Oglądasz profil – Nilsa

Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Nilsa de Atipinise
Rasa:
Niegdyś czarodziejka, jednak wyp
Płeć:
Nieokreślono
Wiek:
68 lat
Wygląda na:
0 lat
Profesje:
Majątek:
Sława:

Aura

Całkiem silna emanacja o barwie w głównej mierze srebrnej będącej przecinaną przez grube kobaltowe pasma. Oba odcienie zachwycają tym, jak dobrze się komponują z bursztynową, poświatą, która intryguje kolorem raczej rzadko spotykanym. Wydaje liczne dźwięki, między innymi niesie ze sobą spokojną, głęboką melodię. Koi ona zmysły, lecz ta błogość nie trwa zbyt długo, bo po krótkiej chwili w myślach da się słyszeć różne szepty w głowie, ciężko jest je porównać z jakimkolwiek znanym odgłosem. Towarzyszy temu niepokojąca obecność czegoś obcego. Wystraszyć się można nagłego grzmotu całkowicie odwracającego uwagę od tego co działo się przed nim. Dodatkowo włosy na głowie zaczynają się unosić, co jest zjawiskiem dość zabawnym. Ostatecznie można wychwycić uderzenia młota kowala połączonego ze szczękiem metalu. Niesie ze sobą woń starych ksiąg, lecz pojawia się też, kompletnie tu niepasujący zapach sierści. W dotyku twarda nie ma zamiaru dać się złamać, popisuje się elastycznością poprzez liczne wygięcia i zgięcia we wszystkie strony. Kusi przyjemną gładkością, tymczasem niepostrzeżenie szykuje w gotowości ostre jak brzytwa krańce. Lepi się do podniebienia uparcie, skleja wargi, jednakże od czasu do czasu ujawnia się nieznaczny, suchy posmak, po czym znów znika na dłuższy czas.

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Nilsa
Grupy:
Płeć gracza:
Kobieta

Skontaktuj się z Nilsa

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
8
Rejestracja:
8 lat temu
Ostatnio aktywny:
7 lat temu
Liczba postów:
23
(0.02% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.01)
Najaktywniejszy na forum:
Góry Dasso
(Posty: 11 / 47.83% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
[Kilka dni drogi od Ekradonu] Nie taki znowu koniec
(Posty: 11 / 47.83% wszystkich postów użytkownika)

Połączone profile


Atrybuty

Krzepa:raczej silny, odporny
Zwinność:precyzyjny
Percepcja:niedowidzący, czuły słuch, wyczulony na magię
Umysł:bystry, błyskotliwy, b. silna wola
Prezencja:piękny, godny, charyzmatyczny

Umiejętności

PrzetrwaniePodstawowy
AlchemiaOpanowany
Czytanie aurBiegły
KreomagowanieBiegły
ZielarstwoPodstawowy
BestiologiaOpanowany
DemonologiaMistrz
Pismo runiczneBiegły
PoliglotyzmOpanowany
RytualizmBiegły
Wiedza o światachOpanowany
Wiedza tajemnaPodstawowy
AktorstwoPodstawowy
KaligrafiaOpanowany

Cechy Specjalne

HybrydaDar
Jak do tej pory Nilsa miała wiele różnych opinii na ten temat. Raz przeklinała swe zdeformowane ciało, a innym razem uważała je wręcz za zbawienie. Można o tym myśleć dwojako, jednak nie podlega dyskusji, że takie ciało czyni ją znacznie mniej delikatną, oraz posiada dużo większe zapasy skumulowanej energii magicznej, niż można by przypuszczać, a skrzydła, jak to skrzydła umożliwiają jej latanie. Nie wiadomo jeszcze, czy lat dodało jej to, czy ujęło, ale niemal na pewno jest jedynym żywym przedstawicielem swojego gatunku.
Znawczyni energiiZaleta
Instynktownie rozpoznaje rodzaj, siłę i moc energii magicznej, z jaką się styka. Potrafi również ocenić w przybliżeniu zdolności magiczne napotkanych istot. Łączy się to w pewien sposób z odczytywaniem aur, posiadanych przez stworzenia, czy też przedmioty.
Podatność na płomienieSkaza
Zarówno sierść, jak i pióra bardzo źle znoszą kontakt z płomieniami ognia. Jest to bardzo skuteczną bronią w walce z gryfem, czy też półgryfem.

Magia: Rozkazy

DemonówAdept
UmysłuUczeń
EnergiiAdept
MocyUczeń

Przedmioty Magiczne

Amulet od KitviegoTajemny
Dany jej dawno, wiele lat temu przez Kitviego. Medalion z Kamieniem szlachetnym i srebrną otoczką doskonale nadaje się do przechowywania energii, do czego uzdatniła go czarodziejka. Ponadto, od bardzo niedawna, dotknięcie go, z intencją przywołania, ma służyć za sygnał, na który Kitvi stawi się na jej wezwanie.

Charakter

Nilsa jest egoistką. Wszystko chciałaby robić po swojemu i tak, jak to jej odpowiada. Mimo to, potrafi działać grupie, nawet podporządkować się jej, gdy widzi w tym dla siebie własne korzyści. Nie stroniła od innych rozumnych istot, dopóki nie dokonała się na niej przemiana. Od tamtego czasu stara się na takie istoty uważać, bo wie, że może nawet jest jedynym na świecie przedstawicielem hybrydy gryfa i człowieka. Wie, że wiele z napotykanych przez nią istot pragnęłaby pieniędzy, a posiadanie na własność tak rzadkiej istoty mogłoby się równać z ogromnymi sumami. Toteż stara się uważać na ludzi i jak na razie próbuje zachować swoje istnienie w tajemnicy.


Nie można powiedzieć, żeby była istotą złą, ale nie można też uznać, iż jest szczególnie dobra. Prawie zawsze stara się wpierw o własne dobro, dopiero potem o cudze, chociaż i to nie zawsze. Po prostu, kierują nią uczucia i raczej subiektywne spojrzenie na świat, niż zasady moralne. To znaczy, że to uczucia odgrywają najważniejszą rolę, w podejmowanych przez nią decyzjach. Ale nie jest wcale nieczuła, bardzo łatwo wpłynąć na jej odczucia. Nie zawsze pomogłaby potrzebującemu, zależałoby to od jej obecnego nastroju, aury tej istoty, oraz oczywiście, gdzie by to się działo. W mieście nawet by na taką istotę nie spojrzała, wiedząc, że i tak otrzyma pomoc, ale na odludziu stworzeniu błagającemu o pomoc nie umiałaby odmówić.

Jest istotą raczej nastawioną pokojowo do świata. Do walki się nie rwie, nie uważa tego za korzystne, chyba że byłoby to koniecznością, tak jak było w przypadku z Kitvim. Do walki przystąpiłaby jedynie pod przysięgą, przymusem, albo też, widząc dla siebie wyraźne korzyści. Nie lubi zabijać, uważa, że jest to ohydną czynnością i postrzega zabójców za istoty bez serca, nieważne kim byli, dla kogo pracowali, czy też z jakiego powodu. Dla niej, po prostu byli źli.

Co do Kitviego... ma mieszane uczucia. Proces wymazania z pamięci pozostawił jej kontury wydarzeń z dawnych czasów, na tyle jednak mały, że była w stanie postawić się demonowi. Ale od kiedy już nic jej nie przeszkadza w myśleniu o tym, to wie, że naprawdę go kochała. Był to dla niej najlepszy przyjaciel, jedyna bratnia dusza w tym świecie. A gdy okazało się, że ją zdradził, była na niego naprawdę wściekła. Jednak, mimo tych wszystkich wydarzeń, dalej wciąż czuje do niego sympatię, wbrew wszystkiemu. Ale teraz, był na jej rozkazach, co wcale nie czyniło tego wszystkiego łatwiejszym.

Co do niej... Zawsze jej twarz wygląda na zamyśloną, trochę nieobecną. Nie pogardziłaby miłym towarzystwem, dawno bowiem nie miała już przyjacielskich kontaktów z kimkolwiek. Pewnie nawet próbowałaby żartować, uśmiechać się, byle tylko zachować te miłe stosunki na jak najdłużej. Ale nawet dla największemu przyjacielowi mogłaby obawiać się, powierzyć sekret, którym było jej istnienie. Po wszystkich wydarzeniach z Kitvim bałaby się pozostawić kogokolwiek z tą wiedzą.

Wygląd

["Zagubione" fragmenty pamiętnika młodej czarownicy Erby von Cecil]


Wtedy spostrzegłam intrygujące stworzenie. Istota stała dumnie na wzniesieniu, przypatrując się mnie. Z wyglądu bardzo przypominała Erkadońskiego gryfa, jednakże była czymś więcej, przynajmniej w moich oczach.

Wielkością nie odchodziła ona od reszty gryfów, które miałam okazję zobaczyć w swoim życiu. Te zaś, niewiele większe rozmiary mają od bojowych koni.

Jak każdy gryf, istota owa posiadała lwi tułów i tylne oraz przednie łapy zakończone już orlimi, haczykowatymi szponami. Również ogon posiadała lwi, natomiast na jej grzbiecie wyrastały olbrzymie orle skrzydła, prezentowane dumnie.

Ale prawdziwym fenomenem w tej istocie, nie było to wszystko, co wyżej opisałam. Podczas gdy gryfy posiadają orle opierzone głowy, zakończone twardym i ostrym dziobem, natomiast w tym przypadku lwi tułów mniej więcej w okolicach piersi zaczyna powoli się przekształcać w ludzki, a raczej kobiecy. Już w okolicach szyi doskonale widać ludzki kształt. Na szyi osadzoną miała głowę, której nie można było odmówić piękności. Z tyłu głowy miała długie, szytwno ułożone i zaczesane do tyłu włosy, możliwe, że zlepione magiczną substancją, bądź też samą energią magiczną. W tej ludzkiej twarzy jedynym niepasującym elementem były odstające, szpiczaste uszy, takie, jakie zwykle posiadają gryfy. Błękitne oczy, skryte za okularami połówkami cały czas przypatrywały się mnie ciekawie.

Istota podniosła się i niespiesznym, acz dumnym krokiem, zeszła ze wzniesienia na dróżkę, którą ja przechodziłam jeszcze chwilę temu. Stanęłam w miejscu, nie widząc w działaniu wrogich zamiarów. Istota stanąwszy na drodze, przeciągnęła się i rozprostowała skrzydła.

- Kim jesteś? - spytała mnie istota łagodnym i ciepłym głosem, takim, jakiego zwykle używa się przy przywitaniach. Byłam zaskoczona, że istota mówi. Do tej pory, miałam wrażenie, że jest egzotycznym egzemplarzem jakiejś magicznej istoty. Zanim sformułowałam odpowiedź, minęła chwila czasu.
- Ja jestem Erba von Cecil, czarodziejka. A ty? Kim jesteś?
Stworzenie namyśliło się chwilę, po czy odpowiedziało:
- Zapraszam do siebie. Tam ci opowiem, czym jestem.

Zaprowadziła mnie do chatki na środku niczego, która wyglądała jakby była po niezbyt fachowej odnowie. Najwyraźniej długo nie posiadała żadnego właściciela.
Istota otworzyła drzwi chatki i zaprowadziła do środka. Pozwoliła mi usiąść na ławie, podczas gdy ona zabrała się za szykowanie herbaty. Posługiwała się dwoma przednimi łapami, korzystając z nich jak z ludzkich. Czasami też wspomagała się zębami, czy też końcem orlego skrzydła. Za pomocą magii rozpaliła ogień i zaparzyła dla nas herbatę. Zamiast usiąść przy stole, hybryda ułożyła się na podłodze i popijała herbatę.
- Więc, kim jesteś? - spytałam.

[Ta karta, jak i kilka innych z pamiętnika młodej czarownicy nigdy się nie odnalazła, a Erba nie potrafiła sobie nigdy przypomnieć, dlaczego je wyrwała].

Historia

****************************************************
[O tym, jak wszystko się zaczęło]


Zaczęło się całkiem zwyczajnie. Mając już naście lat Nilsa jako potomkini starożytnej rasy czarodziejów, według tradycji miała rozpocząć naukę magicznych sztuk. Jej rodzicom, których pamięta teraz ledwo z imienia, wadziło, by samodzielnie prowadzić naukę swej córki. Trafiła więc do Zamku Czarodziejek, leżącego na skraju szepczącego lasu.
Była jedną z najmłodszych uczennic w całym zamku. Nie bardzo potrafiła nawiązywać znajomości, toteż czuła się w tamtym miejscu samotna. Nauka również szła jej wtedy bardzo opornie, ze względu na jej niegdysiejszą niechęć do nauki oraz lenistwo.
Tak minęło wiele lat. Mając już trzy dekady, czarodziejka wcale nie chciała być najlepszą w zamku, a nawet w ogóle nie chciała się uczyć. Pogodziła się już z faktem, że będą ją poczytywać za zwykłą szarlatankę, nieprawdziwą czarodziejkę. Wtedy już drugi rok zastanawiano się nad wydaleniem jej ze szkoły.

Pewnego dnia do bram zamku zakołatał ktoś. Gdy otworzono bramę, okazało się, że przybyszem jest młody chłopak. Twierdził, że jest synem znaczącego czarodzieja, który pragnie, by odbył w Zamku Czarodziejek specjalną edukację. Było jednak niepodobna, by uczyć w tym miejscu kogokolwiek, kto nie jest płci żeńskiej. Tak do końca nie wiadomo dlaczego, było to powiązane z tradycją. Zamek, jako szkoła magii od stuleci funkcjonował w ten sposób i z bardzo dobrymi wynikami, więc po prostu przyjęto, by uczyć same kobiety, według tradycji.
Jednak testy, przez jakie potem przechodził, pokazały, iż naprawdę jest czarodziejem czystej krwi. Z decyzją zwlekano długie miesiące, podczas których Kivti, ów młody czarodziej w ciągu dnia przebywał w zamku, a na noc, wybierał się do wioski w pobliżu. Ostatecznie został przyjęty do nauki i nagięto dla niego zasady.

Miał podobny stosunek do nauki co Nilsa. Pewnego dnia zdarzyło się, że oboje opuścili lekcje i natknęli się na siebie na pustym korytarzu. Wszystkie pozostałe uczennice przebywały wtedy na zajęciach.
Gdy się spotkali, nawiązała się między nimi rozmowa. Znaleźli ze sobą wspólny język i po niedługim czasie okazało się, że i Kitviemu brakuje towarzystwa. Wybrali się na spacer po zamkowych błoniach, gdzie udało im się zaprzyjaźnić ze sobą.

Od tego czasu Nilsa, mimo że częściej opuszczała zajęcia, by spotkać przyjaciela, stała się dużo pilniejsza. Wniosek, o usunięciu jej ze szkoły oddalono, widząc poprawę wyników. Okazało się, że dziewczyna, pragnąc zaimponować chłopakowi umiejętnościami, zaczęła uważać na zajęciach. Obawiała się, że jeśli nie będzie dla niego interesującą, to Kitvi znajdzie sobie inną osobę do towarzystwa.

Tak się jednak nie działo. Czarodziej pewnego dnia wybrał się z nią na dłuższy spacer. Rozmawiali ze sobą, całkiem normalnie. Kitvi prowadził ją mało znanymi ścieżkami, mówiąc, że pragnie jej coś pokazać. Zaprowadził ją w przepiękne miejsce, na skraju szepczącego lasu. Mała polanka miała w sobie niewypowiedziany urok, którego nie odmówiłby jej chyba nawet największy brutal świata. Wszędzie dookoła kwitły fiołki i chabry. W górze nad nimi świergotały ptaszki, rozwiewając w miły sposób ciszę.

- Piękna, prawda? - zapytał, a ona cicho przytaknęła. Bardzo lubiła takie miejsca, a to było po prostu magiczne. Czarodziej uśmiechnął się przyjaźnie.
- Chciałbym ci coś ofiarować. - oświadczył Kitvi już po tym, gdy oboje usiedli na trawie. Wykonał krótki gest ręką i wyszeptał bardzo cicho kilka słów.
Z góry sfrunęły cztery wróble, z których każdy miał w dziobie cienką, kolorową wstążkę, a za nimi przyleciał kruk, który niósł mały pakunek. Mała eskorta rozleciała się potem na wszystkie strony, a kruk, odłożywszy paczuszkę, skłonił się i koślawym krokiem odmaszerował gdzieś na skraj polanki.
- Jak to zrobiłeś? - spytała zaskoczona. Młody czarodziej nigdy nie wykazywał ani na zajęciach, ani nigdzie indziej takich umiejętności. Sama nie była pewna, czy dałaby radę nakłonić choćby jednego wróbla do sfrunięcia z drzewa.
- Otwórz. - powiedział Kitvi, uśmiechając się. - To prezent dla ciebie.
Posłusznie rozwiązała wstążkę, a pudełeczko bez niczyjej pomocy otworzyło się. W środku znajdował się prosty, ale bardzo piękny medalion. Gładki, ciemnozielony kamień z otoczką ze srebra połyskiwał pięknie, wisząc na prostym srebrnym łańcuszku.
- Czy zgodzisz się zostać mą ukochaną? - zapytał Kitvi.
- Czy... - zabrakło jej słów. Co prawda, sama zastanawiała się, czy nie poprosić go o chodzenie z nią. Ale nigdy by nie przypuszczała, że to on poprosi o to pierwszy. Bardzo wiele z jej znajomych czarodziejek marzyło o romansie, o którym niestety musiały zapomnieć, ze względu na całkowity brak czarodziei płci męskiej w okolicy. Ona natomiast, teraz miała świetną okazję, by takiego romansu zasmakować, wystarczyło tylko odpowiedzieć "tak". Jednak nie wydawało jej się to takie proste. Pomyślała o możliwych konsekwencjach...
- Jeżeli nie chcesz, to...
- Nie. Mylisz się, ja tego właśnie pragnę. Po prostu byłam zbyt szczęśliwa, by odpowiedzieć. - Uśmiechnęła się do niego, a on zrozumiawszy jej intencje, rozchmurzył się i również uśmiechnął. Potem przytulili się do siebie i spędzili na polance wiele bardzo miłych chwil.
Na szczęście lub też nieszczęście do niczego ostatecznie tak naprawdę nie doszło. Gdyby coś z tego wynikło od razu posądzonoby Kitviego i oddalono go ze szkoły. Nilsa jednak w głębi duszy żałowała, że nie będzie jeszcze mieć potomka.

Gdy dowiedziano się, że są parą, bardzo wiele młodych dziewczyn było o nią zazdrosnych. Część tego po sobie nie okazywała, a część prezentowała swe odczucia na wierzchu aż nadto. Nauczycielki różnych arkan również okazywały swą niechęć do tego związku, choć jednak go nie zabraniały, co dwójce bardzo się podobało.

Kitvi okazał się dobrym partnerem. Niespecjalnie zwracał uwagę na to, co sam robił, ponieważ większość swej uwagi poświęcał jej, jej umiejętnościom i zdolnościom magicznym.

- Myślę, że dobrze radziłabyś sobie z demonami. - powiedział jej chłopak, lekko bezbarwnym tonem. - Ale ani mi się waż próbować. Jesteś dla mnie zbyt cenna.
- Obiecuję, nie będę z niczym eksperymentować. - powiedziała, kładąc rękę na piersi i udając, że salutuje drugą ręką. Uśmiechała się przy tym od ucha do ucha, co rozbawiło również i jego.

Jednak wszystko powszednieje i staje się normalne. Tak i na ich związek powoli przestano zwracać powszechną uwagę. W sumie i dobrze, bo bycie popularnym nie zawsze służy człowiekowi. Oboje uznawali, że lepiej im będzie w ten sposób.

****************************************************
[Jeżeli zacznie się dobrze, to prawie na pewno skończy się to źle]


To, co dobre, szybko się kończy, mówi przysłowie. Nilsa uważa, że to bardzo mądre słowa. Po paru latach chodzenia ze sobą, Kitvi stawał się coraz bardziej nieobecny, potrafił godzinami wpatrywać się w ścianę. Czarodziejka starała się w jakiś sposób przywrócić swego dawnego chłopaka, jednak bez wielkich rezultatów. Raz próbowała go nawet ocucić kubłem zimnej wody, ale chłopak tylko otrzepał się i, skapując wodą na podłogę, dalej gapił się w ścianę.

Namawiała go do wyjścia gdziekolwiek, bo mniemała, że spacer dobrze mu zrobi. Ostatnio w ogóle nie bywał na świeżym powietrzu, co też mogło być tego powodem. Przyniosła mu kawałek pieczonego indyka, którego dawano w tym dniu na obiad, bo Kitvi ani myślał o opuszczeniu swojej komnaty. Jakimś sposobem namówiła go do jedzenia, a gdy zjadł, znowu starała się go przekonać, by się przewietrzył.

Martwiła się o niego, bo nie wyglądał najlepiej. Wydawał się słaby, miał podkrążone oczy i bladą twarz. Ale najgorsze było to nieobecne spojrzenie. Gdyby spojrzeć wtedy prosto w jego oczy, można było dostrzec ogromną głębię, w której nie było nic ludzkiego. Nie wiedziała, w jaki sposób mogłaby pomóc, podczas gdy on w ogóle się jej nie słuchał. Zdecydowała się na drastyczne kroki, i używając swych magicznych zdolności, przez magię umysłu rozkazała mu wstać i wyjść na dwór. O dziwo, nie postawił żadnego oporu, i posłusznie wyszedł z komnaty, mimo jej bardzo znikomych umiejętności w tej dziedzinie.

Poszła za nim, by sprawdzić, czy nie poczuje się trochę lepiej. Rzeczywiście, gdy wyszli na błonia, młody Czarodziej wyglądał już dużo lepiej.
- Nie miałbyś ochoty przejść się do wioski? - spytała go, z pewną dozą troski, bo niepokój o niego nie zniknął. - Taki krótki spacerek.
Nie odpowiedział, tylko skinął głową, a potem skierował swoje kroki w odpowiednią stronę. Nilsa ruszyła za nim, mając nadzieję, że już wszystko jest w porządku. Chwyciła go za rękę i szli tak we dwoje poprzez cichą i spokojną krainę nad lasem.

Byli już blisko, gdy Kitvi puścił ją i ruszył biegiem w stronę zabudowań. Wpierw myślała, że mu się poprawiło i się trochę ożywił, ale miała złe przeczucie. Również pobiegła, starając się za nim nadążyć. Gdy dobiegła na miejsce, oniemiała ze zdumienia, patrząc na swego chłopaka.

Kitvi, a raczej nie on, bo on nigdy się tak nie zachowywał, stał z wyciągniętymi rękami, a wokół niego szalały płomienie, podpalając okoliczne budynki. On sam, wyglądał znów jak wtedy, kiedy był taki inny, tylko że teraz chciał pozabijać wszystko dookoła. W oczach znów miał tę głębię, tyle że teraz zapełniona była niekończącym się ogniem i dymem.

Czuła się w obowiązku, by go powstrzymać przed spaleniem wioski do szczętu. Nie mogła pozwolić, nawet by jej chłopak bez konsekwencji dopuszczał się czegoś takiego.
- Przestań! - krzyknęła do niego, zwracając na siebie jego uwagę. - Nie rób tego! Nie jesteś Kitvim, którego znam i kocham!
- Nic mi do tego. - odparł spokojnie, zupełnie tak, jakby nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia.
- Nie możesz tak! Nie możesz... - przerwała, widząc, że w ten sposób nic nie zdziała. W powietrzu śmignęła mała energetyczna wiązka, która trafiła chłopaka w plecy. Kitvi, powstrzymawszy płomienie wypływające z niego, odwrócił się i zbliżył do niej.
- Naprawdę przypuszczasz, że jesteś w stanie mnie powstrzymać? Naprawdę myślisz, że cokolwiek zdziałasz?
- No... - odpowiedziała, niepewna swego.
- Wierz mi, wszystko, co do tej pory się wydarzyło, było celowe. Moje przybycie i przyjęcie do zamku. Poszukiwania tej osoby, którą okazałaś się ty... Zaciągnięcie cię tutaj też było częścią planu. - uśmiechnął się szyderczo, a ona straciła resztki pewności siebie, ale nie uciekała.
- Tylko ten okres odrętwienia ostatnimi czasy nie był zaplanowany. Czarodziej, którego opętałem, wyjątkowo silnie stawiał mi opór. Może i nawet by mnie przepędził, gdyby nie ty. - To powiedziawszy, wyciągnął rękę i pogładził Nilsę po podbródku. - Rozkazałaś mu. Stracił koncentrację. Pokonałem go.
- Kim jesteś? Pokaż się! - wykrzyknęła, chcąc, by opuścił ciało Kitviego.
- Och, gdzie moje maniery... - to powiedziawszy, ciało chłopaka przewróciło się na ziemię i zaczęło parować czarnym dymem, z którego uformowała się drapieżna postać.
- Odejdź stąd! Nigdy nie wracaj!
- Już się ze mną żegnasz? - spytał, a potem uśmiechnął się. - Zrywasz ze mną?
- Nigdy z tobą nie byłam!
- Głupie dziecko. Przecież sama się zgodziłaś... To ja jestem Kitvi. Nie on. To nędzna powłoka, której użyłem. Po to, by zwabić cię właśnie tu.
- Po co?!
- Widzisz, w otchłani, są jasnowidze, którzy potrafią odkrywać przyszłość. Pewnego razu przepowiedzieli, że pojawi się czarodziejka, zdolna zapanować nad demonami, takimi jak ja. Przybyłem, aby temu zapobiec... - Kitvi uśmiechnął się i zbliżył do niej jeszcze bardziej.

Ruchem ręki stworzyła między nimi barierę energii. Wlała weń większość swych sił, którymi chciała zatrzymać demona. Kitvi jednak, po prostu uderzył w barierę, która rozprysła się na drobne kawałki. Nilsa poczuła spadek mocy i cofnęła się odruchowo. Kitvi dopadł do niej, chwycił ją za gardło i przycisnął do ściany. Złapał ją tak mocno, że niemal nie mogła oddychać.
- Nigdy nie będziesz nami władać, czarodziejko. - po tych słowach jeszcze bardziej zacieśnił uścisk, tak, że nie mogła złapać tchu.
Złapała, a przynajmniej próbowała pochwycić demona, by jakoś się wyrwać. Natrafiła jednak tylko na pustkę. Czuła, że już nie może, że nie da rady dłużej. Jej palce nagle natrafiły na coś materialnego. Chwyciła to coś z całej siły, jaka jej jeszcze pozostała.

Nagle demon wypuścił ją i zatoczył się w bok. Nilsa zaczęła pobierać powietrze wielkimi haustami, ledwo widząc koniec swego nosa. Usłyszała krzyk, trzaski i coś, co brzmiało tak dziwnie, iż nie dało się tego opisać.
- Jeszcze po ciebie wrócę... - wydawało jej się, iż słyszy te słowa.
Potem straciła przytomność.

****************************************************
[Gdy wszystko, co kiedyś się dla ciebie liczyło, nagle znika]


- To nie jest dobry pomysł! Naprawdę powinniśmy ją się spytać o zdanie.
- To akurat nie ma nic do rzeczy. Czy tego chce, czy też nie, nie może narażać bezpieczeństwa innych...
- Nie możemy tak! Poczekajmy, aż sama się wypowie...
- Co? - mruknęła niewyraźnie Nilsa, nieświadomie przerywając kłótnię. - Co się stało?
- Och, dzięki Bogu, żyjesz! Bałyśmy się już, że nigdy się nie obudzisz... - powiedział znajomy głos nauczycielki zielarstwa. - dobrze, bardzo dobrze.
- Jesteś teraz w swoim łożu, pilnujemy cię dzień i noc. To było bardzo niebezpieczne spotkanie, ty i Kitvi nie powinniście się tak narażać. To cud, że nic ci się nie stało. Tamten biedak całkowicie stracił pamięć, nie potrafi sobie przypomnieć, jak się nazywa, nawet jeśli mu się to powie wprost. Pracujemy teraz nad przywróceniem mu wspomnień. - oświadczyła starsza uczennica, którą zaczynano już powoli dopuszczać do funkcji nauczycielskiej. Miała prawo by egzekwować sprawiedliwość między dziewczynami, które z jakichś powodów zaczną w siebie nawzajem miotać zaklęciami.
- Ale Kitvi... - powiedziała, chcąc zaprotestować. Jednak pomyślała, że jeżeli była z demonem tak blisko i nawet się nie zorientowała, to pewnie nawet by nie uwierzono, że Kitvi to tak naprawdę ten demon. Postanowiła więc zachować to tylko dla siebie. - Czy nic więcej mu nie dolega?
- Nie, jego stan zdrowia jest w idealnym stanie. Nic mu nie będzie, nie martw się.
- Mamy do ciebie sprawę. Mianowicie, kiedy już poczujesz się zdrowsza, musimy cię przenieść.
- Co?! - wykrzyknęła, zrywając się z łoża, a w głowie poczuła tępy ból. Złapała się rękami za głowę.
- Nie wstawaj. - rozkazała zielarka z Zamku, po czym pomogła jej wrócić do dawnej pozycji. - To dla twojego dobra. Nawet będąc nieprzytomna, mamrotałaś o Kitvim i tym demonie. Twierdziłaś, że wróci. Uznaliśmy, razem z Anną, że to niebezpieczne nie tylko dla ciebie, by cię tu pozostawiać. Zamek Czarodziejek niestety nie ma przyjacielskich stosunków ze wszystkim dookoła. Demon mógł nie być sam, a to chytre bestie, nakłonią, kogo chcą, by stanął po ich stronie.
- Nie wolno nam ryzykować bezpieczeństwa pozostałych uczennic ze względu na ciebie. - dodała Anna. - Nie martw się o nic, trafisz do bezpiecznej placówki w Erkadonie, będziesz tam jedyną uczennicą. Zmienimy trochę kierunek twojej nauki, na wypadek, jeżeli masz rację.
- Z czym? - zapytała, jeszcze niezbyt przytomna.
- Z demonem. Jeżeli powróci, zadbamy o to byś była na to gotowa.
- Aa... Ile tu leżałam? - spytała Nilsa.
- Prawie dwa tygodnie.

I rzeczywiście, gdy tylko udało jej się wstać i przejść po Zamku, zorientowała się, że dziewczyny ściszały swe rozmowy, gdy obok nich przechodziła. Wydawało jej się, że jakby ją żegnają. W tydzień później, podczas uczty obiadowej, wygłoszono jej nawet przemowę gratulacyjną i pożegnalną, przed wszystkimi osobami w Zamku. Twierdzili, że gdyby nie jej interwencja, to po wiosce zostałyby gruzy. Pominięto oczywiście wkład nauczycielek, które to potem uratowały jej skórę i skupiono się na jej "niesamowitej odwadze". Całą historię, usłyszała już wcześniej, od zielarki.
Potem przemowa i uczta dobiegły końca, a ją, ze spakowanym dobytkiem odprowadzono na błonia zamku, gdzie czekał na nią transport.

Na dobrą sprawę był to wóz z czymś w rodzaju skrzydeł z zaprzęgniętym do niego wielkim gryfem. Wóz oczywiście nie wyglądał aż tak źle, jak te wiejskie, na których wozi się siano. Ładnie oheblowany i pomalowany na jasnoczerwony kolor. Na ławie w środku siedział czarodziej, mamrocząc cicho słowa w Pradawnej Mowie. Po chwili przestał i przywitał się z pasażerką, która zdążyła już wsiąść. Cicho rozkazał gryfowi, a ten ruszył, machając orlimi skrzydłami. Przez chwilę nie mogła się nadziwić, że jedna istota potrafi pociągnąć za sobą taki ciężar, ale spostrzegła, że czarodziej dalej mamrocze pod nosem inkantacje, a ona sama czuje się dziwnie lekko. Tak więc, magiczny wóz, jego pasażerowie, oraz gryf zmierzali w stronę Erkadonu, pozostawiając Zamek Czarodziejek daleko w za sobą.

****************************************************
[Najgorsze koszmary, to te, które wracają do ciebie przeszłość]


- Au! - wykrzyknęła, nie potrafiąc się poruszyć. Nie mogła rzucić już żadnego zaklęcia, bo czuła, że byłoby to jej ostatnie. Nie miała jak się bronić.
Dookoła płonęła wioska. Widziała człowieka, który płonął żywcem, pragnęła mu pomóc, w jakikolwiek sposób, ale nie mogła. Leżała na ziemi. Kitvi — czarodziej, przygniatał ją swym ciężarem. Na twarzy miał szeroki, demoniczny uśmiech.
Płomienie buchały tuż przy niej, pozbawiając ją powietrza i powoli życia. Wiedziała, że to już koniec. Kitvi wyciągnął sztylet i zbliżył ostrze do niej.
- Aaa! - wykrzyknęła, czując ogień i stal, wdzierające się jej do środka. Nie mogła wytrzymać bólu, toteż wiła się, jak mogła, ale nie miała dość sił, by zrobić cokolwiek. Kitvi dalej uśmiechał się.
- Tym razem nikt cię nie uratuje! - warknął ponownie, wbijając w nią ostrze. - Nigdy nie będziesz nami władać, czarodziejko!

Potem budzi się, cała zlana potem, dysząc ciężko. Wciąż czuje na skórze gorąco i piekący ból, w miejscach, gdzie zadano jej rany. Za każdym razem, kiedy kładła się do łóżka, obawiała się tego spotkania. Ponieważ wiedziała, że ono nastąpi. Każdej nocy, ponownie spotykała się z Kitvim. Za każdym razem było trochę inaczej, sztylet pchnięty w inne miejsce, czy uliczka, w której ją powalił. Ale jedna rzecz, nigdy się nie zmieniała. Demoniczny uśmiech Kitviego, który zadawał jej rany. A jeszcze bardziej raniło ją to, że nigdy nie pokazał się w swej prawdziwej, dymnej postaci. Zawsze był to ten sam chłopak, którego darzyła niegdyś wielką miłością.

Nie chciała, by tak było. Pragnęła, by wreszcie ją zostawił, pozwolił zapomnieć, ale każdej nocy rozdrapywał stare rany na nowo, tak, że nigdy nie mogły się zagoić.

- Nic ci nie jest, Nilso? - spytał głos, który słyszała już wiele, wiele razy, wypowiadający te słowa.
- Nie... - odparła machinalnie. - Znowu to samo...
- Yhym... - mruknął starszy czarodziej. Zaczął owijać swoją długą, staromodną brodę wokół palca, myśląc.
- Jednak chcę. - powiedziała.
- Co... - spytał rozkojarzony. - A, tak, tak. Tyle że pamiętasz, co wiąże się z wymazaniem pamięci, prawda?
- Już mi ją czyściłeś, żebym zapomniała? Doskonale wiem.
- Kiedy chcesz...?
- Już. - oświadczyła zdecydowanym tonem. Chciała się już pozbyć tych wspomnień z Kitvim, kiedy jeszcze nie wiedziała, kim jest. Pragnęła pamiętać go tylko demonem, który czyhał na jej życie, a nie mężczyzną, którego pragnęła. Chciała móc poczuć nienawiść do niego, by móc mu się przeciwstawić. Tyle że, potrzebowała świadomości, że ją oszukał. - Tylko...
- Tak?
- Proszę cię, zrób to jak najdokładniej, tyle że pozostaw mi wspomnienie zdrady.
- Nie mogę tego zrobić. - oświadczył czarodziej.
- Wiem, że to niebezpieczne. Ale jeśli tego nie zrobisz, pewnego razu popełnię samobójstwo! Nawet nie wiesz, przez co przechodzę! Lepsze jest ryzyko,niż życie w świadomości!
- Ale... - zawahał się. - dobrze. Ale przed snami cię to nie uchroni.
- Ale uchroni przed miłością i współczuciem. - odparła. - Chcę się go pozbyć, ale z tego, co pamiętam, mi nie pozwoli. A on nie zawaha się nawet chwili.
- Przebierz się, będę czekał na dole.
- Dobrze.

Czarodziej zamknął drzwi do sypialni, pozostawiając ją sam na sam z myślami. Ciężko jej było pogodzić się z tym, co pozostawia za sobą, ale wtedy przypominała sobie demona z czarnej mgły, sunącego ku niej.
Zdjęła z szafeczki małą książkę i otworzyła na ostatniej stronie. Oświetlając sobie kartki magicznym płomyczkiem, dopisała do pamiętnika ostatnie zdanie. Wyrwała potem tę część kartki i zamknęła książkę. Potem owo zdanie przyczepiła na okładkę, na której od tamtej pory widnieje napis: "Nie zaglądaj, dopóki nie będziesz wolna. To dla twego dobra.". Potem schowała pamiętnik w najgłębszym zakamarku skrzyni i zaczęła szykować się do zabiegu.

****************************************************
[Kiedy jest tylko jedna rzecz, której pragniesz i jedyna, która naprawdę cię uszczęśliwi]


- Nilso... Nilso... Obudź się...
Otworzyła oczy. Leżała na pryczy w jednej z komnat służących do przeprowadzania magicznych doświadczeń. Wstała powoli, wpatrując się w twarz swojego nauczyciela.
- Nilso... Jak się czujesz? - zapytał, obawiając się, czy czegoś nie zepsuł.
- Hmm... Żyję chyba... - odpowiedziała.
- Uff... - westchnął, zadowolony, że przynajmniej tyle się jak na razie udało osiągnąć. - Mam do ciebie pytanie... Co wiesz o Kitvim?
- O tym bezdusznym demonie? Na pewno chce na mnie zapolować. Już raz próbował dobrać mi się do skóry, ale z pomocą jakoś sobie poradziłam. A co? Sugerujesz, że wiem, gdzie jest?
- Nie, nic. Miałem nadzieję, że może pamiętasz na jego temat coś więcej, niż już wiemy. - powiedział czarodziej, uśmiechając się z jakiegoś powodu. - To na co masz teraz ochotę?
- Poćwiczmy coś. Nie mogę pozwolić, by byle demon mi się stawiał.

Od tamtego momentu myślała o nim tylko jako potencjalnym przeciwniku, na dodatek bardzo groźnym. Ale wiedziała też, że trening czyni cuda, toteż starała się, jak mogła, pod czujnym okiem starszych czarodziei. W dzień pracowała ciężko nad swymi umiejętnościami w magii, zwiększając swą moc i zdolności. W nocy zaś, starała się nie spać, czytając i ucząc się przy zapalonych świecach.
Jednak spać musiała, koszmary powracały. Ale to napełniało ją jeszcze większą nienawiścią, do osoby, która ją zdradziła. Podsycało to tylko ogień, jakim teraz było jej pragnienie wiedzy. Po długich, wyczerpujących latach, bez wielu chwil do odpoczynku zauważyła, że jej senne zaklęcia są trudniejsze do przełamania, a Kitviemu jakby jest trudniej się do niej dobrać. To napełniło ją nadzieją na lepsze życie.

Od tamtego momentu zaczęła szukać czegokolwiek, co choćby na krótki czas zwiększyłoby jej moc. Nie chciała jednak "pożyczać" tej energii od ludzi, bo wiedziała sama jakie to wyczerpujące. Ale, jak się okazało, niewiele było przedmiotów, lub stworzeń, które napotykała, miało dość mocy, by podpalić pochodnię, a ona sama robiła to bez żadnego wysiłku.

Jej śmiertelne ciało nie było jednak w stanie wytrzymać takiego trybu życia. Musiała odpocząć parę dni, z tego powodu wybrała się wprost do Erkadonu. Z początku nie była pewna, co ma robić w nowym otoczeniu, toteż przechadzała się po uliczkach miasta. Gdy zaczęły już boleć ją nogi, usiadła na ławce w cieniu jakiegoś budynku, wyjęła jakąś książkę i zaczęła czytać. Gdy już po raz kolejny w ciągu paru dni dotarła do ostatniej strony tej samej książki, westchnęła. Takie życie też nie było dla niej. Nie miała pojęcia, co ma robić i za co powinna się zabrać, była nieprzyzwyczajona do siedzenia w miejscu.

Nagle wyczuła silną aurę mocy w okolicy, która wydawała się pochodząca od jakiegoś maga, lub kogoś podobnego. Wstała z miejsca i, kierując się zapachem owej aury, przeszła kilka uliczek. Niespodziewanie wyszła na płaski teren przy murach. Skąd puste miejsce w mieście wyjaśniło się dopiero, kiedy przyjrzała się jedynemu budynkowi na owej przestrzeni, zbudowanemu z czarnej cegły.
- Stajnie gryfów... - mruknęła do siebie, rozkoszując się ilością napotkanej mocy. - Ciekawe, co mag robi w tym miejscu.
Ruszyła powoli w tamtą stronę i spostrzegła przed budynkiem jednego gryfa, prowadzonego przez wojownika w zbroi do stajni. Przyspieszyła kroku, chcąc jak najszybciej poznać, kim jest ów mag. Może to człowiek-legenda, o którym powstają ballady?

- Przepraszam...
- Czego tu szukasz? - spytał wojownik dość grubiańskim tonem. - Zmiataj, zanim coś ci się stanie.
- Czy jest pan magiem? - spytała, pewna, iż usłyszy odpowiedź twierdzącą, zważywszy na ilość mocy w powietrzu.
- Co tyś chlała, kobieto? Czy ja ci wyglądam na pieprzonego czarodzieja? Zjeżdżaj stąd w tej chwili.
- Nie? - spytała bardziej sama siebie. Jak to możliwe? Tyle mocy... Wydawało jej się, że mógł mieć tylko doświadczony czarodziej. Tymczasem albo on nie chciał się przyznać, albo to ona się myliła... Zajrzała do stajni, mając nadzieję dostrzec ludzki kształt, ale nikogo ani niczego tam nie było. Wtedy ją olśniło.

To nie mag, ani nawet nie człowiek roztaczał wokół siebie tę aurę. Zdała sobie sprawę z tego, że to gryf jest jej nosicielem. Jak? Tego nie wiedziała, ale miał on wiele, bardzo wiele magicznej energii. Może wszystkie gryfy były takie potężne? Postanowiła tu wrócić, kiedy będzie tu więcej egzemplarzy tego gatunku, z zamiarem przekonania się, czy jej przypuszczenia są prawdziwe.

- Ogłuchłaś?! Zjeżdżaj, zanim się zdenerwuję! - warknął mężczyzna. Ona zaś, odwróciła się na pięcie i zaczęła iść w stronę domostw. Żołnierz miał naprawdę niedużo energii, nie byłby w stanie jej sprostać. Nie obawiała się ataku, nawet jeśliby miał nastąpić. Zresztą, oboje byli powołani do pilnowania porządku, prawda? Toteż spokojnie dotarła z powrotem do ławeczki, na której spędziła ostatnie kilka godzin.

Nie kupowała noclegu, mimo iż miała na to odłożone pieniądze. Noc zamierzała spędzić w innym miejscu niż karczma. Może i było to nie do końca legalne, ale dla niej uwolnienie się od demona było warte nawet wzniesienia tamtego budynku od nowa, a przecież nie zamierzała robić żadnych szkód. Ogólnie nic złego nie powinno się przecież stać.

Skryta pod kapturem i osłaniana przed spojrzeniami przez nocne cienie szła przez uliczki zapamiętaną trasą. Była pewna, że trafi, ale nie wiedziała, czy budynek nie jest chroniony. Pierwszy raz robiła coś takiego, ale była pewna, że jest to tego warte. Stajnie gryfów ukazały się nagle na tle kamiennego muru. Nilsa z lubością wciągnęła w swe nozdrza te niesamowicie silną emanację. Ruszyła szybkim krokiem w tamtym kierunku. Uderzyła ją też inna emanacja, ale bardzo słaba i na dodatek przyciemniona. Gdy podeszła pod drzwi ceglanego budynku okazało się, że pilnujący go wartownik najzwyczajniej w świecie ucinał sobie drzemkę. Cicho otworzyła drzwi do stajni i wślizgnęła się do środka, starając się nie hałasować.

- Cudne stworzenia. - wyszeptała, oglądając drzemiące na swych posłaniach gryfy. Każde ze stworzeń miało swoją własną, niepowtarzalną aurę. Ale w każdej zaklęta była moc, całe mnóstwo energii, którą można wykorzystać...

Zawahała się, bo uświadomiła sobie, że nie pomyślała, co powinna zrobić dalej. Wykorzystanie energii gryfów od razu nic jej nie przyniesie, a wchłonięcie jej w siebie też niewiele pomoże, bo moc po jakimś czasie po prostu by wyparowała, jak z przepełnionej filiżanki herbaty. Musiałaby ją w coś zakląć, w jakiś przedmiot, z którego się nie wydostanie. Rozejrzała się, ale nic w zasięgu wzroku nie nadawało się do przechowywania energii. Wymacała swe kieszenie, a miała w nich tylko sakiewkę z pieniędzmi... i mały, medalion, z zielonym kamieniem szlachetnym w środku. Tak... Kamienie szlachetne, jak i również rzadkie metale, takie jak platyna, złoto, czy srebro były doskonałe do ukrywania w nich energii, która mogła w nich trwać nawet tysiące lat. Tego właśnie jej było trzeba, mocy, zaklętej w przedmiocie, którego użyłaby potem by pokonać Kitviego.

Ułożyła medalion na ziemi, tak daleko, jak odważyła się podejść do śpiących gryfów i patykiem narysowała wokół niego magiczne wzory. Tak naprawdę rytuał udałby się za pomocą samych słów i gestów, ale chciała mieć jak najwięcej energii. Następnie odsunęła się i cichym, stanowczym głosem wypowiedziała zaklęcie w pradawnej mowie, wspomagając się gestami rąk.

Medalion zaczął wibrować lekko, a światło w kolorze kobaltu popłynęło od kilku istot, przez suche powietrze i zaczęło wnikać w przedmiot. Energia powoli wpływała do środka, by później wydostać się dopiero na jej rozkaz. Nie mogła się doczekać, by przyrównać uzyskaną energię do mocy demona. Ale skoro miała jej już aż tyle... Po co miała czekać? To zaowocowałoby tylko większym cierpieniem i trudem. Najlepiej byłoby w niego uderzyć od razu...

Jeden z gryfów kłapnął dziobem i machnął łapą przez sen. Nilsa, spostrzegłszy to, natychmiast przerwała. Kobaltowe wiązki światła powoli opadły na ziemię i wsiąknęły w nią, by nigdy już nie wrócić. Czarodziejka nie była jednak na tyle głupia, by kontynuować rytuał. Dalsze ryzykowanie życia i wolności byłoby zbyt lekkomyślne. Gdyby obudził się strażnik i zobaczył, co robi, to niechybnie trafiłaby za kraty, chyba że człowiek przed wezwaniem wsparcia zdążyłby zemdleć. A gdyby obudził się gryf, wtedy rzuciłby się na nią i nawet jeśliby go powstrzymała, to było jeszcze pięć pozostałych, które pewnie też by się obudziły. Nie, lepiej byłoby wymknąć się teraz, póki nikt nic nie zauważył.

Złapała swój medalion i jak najszybciej cofnęła się do wyjścia, w taki sposób, by nie narobić hałasu. Wyślizgnęła się przez wciąż uchylone drzwi i stąpając możliwie jak najciszej, zaczęła się oddalać od budynku.

- Poproszę pokój, jeśli to możliwe, żeby nie sąsiadował z innymi pokojami gościnnymi. Na cztery noce, wliczając tę... Aha, dam półtora raza więcej niż za zwykły. - dopowiedziała, widząc wahanie rozmówcy.
- Dobrze panno...
- De Apitinise, Nilsa de Apitinise.
- Proszę zaczekać... Nie ma pani wymagań, co do rozmiaru? - spytał karczmarz.
- Nie, oczywiście, że nie. Po prostu cenię sobie swoją prywatność.
- Oo...oczywiście panno Nilso — powiedział, lekko się jąkając i z jakby lekkim ociąganiem się opuścił salę wspólną. Wrócił dopiero po kwadransie, spocony na czole i nie tylko, po czym oznajmił, że pokój jest gotów. Zaprowadził ją poprzez kuchnię do małej, ale ze ścianami z kamienia komórki, do której z trudem wciśnięto łóżko dla jednej osoby i szafkę nocną.
- Będzie w sam raz. Ile jestem winna?
- to będzie sto ruenów... - przerwał, bo w jego ręce znalazło się sześć srebrnych monet. - W takim razie dobranoc panno Nilso. Życzę miłych snów...
- Poczekaj... Jakby z tego pokoju dochodziły dziwne odgłosy, krzyki, czy jeszcze coś innego, to masz słowo czarodziejki, że wszystko pozostawię w nienaruszonym stanie.
- Jesteś...
- Tak, jestem.

W ciągu dnia próbowała wypocząć, przespać się. Jednak nie spała dobrze, jak zresztą co noc. Karczmarz o mało co nie wpadł do środka, gdyby sobie nie przypomniał o danym mu słowie czarodziejki, które to słowo wiele znaczyło w tamtych czasach. Dopiero po zapadnięciu zmroku wstała, z okropnie rozczochranymi włosami. Już po magicznym doprowadzeniu się do względnego porządku oraz założeniu ubrania wyszła z pokoju, a następnie z karczmy.

Skierowała swe kroki dokładnie tam, gdzie wczoraj. Stajnia gryfów znów aż pulsowała magiczną energią. Tej nocy, przy bramie nie było nawet śpiącego strażnika. Wkradła się do środka i uważając, by nie obudzić stworzeń, po raz drugi rozpoczęła ten sam rytuał. Medalion coraz bardziej był przepełniony energią. Tym razem przerwała rytuał później, kiedy już nie sądziła, by gryfy miały zbyt wiele energii.

Schemat dnia powtórzyła jeszcze dwa razy. Trzeci rytuał również się powiódł, pozwalając czarodziejce zgromadzić spory zasób mocy.

Już wcześniej postanowiła, że dnia następnego powróci do kwatery kilku czarodziei. Co z tego, że nie udało jej się wypocząć, jak należy, jeżeli nazbierała coś, czego potrzebowała?
Kroki cicho rozbrzmiewały na kamiennym bruku. Płaszcz szeleścił, gdy osoba pod nim ukryta czwarty raz zmierzała w nocy w stronę stajni. Nie obawiała się, robiła to już trzy razy i wyszło świetnie za każdym z nich. Tym razem również zabrakło strażnika na warcie, co tak naprawdę tylko jej pomagało.
Tak jak zwykle wślizgnęła się do środka i rozpoczęła ostatni rytuał. Więcej ich nie mogła przeprowadzić, ponieważ dała słowo, że przed zmrokiem następnego dnia będzie już w siedzibie czarodziejów. Toteż skupiała w środku przedmiotu jak największe ilości energii magicznej.

Jeden z gryfów drgnął lekko. Kłapnął dziobem i poruszył się.
- Jeszcze chwilę, jeszcze tylko chwilkę... - mamrotała pod nosem czarodziejka, chcąc napełnić przedmiot do granic możliwości. Ta moc była jej bardzo potrzebna, nie mogła teraz z niej zrezygnować. To była ostatnia okazja, musiała więc na niej skorzystać.
Gryf jednak, albo zignorował jej prośbę, czy też jej nie usłyszał, a może nawet wręcz przeciwnie, tyle że celowo się do niej nie zastosował. Wstał i zaskrzeczał groźnie, pokazując wrogą postawę. Inne gryfy, obudzone przez tego pierwszego również wstały i okazały otwarcie swoją wrogość.
- Jeszcze chwilę, krótką chwileczkę. Szybciej! - błagała, ale nie gryfy, a moc, której napływ zaczął gwałtownie spadać, zaraz po przebudzeniu stworzeń. Gryfy skrzeczały na nią wrogo i najwyraźniej zastanawiały się, czy przypuścić atak.
Ostatnia wiązka kobaltowego światła znikła rozpływając się w powietrzu. Nilsa, najszybciej jak umiała, schwyciła medalion i zaczęła się cofać, ale powoli, bo wiedziała, że ucieczka jest jednoznaczna z mianowaniem się ofiarą. Istoty, widząc jej niepewność, ośmielone zaczęły się ku niej zbliżać. Nilsa nie wiedziała, co powinna dokładnie zrobić, jej energia magiczna była znikoma, nie powstrzymałaby wszystkich. Gdyby to był jeden gryf, to może zdecydowała się spróbować. Ale ani myślała, by naruszać energię przeznaczoną do walki z Kitvim.
Istoty, kłapiąc dziobami, cały czas zmniejszały dzielący ich dystans. Nilsa pomyślała, że może śmierć realna boli nie więcej jak ta, którą ponosiła co noc. Ale nie chciała ginąć, jeszcze nie teraz. Pragnęła się zemścić i tylko to pragnienie przełamało się przez jej umysł, zmuszając do działania.
Machnęła ręką w powietrzu, wykrzykując inkantację, dokładnie tak samo, jak to zrobiła kiedyś w wiosce, kiedy demon chciał ją zabić. Między nią a gryfami pojawiła się magiczna bariera. "Teraz albo nigdy" pomyślała i odwróciwszy się, pobiegła najszybciej, jak potrafiła ku wyjściu. Dopadła do drzwi i zatrzasnęła je, nie bacząc na to, czy ktoś się zorientuje. Oluzowała zasuwę ze sporej drewnianej dechy, która opadła z hukiem, nie pozwalając drzwiom na otwarcie się. Była bezpieczna! Nic jej...
- Stać! Kim jesteś!?

Nie mogła uwierzyć we własny niefart. Zza załomu muru wyszedł strażnik, z niedbale założonym hełmem i długą piką w ręku skierowaną prosto w nią.
- Nie chcę walczyć... Pozwól mi odejść...
- Mój przełożony mi na to nie pozwoli! Chciało się ukraść gryfa, co?
- Emm... - mruknęła, po czym postanowiła zmienić taktykę. Potem powiedziała, na tyle spokojnym głosem, na ile ją było stać: - Już nigdy nie będę ci przeszkadzać w spaniu na warcie, przysięgam.
- Cicho! - warknął zdenerwowany. - Pójdziesz ze mną i ani słowa!
- A jak będę zeznawać przed twoim przełożonym? - spytała arogancko, mając nadzieję, że mężczyzna boi się podpaść szefowi.
- Bez dyskusji! - warknął. - Ręce do góry! Co tam masz?
Posłusznie uniosła obie dłonie do góry, w jednej z nich spoczywał magiczny medalion.
- Ukradłaś go! Oddaj natychmiast! - wykrzyknął i wyciągnął rękę po przedmiot.
- Ty wiesz w ogóle, czego pilnujesz, durniu?! Stuknij się! - krzyknęła, ignorując przewagę przeciwnika w postaci uzbrojenia.

Wartownik rzucił włócznię na ziemię, a potem dopadł do czarodziejki, pragnąc pod pretekstem egzekwowania prawa ograbić ją z medalionu. Nilsa próbowała bronić swego skarbu, lecz została brutalnie przewrócona na plecy, a medalion został jej wyszarpnięty.
- Ty skur... - powiedziała. Między jej palcami zabłysły błękitne iskry. W chwilę potem wiązka energii uderzyła mężczyznę prosto w łeb, dezorientując go zupełnie. Nilsa wstała, odebrała mu medalion i uciekła z miejsca zdarzenia.


****************************************************
[Znaleźć coś, co zaginęło]

Udało jej się wymknąć z Erkadonu, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Została z miasta najzwyczajniej w świecie wypuszczona. Teraz jedynym dowodem na to, co stało się zeszłej nocy, było niepewne świadectwo wartownika. Udało jej się ujść z całego zajścia z kilkoma ledwie zadrapaniami. Ale nareszcie miała to, czego potrzebowała. Mocy musiało być dość, by pokonać demona. Teraz wystarczyło go jedynie odnaleźć.

Nie było to sztuką łatwą. Najprawdopodobniej Kitvi udał się wprost do otchłani, by tam robić to, co mają w zwyczaju robić demony. Wymiar ten był długi i szeroki, a demon mógł być absolutnie wszędzie. Poprosiła o pomoc swoich nauczycieli, którzy nie tylko pokazali jej, jak z pomocą magii umysłu oglądać dalekie krainy, a nawet wymiary, ale i zaoferowali się do pomocy w poszukiwaniach. Trwało to długo, bardzo długo i nie przynosiło zamierzonych efektów.

Nagle, Nilsa zorientowała się, że to, co widzi co noc, to nie mogą być zwykłe sny. Były to przekazy, zsyłane przez samego Kitviego. Pewnej nocy, zdecydowała się sprawdzić swoją teorię.

Gdy tylko trafiła do płonącej wioski, starała się nie myśleć o tym, co zaraz się wydarzy. Całą siłą woli skierowała swe myśli do uformowania zaklęcia "widzenia". Rzeczywiście, gdy skupiła się na Kitvim, zauważyła czarną mgłę, wiszącą gdzieś w pobliżu masywnej, czarnej budowli, ustawionej na gołej, czarnej ziemi. Mgła jakby emitowała czerwone światło, mogło to jednak być złudzenie, wywołane przez sen, lub samą magię...

Po raz kolejny poczuła dłoń demona, zaciskającego rękę na jej ramieniu. Poczuła, że się przewraca. Krzyknęła, gdy Kitvi pchnął nożem po raz pierwszy. Ale gdy miał wypowiedzieć słowa, przed zadaniem ciosu w serce, usłyszał słowa Nilsy, która wypowiedziała je do niego po raz pierwszy od czasu zdrady.:
- Znalazłam cię. Idę po ciebie.
Wtedy nóż utkwił w piersiach czarodziejki.


****************************************************
[Fascynacja... ta, która dawno przeminęła]

Obudziła się z krzykiem. Dalej czuła ból i zadane jej we śnie rany. Ale tym razem uśmiechała się. Kitvi był wciąż w otchłani. To właśnie stamtąd przychodziły sny. Wreszcie będzie mogła się uwolnić.
Widziała go w pobliżu masywnej, czarnej budowli, najpewniej jakiegoś zamku. Wiadomo jej było tylko o jednym zamku w całej otchłani, była to budowla należąca do rodu Derathé, rodziny demonów.

Wstała z łoża i zmieniła ubranie. Medalion z mocą, wiszący na jej szyi zdawał się wibrować lekko. Chwyciła za plecak z wyszykowanymi od dawna gotowymi ubraniami i zarzuciwszy go na, ramię wyszła z komnaty.
Na zewnątrz nie było nikogo, bo każdy z czwórki mieszkających w tym miejscu czarodziei zdążył już przywyknąć do jej nocnych krzyków. Zresztą, kto mógłby się spodziewać, że właśnie odszukała demona? Zresztą, to była jej sprawa, a nie ich. Mieszanie w to kogokolwiek było według niej głupotą i narażaniem życia. Zamierzała załatwić tę sprawę osobiście.

Gdy zeszła do pomieszczenia pełniącego funkcję kuchni, opróżniła szafki z jedzenia, które nie psuło się szybko, a potem włożyła wszystko do plecaka. Pospiesznie zebrała wszystko, co mogło być jej potrzebne i wymknęła się z siedziby.

Ruszyła żwawym krokiem w stronę gór, gdzie, jak sądziła, było odpowiednio dużo miejsca na potyczkę z demonem i odpowiednio mało potencjalnych świadków. Nie potrzebowała rannych, ani nikogo, komu musiałaby podczas walki zapewniać ochronę.

Minęło kilka ciężkich nocy, które spędziła pod gołym niebem. Ledwo sobie radziła, ale coraz bardziej oddalała się od cywilizacji. W dzień drogi od ostatniego gospodarstwa, jakie napotkała, rozbiła obóz. Rozpaliwszy małe ognisko, wyciągnęła z plecaka czerstwy chleb i jabłko, które schrupała ze smakiem. Grzała się przy płomieniach, mimo iż wciąż jeszcze było widno i ciepło. Długi czas spędzony w drodze naprawdę sprawił, że była mocno przemarznięta. Odpoczywała tak do późnej nocy.

Następnie zabrała się do pracy. Na ziemi, na płaskim terenie, wyrysowała runy, układając je na kształt okręgu. W samym środku wpisała runę znaczącą tyle, co "cień", wyznaczając kierunek.
Gdy wszystko było gotowe, ułożyła się na prowizorycznym posłaniu w pobliżu i zamknęła oczy.

Kitvi zbliżał się do niej z nożem, mając znowu na twarzy swój demoniczny uśmiech. Nilsa jednak nie cofnęła się.
- Kitvi... - Chłopak był już niebezpiecznie blisko. - Wróć do mnie. Ja nie umiem bez ciebie żyć... - Kitvi, po usłyszeniu tych słów zwolnił nagle. Czarodziejka, niemal z tyriumfem kontynuowała — przez te wszystkie lata bez ciebie... Przy życiu trzymało mnie tylko twe wspomnienie, powracające w snach. Wiem, że to ty. Wróć do mnie... - Chłopak rzucił się na nią. Nilsa wiedząc, że nie ma wiele czasu, wyszeptała: - Dziś w nocy. Otworzę ci drogę. - demon wykonał pierwsze cięcie, krzyk bólu i krew kapiąca na ziemię. - Wróć! Błagam! - Kitvi zamachnął się nożem, wbijając go czarodziejce prosto w serce.

Obudziła się, z krzykiem na ustach. Gdy tylko się opanowała, wstała na chwiejnych nogach i zbliżyła się do kręgu. Ułożyła palce w znaki runiczne i wykrzyknęła zaklęcie. Promień energii rozświetlił noc, uderzając w sam środek kręgu. Runy zapalały się jedna po drugiej, aż w końcu zapłonęła środkowa.
Ziemia dokładnie pośrodku runy pękła na dwoje i poczęła się rozszerzać. Z powstałej dziury wypłynął oślepiający snop światła, prosto w bezksiężycowe, nocne niebo. Portal otworzył się.

Powietrze przeciął huk. Czarodziejka najpierw myślała, że dochodzi on z wyrwy, lecz wkrótce zorientowała się, że dźwięk dochodzi zza jej pleców. Gdy się obróciła, aż przeklęła.
- Tu nie miało być żadnych pieprzonych ludzi!
W jej stronę zmierzał... jeźdźec gryfa, ujeżdżając stworzenie o złotawym opierzeniu. Istota leciała nisko i wyraźnie w jej stronę. Wtem pomyślała, że nie byłoby źle mieć trochę więcej mocy, ale człowiek jej przeszkadzał. Musiała się go szybko pozbyć. Gdy tylko wylądował, wykrzyknęła:
- Zostaw gryfa i uciekaj stąd!
- Co tu robisz kobieto?!
- Próbuję właśnie powstrzymać napaść demona! Zjeżdżaj, zanim się tu pojawi!
- Chyba na łeb upadłaś!
- A ty chyba oślepłeś! - warknęła i wściekła na niego postanowiła zrobić to w inny sposób. - Są twoje, ale zostaw tu gryfa i uciekaj! - krzyknęła, rzucając ponad gryfem mieszkiem z pieniędzmi. - Teraz!
Facet jeszcze chwilę myślał, ale w końcu zszedł ze stworzenia, które przez ten czas groźnie patrzyło w jej stronę. Zbrojny ruszył biegiem, chwycił sakiewkę, a potem oddalił się z dużą prędkością.

- Ach...Nilso... - usłyszała aksamitny głos za swoimi plecami. Nabrała powietrza w płuca i obróciła się.
- Oh, Kitvi! - wykrzyknęła, udając szczęście. - Tak dawno cię nie widziałam, przez cały ten czas pragnęłam cię zobaczyć...
- Nieładnie jest kłamać. - przerwał jej demon. Mgła wypłynęła bardziej z portalu.
- Nie skłamałam. - stwierdziła, a mgła wysunęła się całkowicie z wyrwy. "Teraz albo nigdy" - Pragnęłam cię zobaczyć... Po to, by w końcu się zemścić! - krzyknęła i wykonując ruch palcami, wrzasnęła słowa w pradawnej mowie.

Okrąg wokół wyrwy pomiędzy światami zapłonął białym światłem, które wystrzeliło w stronę czarnej mgły, oplatając ją i nie pozwalając się ruszyć. Demon warknął i spróbował rozerwać więzienie wzmocnione mocą gryfów.
- Wreszcie zapłacisz mi za wyrządzoną krzywdę! - to mówiąc, skupiła się i zaczęła miotać wzmocnionymi hybrydami zaklęć z kręgów demonów, energii i mocy. Kitvi przyjmował na siebie ciosy, nie mogąc nic zrobić, ale jego niematerialność nie pomogła mu uniknąć ciosów. Pociski, podobnie jak magiczne więzienie były rzucone z myślą o uderzaniu niematerialnego demona.

Nagle klatka pękła. Mimo nieustannego dopływu energii wprost z medalionu nie wytrzymała walki i rozprysła się. Nilsa zaczęła się obawiać, iż nie podoła zadaniu. Rzuciła zaklęcie chroniące ją przed uderzeniami i poczęła czerpać energię z gryfa, który do tej pory stał za nią. Wtedy zorientowała się, że już widziała tę istotę, był to bowiem gryf, który jako pierwszy przerwał rytuał transferu energii, ten o złotawym upierzeniu.
Gryf był bardzo dobrze wyszkolony, nie obawiał się walki. Wiedział, że właśnie odbywa się pojedynek, ale nie miał pojęcia, po której stronie powinien stanąć. Jednak gdy tylko Nilsa poczęła korzystać z jego energii, utożsamił ją z wrogiem i zaszarżował na niczego niespodziewającą się z jego strony czarodziejkę.

Bariera chroniła ją tylko z jednej strony, toteż uderzenie od tyłu całkowicie ją zaskoczyło. Wraz z gryfem poleciała naprzód. Nie zdążyli wyhamować przed wyrwą, więc obie istoty wpadły wprost do portalu prowadzącego do otchłani.

Spostrzegła szybującego tuż obok Kitviego. Widziała, że przymierza się do rzucenia zaklęcia. Wiedziała, że będzie chciał ją zabić, tu i teraz. Wyciągnęła z medalionu całą pozostałą w nim moc. W miarę możliwości starała się też wykraść energię gryfowi. Całą tę energię przekuła w jedno, potężne przeciwzaklęcie. W tunelu zakotłowało się od użytej mocy.
Wtedy oba zaklęcia starły się ze sobą. Moc uderzyła w ściany tunelu, zaczynając chwiać załamaną już przestrzenią. Zaczęła odbijać się od ścian, zwalczając samą siebie. Przenikała przez wszystkie stworzenia w tunelu, wystawiając ich na próbę.
Nilsa ledwo czuła, że istnieje. Chciała odejść, zniknąć, przestać odczuwać. Ale nie poddała się. Musiała się jeszcze zemścić na demonie.
Gryf jednak poddał się sile mocy. Jego świadomość, myśli, umysł wyparowały, tak jakby ich nigdy nie było. Ale ciało, wciąż pozostawało żywe, bo w środku magicznego portalu tkanki nie mogły obumrzeć.

Nagle moc przestała krążyć. Dało się wyczuć, że nie pochodzi ona od demona, co znaczyło, iż to była tylko magia Nilsy, z natury nie będąc złą. Nikt nie pokierował energią, która nie mając postaci, według praw rządzących wszechświatem, musiała zostać jakoś spożytkowana. Będąc dobrą, moc zauważyła, jeżeli można powiedzieć, że bezpostaciowa energia w czystej postaci może cokolwiek zauważyć, że w tunelu są dwie świadomości: niematerialna, należąca do demona i materialna, będąca własnością czarodziejki. Ale w tunelu znajdowały się dwa żywe organizmy, i tylko jedna świadomość mogąca je posiadać. Moc więc, przystąpiła do "leczenia". Teoretycznie, wydarzenie owo oszukało samą magię.


****************************************************
[To wydarzyło się po raz pierwszy]

Gdy wypadła z portalu była bardzo oszołomiona. Ale nie czuła, żeby brakowało jej mocy, wręcz przeciwnie, w swoim ciele miała jej teraz jakby dużo więcej. Zanim zorientowała się, co się wydarzyło, upłynęło kilka chwil.
Gdy spojrzała w dół, aż krzyknęła. Poniżej jej piersi wyrastało jej lwie futro. Obróciła głowę do tyłu. Tam również nie było najlepiej. Wszystko, poniżej jej korpusu, nie było jej ciałem, tylko tym, co niegdyś należało do gryfa. Jej ręce kształtem przypominały jeszcze ludzkie, ale były całe obrośnięte futrem i zakończone czarnymi szponami.
Kitvi również nie zniósł podróży najlepiej. Mgła unosiła się lekko nad ziemią, wyglądając na oszołomioną. Zdecydowała, że nie będzie czekać na jego pierwszy ruch.

Chwiejnie podniosła się. Nie potrafiła zrozumieć, w jaki sposób posługiwać się tym ciałem, ale mimo to starała się. W końcu, jeżeli teraz go nie dobije, to on zabije ją, w dodatku w tym okropnym miejscu.
Podniosła prawą rękę, czy też przednią łapę, czego nie potrafiła jeszcze stwierdzić i ułożyła palce w znak runiczny. Wypowiedziała kilka słów w pradawnej mowie.
Demon został jakby przygnieciony do ziemi. Nawet mgła, z której był utworzony, poruszała się z trudem. Nisla nie mogła uwierzyć, że poszło jej tak łatwo. Nagle mgła uformowała się na kształt głowy Kitviego, tego, którego znała dawno temu. Kiedy jeszcze wszystko było takie łatwe.
- Potężna jesteś. - powiedział i uśmiechnął się. - Potężniejsza ode mnie.
- I co?
- Mieliśmy rację. Rzeczywiście to ty jesteś czarodziejką, choć, może powinienem cię teraz nazywać inaczej, z przepowiedni wróżbitów, a ja nie omyliłem się w wyborze.
- Co to ma do rzeczy?
- Ironia losu. Przybyłem, by cię powstrzymać, a tak naprawdę to ja cię stworzyłem. Świat jest taki dziwny.

Nie chciała już go słuchać. Miała wielką ochotę skończyć z nim, raz na zawsze, zgnieść go i zakończyć to wszystko. Ale coś ją powstrzymywało.
- Dopełnię przepowiedni. Składam ci hołd, Nilso.
- Że co?
- Przysięgam posłuszeństwo. Teraz jestem twym sługą.

Czy... To możliwe, by demon ukorzył się przed kimkolwiek? By... z własnej woli został czyimś sługą?
- Jeżeli cię uwolnię...to przysięgniesz, że nie zaatakujesz mnie? Czy już nigdy nie powrócisz do mnie w koszmarze?
- Przyobiecałem, nie narażę honoru rodu.
- Ale nie próbuj za mną latać.
- Tego przyobiecać nie mogę. - powiedział demon. - wtedy złamałbym słowo.
- W takim razie... przybądź na wezwanie. Wiem, że to możesz zrobić.
- Tak.

Naprawdę miała wielką ochotę teraz go zniszczyć, by mieć pewność, że już po wszystkim. Nie obchodziło ją posiadanie demona na posługach, tym bardziej, że kiedyś chciał ją zgładzić. Ale... To byłoby nie w porządku.
Więzienie znikło, a Kitvi podniósł się. Mgła rozciągnęła się i jedną z macek dotknęła medalionu na jej szyi.
- Nadal go masz. - uśmiechnął się. - Gdy będziesz mnie potrzebować, po prostu go dotknij.
Potem mgła rozpłynęła się w powietrzu.

Nilsa zaczęła kreślić na ziemi koślawe runy niezbędne do otwarcia portalu, z użyciem swych nowych szponów, mając nadzieję, że gdy tylko wróci zakopie medalion na samym dnie swojego kufra i nigdy już do niego nie powróci, choćby myślami. Chciała na zawsze zapomnieć o demonie, oraz o tym, co z jego powodu jej się przydarzyło. Mrucząc coś pod nosem, starała się ukończyć magiczny krąg.
  • Najnowsze posty napisane przez: Nilsa
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data