Krzaki poruszyły się nieznacznie, powodując ciekawość u strażnika. Kiedy jednak podszedł bliżej z kępy wystrzeliło ostrze, wciągając bezwładne ciało do środka. Dokładnie w tej samej dwie strzały przeszyły niebo, przebijając gardła wartowników na wierzyczkach. Kiedy nikt już nie obserwował wejścia, dwa cienie wkroczyły na malutki dziedziniec dworku, umiejscowionego po środku lasu. Było grubo po północy, więc wszyscy mieszkańcy spali. Cienie z łatwością zabiły pozostałych strażników, oczyszczając tym samym drogę swoim kompanom. Wdarli się do głownego budynku i po kolei mordowali śpiących domowników. W końcu dotarli do sypialni właściceli. Ród Dhimasho od trzech pokoleń rezydował w tym dworze i nigdy nie mieli wrogów. A przynajmniej nie tak zorganizowanych i potężnych jak Szkarłatne Duchy. Byli to wolni strzelcy działający samowolnie bądź na zlecenie. Czy rodzina Deganaana była kolejnym zleceniem, czy zwykłą zachcianką któregoś z Duchów? Nie wiadomo.
Jakies szmery obudziły młodego Deganaana. Chłopak miał wówczas 18 lat i w życiu nie uczestniczył w prawdziwej walce. Mimo to, obok łóżka zawsze trzymał swoje cenne sejmitary, prezent od ojca. Pochwycił je w dłonie i po cichu wyszedł z pokoju. Kątem oka dostrzegł jakieś cienie. Zaraz po tym usłyszał rozmowę dwóch mężczyzn.
- Wszyscy?
- Poza chłopakiem. Jego sypialnia jest na końcu korytarza.
- Zrozumiałem.
Po czym jeden cień zawrócił w stronę sypialni jego rodziców, a drugi ruszył prosto na niego. Deganaan schował się za rogiem i czekał. Kiedy tylko zobaczył przeciwnika machnął sejmitarem, wkładając w to całą swoją siłę. Głowa Ducha potoczyła się po podłodze, zostawiając za sobą krwawy ślad. Chłopak przeskoczył na ciałem i pobiegł do rodziców. Niestety była za późno. Patrzył własnie jak cienkie ostrze Szkarłatnego Ducha przebija pierś jego ojca, nastepnie rozrywa jego ciało aż do szyi. Matka juz leżała martwa, podobnie poszarpana. Niewiele mysląc rzucił się na mordercę, tnąc na ślepo. Wydyawał przy tym dźwięki niczym stado wściekłych wilków. Pokój wypełnił się krwią Ducha i Deganaana. Kiedy chłopak w końcu ochłonął miał pod stopami trzy trupy. Spojżał na rodziców, a potem na martwego Ducha. Zamachnął się i odrąbał mu głowę. Następnie klęknął nad trupami rodzicieli. Po policzkach spływały mu łzy. Był zły na siebie. Nie zdążył. Mógł ich uratować, ale nie zdążył.
- Pomszczę was. Zabiję każdego, kto choćby trochę był zamieszany w to, co tu się stało. Zamorduję każdego Ducha jakiego spotkam. Pomszczę was...
Nagle usłyszał brzęk szkła. Coś wybiło okna. W sekundę, cały korytarz wypełnił sie dymem, a następnie ogniem. Duchy chciały spalić budynek i wszystkie dowody w nim się znajdujące. Deganaan, zasłaniając twarz ręką wybiegł na korytarz i wyskoczył przez najbliższe okno. Szczęśliwie był bardzo wygimnastykowaną osobą i miękko wylądował na nogach. Schował się w krzakach i patrzył jak płonie wszystko co miał. Dom, majątek, przeszłośc i szansa na przysłość.
Nad lasem wsatawało słońce. Zgliszcza dworku Dhimasho jeszcze sie tliły, ale ogień już dawno zgasł. Duchy, zaraz po akcji, się ulotniły. Deganaan wyszedł z ukrycia i zbliżył sie do ruin. Zdawało się, że wszystko pochłonął ogień, a jednak spod zawalonych i na wpół spalonych belek widać było niewielką skrzynię obitą żelazem.. To była osobista skrytka Pana Dhimasho. Chłopak dostał się do niej, rozbijając kłódkę rękojeścią sejmitara. W środku znalazł odświętny strój ojca, trochę Ruenów i pas z głową tygrysa. Ostatnia pamiątka po dawnym życiu. Niedaleko skrzyni spoczywały spalone zwłoki ojca, matki i Ducha. Co ciekawe, jego zbroja była prawie nietknięta, to jest stalowe elementy. Deganaan odkopał truchło i zdarł z niego pancerz. Następnie wydobył ciała rodziny i pochował je na małym cmentarzu za domem. Po ceremoni opuścił zgliszcza niegdyś domem zwane i w nowej zbroi rozpoczął polowanie. Polowanie na Duchy.