Nie jest dla mnie istotne gdzie przyszedłem na świat. Sam nawet tego nie pamiętam. Wiem tyle, ile słyszałem. Urodziłem się w obozie smokołaków, gdzie
praktycznie wszyscy przebywali w formie hybrydy. Niestety, jakiś przemądrzały Nekromanta nie potrafił zapanować nad swoją mocą, gdyż używał
Intuicyjnej Sztuki. Przyzwał coś, co było dużo potężniejsze od niego samego. Miałem wtedy niespełna miesiąc. Nie znam przebiegu bitwy, na pewno
potwór zabił prawie wszystkich, tylko kilku przeżyło, w tym ja. Najpewniej wtedy zostałem przeklęty, być może przez tą samą istotę. W każdym razie
później mieszkałem w pewnej wiosce elfów. Przyjęli nas nawet dobrze i zacząłem tam dorastać. Praktycznie od początku miałem problemy ze swoją
klątwą. Gdy moje emocje za bardzo brały górę, zaraz traciłem całkowicie świadomość i nic nie pamiętałem. Wszyscy się mnie bali, chciano mnie nawet
zabić, by nie doszło do śmierci któregoś z dzieci. Wzięli mnie pod opiekę jednak elfi magowie, którzy zamierzali sprawdzić naturę mojej klątwy. Jak się
okazało, jest ona ściśle związana z emocjami i nie mogą na to poradzić. Muszę jedynie powstrzymywać swoje uczucia, ujarzmić je. Więc próbowałem to
robić, co jednak całkowicie nie wyeliminowało problemu i nadal było dużo ryzyka, przebywając ze mną. Nie tylko to było do bani. W pewnym momencie
zapaliłem się, gdy znowu uczucia były wzburzone, przez co przeraziłem się tego i były wtedy jeszcze większe. W końcu zaczęły mnie ranić i w końcu po
jakimś czasie spaliłbym się, jednak byłem na to w jakiejś części odporny. Wtedy jednak byłem zbyt przerażony. Za pomocą magii, uspokojono mnie. Jak
się okazało, miałem dość niebezpieczną moc, acz przydatną. Mogę zapalać się na zawołanie, albo pod wpływem emocji, jednak im dłużej tego używam
niedużym odstępie czasu, zaczynam się ranić. Zwłaszcza, gdy zwiększam intensywność ognia. Moje przeznaczenie chyba nie pozwalało na okazywanie mi
uczuć, niestety. Coraz bardziej je wyciszałem, co pomagało, jednak nie w takim stopniu. Magowie zauważyli u mnie potencjał magii, więc uczono mnie
różnych dziedzin, praktycznie do 19 roku życia. Odkryłem wtedy możliwość kontrolowania magii emocji, co zdecydowanie pomogło mi w starciu z klątwą.
Potrafiłem zablokować swoje uczucia i jak dotąd nie mogę używać tej magii, chyba, że dezaktywuję tą blokadę. Nie nadaje się to na dłuższą metę, jednak
to właśnie tego najostrzej opanowywałem, by zmniejszyć ryzyko błędu. Doszły też inne dziedziny, których jednak tak dobrze nie opanowałem, zbyt
skupiałem się na tym jednym. Wszystkie są mimo wszystko przydatne. Tutaj głównie poznałem umiejętności związane z magią. Trochę polowania też się
nauczyłem. Cały magiczny ekwipunek dostałem właśnie od nich. To taka moja nagroda za pilne uczenie się. Po tym 19 roku życia wyruszyłem stamtąd.
Wprawdzie mogłem się uczyć jeszcze magii, ale nie śpieszy mi się zbytnio. Później doszlifuję resztę i w sumie tyle mi chyba wystarczy. Ofensywna magia
to nie dla mnie. Przez długi czas żyłem właściwie w dziczy, gdzie nauczyłem się reszty potrzebnych rzeczy. Jestem po prostu wędrownikiem-magiem.
Wygodnie jest zmieniać się w smoka, gdy jest się sam i choćby brać kąpiel. Jakoś nie za często korzystam ze swojej prawdziwej formy. Prędzej, gdy
jestem na łonie natury. Wtedy jakoś przyjemniej jest. Mimo wszystko zależy to od mojego humoru, choć w centrum miasta na pewno nie będę zamieniony
w smoka, gdzie tam. Zamierzam ściągnąć z siebie tą klątwę, by móc korzystać ze swych emocji. Wprawdzie mój charakter przez te lata zmienił się już,
jednak i tak nadal marzę, by już nie blokować się. Raczej dążę do tego, by zapanować nad całym swoim ciałem i duszą. Jest to świat magii, może jakiś
mędrzec mi pomoże z tą klątwą. Oby. Nie lubię być przez nic manipulowany. Więc podróżowałem. Coraz dalej, w coraz to dziksze miejsca, a także do
innych stworzeń. Nikt jednak nie umiał zdjąć tejże klątwy. Zacząłem się zastanawiać, co z tym fantem zrobić. Zrozumiałem, że musi jeszcze lepiej nauczyć
się panować nad magią. Nie zawsze dawałem radę z potworami na drodze, klątwa kilka razy się ujawniała. Nie czuję żadnych zmian, jednak mam
przeczucie, iż wtedy coś źle się dzieje. W końcu klątwa ma na celu niszczenie, nigdy nie wiadomo, co się stanie. Nawet był zmuszony przebywać w postaci
smoka. Nie było to katorgą, w końcu uwielbiał tą postać, po prostu niezwykle trudno było chodzić, a nie chciał latać, gdyż wtedy ominąłby jakieś ważne
rzeczy. Znalazł jakiegoś maga-pustelnika, dość starego już. Kto wie ile jeszcze przeżyje. Po sprawdzeniu aury, wyczuł, iż jest bardzo silny, więc nauczyłby
go wiele rzeczy. Doszliśmy do porozumienia. Miałem spełnić jego jedno życzenie. Odnaleźć ducha jego córki i wysłać do nieba. Nie jestem jakimś
wysłannikiem niebios, a do tego potrzeba znać dziedzinę Ducha. Nic mi jednak nie powiedział o tym. Jest cel, który trzeba wypełnić. Tylko tyle. Oznacza
to, iż będę musiał znaleźć jakiś przedmiot pozwalający rozmawiać ze zmarłymi. Mag jakimś dziwnym trafem zaufał mi. Nie miałem powodu, do łamania
słowa, jednak poleganie na takim czymś... Ważne, że będę miał jakieś korzyści. Tak więc uzupełniałem swoje informacje o magii, przez kilkadziesiąt lat.
Ile to już miałem... 33 lata? Byłem zbyt nieostrożny i nie zauważyłem innego przepływu czasu. Świat zewnętrzny szybciej się starzał, niż obszar, w którym
się uczyłem. Moja nauka zakończyła się wraz ze śmiercią tego maga. Wziąłem kilka książek i ponownie ruszyłem w podróż. Znowu zaszedłem do jakiejś
wioski elfów. Jak się okazało, całkowicie przypadkiem wróciłem do ''domu''. Niektórzy z magów nadal żyli, jednak nikomu dobrze się nie żyło.
Błogosławieństwo, które ich otaczało, zostało zamienione w klątwę. Nie znam szczegółów, nie chcieli mi powiedzieć. Zostało im 15 lat. Zdecydowanie za
mało. Zero informacji. Nawet gdybym chciał, nie mógłbym pomóc. W końcu opuściłem ją. Długo tam nie zawitałem. Zmieniłem się w smoka i
postanowiłem poszukać smokołaków. To oni mają właśnie dużą wiedzę. Pewnie przynajmniej niektóre osobniki zamieszkały wysokie tereny, więc
leciałem właśnie w te miejsca. Znalazłem pewien obóz na jednej z gór i okazało się to strzałem w dziesiątkę. Na razie moim głównym celem nie było
zniesienie klątwy, a nauka magii. Muszę się o nie więcej wiedzieć, by sobie radzić w życiu. Może nawet pomoże mi w tym dziedzina Ducha. Tutaj poznałem
jej tajniki, jednak za słabo... Musiałbym osiągnąć mistrzostwo w tym, by móc coś zrobić ze swoją klątwą. Mimo wszystko była całkiem przydatna.
Zwiedzanie świata, bez potrzeby cielesnego przemieszczania. Podczas kolejnej nauki usłyszałem o mędrcu, który mieszka gdzieś w tej krainie, zdolny
znieść ciężkie klątwy - być może i moją. Po kilkudziesięciu latach po raz kolejny wyruszyłem w podróż w poszukiwanie tego mędrca, znając tylko jego
imię - Anarcus.