Syn kata Orsona. Dzieciństwo ponure jak diabli. Wprawiany w fach przez ojca od ósmego roku życia. Mieszkał w Ekradonie. Po ukończeniu
trzynastu lat został sam. ''Tatuś zapił się w tawernie!!!'' krzyczały inne dzieciaki. Po takich słowach nikt nigdy ich później nie widział. Milczący
nastolatek przejął katowski fach. Często torturował, zabijał, a w wieku siedemnastu lat był nawet wynajmowany do zabójstw. W końcu dobra
passa się skończyła. Po wielu latach ciemnego i lewego życia został odkryty jego zabójczy proceder. Sam miał trafić na katowski pieniek. Gdyby
nie
wojna byłby trupem. Zaciągnięty do wojska. Po tygodniu uznany za dezertera. Widziano go jeszcze tylko jeden raz w rodzinnym mieście. Zabrał
stamtąd najważniejsze przedmioty, zbroję, płaszcz i pieniądze. Po następnych kilku latach wszyscy w całej Alaranii słyszeli o Krwawym Kacie,
bezlitosnym najemniku, który nie bał się żadnego zadania.
Stał sam w środku lasu. Noc był dość chłodna. Drzewa szumiały, a wiatr łagodnie muskał jego wyciosaną, niczym z głazu, twarz. Krople potu
spływały mu po policzkach. Popatrzył na topór, który ukradł swojemu towarzyszowi z oddziału zaraz po tym jak skręcił mu kark. Na kolczudze
nosił płachtę, na której wyraźnie widać było godło Ekradońskiej armii.
Widział jego twarz obróconą o 180 stopni w jego stronę, słyszał trzask pękających kręgów szyjnych i lekki jęk. Nie czuł nic, ani satysfakcji, ani
smutku, czy wyrzutów sumienia. Za dużo razy widział gorsze zejścia. Sekundy zdawały się godzinami gdy wsłuchiwał się w szumy. Słyszał jak
jego prześladowcy szukają go. Wiedział, że jak go znajdą czeka go śmierć. Nie bał się jednak. ''Nie traktuj śmierci jak wroga, synu, bowiem do
końca życia będzie twoim towarzyszem''- mawiał ojciec. Stał tak za drzewem słuchając jak strażnicy o nim mówią.
- Bryniolf ty naprawdę jesteś szalony. Aż tak ci się spieszy by dołączyć do Axtona i Nemeja? Widziałeś co on z nimi zrobił? Ax miał głowę niemal
odkręconą! Słyszysz?!? Odkręconą!!! Nie chcę tu być!
- Zamknij się! Mamy rozkazy, a po za tym Nemej był moim kuzynem! Nie puszczę sukinsyna tak łatwo!
- Tylko, że Nemej jest teraz rozpłatany od głowy, aż po krocze, a my jeszcze nie! JESZCZE!!!
Asabar usłyszał chrzęst i stęknięcie. Gdy lekko wyjrzał z za drzewa zobaczył, że jeden strażnik uderzył drugiego i złamał mu nos.
- Albo się zamkniesz, albo sam cię rozpłatam! Słysz... Zaraz... Co to?
Musieli zobaczyć błysk księżyca w hełmie. Na całe szczęście nie ujrzeli go całego i nie byli pewni co zobaczyli.
- Idź to zbadać Finn.
-J...j...ja?- zapytał przerażony żołnierz.
-Tak! Ty!
-To ty się pchałeś do bitki nie ja!
- I co z tego!?! Nakazuje ci jako wyższy stoAAAAAGGHHHHHHHH!!!
Topór tkwił w boku Bryniolfa tak głęboko, że niemal przecinał go w pół. Przestraszony Finn zerwał się i uciekł.
Przez moment Asabar stał nad ofiarą patrząc jak mdleje i wypływa jej życie wraz z wnętrznościami. Nie miał czasu trzeba było uciekać. Drugi
strażnik z pewnością nie długo złoży raport kapitanowi, a to oznacza więcej patroli.
Ruszył biegiem przed siebie by dotrzeć do starego gościńca. Nikt tam nie chodził, bo wierzono, że po jego kamieniach przechadzają się zmarli.
Trup to trup...- pomyślał- ... i tak utnę mu głowę.
Kilka tygodni później na starym gościńcu nic się nie działo, a Asabar zaczynał się robić głodny. Ostatnim posiłkiem był ten rogacz którego z
zaskoczenia wziął toporem skacząc z drzewa. Nietypowe sposoby na obiad. Cóż miał tylko topór...
Nadchodziła powoli kolejna noc. Powiało chłodem. Było dość ciemno i wietrznie. Mimo takich warunków ujrzał drobnego zająca w trawie. Odłożył
broń i wystrzelił jak z procy prosto w stronę zwierzątka. Cwany długouchy był jednak szybszy i człowiek został daleko w tyle. Obchodząc się
smakiem ruszył w stronę obozowiska. Gdy szedł powoli usłyszał szelesty, nic jednak nie dostrzegł. Ruszył i znowu usłyszał szelesty, tym razem w
formie ciągnięcia czegoś po ziemi lub powłóczenia nogami. Gdy się odwrócił dostrzegł człowieka wychodzącego z zarośli. Wszystko było by w
porządku gdyby nie fakt zwisającego na nerwie lewego oka, wychodzącej kości ze stawu kolanowego i wyjedzonego policzka, z którego
wystawał poczerniały język. Stwór wydawał odgłosy podobne do bulgotania połączonego z krztuszeniem się obrzydliwą flegmą.
Czyli jednak mieli rację. Tu rzeczywiście chodzą trupy...
Monstrum poruszało się powoli, lecz gdy znalazło się około trzydziestu metrów od niego wyskoczyło i złapało go za nogę. Szybki kopniak okutym
w stal butem złamał martwiakowi czaszkę i kręgosłup, ale to nie powstrzymało potwora. Dalej trzymał nogę tak mocno, że człowiekowi krew nie
mogła dopłynąć do stopy. Z pokruszonej czaszki wystawały kawałki mózgu zmieszane z pociętymi gałkami ocznymi i językiem.
Dezerter ponownie kopnął, tym razem uderzając podeszwą o bark. Po trzech uderzeniach kość ustąpiła, a ręka odpadła i znieruchomiała. Skoro
tak się stało to trup musiał mieć słaby punkt.
Dostrzegł dziwny szew na poszarpanej skórze w okolicach serca. Złapał tęgą lagę i uderzył nieumarłego po kolanach. Potwór przewrócił się, a
gdy próbował wstać Asabar potężnym uderzeniem kija zmiażdżył mu dłoń tak, że z owej nic nie zostało.
Zgiął rękę w łokciu i z impetem wbił ją w miejsce szwu. Szara skóra rwała się jak stare grube płótno, a zaschnięta krew w żyłach stawiała opór,
lecz w końcu dotarł ręką do miejsca, którym powinno być serce, a był kamień. Czarny błyszczący kryształ w kształcie rąbu.
Trup padł i już nie powstał, a dziwny obiekt został rozbity przy uderzeniu. Po tych wydarzeniach Asabar ruszył dalszą drogę...