Gdyby Luxuria opowiedziała o swojej historii komuś i stwierdziła, że jest ona przeciętna i nudna, skłamałaby.
Luxuria urodziła się jako Vivien w Keongju- jednej z wiosek w Szczytach Fellarionu. Była prześlicznym niemowlęciem, z dwójką błękitnych
skrzydeł.
Była jednak inna niż reszta dzieci, bardzo szybko się uczyła. I wszędzie było jej pełno, wszystkiego była ciekawa. Nim minął jej 21 rok życia Vivien
opanowała już bardzo dobrze, aż dwie dziedziny magii i rozpoczynała naukę trzeciej. Tak więc była bardzo pojęta i właściwie małe dzieci często
nazywały ja kujonem, choć jej rówieśnicy traktowali ją normalnie, właściwie lubili jej zdolności. Razem ze znajomymi Vivien wychodziła poza mury
wioski i na niewielkiej górce tworzyła ślizgawkę z lodu. Podczas okresu jej fellariańskiego życia nauczyła się też rachować, czytać, dobrze
zachowywać jak i poznała sporo interesujących ziół i ich zastosowań.
Jednak to życie nie trwało długo. Vivien dożyła pięćdziesięciu lat. Była już dorosła, dobrze wychowana, wykształcona. Co prawda nie znalazła
sobie jeszcze drugiej połówki, ale wiedziała, że kiedyś to nastąpi.
W wolnych chwilach zwiedzała okoliczne lasy, wspinała się na szczyty, czy odwiedzała sąsiednie wioski. Nigdy jednak nie pozwolono jej pójść w
inne obszary... do Rapsodii, pięknych wodospadów... do ludzi...
Pewnego dnia... zaciekawiona wschodem słońca który było widać najlepiej z nizin schowała skrzydła i bez wiedzy kogokolwiek wyruszyła w
wędrówkę jej życia... jak się okazało jej ostatnią...
Idąc przed siebie Vivien nie zauważyła grupy nadjeżdżających.. właściwie nie wiedziała kim oni byli. Ale na pewno nie mieli dobrych zamiarów..
widząc samotną, piękną dziewczynę ...pewnie domyślacie się co chcieli zrobić. Swoją obecnością jednak zaskoczyli fellariankę w skutek czego ta
przestała panować nad swoja mocą i zamieniła się w lodową rzeźbę. Zdezorientowany tym co się dzieje napastnik w ostatniej chwili dźgnął
nożem w jej serce. Napastnicy odeszli.
A ciało, a raczej lodowa rzeźba z wbitym nożem, po której wpływała krew została pozostawiona samej sobie. Procesy które działy się wewnątrz
Vivien nie do końca da się wytłumaczyć. Jej ciało choć martwe, jej umysł choć pusty... a dusza wciąż żyła...
Pod postacią lodowej rzeźby Vivien spędziła wiele lat. Nie posiadała świadomości, nie poruszała się... A jakimś cudem Pan usłyszał jej modły.
Jako, że za życia była dla każdego miła, szczera i pomocna stała się Aniołem Ducha.
Jej ciało zostało odmrożone, rany zaleczone, skrzydła zmieniły kolor na śnieżnobiałe. Była Mu posłuszna i wdzięczna za zwrócone życie. Jako
Anioł podróżowała po świecie wraz ze swym nowym nauczycielem Magnumem - Aniołem Światła. Od niego nauczyła się władać bronią. Nie musiała
jej jednak nosić ze sobą bo jej moc, nawet po przemianie została. Tak więc jej bronią zazwyczaj były sople lodu.
Pod okiem Magnuma uczyła się o duchach i innych niebiańskich stworzeniach, znała też strukturę Planów Niebieskich. Wciąż jednak chciała
wiedzieć więcej, tej nawyk również jej nie zniknął. Z Magnumem przeżyła 40 lat.
Pamięta jedną z ich misji, bardzo ważną. Mieli nawrócić człowieka który rozpowiadał w Elisii historię o Drzewie Życia. Magicznym drzewie ukrytym
gdzieś na wschód od granic Alarani, którego soki mogły przywrócić do życia nawet nieboszczyka. Wielu ludzi mu nie wierzyło, byli jednak i tacy
co zapuścili się w nieznane rejony i ... przepadli. On jednak opowiastkę głosił dalej.
Ten dzień zatarł się w jej pamięci idealnie. Pamięta, że przybywając do miasta myślała, że ich celem będzie śmierdzący włóczęga. Myliła się
jednak, był to dawny ksiądz, mężczyzna w dość podeszłym wieku. Z początku Magnum i Vivien mieli prosty plan, wysłuchać opowiastki i
przekonać go że jest ona błędna. Przecież tylko Pan może dać lub zabrać życie. Sprawy jednak nie potoczyły się tak gładko jak podejrzewali. Ów
mężczyzna - Aryviel - pokazał im skomplikowaną mapę do skarbu, ze szczegółami opowiedział też o drzewie, o tym jak pozyskać z niego sok... i
Vivien mu uwierzyła, choć bala się do tego przyznać.
Aniołowie nie zdążyli nawrócić mężczyzny, zmarł tej samej nocy po opuszczeniu przez nich karczmy. Przed śmiercią wynajął jednak żebracze
dziecko, które za opłatą miało dostarczyć mapę i magiczny kompas do Vivien. Najwidoczniej Aryviel zauważył błysk w jej oku kiedy zaciekawiona
słuchała opowieści.
Anielica otrzymała wiadomość jednak skryła ten fakt przed nauczycielem i nie zawracając sobie głowy ruszyła na następną misję. Tak w
zapomnieniu na nie jej plecaka mapa i kompas spędziły wiele lat. Vivien przypomniała sobie o nich dopiero kiedy chciała pomóc konającemu
dziecku. Ich misja co prawda zakładała co innego, aniołowie mieli tylko pocieszyć małą istotkę, i sprawić by ta nie bała się odejść z tego świata.
Vivien jednak patrząc na szkliste oczka maleństwa nie mogła się z tym pogodzić. Zaczęła myśleć o różnych alternatywach... i wtedy
przypomniała jej się opowieść.
Bez wiedzy Magnuma ruszyła na poszukiwania. Wzniosła się wysoko w niebo na białych skrzydłach i pognała na wschód. Nie myślała wtedy o
konsekwencjach, zależało jej tylko na tym, by dziecko żyło.
Zagadki znalezione na mapie szybko odgadywała, w końcu była inteligentna i bystra. Świat za granicą nie różnił się wiele od Alarani. Choć żyły
tam stwory o których nie miała wcześniej pojęcia. Wędrówka zajęła jej około dwóch tygodni.
W końcu znalazła upragnione drzewo... ukryte na dnie jaskini w której pomimo braku światła było jasno. Ze stalaktytów kroplami spadały krople
wody, które z hukiem odbijały się od tafli wody. Wspólnie tworzyły one jezioro, a na jego środku widniała wysepka z upragnionym Drzewem. Jego
korzenie były ogromne.. i tworzyły most by do niego się dostać.
Jednak nie mogło się skończyć tak pięknie... wszystko ma swoją cenę. Po czasie Magnum zorientował się w jakim kierunku odleciała. I wysłał za
nią dwójkę innych Aniołów Ducha którzy mieli ją powstrzymać za wszelką cenę. Kiedy Vivien już miała przekroczyć most anielska strzała ugodziła
ją w plecy. Anielska strzała... pobłogosławiona przez Pana.
Vivien spadła do jeziorka i na powrót zaczęła zmieniać się w lodową rzeźbę. Jednak się nie poddawała... powoli... pomimo zamarzających mięśni
próbowała wyczołgać się na wysepkę. Kolejna strzała... trafiła z zamienione już skrzydło, rozpadło się na drobne kawałki.
To miał już być koniec jej życia.. tego ziemskiego, tego duchowego... Koniec. Wiedzieli to też tamci aniołowie, nie chcieli jednak patrzeć jak
jedna z nich zienia się w sopel lodu, opuścili więc jaskinię.
Vivien wyczołgała się na brzeg i leżała na wznak czekając na całkowite zlodowacenie. Czuła zawroty głowy, widziała kolorowe plamki i w koncu
usłyszała w swoich myślach jedno słowo ''Luxuria''. Zapadła dla niej ciemność.
Jak się okazało soki drzewa krążyły również w wodzie w jeziorku. Dziewczyna padając do niego mimowolnie napiła sie tej wody. Proces
zlodowacenia nie nastąpił.
Obudziła się po kilku dniach. Na jakiejś dziwnej łące... za horyzontem nic nie było widać. [i] Luxuria- tak się teraz nazywam[i]
Nie pamiętała jak się znalazła na łące, nie pamiętała też jak straciła skrzydło. Wiedziała, ze była kiedyś aniołem, iże teraz już nim nie była.
Zapomniała o drzewie, jego położeniu, małej chorej dziewczynce. Nie pamiętała też swojego fellariańskiego życia. Czy żałowała? Owszem, choć
nie wiedziała za co została ukarana.
Swoją historię musiała napisać od nowa. Ruszyła w stronę zachodzącego słońca. Po kilku dniach wędrówki, wykończona doszła do małego
miasteczka. Przestraszona, zziębnięta... nie potrafiła obronić się przed ludźmi którzy chcieli jej się przyjrzeć z bliska. ''Jednoskrzydła,
jednoskrzydła'' wołali. Kobiety patrzyły na nią z wrogością i pogardą. Wiedzieli, że została ukarana. Nikt nie chciał jej pomóc. Z jednego skrzydła
wyrywali jej pióra, podkładali nogi... w końcu nie wytrzymała. Za jednym machnięciem ręką, nieświadomie... w stronę mieszkańców poleciały
grube sople, raniąc ich dotkliwie. Przerażona swoją mocą próbowała uciec... odlecieć, ale z jednym skrzydłem się nie dało. Chorda mieszkańców
biegła za nią, skandując i wymachując widłami i pochodniami. Uciekała co sił... aż w końcu schowała się w jakiejś ponurej jaskini i przeczekała
niebezpieczeństwo. Przez cały czas nie mogła pojąć jak to zrobiła... Z oczu wylewały jej się łzy.. zraniła.. zabiła...Jest potworem.
I kim jest teraz? Upadłym Aniołem?