Oglądasz profil – Wilwarin

Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Wilwarin Cenes Venetici
Rasa:
Łowca Dusz
Płeć:
Nieokreślono
Wiek:
178 lat
Wygląda na:
0 lat
Profesje:
Majątek:
Sława:

Aura

Średniej siły aura o w głównej mierze żelaznej barwie, w którą wmieszane są miedziane zawijasy, pomiędzy nimi można łatwo dostrzec, błyszczące srebrne i dość różnorodne kształty. Wszystko otacza niezwykły rubinowy blask. Słychać kakofonie różnych dźwięków, liczne głosy, raz to się nasila, by innym razem zniknąć i wywołać tajemniczą ciszę, zakłócaną przez odległe jęki torturowanych ofiar co może naprawdę mocno przerazić. Wydziela z siebie duszący smród siarki. Powłoka charakteryzuje się spora twardością, a także niebywałą elastycznością, którą prezentuje dość skromnie. Sprytnie ukrywa ostre brzegi pod aksamitną warstwą, będącą niemałą pokusą dla zmysłu dotyku. W smaku zaś lepi się nieznośnie i skleja wargi.

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Wilwarin
Grupy:
Płeć gracza:
Kobieta

Skontaktuj się z Wilwarin

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
8
Rejestracja:
8 lat temu
Ostatnio aktywny:
8 lat temu
Liczba postów:
14
(0.02% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.00)
Najaktywniejszy na forum:
Las Driad
(Posty: 11 / 78.57% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
Chata na skraju lasu
(Posty: 11 / 78.57% wszystkich postów użytkownika)

Połączone profile

Brak profili posiadających połączenia.

Atrybuty

Krzepa:silny, wytrwały, odporny
Zwinność:bardzo zręczny, szybki, precyzyjny
Percepcja:dobry wzrok, czuły słuch
Umysł:bystry, ineligentny, silna wola
Prezencja:piękny, szarmancki, charyzmatyczny

Umiejętności

Skradanie sięMistrz
Posługiwanie się bronią białąMistrz
doskonale walczy mieczem
Knucie intrygBiegły
ObserwacjaOpanowany
ManipulowanieBiegły
Malowanie, rysownieOpanowany
OgładaOpanowany
na skutek obserwacji ludzi, wie jak zachować się w stosunku do danej klasy społecznej

Cechy Specjalne

Podatność na strzałySkaza
obrażenia zadane strzałami powodują śmiertelne rany
Czytanie w myślachZaleta
umiejętność czytania w myślach postacią znajdującym się w pobliżu
LatanieDar
zdolność latania tylko w swojej macierzystej postaci
RegeneracjaDar
szybka regeneralcja ran zadanych przez wszystkie rodzaje broni z wyjątkiem tych pobłogosławionych oraz strzał.
CharyzmaZaleta
przyciąga do siebie ludzi i posiada łatwość w nawiązywaniu z nimi kontaktów

Magia: Intuicyjna

ZłaNowicjusz
ChaosuUczeń

Przedmioty Magiczne

Mroczny

Charakter

Wilwarin jest osobą,która lubi dobrze się bawić jednak w jego przypadku nie jest to jednoznaczne z tym,że lubi towarzystwo innych osób. Wręcz przeciwnie, na dłuższą metę jest on typem samotnika. Ma silny charakter, do celów dąży własną drogą. Problemy,cierpienie i wszelkie trudności bawią go tylko kiedy nie nie dotyczą jego osoby. Jest błyskotliwy,sprytny i charyzmatyczny jak na Łowcę Dusz przystało. Bywa sarkastyczny,ale nigdy w stosunku do swoich ofiar. Zdarza się,że nerwy przejmują nad nim kontrolę co skutkuje jeszcze większą znieczulicą niż ta,którą zwykle reprezentuje. Może stwarzać wrażenie lekkoducha czy bawidamka,ale kiedy sytuacja tego wymaga pokazuje swój prawdziwy temperament.

Wygląd

Wilwarin jako łowca dusz w swej naturalnej postaci nie różni się wiele od innych przedstawicieli jego rasy. Jego skóra jak i długie, proste włosy są koloru czarnego a źrenice jego czerwonych oczu są pionowe.  Atletyczne ciało zwieńczają nietoperze skrzydła również o czarnej barwie. Niewielkim znakiem szczególnym jest mała skośna blizna na jego lewej piersi.

W swej ludzkiej postaci ukazuje się jako czarnowłosy,przystojny mężczyzna z barwą oczu zmienioną z czerwonej na brązową, aby nie wzbudzać podejrzeń. Odziany jest w czarną zbroję, która chroni go w pewnym stopniu przed śmiercionośnymi dla niego strzałami. Postrzępiona peleryna opada na jego plecy dodając mu tylko tajemniczości i czyni go według jednych bardziej intrygującym a wg innych bardziej strasznym. Nie da się zaprzeczyć,że nikt nie przejdzie koło niego obojętnie, swoim głębokim, filuternym spojrzeniem skradł serce niejednej damy a srebrny miecz z głową lwa na rękojeści przykuł wzrok niejednego mężczyzny.

Historia

Większość Łowców Dusz uważa,że ludzie są głupi a zabawa nimi mająca na celu sprowadzenie ich na złą drogę jest najprzyjemniejszym i najzabawniejszym zajęciem na świecie. Nie liczy się dla nich kogo obiorą na cel, ważna jest ilość ofiar nie ich jakość. Ja Wilwarin Cenes Venetici twierdzę inaczej. Pragnę zaznaczyć,że nie mówię tego,bo jestem zarozumiały czy pyszny gdyż tych cech nie znoszę ponad wszystko.  Może po prostu miałem pecha i nie spotkałem nikogo o ciekawszych motywach działania.
Mimo wszystko uważam ludzi za istoty głupie i naiwne jednak swoje ofiary wybieram dość dokładnie, bo jakimsz trudem jest zdobyć duszę zadłużonego chłopa lubującego się w libacjach alkoholowych, mamiąc go bogactwem? Według mnie żadnym. Ludzie są mimo wszytko na swój sposób interesujący o czym przypomina mi moja blizna na lewej piersi. Przypomina mi również o tym,że ludzi w gruncie rzeczy nie lubię.
Mam 178 lat jednak tamten dzień pamiętam bardzo dobrze. Byłem młody i było to jedno z moich pierwszych pojawień się w świecie ludzi. Już wtedy lubiłem przyglądać się mieszkańcom miast i wsi szukając co ciekawszych jednostek do przeciągania na złą stronę. Oczywiście po drodze dokonałem trochę małych zamieszań głównie związanych z wkręcaniem ludzi w hazard czy drobne kradzieże jednak to nie było nic wielkiego i satysfakcjonującego. Jednakże w taki sposób zdobyłem mój srebrny miecz. Mówiłem już,że brzydzę się pychą i poczuciem wyższości,prawda? Otóż będąc na obrzeżach miasta wstąpiłem do karczmy gdzie zauważyłem młodego mężczyznę,który przechwalał się przed gromadką dam w kwiecie wieku, swoją siłą i umiejętnościami, prężył przy tym mięśnie i odgarniał złote włosy ze swojej przystojnej twarzy. Przy boku miał on piękny srebrny miecz,który nawet mnie zachwycał. Z racji tego,że nie lubię takich ludzi jak tamten dżentelmen,ale bardzo lubię taki piękny oręż stwierdziłem,że trzeba zadziałać. Udając nowicjusza wyzwałem go na pojedynek na śmierć i życie. Nie chciał przyjać wyzwania,bo był aż nazbyt pewny swego zwycięstwa jednak gdy opróżnił jeszcze parę kufli i zapadł zmrok a ja wspomniałem o tym,że zwycięzca może również zgarnąć pokaźną sumkę zmienił zdanie. Ta pewna ilość promili w jego krwi ułatwiła mi również podsunięcie mu kontraktu będącego dokumentem świadczącym o tym,że po przegranym pojedynku jego dusza należy do mnie. Cóż jak pewnie się domyślacie pojedynek wygrałem i to bez trudu mimo,że dysponowałem znalezionym kiedyś mieczem średniej klasy. Po wygranym pojedynku pozwoliłem sobie zaopiekować się mieczem niegodnego posiadania tak doskonałej broni, nieżywego już, oponenta.
Mimo,że nie był to wielki wyczyn czułem się w pewnym stopniu zadowolony, głównie z powodu pięknej zdobyczy.
O świcie ruszyłem dalej, w głąb miasta. Ranek minął mi spokojnie, nawet nie bardzo pamiętam co porabiałem. Po południu stwierdziłem,że pora się posilić więc ruszyłem gdzie mnie nogi poniosą co sprawiło,że skończyłem w dość podejrzanej gospodzie,która swoim wystrojem, brudem i jakością posiłków zgromadziła niezbyt liczną gromadkę nieprzyjemnych typów. Chociaż ja gustuję w bardziej wyszukanych miejscach i wyśmienitych daniach czułem,że tu znajdę kolejną duszyczkę,którą elegancko wyślę do piekła. Nim zamówiłem obiad moją uwagę przykuł młodzieniec opróżniający już 5 kufelek piwa w towarzystwie dwóch mężczyzn. Widać było,że tamci wyraźnie czegoś od niego oczekiwali jednak on bardziej skupił się na niewieście (jak mniemam lekkich obyczajów) stojącej w drugim kącie karczmy niż na wulgarnym i agresywnym słowotoku towarzyszy ze stolika. Przyglądałem się tej scenie do końca tj. do momentu kiedy młodzieniec dostał pięścią w twarz od większego mężczyzny,który oznajmił mu,że ''ma tydzień". Czarnowłosy chłopak poczekał aż oponenci wyjdą z karczmy po czym otrzepał się, otarł rękawem krew z twarzy i również opuścił lokal. Postanowiłem,że będę za nim podążał,bo sytuacja wydała mi się całkiem ciekawa. Okazało się,że zadłużony, jak nie trudno się domyślić, pijaczek mieszka w małym acz wcale nie tak skromnym domu ze swoją, jak udało mi się dosłyszeć, siostrą. Usiadłem na polanie znajdującej się nieopodal lokum rodzeństwa i nasłuchiwałem kłótni. Nie trwała ona długo a zakończyła się trzaśnięciem drzwi. Całkiem ładna, młoda blond dziewczyna zmierzała w stronę centrum miasta i była tak zła,że nawet nie zauważyła,że za nią podążam. Szedłem na tyle blisko,że mogłem czytać jej w myślach i dowiedziałem się,że ona i jej brat są sierotami. Ich rodzice zostawili im niemały spadek jednak brat zamiast pogrążyć się w żałobie, pogrążył się w pijaństwie, hazardzie i spędzaniu czasu z paniami podobnymi do tej z karczmy. Jak nie trudno się domyślić spadek zaczął szybko się topić a dziewczyna była za delikatna i nie umiała się uporać z agresywnym starszym bratem. Teraz jednak kiedy dziewczyna usłyszała jakich długów się dorobił Kalim miarka się przebrała i blondynka nie wytrzymała. Przyśpieszyła kroku więc i ja chciałem to zrobić,ale wtedy ona potknęła się przewróciła. To była moja szansa! Podszedłem do niej i pomogłem się pozbierać, zaoferowałem jej,że będę jej towarzyszył w drodze do miasta a ona się zgodziła. W mieście zapytałem ja gdzie znajduję się parę sklepów i podczas naszej pogawędki wspomniałem,że szukam miejsca na nocleg. Jak przypuszczałem po tak delikatnej i niewinnej osóbce zaoferowała mi,że mnie przenocuje w swoim domu. Z jej myśli wyczytałem,że obawia się,ze brat coś zrobi i będzie się za niego wstydzić jednak nie powiedziała nic na jego temat na głos. Zdziwiło mnie też to,że nie myślała o mnie jak o krętaczu,który chce ją oszukać lub wykorzystać. Jej czyste serce było kuszące, czułem palącą potrzebę podpisania z nią kontraktu. Taka dobroć nie może być nieskończona, wiedziałem,że tak czy siak ulegnie.
Kiedy zapadł wieczór wróciliśmy do jej domu. Kalima nie było a i bez czytania w myślach Azel wiedziałem,że znajduje się on w karczmie. Niewiasta udała się do kuchni by przyrządzić kolację a ja stwierdziłem,że koniec bycia miłym i czarującym. Ruszyłem za nią i spojrzałem jej prosto w oczy. Speszyła się a ja zapytałem co była by w stanie zrobić by jej brat wyszedł na ludzi i aby wrócił zmarnowany spadek. Odrzekła,że zrobiła by wszystko i właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałem. Czułem od samego początku,że jest zdesperowana i na skraju wytrzymałości psychicznej mimo,że ukrywała to pod pięknym uśmiechem. Napierałem więc na nią dalej, zapytałem czy byłaby w stanie oddać nawet własną duszę Diabłu, uśmiechnąłem się przy tym,ale wypowiedziałem to tonem,który świadczył o tym,że mówiłem poważnie. Przestraszona zamilkła, usiadła, w jej oczach pojawiły się łzy i odpowiedziała mi. To było najsłodsze ''tak'' jakie do tamtej pory słyszałem. Dzisiaj już nie pamiętam ilości tych wszystkich rozkosznych ''tak'' jednak dziś jestem inny,silniejszy, mądrzejszy, doświadczony. Doświadczenie jednak zdobywa się często w okrutny sposób. Wróćmy więc do tamtej pamiętnej nocy. Po dalszej rozmowie Azel podpisała kontrakt, ja sprawnie przekazałem jej pieniądze i powiedziałem,że bratem zajmę się jak tylko wróci. Wystarczyło wszakże aby znalazł się w pomieszczeniu,w którym podpisaliśmy kontrakt. Dziewczyna dalej siedziała na krześle przy stole,smutno patrząc w okno a ja siedziałem na przeciwko niej, sącząc herbatę i czekając na powrót jej brata. Kilka godzin później czarnowłosy młodzieniec przekroczył próg kuchni. Dalsze zdarzenia potoczyły się strasznie szybko. Chłopak spojrzał na worki z monetami stojące na i przy stole, na siostrę i na kontrakt. W jego oczach pojawiła się dzikość i rzucił się na mnie. Sprawnie unikałem jego ciosów i w końcu chwyciłem go za gardło i przycisnąłem do ściany. Jego siostra krzyczała,że mamy przestać,że to na nic. Chciałem sięgnąć po miecz więc puściłem jego gardło jedną ręką,ale przypomniałem sobie,że w końcu zyskałem wspaniałą duszę Azel więc zrezygnowałem z tego zamiaru. To był błąd. Chłopak wykorzystał chwilę mojej nieuwagi, uwolnił się od uścisku, wyciągnął z kieszeni sztylet i wydusił z siebie ''jesteś... bez serca... więc go nie potrzebujesz...!" po czym zamachnął się na mnie, jednak wciąż był oszołomiony i osłabiony więc zdołał tylko drasnąć mnie w pierś. Normalnie taka rana byłby dla mnie niczym i zasklepiły by się natychmiast jednak wtedy poczułem niesamowity,palący ból i padłem na posadzkę. Krew lała się nieustannie,moja biała koszula stała się w połowie szkarłatna. Rodzeństwo przeraziło się i ostatnie co pamiętam to dźwięk upadającego sztyletu i szloch Azel.
Obudziłem się w niewielkiej izbie, półnagi z opatrunkiem na piersi. Odchyliłem lekko opatrunek i zobaczyłem,że rana nie wygląda najgorzej. Postanowiłem więc,że wstanę, ubiorę się w odzienie leżące na krześle nieopodal mojego łóżka i opuszczę to miejsce. W tym momencie do pokoju weszła Azel i kazała mi leżeć,ale nie słuchałem jej. Ubierałem się a ona powiedziała,że przespałem jeden i pół dnia i,że strasznie się zdziwiła i zlękła,bo rana,którą zadał mi jej brat ledwo rozcięła moją skórę a mimo to doprowadziła mnie do takiego stanu. Po usłyszeniu tego zatrzymałem się i zapytałem skąd jej brat ma tą broń. Odpowiedziała ze wstydem,że wie, iż ukradł ją z kościoła z zamiarem sprzedania,ale po tym incydencie odebrała mu ją i oddała kościołowi. I wszystko było jasne, to był święcony sztylet. Kiedy to sobie uzmysłowiłem jeszcze prędzej zacząłem się ubierać i zmierzać ku wyjściu. Kiedy dotarłem do drzwi czekał na mnie przed nimi Kalim. Ze złością zapytał mnie gdzie się wybieram a kiedy odpowiedziałem,że nie jego interes i mam czego chciałem wściekł się jeszcze bardziej. Złapał mnie za ramie i zapytał czy wiem co narobiłem a kiedy ze spokojem odpowiedziałem,że ja nic nie zrobiłem, złożyłem tylko propozycję a to od Azel zależało czy ją przyjmie czy nie wszakże była świadoma skutków. No może nie wszystkich,ale to zaraz. Po tych słowach chłopak nie wiedział co ze sobą zrobić stał z mieszanką różnych emocji na twarzy,chciał mnie uderzyć,ale zrezygnował. Usłyszałem jak mamrocze coś w rodzaju: ''gdyby tylko podarła kontrakt przed moim przyjściem..." i na te słowa roześmiałem się tak niepohamowanie,że chłopak oprzytomniał i z powrotem ze złością zapytał co mnie bawi. A więc Azel nie powiedziała mu wszystkiego. Poinformowałem ją po podpisaniu dokumentu,że jeżeli przyjdzie jej do głowy zniszczyć go, natychmiastowo umrze w niewyobrażalnym cierpieniu aż jej ciało zamieni się w popiół a jej dusza stanie się pokarmem dla jakiegoś słabego demona a warunki kontraktu naturalnie nie zostaną spełnione. Podarcie go po spełnieniu warunków jest niemożliwe, ponieważ zaraz po tym gdy to nastąpi kontrakt się dematerializuje i pojawia w Piekle. Skończyłem się śmiać i odepchnąłem od siebie chłopaka by opuścić dom jak najszybciej. Kalim był idiotą jakich mało co potwierdzi to co później zrobił. Brunet ruszył biegiem za mną i kopnął mnie w plecy. Ani mnie to zabolało ani przewróciło jednak zdenerwowało niemiłosiernie,bo i tak jak da się zauważyć nie byłem w najlepszym nastroju. Wyciągnąłem miecz,szybkim ruchem podciąłem mu gardło i zapytałem czy nie widzi,że to co zaszło to jego wina,bo to on był złym bratem i doprowadził siostrę do podjęcia tak radykalnego kroku by go uratować. Chłopak wydał ostatni dech a ja dodałem,że może się nie martwić, bo jego dusza trafi do Piekła gdzie niebawem spotka duszyczkę swojej siostry. Czyściłem miecz z krwi kiedy podbiegła do mnie zapłakana Azel. Rozpaczała nad ciałem brata,którego odmienioną postawą nacieszyła się tylko półtora dnia co było i tak o ten jeden i pół dnia za długo. Nadal z wisielczym humorem oglądałem moją broń pod słońce czy aby jest czysta i lśniąca a dziewczyna pytała co miałem na myśli mówiąc,że niedługo jej dusza trafi do Piekła. Cóż miałem do stracenia, powiedziałem jej,że skoro podpisała ze mną kontrakt i jego warunki zostały spełnione powinienem ją po tym zabić aby zdobyć jej duszę. Nie stało się tak jednak,bo jej brat nam przeszkodził,ale skoro przeżyłem to znaczy,że ona tak czy siak niebawem umrze czy to na niespodziewany zawał serca czy to idąc do miasta i wpadając pod rozpędzoną karetę. W grę wchodziła również śmierć z mojej ręki,ale nie wspomniałem o tym. Jak się okazało nie musiałem. Blada i nadal płacząca dziewczyna podeszła do nie, oparła rękę na moim barku i poprosiła abym ją zabił. Moja praca min. polega na spełnianiu ludzkich pragnień,ale takiego życzenia nie słyszałem jeszcze nigdy. Blondynka mówiła dalej,że nie ma po co żyć, nawet jeżeli jej pobyt na tym świecie ma trwać jeszcze chwile to ona tego nie chce. Zapewne mówiła to kwiecistym językiem pełnym powagi i tym podobnych,ale nie słuchałem jej. Myślałem o tym,że znowu będę musiał czyścić miecz. Kiedy skończyła mówić i patrzyła na mnie pytającym wzrokiem, podniosłem miecz i uśmierciłem ją w ten sam sposób jak jej brata. Ponownie wyczyściłem miecz i już miałem iść kiedy zauważyłem piękną, czerwoną chryzantemę rosnącą nieopodal. Nie wiem co mną kierowało,ale zerwałem ja i włożyłem w rękę martwej kontrahentki.
Wyruszyłem w dalszą podróż,do kolejnej wioski, po kolejne ofiary. Jednak cały ten czas nie mogłem zrozumieć jednego. Jak można być tak dobrym. Jak można udzielić pomocy osobie,która sprawiła,że zrobiłeś coś złego,że stracisz coś cennego. Jak to możliwe,że była na tym świecie jeszcze osoba,która myślała bardziej o innych niż o sobie. Obrzydliwe. Wspomnienie tamtych chwil napawało mnie irytacją, to nie do pojęcia,że można się tak zachowywać. Jednak tamto zdarzenie pchnęło mnie do działania. Wiedziałem,że muszę stać się mocniejszy.
Krótko po tamtym zdarzeniu wróciłem do domu,do moich braci. Dużo trenowałem z moim mieczem,który notabene okazał się być wykuty lata temu dla króla z za morza. Nie mam pojęcia skąd tamten chojrak go miał i pewnie nigdy się nie dowiem. Pojawiałem się wśród ludzi jeszcze wiele razy, coraz to dokładniej planując przekręty, stając się sprawniejszy i silniejszy. Podczas jednego z pobytów zaopatrzyłem się w moją czarną zbroję,z którą to rozstaje się tylko podczas spoczynku,wykutą przez znakomitego rzemieślnika.Żyłem i żyję dla siebie, lubię być sam a raczej nie lubię jak inni wchodzą mi w paradę, może dlatego jestem samotną postacią nie mającą przyjaciół ani jako Łowca Dusz ani jawiąc się po postacią człowieka. Przynajmniej tak słyszałem od moich braci, to całkiem zabawne.
Jednak wspomnienie tamtych zdarzeń oraz pięknej Azel cały czas przypomina mi o jednym. Jak bardzo nienawidzę ludzi.
  • Najnowsze posty napisane przez: Wilwarin
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data
  • Re: Chata na skraju lasu
    Kompania podróżowała w milczeniu, każdy był zatopiony we własnych myślach i podziwianiu dobrobytu Lasu Driad. Wilwarin rozmyślał o tym, jak będzie wyglądało miasto, do którego zmierzają i przede wszystkim, co w…
    30 Odpowiedzi
    17043 Odsłony
    Ostatni post 8 lat temu Wyświetl najnowszy post
  • Re: Chata na skraju lasu
    Kiedy weszli do lokum Artha, Lunari ustała koło wejścia, a Wilwarin zaczął pomagać gospodarzowi zbierać wskazane przez niego rzeczy. Sam Łowca Dusz cały swój niewielki dobytek zawsze nosił przy sobie, więc mężc…
    30 Odpowiedzi
    17043 Odsłony
    Ostatni post 8 lat temu Wyświetl najnowszy post