Oglądasz profil – Tioyoa

Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Tioyoa Tarunn
Rasa:
Górski Elf
Płeć:
Kobieta
Wiek:
366 lat
Wygląda na:
29 lat
Profesje:
Rzemieślnik
Majątek:
Zasobny
Sława:
Znany

Aura

Emanacja jest w stanie zawładnąć niejednego czytelnika wyraźną prostotą. Twarde pasma żelaza równomierne odstępują między cienkimi liniami kobaltu. Poświata rozlewa się po całej powierzchni, niczym stopiona stal. Rozkłada się ona jednakowo i mieni obsydianem, jakby wykonana była na zamówienie i świeżo wyciągnięto spod rozgrzanego młota. Często też właśnie w ten sposób się kojarzy. Szczególnie gdy rozbrzmi ogłuszającym grzmotem. Chwilę później zastępuje go rytmiczne brzęczenie. Raczej niechętnie się gimnastykuje, chociaż jest w stanie nagiąć pewne własne zasady. Podobnie zachowuje się z ostrością swoich brzegów, ale wiadoma i pewna jest jej szorstkość. To chropowate uczucie jest łatwe do zapamiętania. Pikantny, a zarazem, gorzki smak współgra z zapachem…ważonego piwa. Nie jest ono jednak byle jakie. Wydaje się orientalne, nasiąknięte ziołami, ponieważ czuć w nim jeszcze tę tajemniczą domieszkę leśnych łun.

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Tioyoa
Grupy:
Płeć gracza:
Kobieta

Skontaktuj się z Tioyoa

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
8
Rejestracja:
8 lat temu
Ostatnio aktywny:
2 lat temu
Liczba postów:
71
(0.08% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.02)
Najaktywniejszy na forum:
Fargoth
(Posty: 42 / 59.15% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
Kuźnia dobrych manier.
(Posty: 42 / 59.15% wszystkich postów użytkownika)

Połączone profile

Brak profili posiadających połączenia.

Atrybuty

Krzepa:stalowe mięśnie, niezłomny, nie do zdarcia
Zwinność:precyzyjny
Percepcja:przytępione czucie, wyostrzony zmysł magiczny
Umysł:silna wola
Prezencja:brzydki, nieokrzesany, przekonywujący

Umiejętności

KowalstwoMistrz
Mistrz Tagrin mówił, że Tarunn słyszy zew metalu - materiał się jej słuchał i dziewczyna mogła naprawdę wykuć co tylko dusza zapragnie.
PłatnerstwoMistrz
Zwykły miecz to dla niej jak splunąć i nie ma zbyt wielu zleceń, które wymykałyby się jej umiejętnościom.
JubilerstwoBiegły
Kto by pomyślał, co? Tarunn nie robi tak ładniej biżuterii jak mistrzowie z Szepczącego Lasu, ale kilka ładnych rzeczy wyszło spod jej ręki. Robi głównie pierścienie i bransolety, bardzo rzadko bierze się za łańcuszki.
GórnictwoBiegły
Tioyoa ma dobrą wiedzę na temat tego skąd pochodzi który metal, jak się go wydobywa i tak dalej
KreomagiaOpanowany
Z zaklinania nie jest wybitnym kozakiem, ale niektóre przedmioty umie opleść zaklęciami - dzięki temu ma więcej klientów. Nie umie zaklinać małych przedmiotów ani tworzyć artefaktów.
GotowanieOpanowany
Nic wyrafinowanego, ale też nie sam boczek gotowany w piwie jak pewnie niektórzy by się spodziewali. Można zjeść u Tioyoi dobry, domowy obiad, tylko nie minie tydzień, gdy dania zaczną się powtarzać.
Walka bronią improwizowanąOpanowany
A dostałeś kiedyś od baby stołem?
MineralogiaOpanowany
Rozróżni całkiem sporo minerałów, większość z nich będzie umiała też obrobić, ale jest to wiedza czysto praktyczna.
Walka wręczOpanowany
Nie można odmówić Tioyoi pewnej wprawy, gdyż widać, że jej prawy sierpowy był ćwiczony wiele, wiele razy… Ale raczej w karczemnych bójkach albo gdzieś w ciemnych uliczkach niż u prawdziwych mistrzów walki.
RusznikarstwoOpanowany
Nikt o tym nie wie i nikt się nie dowie, Tarunn po opuszczeniu Tarigornu obiecała, że nigdy nie zdradzi się z posiadaniem wiedzy o tworzeniu broni palnej... Ale to nie znaczy, że nic nie pamięta.
GawędziarstwoOpanowany
Bardem nigdy nie zostanie, bo brakuje jej dykcji i umiejętności aktorskich, ale trzeba przyznać, że całkiem dobrze się jej słucha, potrafi się wczuć i zainteresować słuchacza.
PoliglotyzmOpanowany
Tarunn po krasnoludzku mówi tak dobrze, jakby był to jej ojczysty język. Poznała też język smoków, gdyż był dla niej podobnym do krasnoludzkiego. Po powrocie do Alaranii nauczyła się elfickiego w celu zdobycia kontaktów handlowych, ale akcent ma fatalny.
Unieszkodliwianie mechanizmówOpanowany
Dla kowala oczywiste, prawda? Nie każdy zamek otworzy, w końcu nie jest łotrzykiem, ale jako-takie pojęcie ma.
Pismo runiczneOpanowany
Przydaje się przy zaklinaniu, dodatkowo było bardzo popularne w Tarigornie, więc Tioyoa jeszcze sporo pamięta.
Walka pałkąOpanowany
Jedyna broń, którą posługuje się Tioyoa, a i w tym nie jest specjalnym wirtuozem, gdyż z reguły wystarczy jeden konkretny cios, by pozbyć się przeciwnika.
AlchemiaPodstawowy
Tak naprawdę Tioyoa opanowała kilka podstawowych zależności tylko po to, by móc tworzyć stopy na sprzedaż dla alchemików.
Jazda konnaPodstawowy
W siodle się utrzyma i to w zasadzie tyle, o woltyżerce nie ma tu mowy.
PływaniePodstawowy
Jak i z jazdą konną - niezbędne minimum, tylko na tyle, by nie pójść na dno.
FizykaPodstawowy
Po łebkach kilka najważniejszych dziedzin potrzebnych kowalowi.
MatematykaPodstawowy
Tarunn wykonuje dość proste obliczenia, ale za to bardzo szybko, nie musi sobie pomagać palcami.
Czytanie i pisaniePodstawowy
Czyta przeciętnie, a jej pismo do ładnych nie należy, ale umie składać literki.
HandelPodstawowy
Jak się sprzedaje swoje wyroby, nie można dać się za bardzo ocyganić.

Cechy Specjalne

Krasnolud przez zasiedzenieAtut
Kilkaset lat Tioyoa żyła wśród Krasnoludów w Tarigorn, przez co siłą rzeczy się do nich upodobniła. Nie wyrosła jej co prawda broda ani się nie skurczyła, ale za to wódę chleje jak sok, a surowe życie kowala w warowni uodporniło ją na ból i zmęczenie. Stała się też dużo bardziej wulgarna i barbarzyńska, ale w tej kwestii stara się hamować.

Magia: Inkantacje

StrukturyCzeladnik
Coś tam Tioyoa umie, temu nie zaprzecza. Uczyła się magii przed wyruszeniem do Tarigornu i co jakiś czas odświeżała tę wiedzę, ale nigdy nie była jej wybitnie potrzeba. Korzysta z zaklęć gdy jej się spieszy albo gdy robota jest wyjątkowo misterna.
EnergiiUczeń
Najprostsze zaklęcia na moment, gdy zwykła bijatyka zamienia się w regularną rzeźnię i trzeba uciec się do magii by ratować skórę.

Przedmioty Magiczne

Runy ogniomistrzaZaklęty
Szpetne, metalowe runy w przedramionach Tioyoi. Zapewniają one kowalce ochronę przed ogniem, może ona nawet na bardzo krótki moment złapać rozgrzany pręt w rękę. Ochrona działa tylko do łokci.
Runa mocarzaZaklęty
Runa w mostku Tioyoi, która na bardzo krótki moment może dać jej nadludzką siłę. Siła nie idzie jednak w parze z wytrzymałością i dzięki runie Tarunn, owszem, przebije pięścią kamienny mur, ale ma zagwarantowane połamane palce albo zwichnięty nadgarstek.

Charakter

Tioyoa to krasnolud w ciele elfa. Głośna, impulsywna, z pewnymi brakami w kulturze osobistej. Czy to chłop czy to król, przywita go tak samo - graba, poklepanie po plecach, “mów mi Tarunn”. W kontaktach międzyludzkich nie zwraca specjalnej uwagi na rasę, majątek ani inne tego typu detale - każdy startuje u niej z pozycji neutralnej, a wrogiem czy przyjacielem może stać się dopiero z czasem. Będzie rozmawiać i z diabłem i z aniołem, o ile oni będą w stosunku do niej w porządku. Tioyoa, jak to na krasnoludzki charakterek przystało, nie grzeszy ogładą, jej język jest bardzo dosadny i często zdarza jej się przeklinać, a szczerość potrafi zaboleć, co jedni docenią, a drudzy się o to obrażą. Elfka nie oczekuje, że każdy będzie w stanie tak jak ona wyrywać drzewa gołymi rękami, niech ktoś sobie będzie chuderlawym inteligentem, bo i tacy są potrzebni, nie toleruje jednak mazgai i osób niezaradnych. Sprowokowanie jej do bójki jest proste jak “raz dwa trzy”, bo oprócz żartów z jej płci może wkurzyć się prawie o wszystko. Równie łatwo jest ją jednak udobruchać - jedno zdanie wystarczy, by szalejąca furia zmieniła się w roześmianą euforię. Nie chowa długo urazy, a obrażona nie strzeli fochem tylko od razu powie o co chodzi.
Rzadko myśli co robi, a że lubi się przy tym bić, jest pierwsza do bójek w karczmach i do wtrącania się w nieswoje sprawy - niech się dwóch gnojków pobije na ulicy, ona wpadnie i ich rozdzieli albo obu da po pysku i za uszy zaprowadzi ich do matek. Za kołnierz nie wylewa, wieczór nieprzesiedziany w karczmie jest dla niej wieczorem straconym (no chyba, że spędziła go w kuźni). Nie jest tak, że szuka tylko zaczepki - uwielbia występy bardów, lubi słuchać legend i historii z dalekich krain, a gdy ktoś ją zapyta o Tarigorn, chętnie opowie to, o czym wolno jej mówić, a każda jej przygoda z czasem nabiera coraz to nowych ozdobników i powoli przestaje mieć cokolwiek wspólnego z rzeczywistością. A gdy muzyka dobra pod nóżkę i piwo mocne, to i na parkiet czasem wyskoczy. Co by nie gadać, elf to jednak elf, więc tańczyć nawet umie, niektórzy wręcz nie mogą wyjść z podziwu, że Tioyoa nikogo przy tym nie podepcze. Jej rozrywkowy charakter dopełnia to, że lubi sobie też zjeść i zapalić.
A w kuźni? Tam to co innego - pełen profesjonalizm i powaga. Dotrzymuje terminów, choćby musiała przez to tydzień nie spać. Nie zadowala się byle czym - sto razy przekuje ten sam przedmiot, jeśli dzięki temu będzie on idealny i będzie mogła przystawić na nim swoje podwójne T. Gdy postawi sobie cel, będzie zawzięcie do niego dążyć. Co niektórych zaskakuje, Tioyoa bardzo dba o porządek i higienę.

Wygląd

Wygląd Tarunn jest bardzo mylący. Od razu rozpoznaje się w niej elfa, bo jej uszy mają wręcz abstrakcyjnie przerysowany kształt wrzeciona. Póki jednak się nie odezwie prawie wszyscy mylą ją z mężczyzną, bo widać, że ma napakowaną mięśniami sylwetkę kowala, a jej twarz mogłaby równie dobrze należeć do młodzieńca, któremu Prasmok poskąpił zarostu i szerokiej szczęki. Wzrost nie jest tu żadną wskazówką - gdy do pełnego sążnia brakuje ci prawie dłoni wzrostu (co daje trochę ponad 170 cm), możesz być zarówno przeciętną kobietą, jak i niskim mężczyzną. Ramiona twarde jak stal i grube jak konary, uda i mięśnie brzucha zbudowane tak mocno, że gdzieś zaciera się kobieca sylwetka przypominająca klepsydrę i pozostający w sferze domysłów biust - sama Tarunn nie dziwi się, gdy ludzie zwracają się do niej “proszę pana”, może wręcz bawi ją brnięcie w tę pomyłkę tak długo, aż nieznajomy sam spostrzeże swój błąd. Nie stara się niczego nadrabiać ubiorem, jest zbyt praktyczna, by bawić się w falbanki albo spódnice. Niemniej często nosi szatę wykonaną z grubej, impregnowanej wełny, tkanej tak gęsto, że jest ciężka, sztywna i ochroni ją przed przypadkowym gradem iskier - na upartego to odzienie można by pomylić z sukienką. Rzeczona szata sięga trochę poniżej kolan, odsłaniając solidne trepy, które nie są wiązane, a zaciągane na sprzączki, które często dźwięczą podczas chodzenia. Szeroki pas wokół jej talii po bliższym przyjrzeniu się stanowi połączenie funkcjonalności i sztuki - miękki spodni materiał ma zawsze inny kolor niż ten wierzchni, który jest twardszy i wyraźnie węższy, opleciony w taki sposób, by układał się we wzór kłosa, dzięki czemu Tioyoa ma masę maleńkich kieszonek na monety i inne szpargały, a dodatkowo ciasny oplot trochę odciąża kręgosłup przy dźwiganiu. Elfka nie nosi żadnej biżuterii, jedynymi dodatkami, które czasami się na niej widuje są skórzane rękawice albo chustka zawiązana na głowie, by włosy nie leciały do oczu. Poza swoją wioską często nosi przy pasie pałkę, drewnianą albo metalową w zależności od tego czy spodziewa się kłopotów, czy też nie. 
Twarz Tarunn jest dość ładna, symetryczna, po prostu typowo elfia. Ma wąski podbródek, prosty nos, usta o wydatnej dolnej wardze i trochę zbyt wąskiej górnej, między nimi lśnią białe, drobne zęby. Widać, że miała kiedyś naderwane prawe ucho, gdyż w miejscu, gdzie łączy się ono z twarzą widnieje blizna przypominająca spaw. Ma też drobną bliznę u nasady nosa i na łuku brwiowym, przez co jej brew jest wyraźnie przerwana. I skoro już o tym mowa: Tarunn ma cienkie, ale wyraźne brwi, krótkie rzęsy i lekko skośne oczy. Jej tęczówki są granatowe, z wyraźnymi, niesymetrycznymi przebarwieniami w kolorze brązu, co jednak w żaden sposób nie wpływa na jej wzrok. Często mruga, gdyż byle jak przycięte włosy wpadają jej do oczu. Tioyoa sama siebie strzyże, co nie jest znowu takie trudne, gdyż włosy nosi długie, zakrywające łopatki, ale czasami gdzieś przy twarzy zdarzy jej się jakieś krótsze pasmo trochę podobne do grzywki. Jej włosy mają barwę czekolady, są matowe, ale dość zdyscyplinowane, nie puszą się ani nie rozdwajają na końcach. Tioyoa jak ma taki kaprys, wiąże je w warkocz albo kucyk.
Dłonie Tarunn noszą wyraźne ślady ciężkiej pracy - skóra jest sucha i zgrubiała, a paznokcie krótkie, jednak rzadko przybrudzone, bo akurat pilnuje, by myć ręce po robocie. Jej przedramiona zdobi wątpliwej jakości ozdoba w postaci siatki blizn i wtopionych między to symboli odlanych z metalu. Podobne brzydactwo zostało wprawione w mostek Tioyoi - gdy tylko minimalnie rozchyli brzegi swej szaty, widać brzydkie, ciemne ślady rozchodzące się promieniście od owalnej blachy z naniesionymi na nią krasnoludzkimi runami. Gdy Tarunn korzysta z symboli, lśnią one seledynowym światłem.
Przy takim wyglądzie trudno się dziwić, że Tioyoa nie porusza się jak kobieta, że nie kołysze biodrami przy chodzeniu, tylko ma szybki, pewny i prosty krok, że zdarza jej się siedzieć z rozstawionymi szeroko kolanami, chociaż najbardziej lubi wyciągać nogi przed siebie i krzyżować je w kostkach albo kłaść je na blacie stołu. Jej uścisk ręki jest pewny, ale nie tak silny jak można by się spodziewać, gdyż kowalka jest świadoma swojej krzepy. Głos ma niski, o całkiem miłym brzmieniu, z wyraźny akcentem z okolic Tarigornu, śmieje się zaś bardzo głośno i szczerze.

Historia

“Kundel z Tarigorn” - oczywiście, że wiem, o kim mowa. To ta elfia dziewczyna, która została krasnoludzkim kowalem. Nie chwaląc się, moja uczennica. Przyszła kiedyś do mojej kuźni i jakby nigdy nic poprosiła, by przyjąć ją na termin. Oczywiście wyrzuciłem ją - codziennie przychodzi do mnie pół tuzina krasnoludzkich, porządnych chłopaków i odprawiam ich z kwitkiem, a ją miałem przyjąć? Obca, elf, baba - kumulacja nieszczęście, to było oczywiste. A ona wychodząc powiedziała, że poczeka, aż zmienię zdanie. Myślałem, że będzie przychodzić dzień w dzień i pytać, a ona wiesz co zrobiła? Usiadła przed kuźnią i tak sobie siedziała! Myślałem, że po paru godzinach się znudzi, a ona nadal siedziała. Ignorowałem ją, pomyślałem, że wieczorem się zabierze. A ona przesiedziała tam całą noc i rano jak otwierałem kuźnię nadal czekała. Wkurzyłem się, ale nie miałem czasu zajmować się tą przybłędą. Ona tak siedziała, siedziała, myślałem, że już naprawdę nigdy nie pójdzie. Całe szczęście nikt nie zwracał na nią uwagi - nie wyglądała na żebraczkę tylko jakby po prostu tak sobie na coś czekała. Czasami wychodziłem zapalić przed zakład i wystarczyło, bym się do niej odezwał, ona zaraz mi odpowiadała - wystarczyło bym nazwał ją przybłędą bez imienia, a ona powiedziała, że nazywa się Tioyoa (co za popaprane imię…), powiedziałem, że zdechnie z zimna na progu, a ona na to, że przywykła do niewygód. Jakoś tak wyszło, że wiedziałem o niej coraz więcej. Dziewczyna pochodziła ze Środkowej Alaranii, ale nie mówiła skąd konkretnie. Była sierotą - jacyś drwale znaleźli ją wracając z lasu, jej matka leżała martwa przy drodze i jeszcze trzymała ją w objęciach. Kobieta zmarła z wycieńczenia, a Tioyoa ledwo dychała, sama zawsze zaznaczała, że nawet już nie płakała. Ludzie ulitowali się nad dzieciakiem, któryś ją przygarnął, ale wiadomo jak się żyje w takich małych wioskach na wygwizdowie - roboty masa, jedzenia mało, na przednówku zawsze głód zaglądał w oczy. Nikt nie patrzył, że to elfka, delikatna i w ogóle, robić musiała jak każdy. Mimo szpiczastych uszu była jedną z nich, więc gdy tylko zaczęła przypominać kobietę, zaraz szukali jej męża. Tioyoa znalazła sobie sama chłopaka - kowalskiego syna - i ponoć od tego się wszystko zaczęło, ta cała jej szopka z byciem kowalem. Wiadomo, jak dobra żona pomagała mężowi w zakładzie, nabierała siły i tak dalej. Zdziwicie się, ale gdy ją spotkałem, pokazała mi, że nie jest chucherkiem, gdy napięła bicepsy niewiele odstawała od mężczyzn. Ale wtedy ponoć dopiero zaczynała, bawiła się w druciarstwo i stała na miechu. Tylko jej staremu latka leciały, a ona nadal młoda, to robiła coraz więcej i więcej, syna nie miała, to jakoś sama to dalej ciągnęła. Znalazła sobie chłopaka z wioski, co jej pomagał, ale wtedy to już ona była mistrzem, a on uczniem. Mówiła, że tak to długo trwało, nikomu nigdy nie przekazała zakładu, tylko tak na nim siedziała i patrzyła, jak jej córki wychodzą za mąż, zakładają własne rodziny. Obie pomarły na choroby i biedę. Została sama, więc w sumie nikogo nie powinno dziwić, że w końcu zawinęła się i poszła. Chociaż sama mówi, że może by i dalej tam siedziała, gdyby do wioski nie trafił jakiś czarodziej, co to drogę zgubił. Nie wiem nawet jak się nazywał gość, zapomniałem. Tarunn w każdym razie przyznała się, że typ ją zbajerował, że ma dziewczyna talent i on jej pomoże zostać sławnym kreomagiem czy coś. Poszła z nim i uczyła się robić te jego magiczne cudeńka, ale przyznała mi się, że niespecjalnie rajcowała ją praca poza kuźnią - powiedziała, że "metal, który pozna ogień, jest zupełnie inny". Podejście rasowego krasnoluda, widać było, że chociaż jest długouchą babą to wie na czym ta sztuka polega! Miała przy sobie miecz, który sama wykuła, pokazała mi go - warsztat całkiem, całkiem, trochę pracy i byliby z niej ludzie... A, no tak, zboczyłem, ale już w sumie niewiele zostało. Tioyoa odpuściła sobie tę kreomagię i szukała gdzie by tu zostać porządnym kowalem. Coraz bardziej na północ, na północ. Nie wiem jakim cudem dotarła aż tu i czemu tak się uwzięła na mój zakład. Ale w końcu ją wziąłem na ucznia - z takim charakterkiem i podejściem mógł być z niej całkiem niezły kowal. I jest, sam widzisz - w końcu przyszedłeś pytać, bo już o niej słyszałeś, nie?

W Tarigornie spędziłam jakieś dwieście lat, od samego początku pobierając nauki i pracując w zakładzie mistrza Tagrina. Z początku nie było lekko - w Alaranii zajmowałam się już kowalstwem, ale... nie takim! Byłam straszną lebiodą. Ale zawziętą lebiodą, to mnie uratowało. Minęło kilka lat, nabrałam krzepy, odpuszczono mi też już kocenie, choć nadal nadawano mi niepochlebne przezwiska nawiązujące do za długich uszu i tego, co mam między nogami. Ale po mnie to już wtedy spływało - gadali, gadali, a jak któremuś zgięłam metalowy pręt na łbie, to odpuszczał. Nauczyłam się, że między krasnoludami nie ma co się zgrywać, trzeba być twardym. I dzięki temu zyskiwałam. Kilkadziesiąt lat później wolno mi było przyjmować zlecenia i przedstawiano mnie jako kowalskiego mistrza, chociaż nadal robiłam dla mistrza Tagrina. Nadano mi przezwisko Tarunn, co oznacza "Kundel z Tarigorn", bo niby byłam kowalem i wszystko pięknie, ale jednak moja krew nie była krasnoludzka.
Raz zdarzyło mi się zrobić głupotę, dzięki której co prawda zyskałam, ale mogło się to dla mnie bardzo źle skończyć. Mistrza Tagrina wtedy nie było w twierdzy, a jak to się mówi - "gdy kota nie ma, myszy harcują". A ja chociaż od dawna pracowałam głównie młotem, nie zapomniałam jak się czaruje. I kilku innych mistrzów też potrafiło czarować. Często gdybaliśmy przy kuflu nad różnymi niecodziennymi rozwiązaniami... I jedno z nich zdecydowałam się spróbować na sobie. Na zafajdane gacie Króla Gór, jak to bolało! Tak, dobrze kombinujecie, wtedy pozwoliłam wprawić we własne ciało runy do zaklinania. Te na rękach jeszcze jakoś wytrzymałam, byłam jeszcze nieźle znieczulona i bardzo mi zależało. Ale ta runa na mostku... Od tamtej pory już nic mnie nie boli, wystarczy, że przypomnę sobie co czułam wtedy i nawet ćwiartowanie przestaje mi być straszne. Nie pamiętam już jak dokładnie planowaliśmy to zrobić - to były zwykłe runy, a my chyba chcieliśmy, by stanowiły część ciała, to chyba miało być coś z magii istnienia i chaosu. Udało się połowicznie - obrosły tkanką, ale nadal można je wyjąć, są jak odpryski, których nie wyjęto podczas operacji. Najważniejsze jednak, że działają. I że mistrz Tagrin mnie za to nie zabił. Oj wściekł się jak jasna ognista! Za wiele nie pamiętam, jeszcze wtedy gorączkowałam dochodząc do siebie, ale wrzeszczał jak bawół, zatłukłby mnie, ale chyba wolał mnie męczyć, gdy będę przytomna. Dwa lata nie pozwalał mi przez to wejść do kuźni, dziad, na ulicy udawał, że mnie nie zna! Ale później złość mu przeszła, chyba też zauważył, że ja się niespecjalnie już tym przejmowałam, wtedy mogłam wrócić.

Dwieście lat w jednym miejscu to sporo. Swojego warsztatu się nie dorobiłam, w Tarigornie nie miałam na to najmniejszych szans, bo nawet gdybym siedziałam tam tysiąc lat, nadal byłabym Kundlem, egzotycznym dziwolągiem, chociaż umiałam już to, co wszyscy wkoło. Kułam broń, zbroje, elementy wozów, robiłam biżuterię. Nawet broń palną umiałam zrobić. No co? Wszak to Tarigorn, a ja żyłam tam dwa wieki. Ale miałam już dość tego miejsca, ciasnych murów zimowej warowni. Było tak jak wtedy, gdy miałam ledwo setkę na karku - moja droga przecięła się z drogą kogoś, kto pociągnął mnie za sobą, z charyzmatycznym kupcem, który nie umiał nadziwić się temu, jak elf wytrzymuje w takim miejscu. On wyraził swoje zdanie, a jak wtedy pomyślałam "Ty, faktycznie!". Zebrałam, co miałam i pojechałam. Chociaż może nie tak od razu - najpierw musiałam znieść gniew mistrza Tagrina, te wszystkie słowa o niewdzięczności i zdradzie. Rzucił we mnie sztabką, którą miał pod ręką, to po niej mam tę bliznę na nosie. Jeszcze jakiś czas mi lżył, ale w końcu zeszło z niego ciśnienie. "Jedź, jedź w cholerę!", powtarzał już metodycznie, a gdy podziękowałam i chciałam odejść, on złapał mnie za fraki i kazał obiecać, że poza Tarigornem nie pisnę słówka o tym, jak robi się broń palną. To był najpilniej strzeżony sekret wśród krasnoludów i doskonale wiedziałam, że sprawa jest bardzo poważna. Obiecałam, że będę trzymała gębę na kłódkę, a mistrz Tagrin zastrzegł jeszcze, że jeśli znajdzie kiedyś strzelbę z moim podwójnym T, że jeśli dotrze do niego jakakolwiek nawet najmniejsza ploteczka, to osobiście się postara, bym zdechła w najgorszych męczarniach. Wzięłam to sobie do serca i ponownie obiecałam, że tę wiedzę zostawię w Tarigornie.

Drogi moje i kupca, który wyciągnął mnie z twierdzy, rozeszły się dwa miasta dalej - on na wschód, ja dalej na południe. Chciałam wrócić do Alaranii, dobrze wspominałam to miejsce, chociaż już dość mgliście rysowało się w mojej pamięci. Po drodze miałam sporo różnych przygód i perypetii, gdyby jednak o wszystkim wspominać, czasu by nie starczyło. Na miejsce dotarłam jakieś pięćdziesiąt lat temu. Z początku jeszcze szukałam, powiem szczerze, myślałam, że trafię na wioskę, z której pochodziłam, płonne były jednak moje nadzieje - po tylu latach mogła zostać zrównana z ziemią i porośnięta lasem, a ja nawet nie za dobrze wiedziałam, gdzie ona była. Znalazłam sobie inną wioskę w górach, tym razem w okolicach Thenderionu - ten klimat mi pasował, przywykłam do skał i tego specyficznego chłodu górskich poranków. Tu mam warsztat, ale czasami zdarza mi się zapuścić to tu, to tam, gdzie akurat mam potrzebę być.

NOWE PRZYGODY
W wiosce, w której swoją kuźnię ma Tioyoa, często pojawiali się ciekawi przejezdni. Na takich trafiła swego czasu Tarunn akurat w chwili, gdy niedaleko spadł meteoryt - potencjalne źródło księżycowego metalu, który miał magiczne właściwości i był niezwykle cenny. Kowalka wzięła więc ze sobą dwoje przypadkowych podróżnych, Paulinę i Petro, i razem z nimi udała się na poszukiwanie skarbów. Nie znaleźli jednak niestety nic - okazało się, że to co spadło z nieba, było jedynie zwykłą skałą, która nie miała żadnych magicznych właściwości, Tioyoa musiała więc rozejść się ze swoimi nowymi znajomymi, by oni mogli kontynuować swoją podróż, a ona - pracę.
W związku z pracą i poszerzaniem znajomości Tioyoa później udała się do Fargoth, by tam nawiązać jakieś kontakty handlowe. Chcąc odwiedzić jednego z lokalnych słynnych kowali, Tarunn trafiła nie na niego, a na jego uczennicę - Feylę. Dziewczyny szybko nawiązały nić porozumienia, z której zrodził się plan wproszenia się na bal do lokalnego znawcy rzemiosła wszelakiego, Srebnika. Pomysł był niezły, lecz na bal trzeba było mieć zaproszenie, o które w tym momencie było już bardzo trudno. Wiadomo jednak, kto takie zaproszenie miał i nie zamierzał z niego skorzystać: nieobecny Mistrz Nurdin. Niestety, jego bilecik miała osoba towarzysząca, aktorka Pelvallier z pewnego teatru, który lata świetności miał już dawno za sobą. Tioyoa i Feyla podjęły się próby zdobycia cennego dla nich przedmiotu, przy okazji kompletnie niszcząc scenę teatru, rozwalając przedstawienie i robiąc sobie wroga w postaci aktorki. Zaproszenie jednak zdobyły, choć nie było to to, czego się spodziewały - nie dostał się w ich ręce żaden swistek, a klucz, z którym nie wiadomo było co zrobić. Był jednak ktoś, kto by wiedział… Ale zanim się tego kowalki dowiedziały, wzięly udział w lokalnych krasnoludzkich zawodach, które polegały na siłowaniu się na rękę, rzucaniu toporem do celu, walce na belce… Ach, piękne to były zawody, bardzo widowiskowe! I co więcej zwycięskie, choć zakończone niefortunnie, bo na udanej próbie okradzenia aktualnych mistrzów, z których to Tarunn i Feyla miały wyciągnąć informacje. Złodziejaszka jednak szybko udało się pochwycić, a jego zleceniodawcą okazał się nie kto inny, jak panna Pelvallier we własnej osobie. Chcąc ją przesłuchać duet kowalek i krasnoludzcy bracia, zdetronizowani mistrzowie, zabrali aktorkę zamkniętą w beczce po tanim winie na niedaleką strażnicę, by świeże powietrze ją przekonało do gadania. Gdy jednak wypuścili ją w środku z zamknięcia okazało się, że pod wpływem alkoholu udało jej się pomylić Tioyoę z mężczyzną i co więcej uznała ją za swojego rycerza… W to mi graj! O wiele łatwiej było wyciągnąć z niej w ten sposób informacje. Teoretycznie, bo niewiele tak naprawdę wiedziała… A Tarunn wkrótce zrezygnowała z udziału w tej przygodzie - skórka okazała się niewarta wyprawki, dlatego kowalka wróciła do siebie. A w każdym razie taki miała zamiar, bo okazało się, że w drodze powrotnej zupełnie pomyliła drogę.
Przypadek rzucił Tarunn do Opuszczonego Królestwa – to zdecydowanie nie jest najkrótsza droga z Fargoth do Thenderionu. Kowalka nie była jednak osobą, która by się tym zamartwiała – po prostu trochę później wróci do domu. A poza tym miało to też swoje plusy, bo po drodze poznała bardzo ciekawe osobowości. Jedną z nich był krasnolud o imieniu Barabasz, który kazał nazywać siebie Wujciem. Wynalazca, myśliciel i jegomość, który nigdy nie przechodził obojętnie obok cudzego nieszczęścia. Poznali się w chwili, gdy oboje wykonywali jakieś prace w pewnej wiosce. Później ich drogi się rozeszły, lecz zeszły się ponownie w całkowicie zaskakujących okolicznościach – gdy próbowali zapobiec linczowi i powieszeniu nieszczęśnika, który pewnikiem nie był winny temu, co mu zarzucano. W całą sytuację wmieszał się jeszcze jeden przejezdny – elf Lasse, który również miał smykałkę do wynalazków. Niestety nie sprawiło to, że polubił się z Tioyoą, a wręcz przeciwnie – poczuł w niej rywalkę. Czy też raczej rywala, bo był cały czas święcie przekonany, że ma do czynienia z mężczyzną. Ale to nie pierwszy raz dla Tarunn.
Cała trójka zdecydowała się rozwiązać gnębiące wioskę kłopoty, które brzmiały jak działanie sił nadprzyrodzonych. Nos ich nie mylił – w trakcie krótkiego śledztwa okazało się, że miejscowe dziewczyny przypadkiem przyzwały diabła, który był winny wszystkim nieszczęściom. Diabeł nie był jednak specjalnie silny i przy pierwszym spotkaniu kowalka po prostu skręciła mu kark. I tyle z przygody – pora ruszać dalej.
Po kilku miesiącach Tioyoa w końcu wróciła do domu i wtedy to twardo postanowiła, że nie ruszy się z wioski dalej niż do Thenderionu, bo jej się to kompletnie nie opłaca i nawet niespecjalnie ją ekscytuje – jednak była domatorką i lubiła dbać o swoich wieśniaków (choć przecież żadnym panem ani nawet wójtem nie była). Ostatecznie więc po tygodniu odpoczynku i opowiadania o tym gdzie była i co widziała, Tarunn wróciła do pracy w kuźni.
Kolejnym ciekawym wydarzeniem w jej życiu było to jak do wioski wpadła bardzo ciekawa banda krasnoludów. Dosłownie wpadła, bo osiołek ciągnący wóz z ich dobytkiem spłoszył się i pognał na oślep, dewastując kilka przydomowych ogródków i jeszcze uszkadzając sam wóz. Oj mieli szczęście, że w wiosce był kowal, bo inaczej nie wiadomo jak dotarliby do Thenderionu!
W grupie zaś był ktoś wyjątkowy – zadziorna driada z nordyckim akcentem imieniem Sarú. Oj wpadła dziewczyna w oko Tioyoi, bez dwóch zdań. Ładna i zadziorna, wyróżniała się z tłumu. A co więcej – chyba również polubiła elfią kowalkę. Czy można chcieć więcej? Cóż, można – na przykład tego, by dziewczyna została na dłużej niż tylko na te kilka godzin na naprawę wozu. Niestety, nie mogła zostawić swojej bandy, bo bez niej by zginęli – w to akurat Tarunn nie wątpiła. Ale! Gdy wyruszali w drogę, Sarú obiecała, że kiedyś wrócić, Tioyoa zaś zrewanżowała się zapewnieniem, że będzie jej z radością wypatrywać. Oby dotrzymała słowa, bo kowalka naprawdę wiązała z tą znajomością olbrzymie nadzieje i przez tygodnie nie mogła zapomnieć o tym spotkaniu, które nie trwało nawet pół dnia…

Posiadłość

Lokalizacja: Okolice Thenderionu
W okolicach Thenderionu, w jednej z wiosek przy trakcie z Ekradonu, znajduje się dom i warsztat w jednym, który zajmuje Tioyoa. Nie jest to wielka posiadłość, większość budynku zajmuje kuźnia, a do niej przytulony jest niewielki pokój, w którym kowalka tylko śpi, bo nawet gotować zdarza jej się przede wszystkim na kowalskim palenisku. Woli zresztą stołować się w gospodzie. 
  • Najnowsze posty napisane przez: Tioyoa
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data
  • Jaka szła, taką spotkała
            Tioyoę bawiła ta sytuacja – Sarú kadziła jej jak młodzieniec nadobnej pannie w karczmie, choć kowalce bliżej było do drwala niż ślicznej barmanki. Odważne swoją drogą – tak otwarcie z nią flirtować. W t…
    13 Odpowiedzi
    5451 Odsłony
    Ostatni post 3 lat temu Wyświetl najnowszy post
  • Jaka szła, taką spotkała
            O jak Tioyoi było miło! Prawie się rumieniła, gdy widziała Sarú z takim szczerym zachwytem podziwiającą jej małe królestwo ognia i stali. Lubiła ten warsztat, uważała, że jest bardzo porządny i praktycz…
    13 Odpowiedzi
    5451 Odsłony
    Ostatni post 3 lat temu Wyświetl najnowszy post