***
Obudziła się w jakiejś celi... o ile dało się to tak nazwać. Naprawdę bolesny prawy sierpowy w ramach przebudzenia był niezwykle skuteczny. Dziewczyna splunęła jedynie krwią. Dopiero teraz mogła bliżej przyjrzeć się miejscu, do którego ją zawlekli. Jak nic podziemie jakiegoś zamku, a przynajmniej tak sądziła po ogólnej stylistyce. Ponure pomieszczenie oświetlane raptem kilka pochodni zapewniających stosunkowo niewielką widoczność. Ludzki kat zapewne nie zawsze dostrzegłby dokładnie to, jakich ran przysporzył ofierze. Czemu akurat to to skojarzenie? To proste, ilość wszelakich zabawek znajdujących się tutaj z pewnością zadowoliłaby nawet najwybredniejszego psychopatę, a to miejsce dumnie mogło nosić miano sali tortur. Niektórym zapewne więcej czasu zleciałoby na doborze sprzętu aniżeli właściwych torturach... Jednak te nigdy nie stanowiły najprzedniejszej rozrywki dla ofiary, a w tym wypadku jej... bo co do tego nie miała już żadnych wątpliwości.
- Chciałem zapewnić ci rozrywkę na najwyższym poziomie, sprawdzając skuteczność tych oto urządzeń. - Tutaj mężczyzna wskazał na wszechobecne zabawki znajdujące się w celi. Zrobił to ruchem ręki z gracją godną prawdziwego arystokraty. Następnie na jego twarzy zagościł iście złowrogi uśmieszek, od którego Arię aż ciarki przeszły po plecach. - Zobaczymy ile jesteś w stanie wytrzymać. - Dokończył, po czym wyszedł.
- Może na początek zaczniemy od tego, elfi pomiocie. - Zaśmiał się kat, taszcząc ze sobą nieco żelastwa i napawając się przerażeniem w oczach dziewczyny. Zapowiadała się bardzo długa i niezwykle bolesna noc...
Nie wiedziała, przez ile godzin była torturowana. Miała dwóch katów, zmieniających się wtedy, gdy obecnie znęcający się nad nią po prostu się zmęczył lub też "chciał wyjść na przerwę." Obaj musieli się naprawdę napracować, bo jak na dzieciaka, Aria była wyjątkowo odporna na ich zabiegi.
- Powinnaś się cieszyć, że nie możesz siebie zobaczyć, uwierz mi na słowo. - W pomieszczeniu rozległ się głos bliżej nieznanego jej mężczyzny, który najprawdopodobniej odpowiadał za to, by za pomocą swoich katów zadać jej jak najwięcej bólu. - Pocieszę cię jednak, wkrótce i tak zginiesz. Kwestia tygodnia. - Nie omieszkał również dodać do tego drobnego, irytującego chichotu.
Aktorsko chciał oddalić się w celu robienia... tego co miał w planie, lecz w pół drogi zawrócił się, a to dobrze dla Arii nie wróżyło.
- Swoją drogą, nieźle się trzymasz, jak na bachora.
W całym pomieszczeniu nie było akurat nikogo prócz znajdującej się na skraju wytrzymałości fizycznej i psychicznej dziewczyny. Nie marzyła już o niczym innym, jak śmierci. Bita i poniżana, bez szansy na jakąkolwiek obronę...Gdy ponownie usłyszała kroki, to spodziewała się dalszego katowania... O dziwo w jej celi, zamiast katów, pojawili się niespodziewani goście...
- To ona? - Mruknął mężczyzna, spoglądając na dziewczynkę z pogardą.
- Na to wygląda – Drugi z tajemniczych przybyszów jeszcze raz przeczytał wytyczne odnośnie swojego celu, po czym spojrzał na elfkę. - Nie wiem po jaką cholerę mu są potrzebne te zwłoki...
- Stul pysk, bo zaraz i ty takowymi się staniesz. Skoro On chce mieć nową zabawkę, to ją dostanie. A teraz rozkuj ją i zmywamy się stąd.
***
Aria siedziała na tronie Valkharra, pod swoimi nogami mając skutecznie unieruchomioną i "nieco" obitą pokusę, jego nałożnicę. Dziewczyna zniewagi płazem nie puszczała, więc miała zamiar jak najbardziej upokorzyć swojego przeciwnika. Co prawda miał nad nią oczywistą przewagę pod względem fizycznym, lecz ta miała plan jak zmusić go do popełnienia wystarczającej ilości błędów, a przez to zwyciężyć. Prowokować do oporu, w Piekle praktycznie zawsze się to sprawdzało.
- Coś długo ci ten powrót zajął – powiedziała, po czym roześmiała się, gdy tylko zobaczyła minę piekielnego. Jego rogata miłość tuż pod jej stopami... a no i kilkunastu gwardzistów zamczyska też by się znalazło... Ich krew doskonale komponowała się z podłożem i ścianami. Nie oszczędziła nikogo i niczego, nie licząc tej kurewki. - Nawet się nie przywitasz? - spytała ironicznie, przygniatając nogą krtań kobiety. Posłała mu jeszcze kilka, bardzo kąśliwych uwag... Diabeł w końcu nie wytrzymał i ruszył na elfkę z zamiarem rozszarpania jej na strzępy, a przynajmniej tak mógł sobie marzyć...
Piekielny padł na ziemię, ciężko ranny. W czasie walki całkowicie zatracił się w nienawiści, której nie był w stanie okiełznać, i takie był tego efekty. Miał znaczącą przewagę na Arią, lecz w swym szale popełnił zbyt wiele błędów, głównie przy parowaniu ciosów oraz unikach. Parę dobrze wymierzonych pchnięć i w końcu ta ogromna masa, aczkolwiek doskonale wyrzeźbiona i całkiem przystojna, upadła. Nie żeby się tego nie spodziewała... w końcu taki miała plan.
- Czego chce...? - Przeciwnik nie dał rady nawet do końca zadać swojego pytania. Najwidoczniej dostał naprawdę spore baty od ciemnowłosej. Splunął jeszcze krwią, ciężko dysząc.
- Twojej uwagi - odparła. Upokorzenie go w walce nie satysfakcjonowało elfki nawet w najmniejszym stopniu. Doskonale znała jego najsłabszy punkt, miłość, którą obdarzył pokusę. Chciała, by cierpiał jak najdłużej i najmocniej, a same tortury jego osoby to nic w porównaniu do tego, co zamierzała zrobić.
Podeszła do miejsca, w którym leżała piekielna, przy okazji napawając się jej strachem. W takich chwilach łatwo było o stwierdzenie tego, że nawet w Piekle istniała prawdziwa miłość. Dało się to poznać po jej spojrzeniu, którym obdarzała swojego partnera. Z pewnością bardziej obawiała się o jego życie niż własne. Pechowo dla tej parki, ich związek kończył się w tej chwili.
Przy pomocy magii sił zmusiła ją do przyklęknięcia, po czym zrobiła to samo tuż za nią, nieco bardziej z lewej strony, po czym pobawiła się nieco z pokusą. Ot co by nie zapomniała, że przemoc dotyczyła głównie diabła. A to, że wcześniej dostała po pysku... szczegóły. W końcu sięgnęła po jeden z noży, które miała przy sobie. Szybki ruch ostrza w okolicy tętnicy skutecznie zniweczył ewentualne nadzieje piekielnej na romans. I ta niemoc w oczach kochanka oraz bezsilne darcie się wniebogłosy wymieszane z groźbami... Dla takich chwil warto bawić się ofiarami... Szkoda jednak było zmarnować tyle krwi, więc Aria zabrała się za "skromną" degustację niczym rasowa wampirzyca. W gruncie rzeczy piekielna posoka smakowała całkiem nieźle... Koneserzy słodkiego posmaku zrozumieją.
- A co do ciebie... - mruknęła, odrywając się na chwilę od posiłku. - Było uważać na to, co się mówi - powiedziała po czym pogroziła mu palcem i zaczęła dusić. Jak? To proste, magią zaczęła uciskać szyję diabła, nawet skuteczniej niźli mogła to zrobić własnymi rękoma, a ogólny stan nie pozwalał mu na jakąkolwiek interwencję. Ostatnim jego widokiem była egzekutorka spijająca krew nałożnicy...
***
- A więc to ty jesteś tą nową, półelfią zabaweczką, o której wszyscy mówią? - Rzuciła w jej kierunku tajemnicza osoba, odziana w naprawdę przyjemny dla oka pancerz i mająca na twarzy bogato zdobioną, złotawą maskę. W zasadzie oprócz tego, że była kobietą o podobnych do niej samej upodobaniach do walki, stwierdzić więcej nie mogła. A, i jeszcze na dodatek pokusa... Bojowa pokusa!?! Rzadki widok... Przecież one nawet zbroi nie nosiły! Broni też nie za wiele, ot jakiś mały sztylecik... To mogło być ciekawe.
- Twój chłoptaś wie, że zabrałaś mu jego mieczyk? - Aria nie mogła powstrzymać się od drobnej, kąśliwej uwagi odnośnie jej broni, swoją drogą całkiem interesująco wyglądającej. Biorąc pod uwagę piekielne standardy, musiało to być czymś więcej niż tylko kawałkiem ozdobionego żelaza.
- Zaraz się przekonamy - odparła nieznajoma, sięgając po wcześniej wspomniany miecz. Niewyciągnięty wydawał się mniejszy...
Chwilę później obie toczył pojedynek wcale nie mniej brutalny niż te pomiędzy diabłami. Z pewnością niektórych znacząco pod tym względem przyćmiewały...
Pokusa dosłownie grzmotnęła elfką ob skałę, po czym złapała za nadgarstek i z całej siły uderzyła ją w brzuch. Ten zabieg sprawił, że upuściła ona broń i była tymczasowo niezdolna do walki. Musiała przyznać, przegrywała, i to mocno... w dodatku z... sukkubem... O ironio losu, diabła potrafiła powalić, a nie dawała sobie rady z niewiastą... Nieznajoma na tym nie skończyła, chwyciła Arię za głowę i uderzyła nią o swoje kolano, oszałamiając dziewczynę. Pchnęła ją na ziemię, po czym związała jej ręce tak, że swoimi dłońmi dotykała pleców. W skrócie, pozbawiła przeciwniczkę mobilności. Na tym pojedynek mógłby się skończyć... No ale właśnie... Piekło rządziło się swoimi prawami...
- Całkiem nieźle, mała - powiedziała z wyraźną nutą dominacji w głosie, po czym zdjęła maskę i przewróciła kobietę tak, by ta mogła ją widzieć w całej okazałości. - Jeszcze kilka lat i może byłabyś dla mnie godną przeciwniczką - dodała po chwili z szelmowskim uśmieszkiem.
Wzięła ją za fraki, po czym podniosła i ponownie cisnęła o tę samą skałę, tylko tym razem nieco łagodniej, chyba z obawy by nie połamać jej rąk.
- Jako, że przegrałaś, musisz mi teraz jakoś wynagrodzić fakt, że cię nie zabiję - rzuciła, po czym przygniotła ją nieco swoją skromną osóbką. Prawą ręką pociągnęła ją za włosy, od strony pleców, tak by elfka patrzyła prosto w jej oblicze. - Bądź grzeczna, to w nagrodę dostaniesz cukierka. - Dodała z przesłodkim chichotem... To był wyjątkowo długi dzień...
***
Aria wracała z polowania, mając na wozie całkiem sporą ilość upolowanej zwierzyny, głównie dziki i zające. Pracowała w tej chwili dla głównego kucharza jednego z lokalnych książąt podlegających Elisii. Żaden pieniądz nie śmierdział... ale jeśli ktoś myślał, że tyko na tym polegało jej zadanie, to się grubo mylił. Tak naprawdę wszystko to było przykrywką do kolejnego zlecenia zabójstwa niejakiej księżniczki Rivien.
- Powód: jakiś był, nie jej interes.
- Czas na realizację zadania: taki sam jak cała uroczystość turniejowa.
- Specjalne życzenia: nieszczęśliwy wypadek; czynnik losowy; brak winnych.
Kobieta zrobiła już wcześniej drobny wywiad ze świtą owej księżniczki, oczywiście bez wzbudzania podejrzeń, w pełni profesjonalnie. Była na tyle zorientowana w sytuacji, iż wiedziała, że rudowłosa weźmie udział w turnieju. Odrobinę się dziwiła temu, że wysoko urodzona dama z dobrego dworu parała się rycerskim rzemiosłem. Gdyby pominąć jej bezuczuciowość, to szkoda było ją zabijać... Naprawdę... W porównaniu do większości arystokratów, ta nie była w sobie tak zadufana. Skąd i to wiedziała? Ano miała okazję zamienić z nią kilka słów odnośnie polowania. Interesujące się zajęciem "prostych" ludzi żyjątko. Aria zakładała jakiś rewanż zleceniodawcy na jej rodzinie poprzez zabójstwo jedynej spadkobierczyni, bo szczerze wątpiła, że ta kobieta byłaby zdolna do jakiegoś okrucieństwa. Ot taka drobna dywagacja. Jednak elfka była zabójczynią, podpisała kontrakt, więc teraz musiała dotrzymać jego warunków. Taka praca, nic osobistego.
Odpowiednią okazję do zabójstwa wyczuła wtedy, gdy księżniczka przystępowała do pojedynku z rycerzem, którego imienia nawet nie pamiętała. Jakiś "młody" w tej branży z drobnym majątkiem, raptem dwie wioski. Zapewne wyróżnił się w jednej z bitew lub też padł "ofiarą" pasowania przed takową w celu podwyższenia morale, a że senior miał dobry nastrój i nadmiar ziem, to skąpiradłem nie był. Jeden z możliwych scenariuszy, bo aż tak dokładnie tej grupy społecznej nie znała. "Klasyczni" rycerze aż tak powszechni nie byli... Może nawet smoków więcej było niż tychże wojaków?
Za którąś z rzędu szarżą postanowiła działać. Dzięki magii, delikatnie podbiła kopię, gdy ta i tak ześlizgnęła się z tarczy w kierunku naramiennika, skąd odbiła się i ugodziła Rivien w szyję. Zgodnie z założeniem, całość wyglądała jak nieszczęśliwy wypadek. Ofiara spadłą z konia, wykrwawiając się bardzo szybko. Ugodzona tętnica szyjna praktycznie zawsze prowadziła do zgonu, a już na pewno przy zwłoce trwającej aż tak "długo." Jakakolwiek pomoc medyczna nadeszła zadziwiająco późno.
Jeszcze tylko odebrać wypłatę, zgodnie z umową, i kolejne zabójstwo doliczone na konto skrytobójczyni...
***
- Udacie się do Medinboru, gdzie w okolicach ruin starego kościoła powinien stacjonować oddział najemników "Zagłada." Miejsce to widać z kilku kilometrów, nie sposób go przegapić, a nawet jeśli, to miejscowi będą wiedzieć, jak tam dotrzeć. - Kolejna robota, tym razem polegająca na bardziej otwartej walce i masowym mordzie, czyli to co lubiła najbardziej... A raczej lubili. Na czas tego zlecenia dogadała się z drugim zainteresowanym, Carniveanem. Zdawał się wiedzieć, którym końcem trzymać miecz, więc od biedy mogła wykorzystać go jako żywą tarczę bądź też dywersanta, zawsze to coś. Aria nie miała ochotę na przeciągającą się zabawę w podchody z wojowniczą bandą, więc drobna korekta w dysproporcji była mile widziana.
- Skąd ten przydomek? - spytała, gdyż takowe znikąd się nie brały.
- W całej Demarze nie ma grupy o tak spaczonej reputacji, a sam fakt, że oddychają tym samym powietrzem co ja, ubliża mej godności. Nie obchodzi mnie jak, mają zniknąć z tego świata. I jeszcze jedno, miecz przywódcy, takiego kolosa w rogatym hełmie, przynieście mi go, a dorzucę coś ekstra. No, a teraz zmykajcie, zajęty jestem. - Dobra... Tego to nawet elfka nie wiedziała, jak skomentować... Cóż, różni klienci się trafiali...
Mieszanica usilnie starała się policzyć dodatkowe monety, które stanowiły łup po tej pseudo "Zagładzie." Niestety, lecz wyzwania dla dwójki łowców głów nie stanowili. Sam przebieg walki nie należał do ciekawych ani wartych opowieści, ot drobna dywersja jej współpracownika i niespodziewany atak od pleców wykonany przez Arię i jej kochaną magię zła. Dziesięciu zabitych w pierwszych sekundach samego starcia, reszta to tylko formalność, bardzo krwawa swoją drogą. Zginęli wszyscy, z jednym wyjątkiem...
- Możesz w końcu skończyć!? Czwarty raz się gubię! - Rzuciła w kierunku upadłego, który zajmował się jedyną kobietę z oddziału, który rozbili. Swoją drogą, całkiem urodziwą sztukę mieli w swoich szeregach.
- Gdybyś mi pomogła, skończyłbym szybciej! - Odkrzyknął ironicznie.
- To chociaż łaskawie ją zaknebluj, albo pożegnasz się z dodatkową premią. - Osobiście wcale nie przeszkadzało mu to, co właśnie robił. Ot zabawianie się ze zdobyczą, bardzo powszechne na wojnach. Kobieta parająca się wojaczką powinna liczyć się z konsekwencjami tego typu... Smutne ale prawdziwe. Nawet Arii przytrafiła się taka sytuacja.. z pokusą, ale jednak! Chociaż akurat tego źle nie wspominała.
Odpowiedzi już nie usłyszała, ale zrobiło się znacznie ciszej. Wreszcie mogła we względnym spokoju policzyć rueny.
- Już? - Spytała, gdy tylko skończyła swoje wcześniejsze zajęcie. Mniej więcej po trzy tysiące na główkę w ramach premii uznaniowej za przepiękną rzeź. A do tego jeszcze czekało na nich standardowe wynagrodzenie i kolejna premia za miecz przywódcy.
- Ależ oczywiście, szefowo. - Odparł ironicznie mężczyzna, przebijając swą ofiarę mieczem na wylot w okolicy klatki piersiowej.
- W takim razie nic tu po nas - powiedziała, po czym oboje ruszyli w kierunku miejsca, gdzie miał czekać na nich zleceniodawca. - I przestań gapić się na mój tyłek.
***
Aria oparła się o ścianę, po czym opadła na podłogę ciężko dysząc. Już dawno nie była tak zmęczona po walce, chociaż tę z pewnością mogła zaliczyć do tych specjalniejszych, ale od początku. Ta robótka polegała na wkroczeniu na teren ruin jakiejś starej cytadeli, odnalezieniu w jej ciągnących się chyba w nieskończoność lochach krwisto czerwonego kamyczka, zapewne mogącego zostać wykorzystanym w jakiejś broni, zważywszy na to, iż zleceniodawcą był diabeł. Ci zazwyczaj potrzebowali magicznych błyskotek tylko w jednym celu, siania zła bardziej efektywnie niźli dotychczas, a przynajmniej tak spędzali wolny czas. W Piekle sporo przebywała, więc co nieco odnośnie tamtejszej kultury wiedziała. Nawet więcej, sama czasami zachowywała się niczym rodowita diablica. Zainteresowani zebrali się w jedną, dziesięcioosobową grupę i ruszyli do opisanego wcześniej miejsca. Dlaczego razem? Nieumarli... dużo nieumarłych... baaardzo dużo nieumarłych...
- Mogło być gorzej... - mruknęła pod nosem, przyglądając się pobojowisku. Wszędzie walały się pogruchotane kości oraz kawałki zgniłego mięsa, definitywnie odesłane na tamten świat. Niestety, ale osiem osób z ich ekipy poległo. Została tylko ona i topazooki, bodajże Samiel. Po takiej walce o przetrwanie ciężko jej było zebrać myśli. Z resztą i on wyglądał na dosyć wyczerpanego.
- Marudzisz - odparł po chwili lakonicznie, podając jej rękę z zamiarem pomocy w staniu.
- Trupy zdawały się strzec wejścia do tamtego pomieszczenia - tu dziewczyna skinęła na znajdujące się na końcu sali drzwi. - Uaktywnili się dopiero, gdy znaleźliśmy się blisko niego - dokończyła swoją trafną uwagę. Ktoś ich musiał w jakiś sposób zaczarować, by ci strzegli jego skarbu. Sądząc jednak po ogólnym stanie wszystkiego, właściciel należał już do historii.
- Więc lepiej się pospieszmy nim przyjdą kolejne - powiedział, po czym pociągnął ją do siebie, gdy mieszanica złapała za jego dłoń. Aria aż się z nim zderzyła, dopiero po chwili łapiąc równowagę.
- Coś tu nie gra... - wyszeptała, gdy oboje znaleźli się w pomieszczeniu skrywającym tajemniczy artefakt. Aria spodziewała się kolejnych nieumarłych, jakiś pułapek lub czegoś w tym rodzaju. Tymczasem nic takiego się tutaj nie znajdowało, ot pierwsze "przyjacielskie" miejsce w całym podziemiu.
- Też mi się to nie podoba - odparł.
"Jest ryzyko, jest zabawa" - pomyślała, po czym wzięła do ręki czerwony kamyczek... i wtedy stało się jasne, iż coś naprawdę było na rzeczy. Całe pomieszczenie...Ba! Lochy! Wszystko to zaczęło się walić. Jako osoby jako tako rozsądne, rzucili się do ucieczki z tej wielkiej pułapki. Biegli, wyciskając z siebie resztki sił, nierzadko obijając się o ściany, gdy droga dość mocno zakręcała. Kogo to jednak obchodziło, gdy stawką były ich życia? Kilka minut szaleńczej gonitwy i... Udało się! Elfka naprawdę ucieszyła się na widok słońca, nawet jeśli to nadal były tylko zapomniane przez bogów, ponure ruiny cytadeli. Teraz to dopiero dyszała z wysiłku...
- Dobra robota... Co ja chrzanię, znakomita! - Ich zleceniodawca naprawdę był zachwycony tak szybką dostawą swojego upragnionego kamyczka. - Ha! Teraz zobaczymy Kal'Darisie, kto tu rządzi! - Diabeł nie był w stanie ukryć swoich emocji. Kobieta mogła się założyć, że gdyby miał kogoś na wyciągnięciu ręki, to ta osoba zostałaby z pewnością wycałowana, nawet najbardziej znienawidzony niebianin.
- Ale nie będę was dłużej zatrzymywał, swoje zrobiliście. - Powiedział, po czym położył na stole naprawdę solidne woreczki wypełnione ruenami. Jeszcze kilka monet więcej i szwy z pewnością by puściły. - Przy okazji, korzystajcie do woli z dobrodziejstw "Zaświatów", cała noc na mój koszt. Dajcie to barmanowi, on już się wami zajmie. - Dodał, po czym wyjął dość dziwny, kanciasty krążek i "pstryknął" go w kierunku Samiela.
- A teraz już idźcie, mam dużo pracy.
Aria z największą przyjemnością skorzystała z gorącej kąpieli, była w końcu cała w pyle i innych "atrakcjach" cytadeli. Cholercia, gdyby tylko wcześniej wiedziała o tym przybytku... Istny raj na ziemi! A do tego klimat... muzyka... Wszystko! Coś czuła, że będzie tutaj wpadać znacznie częściej. Owszem, było to miejsce, gdzie nikt nawet nie krył się ze swoimi mniejszymi lub większymi, ciemnymi interesami, ale odpowiedni ludzie dbali o to, by straż miejska ani inni odpowiedzialni za ład i porządek w mieście nawet się do przybytku nie zbliżali. Mimo to, panował tu "spokój". Naprawdę nierozsądnym byłoby wszcząć bójkę lub wojnę gangów. Ochrony nie brakowało, i to nie byle jakiej... A z resztą, kto by się przejmował jakimś mordobiciem, skoro wokół tyle okazji do zabawy?
- Całkiem nieźle się ruszasz, jak na takiego posępnego smutasa. - Rzuciła w kierunku Samiela, tańcząc w najlepsze. Przy okazji uraczyła się wcześniej paroma napitkami, jednak z umiarem. Nie miała zamiaru się schlać, tylko wprawić w bardziej radośniejszy nastrój, choć ten i tak był nienaganny.
- Jeśli chcesz, to pokażę ci parę ciekawszych ruchów... w jakimś spokojniejszym miejscu - odparł, kładąc ręce na talii kobiety, po czym przyciągnął nieco bliżej siebie.
- Prowadź - powiedziała, uprzednio delikatnie przegryzając dolną wargę. No co? Od odrobiny przyjemności jeszcze nikt nie umarł... Gdy tylko najemnik zamknął drzwi do ich pokoju, elfka od razu przycisnęła go do ściany, agresywnie całując.
- No to pokaż, na co cię stać...
***
Kobieta z diabolicznym wręcz uśmiechem na ustach przyglądała się, jak jej rozmówca miotał się po podłodze niczym wyciągnięta z wody ryba. Dobył nawet broni z zamiarem zabicia jej, ale szybko stracił siły. Swoją droga, piękna kosa... O co poszło tym razem? To proste, taka była kara za to, że wcinał się w cudze interesy. Chciał być bogaty? Będzie martwy. Oczywiście ona nic mu nie zrobiła, przecież cały czas grzecznie siedziała na krzesełku... Nie odpowiadała jednak za to, czego konkretnie napił się diabeł. Wino z kilkoma kropelkami trucizny, jakże urocze.
- Już już, bo mi się jeszcze rozkleisz... - poklepała go po ramieniu z udawaną opiekuńczością. - Obiecuję, że zaopiekuję się twoją bronią, jest taka śliczna. - Aż położyła rękę na sercu, gdy to wymawiała, naprawdę!
"Ciężkie to dziadostwo." - pomyślała, gdy tylko chwyciła za ten cud krwiożerczej techniki. O tym, co dało się z nią wyczyniać, dopytywać się nie musiała. Oręż spod ręki Viliusa zawsze cieszył się zasłużoną, morderczą sławą... A tak na poważnie, to właśnie na jego zlecenie działała. Poszło o solidną partię materiałów z Saelkhameid... skądś tam, kraina demonów czy coś w tym rodzaju... Kowal obiecał jej sporą sumkę za głowę kontrahenta, więc za odrobinę mniejsze wynagrodzenie powinien dać jej jakąś instrukcję do kosy, która właśnie zmieniła właściciela...
Powróciwszy do swojego domu w Fargoth, zgodnie z wytycznymi, rozpoczęła przygotowania do okiełznania swojej nowej zdobyczy. Przejechała dość mocno nożem po dłoni, a następnie krwią naznaczyła ostrze Egzekutora, bo tak nazwała kosę. Wpoiła też w nią dość sporo energii magicznej. Wszystko to było wymagane do tego, by mogła wykorzystać ją w stu procentach. Przy okazji udało jej się donieść tutaj bez wzbudzania podejrzeń, gdyż to cudeńko potrafiło zamienić się w sztylet... Aż strach pomyśleć, ile musiała kosztować!
***