukując się w nich niewielkiego stworzenia. Dzięki kamieniowi na szyi wiedziała, iż ma ono kształt sporej jaszczurki i posiada skrzydła. Z lewym z nich było jednak coś nie tak. Istotka syczała i prychała w jej stronę, próbując się oddalić. Przez ranę jego mobilność była jednak ograniczona i w końcu Meira zapędziła je w róg między jakimiś dużymi kamieniami. Stworzenie puszyło się i wiedziała, że gotowe jest skoczyć na nią w swojej obronie. Wykorzystała ten fakt i pozwoliła mu na to, łapiąc je mocno rękami. Pseudosmok wyrywał się, drapał i gryzł, ale dziewczę trzymało go pewnie i nie zamierzało puszczać. W końcu zmęczył się i przestał walczyć, co jakiś czas tylko, gdy traciła czujność, próbował ponownie ją ugryźć czy zadrapać. Wróciła z nim na wzgórze, gdzie prababka czekała na nią już z jakąś maścią, którą swego czasu dostała od uzdrowiciela wędrującego ze swą uczennicą. Dziewczyna większą jej część zużyła przy kuracji gadziego skrzydła, przez co nie starczyło jej na jej własne przedramiona, na których to pozostały brzydkie blizny. Meira jednak wydawała się tym nie przejmować, zafascynowana stworzeniem, które powoli zaczęło się do niej przekonywać. Pewnego dnia uznała, że jego skrzydło jest już na tyle zdrowe, iż może spokojnie puścić go wolno. Pseudosmok skorzystał z tej możliwości, ale wrócił po kilku dniach osłabiony tylko po to, by podkradać im jedzenie. Niezbyt sprawne skrzydło musiało mu ciążyć przy polowaniu. Meira zaczęła specjalnie zostawiać resztki w drewnianej misce przed grotą, a z czasem udało jej się przekonać gada, by brał jedzenie z jej ręki. Mattan, jak zaczęła go nazywać, wkrótce stał się nieodłącznym elementem jej codzienności, ku nieszczęściu jej prababki, która z pseudosmokiem nie umiała się dogadać. Doceniała jednak radość, jaką sprawia Meirze przebywanie z tym gadem. Mijały kolejne dni, miesiące i lata, a między nimi wytworzyła się wyjątkowa więź, oparta na wzajemnym zaufaniu oraz wspólnym odkrywaniu otaczającego ich świata. Jedno bez drugiego zdawało się niekompletne.

Wiele czasu poświęcała na zgłębianie niedostępnych (głównie przez sposób ich spisywania) innym rodzinnych ksiąg, które złożone były w odległych komnatach groty. Zresztą nie tylko tomów, ciekawiły ją bowiem i pozostawione po przodkach przedmioty, czy też odkrywanie ów komnat, które w niedługim czasie znała już na pamięć, a także miejsca takie jak to, gdzie składane miały być owe ofiary z Wielkich Łowów, a gdzie faktycznie znalazła niezwykłe pozostałości szkieletów. Z powodu tego odkrycia czasem zdarzało jej się przyznawać racje ludziom z okolicznych wiosek, którzy mówili, że miejsce to jest nawiedzonym cmentarzyskiem. Kiedy jednak słyszała, że jest przeklęte i dlatego wszelka zwierzyna omija je podczas wędrówki, zwykła uśmiechać się smutno. Wzgórze, co prawda, przesiąknięte było magią ducha, którą praktykowano tu od wielu wieków, więc czasem wabiło byty z owej sfery, rozumiała jednak zbyt dobrze, że przeklęci byli jego mieszkańcy, a nie samo miejsce. Z czasem Meira poczyniła obserwacje, iż od kiedy zniknęła stąd pozostała dwójka, częściej w okolicy widać było ptactwo, a wiele lat później, kiedy już została sama, widywała je nawet bliżej groty, choć niesamowicie łatwo było je spłoszyć.

W każdym razie wiele czasu spędzała, ucząc się samotnie, jak i pozyskując wiedzę od prababki, którą wielce szanowała. Ta z kolei była wymagająca, ale i przy tym troszczyła się o nią niesamowicie. Nie pozwalała przystępować jej do wykonywania rytuałów, dopóki nie była pewna, że da sobie ona z tym radę. Wysłuchiwała wszelkich ciekawostek, które Meira pochwyciła od podróżnych i którymi musiała się komuś pochwalić. Kiedy zaś stwierdziły, że odkryły coś wartego spisania dla potomnych, chętnie pozwalała dziewczynie czynić honory, by ta doskonaliła umiejętności. Ręce staruchy zresztą wraz z latami zaczynały drżeć coraz bardziej. Nie mogła trwać wiecznie i zapewniała ze spokojem, że tak jak wszystko ma swój początek, tak i posiada też koniec. Podczas gdy z dorastającej młódki rosła kobieta, starucha marniała w oczach, marszcząc się i kurcząc. W ostatnich latach nie ruszała się już nawet z posłania usłanego z grubych futer w jednej z komnat jaskini. Meira zmuszona była więc do całkowitego przejęcia jej obowiązków, w tym tych, które polegały na kontakcie ze światem duchów, ale wciąż pobierała od niej nauki i rady. Pewnego dnia staruszka oznajmiła, że zbliża się jej czas i że powinna ona poczynić odpowiednie przygotowania do jej odejścia. Meira ze spokojem przyjęła ten naturalny stan rzeczy, wiedząc, że smutek będzie jedynie trzymał prababkę w tym miejscu. Zaczęła więc zbierać drwa jeszcze na długo przed wskazanym dniem, układając je w pokaźny stos przed grotą, a gdy prababka faktycznie odeszła, tańczyła wokół niego przez całą noc, by odprawić dusze zmarłej, jakby ogrzana jej ciepłem, gdy drewno trzaskało pod naporem temperatury. Nad ranem, kiedy było już po wszystkim, zebrała popioły i zanosząc je na najwyższy punkt wzgórza, pozwoliła ulecieć im na wietrze. To, czego nie strawiły płomienie, zabrała w najgłębsze komnaty groty, by mogło spocząć w jednym miejscu wraz z resztą jej przodków.

Od tamtej pamiętnej nocy minęło niespełna kilka miesięcy i Meira wciąż próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości swej samotni. Czasem korci ją, by tak, jak jej starszy brat wyruszyć w świat. Jednak wiara w to, że istnieje choć cień szansy na jego powrót oraz szacunek do tego miejsca, czy też obawy, do których sama nie chce się przyznać, sprawiają, że nieustannie w nim tkwi.
  • Najnowsze posty napisane przez: Meira
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data