Oglądasz profil – Amira

Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Amirantiel Maron Al-Churi
Rasa:
Elfka (Pustynna)
Płeć:
Nieokreślono
Wiek:
94 lat
Wygląda na:
0 lat
Profesje:
Majątek:
Sława:

Aura

Niezbyt silna aura posiadająca złoto-cynową barwę i ametystową poświatę. Wokół słychać ciche i liczne głosy, oraz wtórujące im nikłe echo. Wydziela lekki zapach lasu. W dotyku jest miękka i giętka, a w smaku ostra.

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Amira
Grupy:

Skontaktuj się z Amira

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
12
Rejestracja:
12 lat temu
Ostatnio aktywny:
11 lat temu
Liczba postów:
81
(0.09% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.02)
Najaktywniejszy na forum:
Równina Maurat
(Posty: 27 / 33.33% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
Gdzieś w drodze do Efne
(Posty: 27 / 33.33% wszystkich postów użytkownika)

Połączone profile


Atrybuty

Krzepa:niezbyt silny, raczej wytrwały, wrażliwy
Zwinność:bardzo zręczny, precyzyjny
Percepcja:dobry wzrok, czuły zmysł magiczny
Umysł:pojętny, błyskotliwy
Prezencja:Ładny

Umiejętności

Odnajdywanie artefaktów (źródeł magii)Biegły
Jako, że jest to podstawowe źródło utrzymania dziewczyny, radzi sobie z tym znakomicie, nawet bez pomocy Róży Wiatrów.
Unieszkodliwianie mechanizmówBiegły
Lochy, katakumby i inne miejsca, w których ludzie lubią ukrywać cenne rzeczy, bywają w różnym stopniu naszpikowane pułapkami, ale dla Amiry nie stanowią już większego wyzwania.
MedycynaBiegły
Matka dziewczyny postawiła na swoim. Amira gdyby nie włóczyła się po podziemiach mogłaby zostać znakomitą uzdrowicielką.
Targowanie sięOpanowany
Jak sprzedać prawie bezużyteczny atrefakt jako potężny magiczny przedmiot i nie dać się oszukać kupcom? Amira zna teorię, ale jako beznadziejny kłamca ma problemy z wprowadzaniem jej w życie.
UnikiOpanowany
Czasem po prostu trzeba uchylić się przed ciosem.
Otwieranie zamkówOpanowany
Znalezienie skarbu zamkniętego w skrzyni na niewiele by jej się przydało, a że zamki nie są trudniejsze od pułapek, elfka radzi sobie z nimi prawie równie dobrze.
PrzetrwaniePodstawowy
Wiedza zdobyta na pustyni, a później również w lasach, na traktach i w jaskiniach, kilkukrotnie ratowała jej życie.
Orientacja w tereniePodstawowy
Potrafi określić kierunek, odczytać mapę czy podążać zgodnie ze wskazówkami. W połączeniu z Różą Wiatrów sprawia, że prawie nigdy się nie gubi.
GimnastykaOpanowany
Jeśli chce się przeszukiwać zakamarki budowli liczących tysiące lat i nie stracić przy tym żadnej kończyny, po prostu trzeba ją opanować.
WspinaczkaPodstawowy
Również niezwykle cenna umiejętność dla poszukiwacza skarbów. Z tym, że Amira ma lęk wysokości więc nie wejdzie zbyt wysoko.
PływaniePodstawowy
Czasem również przydaje jej się w pracy, ale elfka lubiła pływać od najmłodszych lat. Ale woda musi być koniecznie ciepła.
JeździectwoOpanowany
Potrafi jeździć na wielbłądzie, konno, a także w razie potrzeby jest w stanie dosiąść Shivy, choć zapewnia każdego kto chce słuchać, że gady są koszmarnymi wierzchowcami.
TropieniePodstawowy
Zna podstawy, które przekazał jej Tollin, ale nie lubi tego typu zajęć i zwykle wyręcza się Shivą lub Różą Wiatrów.
Zastawianie pułapekPodstawowy
Skoro umie coś rozbroić, to umie też nastawić. Zdarzyło jej się kilkakrotnie działać odmiennie niż na co dzień i zastawiać proste pułapki.
TkactwoPodstawowy
Kolejna umiejętność wpojona jej w domu rodzinnym. Z tym, że Amra szczerze nienawidzi tkania i uważa, że to jest najbardziej bezużyteczna rzecz jaką potrafi zrobić.
Krótki mieczOpanowany
Pobrała parę lekcji i można powiedzieć, że radzi sobie z władaniem mieczem. Nie czuje się jednak pewnie walcząc. Zdecydowanie preferuje chowanie się za opłaconymi osiłkami bądź ucieczkę co sił w nogach.

Cechy Specjalne

Odpornośc na gorącoZaleta
Upały nie robią na niej żadnego wrażenia, może bez problemu znosić wysokie temperatury.
Wrażliwość na zimnoZaleta
Dużo gorzej od innych znosi niskie temperatury czy mróz.

Magia: Inkantacje

ŻyciaUczeń
Wyuczyła się jej jako część nauk uzdrowicielskich. Podobno ma talent magiczny i jeśli trafi się okazja żeby go rozwinąć, nie odrzuci jej, ale póki co nie szuka na siłę nauczyciela.
PrzestrzeniNowicjusz
Zna raczej proste sztuczki telekinetyczne, ale w razie potrzeby potrafi przenieść lekkie przedmioty.

Przedmioty Magiczne

Róża WiatrówZaklęty
Bransoletka, która wskazuje na to, czego szuka właściciel. Matka przekazała ją Amirze, gdy ta wyruszała na swoją pierwszą wyprawę.

Charakter

Amira jest niezwykle zmienna i dość... żywiołowa. Zwykle ma coś do zrobienia i powiedzenia. Często, gdy choć trochę jej się nudzi wtrąca się w nieswoje 

sprawy, mimo, że tak naprawdę cudze życie niezbyt ją obchodzi. Nie jest trudno zgadnąć o czym myśli i nie trzeba wcale do tego specjalnych zdolności,
wystarczy spojrzeć na jej twarz, by odczytać każdą jej reakcję. O ile ktoś za nimi nadąży.
Lubi przygody, podróże i adrenalinę, ale czasami potrzebuje krótkiej chwili wytchnienia. Zwykle jest radosna i życzliwie nastawiona do świata, choć lubi
czasem komuś troszkę dokuczyć, czy z niego zażartować. Zdarzają się jednak dni w których jest gorsza od niejednej bestii, albo takie, w których ma
dosyć całego świata i pogrąża się w rozpaczy.
Rzadko podróżuje samotnie, nie tyle dlatego, że nie lubi samotności, co ze względów bezpieczeństwa. Przeważnie jest to wynajęta przez nią eskorta, bo
chociaż w pewnym stopniu radzi sobie z mieczem, a i jej zwierzątko nie jest bezbronne, to wracając do miasta z cennym artefaktem woli dmuchać na
zimne. Prawo traktuje w dość luźnych kategoriach, ale dla świętego spokoju stara się go nie łamać.

Wygląd

Amira wygląda raczej młodo, żeby nie powiedzieć dziecinnie. Ma delikatne rysy twarzy i duże ciemnozielone oczy, przysłonięte ciemnymi rzęsami. 

Brzoskwiniowe usta, równie często odsłaniają w uśmiechu białe, równe zęby co wykrzywiają się w grymasie niezadowolenia. Twarz okalają długie,
proste włosy w kolorze ciemnego blond jednak przeważnie są zebrane z tyłu i zaplecione w długi niemal do pasa warkocz. Pojedyncze, krótsze kosmyki
często plątają się gdzieś w okolicach twarzy i mają według dziewczyny irytujący zwyczaj wpadania jej do oczu i ust w najgorszym z możliwych momencie.
Elfa jest raczej niska i drobna co tylko potęguje wrażenie jej młodego wieku. Jej skóra ma ładny złoty odcień, a ciało jest zgrabne i szczupłe, ale rzadko
można się o tym przekonać, bo zwykle ubiera na siebie kilka warstw luźnych ubrań w różnych kolorach, z przewagą beżu i brązu. Na ręce zawsze nosi
złotą bransoletkę - rodzinną pamiątkę.
Porusza się energicznie. Zawsze ma też coś do powiedzenia. Jest bardzo wdzięcznym obiektem do obserwacji i jednocześnie fatalnym kłamcą, bo wyraz
jej twarzy zdradza właściwie każde uczucie i każdą myśl, jaka pojawia się w jej głowie.
Jest jak to określił jej przyjaciel uroczą niezdarą, ale gdy sytuacja tego wymaga potrafi poruszać się z niezwykłą zręcznością i precyzją, by,
przykładowo, ominąć jakąś pułapkę.

Historia

Wnętrze namiotu oświetlone było ciepłym światłem oliwnej lampki. Wewnątrz właściwie nie było mebli. W narożniku leżała sporych rozmiarów sterta 
skórzanych toreb. Oprócz tego na ziemi leżały dwa posłania z różnych rodzajów skór. Na jednym z nich wierciła się niespokojnie mała elfka o jasnych,
aktualnie mokrych, włosach.
- Amiro, nie kręć się tak – zganiła ją łagodnie matka, która właśnie próbowała przy pomocy szczotki doprowadzić jej fryzurę do porządku. Dziewczynka
uspokoiła się nieco, zaczęła natomiast wzdychać ciężko i prychać niecierpliwie, jak gdyby spokojne siedzenie było dla niej męczarnią.
- Ciągniesz! - jęknęła po chwili głośno i z wyrzutem.
- Nie trzeba było uciekać z lekcji i kąpać się w oazie. I nie wierć się – przypomniała matka.
Dziewczynka spuściła wzrok i zarumieniła się, wiedząc, że postąpiła źle. Po powrocie do namiotu najbardziej bała się, że mama na nią nakrzyczy i ukarze.
Ale wydawało się, że ona wcale się nie gniewała i teraz Amirze wydawało się to nawet gorsze. Zastanawiała się czemu mama nie jest zła i czy
przypadkiem nie planuje dla niej jakiejś strasznej kary. Chociaż to byłoby do niej bardzo niepodobne.
- Nie lubię twoich lekcji – mruknęła po chwili przepraszającym tonem. Elfka westchnęła ciężko i wstała, by odłożyć szczotkę do odpowiedniej torby.
Zdawała sobie sprawę, że tkanie, gotowanie, opieka nad dziećmi i tego typu zajęcia może nie są ekscytujące, ale nie rozumiała czemu córka tak ich nie
znosi. Przecież są to najbardziej podstawowe czynności bez których w przyszłości się nie obędzie. A już zupełnie nie potrafiła sobie wyobrazić, dlaczego
Amirze nie podoba się medycyna. Sama pełniła funkcję klanowej uzdrowicielki i wciąż miała nadzieję, że córka odziedziczy po niej zajęcie, ale zaczynała
mieć wątpliwości, czy dziewczynka się do tego nadaje. Nie ma nic gorszego niż uzdrowiciel, który nie lubi tego co robi, takie było jej zdanie.
- Dlaczego? – zapytała, domyślając się odpowiedzi. Ponownie usiadła obok córki i zaczęła zaplatać jej długie włosy.
- Bo są nudne – odparła dziewczynka już na powrót marudnym tonem. – Chłopcy mają ciekawsze zajęcia.
- Nie wydaje mi się, żeby codzienne wypasanie stad było ciekawsze.
- Ale mogą uczyć się walki. I mogą bawić się w co chcą. I uczyć czego chcą. – wyrzuciła z siebie dziewczynka na jednym oddechu, patrząc tęsknym
wzrokiem na ścianę namiotu, bo nie mogła poruszyć głową.
- A mi się zawsze wydawało, że to kobieta jako głowa rodziny ma lepsze możliwości. Chyba patrzysz na to od złej strony, kochanie. Kto broni ci uczyć się
walki, czy czegokolwiek co ci wpadnie do głowy? Albo bawić w co tylko zapragniesz? Każdy jednak musi nauczyć się pewnych rzeczy. Chłopcy też mają
nudne zajęcia – odpowiedziała matka, kończąc zaplatanie warkocza i związując jej włosy rzemykiem. Dziewczynka natychmiast odwróciła głowę patrząc
na matkę z niedowierzaniem odmalowującym się na twarzyczce.
- Ale przecież żadna dziewczynka nie uczy się walczyć – powiedziała, nadal wpatrując się w rodzicielkę, jak gdyby zobaczyła ją po raz pierwszy w życiu.
- Bo żadna o to nie poprosiła – odparła starsza elfka, gestem pokazując córce, że czas już położyć się spać. Mała zupełnie ją zignorowała, oszołomiona
nagłym odkryciem możliwości, o których nie miała pojęcia.
- Czyli jeśli poproszę będę się mogła uczyć razem z chłopcami? – upewniła się, a jej usta powoli układały się w uśmiech.
- Tylko jeśli będziesz grzeczna – upomniała ją mama. Nie zgasiło to zapału dziewczynki, a wręcz ucieszyło ją jeszcze bardziej. Rzuciła się mamie na szyję i
pocałowała w policzek. Elfka przyzwyczajona do żywiołowych zachowań córki przytuliła ją po czym usadziła na posłaniu i przykryła kocem.
- Jeśli chcesz trenować musisz mieć dużo siły, a żeby mieć dużo siły trzeba dużo spać – oznajmiła puszczając oko. Amira pokręciła się jeszcze chwilę
zastanawiając się chyba czego jeszcze mogłaby się nauczyć i patrząc na namiot roziskrzonym wzrokiem, jak gdyby zobaczyła go zupełnie na nowo. Od
jakiegoś czasu strasznie zazdrościła chłopcom, jak się okazuje, zupełnie niepotrzebnie.
- Opowiedz mi bajkę – poprosiła po dłuższej chwili. Matka popatrzyła na nią z rozbawieniem. Amira tylko słuchając opowieści była spokojna. Siedziała
wtedy nieruchomo, zasłuchana, jakby w innym świecie. Było to tak niepodobne do jej normalnego zachowania jakby stawała się na tą chwilę zupełnie
inną osobą.
- Jaką? – spytała, kładąc się obok córki, która natychmiast przysunęła się do niej i przytuliła.
- Tą o czarodzieju – odpowiedziała dziewczynka niewyraźnie, wtulając twarz w swoją mamę. Kobieta natomiast uśmiechnęła się smutno pod nosem. Gdy
postanowiła opowiedzieć małej tą historię nie przypuszczała, że tak bardzo jej się spodoba. Ale od tego czasu musiała powtarzać ją przynajmniej trzy
razy w miesiącu.
- Dawno, dawno temu – zaczęła – żył sobie pewien mag. Był bardzo mądry i uczony, ale bardzo pragnął zdobyć jeszcze większą wiedzę. W pewnej księdze
w swojej ogromnej bibliotece przeczytał o pewnych ruinach. Przygotował wyprawę w celu ich zbadania. Miał nadzieję odkryć jakieś starożytne źródło
magii lub potężny artefakt. Razem z nim podążyło kilku innych magów i badaczy. Byli też służący i najemnicy. Oni wszyscy wyruszyli w długą drogę.
Kłopoty zaczęły się gdy mieli przeprawić się przez rzekę. W tamtej okolicy płynęła ona na dnie głębokiego kanionu o stromych zboczach. Most, po którym
mieli przejść okazał się zerwany. Zwisał smętnie po drugiej stronie przepaści. Magowie naradzali się przez chwilę czy powinni użyć swojej mocy czy też
pójść okrężną drogą. Zdecydowali jednak, że szukanie innego sposobu przebycia rzeki zajęłoby im zbyt wiele czasu. Wspólnie z łatwością wyczarowani
magiczny most, po którym wszyscy bezpiecznie przeszli nad przepaścią i ruszyli dalej. Podobno ich moc i umiejętności były tak wielkie, że ten most do
dziś istnieje i można go używać. Tylko przywódca wyprawy zauważył, że liny podtrzymujące most nie były zerwane, lecz przecięte.
Po drodze przez lasy i doliny niejednokrotnie musieli mierzyć się z odważniejszymi bandytami czy grupami potworów, pomagając tym samym
okolicznym mieszkańcom. Prawdziwe jednak wyzwanie czekało ich dopiero w górach. Chcąc dotrzeć do swojego celu musieli przejść górskim
przesmykiem. Nie był on bezpieczna drogą dla tak dużej wyprawy, szczególnie, że panowała zima. Posuwali się więc do przodu bardzo powoli i
zachowując wielką ostrożność. Wydawało się już, że udało im się pokonać ten trudny odcinek bez większych przeszkód. Stracili tylko kilka koni i zużyli
prawie cały zapas jedzenia, a pogoda zwiastowała już nadejście wiosny.
Przeliczyli się jednak. Przechodzili właśnie wąską skalną półką, tuż przy skale i prawie pojedynczo. Wyprawa rozciągnęła się na wiele staj. Wtedy
właśnie ziemia zatrzęsła się a z góry prosto na nich runęła lawina. Magowie natychmiast wyczarowali magiczną tarczę, ale nie mogli rozciągnąć jej na
tak dużą odległość i utrzymywać zbyt długo. Pod zwałami śniegu i skał zginęła wtedy połowa sług i najemników oraz dwóch magów, którzy próbowali
ratować życie innych za cenę własnego. Pozostali zastanawiali się czy ruszać dalej. Również przywódca miał wątpliwości, bo zaczynał mieć przeczucie, że
coś lub ktoś nie chce by dotarli na miejsce. Byli jednak już tak blisko celu i nie chcieli by śmierć tak wielu osób poszła na marne. Zdecydowali odkryć
tajemnice tych ruin za wszelką cenę.
Od tego momentu co jakiś czas spotykały ich nieprzyjemne niespodzianki. A to drogę zablokował gigantyczny głaz, a to w mieścinie w której się
zatrzymali wybuchła zaraza. Byli jednak zdeterminowani i nie poddawali się. W mocno uszczuplonym składzie dotarli wreszcie do celu. Ruiny
prezentowały się wspaniale. Były majestatyczne, budziły szacunek i grozę. Wyprawa zatrzymała się na ich granicy na odpoczynek, ale magowie gnani
ciekawością i głodem wiedzy natychmiast poczęli badać inskrypcje na ścianach, szukać tabliczek i śladów magii.
Nad ranem okazało się, że troje z nich zniknęło bez śladu. Było już więc ich tylko czworo – przywódca i troje czarodziei. Razem z nimi było tez kilkunastu
zwykłych ludzi – w większości służących, bo najemnicy w większości wycofali się gdy zaczęło robić się niebezpiecznie. W takim składzie ruszyli na
badanie ruin. Łatwym do przewidzenia było, że wszystkie ślady prowadziły do tuneli rozciągających się pod świątynią. Czyhało tam wiele różnorakich
pułapek. Do celu dotarli wyłącznie magowie i jeden ze służących. To, co tam zastali… załamało ich zupełnie. Nie odnaleźli potężnego źródła starożytne
magii, ani nawet cennego artefaktu. W bogato zdobionej komnacie stał tylko złoty sarkofag i zwyczajny kamień umieszczony na kryształowym
postumencie. Z inskrypcji wynikało, że mają jakiś związek z ich bóstwem, ale nie dało się w nich wyczuć nawet szczypty magii…
Z grobowca i tuneli z trudem wydostał się tylko przywódca wyprawy. Były przywódca. Osamotniony opuścił ruiny i błąkał się po pustyni rozciągające się
wokół przez wiele dni ranny i bez zapasów czy ekwipunku. Nikt nie wie o czym wtedy myślał i czego pragnął ale zginąłby niechybnie gdyby nie natknął
się na wędrującą karawanę. Pustynne elfy znalazły go niemal nieprzytomnego i bez zastanowienia zajęły się nim. Pod opieką klanowej uzdrowicielki i
trzech jej córek szybko wracały mu siły. Już wkrótce był w pełni zdrowy lecz nadal wyglądał i czuł się bardzo źle. Ciążyła na nim odpowiedzialność za losy
wyprawy. Czuł, że ma na sumieniu śmierć tak wielu istnień i nie potrafił tego znieść.
Uporać mu się z tym pomogła jedna z córek uzdrowicielki. Dzięki niej poradził sobie ze swoim sumieniem i stanął na nogi. Był jej niezwykle wdzięczny, a
ona nim zafascynowana. Zakochali się w sobie, a mag został na jakiś czas wśród elfów. To była naprawdę piękna wiosna. Mag zaczął nawet dostrzegać
w tej wyprawie jakieś dobre strony. Wprawdzie przytłoczone ogromną porażką, ale jednak. Nauczył się w jej trakcie bardzo wiele. I poznał cudowną
kobietę. Przyszedł jednak czas gdy postanowił, że musi choć spróbować zadośćuczynić rodzinom poległych towarzyszy i wyjaśnić im, co spotkało ich
bliskich. Pożegnał elfy i ukochaną, która bardzo chciała iść z nim, ale jej na to nie pozwolił. Zostawił jej obietnicę powrotu i zapewnienie o jego szczerej
miłości, a także podarek – zaczarowaną bransoletkę, która podobno wskazywała, to czego szukał ten kto ją nosi. Wkrótce po jego odejściu młodziutka
uzdrowicielka zorientowała się, że to nie wszystko co jej zostawił. Mag nigdy już nie powrócił na pustynię, ale elfka nie była sama. Ich cudowna córeczka
była wciąż żywym dowodem ich miłości – kobieta zakończyła swoją historię smutnym uśmiechem. Amira mrugnęła, wracając ze świata fantazji do
rzeczywistości i przytuliła mamę.
- Chodźmy spać, skarbie – powiedziała cicho elfka. Dziewczynka kiwnęła głową i pozwoliła mamie na zgaszenie lampki. W ciemności jaka zapanowała w
namiocie nie było widać, że po policzku uzdrowicielki spłynęła pojedyncza łza.
„Kiedyś też będę podróżować i mieć takie przygody” postanowiła Amira w myślach.
„Jest taka podobna do ojca” pomyślała jej matka.



Piasek. Wszędzie dookoła był piasek. Amira z zadowoleniem rozejrzała się.
- A widzisz? – zapytała na głos uśmiechając się szeroko i przymykając oczy wystawiła twarz do słońca – Ani jednego drzewka.
- Ani krzaczka – dodała po chwili. – Nie znoszę krzaczków.
Leżąca u jej stóp ciemnozielona wiwerna nie reagowała na słowa swojej pani. Pani nieustannie coś mówiła i zwykle to nie było ważne.
-Też ci się tu podoba, co Shavi? – dziewczyna podjęła swój monolog, zupełnie niezrażona tym brakiem zainteresowania. – Możesz się wygrzewać na
słońcu, ale zobaczymy, co powiesz po południu.
Amira otworzyła oczy i dość gwałtownie ponowiła marsz, ciesząc się monotonnym krajobrazem, który ją otaczał. Po spędzeniu prawie pół roku w
Szepczącym Lesie już nie mogła patrzeć na zieloną roślinność. Teraz, stąpając po nagrzanym pisaku czuła, że jest w domu. Po chwili znienacka parsknęła
śmiechem. Shavi uniosła łeb, patrząc na swoją panią.
Ta jednak tylko pokręciła głową. Po chwili zerknęła na słońce, a następnie na złotą bransoletkę na swoim nadgarstku.
- Musimy skręcić bardziej na wschód – mruknęła w zamyśleniu. – Mam nadzieję, że nie zmienili trasy wędrówki.

Dwa dni później elfka z równym zapałem wspinała się na piaszczystą wydmę. Wiwerna natomiast człapała niechętnie kilkanaście stop za nią.
- No chodź! – jęknęła dziewczyna, odwracając się za siebie. – Wiem, że tobie brakuje cienia, ale jesteśmy już prawie na miejscu.
Shavi przyspieszyła trochę, ale nadal nie dogoniła dziewczyny. Tym bardziej, że ta, gdy tylko dotarła na szczyt piaszczystej górki ze śmiechem sturlała
się na dół. Można sobie wręcz było wyobrazić jak gad przewraca oczyma i wzdycha nad niepoczytalnością swojej pani.
Amira w tym czasie zdążyła już się pozbierać i otrzepać odruchowo z piasku. Niewiele to dało, bo w ciągu trzech dni na pustyni Nanher zdążył się już
powciskać w każdą szczelinkę w jej ubraniu. Odczekała chwilę na wiwernę i zaczęła pokonywać kolejne, tym razem znacznie większe wzniesienie.
Wspinaczka była dość mozolna i nawet elfka była dość zmęczona, gdy prawie na czworakach wdrapała się na górę. Ponad pół życia spędziła na pustyni,
a potem też raczej nie leniuchowała, ale spokojny pobyt u Tollina najwidoczniej negatywnie odbił się na jej kondycji.
Jednak widok, który ujrzała natychmiast przywrócił jej całą energię. Z tej strony zbocze wydmy było znacznie mniej strome i traciło na wysokości. A w
niewielkiej odległości znajdowała się okazała oaza. Wysepka zielonej roślinności wyraźnie odcinała się od jasnego piasku. W cieniu palm spokojnie
pasły się wielbłądy. Stado wyglądało na dość duże. Nieco na uboczu dostrzec można było kilkanaście jasnych namiotów. Ich kolor sprawiał, że prawie
zlewały się z piaskami pustyni. Zaś kilka kroków przed nią stał wysoki mężczyzna w ubraniu o podobnym odcieniu. Usta i nos zasłonięte miał brzegiem
materiału, który na jego głowie tworzył turban. Amira dobrze wiedziała, że „stoi na czatach” jak sobie to czasem żartobliwie określali. Jego głównym
zadaniem nie była jednak ochrona obozu, bo na pustyni było stosunkowo bezpiecznie i trudno byłoby nie dostrzec zbliżającego się niebezpieczeństwa.
Miał pilnować, czy któreś ze zwierząt nie oddala się od stada. Teraz jednak stał odwrócony twarzą do elfki.
Przez chwilę mierzyli się trochę nieufnie wzrokiem, a potem mężczyzna uniósł rękę i pomachał do niej wesoło. Amira uśmiechnęła się szeroko i ochoczo
odmachała, ruszając w jego kierunku. Nie miała jeszcze pojęcia, kto to, bo zasłona na twarzy utrudniała rozpoznanie z takiej odległości, nawet jeśli miało
się bardzo dobry wzrok. Skoro jednak on ją rozpoznał, to z pewnością jest „swój”. Po przejściu kilku kroków mogła już po kolorze oczu stwierdzić, że to
któryś z jej starszych kuzynów. W tych oczach dostrzegła nagle strach, gdy spojrzał za coś za nią i zawołał o pomoc. Mocno zaniepokojona odwróciła się
gwałtownie. Zza wydmy wyłoniła się właśnie Shavi. Wyglądała na obrażoną, że dziewczyna na nią nie poczekała. Amira zupełnie zapomniała, że przecież
nikt jeszcze nie widział tu wiwerny. Podbiegła do kuzyna, uspokajając go gestami.
- Nie ma się czego bać – powiedziała do niego. – To jest Shavi.
Gad zbliżył się do elfów, uniósł łeb, spoglądając na chłopaka i zasyczał. Ten wzdrygnął się nieznacznie i zrobił krok do tyłu. Dziewczyna westchnęła
zrezygnowana. W sumie nie powinno ją to dziwić, sama też z początku nie była zachwycona towarzystwem Tollinowych „zwierzątek”.
- Jest oswojona i będzie grzeczna. Dostałam ją od… - zaczęła się tłumaczyć, ale urwała widząc postać wyłaniającą się z namiotu.
- Mamo! – krzyknęła radośnie. Upuściła swoje torby na piasek i biegiem ruszyła w stronę elfki. Rzuciła się jej na szyję z takim impetem, że nieomal by ją
przewróciła.
- Witaj, skarbie – mruknęła kobieta z zaskoczeniem, ale przytuliła mocno córkę, po czym odsunęła ją od siebie lustrując uważnie matczynym wzrokiem.
- Zbladłaś – oceniła w końcu z niezadowoleniem marszcząc brwi. – Gdzie się znowu włóczyłaś?
- Po lesie – odparła Amira zgodnie z prawdą. Zamierzała zdać matce w miarę szczegółową relację ze swoich poczynań od czasu swoich poprzednich
odwiedzin, ale widząc i słysząc, że wokół Shavi robi się małe zbiegowisko, w którym niektórzy mężczyźni trzymają już w rękach włócznie, uznała, że musi
interweniować. Przecisnęła się do wiwerny, zbierając po drodze swoje rzeczy.
- To twoje? – zapytał niedowierzająco jeden ze starszych pasterzy. Kiwnęła energicznie głową.
- To jest wiwerna. Nie macie się czego bać jest oswojona – wyjaśniła szybko. Nie dostrzegła żadnej reakcji.
- Taka udomowiona, przerośnięta jaszczurka – spróbowała inaczej ją opisać. Tym razem usłyszała pomruki wyrażające zrozumienie. Shiva natomiast
zasyczała gniewnie.
- Bądź grzeczna – mruknęła do niej dziewczyna. Zbiegowisko wbrew jej oczekiwaniom nie rozeszło się. Wręcz przeciwnie, gapiów przybywało. Każdy
chciał przywitać Amirę, którą wszyscy znali od najmłodszych lat. Już wcześniej zauważyła, że jej odwiedziny stają się zawsze małą sensacją, bo
przywoziła zawsze ze sobą prezenty i „egzotyczne” jedzenie – takie, którego nie dało się znaleźć na pustyni albo kupić od spotykanych co jakiś czas
kupców. Tym razem miała jednak wrażenie, że przedmiotem tego podniecenia jest kto inny. I ten przedmiot chyba nie czuł się dobrze, obserwowany
przez tyle par oczu, bo zaczął syczeć i parskać ze złością. Jakaś mała elfka krzyknęła przerażona a jej ciemne oczy napełniły się łzami.
- Ona się bardziej boi ciebie niż ty jej – powiedziała Amira, na tyle głośno, żeby inni też ją słyszeli. – Nigdy nie widziała tylu osób naraz.
Aluzja najwidoczniej nie dotarła do zgromadzonych. Odsunęli się tylko żeby być poza zasięgiem ewentualnego ataku. Elfka już sama nie wiedziała co ma
robić, a wszyscy stawali się coraz bardziej nerwowi.
- Dobra, ludzie, koniec zbiegowiska. Jakbyście nigdy nie widzieli jaszczurki… - donośny głos przebił się przez szepty gapiów. Amira z wdzięcznością
spojrzała na matkę, która najzwyczajniej w świecie podeszła do Shavi i pogłaskała ją. Wszyscy włącznie z jej córką gapili się na to ze zdumieniem.
Uzdrowicielka nie przejęła się tym w najmniejszym stopniu i zaprowadziła wiwernę do swojego namiotu, odprowadzana zaszokowanymi spojrzeniami.
Po kilkunastu sekundach ludzie otrząsnęli się i zaczęli rozchodzić do swoich codziennych zajęć. Niektórzy podchodzili i witali się z Amirą. W końcu została
tylko „najbliższa rodzina”, licząca kilkanaście osób – ciotek, wujów, kuzynów i kuzynek wraz z mężami. Razem usiedli przed namiotem, a po chwili
dołączyła do nich matka podróżniczki. Stare ciotki musiały najpierw przekazać jej wszystkie plotki. Amira dowiedziała się kto i na co chorował, ile
wielbłądów zmarło, ile się urodziło, wysłuchała narzekań jednej ciotki na bóle nóg, a drugiej na kłopoty z trawieniem oraz została uraczona
szczegółowymi informacjami na temat wszystkich małżeństw, narodzin i pogrzebów powiązanych z klanem, włącznie z opinią na temat pożycia
małżeńskiego większości par.
Kiedy przetrwała to bombardowanie informacjami zaczęło się przesłuchanie. Niestety, kiedy ona chciała zrelacjonować swoje osiągnięcia, miejsca, które
odwiedziła i skarby, które znalazła, jej rodzinę to niezbyt obchodziło.
- A tą jaszczurkę to skąd masz? – zapytał ją kuzyn, zerkając na namiot za plecami nieco niepewnie.
- Od Tollina. On ma tam… - zaczęła wyjaśnienia.
- Twojego narzeczonego? – wtrąciła kuzynka z entuzjazmem.
Amira zamarła z półotwartymi ustami i szokiem odmalowanym na twarzy. Nieczęsto nie wiedziała, co powiedzieć, a tego dnia zdarzyło się to już drugi
raz. Zapadła cisza. Słychać tylko było odgłosy wielbłądów i odległe glosy z innej części obozu. Wszyscy wpatrywali się w podróżniczkę w oczekiwaniu. A
ona, gdy tylko minął pierwszy szok, zrobiła się zupełnie czerwona na twarzy.
- To nie jest mój narzeczony! – to, co z siebie wydała przypominało krzyk skrzyżowany z jękiem.
-Aha – mruknęła kuzynka, jakby zawiedziona, przeciągając ostatnią samogłoskę. Amira nadal była częściowo w szoku i nie potrafiła sformułować w
tym momencie żadnego sensownego zdania, więc przemilczała zawód kuzynki.
- To bardzo dobrze – skwitowała natomiast jedna z ciotek, uśmiechając się przy tym z dziwnym zadowoleniem.
- Dlaczego? – zapytała niepewnie podróżniczka odzyskawszy zdolność mowy. Tak naprawdę to bała się, co usłyszy w odpowiedzi, ale zaryzykowała.
- Bo jesteś nadal panną, a żal byłoby, żeby się taka utalentowana dziewczyna zmarnowała gdzieś w lesie – zaczęła ciotka, sztucznie miłym tonem, który
nie wróżył nic dobrego, a rzeczona dziewczyna spojrzała na nią nieco nieufnie, dziwiąc się przy tym, że zapamiętała, gdzie mieszka jej przyjaciel. – Ale
właściwie, to ile ty masz lat?
- Dziewięćdziesiąt cztery – mruknęła.
- Aż tyle? To powinnaś już zacząć szukać sobie jakiegoś przyzwoitego chłopca, bo się zestarzejesz.
- Ależ ty wyrosłaś, niesamowite – włączyła się inna. – Naprawdę, czujemy się przy tobie staro. A jeszcze niedawno właziłaś na palmy z tymi łobuzami.
Amira parsknęła śmiechem. Z pewnością nie była jeszcze w wieku, w którym musiałaby obawiać się o starość, czy myśleć o zamążpójściu. Ciotki zresztą
też, jak to elfki, wyglądały jak ludzkie kobiety w wieku może 30 lat. Na wzmiankę o palmach i łobuzach uśmiechnęła się do siebie. Przypomniała sobie, że
rzeczywiście kiedyś urządziła sobie z chłopcami z zaprzyjaźnionego klanu i ich siostrą zawody we wspinaniu się na palmy. Wlazła wtedy na sam czubek
naprawdę sporej palmy. Tylko, że potem nie umiała zejść. W dodatku, gdy spojrzała w dół poczuła paniczny strach i zaczęła wrzeszczeć tak okropnie, że
zbiegły się wszystkie elfy z okolicy. Lęk wysokości ujawnił się w bardzo niedogodnym momencie. W rezultacie siedziała na tej palmie około pół dnia, bo
nikt nie wiedział jak ją stamtąd ściągnąć, a sama była zbyt przerażona, żeby próbować. Wreszcie jeden z chłopców zdecydował się na niecodzienną
metodę. Uderzył ją rzuconym kamieniem w rękę, tak, że dziewczyna puściła się i z przeraźliwym piskiem spadła prosto w jego objęcia. Teraz, z
perspektywy czasu wydało jej się to strasznie zabawne.
- Co słychać u Hirama? – zapytała.
- Och, on wyrósł na porządnego pasterza. Jest całkiem bogaty – ożywiła się pierwsza z ciotek. – I wolny – dodała znacząco.
Amira westchnęła ciężko. Mogła się spodziewać takiego obrotu rozmowy. To właśnie jej rodzina była najbardziej niezadowolona z jej zajęcia i stylu
życia. Ale jak, znając ją przecież dobrze, mogli przypuszczać, że zostanie stateczną uzdrowicielką, żoną i matką? O wielu lat starała się wszystkimi siłami
o spełnienie swojego marzenia o podróżowaniu, przeżywaniu przygód i odnajdywaniu niezwykłych przedmiotów. Trenowała walkę, gimnastykę,
nauczyła się rozbrajać różne pułapki i odnajdować źródła magii, przy pomocy zmysłu magicznego. A przez ostatnie kilka lat starała się wyrobić sobie
opinię dobrej poszukiwaczki skarbów. Nie miała najmniejszego nawet zamiaru porzucać wszystko, o co tak długo walczyła.
Było jej też smutno, że wszyscy przyjaciele, z którymi z dzieciństwie snuła te marzenia opuścili ją na rzecz stania się „porządnymi” elfami. Prawdę
powiedziawszy czuła się zdradzona. Bez słowa wstała i oddaliła się z stronę jeziorka. Zdjęła buty i usiadła na brzegu, zanurzając nogi w ciepłej wodzie. Po
chwili usłyszała chrzęst piasku za swoimi plecami. Odwróciła się gotowa do odstraszenia nieproszonego towarzysza jakimś złośliwym komentarzem, ale
zobaczyła swoją mamę. Zrobiła więc tylko niechętną minę i wróciła do przyglądania się wielbłądom po drugiej stronie.
- Wiesz, że my chcemy tylko twojego dobra? – zapytała łagodnie uzdrowicielka.
- Mojego? – spytała dziewczyna ponuro.
- Tak. One myślą, że pragniesz tego, co inni.
Amira milczała ze zwieszoną głową, machając wolno nogami i powodując zmarszczki na wodzie.
- Ale ty nie jesteś taka jak inni – jej matka odpowiedziała sobie sama, uśmiechając się przy tym z dumą. – Prawda, Księżniczko? – dodała, szturchając
córkę lekko.
Dziewczyna natychmiast się rozchmurzyła. Matka zawsze wiedziała jak poprawić jej humor.
- Mówiłam ci żebyś mnie tak nie nazywała – zaprotestowała, ale uśmiechnęła się szeroko. – To upokarzające.
- To nie moja wina – broniła się matka.
- Właśnie, że twoja. Ty mnie tak idiotycznie nazwałaś – upierała się podróżniczka. Rzeczywiście – wszyscy skracali jej długie imię, a „Amira” znaczyło
właśnie „księżniczka” w dialekcie, którego używały pustynne elfy, żyjące na południe od Alaranii. Tu, na pustyni Nanher, już raczej nie używano tego
języka, ale wielu nadal go znało i uczyło swoje dzieci w ramach przekazywania tradycji.
- Jesteś pewna? – uzdrowicielka uśmiechnęła się złośliwie. Córka w odwecie ochlapała ją wodą. Chwilę później wracały do namiotu, obie mokre od stóp
do głów, ale za to w znakomitych humorach. A Amira zaczęła już rozmyślać, gdzie udać się tym razem. Bo miała zamiar zostać w oazie tylko kilka dni.
  • Najnowsze posty napisane przez: Amira
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data
  • Re: [Dom z ogrodem]Przystanek na drodze
    Amira wzruszyła ramionami. Ona też nie chciałaby stracić brwi, ale może tym razem obyłoby się bez takich bonusów. Zresztą nie była pewna, czy taka natychmiastowa podróż, w dodatku ze zgubieniem niewątpliwie wci…
    87 Odpowiedzi
    42637 Odsłony
    Ostatni post 11 lat temu Wyświetl najnowszy post
  • Re: [Dom z ogrodem]Przystanek na drodze
    - Nawet o tym nie pomyślałam. Wiem, że byś jej nie zostawiła - uspokoiła ją Amira. - Chodzi o to, żeby odciążyć je. Jeśli nie będą musiały wieźć nas... - Tu spojrzała na wiedźmę, na wielbłąda i lekko zwątpiła, …
    87 Odpowiedzi
    42637 Odsłony
    Ostatni post 11 lat temu Wyświetl najnowszy post
  • Re: [Dom z ogrodem]Przystanek na drodze
    „Ładnie” pomyślała Amira słysząc pełne nazwisko Veny. Uświadomiła też sobie, że nie tylko nazwiska wiedźmy nie znała. Właściwie nie wiedziała o niej nic. Tylko to, co bezpośrednio dotyczyło sprawy medalionów, a…
    87 Odpowiedzi
    42637 Odsłony
    Ostatni post 11 lat temu Wyświetl najnowszy post