Urodzona w Danae jako córka siostry Aladriel, królowej tego wspaniałego miasta nie musiała nigdy narzekać na brak wygód w życiu. Ojciec dziewczyny to pewien Pustynny Elf - przelotny romans z życia jej matki zakończony poczęciem Kyane był czarną kartą w historii życia tej zacnej kobiety, którego nie żałowała. Kochała córkę całym sercem i pragnęła być jej zarówno matką jak i ojcem. Odkąd dziewczyna była mała, uwielbiała ruch, choć to chyba cecha każdego elfa. Mimo obowiązku nauki dworskiej etykiety ciągle ciągnęło ją do Szepczącego Lasu. Najszybciej ze swoich rówieśników opanowała strzelanie z łuku, wspinaczkę czy pojedynkowanie się. Kochała czuć tę adrenalinę, która buzowała jej we krwi gdy szło jej z kimś skrzyżować klingi. Matka od zawsze wiele od niej wymagała tym bardziej, że jej jedyna córka okazała się być magiczną porażką. Kyane, o czym sama najlepiej wiedziała, nie miała mocy, więc i o rzucaniu zaklęć mowy być nie mogło. Było to dla niej naprawdę strofujące, wszyscy wokoło mieli większy lub mniejszy potencjał a ona nie. Okropność. No ale nic. Albo można się załamać, albo żyć długim życiem dalej. Wybór nie był trudny. Nie mniej jako dziewczyna z bardzo cenionej rodziny niezwykle blisko spokrewniona z królową zmuszona była do nauki etykiety już od najmłodszych lat - to się je tym widelcem, a takiej sukienki nie wolno zakładać na wiosenną herbatę, a jedynie jesienne obiady. Były to lekcje nudne, nużące, jednak niestety konieczne. Blondynka wiedziała, że nie może nawet próbować się opierać, gdyż mogłoby zostać to bardzo źle odebrane, przez co nie zostało jej nic innego niż ugryźć się w język odłożyć łuk nieco na bok i się uczyć jak być grzeczną i kulturalną dziewczynką. Tylko jeden dzień, jeden jedyny raz postanowiła wyrwać się sam na sam ze swoim przyjacielem Krelondinem, z którym znała się tak naprawdę od zawsze. Dorastali, bawili się i ćwiczyli razem. Były to jego siedemdziesiąte urodziny, więc grzechem byłoby ich nie uczcić. Wybrali się do lasu, który zdawać by się mogło znali jak własną kieszeń, jednak jeden zły zakręt sprawił, że zaczęli błądzić coraz bardziej i bardziej, a zapadająca noc nie sprzyjała dobremu poszukiwaniu drogi. Normalnie skorzystaliby z gwiazd, ale tym razem niebo okryły gęste chmury, przez które wszystko wydawało się być jeszcze bardziej ponure i mroczne.
Dzieciaczki postanowiły założyć obóz i wyruszyć tuż po świcie, jednak niedane im było cieszyć się urokami wspólnej nocy, bo zostali napadnięci. Grupa zbójników na tyle dobrze wyszkolonych, by młodzi nie mieli szans. Szybki ruch ostrza i dziewczyna poczuła rozdzierający ból w okolicach prawego oka. Padła na kolana, a młodzieniec jeszcze walczył, choć i on nie mógł długo mierzyć się z przeciwnikami. Dźwięki walki ucichły pod naporem głośnego ryknięcia, a między walczących wskoczyła wielka biała masa obnażająca groźnie swe wielkie zębiska. Kyane płakała, zasłaniając dłonią krwawiącą ranę. Nigdy w życiu nie czuła takiego bólu. Setka myśli pędziła jej po głowie. Wielki ból, strach o teraźniejszość, strach o przyszłość. Widząc sztywne ciało swojego najlepszego przyjaciela, zaczęła wątpić w to czy uda jej się wyjść z tego cało. Dopiero gdy po kilku chwilach odważyła się, by podnieść wzrok, dostrzegła, że wszyscy napastnicy leżeli martwi, a biały kot z pazurami i szczękami ubrudzonymi we krwi, zbliżał się do niej powoli.
- Zostaw mnie - załkała przerażona - błagam zostaw - lew nie ustąpił.
- Nie bój się dziecko - szepnął ciepłym, dobrym głosem młodzieńca - nie zrobię ci krzywdy - położył się tuż przed nią tak, że mogli spojrzeć sobie w oczy.
Nie wydawał się mieć złych intencji, więc i szaleńczo pędzące serce elfickiej nastolatki zaczęło powoli zwalniać. Coraz mocniej przyciskała palce do bolącego miejsca. Straciła je. Straciła.
- Śpij dziecko - szepnął, a jego gorący oddech delikatnie przeszył jej gładką skórę, aż do wnętrza duszy - śpij i daj ukoić swój ból - dodał, a wszystko powoli zaczęła ogarniać ciemność. Blondynka wiedziała, że już nawet mimo ciągłej walki nie uda jej się opanować ten okropnej senności zalewającej jej drobne ciałko.
Dziewczyna obudziła się dopiero dwa dni później, już na terenie swojego królestwa. Powoli zaczęła się podnosić, gdy pierwsze promienie zimowego poranka wdarły się do jej pokoju, rozbudzając ją z głębokiego snu. Elfka przeciągnęła się leniwie i gdy tylko do jej umysłu dotarły wydarzenia z tamtej nocy, przeszył ją lęk. Odruchowo dotknęła prawego oka, a jej dłonie napotkały skrupulatnie zawiązany bandaż.
- Witaj - odezwał się znajomy głos. Przeniosła spojrzenie w stronę, z której dochodził i dostrzegła białego lwa z trudem mieszczącego się w jej i tak ogromnej sypialni. Był jednak jakiś inny. Na jego głowie pojawiła się blizna, której wcześniej nie było.
- Czy coś Ci się stało? - zapytała, zmartwiona zrywając się z łóżka i podbiegając do niego. Czuła się dużo bardziej rześka niż zwykle
- Nic... - zdawał się robić wrażenie, jakby wzruszał ramionami. Dziewczyna patrzyła na niego przez moment i wtedy do niej dotarło.
- Nie mogłeś...
- Tak
- Ale czemu? - zapytała, czując, jak ogarnia ją niemoc. Powoli zaczęła opadać i tylko jego silna kufa zdołała utrzymać ją przed upadkiem. Nie odpowiedział, a w pokoju zapadła cisza. To był początek ich wspólnej przyszłości, gdzie oboje stali się dla siebie całym światem. Przez kolejne kilkanaście lat rośli i dorastali, ćwicząc i rozwijając się wspólnie, dbając o to, by dziewczyna już nigdy nie była tak słaba, jak tamtego dnia... W wieku lat stu dwudziestu pięciu jej serce powoli zaczęło dorastać, a umysł poważnieć... takiego przynajmniej zdania była matka dziewczyny gdy jej szalona córka przestała wyruszać na wyprawy i wycieczki do lasu, a wolała spędzać czas na dworze i oddawać się godnym uwagi, pięknym rzeczom.
Generalnie to nie czas zmienił dziewczynę, lecz o wiele bardziej prozaiczny powód - chłopak. Kyane zaczęła mocno interesować się jednym elfem - synem kuzynki ciotki wuja swojej matki - trochę poplątane, lecz sens zachowany - blondynka zakochała się bez pamięci w Peneolinie, a było w kim. Wysoki o kruczoczarnych włosach i głębokim jasnobłękitnym spojrzeniu. Był kulturalny, dobrze wychowany, uczciwy i dobry. Miał czyste i szlachetne serce, przez co rozpalił w dziewczynie wszystkie zmysły. Przy nim elfka chciała być ustatkowaną damą, jednak po dwudziestu latach wspólnego życia z poukładanym dżentelmenem w sercu niewiasty zaczęła rozpalać się drobna iskierka tęsknoty za przygodami. Kyane jak nikogo pokochała Peneolina, ale był on dla niej zbyt... poważny, nie czuł takiego jak ona zewu wolności, potrzeby odrobiny szaleństwa. Nie zwykł skakać po drzewach, oddawać się urokom leśnej puszczy i zatracać w jej urokach - może i trochę przesadziłam, gdyż jako elf oczywistym jest, że żyje i nade wszystko ceni sobie przyrodę i piękno, ale nie była dla niego tak istotna jak dla niej.
- To jeszcze nie czas - szepnął jej cicho do ucha, po czym przytulił się do jej pleców. Napawał się zapachem jej skóry, jej miękkością i nią całą.
- Hm...? - mruknęła, gdy tylko jego ciepły oddech zaczął ją delikatnie łaskotać. Położyła dłonie na jego i pozwoliła, by ta magiczna chwila trwała. By mogli stać razem, zakochani i wpatrzeni w piękny, malowniczy pejzaż lasu, który rozpościerał się przed ich balkonem
- Jeszcze nie pora.
- Na co? - nie była zbyt przejęta tym, że jego głos zdawał się być poważniejszy niż zwykle.
- Nie możemy być jeszcze razem - z trudem walczył, by nie zaciąć się podczas tej wypowiedzi. Dziewczyna niczym strzelona piorunem obróciła się ku niemu twarzą
- Dlaczego? Czyżbyś mnie nie ko...
- Kocham - przerwał jej stanowczo - wątpisz w to, po tych wszystkich latach? - pokręciła jedynie delikatnie głową. Nie mogła pozwolić sobie na nic więcej, poczuła aż ukłucie w sercu od własnych czarnych myśli
- Więc czemu? - w jej dwukolorowych oczach malował się wielki niepokój. Wszak co mogłoby przerwać ich sielankę? Przecież nawet Eldin z ciężkim sercem zaakceptował wybranka serca swej podopiecznej, choć trwało to długie lata nim przemógł się na takie poświęcenie. Brunet uśmiechnął się lekko i położy swoją dłoń delikatnie na piersi ukochanej.
- Nie jest jeszcze gotowe by przyjąć mnie na stałe... sama jak nikt wiesz, że woła ono o przygody i o to czego będę Cię zmuszony pozbawić. Uciął na chwilę, a jego rysy stały się nieco łagodniejsze, zupełnie jakby starał się ukoić płacz rozżalonego dziecka lub okiełznać zdziczałe zwierze, choć w sumie to drugie porównanie wcale pewnie aż tak mylne nie jest.
- Pogodziłam się z tym! - starała się walczyć o to, co była dla niej tak cenne.
- Ale ja nie - cofnął się od niej- nie wybaczyłbym nikomu, kto kazałby Ci żyć w złotej klatce, a zwłaszcza sobie - na chwilę zapadła między nimi cisza, a Kyane spuściła wzrok. Wiedziała, że ma racje, wiedziała to już od dłuższego czasu, ale miała nadzieję, że nie dostrzeże tej dziwnej potrzeby aktywnego życia i pozwoli jej trwać przez swoim boku jeszcze przez długie dekady.
- Matka będzie niepocieszona... wiązała nadzieje z tobą w roli zięcia - zaśmiała się z żalem. Peneolin podszedł do niej, uniósł jej podbródek i delikatnie ucałował czoło.
- Jeszcze nic straconego, gdy tylko będziesz gotowa - wróć - ja będę czekał na ten moment.
-Obiecujesz?
- Obiecuje...
W dniu swoich sto pięćdziesiątych urodzin uznała, że już czas. Najwyższa pora wyrwać się z rodzinnej krainy i rozpocząć nowe pełne przygód życie, szukając nowych wyzwań, które zaspokoją jej porywcze serce. Nie obyło się bez wielkiej rodzinnej kłótni, jednak i tak jej uparty i stanowczy charakter znów dał o sobie znać.