Nie wiele wiadomo o jego dawnym życiu, bo raz że nie ma komu o tym opowiadać, a druga sprawa, że całkowicie z nim zerwał. Dawne
dynamiczne życie
przestępcy, pełne mordów, pieniędzy, alkoholu i łatwych kobiet już go nie interesuje. Stało się tak dlatego, że właśnie takie życie
postawiło go
nad
krawędzią śmierci. Jego postać bezwzględnego zabójcy była bardzo niewygodna innym organizacjom przestępczym. Jego praca polegała
głównie
na
eliminowaniu innych przestępców, którzy zaszli za skórę jego szefowi, choć nie zawsze.
Jego wrogowie znali jego słabości. Powszechnie wiadomo było, że pojmać go żywcem jest bardzo ciężko, więc zdecydowali się podejść
go
inaczej.
Pewnego dnia, gdy bawił się w Leonii w karczmie, podstawiono barmana, który dolał mu do drinka substancji, która spowodowała, że
stracił
całkowicie
przytomność. Obudził się w ciemnym pomieszczeniu. Było chłodno i wilgotno, dało się wyczuć, że znajduje się w jakichś podziemiach.
Trochę
czasu zajęło
mu ułożenie sobie wspomnień w logiczną całość - dlaczego on tutaj w ogóle jest? Drugim pytaniem było 'tutaj', czyli gdzie? Nie był w
stanie do
tego dojść.
Nie wiedział ile czasu był nieprzytomny, więc mogli go wywieźć nawet w Góry Dasso albo dalej.
Czego od niego chcieli? Na początku myślał, że będą wyciągać jakieś informacje. Jednak mylił się. Nie zadawali nawet żadnych pytań. Ich
celem
było go
zniszczyć. Przez powolne męczarnie doprowadzić do jego śmierci. To był czas pokuty za wszystkie zbrodnie. Zaczęło się od łamania rąk i
nóg.
Przypalania
skóry na twarzy i reszcie ciała. Odrywanie paznokci, wlewanie ogromnych ilości wody. Wydłubali mu oczy. Nie pozwalali zasnąć. Nie
spodziewali
się
takiej siły jego organizmu. Okazało się, że to wszystko nie doprowadziło go jeszcze do śmierci. Szykowali się już do zadania ciosu kończą
cego
jego,
marny przez ostatnie dni, żywot. Jednak postanowili, że pokuta będzie jeszcze gorsza. W takim stanie, wypuścili wrak człowieka na zewną
trz.
Nadal nie
był w stanie ocenić, gdzie dokładnie jest, ale słyszał szum morza, więc stwierdził, że nie jest aż tak daleko od Leonii. Czołgał się przed
siebie, w
trawie,
opierając się na swoim słuchu i czuciu. Prawdopodobnie doczołgał się do jakiegoś traktu, bo spotkał jakiegoś przechodnia. Gdy usłyszał
jego
zatroskany
głos, postanowił mu zaufać i pogrążył się w śnie, którego nie zaznał od wielu godzin.
Obudził się w szpitalu w Leonii. Jego stan psychiczny był gorszy niż fizyczny, mimo że to właśnie jego nowe ciało powodowało tego
doła. Przez
ten okres
czasu, który ciężko mu było tak na prawdę określić, stracił wszystko. Umiejętności, kontakty, wygląd. Po pierwsze nikt mu nie uwierzy,
że to on,
a nawet
jeśli to nikomu nie będzie potrzebny taki wrak. Postanowił, że nie wróci do dawnego świata.
Gdy wyszedł ze szpitala, przeżył najgorsze dni w życiu. Nie mógł przyzwyczaić się do ślepoty. Żebrał na rynku o drobne na chleb. A
wszystko co
uzbierał,
przepijał, żeby zapomnieć o obecnej sytuacji. Trwało to kilka miesięcy, powoli staczał się w otchłań śmierci, jednak w tym całym
nieszczęściu,
zdarzały
się cuda.
Jednym z nich było spotkanie człowieka, który zaoferował, że mu pomoże. Zabrał go do klasztoru, gdzie miał zapewnione godne warunki
życia. W
zamian musiał pracować przy gospodarstwie. Konieczność wykonywania codziennych czynności, pomogła mu nauczyć się poruszania bez
oczu.
Właśnie
tam wykształcić w sobie zdolność echolokacji. Gdy opanował już swobodne poruszanie się, zakonnik, który się nim opiekował, zaczął
uczyć go na
nowo
sztuk walki oraz posługiwania się sztyletami i sporządzania lekarstw, co później poprowadziło także do trucizn. Prawie 10 lat był
zamknięty w
klasztorze
i na przemian spał, pracował i trenował. W międzyczasie miał dużo czasu do przemyśleń na temat dotychczasowego życia i analizy tego
co go
spotkało.
Zdecydował, że jego przeznaczeniem w życiu jest zemsta na ludziach, którzy mu to zrobili. Cel wydawał się być trudny do osiągnięcia,
bo tak na
prawdę
nic nie wiedział o sprawcach, ale miał całe życie, aby do tego dojść.
Po 10 latach opuszcza klasztor, aby dopełnić swojego przeznaczenia - Zemsty.